wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 7

*Emily*
Byliśmy już w szpitalu, kiedy Justin zemdlał od razu wezwałam pomoc, na miejscu mogli powiedzieć mi tylko, że był to tylko uraz głowy, ale w razie czego wezmą go na badania w szpitalu.
Bardzo się denerwowałam bo gdybym po niego nie zadzwoniła to nic by mu się nie stało, ale w tamtym momencie nie myślałam o niczym innym tylko o tym co mi powiedział. Mówił, żebym zawsze dzwoniła. A propo's mogła dzwonić do mnie mama, a jak wróce do domu to będzie pytać, czemu nie odbieram.
" Wiesz mamo dziwna sytuacja, twój chłopak chciał mnie zgwałcić, a gdy wyjełam telefon, roztrzaskał go o mur"- to nie wchodzi w grę.
Czekałam cała w nerwach, aż coś mi powiedzą. Łaziłam w tą i w tą po całym korytarzu.
- Emily?- podszedł do mnie lekarz.
- Tak to ja- odpowiedziałam szybko.
- Z pani chłopakiem jest wszystko w porządku.
Moim chłopakiem, pewnie bym była szczęśliwa, ale on jest tylko moim przyjacielem, który mnie całuje.
- Mogę do niego wejść?
- Ciągle powtarza twoje imię, więc wydaje mi się, że to by było nawet wskazane-powiedział i uśmiechnął się ciepło.
Otworzyłam lekko drzwi do pokoju nr 6 i wystraszyłam się kiedy zobaczyłam Justina z tym wszystkim podpiętym do siebie.
- Wejdź proszę.
Podeszłam do krzesełka przy jego łóżku i usiadłam na nim.
- Justin..- zaczęłam- tak ci dziękuję, że mi pomogłeś, gdyby nie ty..
- Nie kończ- położył mi rękę na policzku- nie ma sprawy, nie mogłem pozwolić by stało ci się coś złego.
Poczułam motyle w brzuchu.
- Ale to przez mnie tu leżysz.
- Przestań tak mówić. To nie jest twoja wina.
Popatrzyłam na niego, a on na mnie. Nasze oczy nie mogły się od siebie oderwać, wtedy poczułam z nim na prawdę bardzo silną więź, jakbyśmy byli kimś więcej niż tylko tymi przyjaciółmi..

*Justin*
Nigdy nie widziałem tak pięknych oczu, kiedy spoglądałem w ich głąb, widziałem jaka jest na prawdę, że coś ją martwi, ale jednak coś nie pozwala jej zniszczyć wewnętrznego szczęścia.
- Pamietaj- złapałem jej rękę- zawsze możesz na mnie liczyć- wyszeptałem.
- Zostanę tutaj z tobą- powiedziała.
- Nie ma opcji, musisz wrócić do domu i się wyspać.
- Ale nie będę mogła spać z myślą, że ty tutaj leżysz z moj..
- Tylko nie mów, że z twojej winy.
Spuściła wzrok
- Może i masz rację, muszę się wyspać by móc siedzieć u ciebie jak najdłużej- powiedziała ciepłym głosem.
- Zaraz zadzwonie do kogoś i po ciebie przyjedzie sama na pewno nie wrócisz.
Wziąłem telefon i napisałem do Joe sms-a.
Musisz odebrać z pewnego miejsca jedną ważną dla mnie osobe.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Załatwione- powiedziałem.
Emi uśmiechnęła się.
Jasne, skąd?
*
Ze szpitala.
*
Co się stało?
*
Miałem wypadek, przyjedź do naszego szpitala pokój numer 6 piętro 1.

Odłożyłem telefon i starałem przychylić się ku jej twarzy i ją pocałować, jednak ona lekko się oddaliła.
- Ja nie mogę..- powiedziała smutnym głosem.
- Co się stało?- zapytałem.
- Po prostu nie mogę.
- Ale..
- Justin odpoczywaj, a ja wpadnę do ciebie jutro, okej?- zapytała wesoła.
- Jasne, będę czekał.
- Poczekam na tego kogoś na dole.
- Nie chcesz ze mną?- zapytałem po czym zrobiłem minę szczeniaczka.
- Muszę i tak iść do toalety- uśmiechnęła się.
Posłałem jej ciepły uśmiech, a gdy wyszła z pokoju na mojej twarzy pojawił się smutek. Czemu nie chciała mnie pocałować? Tak źle całuje?

*Emily*
Nie chciało mi się iść do toalety, po prostu musiałam wyjść bo nie umiem udawać, że wszystko gra, a nie umiem powiedzieć mu co leży mi na sercu.
Kierowałam się do wyjścia, miałam tam poczekać na osobę, która mnie odbierze, ale dopiero potem zorientowałam się, że nie odbierze mnie skoro nie wie jak wyglądam.
Postanowiłam się wrócić, ale ze schodów na 1 piętro schodziła policja.
- Przepraszam!- krzykneli do mnie.
- Tak?
- Czy ty jesteś Emily?- pytała miła policjantka.
- Tak to ja.. skąd państwo wiedzą?
- Mamy twoje zdjęcie.
Wyraźnie się zdziwiłam.
- Wiemy o całym incydencie.
Westchnęłam.
- Jeśli będziesz gotowa- wyjęła z kieszeni karteczkę i długopis- zgłoś się na komisariat w tych dniach i godzinach- napisała na kartcę godziny i dni, w których miałam się stawić.
- Muszę go udupić- nagle powiedzialam do policjantki, brzmiałam jakby mnie opętało.
- Niech pani mi uwierzy, że nie jest pani pierwszą ani ostatnią osobą.
- Słucham?
- Ten mężczyzna, szuka wiecznych ofiar, znajduje sobie partnerki, molestuje ich córki, a potem je same  a jeśli kobiety nie mają córek tylko synów zmusza ich do handlowania narkotykami a w pewnym momencie posuwa się do morderstwa.
- O mój Boże- przeraziłam się na słowa policjantki.
- Jednak jeśli pomoże nam pani, może uda nam się go złapać.
- Jasne na pewno przyjadę. Złożę zeznania- powiedziałam stanowczo.
Pożegnałam się z policjantką i podeszłam pod pokój Justina i zastanawiałam się czy wejść.
- Okej na 3- mówiłam pod nosem- raz..dwa..trzy- otworzyłam drzwi, i wyraznie byłam zaskoczona.
- Joe?- zapytałam i uśmiechnęłam się do niego.
- O Emi! To ciebie mam odebrać?- odwzajemnił mój uśmiech.
- Chwila to wy się znacie.
- Tak siedzimy razem na lekcji- powiedziałam.
- Joe- Justin zwrócił się do przyjaciela- dowieź ją do domu, i uważaj na nią.
Znowu te motyle.
- Jasne, nie martw się.
- Dziękuję Justin- podeszłam i pocałowałam go w policzek- I zdrowiej mi tu.
Justin wyraźnie był szczęśliwy, był tak kochany, po prostu zasługiwał na tego buziaka.
Wyszliśmy z jego pokoju.
- Czemu nic mi nie mówił?- zapytał Joe.
- Ale o czym?
- Jest moim przyjacielem, mógł powiedzieć, że ma dziewczynę.
Szliśmy w kierunku wyjścia.
- My nie jesteśmy razem.
- Nikt wam nie uwierzy- Joe uśmiechnął się sam do siebie.
Wywróciłam teatralnie oczami i przygryzłam dolną wargę.
- Sama widzisz- powiedział widząc co zrobiłam.
- Nic nie widzę- zaśmiałam się.
- A ja widzę doskonale.
- To zbadaj oczy- klepnęłam go w ramię.
Nie mogłam ludzią dać myśleć, że Ja i Justin jesteśmy razem, skoro to nie jest prawda, chodź nie ukrywam, że chciałabym, żeby nią była...
NASTĘPNEGO DNIA
Cała noc nie spałam, ciągle myślałam o Justinie. Mi zależało na nim, a jemu na mnie, nawet jeśli to była tylko przyjaźń. Może po prostu przestane się tym przejmować i zacznę się nim cieszyć takim jakiego mam.
Wstałam z lóżka i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Puściłam ciepłą wodę i zdjęłam z siebie piżamę i zamoczyłam swoje ciało, a następnie nałożyłam na nie żel pod prysznic. Kiedy skończyłam owinęłam się ręcznikiem i popędziłam do szafy. Wybrałam sobie czarną bokserkę, koszulę i czarno czerwoną kratę i czarne jeansy.
Szybko ubrałam się w zestaw i wiedziałam, że teraz będę musiała zejść na dół, będę miała niezły opierdol, bo wczoraj weszlam przez balkon, nie chciałam już na sam koniec dnia zebrać krzyki.
Powoli otworzyłam drzwi i zeszłam jakby nic się nie stało.
- Dzień dobry- powiedziałam do mojej siostry i mamy. Tato już z nami nie mieszkał.
- Nie wiem czy taki dobry!- krzyknęła mama- Co ty sobie wyobrażasz?! O której ty do domu wróciłaś?! Gdzie masz telefon?!
- Mamo, wysłuchaj mnie!
- No proszę! Słucham!
- Powiem ci wszystko wiesz?!
- Wal śmiało!
Postawnowiłam, że jej to powiem, niech wie.
- Twój chłopak..kiedyś męczył Chels.
- Słyszałam coś o tym, ale są to brednie.
Zlekcewarzyłam jej słowa.
- Wczoraj wieczorem, pożegnałam się z Chels- popatrzyłam na nią- i wyszłam z domu na spacer- matka patrzyła na mnie- usłyszałam kroki odwracałam się i nikogo nie było, aż w końcu ktoś się na mnie rzucił i to był on..-przerwałam.
- Co było dalej?- mówiła bardziej zainteresowana.
- Zaczął mnie rozbierać, zadzwonilam po pomoc, on roztrzaskał mi telefon o drzewo, nie dość..pobił mojego przyjaciele on leży teraz w szpitalu..
Mama zrobiła wystraszoną minę, jakby wiedziała dobrze jaki on jest.
- Pojechałam do szpitala z nim i tam spotkałam policje. Kazali mi zlożyć zeznania.
- Złożysz?- przełknęła ślinę.
- Oczywiście, że tak. Wiesz co oni mi powiedzieli, że szukają go bo on molestuje córki partnerek, a potem je same.
Wstała od stołu nic się nie odzywając. Poszła ubrać buty i miała już wychodzić z domu.
- Mamo gdzie idziesz?- zapytałam winna temu.
Mama tylko podeszła i mnie przytuliła- przepraszam, że ci nie wierzyłam- płakała mi w ramie. Poczym szybko wyszła z domu, a ja wróciłam do salonu. Szybko podbiegł do mnie siostra.
- Mówiłam- krzyczała i rzuciła mi się na szyję- Mówiłam, że za późno!
- Spoko, mała.
- Nie przejmujesz się tym?
- Nie, do niczego nie doszło, a wiem, że za niedługo go zniszczę.
- Silna jesteś.
Popatrzyłam na nią.
- Widziałaś matkę? Załatwimy go.
Przytuliłam ją i pogłaskałam po włosach.
- Zjesz coś?- zapytała.
- Coś ty, muszę już iść, zaraz się spóźnie- złapałam plecak, ubrałam buty i wyszłam za drzwi.
Rozglądnęłam się w prawo i w lewo czy nikogo nie ma i powoli weszła na chodnik. Tak na prawdę bałam się go jak nie wiem co i przeżywałam to strasznie, ale nie chciałam pokazać siostrze, że się boję bo ona też by się bała, a tego chcę uniknąć
-------------------------------
Jak widzicie rozdziały staram się wrzucać codziennie, dopóki jeszcze nie mam tyle lekcji.
To jest kolejny, mam nadzieję,że się spodoba.
Komentujecie-Motywujecie.

2 komentarze: