niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 11

*Emily*
Jednak moje myślenie czasem do czegoś się przydawało, byłam z siebie dumna.
- Justin!- krzyknęłam, gdy chłopak pakował moje rzeczy.
- Co się stało?- lekko się wystraszył.
- Powiedział, że to jego ulubione miejsce co nie?- zaczęłam i miałam nadzieję, że on wie o czym mówię.
- Ii..?- ale jednak Justin nic nie wiedział.
- Miejsce, w którym prawie zostałam zgwałcona- zaczęłam- może o to miejsce chodzi?
Justin wstał z ziemi i bardzo spoważniał.
- Wiesz, może masz racje- pokiwał głową- to na co czekamy?
- Jedziemy tam- powiedziałam pewna i szybkim krokiem zeszłam na dół trzymając Justina za rękę.
*
Siedzieliśmy w aucie, bałam się znowu przyjechać w tamto miejsce, ale to moja siostra ja muszę wiedzieć, czy ona tam może się znajdować czy też nie.
- Jesteśmy- powiedział- dasz radę?- zapytał zatroskany.
- Dam, dla niej dam radę- powiedziałam stanowczo.
Wysiadłam z auta i szłam przez krzaki, dokładnie zatrzymałam się w miejscu, w którym to wszystko się wydarzyło, obok muru leżał mój roztrzaskany telefon.
- Tyle z niego zostało-powiedziałam do Justina pokazując palcem na szczątki urządzenia.
Rozglądałam się na wszystkie możliwe strony.
- Chelsea!- krzyczał Justin, swoją drogą byłam mu wdzięczna, że tak się w to zaangażował i ze mnie nie zostawił.
- Chelsea!- powtórzyłam po nim- pójdziesz w prawo, a ja w lewo okej?- nie czekałam na odpowiedź.
Niby taki mały lasek, a można się w nim zgubić, gdzie ona może być, tak cholernie teraz żałowałam tego, że tak ją potraktowałam gdybym jej nie uderzyła to nic by się takiego nie stało.
*
Szukaliśmy ją z 30 minut, w całej okolicy, może to jednak nie było to ulubione miejsce już był na prawdę wolała, żeby to było to, co jeśli ona gdzieś leży i się wykrwawia.
Zaczęłam płakać.
- Przepraszam cię siostrzyczko- mówiłam sama do siebie.
Nagle poczułam pod stopą coś miękkiego szybko popatrzyłam się w duł i zorientowałam się,że to czyjaś ręka wstawała spod krzaków.
Zaczęłam głośno piszczeć, jednak postanowiłam podnieść krzak, strasznie się trzęsłam, serce trzaskało tak głośno, że słyszałam je nawet podczas pisku.
- Emi!- usłyszałam głos Justina gdzieś z oddali- gdzie jesteś kochanie?!
- Tutaj!- krzyczałam i machałam i wtedy dostrzegłam sylwetkę mojego chłopaka.
- Co się stało?- podbiegł i zapytał
- Popatrz- pokazałam palcem na rękę wystająca spod krzaków i odwróciłam głowę- boję się podnieść krzak.
- Ja go podniosę- powiedział- to może być ona.
- Boje się- powtórzyłam.
- Kochanie- wziął moją twarz w dłonie- musimy to zrobić- popatrzył mi w oczy- po prostu się odwróć.
Słyszałam tylko szelest krzaka i słowa Justina " o mój boże"
- Co się stało?- odwróciłam się spoglądając na osobę leżącą na ziemi, to była Chelsea, kiedy ją zobaczyłam straciłam grunt pod nogami i szybko zaczęłam płakać.
- Ona..- mówiłam przez łzy- ma oszpeconą twarz- mówiłam patrząc na moją siostrę, która praktycznie " nie miała twarzy" była pokryta krwią miała na buzi bardzo dużo ran.
- Czy ona żyje?!- wyłam.
Justin sprawdził jej puls na ręku.
- Żyję- kamień spadł mi z serca.
- Dzwoń na pogotowie- powiedziałam szybko i oddaliłam się od tego miejsca jak najdalej, nie mogłam na to patrzeć, ona zawsze miała taką śliczna twarz, komuś zaczęło to przeszkadzać..
*
Po 15 minutach na miejsce dojechało pogotowie, staliśmy z Justinem przy ulicy by ich tam zaprowadzić.
- Trzeba przejść przez ten lasek- powiedział Justin do ratownika- Czy może pani jej podać jakieś leki uspokajające- powiedział już do innego ratownika.

*Justin*
Zaprowadziłem ich na miejsce.
- O boże- powiedział do mnie mężczyzna- czy to pańska dziewczyna?
- Nie to siostra mojej dziewczyny.
- Wie pan.. niech jej pan tego nie mówi- zaczął a ja już się bałem.
- Jej siostra już nie będzie wyglądać jak dawniej, są małe szanse.. na prawdę małe..
Popatrzyłem na niego, wiedziałem jak Emi kocha siostrę, czym prędzej czym później się o tym dowie, szkoda mi jej.
- Jest aż tak źle?
- Proszę pana głupio się pan pyta, niech pan sam spojrzy, po tym będzie mnóstwo blizn.
- Boże- wyszeptałem zakrywając usta rękami.
- Lekarz powie państwu wszystko w szpitalu.
Pokiwałem głową.
- Powiadomimy matkę tej dziewczyny.
- Koniecznie- powiedziałem.
Zabrali Chels na nosze i przykryli folią. Ciężko się na to patrzyło, a co dopiero musiała czuć Emily.
- Proszę się przesunąć- powiedział do Emi, która od razu podbiegła do swojej siostry.
- Do jakiego szpitala ja wieziecie?
- Centralnego.
- Justin jedziemy tam natychmiast.
- Dzisiaj i tak państwo się nic nie dowiedzą- powiedział obojętnie jeden z facetów.
- Ale ja muszę..
- Proszę pani proszę iść do domu i się wyspać, wszystkim się zajmiemy, jest w dobrych rękach.
- Zawsze tak się mówi, a potem ludzie umierają.
- No pani obecność na pewno jej nie pomoże.
- Jest pan bezczelny!- krzyczała do faceta.
- Tak tak- powiedział i zamknął drzwi karetki.
- Widziałeś to?- powiedziała do mnie.
- Straszny był.
- Debil!- krzyczała za karetką.
- Chodź Emi, jedziemy do domu.
- Nic tu po nas- powiedziała i ruszyła w stronę auta.
*
Była dopiero 12:00, było tak wcześnie, a Emi już tyle przeżyła. Nie miała nawet chwili wytchnienia.
- Kochanie- przytuliłem ją, jednak ona zmarnowana mnie odepchnęła.
- Na prawdę nie mam na to ochoty- powiedziała nawet na mnie nie patrząc- idę spać.
- Ale jest dopiero 12:00.
- Czas już nie ma dla mnie znaczenia.
Patrzyłem jak tylko wchodzi na górę i zamyka się w pokoju, to był okropny widok, jak twoja dziewczyna powoli zaczyna zamykać się w sobie, już na nic nie ma ochoty i na nic nie ma siły.. już nie umie się cieszyć, kiedyś co chwilę się śmiała, widziałem na korytarzu. Ona na prawdę potrzebowała chwili spokoju, tylko zaniepokoiło mnie to, że zamknęła się od środka.

*Emily*
- Kurwa- szepnęłam do siebie- co za życie- runęłam na łóżko, chciałam tylko zasnąć i już się nie wybudzić. Już nie miałam poparcia w ty świecie.
Weszłam do łazienki, bo przypomniałam sobie, że miałam w szafce schowaną wódkę jeszcze z zeszłorocznego sylwestra, schowałam ją tam, żeby mama nie widziała i stoi do dzisiaj.
Szybko ją odkręciłam i wzięłam łyka, poczułam uczucie jakby oczyszczenia, trochę skrzywiłam się i piłam dalej.
- Emi- ktoś zapukał w drzwi mojego pokoju, to był Justin.
- Tak?- zapytałam
- Śpisz?- zapytał przejęty.
- Właśnie zasypiam.
- Jak się obudzisz, to zejdź proszę.
- Jasne, zejdę.
Gdy usłyszałam jak Justin schodzi po schodach wzięłam kolejnego łyka, i tak piłam jeden za drugim, aż w końcu skończyła się cała butelka.
Gdy wstałam poczułam,że się chwieje, ale poczułam też radość, chwyciłam klamkę od drzwi i szybkim ruchem otworzyła drzwi, stałam w nich z rozłożonymi rękami.
- Idę w świat!- krzyknęłam.
- Nigdzie nie idziesz- powiedział wkurzony Justin i podszedł na górę.
- Puść mnie! Ja idę.
- Mówię, że nigdzie nie idziesz- złapał mnie i wprowadził do pokoju.
- Ale ja chcę, pozwiedzać!
- Ty chcesz spać- powiedział przykrywając mnie kocem.
- Nie spać, zwiedzać!
- Obiecuje, że kiedyś pozwiedzasz.
- Ale na pewno?
- Na pewno na pewno- powiedział obojętnie.
- To git, umówieni jesteśmy?
- Skąd miałaś alkohol?- zlekceważył moje pytanie.
- Miałam i już.
- Idź spać- powiedział ściągając spodnie.
- Będziemy się ruchać?- zapytałam zadziornie.
- Nie będziemy- pocałował mnie w czoło kładąc się koło mnie.
Byłam tak bardzo napita, że momentalnie zasnęłam.
* OKOŁO 18:00- NIE!- krzyknęłam, co oczywiście spowodowało moje przebudzenie.
- Co się stało?- szybko zerwał się Justin, który też zasnął.
Wyszłam z łóżka.
- Ja piłam!-krzyczałam - Justin ja piłam!
Justin spuścił wzrok.
- Do czego doszło?
- Do niczego.
Gdy to powiedział ulżyło mi.
- Przepraszam, że musiałeś widzieć mnie w takim stanie.
- Kochanie, nic się nie stało- podszedł i mnie przytulił.
- Zawsze powtarzałam- krzyczałam u w jego umięśnioną klatkę piersiową- że alkohol to nie jest żadne wyjście, a tutaj proszę sama się do niego odniosłam.
- Ciii- przyciskał mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Justin- zaczęłam- czy my możemy już jechać do ciebie?- zapytałam.
- Na prawdę chcesz?- wyczuła w jego głosie zdziwienie co trochę zbiło mnie z tropu.
- Czemu pytasz takim tonem?- spytałam trochę zdenerwowana.
- Myślałem, że nie chcesz, tyle przeżyłaś, dlatego nawet nie pytałem, czy chcesz do mnie iść.
Podeszłam szybko i go przytuliłam, na co on wyraźnie się zdziwił, ale szybko objął mnie rękami.
- A to za co?- zapytał szczęśliwym głosikiem.
- Za to, że na mnie nie naciskałeś, sam powiedziałeś, że chciałeś bym została w domu bo to jest jednak mój dom, Dziękuję ci.
- Nie ma za co- zaśmiał się i pocałował mnie w czoło, staliśmy tak z 2 minuty.
- Ale teraz serio koniec, chodźmy do ciebie, chcę odpocząć od tego domu.
Zaśmiał się- wszystko dla mojej księżniczki.
Znowu poczułam motyle w brzuchu, mogły by już wylecieć.
*
Justin schodził z moją walizką bo schodach, widziałam że nie było mu lekko.
- Pomóc ci kochanie?- zapytałam i zaśmiałam się pod nosem.
- Nie, no przestań- popatrzył na mnie obrażony.
- Okej- podniosłam ręce w geście obronnym.
Stałam pod ścianą , zaplotłam ręce i patrzyłam na mojego ukochanego rycerza z walizką i torbą schodzącego po schodach.
- I co doszedłem- powiedział.
- Dobrze,że dochodzisz do końca- przygryzłam dolną wargę i pocałowałam go w usta, a Justin zaczął się śmiać.
- Ty zboczuszku- klepnął mnie w tyłek
Odwróciłam się i pokazałam mu środkowy palec i posłałam lekki uśmieszek.
*
Justin pakował jeszcze moje torby i walizki do bagażnika, a ja już siedziałam w aucie i na niego czekałam.
- Już jestem- powiedział wsiadając do auta.
- Mogę twój telefon? - zapytałam- chcę napisać do mamy.
- Jasne- wyciągnął z kieszeni telefon i mi podał,
- Albo zadzwonię- uśmiechnęłam się.
- Twoja wola- zaśmiał się Justin odpalając auto.
Moja mama nie podnosiła telefonu.
- Kurdę, nie odbiera- powiedziałam.
- Spróbuj jeszcze raz- powiedział Justin wykręcając auto.
Wykręciłam numer i po dwóch sygnałach odebrała moja mama.
- Halo?- powiedziała.
- Czemu nie odbierałaś?- od razu zaatakowałam ją pytaniem.
- Jestem w drodze, specjalnie się musiałam zatrzymać, bo nigdy nie dzwonisz tak o.
- Jadę już do Justina.
- Już dziś?- spytała.
- Tak, skąd mam wiedzieć, że ten wariat nie ma jakiejś wysługi wśród ludzi, albo,że sam tam nie przyjedzie.
- Przecież już siedzi- powiedziała spokojna.
- Skąd wiesz, że nie ucieknie?- Podniosłam ton.
- Kochanie..
- Nie ważne- przerwałam jej bo czułam,że ta rozmowa zejdzie zaraz na niepotrzebne filozofie- wiesz już o Chels, prawda? Kiedy będziesz do niej jechać?
- Ja nic nie wiem, co się stało? Gdzie jechać? Co z nią?!- zaczęła się denerwować.
- Mamo, teraz ci tego nie powiem.
- Masz mi teraz wszystko powiedzieć, rozumiesz?!
- Przez telefon.
- Co z tego?! Gadaj co z nią?!
- On ją napadł..
- Ten skurwiel! Co jej zrobił.
- Ona..- zaczęłam.
- Co ona?!- matka zaczęła płakać.
- Ona.., ma oszpeconą twarz.
- Boże!- krzyczała- to nie może być prawda.
- Szpital miał do cholery cię zawiadomić- krzyczałam ze złości do tego szpitalika cholernego,
- Emi, słabo mi.
- Mamo!- krzyczałam- Mamo! Gdzie jesteś?!
- Koło parku..- powiedziała, a w słuchawce usłyszałam pikanie.
Weszłam w trans osłupienia, gapiłam się na telefon i nie wiedziałam co się dzieje.
- Emi w porządku?- zapytał.
- Jedź do parku!- krzyknęłam.
- Co się stało?- pytał przestraszony.
- Nie pytaj, tylko jedź.
*
Dojechaliśmy do parku, szybko wysiadłam z auta i biegłam chodnikiem wzdłuż drzew.
- Mamo!- krzyczała- Justin, Justin szukaj białego auta- mówiłam potrząsając nim.
- Tamtego?- pokazał palcem na auto stojące bardzo daleko od nas po drugiej stronie.
Szybko przebiegłam na drugą stronę i biegłam ile sił w nogach, a Justin za mną.
Gdy w końcu dobiegłam zaczęłam pukać w szybę, chociaż ku mojemu zdziwieniu nikogo nie było w środku.
- Gdzie ona jest?!- pytałam cała zapłakana i rzuciła się na Justina.
- Co się stało? Powiesz mi?- pytał.
- Justin, ona zasłabła, ale jej tu nie ma!
Nagle usłyszałam kaszlnięcie 5 metrów od auta. Szybko tam poszłam, czułam,że to może być ona, ale czemu nie leży w aucie, ja myślałam, że coś jej się stało,
- Mamo!- krzyknęłam zaszokowana kiedy zobaczyłam mamę z papierosem.
- O Emi!- szybko go ugasiła i chciała podejść mnie przytulić.
- Mamo, przecież ty nie palisz- odsunęłam się od niej.
- Ale ja się zestresowałam- powiedziała.
- Ale ja myślałam,że ty zasłabłaś, że nie zdąże.. a ty sobie palisz.
- Zdawało mi się, że jest mi słabo- powiedziała- Jutro pojedziemy do Chels- złapała mnie za ręce.
- Ja pojadę z Justinem, a ty dojedziesz- powiedziałam spokojnie, sama się zdziwiłam, że byłam taka spokojna, może dlatego, że mieliśmy już za dużo problemów nie chciałam wywoływać kolejnej awantury.
- No okej, możemy tak zrobić- uśmiechnęła się do mnie.
Na prawdę nie wiedziałam czemu jest jej tak do śmiechu, córka leży w szpitalu, a druga leci jak głupia bo myśli, że jej matka wyzionęła ducha w aucie, a tym czasem ona sobie spokojnie pali papieroska.
- Dobra, to ja już będę jechać z Justinem, a ty jedź do cioci- mówiłam powoli, bo na prawdę bardzo ciężko było nagle nie wybuchnąć.
- Ale Emily,,
- Nie! Masz jechać do cioci i tyle- powiedziałam podniesionym tonem.
Mama tylko westchnęła.
- Sama to wymyśliłaś- wypomniałam jej- masz jechać do cioci bo będę się martwić- skończyłam- jeszcze dzisiaj do niej zadzwonię i spytam czy jesteś- groziłam jej.
- Dobrze, pojadę, żebyś była spokojniejsza.
Na siłę udało mi się uśmiechnąć, ale na prawdę, żeby wiedziała, że na siłę.
Stanęłam jeszcze na chodniku i czekałam aż odjedzie.
- Kochanie, co się stało?- podszedł Justin i złapał mnie w tali.
- Justin, ja już sama nie wiem- powiedziałam , bardzo szczerze, ostatnie dni są takie zakręcone, że sama się gubię, każdy jakby nagle był z innego świata. A może ja jestem...inna.
-------------------------------------------------------------
Kolejny!
Zdaję sobie sprawę, że może być trochę pogmatwany.
Jakoś tak zawsze mi wychodzi :D
Ale mam nadzieję,że się spodoba.
Mogę zrobić dedyki ;p
Jakoś urozmaicić
Komentujecie-Motywujecie <3



środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 10

*Justin*
Czekałem, aż zapyta bo teraz kiedy jesteśmy razem to powinniśmy się wspierać, nie chciałem zostawić jej samej, była teraz bardzo roztrzęsiona z powodu mamy i jeszcze siostra jej dołożyła zmartwień.
- To ja pójdę się wykąpać- szepnęła mi do ucha i podeszła do drzwi łazienki, miała własną w pokoju.
Posłałem jej cwany uśmieszek- Może ja też bym się wykąpał- złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie.
- Tak?-zaczęła się śmiać- też byś się wykąpał? Na dole mamy łazienkę.
- Ja nie chce w tamtej- powiedziałem jej w usta.
- A czego jej brakuje, wanna jest, toaleta jest..
- Nie ma w niej nagiej ciebie.
- I tu cie mam- dotknęła mnie lekko po nosie.
- Ja, zaraz wrócę kochanie nie napalaj się- powiedział po czym szybko wbiegła do łazienki i zamknęła drzwi.
- Chłopaka własnego się wstydzisz- mówiłem przez drzwi.
- Jak znam go 6 dni to tak.
- Znamy się dłużej- powiedziałem oburzony.
- Przepraszam, zapomniałam, że zacząłeś skreślać dni.
Zaśmiałem się.
- Wychodź szybko!
- Dopiero weszłam.
- Co ty tak długo robisz?- pytałem żartobliwie,
- Właśnie zdejmuje stanik- powiedziała ponętny głosem, nagle poczułem,że coś unosi się w moich spodniach.
- Zamilknąłeś, coś się stało?- zapytała śmiejąc się- czekaj, nie kończ wiem co się stało..
- Nie wiesz, bo stoisz po drugiej stronie drzwi- powiedziałem jej na złość i nagle otworzyły się drzwi od łazienki a w nich stała naga Emi, aż otworzyłem usta z wrażenia, a ona popatrzyła mi w kroczę.
- Teraz już wiem- zaśmiała się- zamknij te usta kochanie- powiedziała i posłała mi buziaczka, nawet nie zdążyłem podejść, a ona już zamknęła drzwi.
Co tu się właśnie stało?
*
Emi już wyszła z łazienki, była ubrana w jakąś krótką bluzkę i spodenki w których było jej widać pośladki.
- Ty to robisz specjalnie no nie?- spytałem.
Zaśmiała się- nie jestem taka wredna, wiem, że wkurza cię patrzenie na moje ciało najbardziej na świecie- mówiła ironicznie.
- Jak już się wydało to idź się ubrać, a nie taka roznegliżowana chodzisz- odgryzłem jej się również ironicznie.
- Już idę po worek na ziemniaki- powiedziała i chwyciła za klamkę drzwi.
- Nigdzie nie idziesz- chwyciłem ją od tyłu i zakręciłem, a ona zaczęła piszczeć.
- Puść nie ja mam gilgotki!- krzyczała.
- Nigdy cię już nie puszczę- powiedziałem.
- Zakład- ugryzła mnie w rękę, ale mimo to ja nie wypuściłem jej z rąk- twardy zawodnik- podszedłem z nią pod ścianę i ją do niej przygniotłem.
- Taka ciężka jestem, że musiałeś przygnieść mnie do ściany by sobie ulżyć?- zapytała po czym się zaśmiała.
- Podszedłem tutaj bo muszę sobie ulżyć robiąc to- zbliżyłem się i pocałowałem ją namiętnie, a ona oddawała moje pocałunki.
- Justin!- krzyknęła i lekko uderzyła mnie w ramię.
- Mam nadzieję,że to tylko przyjacielski pocałunek,
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Koniec tych śmiechów, trzeba iść spać- powiedziałem.
Popatrzyła na mnie- w sumie już mi się chcę spać, dużo dziś się wydarzyło..- stanęła jej łezka w oku, a mi się serce krajało jak widziałem jej łzy.
- Nie płacz, proszę nie zaczynaj- przytuliłem ją- wszystko będzie dobrze- pocałowałem ją w czoło.
- Dziękuję Justin- wydukała.
- Za co?- schyliłem się tak,że widziałem jej twarz.
- Za to, że tu jesteś, że mogłam się trochę pośmiać.
- Za twój uśmiech, zrobię wszystko.

*Emily*
Miałam motyle w brzuchu, w końcu kogoś znalazłam.
Oderwałam się z uścisku Justina i pokierowałam się w stronę łóżka. Ułożyłam się pod ścianą, a Justin zaraz koło mnie.
- Justin?-zapytałam niepewnie.
- Słucham- powiedział.
- Czy mógłbyś zgasić światło?-zapytałam.
- Jasne- Justin zwinnie wstał i zgasił światło.
- Dziękuję- powiedziałam i nastała chwila ciszy.
- Justin?- zapytałam.
- Mam sprawdzić, czy wyłączyłaś wodę w łazience?-zapytał.
- Nie..ja chciałam spytać, czy mogę się do ciebie przytulić- dokończyłam.
- Nie pytaj mnie o takie rzeczy- i szybko wziął mnie do siebie i przytulił z całej siły do siebie,że aż czułam jak bije mu serce.
- Kocham słuchać twojego serca- powiedziałam uśmiechając się do siebie.
- Bo jak się wsłuchasz..- powiedział- to mówi twoje imię- dokończył i przytulił mnie jeszcze mocniej.
NASTĘPNEGO DNIA
Obudziłam się, ale Justina nie było koło mnie, szybko się zerwałam i zaczęłam wszędzie rozglądać i nagle dostrzegłam go jak stał koło mojego stolika.
Zaśmiał się- nigdzie ci nie ucieknę spokojnie.
- Co ty tak stoisz? Matko wystraszyłam się- patrzyłam niego przejęta z wystraszoną miną.
- Patrzę jak śpisz, od dziś kocham ten widok, wiesz?- popatrzył na mnie i usiadł na łóżku.
- Jestem cała rozczochrana, a ty mówisz, że kochasz ten widok- zaśmiałam się,
- Bo to dalej ty- popatrzył mi w oczy- prawdziwa ty.
- Przestań bo się rumienie- złapałam się za policzki.
- Uwielbiam jak się rumienisz- powiedział.
- Czemu tak szybko wstałeś?- zapytałam , zmieniając temat.
- Twoja mama gdzieś wychodziła, i mnie to obudziło.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, to była moja siostra.
- Mogę?- zapytała niepewnie, wychylając się zza drzwi.
- To może ja wyjdę- powiedział Justin i minął się z nią w drzwiach.
- Emi- zaczęła, ale ja jej przerwałam.
- Możesz mi do cholery powiedzieć, co ty wyrabiasz?- już się podkurwiłam.
- Bo ja, już poczułam, że muszę.
Zaśmiałam się.
- Czy ty siebie słyszysz dziewczyno? Ty musiałaś, wiesz co ty w tym wieku musisz? Musisz się uczyć- powiedziałam stanowczo- mało mamy problemów, a ty jeszcze się musisz ruchać co oznacza jak zwykle kolejny problem!- krzyczałam- i to jeszcze w mojej łazience, masz szczęście, że się kryłam.
- Dziękuję- powiedziała szybko.
- Tyle masz i do powiedzenia?
- Będziesz ciągle krzyczeć?- spytała z pretensjami.
- Ty masz 15 lat! Zabije cię kiedyś, obiecuje.
- Ja przynajmniej przeżyłam swój pierwszy raz- odpyskowała.
W tamtym momencie poczułam, że ręka sama poleciała mi na jej twarz.
- Jak mogłaś- oburzyła się i wybiegła z pokoju.
Źle się czułam z tym, że uderzyłam własną siostrę, ale wkurzyła mnie i to bardzo.
Do pokoju wszedł Justin.
- Wszystko okej?- zapytał.
- Nie nic nie jest okej- powiedziałam.
Podeszłam do szafy i wyjęłam torbę.
- Co ty robisz- zapytał.
- Ja chcę się stąd wynieść jak najszybciej do ciebie- mówiłam przez łzy- nie wytrzymuje- Justin tylko podszedł i mnie przytulił.
- Obiecuje, że jeszcze dzisiaj będziemy u mnie.
*
Zaczęłam pakować swoje ubrania i potrzebne mi rzeczy do higieny.
- A powiesz mi co się stało?- Justin usiłował to ze mnie wyciągnąć.
- Dobra- westchnęłam- powiem ci bo mi żyć nie dasz.
- No to słucham.
- Uderzyłam ją w twarz- powiedziałam dalej pakując swoje rzeczy.
- Uderzyłaś siostrę?!
- Wkurwiła mnie, okej?!
- Ale..- przerwałam mu.
- Już daj mi spokój, okej?
Tylko na mnie popatrzył i pomagał mi się pakować. Nagle usłyszałam dość mocne trzaśnięcie drzwiami i wrzaski dochodzące z dołu, wystraszyłam się, ale nie mogłam tego tak obojętnie zostawić, ty bardziej, że wiedziałam kto to jest..
- Gdzie jesteś ty szmato- krzyczał.
- Justin- powiedziałam do niego- zostań tu i zrób to co ci powiem.
Pokiwał głową.
- Ja tam zejdę, a ty zadzwoń na policje.
- Nigdy, nie zejdziesz tam sama.
- Chcesz nie żywą prawda?
- Co to za pytania?!
- Więc zrób to- powiedziałam stanowczo.
- Gdzie jesteś!- krzyczał coraz głośniej.
- Ale..- zaczął Justin.
- Żadnego kurwa ale! zrób to i już- powiedziałam po czym wyszła z pokoju.
- Mnie szukasz?- spytałam
- Taa- na mój widok się uśmiechnął- ładniej ci bez ubrań.
Parsknęłam.
- A tobie w niczym nie jest ładnie.
- Ładnie by mi było z tobą w łóżku- dotknął ściągając mi ramiączko od stanika z lewego ramienia.
- Ładnie by ci było w kaftanie psychiatrycznym- szepnęłam, podciągając ramiączko.
- Ostro pogrywasz- powiedział.
- Ty jesteś w to cienki- chciałam go wkurzyć.
Zamachnął się na mnie, ale ja szybko chwyciłam jego rękę zanim zdążył cokolwiek zrobić.
- Tego bym na twoi miejscu nie robiła- wykręciłam mu rękę, którą trzymałam w dość mocnym uścisku i popchnęłam go na podłogę.
- O ty szmato!- rzucił się na mnie, a ja poleciałam na szafkę.
Odepchnęłam go zwinnie.
- Mówiłam,że nie robiła bym tego na twoim miejscu!- wrzasnęłam.
- Chyba jeszcze nie zauważyłaś, że w dupie mam to co mówisz!- rzucił się na mnie znowu, tym razem udało mu się mnie zwalić na podłogę.
Zaczęłam wrzeszczeć i piszczeć jak oszalała, myślałam,że sobie z tym poradzę, widziałam tylko jak wyjmuje z kieszeni sztylet, czekałam na mój koniec, bo wiedziałam,że za kilka sekund nastąpi.
- Złaź z niej!- usłyszałam głos Justina.
Nagle poczułam jak ten ciężar ze mnie schodzi.
- Z twoją siostrą poszło szybciutko- powiedział leżąc na ziemi przygnieciony przez Justina.
- Co masz na myśli- zaczęłam płakać.
- Nie zauważyłaś, że nie ma jej w domu.
- Ty skurwielu, co jej zrobiłeś.
Zaśmiał się.
Szybko wybiegłam z domu i rozglądałam się na każdą możliwą stronę.
- Chels!- krzyczałam przez łzy- Chels, gdzie jesteś?- już nie wiedziałam co mam robić, co ten drań jej zrobił. Byłam na nią zła, ale to nie zmienia faktu, że to dalej jest moja mała siostrzyczka.
Łzy same mi leciały, a gdzieś w oddali było słychać sygnał policyjny.
- Chelsea!- krzyczałam jak opętana.
Radiowóz podjechał i zaparkował pod moim domem, wysiadło z nich 6 policjantów i jedna policjantka to oni zadawali mi pytania w szpitalu.
Ktoś to mnie podbiegł.
- Czy on jest w środku?
Pokiwałam głową cała zapłakana i dalej rozglądałam się dookoła, w oknach widziałam tylko sąsiadów, nikt nie raczył wyjść i zapytać czy wszystko w porządku, takich to już ich miałam.
- Wszystko będzie  w porządku- powiedziała do mnie policjantka obejmując mnie- nie płacz już go mamy.
- Ale..-zaczęłam- on coś zrobił mojej siostrze.
- Jak to?-Zaniepokoiła się.
- Powiedział, że z nią poszło łatwiej, więc jednoznacznie coś jej zrobił.
- Nosz kurwa co za człowiek- powiedziała i podeszła do jednego z policjantów i przyprowadziła go do mnie.
- Ten pan zada ci kilka pytań, Okej?-zapytała
Pokiwałam głową.
- A więc..jak ona wygląda- zapytał.
- Ona.. ma czarne kręcone włosy..jest bardzo szczupła i niska, ma 15 lat..
- Ma przy sobie dokumenty?
- Wydaje mi się, że.. nie- płakałam.
- Dobra, ostatnie, kiedy to miało miejsce?
- Nie wiem była w domu...my się pokłóciłyśmy..potem nagle wszedł on.. ja nie wiem na prawdę.. znajdźcie ją proszę- wyłam.
- Spokojnie, postaramy się, obiecujemy.
Odszedł ode mnie.
Widziałam jak wyprowadzają go z mojego domu, tego skurwysyna.
- Co jej zrobiłeś? Gdzie ona jest?- wrzeszczałam na niego.
- Nie ma tak łatwo, wiedz tylko, że to moje ulubione miejsce- nic już nie powiedział bo wprowadzili go do samochodu.
- Damy pani znać- powiedział do mnie policjant- mogę pani na tą chwilę powiedzieć, że on już nikomu nie grozi- chociaż tyle mi ulżyło.
Wbiegłam do domu i zobaczyłam ten chaos i Justin od razu się na niego rzuciłam
- Justin , gdzie ona jest?- płakałam
- Kochanie, gdybym tylko wiedział- mocno mnie przytulił.
------------------------------------------------------------------
To jest kolejny rozdział,
jak widać akcja nabiera tempa
jak myślicie co się stało z Chels?
Mam nadzieję, że się spodoba.
Chciałam podziękować za te miłe komentarze, nie jest ich dużo,
ale motywują mnie bardzo.
Czytajcie dalej
i Pamiętajcie
Komentujecie-Motywujecie

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 9

*Emily*
-Już-szepnął mi do ucha kończąc masaż. Podniosłam się i usiadłam mu na kolanach, a Justin bez zastanowienia złożył na moich ustach pocałunek, kiedy się od siebie oderwaliśmy popatrzyłam mu głęboko w oczy.
- Nie wiesz nawet ile czekałam na tą chwilę- w końcu odważyłam się to powiedzieć.
- Wiem- powiedział, a ja popatrzyłam na niego z pytającą miną- bo ja czekałem na nią tyle samo. Zaczęłam się panicznie śmiać, a jeszcze bardziej bawiło nie to ,że Justin nie wiedział z czego się śmieję.
- Co się stało?- zapytał.
- Czekałeś na tą chwilę tak?- dalej się śmiałam,
- No tak- odpowiedział trochę obrażony, a ja zeszłam z jego kolan.
- To chyba ty mi powiedziałeś, że tamten pocałunek to tylko przyjacielski, tak?!- krzyczałam z wyrzutami.
Teraz on się zaśmiał- to nie tak!
- A jak? - teraz ja byłam kompletnie poważna.
- Powiedziałem tak, ponieważ w tamtym momencie nie wyrażałaś żadnych emocji, myślałem,że ci to nie pasuje, dlatego powiedziałem tak, żebyś nie pomyślała,że ze mną tak szybko pójdzie- podszedł to mnie od tyłu i złapał w tali.
- Ty głupku- uderzyłam go w ramię- ja myślałam, że ty tak, z każdą przyjaciółką.
- Przestań za kogo mnie masz?!
- Powiedziałeś, że całujesz tylko te dziewczyny, które kochasz- pouczałam go.
- Bo to prawda..
Znieruchomiałam, czy on właśnie..?
- Każda dziewczyna, albo mnie wykorzystywała, albo uciekała tak szybko, że nie byłem w stanie się nawet zakochać.. z tobą było inaczej, serio coś do ciebie czuje- powiedział i posłał mi uwodzicielskie spojrzenie.
Uśmiechnęłam się do niego i szybko podbiegłam i się w niego wtuliłam.
- Kamień z serca- mówiłam w jego klatkę piersiową i tylko czułam jak pogłaskał mnie po głowie.
- Wnioskuję,że ja też nie jestem tobie obojętny- szepnął mi do ucha.
- No to Justinie..chyba dobrze wnioskujesz- posłałam mu uśmiech.
*
Leżałam na łóżku Justina, tak strasznie chciało mi się spać, ale nie mogłam zasnąć, ciągle wracałam myślami do tamtego wieczora, MATKO, co z niego za potwór, ciekawa jestem czy mama się z nim rozprawiła, musiałam zadzwonić do niej i ją o to zapytać, a przy okazji zawiadomić,że nie będzie mnie dziś na noc.
- Justin!- krzyknęłam.
- Tak, księżniczko moja- odkrzyknął mi z dołu.
- Mogę pożyczyć twój telefon muszę przedzwonić do mamy.
- Jasne leży na stoliku chyba- odpowiedział miło.
Rozglądnęłam się po pokoju i dostrzegłam jego telefon.
- Okej, już go mam.
Wykręciłam numer do mamy, znałam go na pamięć
Poczta głosowa proszę zostawić wiadomość
Zaczęło mnie to niepokoić, ale mimo to zadzwoniłam jeszcze raz.
Poczta głosowa proszę zostawić wiadomość
Ciągle włączała się poczta, postanowiłam zadzwonić na domowy, w końcu ktoś musi odebrać. Wykręciłam zatem numer na nasz stacjonarny telefon po trzech sygnałach odebrała Chelsea.
- Halo?- spytała.
- Hej, to ja Emi.
- Czyj to numer?- spytała rozkojarzona.
- Kolegi- nie chciałam jej mówić takich rzeczy przez telefon, zaraz by sie dopytywała a nie o to chodzi, więc przedstawiłam Justina jako kolegę.
- Czy jest mama w domu?
- Właśnie jej nie ma , zaczynam się martwić.
- Ja tak samo- mówiłam z przejęciem- co on jej mógł zrobić?
- Wolę się nawet nie zastanawiać.
- Bądź ciągle pod telefonem, może zadzwoni, ja już tam jadę- szybko rzuciła,
- Nie!- krzyknęła, i to nie był krzyk" nie jedz tu skoro fajnie bawisz się ze swoi kolegą chodź wiem,że to twój chłopak, ale nie chcę ci tego powiedzieć" ani " baw się dobrze liczy się to,że ty się dobrze bawisz" to było raczej coś zbliżone do " coś się stało , ale ci nie powiem i wykręcę się tym, że to ty masz się dobrze bawić, a nie przejmować się matką"
- Czemu?- spytałam i już nie mogłam doczekać się odpowiedzi.
- Booo- przeciągnęła- skoro jesteś z chłopakiem to.. po co.
- Okejjj?- przeciągnęłam pytająco- w takim razie jeszcze będę się z tobą kontaktować.
Rozłączyłam się, wiedziałam, że coś jest nie tak i to nie tylko z moją mamą, ale Chels coś chciała przede mną zataić. Zbiegłam szybko po schodach Justina i zaczęłam ubierać buty.
- Ej, co się dzieję?- pytał rozkojarzony i przejęty za razem.
- Moja siostra coś kombinuje, jestem tego pewna- powiedziałam dość szybko i poważnie- a na dodatek moja mama pojechała do chłopaka i jeszcze nie wróciła.
Justin otworzył usta.
- Jadę z tobą.
- Nie Justin ty dopiero wyszedłeś ze szpitala.
- Oj, przestań nie zostawię cie, a poza tym nic takiego mi nie jest- pocałował mnie w czoło.
- No to jak chcesz.
Oboje się ubraliśmy i wyszliśmy przed dom.
- Chodź podjedziemy moim autem.
- U masz auto?-zapytałam, no głupio trochę bo przed chwilą to powiedział.
pokiwał głową z uśmiechem.
Ruszyłam za nim, a moim oczom ukazał się biały Cabriolet, oczywiście wsiadłam do niego i czekała, aż ruszymy.
- W takim razie pod twój dom?- zapytał wkładając kluczę do stacyjki.
- Tak- odpowiedziałam.
Jechaliśmy w totalnej ciszy , nie wiem czy miałam ochotę z kimkolwiek rozmawiać.
Justin zatrzymał się pod moim domem i oboje wysiedliśmy z auta.
- Boję się, co ona narobiła znowu- mówiłam do Justina.
- Po prostu wejdź, a wszystkiego się dowiesz.
Włożyłam kluczę do zamka i cicho je przekręciłam. Westchnęłam i nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazał się kompletny porządek, może ona serio nic nie zrobiła.
- Nic nie wygląda podejrzanie- powiedział Justin.
Ja rozglądnęłam się po całym pomieszczeniu i moim oczom ukazały się obce buty.
- Zaraz- przyjrzała im się bliżej- nie jest sama.
Weszłam cicho na górę, myślałam, że jest u siebie w pokoju, jednak z łazienki dobiegały jakieś jęki.
- Justin- zaczęłam się trząść- ona uprawia seks.
Justin mnie przytulił- to jest takie złe?
- Ona a 15 lat, rozumiesz?
Justin zrobił wielkie oczy.
- To nawet ja..- przerwałam było mi wstyd, przyznać, że mam 18 lat i jeszcze nie uprawiałam seksu.
- Co nawet ty?- spytała.
- Nie ważne.
Nagle usłyszałam jak otwierają się drzwi do domu, mimo to jak siostra mnie wkurzyła postanowiłam ją kryć.
- O mamo już jesteś! - krzyknęłam z nadzieją, że Chelsea usłyszy i się ogarnie.
- Już jestem- rzuciłam się jej na szyję.
- Gdzie ty byłaś martwiłam się.
- Byłam u tego drania.
- I co?- pytałam przestraszona.
- A jak myślisz?- zaczęła płakać.
Justin podszedł i mnie objął.
- Kto to?- spytała,
- Kolega- popatrzyłam na niego.
Mama zdjęła kurtkę, a ja ujrzałam mnóstwo siniaków na ramionach.
- O matko- zaczęłam płakać, a Justin mnie coraz mocniej przytulał.
Mama na nas popatrzyła,
- Mamo Justin, wyszedł dziś ze szpitala, a leżał tam przez niego, obronił mnie wtedy.
Mama popatrzyła zatroskana na Justina- dziękuję,że troszczysz się moją córka tak jak ja nie umiem, widzicie jakie problemy sprowadziłam na rodzinę- płakała jeszcze bardziej.
- Mamo skąd mogłaś wiedzieć- powiedziałam.
Mama  była w na prawdę kiepskim stanie.
- Mamo- nagle krzyknęła moja siostra z góry i szybko zbiegła- w końcu jesteś!
- Nie martwcie się o mnie- uśmiechnęła się do nas- za kilka dni będę rozmawiać w tej sprawie z adwokatem, już byłam też na policji..spokojnie- dodała, ale wcale nas to nie uspokoiło.
- I co teraz będzie?
- Prosiłabym was dziewczynki- złapał nas za ręcę- byście chwilowo zamieszkały u ojca.
Popatrzyłam na nią, nie chciałam mieszkać u taty, jest na prawdę w porządku, ale to jest daleko od moich znajomych.
- U taty, dla mnie spoko- powiedziała totalnie wyluzowana Chels, nie wierzę..
- A, czy ja mogła bym zamieszkać u Justina?- zapytałam.
- Dokładnie, mieszkam nie daleko- dodał Justin, bardzo się ucieszyłam bo poczułam,że jednak za bardzo się mu narzuciłam.
Popatrzyła na nas- Zgadam się, ale wiecie czemu?
Popatrzyliśmy pytająco.
- Bo wiem,że z nim będziesz bezpieczna.. a poza tym masz już 18 lat, a wiem jaki jest ojciec..
- Dla mnie spoko- powiedziała jeszcze raz Chels.
- Zrozumieliśmy- skarciłam ją, a ona patrzyła na mnie jakbym nie wiadomo co odwalała.
- A ty gdzie pójdziesz- spytała Chels.
- Do siostry.. nie mogę was tam zabrać , same wiecie nie pomieściłybyśmy się, a jednak ojciec jest ojcem więc to było najlepsze wyjście.
- Nie martw się idź do siostry, Chels zamieszka u ojca, a ja u Justina- skierowałam się do niego i posłałam mu uśmiech.
- Wiecie co ja już pójdę spać- powiedziała totalnie wyczerpana.
- Dobranoc mamo- Cheles pocałowała ją w policzek.
- Coś ci trzeba?- zapytałam.
- Wszystko jest okej, nic nie trzeba- uśmiechnęła się, robiła dobrą minę do złej gry.
Kiedy mama weszła do pokoju to Chels się do nas zwróciła,
- Wy jesteście raz..- przerwałam jej.
- Słuchaj gówniaro, mam dość twoich wybryków, myślisz, że ja tego nie wiem- krzyczałam na nia, ale jednak nie tak głośno by mama nie usłyszała- teraz ładnie pożegnasz się z kolegą i pójdziesz spać.
- O co ci chodzi?- zapytała udając,że nie wie o co chodzi.
- Ja ci zaraz pokażę- zerwałam się i weszłam na schody, a ona próbowała mnie przegonić, stanęłam przed drzwiami jej pokoju i gwałtownie wparowałam do niego.
- O to mi chodzi- krzyczałam wskazując na chłopaka, który już był lekko wystraszony- proszę opuścić tą posiadłość- zwróciłam się do niego. Chłopak wybiegł z pokoju.
- Zadzwonię- powiedział do Chels, a ona pokiwała głową,
- Co tu się wyrabiało pytam!
- Kochanie nie przesadzasz trochę?- spytał mnie i objął
- Nie?! Moja 15 letnia i to rocznikowo siostra uprawia seks w mojej łazience, bo jest moja jak się nie mylę.
- Nie mylisz się- wybełkotała.
- Wiesz co , bądź co bądź, ale po tobie bym się tego nie spodziewała na prawdę- schyliłam się po jej majtki - masz- rzuciłam jej- a pogadamy kiedy indziej- powiedziałam i weszłam do swojego pokoju, a Justin wszedł za mną.
- Ale odwaliła- powiedział zszokowany.
- Niech ona mi na kolanach dziękuję,że nic matce nie powiedziałam bo by miała jesień średniowiecza.
- 15 lat..- ciągnął temat.
- Masakra, co ona sobie wyobraża, że już taka nie wiadomo jak dorosła jest, ja mam 18 lat i..- przerwałam.
- I co?- spytał.
- Nic- rzuciłam szybko.
- Powiedz-powiedział.
- No nie domyślasz się?- zapytałam zmarnowana- nie mam zamiaru teraz o tym rozmawiać- usiadłam na łóżku. Justin usiadł koło mnie i mnie przytulił.
- Przepraszam, chciałem, żebyś mi to powiedziała i żebyś była szczera, przecież ja ani cię nie wyśmieje, ani nic.
Popatrzyłam mu w oczy- okej - zwróciłam wzrok na podłogę.
- Popatrz mi w oczy- powiedział, a ja z wielkim problemem podniosłam głowę.
- Nigdy.. nie uprawiałam seksu.
Uśmiechnął się do mnie.
-Dziękuję,że mi powiedziałaś, myślisz,że to jest coś strasznego ?
- Bo każdy już..
- Ty nie jesteś każdy.. ty jesteś moja Emi i stracisz dziewictwo w odpowiednim czasie.
Posłałam mu uśmiech.
- Już, ani się nie przejmuj siostrą, ani niczym, okej?
- Postaram się.
Justin kierował się do drzwi.
- Justin, czekaj- powiedziałam- zostaniesz dziś ze mną?
- Jasne- podszedł i mnie pocałował- czekałem aż spytasz.
------------------------------------------------------------------
Oto kolejny rozdział
Jak myślicie co Emi teraz zrobi ze swoją siostrą?
Jak mama wyjaśni sprawę z chłopakiem, a raczej
byłym chłopakiem.
Mam nadzieję,że wam się spodoba!
Czytajcie dalej, kocham was! <3
Komentujecie-Motywujecie


sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 8

*Emily*
Cały czas oglądałam się za siebie i na boki, cała się trzęsłam on przecież mógł być wszędzie, jest nieobliczalny.
Nagle ktoś dotknął mnie po ramieniu, a ja gwałtownie się obruciłan i popchnęłam tą osobę na ziemie.
- Ała- wyszeptała Megs- oszalałaś?
- O jezu Meggi, przepraszam- podałam jej rękę.
- Co się stało, tak się wystraszyłaś?
- No trochę- podniosłam głos.
- Czemu nie odbierasz telefonu?- zapytała.
- Bo go nie mam- popatrzyłam na nią i dalej podążałyśmy do szkoły.
- Jak to go nie masz? Przecież miałaś nowego iphona- mówiła zdziwiona.
- Wczoraj dużo się wydarzyło..
- Co się stało?- zapytała przerażona.
- To nie jest rozmowa na teraz- popatrzyłam na nią.
- Spotkajmy się, wszystko mi opowiesz- zaproponowała
- Dziękuję- pokiwałam głową- to jest dla mnie ciężkie, ale wiem, że tobie mogę to powiedzieć, długo się znamy.
- Zawsze, możesz mi wszystko powiedzieć- pogłaskała mnie po ramieniu.
- Przepraszam cię- powiedziałam po chwili.
- Za co?
- Za to co wtedy ci powiedziałam..wtedy z Justinem.
- Nie, no co ty.. okej, zdziwiło mnie to bardzo.
- Zauważyłam.
- Ale to twoja sprawa..- nie mówiła dokońca przekonana.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Możesz dzisiaj do mnie wpaść?- zapytała Megs.
- Dzisiaj?..nie mooogę- ciągnęłam.
- Czemu?- zapytała ciekawa.
- Idę do szpitala..- nie umiałam wybrnąć z tematu.
- Czemu?! Co jest?
- Do Justina.
- Co mu się stało?- zapytała obojętnie.
- To też opowiem ci kiedy indziej.
- Zróbmy tak- zaczęła- jak będziesz miała czas, to przyjdź po prostu.
- Okej, jasne- objęłam ją.
Gdy doszłyśmy do szkoły rozeszłyśmy się, ja miałam matematyke, a ona biologie.
*
Przez cały czas nie mogłam się skupić na lekcjach, bo myślałam jak tam czuje się Justin.
Podeszłam do szafki, schowałam książki i wyszłam ze szkoły, w końcu poczułam, że oddycham. Wiatr lekko rozwiewał moje włosy, a słońce ogrzewało odkryte ramiona.
Przystanek nie był daleko od szkoły, szpital już tak.. tak to bym poszła na piechotę.
Na przystanku stały dwie dziewczyny z mojej szkoły i ta zgraja chłopaków, a w tym chłopak Megs, ale jej tam z nimi nie było.. bardzo mnie to zdziwiło nigdy nie opuszczała swojego chłopaka była o niego zazdrosna.
Postanowiłam jednak trzymać się od nich zdaleka, więc stanęłam 4 metry od przystanku.
- Jak Justin?- po dwóch minutach krzyknął do mnie jeden z nich.
- Wspaniale!- krzyknęłam.
- Wspaniale, powiadasz?- mówił ironicznie.
- A gdzie go zgubiłaś.
- Jadę do niego.
- A gdzie on jest?
Popatrzyłam na niego ze skrzywionym wyrazem twarzy.
- Tego wiedzieć nie musisz- powiedziałam pewnie i wsiadłam do autobusu, który podjechał na szczęście, oni zostali na przystaku.
W autobusie było mało ludzi..na szczęście nienawidze tłumu i smrodu potu ludzi w tym tłumie.
*
Stałam pod wejściem szpitala. Znieruchomiałam, bo coś kazało zrobić mi tą rzecz.. próbowałam z tym walczyć, nawet udawało mi się to 4 miesiące, ale teraz tego potrzebowałam, nawet nie wiem czemu, po prostu nagle poczułam potrzebe. Zdjęłam plecak z pleców i wyjęłam paczkę papierosów i zapalniczke. Włożyłam papierosa w usta i odpaliłam zapalniczką po czym odeszłam gdzieś na uboczę szpitala.
Wiatr lekko wiał i była bardzo ładna pogoda, dzisiaj cały dzień się nią cieszyłam. Rzuciłam wypalonego papierosa na chodnik i zdeptałam go. Weszłam do szpitala.
- Dzień dobry-powiedziałam do recepcjonistki w szpitalu.
- Dzień dobry- odpowiedziła mi z uśmiechem.
Weszłam po schodach i stanęłam po salą Justina. Lekko chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi.

*Justin*
Od rana był u mnie ojciec, musiałem trafić do szpitala by w końcu się mną zainteresował, ale nie siedział u mnie często, raczej chodził sobie po szpitalu i czasem do mnie zaglądał.
Nagle do mojej cali weszła Emily.
- Matko jak cieszę się, że cię widzę- powiedziała do mnie i pocałowała mnie w policzek.
- Cały dzień o tobie myślałem księżniczko- powiedziałem ponętnym głosem, a Emi się zaczerwieniła.
- Przestań bo się rumienie.
- Ale mnie to podnieca- puściłem jej oczko.
- Spadaj- zaśmiała się- no to kiedy cię wypisują królewiczu?- zapytała.
- Sam nie wiem, tam zostawili mi jakąś kartkę powinno być napisane- pokazałem palcem na kartkę.
- Nie zaglądałeś na nią?- spytała jakby zdziwiona.
- Nie wstawałem.
- Założe się, że wyjdziesz za dwa dni- powiedziała.
- Mi się wydaje, że dzisiaj.
- Zkład?- uśmiechnęła się.
- Okejjj- ciągnąłem- jak ja mam racje to chcę buziaka.
- Buziaka?- spytała- ale w policzek.
Westchnąłem- mogę się zgodzić.
- A jak ja mam rację, to robisz mi masaż.
Uśmiechnąłem się uwodzicielsko- zgadzam się.
Podeszła po kartkę i ją odgieła.
- I co?- zapytałem ciekawy.
Zrobiła skwaszoną minę.
- Miałeś racje dzisiaj- uśmiechnęła się.
- Wygrałem! Buziaka proszę- pokazałem na policzek.
Podeszła przegrana
- Spokojnie, masaż i tak ci mogę zrobić- szepnąłem jej do ucha, na co ona przygryzła wargę.
- Całuj!- zrobiłem minkę małego chłopca.
Pocałowała mnie w policzek, a potem oboje popatrzyliśmy sobie w oczy, uwielbiałem je.
Poczułem pewność siebie i przyciągnąłem jej twarz do mojej i nasze usta złączyły się, czułem że ona pogłębiła pocałunek, czyli tego chciała. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Kolejny przyjacielski pocałunek?- zapytała i spuściła wzrok.
Popatrzyłem na nią.
- To było coś więcej- powiedziałem nawet się nie zastanawiając, po tym wszystkim co przeszliśmy, zauroczułem się w niej.
- Na prawdę- popatrzyła mi w oczy.
- Poważnie, podobasz mi się- powiedziałem.
Ona podeszła i pocałowała mnie, ja zacząłem pogłębiać nasz pocałunek, serio czułem, że coś z tego będzie.
WIECZOREM
- Uważaj!- krzyknęła Emi kiedy wlazłem w drzwi.
- Dziękuję,że dziś u mnie zostaniesz.
- Wiesz,że to żaden problem.
Posłałem jej ciepły pocałunek.
- To co? Robimy herbate co nie?-zapytała entuzjastycznie.
- Tak- powiedziałem i poszedłem za nią do kuchni.
Złapałem ją od tyłu i obróciłem tak,że stała na przeciwko mnie.
- No proszę, taki zdrowy?- zaśmiała się.
- Jestem chory- odpowiedziałem- na twoim punkcie.
Popatrzyłem na nią i szepnąłem jej do ucha- teraz to dopiero jesteś czerwona.
- Przestań- uderzyła mnie w ramię i przygryzła wargę.
- Miałem ci zrobić masaż, prawda?
- A ja miałam zrobić herbatę, prawda- odgryzła mi się machając czajnikiem.
- Słuchna uwaga- uwolniłem ją od uścisku.
- Dziękuję.
Usiadłem na krześle w kuchni i patrzyłem jak Emi robi herbatę, a raczej na jej tyłek, ciągle wracałem myślami do tamtego dnia kiedy widziałem ją bez ubrania. Nie! Nie powinienem to nie było miłe wspomnienie.
- Okej to nasza herbata- postawiła na stole dwa kubki.
Popatrzyłem na nią i złapałem za rękę.
- Jak ja się cieszę, że to ty stanęłaś na mojej drodze.
- A ty nie wiesz jak ja się cieszę.
Uśmiechnąłem się do niej, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jej oczu.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy normalnie o wszystkim, żartowaliśmy i piliśmy herbatę, była taka wspaniała atmosfera, w końcu nie byłem sam w tym domu.
- Skończyło się- zrobiła minę szczeniaczka i podniosła kubek.
- To teraz możemy przejść do deseru- poruszyłem śmiesznie brwiami.
- Jestem twoja- rozłożyła ramiona
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem do swojego pokoju.
- Usiądź sobie- powiedziałem
- Dziękuję.
- Mimo to, że przegrałem zakład, masaż jest tym deserem.
Uśmiechnęła się.
Zdjęła z siebie bluzkę i w samym staniku położyła się na brzuchu na moim lóżku.
Usiadłem na nią okrakiem od tyłu i rozpiąłem stanik. Lekko zacząłem głaskać jej ciało.

*Emily*
- Przyjemnie?- spytał Justin.
Pokiwałam głową, a on dalej mnie masował. To było takie wspaniałe, tak szybko wszystko się pozmieniało i ułożyło. Teraz on był cały mój, cały dla mnie.
-------------------------------
Cześć
Długo nie dodawałam, ale powracam, jak widzicie Emi i Justin są parą.
Mam nadzieję, że wam się spodoba, czekajcie na następne
Komentujecie-Motywujecie


wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 7

*Emily*
Byliśmy już w szpitalu, kiedy Justin zemdlał od razu wezwałam pomoc, na miejscu mogli powiedzieć mi tylko, że był to tylko uraz głowy, ale w razie czego wezmą go na badania w szpitalu.
Bardzo się denerwowałam bo gdybym po niego nie zadzwoniła to nic by mu się nie stało, ale w tamtym momencie nie myślałam o niczym innym tylko o tym co mi powiedział. Mówił, żebym zawsze dzwoniła. A propo's mogła dzwonić do mnie mama, a jak wróce do domu to będzie pytać, czemu nie odbieram.
" Wiesz mamo dziwna sytuacja, twój chłopak chciał mnie zgwałcić, a gdy wyjełam telefon, roztrzaskał go o mur"- to nie wchodzi w grę.
Czekałam cała w nerwach, aż coś mi powiedzą. Łaziłam w tą i w tą po całym korytarzu.
- Emily?- podszedł do mnie lekarz.
- Tak to ja- odpowiedziałam szybko.
- Z pani chłopakiem jest wszystko w porządku.
Moim chłopakiem, pewnie bym była szczęśliwa, ale on jest tylko moim przyjacielem, który mnie całuje.
- Mogę do niego wejść?
- Ciągle powtarza twoje imię, więc wydaje mi się, że to by było nawet wskazane-powiedział i uśmiechnął się ciepło.
Otworzyłam lekko drzwi do pokoju nr 6 i wystraszyłam się kiedy zobaczyłam Justina z tym wszystkim podpiętym do siebie.
- Wejdź proszę.
Podeszłam do krzesełka przy jego łóżku i usiadłam na nim.
- Justin..- zaczęłam- tak ci dziękuję, że mi pomogłeś, gdyby nie ty..
- Nie kończ- położył mi rękę na policzku- nie ma sprawy, nie mogłem pozwolić by stało ci się coś złego.
Poczułam motyle w brzuchu.
- Ale to przez mnie tu leżysz.
- Przestań tak mówić. To nie jest twoja wina.
Popatrzyłam na niego, a on na mnie. Nasze oczy nie mogły się od siebie oderwać, wtedy poczułam z nim na prawdę bardzo silną więź, jakbyśmy byli kimś więcej niż tylko tymi przyjaciółmi..

*Justin*
Nigdy nie widziałem tak pięknych oczu, kiedy spoglądałem w ich głąb, widziałem jaka jest na prawdę, że coś ją martwi, ale jednak coś nie pozwala jej zniszczyć wewnętrznego szczęścia.
- Pamietaj- złapałem jej rękę- zawsze możesz na mnie liczyć- wyszeptałem.
- Zostanę tutaj z tobą- powiedziała.
- Nie ma opcji, musisz wrócić do domu i się wyspać.
- Ale nie będę mogła spać z myślą, że ty tutaj leżysz z moj..
- Tylko nie mów, że z twojej winy.
Spuściła wzrok
- Może i masz rację, muszę się wyspać by móc siedzieć u ciebie jak najdłużej- powiedziała ciepłym głosem.
- Zaraz zadzwonie do kogoś i po ciebie przyjedzie sama na pewno nie wrócisz.
Wziąłem telefon i napisałem do Joe sms-a.
Musisz odebrać z pewnego miejsca jedną ważną dla mnie osobe.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Załatwione- powiedziałem.
Emi uśmiechnęła się.
Jasne, skąd?
*
Ze szpitala.
*
Co się stało?
*
Miałem wypadek, przyjedź do naszego szpitala pokój numer 6 piętro 1.

Odłożyłem telefon i starałem przychylić się ku jej twarzy i ją pocałować, jednak ona lekko się oddaliła.
- Ja nie mogę..- powiedziała smutnym głosem.
- Co się stało?- zapytałem.
- Po prostu nie mogę.
- Ale..
- Justin odpoczywaj, a ja wpadnę do ciebie jutro, okej?- zapytała wesoła.
- Jasne, będę czekał.
- Poczekam na tego kogoś na dole.
- Nie chcesz ze mną?- zapytałem po czym zrobiłem minę szczeniaczka.
- Muszę i tak iść do toalety- uśmiechnęła się.
Posłałem jej ciepły uśmiech, a gdy wyszła z pokoju na mojej twarzy pojawił się smutek. Czemu nie chciała mnie pocałować? Tak źle całuje?

*Emily*
Nie chciało mi się iść do toalety, po prostu musiałam wyjść bo nie umiem udawać, że wszystko gra, a nie umiem powiedzieć mu co leży mi na sercu.
Kierowałam się do wyjścia, miałam tam poczekać na osobę, która mnie odbierze, ale dopiero potem zorientowałam się, że nie odbierze mnie skoro nie wie jak wyglądam.
Postanowiłam się wrócić, ale ze schodów na 1 piętro schodziła policja.
- Przepraszam!- krzykneli do mnie.
- Tak?
- Czy ty jesteś Emily?- pytała miła policjantka.
- Tak to ja.. skąd państwo wiedzą?
- Mamy twoje zdjęcie.
Wyraźnie się zdziwiłam.
- Wiemy o całym incydencie.
Westchnęłam.
- Jeśli będziesz gotowa- wyjęła z kieszeni karteczkę i długopis- zgłoś się na komisariat w tych dniach i godzinach- napisała na kartcę godziny i dni, w których miałam się stawić.
- Muszę go udupić- nagle powiedzialam do policjantki, brzmiałam jakby mnie opętało.
- Niech pani mi uwierzy, że nie jest pani pierwszą ani ostatnią osobą.
- Słucham?
- Ten mężczyzna, szuka wiecznych ofiar, znajduje sobie partnerki, molestuje ich córki, a potem je same  a jeśli kobiety nie mają córek tylko synów zmusza ich do handlowania narkotykami a w pewnym momencie posuwa się do morderstwa.
- O mój Boże- przeraziłam się na słowa policjantki.
- Jednak jeśli pomoże nam pani, może uda nam się go złapać.
- Jasne na pewno przyjadę. Złożę zeznania- powiedziałam stanowczo.
Pożegnałam się z policjantką i podeszłam pod pokój Justina i zastanawiałam się czy wejść.
- Okej na 3- mówiłam pod nosem- raz..dwa..trzy- otworzyłam drzwi, i wyraznie byłam zaskoczona.
- Joe?- zapytałam i uśmiechnęłam się do niego.
- O Emi! To ciebie mam odebrać?- odwzajemnił mój uśmiech.
- Chwila to wy się znacie.
- Tak siedzimy razem na lekcji- powiedziałam.
- Joe- Justin zwrócił się do przyjaciela- dowieź ją do domu, i uważaj na nią.
Znowu te motyle.
- Jasne, nie martw się.
- Dziękuję Justin- podeszłam i pocałowałam go w policzek- I zdrowiej mi tu.
Justin wyraźnie był szczęśliwy, był tak kochany, po prostu zasługiwał na tego buziaka.
Wyszliśmy z jego pokoju.
- Czemu nic mi nie mówił?- zapytał Joe.
- Ale o czym?
- Jest moim przyjacielem, mógł powiedzieć, że ma dziewczynę.
Szliśmy w kierunku wyjścia.
- My nie jesteśmy razem.
- Nikt wam nie uwierzy- Joe uśmiechnął się sam do siebie.
Wywróciłam teatralnie oczami i przygryzłam dolną wargę.
- Sama widzisz- powiedział widząc co zrobiłam.
- Nic nie widzę- zaśmiałam się.
- A ja widzę doskonale.
- To zbadaj oczy- klepnęłam go w ramię.
Nie mogłam ludzią dać myśleć, że Ja i Justin jesteśmy razem, skoro to nie jest prawda, chodź nie ukrywam, że chciałabym, żeby nią była...
NASTĘPNEGO DNIA
Cała noc nie spałam, ciągle myślałam o Justinie. Mi zależało na nim, a jemu na mnie, nawet jeśli to była tylko przyjaźń. Może po prostu przestane się tym przejmować i zacznę się nim cieszyć takim jakiego mam.
Wstałam z lóżka i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Puściłam ciepłą wodę i zdjęłam z siebie piżamę i zamoczyłam swoje ciało, a następnie nałożyłam na nie żel pod prysznic. Kiedy skończyłam owinęłam się ręcznikiem i popędziłam do szafy. Wybrałam sobie czarną bokserkę, koszulę i czarno czerwoną kratę i czarne jeansy.
Szybko ubrałam się w zestaw i wiedziałam, że teraz będę musiała zejść na dół, będę miała niezły opierdol, bo wczoraj weszlam przez balkon, nie chciałam już na sam koniec dnia zebrać krzyki.
Powoli otworzyłam drzwi i zeszłam jakby nic się nie stało.
- Dzień dobry- powiedziałam do mojej siostry i mamy. Tato już z nami nie mieszkał.
- Nie wiem czy taki dobry!- krzyknęła mama- Co ty sobie wyobrażasz?! O której ty do domu wróciłaś?! Gdzie masz telefon?!
- Mamo, wysłuchaj mnie!
- No proszę! Słucham!
- Powiem ci wszystko wiesz?!
- Wal śmiało!
Postawnowiłam, że jej to powiem, niech wie.
- Twój chłopak..kiedyś męczył Chels.
- Słyszałam coś o tym, ale są to brednie.
Zlekcewarzyłam jej słowa.
- Wczoraj wieczorem, pożegnałam się z Chels- popatrzyłam na nią- i wyszłam z domu na spacer- matka patrzyła na mnie- usłyszałam kroki odwracałam się i nikogo nie było, aż w końcu ktoś się na mnie rzucił i to był on..-przerwałam.
- Co było dalej?- mówiła bardziej zainteresowana.
- Zaczął mnie rozbierać, zadzwonilam po pomoc, on roztrzaskał mi telefon o drzewo, nie dość..pobił mojego przyjaciele on leży teraz w szpitalu..
Mama zrobiła wystraszoną minę, jakby wiedziała dobrze jaki on jest.
- Pojechałam do szpitala z nim i tam spotkałam policje. Kazali mi zlożyć zeznania.
- Złożysz?- przełknęła ślinę.
- Oczywiście, że tak. Wiesz co oni mi powiedzieli, że szukają go bo on molestuje córki partnerek, a potem je same.
Wstała od stołu nic się nie odzywając. Poszła ubrać buty i miała już wychodzić z domu.
- Mamo gdzie idziesz?- zapytałam winna temu.
Mama tylko podeszła i mnie przytuliła- przepraszam, że ci nie wierzyłam- płakała mi w ramie. Poczym szybko wyszła z domu, a ja wróciłam do salonu. Szybko podbiegł do mnie siostra.
- Mówiłam- krzyczała i rzuciła mi się na szyję- Mówiłam, że za późno!
- Spoko, mała.
- Nie przejmujesz się tym?
- Nie, do niczego nie doszło, a wiem, że za niedługo go zniszczę.
- Silna jesteś.
Popatrzyłam na nią.
- Widziałaś matkę? Załatwimy go.
Przytuliłam ją i pogłaskałam po włosach.
- Zjesz coś?- zapytała.
- Coś ty, muszę już iść, zaraz się spóźnie- złapałam plecak, ubrałam buty i wyszłam za drzwi.
Rozglądnęłam się w prawo i w lewo czy nikogo nie ma i powoli weszła na chodnik. Tak na prawdę bałam się go jak nie wiem co i przeżywałam to strasznie, ale nie chciałam pokazać siostrze, że się boję bo ona też by się bała, a tego chcę uniknąć
-------------------------------
Jak widzicie rozdziały staram się wrzucać codziennie, dopóki jeszcze nie mam tyle lekcji.
To jest kolejny, mam nadzieję,że się spodoba.
Komentujecie-Motywujecie.

niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 6

*Justin*
Stanąłem przed drzwiami domu Joe i lekko zapukałem, otworzyła mi jego mama była jak zwykle uśmiechnięta.
- Dzień dobry- powiedziałem do niej miło.
- Witaj Justin- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Pokazała ręką, żebym wszedł.
- Joe jest u siebie?- zapytałem stojąc już w korytarzu.
- Tak, pisze coś na komputerze.
- Okej, dziękuję.
Wszedłem po schodach i otworzyłem gwałtownie drzwi od jego pokoju.
Joe złapał się za serce i zrobił umierającą minę. Ja widząc to zacząłem się śmiać.
- Chcesz bym dostał zawału?!- krzyczał i śmiał się na zmiane.
- Okej już nie sikaj- mówiłem i ciągle się śmiałem- czego tak namiętnie szukasz?- spytałem gdy zobaczyłem, że Joe przeskakuje różne strony.
- Mieszkania dla nas- odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
- O i co znalazłeś?- spytałem zaciekawiony.
- Jak zwykle gówno..albo za drogo, albo za daleko, a jak nie za drogo i nie za daleko to jakieś brzydkie.
- Kurdę, powiem ci, że ostatnio też szukałem, i nic kompletnie nie ma.
- A już tak chciałem się usamodzielnić, wiesz bałagan- gestykulował rękami- spanie do późna, jakieś laseczki można sprowadzać- posłał mi uśmieszek.
- Chyba masz dziewczyne co nie?
Joe spuścił wzrok na podłogę, a potem popatrzył na mnie.
- To znaczy no..ją będę przyprowadzać.
- Jasne- stuknąłem go w ramie.
- No tak!- krzyknął.
- Tak, tak.
- No, ale nie ważne- powiedział nagle Joe- Co z tym twoim ojcem?
- Szkoda słów..uprawia sobie seks.
Joe zrobił pytającą minę- to jest to zabawianie się, seks to chyba normalna rzecz.
- Jak się ją robi w korytarzu to nie.
- Aaaaa..kurde to kiepska sprawa.
Pokiwałem głową.

*Emily*
- Chels!- krzyczałam- Chels!
- Co?!
- Gdzie wcięłaś pilota?!
- No chyba wcięłam go tam gdzie powinien być wcięty!- krzyczała z drugiego końca domu, co prawda nasz dom był bardzo prostej konstrukcji, bardzo wysoki sufi i schody przy jednej ze ścian, które prowadziły do pokoi na górę.
- To znaczy, możesz się wyrażać jasniej?!
- No na stoliku!
Rozejrzałam się, bo nie wiedziałam o jaki stolik jej chodzi, po chwili dostrzegłam pilota.
- I co masz?!
- Tak, dzięki!
Włączyłam telewizor, ale wcale się na nim nie skupiłam, ciągle myślałam o Justinie. Jego rozumowanie było tak skomplikowane, że cały dzień chodziło mi to po głowie. Pocałował mnie tak po przyjacielsku, to skąd mam wiedzieć kiedy pocałuje mnie nie po przyjacielsku.. o ile w ogóle to zrobi?
Nagle ktoś mnie szturchnął.
- Mówię do ciebie- powiedziała mi na ucho Chels.
- Przepraszam, nie słyszałam cię.
- Co ty taka zamyślona?- spytała popijając moją herbatę.
- Ja? Nie, zdaje ci się.
- Chyba tobie się zdaje, że nic nie widzę. No dawaj, co jest?
Westchnęłam
- Chłopak..
- Ah, no tak..mów dalej.
- Pocałował mnie dzisiaj taki jeden.
- Czekaj! Wróć!
- I wiesz co powiedział?
Spojrzała na mnie z przejęciem.
- Że to był tylko przyjacielski pocałunek.
- Przyjacielski? Przyjaciele się całują?
- Ja już kurwa nie wiem.
- Może zabardzo się przejmujesz.
Zawiesiłam się.
- Nie wiem, może zabardzo się spinam.
- Porozmawiaj z nim niech ci to wytłumaczy.
- Sama nie wiem..
Uśmiechnęła się do mnie- głowa do góry.
- Chyba idę się przewietrzyć.
- Tak późno- wyraźnie się zdziwiła.
Wzruszyłam ramionami.
- Tylko uważaj- powiedziała zatroskana.
To było uroczę, że się o mnie troszczyła. Podeszłam i mocno ją przytuliłam.
- Nie martw się- cmoknęłam ją w policzek.
Założyłam buty i wyszłam z domu.
Szłam ulicą, w końcu czułam, że czymś oddycham, było już ciemno, ale ja czułam się wspaniale.
Wiatr lekko rozwiewał moje włosy, a ja zamknęłam oczy by dać się ponieść. Coś szybko kazało mi otworzyć oczy, były to jakieś kroki, kiedy się odwróciłam, nikogo za mną nie było, więc postanowiłam iść dalej, jednak znowu je usłyszałam.
No co do kurwy nędzy?!
To było przerażające, dlatego postanowiłam przyśpieszyć tempo, jednak ten ktoś też je przyśpieszył, nic mi nie zostało tylko biec, rozpędziłam się i podąrzałam przed siebie. Nagle poczułam jak ktoś się na mnie rzuca i obije upadamy na ziemie.
- Zostaw mnie! Kim jesteś?!
- Twoim koszmarem- szepnął.
Poznałam go po głosie to partner mamy.
- Co chcesz?!
- Nikt mną nie będzie pomiatał!
Zamachnęłam się i uderzyłam go w nos.
- Jednak ktoś musi- wyszeptałam
Zwaliłam go z siebie, wiele myśli wtedy przeleciało mi przez głowę.
Wtedy mi się coś przypomniało. Justin kazał mi dzwonić, mimo to, że byłam na niego zła, czułam, że mogę na niego liczyć.
Szybko wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer.
Jednak on znowu się na mnie rzucił.
- Halo- usłyszałam
- Pomocy Justin, pomocy!
- Zamknij morde nikt ci nie pomoże!
- Matko, Emi gdzie jesteś?!
Wyrwał mi telefon.
- st.Grifina! Pomocy!
Potem już widziałam tylko jak mój iPhone roztrzaskał się o jakieś drzewo.
- Czemu tu nikogo nie ma!
- Mówiłem, nikt ci nie pomoże! Jesteś na zadupiu.
Poczułam jak jego ręke rozplaszcza mi się na twarzy.
- Przestań!- krzyczałam.
Zaczął mnie bić i kopać, nie wiem ile podołam. Proszę, aby zjawił się Justin.

*Justin*
Byłem cały zestresowany, szybko chwyciłem kurtkę.
- Co się dzieje?-pytał Joe.
- Potem powiem- szybko rzuciłem i wybiegłem z domu Joe.
Stałem na ulicy jak kołek, szybko musiałem się orientować.
- Gdzie to jest?- szeptałem pod nosem.
Nagle przypomniałem sobie, zawsze chodziłem z mamą na lody właśnie na tej ulicy.
Pobiegłem szybko w tamtym kierunku, miałem nadzieję, że będę tam na czas. Jej nie może się nic stać..nie jej.
Biegłem przez pełne 13 minut, kiedy nagle w małym lasku nie opodal tej ulicy usłyszałem krzyki, postanowiłem znowu wkroczyć.
Przedzierałem się przez drzewa tak cholernie mi na tym zależało.
- Boże puść mnie!- mówiła przez łzy.
Rzuciłem się na niego od tyłu.
- To znowu ty?!- kiedy przewróciłem go na plecy na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Kojarzyłem go. Jednak nie miałem czasu na żadne rozkminy.
- Co tu się odpierdala?!- przywaliłem jej w twarz. Jednak on mnie odepchnął i szybko wstał.
Próbowałem się podnieść, ale on kopnął mnie w brzuch. Skręcałem suęz bólu.
- Zostaw go!- krzyczał Emily, leżała naga, ten drań chciał ją zgwałcić.
Kopnął mnie jeszcze raz, poczym klęknął i chwycił za włosy.
- Pamiętaj, jeszcze z tobą nie skończyłem- zadał mi ostatni cios, pięścią w twarz.
- Z tobą też!- krzykął do Emi i zniknął w ciemnościach lasu.
Emi szybko się ubrała.
- Justin!- dalej mówiła cała zapłakana.
- Nie dałem rady- trzymałem się za brzuch.
- Przestań! Pomogłeś mi- przytuliła mnie.
Syknąłem z bólu.
- Oj przepraszam- odsunęła się- jesteś w stanie wstać?
- Postaram się.
- Podaj mi rękę- wyciągnęła do mnie swoją.
Posłuchałem jej i powoli wstałem.
- Pójdziesz jakoś?- spytała przejęta.
- Spokojnie, boli mnie trochę, ale jestem w stanie dojść.
Uśmiechnęła się do mnie.
- A co on chciał od ciebie, znasz go?
- Głupia sytuacja..
- Przepraszam.
- Nie, spoko. To jest partner mamy..jest narwany.
Nagle poczułem jak kręci mi się w głowie i upadam na ziemie, jedyne co usłyszałem to tylko " Justin, proszę nie rób mi tego ".
-------------------------------
Kolejny rozdział
Jak widzicie akcja trochę się rozkręca. Dzięki, że jesteście i czekajcie na kolejne.
Komentujecie-Motywujecie.

czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 5

*Emily*
Oderwaliśmy się od siebie.
- Justin..
- Nic nie mów..chyba za bardzo się pośpieszyłem..- tłumaczył się nerwowo.
- Justin..
- Tak wiem..znamy się raptem kilka dni.
- Justin..
- Ale ja od razu coś poczułem nie wiem co..
Chwyciłam go za głowę i pocałowałam.
- W końcu się zamknąłeś- dotykaliśmy się czołami, a ja szepnęłam mu w usta.
- Jak tak uciszasz ludzi to muszę więcej gadać.
Poczułam motyle w brzuchu.
- Tylko ciebie tak uciszyłam.. i będę uciszać.
Uśmiechnął się do mnie i przytulił mocno, czułam się wtedy taka wyjątkowa, fakt znamy się 3 dni tak na prawdę, ale ja czułam z nim silną więź.
-Emily!- usłyszałam zbulwersowany głos Megs.
Odwróciłam się nie pewnie, a Justin stał za mną.
- Co wy tu odpierdalacie?!- krzyczała na całą ulicę.
- Nie wrzeszcz tak!- przekrzykiwałam ją.
- Co ty tu z nim robisz?!- trochę opuściła ton.
- Ja właśnie się z nim przytulałam!- powiedziałam pewna siebie.
- Ale czemu?!
- Ale powiedz. Co ci do tego?
Zamilknęła i widziałam w jej oczach zlość.
- Tak jak myślałam, nie wiesz co powiedzieć. Jak już się uspokoisz, to zadzwoń do mnie.
Odwróciłam się i poszliśmy z Justinem w drugą stronę.
- Emily?- zapytała już bardziej opanowana.
Odwróciłam się i podniosłam jedną brew, nie ukrywałam tego, że jestem obrażona.
- Jak to się stało?- zapytała, miętoląc sobie palce, to oznaczało, że bardzo się stresowała.
- Stało się co?
- Jak zaczeliście się spotykać?
- To, że go przytulam to nie znaczy, że się spotykamy- mówiłam ze zlością w głosie, nie chciałam jej mówić " tak jestem z nim " bo sama tego nie byłam pewna.
- Jasne- popatrzyła na mnie- rozumiem.
Posłałam jej sarkastyczny uśmiech i odwróciłam się dochodząc do Justina.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
- O co ona pytała?
- Jak to się stało.
- Ale co?- pytał rozkojarzony.
- Ona myślała, że się..spotykamy- zawahałam się.
Justin nic nie odpowiedział.
- Czemu zaniemówiłeś?
- Nie lubie tego słowa- powiedział stanowczo.
- Spotykać się, chodzić ze sobą, być parą?
- Jeśli mówię o kimś, że jest moją dziewczyną, albo moją drugą połówką to znaczy, że jest dla mnie bardzo ważna i ze ją... kocham.
Patrzyłam ciągle na niego- a osobę, z którą spędzasz czas i całujesz się na ulicy?- zaśmiałam się
- Jest moją przyjaciółką- powiedział z ciepłym uśmiechem i objął mnie ramieniem.
A myślałam, że to dziewczyny są skomplikowane, a on tak poplątał te znaczenia, że po prostu wolałam tego nie komentować. Całuje mnie, to znaczy, że czego on właściwie chce? Matko, co za facet.
- Całujesz swoje przyjaciółki?- spytałam, żeby się upewnić.
- Trochę dziwne, co nie?
- Trochę..bardzo nawet.
- Kiedy dziewczyna jest śliczna, i ją lubie, czemu by jej nie pocałować?
Zdenerwowałam się, co to do chuja wafla miało oznaczać, czy powaliło go do reszty?
- Kiedy dziewczyna jest śliczna, i ją lubie to idę ją kurwa wyruchać w krzakach- mówiłam cała w nerwach.
- Nie, Emily.
- Jesteś nieźle pojebany. Ja myślałam.. nie ważne- przyśpieszyłam tempo.
- Myślałaś, że będziemy razem?- spytał przejęty tym, że tak się zdenerwowałam.
Odwróciłam głowę.
- Wcale mi na tym nie zależy- kłamałam.
- Przepraszam.
- Ale no za co? Mówię, że mnie to nie obchodzi.
Chciał mnie przytulić.
- Nie Justin- odepchnęłam go- Już na nic nie mam ochoty.
- Emi..
- Idę do domu- uśmiechnęłam się na siłę- Cześć.
- Odprowadzę cię- zaproponował.
- Nie, chcę sama- odwróciłam się i poszłam w kierunku domu, już mam dość do cholery tego chłopaka, co to za tok myślenia? Raczej nie całuje się tak o dziewczyn, a potem mówi się nagle, że tak całuje przyjaciółki. Ile dzisiaj dziewczyn tak pocałował?

*Justin*
Ja wiem, mogła się oburzyć. Najpierw ratuje ją, daje numer, mówie żeby dzwoniła, przytulam, odprowadzam do szkoły, gonie po ulicy, całuje, czule mówię, odwzajemniam jej pocałunek, a potem mówie, że jest przyjaciółką.
Od zawsze taki byłem, nie umiem pokochać kogoś tak szybko..mogę nawet nie pokochać kogoś w ogóle.
Jest wspaniałą dziewczyną, namieszałem jej w głowie, a ona mnie, nie ważne co bym mówił, czy to będzie przyjaciółka czy ktoś inny, nie mogę jej stracić.
Wolę mieć świetną dziewczynę za przyjaciółkę niż mieć dziewczyne, którą mogę zranić swoim zachowaniem.
Dzisiaj już nie będę jej męczyć, ale muszę z nią porozmawiać, wyjaśnić to.
Wieczór
Zjadłem kanapki, które sobie wcześniej przygotowałem. Jak zwykle jadłem w samotności, bo mój ojciec nie raczył zjawić się w domu.
Poszedłem do kuchni wstawić wodę na herbatę, miałem ochotę pooglądać telewizor, ale tak na sucho to kiepsko.
Gdy woda się zagotowała zalałem wodą truskawkową herbatę.
Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi kluczem, już miałem się odezwać, ale nagle usłyszałem kobiecy głos.
- To gdzie jest twój pokój- mówiła zdyszanym głosem.
- Na górze.
Kiedy usłyszałem tate, serce mi stanęło. Od kiedy on ma jakąś dziewczyne? Pewnie myślał, że nie ma mnie w domu i może się troszkę zabawić. Postanowiłem się schować w kuchni i poczekać, aż wejdą do tego pokoju, a ja wtedy sobie wyjde.
- To chodź- mówili między pocałunkami.
- Poczekaj, zabawimy się tu- przygniutł ją do ściany i całował.
Ciągle ich obserwowałem.
Zaczął ją rozbierać, w końcu stała w samej bieliźnie.
- Teraz czas na mnie- rozebrał się po jakimś czasie oboje stali w bieliźnie.
Boże, czy oni mogą już wejść na górę.
Nagle usłyszałem jeden wielki jęk.
- Mocniej!- krzyczała kobieta.
Nie wierzę, że mój ojciec upadł tak nisko, żeby ruchać kobiety na wejściu.. Czyli muszę wyjść oknem.
Wspiąłem się na blat i otworzyłen okno.
- O tak!
To było obrzydliwe, ale na szczęście to był już ostatni jęk jaki usłyszałem, bo wyskoczyłem przez okno.
Tak to nie ma go w domu, a jak już jest to rucha jakieś baby, czy z nim jest coś nie tak? Postanowiłem zadzwonić do Joe i po prostu zapytać czy mogę u niego przenocować.
Wyjąłem telefon i wykręciłem numer
do Joe.
Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo.
- Cześć Joe.
- Bieber!
- We własnej.
- Co cię skłoniło zadzwonić.
- Ojciec ma zabawe w domu, mogę wpaść.
- Weź nie pytaj- powiedział miło.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Rozłączyłem się i ruszyłem w kierunku jego domu. Może odetchne i na pewno się wyśpie bardziej niż we własnym domu.
-------------------------------
To jest kolejny rozdział!
Mam nadzieję, że się spodoba oczywiście czytajcie dalej bo akcja się rozwinie.
Komentujecie-Motywujecie.

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 4


*Emily*
Było mi już tak ciepło, dzięki objęciu Justina, nie spodziewała bym się tego po nim. Wydawał mi się osobą wulgarną i zimną w stosunku do dziewczyn jednak dziś pokazał mi, że jest inny.
- Cieplej ci?- zapytał obejmując mnie.
- Już mi cieplej.
- Okej, ale i tak cię nie puszczę.
W tamtym momencie skręciło mi żołądek.
- Nie puszczaj- odparłam.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, facet który zaledwie kilka godzin temu był dla mnie wredny, nagle może być taki kochany. Ja już chciałam o tym zapomnieć pogodziliśmy się ale może coś było nie tak?
- Justin?- zająknęłam się.
- Tak?- zapytał niepewnie.
- Czemu to zrobiłeś?
- Czemu go zlałem?
- Nie..
- A więc?
- Czemu mnie uratowałeś?
- To było przerażające poczułem, że muszę uratować tą osobę, chociaż zastanawiałam się nad tym, jak usłyszałem, że to ty byłem już pewny.
Gdy to mówił ciągle czułam ciepło w brzuchu.
- Zależało mi po prostu.
Zależało mu, zaniemówiłam, a Justin szybko zauważył, że mnie zatkało.
- To gdzie mieszkasz?- zmienił temat.
- Skręcimy tu w prawo i na końcu w lewo i jesteśmy.
- To nie daleko.

*Justin*
Kiedy obejmowałem ją czułem, że ona jest bezpieczna i ja jestem szczęśliwszy. Ona była inna niż wszystkie dziewczyny. Różniła się  od swojej przyjaciółki i dziewczyn, z którymi wcześniej się spotykałem.
Kiedy stanęliśmy pod jej domem czułem smutek, że wyjdzie z mojego objęcia i pójdzie do domu.
- Dziękuję Justin, za wszystko- powiedziała słodziutkim głosem.
- Będę zawsze kiedy będziesz tego potrzebowała- powiedziałem.
- Wiem, że mogę na ciebie liczyć- powiedziała to i pocałowała mnie w policzek- Jeszcze raz dziękuję.
- Pamiętaj, będzie coś nie tak to dzwoń.
- Tak jest- przyłożyła dwa palce do czoła.
Straciłem ją z pola widzenia, teraz miałem już tylko jeden problem, nie wiedziałem jak mam trafić do domu, nie pamietam drogi, połowę trasy to ona mnie prowadziła.
No nic najważniejsze, że Emi już jest w domu i nie muszę się o nią martwić, jakoś trafię i jak mi się uda to obiecuję od razu idę spać.
NASTĘPNEGO DNIA
Dzisiaj nie zaspałem i nie obudziłem się w butelkach po alkoholu, ciągle myślałem o tym co wydarzyło się wczoraj i strasznie martwiłem się o Emi. Miałem nadzieje, że to jakoś..wyjdzie. Ona jest dla mnie kimś więcej nie tylko przypadkową dziewczyną. Jej oczy utrzymywały mnie w ciągłym transie, jej ciało było idealne jej włosy były długie miały piękny kolor. Nie wierzę, że nikogo nie ma, jest taka seksowna.
Wszedłem do łazienki jakoś się ogarnąć, nie mogę już wyglądać jak pijak. Postawiłem włosy, umyłem twarz i zęby.
Nie miałem ochoty nic zjeść, więc od razu wziąłem plecak i wyszedłem z domu. Poszedłem nie w stronę szkoły, a w stronę domu Emi, miałem nadzieję, że ją spotkam gdzieś po drodze.

*Emily*
Siedziałam przy stole i jadłam śniadanie z siostrą.
- Smakuje ci?- zapytałam siostrę, rodzice jeszcze spali, tato w osobnym pokoju tak samo jak moja mama. To była dziwna sytuacja. Mama czasem spała w domu czasem u tego swojego chłopaczka.
Chels nic się nie odezwała.
- Nie słyszysz? Halo?
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać- słyszałam foch.
- Słucham?
- Nie dość, że wygadałaś matce rzecz która była dla mnie ciosem i prosiłam byś tego nie mówiła- pouczała mnie- to jeszcze wybiegłaś z domu, a najlepsze to było jak wróciłaś jedwo przytomna z jakimś chłopakiem.
- Jakiś chłopak ma na imie Justin. Powiedziałam jej bo powinna to wiedzieć, a wyszłam bo miałam dość.
- Myślisz, że księżniczko tylko ty masz dość?
Faktycznie ona przeżyła więcej.
- Przepraszam cię Chelsea.
- No szybko.
Spojrzałam na nią i złapałam za rękę.
- Co się działo jak wyszłam?
- Mama nie uwierzyła w to. Dalej z nim jest.
- No kurwa co się ma stać, żeby w końcu przejrzała na oczy.
- Ja na prawde nie wiem- wzięła kęsa naleśnika.
Popatrzyła na zegarek.
- Emi, ja już idę bo spóźnie się.
- Miłego dnia.
Uśmiechnęła się na siłę i zamknęła za sobą drzwi.
Też już powinnam się zbierać. Wiem, że Megs nie będzie szła do szkoły, zawsze po takich imprezach leży ze swoim chłopakiem w lóżku, albo gdzieś indziej.
Zawsze wychodziłam po mojej siostrze, więc to ja musiałam zamykać drzwi, zauważyłam, że moje klucze leżą na pułeczce koło lustra. Podeszłam do niego i poprawiłam jeszcze swoje włosy i sprawdziłam czy makijaż jest okej.
Wszystko było w porządku.
Gdy otworzyłam drzwi byłam zaskoczona, ale pozytywnie.
- Hej mała- powiedział do mnie Justin.
- A co to za niespodzianka- mówiłam i jednocześnie zamykałam drzwi.
Podeszłam i pocałowałam go w policzek.
- Postanowiłem, że po ciebie przyjdę.
- Dobrze, że tak postanowiłeś- uśmiechnęłam się do niego.
On uważnie mi się przyglądał.
- Czemu tak na mnie patrzysz?- spytałam.
- Bo pierwszy raz widzę taką piękną dziewczynę.
Czułam się niezręcznie, ale zarazem czułam jakbym latała. On sprawiał, że czułam motyle w brzuchu.
- Oj przestań.
Objął mnie ramieniem i szepnął.
- Nigdy nie przestane.
Poczułam, że nogi robią mi się jak z waty.
- Nigdy ah tak?
- Nigdy w życiu.
Przytuliłam się do niego.
- A to co?- szepnął mi do ucha.
- Po prostu jesteś tak wspaniały.
- Oj przestań- przedżeźniał mnie.
- Nigdy nie przestane- jak on przedżeźniał mnie to ja jego.
- Nigdy ah tak?
- Nigdy w życiu.
Wtedy poczułam, że łączy nas coś więcej, sama nie wiedziałam co.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam do szkoły.
Rozglądnęłam się po całym korytarzu.
- Co teraz masz?
- Co oni się tak patrzą?- zlekcewarzył moje pytanie.
Nic nie odpowiedziałam bo dostrzegłam jak każdy patrzy się na nas jak na trędowatych.
- Co! Co kurwa?
- Justin..- próbowałam go uspokoić.
- Po chuj się tak gapicie!- krzyczał.
- Justin..
- Mam już dość waszych mord!
On totalnie mnie olewał, postanowiłam po prostu odejść. Nie panował nad sobą.
Stanęłam pod salą od Chemi i wtedy podeszła do mnie Bety.
- Hej!- powiedziała energicznie.
- Cześć- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Co tam u ciebie?- zapytała, ale widziałam, że totalnie ją to nie obchodziło.
- U mnie w sumie..
- Tak u mnie też.
Zdziwiłam się.
- Ale ja nic nie powie..
- Kurczę, a ty spotykasz się z Bieberem?
- W zasadzie to nie, ale sama już..
- Ale z ciebie wariatka.
- Ale nawet nie dokoń..
- Muszę już lecieć.
- Taa..
Bety taka była, za szybko mówiła, chodzilo tylko o nią, nie umiała nawet do końca słuchać.
Kilka godzin później
Dzień w szkole strasznie mi się dłużył nie było widać końca. Kiedy skończyłam lekcje czułam ulgę, chciałam iść tylko spać.
- Emi- nagle ktoś wyrwał mnie z myśli odwróciłam się i zobaczyłam Justina.
- O matko- wywróciłam oczami- jestem strasznie zmęczona.
- Odprowadzę cię do domu.
- Nie to ja cię odprowadzę do psychologa.
Spojrzał na mnie pytajaco.
- Przestań- ułożyłam swoją dłoń na jego twarzy i odepchnęłam ją.
- Ale co się stało?
Odeszłam.
- Stój- złapał mnie za rękę i odwrócił, stałam teraz bardzo blisko niego, nawzajem wymienialiśmy się powietrzem.
- Justin, nie zwracaj uwagi na tych ludzi, pocałuj mnie.
Popatrzył mi w oczy.
- Nie zrobisz tego- powiedziałam- zależy ci bardziej na tym czy będą się na nas patrzeć.
- Nie prawda- powiedział stanowczo.
- Nie prawda? Justin, obchodzi cię tylko to co pomyślą wrogowie.
- Może..
Patrzyłam z niedowierzaniem i wyszłam ze szkoły.
- Emi!- słyszałam tylko za sobą.
Przedzierałam się przez ludzi i kiedy już wyszłam z budynku zaczęłam biec.
- Emi, stój!- krzyczał Justin.
Biegłam coraz szybciej, ale powoli kończył mi się oddech.
- Emi!
Stanęłam, już nie mogłam wytrzymać, ja nigdy nie biegałam, szybko się męczę.
- Emi- podbiegł Justin- nie uciekaj tylko mnie wysłuchaj.
- Czego mam słuchać? Wstydzisz się ze mną pokazać tak?
- Tego nigdy nie powiedziałem i nie, nie wstydzę się ciebie.
- Ah tak? Skąd mam to wiedzieć?
On nic nie odpowiedział, tylko zatopił się w moich ustach oczywiście odwzajemniłam pocałunek, czekałam na niego, cały dzień.
-------------------------------
Cześć biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział był lekkim nie wypałem dość długo zastanawiałam się czy dalej pisać, jednak stwierdziłam, że uwielbiam to robić i nie poddam się. Mam nadzieje, że spodoba wam się ten rozdział jak i przyszłe plany na bloga. Pamiętajcie
Komentujecie-Motywujecie
♡♡♡

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 3

*Emily*
Podąrzałam w kierunku plaży, jednak tam pójdę. Muszę się jakoś rozerwać w końcu.
- Emi! To na prawdę ty?- spytała Jane.
- Jak chcesz to dotknij- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Wierzę ci- zaśmiała się.
- A więc miłej zabawy, na pewno się gdzieś zobaczymy, mam nadzieje.
- Wychodzisz?
- Nie wiadomo gdzie będę leżała za 15 minut.
- aaa- powiedziałam bez dzwięcznie.
- Także, miłej.
Kiwnęłam głową w ramach podziękowania.
Rozglądnełam się po plaży, bylo tutaj dość dużo ludzi, każdy pił alkohol zastanawiałam się czy sama bym się nie napiła. Usiadłam gdzieś na schodach, znałam tu wszystkich, chciałam z kimś porozmawiał, ale każdy był zajęty swoimi partnerami.
Czemu ja nikogo nie miałam? Ludzie przez to dziwnie się patrzyli, albo przez to, że siedze na schodach nic nie pije i jeszcze nie jestem poczochrana jak inne.
- Emily! Co ty tu porabiasz?- mówiła do mnie Megs, przedrzeźniała te dorosłe osoby, które tak mówią.
- No widzisz, gram w golfa.
Zaśmiała się i podeszła mnie przytulić.
- Co cię skłoniło tu przyjść?
- Jakoś odreagować przyszłam.
- Odreagować?
- Dużo by mówić.
- Mów.
- Kiedy indziej, okej?
- No dobra dobra, ale pamietaj mi zawsze możesz powiedzieć.
- Ja wiem, po prostu to nie jest dobre miejsce na takie rozmowy.
Popatrzyła tylko na mnie i mnie przytuliła- rozumiem- odsunęła się- a więc mówiłaś, że przyszłaś odreagować.
- No chyba tak- zacieszałam.
- A więc chodź- złapała mnie z rękę i pociągnęła w strone barku.
- Dwa proszę- powiedziała i pokazała barmance dwa palce.
- Już się robi.
Popatrzyłam nie do końca przekonana.
- Ej- złapała mnie za rękę- tak najlepiej odreagować.
Tylko posłałam jej uśmiech, a w tym czasie barmanka przyniosła nam dwa drinki.
Potem kolejne dwa..i kolejne dwa..
Teraz to ja czuje się odreagowana, byłam świadoma tego co mówie i robie, ale nad równowagą nie umiałam panować.
- Koniec- powiedziałam- idę.
Przytuliłam ją.
- Nie stój jeszcze po jednym- już ledwo co mówiła.
- Cześć.
Odeszłam od barku, Megs nie mogła za mną iść nie była w stanie, ale dużo osób tam było w takim stanie.
Szłam przed siebie ledwo co, wywróciłam się jednak próbowałam się o własnych siłach podnieść z tego piachu.
- Pomóc ci?
Znałam ten głos, nagle wszysko mi się pomieszało.
- Co się dzieje?
- Wstań- podał mi rękę.
Złapałam się jej.
Chłopak przyłożył mi w twarz.
Automatycznie wytrzezwiałam ze strachu.
- Co ty robisz?!- zamachnęłam się na niego, ale on złapał moją rękę.
- Wiem, że to zawsze pomaga, dlatego to zrobiłem.
- Wiesz faktycznie.
Uśmiechnął się do mnie
- Chodź usiądziemy- zaproponował.
Chłopak musiał być przypadkowym gościem albo znajomym Jane, nie kojarzyłam go ze szkoły.
- Okej- jeszcze się kołysałam.

*Justin*
W sumie zabawa była ok. Nie było szału, ale było spoko. Bywałem na lepszych imprezach. Nic nie wypiłem obiecałem sobie to tak będzie.
- Masz- podszedł Joe i wręczył mi piwo.
- Joe mówiłem, że nie piję.
- Ale Jus to są urodziny Jane- tłumaczył i wskazał na nią palcem
Oboje zachichotaliśmy jak zobaczyliśmy ją i jakiegoś faceta w romantycznej scenie życia.
- Okej ona chyba się nie obrazi- powiedziałem.
- Justin
- Nie!- wziąłem piwo i wylałem je na piasek.
- Matko spokojnie.
- No, ale nie wiem ile razy ci powtarzałem, że nie chcę.
Joe tylko na mnie popatrzył.
- Okej ja idę- powiedziałe.
- Ale Justin..
- Jesteś z dziewczyną, miłej zabawy- odwróciłem się- a i seksu- powiedzialem idąc już w innym kierunku.
Na ulicach było tak cicho, a była dopiero po 20:00.
Szedłem sobie środkiem ulicy, tak bardzo buntowniczy, miałem wszystko w dupie. Próbowałem się wyciszyć, jednak nie udało mi się, przechodząc obok jakiegoś parku usłyszałem jakąś rozmowę i płacz jednocześnie, byłem ciekawy co się dzieje i cicho odchylałem drzewa by usłyszeć ich wyraźniej. Widziałem ich wystarczająco blisko i słyszałem ich dobrze, więc schowałem się za jakimś drzewem. Musiałem to zrobić, czułem, że coś było nie tak.
-Zostaw mnie- bełkotała dziewczyna, znałem jej głos ale nie mogłem skojarzyć czyj on był, nie mogłem się też wychylić, zauważyli by mnie.
- No dawaj raz.
- Nie
słyszałem plaśnięcie.
- Czemu mnie bijesz skurwielu?
- Bo ty masz mnie słuchać.
- Puść mnie!
- Zamknij się!
- Zostaw to nie rozbieraj mnie!- to była Emily !!
- Cicho
Nagle nastała cisza, a w oddali widziałem lecącą bluzkę
- Zostaw mnie! Pomocy!
Wkurzyłem się.
- Zostaw ją!- krzyczałem
Dałem mu w twarz. I popchnąłem na ziemie.
- Tylko spróbuj się do niej zbliżyć!- powiedziałem jak próbował wstać.
- Albo stąd odejdziesz, albo załatwimy to inaczej.
- No dawaj mały.
Popchnąłem go na drzewo i dałem z pięści w twarz.
On tylko na mnie popatrzył i uciekł z zakrwawionym nosem.
Podszedłem po bluzkę Emily i wręczyłem jej ją ona w odpowiedzi rzuciła mi się na szyje, tylko ją przytuliłem.
- A to co?- zaśmiałem się.
- Jestem ci wdzięczna.
- I pijana..- założyłem jej tą bluzkę.
- Może trochę.
- Nie martw się, jak jeszcze raz takie coś się stanie- wyjąłem jej telefon- wpisuje ci mój numer, jak będziesz miała kłopoty, dzwonisz, mówisz gdzie jesteś i już jestem.
- Jasne, dziękuję.
- A więc wstań odprowadzę cię do domu- podałem jej rękę.
- Justin..- zaczęła, ale przerwała zanosiło jej się na wymioty. Odgarnąłem jej włosy.
- Lepiej?- spytałem.
- Tak już tak.
Przytuliła mnie.
- Ja muszę, jesteś taki ciepły.
Przytuliłem ją.
- Wiem, że ci zimno.
Cała się trzęsła.
- Emi..
- Tak?
- Ja cię przepraszam.
Spojrzała pytajaco.
- Za to w szkole
- Justin zacznijmy od nowa.
- Jestem Justin miło mi- podałem jej rękę.
- Emily, również mi miło- dotknęła mojej ręki.
Uśmiechnęła się do mnie.
- Już się nie będziesz smucił?- położyła mi rękę na policzku.
- Nie już nie będę- była taka piękna, nawet napita.
Właśnie znowu odwróciła się wymiotować. Znowu odgarnąłem jej włosy.
- Odprowadzisz mnie do domu?
- Jasne.
-------------------------------
To jest kolejny rozdział! :*