*Justin*
Stanąłem przed drzwiami domu Joe i lekko zapukałem, otworzyła mi jego mama była jak zwykle uśmiechnięta.
- Dzień dobry- powiedziałem do niej miło.
- Witaj Justin- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Pokazała ręką, żebym wszedł.
- Joe jest u siebie?- zapytałem stojąc już w korytarzu.
- Tak, pisze coś na komputerze.
- Okej, dziękuję.
Wszedłem po schodach i otworzyłem gwałtownie drzwi od jego pokoju.
Joe złapał się za serce i zrobił umierającą minę. Ja widząc to zacząłem się śmiać.
- Chcesz bym dostał zawału?!- krzyczał i śmiał się na zmiane.
- Okej już nie sikaj- mówiłem i ciągle się śmiałem- czego tak namiętnie szukasz?- spytałem gdy zobaczyłem, że Joe przeskakuje różne strony.
- Mieszkania dla nas- odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
- O i co znalazłeś?- spytałem zaciekawiony.
- Jak zwykle gówno..albo za drogo, albo za daleko, a jak nie za drogo i nie za daleko to jakieś brzydkie.
- Kurdę, powiem ci, że ostatnio też szukałem, i nic kompletnie nie ma.
- A już tak chciałem się usamodzielnić, wiesz bałagan- gestykulował rękami- spanie do późna, jakieś laseczki można sprowadzać- posłał mi uśmieszek.
- Chyba masz dziewczyne co nie?
Joe spuścił wzrok na podłogę, a potem popatrzył na mnie.
- To znaczy no..ją będę przyprowadzać.
- Jasne- stuknąłem go w ramie.
- No tak!- krzyknął.
- Tak, tak.
- No, ale nie ważne- powiedział nagle Joe- Co z tym twoim ojcem?
- Szkoda słów..uprawia sobie seks.
Joe zrobił pytającą minę- to jest to zabawianie się, seks to chyba normalna rzecz.
- Jak się ją robi w korytarzu to nie.
- Aaaaa..kurde to kiepska sprawa.
Pokiwałem głową.
*Emily*
- Chels!- krzyczałam- Chels!
- Co?!
- Gdzie wcięłaś pilota?!
- No chyba wcięłam go tam gdzie powinien być wcięty!- krzyczała z drugiego końca domu, co prawda nasz dom był bardzo prostej konstrukcji, bardzo wysoki sufi i schody przy jednej ze ścian, które prowadziły do pokoi na górę.
- To znaczy, możesz się wyrażać jasniej?!
- No na stoliku!
Rozejrzałam się, bo nie wiedziałam o jaki stolik jej chodzi, po chwili dostrzegłam pilota.
- I co masz?!
- Tak, dzięki!
Włączyłam telewizor, ale wcale się na nim nie skupiłam, ciągle myślałam o Justinie. Jego rozumowanie było tak skomplikowane, że cały dzień chodziło mi to po głowie. Pocałował mnie tak po przyjacielsku, to skąd mam wiedzieć kiedy pocałuje mnie nie po przyjacielsku.. o ile w ogóle to zrobi?
Nagle ktoś mnie szturchnął.
- Mówię do ciebie- powiedziała mi na ucho Chels.
- Przepraszam, nie słyszałam cię.
- Co ty taka zamyślona?- spytała popijając moją herbatę.
- Ja? Nie, zdaje ci się.
- Chyba tobie się zdaje, że nic nie widzę. No dawaj, co jest?
Westchnęłam
- Chłopak..
- Ah, no tak..mów dalej.
- Pocałował mnie dzisiaj taki jeden.
- Czekaj! Wróć!
- I wiesz co powiedział?
Spojrzała na mnie z przejęciem.
- Że to był tylko przyjacielski pocałunek.
- Przyjacielski? Przyjaciele się całują?
- Ja już kurwa nie wiem.
- Może zabardzo się przejmujesz.
Zawiesiłam się.
- Nie wiem, może zabardzo się spinam.
- Porozmawiaj z nim niech ci to wytłumaczy.
- Sama nie wiem..
Uśmiechnęła się do mnie- głowa do góry.
- Chyba idę się przewietrzyć.
- Tak późno- wyraźnie się zdziwiła.
Wzruszyłam ramionami.
- Tylko uważaj- powiedziała zatroskana.
To było uroczę, że się o mnie troszczyła. Podeszłam i mocno ją przytuliłam.
- Nie martw się- cmoknęłam ją w policzek.
Założyłam buty i wyszłam z domu.
Szłam ulicą, w końcu czułam, że czymś oddycham, było już ciemno, ale ja czułam się wspaniale.
Wiatr lekko rozwiewał moje włosy, a ja zamknęłam oczy by dać się ponieść. Coś szybko kazało mi otworzyć oczy, były to jakieś kroki, kiedy się odwróciłam, nikogo za mną nie było, więc postanowiłam iść dalej, jednak znowu je usłyszałam.
No co do kurwy nędzy?!
To było przerażające, dlatego postanowiłam przyśpieszyć tempo, jednak ten ktoś też je przyśpieszył, nic mi nie zostało tylko biec, rozpędziłam się i podąrzałam przed siebie. Nagle poczułam jak ktoś się na mnie rzuca i obije upadamy na ziemie.
- Zostaw mnie! Kim jesteś?!
- Twoim koszmarem- szepnął.
Poznałam go po głosie to partner mamy.
- Co chcesz?!
- Nikt mną nie będzie pomiatał!
Zamachnęłam się i uderzyłam go w nos.
- Jednak ktoś musi- wyszeptałam
Zwaliłam go z siebie, wiele myśli wtedy przeleciało mi przez głowę.
Wtedy mi się coś przypomniało. Justin kazał mi dzwonić, mimo to, że byłam na niego zła, czułam, że mogę na niego liczyć.
Szybko wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer.
Jednak on znowu się na mnie rzucił.
- Halo- usłyszałam
- Pomocy Justin, pomocy!
- Zamknij morde nikt ci nie pomoże!
- Matko, Emi gdzie jesteś?!
Wyrwał mi telefon.
- st.Grifina! Pomocy!
Potem już widziałam tylko jak mój iPhone roztrzaskał się o jakieś drzewo.
- Czemu tu nikogo nie ma!
- Mówiłem, nikt ci nie pomoże! Jesteś na zadupiu.
Poczułam jak jego ręke rozplaszcza mi się na twarzy.
- Przestań!- krzyczałam.
Zaczął mnie bić i kopać, nie wiem ile podołam. Proszę, aby zjawił się Justin.
*Justin*
Byłem cały zestresowany, szybko chwyciłem kurtkę.
- Co się dzieje?-pytał Joe.
- Potem powiem- szybko rzuciłem i wybiegłem z domu Joe.
Stałem na ulicy jak kołek, szybko musiałem się orientować.
- Gdzie to jest?- szeptałem pod nosem.
Nagle przypomniałem sobie, zawsze chodziłem z mamą na lody właśnie na tej ulicy.
Pobiegłem szybko w tamtym kierunku, miałem nadzieję, że będę tam na czas. Jej nie może się nic stać..nie jej.
Biegłem przez pełne 13 minut, kiedy nagle w małym lasku nie opodal tej ulicy usłyszałem krzyki, postanowiłem znowu wkroczyć.
Przedzierałem się przez drzewa tak cholernie mi na tym zależało.
- Boże puść mnie!- mówiła przez łzy.
Rzuciłem się na niego od tyłu.
- To znowu ty?!- kiedy przewróciłem go na plecy na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Kojarzyłem go. Jednak nie miałem czasu na żadne rozkminy.
- Co tu się odpierdala?!- przywaliłem jej w twarz. Jednak on mnie odepchnął i szybko wstał.
Próbowałem się podnieść, ale on kopnął mnie w brzuch. Skręcałem suęz bólu.
- Zostaw go!- krzyczał Emily, leżała naga, ten drań chciał ją zgwałcić.
Kopnął mnie jeszcze raz, poczym klęknął i chwycił za włosy.
- Pamiętaj, jeszcze z tobą nie skończyłem- zadał mi ostatni cios, pięścią w twarz.
- Z tobą też!- krzykął do Emi i zniknął w ciemnościach lasu.
Emi szybko się ubrała.
- Justin!- dalej mówiła cała zapłakana.
- Nie dałem rady- trzymałem się za brzuch.
- Przestań! Pomogłeś mi- przytuliła mnie.
Syknąłem z bólu.
- Oj przepraszam- odsunęła się- jesteś w stanie wstać?
- Postaram się.
- Podaj mi rękę- wyciągnęła do mnie swoją.
Posłuchałem jej i powoli wstałem.
- Pójdziesz jakoś?- spytała przejęta.
- Spokojnie, boli mnie trochę, ale jestem w stanie dojść.
Uśmiechnęła się do mnie.
- A co on chciał od ciebie, znasz go?
- Głupia sytuacja..
- Przepraszam.
- Nie, spoko. To jest partner mamy..jest narwany.
Nagle poczułem jak kręci mi się w głowie i upadam na ziemie, jedyne co usłyszałem to tylko " Justin, proszę nie rób mi tego ".
-------------------------------
Kolejny rozdział
Jak widzicie akcja trochę się rozkręca. Dzięki, że jesteście i czekajcie na kolejne.
Komentujecie-Motywujecie.
Czekam na kolejny ;3
OdpowiedzUsuńAwwwee *_* czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuń