poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 18

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Cały tydzień siedziałem przy niej wymieniając się rolami z Meggi, ale tylko na chwilę..Nie mogłem spuścić mojej małej z oczu chociaż na chwilę. Dalej była nieprzytomna, a to wina lekarzy, ponoć podali jej lek na który miała silną reakcję alergiczną, która zagrażała jej życiu, więc musieli podać jej lek usypiający, który działa do teraz, ponieważ ma tak słaby organizm.
Nic innego nie robiłem, jak latanie po całym szpitalu i usiłowanie się czegoś dowiedzieć.
Próbowałem też skontaktować się z jej Mamą, jednak po niej kompletnie głos zaginął.. Nic nie wiedziała o wypadku Emily, chociaż pisali o tym w jednej gazecie..tak, oczywiście, musiał dowiedzieć się o tym cały świat, bo to jest najważniejsze. Pewnie jakaś sąsiadka udzieliła się.
- Justin- poczułem dłoń na ramieniu- Może idź do domu, wyśpij się- powiedziała Meggi.
- Nigdy w życiu- zaprotestowałem- Jesteś śmieszna, jeśli myślisz, że ją tu zostawię.
- Nie oto mi chodziło- burknęła- Po prostu ona nie chciałaby, żebyś się tak zaniedbał.
- Wszystko okej- rzuciłem ściskając dłoń mojej dziewczyny w swojej.
- Ja niestety muszę iść, mamy jutro ważny egzamin- westchnęła- I nie mogę go oblać.
- Rozumiem- pokiwałem głową- Miłej nauki- powiedziałem na pożegnanie, a z jej ust usłyszałem krótkie "hej" , a następnie dźwięk zamykanych drzwi. Co nawet spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
- Zostaliśmy sami-szepnąłem jej do uszka. Wyglądała tak niewinnie, bo nie była niczemu winna.. Policja przedstawiła mi zbieg wydarzeń, a przynajmniej podejrzenie. Powiedzieli mi również, że w jej organizmie był obecny alkohol, co dla mnie oznaczało tylko jedno..po prostu była załamana.
Cały tydzień nie widziałem się z Caillin i dobrze bo tylko tego mi brakowało.. Może w końcu się odczepi i da nam spokój.
- Nie martw się o nic- mówiłem do niej głaskając ją po policzku- Ja się wszystkim zajmę, wyjdziesz z tego obiecuje, wiem, że może te słowa brzmią banalnie jak z jakiegoś tandetnego filmu, ale na prawdę tak będzie- popatrzyłem na jej spokojną twarz- Nie miej mi tego za złe kochanie, gdybym wiedział..- załkałem- Nigdy nie poszlibyśmy na tą kolację- poczułem jak spina się każdy mój mięsień- Musisz mi coś obiecać..będziesz walczyć do końca, musisz to zrobić. Jesteś dla mnie najważniejsza, a bez twojej walki ja zostanę sam- pogładziłem jej dłoń- Musisz wiedzieć, że bez ciebie..ja.. po prostu będę prostym chłopakiem..to ty napędzasz moje życie, każdego dnia, nawet kiedy milczysz, albo kiedy krzyczysz, jesteś taka urocza i to właśnie w takich chwilach czuje, że potrzebuje tylko ciebie..- poczułem jak z mojego policzka spływa jedna łza- Kiedy się pojawiłaś, zmieniłaś moje życie na zawsze, nie ważne, że znamy się tak krótko, ja czuję się jakbym znał cię od zawsze i jeszcze dalej..Tak jakbyś to ty była mi przypisana mojego pierwszego dnia a tym świecie. Od zawsze szukałem osoby, która by mi pomagała, wspierała mnie jak tylko może i po prostu była u mojego boku.. myślałem, że to Caillin- pokiwałem głową, pociągając nosem- Ale teraz wiem, że to byłaś, jesteś i będziesz tylko ty..Tylko ty oblewasz moje serce ciepłem i kochasz bezgranicznie. Ja to wiem, i chcę byś wiedziała, że to uwielbiam w tobie najbardziej. Chcę cię chronić już zawsze, być w sytuacjach, w którym nie umiesz sobie poradzić i nie być ich przyczynami- ująłem jej twarz- Wyjdziesz z tego słoneczko- musnąłem jej usta- Ale musisz walczyć.
Podniosłem się do pionu, kiedy usłyszałem dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi.
- Pan Bieber?- spytał zdyszany lekarz.
- Panna Chelsea się obudziła- zakomunikował, ale ja od razu wybiegłem za nim z sali, wiem, że w tym momencie Emily była by najszczęśliwsza na świecie. I wiedziałem, że ja muszę zaopiekować się jej siostrą.
Wbiegłem do sali za lekarzem, a na łóżku ujrzałem skuloną w kłębek i głośno płaczącą Chels.
- Mała..- wyciągnąłem do niej rękę, jednak ona szybko jeszcze bardziej przywarła do swoich nóg.
- Nie dotykaj mnie- wyszeptała cichym, łamiącym się głosikiem.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy- zapewniłem ją.
- Odejdź- nakazała, a ja po prostu postanowiłem ją posłuchać i wyjść z sali.
- Jak już zdążył pan zauważyć, ma depresję- powiedział lekarz.
- Boże- szepnąłem łapiąc się za głowę- Przecież ona ma tylko 15 lat.
Lekarz popatrzył na mnie ze współczuciem- Na pewno z tego wyjdzie, to tylko przejściowe, przeszła traumę w życiu i musi to wszystko sobie poskładać..ciągle jest przy niej psycholog, zaraz podamy jej leki uspokajające i na pewno zaczniemy leczenie twarzy.
- Dziękuję lekarzu- poklepałem go po ramieniu.
- Czy to pańska dziewczyna?- spytał, ale po chwili się ocknął- O ile można spytać.
- Nie, to jest siostra mojej dziewczyny- powiedziałem- Moja dziewczyna leży pięć sal dalej- wydukałem.
Lekarz otworzył szeroko oczy- To ta sala , z której pana wyrwałem?
- Tak, tam właśnie leży mój jedyny skarb.
- W tym momencie powiedziałbym, że wszystko będzie w porządku- powiedział ze współczuciem co kompletnie zbiło mnie z tropu.
- To niech pan powie.
- Nie mogę- zawahał się- Bo wtedy bym skłamał- te słowa uderzyły mnie prosto w serce. Czyli nic już nie będzie dobrze? Straciłem tę szansę? Straciłem moją miłość?
*
Prowadziłem auto, cały w nerwach, Meggi miała rację, musiałem wrócić, się odświeżyć i przespać. Lekarz obiecał, że o wszystkim będzie mnie informować.
Dryń. Usłyszałem dźwięk telefonu.
- Halo?
- Justin- powiedział Joe- Jak się trzymasz?
- Co ci będę kłamał- skręciłem na swoja ulicę- Źle.
- Okropnie się złożyło z Emily, tego dnia była jeszcze taka szczęśliwa..
- Nie mów tak jakby umarła, bo mnie to strasznie dobija- zwróciłem mu uwagę.
- Jasne, sorry.., a co będzie teraz z tym mieszkaniem.
- Wiesz co? Jakoś nie mam nastoju teraz na planowanie jakiejkolwiek wprowadzki- odetchnąłem parkując auto.
- No tak- powiedział cicho-Rozumiem.
- Zamieszkajcie tam w dwójkę na jakiś czas.
- Ale na pewno? Przecież możemy poczekać, mieszkanie i tak już jest nasze.
- Spokojnie, wprowadźcie się tam.
- Justin..- zaczął, a po głosie poznałem, że po prostu zgodził się ze mną i zamieszka tam ze swoją dziewczyną- Ale pamiętaj, że o wszystkim masz mnie informować, rozumiesz?- zagrodził mi.
- Okej- rzuciłem, ponieważ na prawdę nie miałem ochoty z nikim rozmawiać- Joe..siedzę w aucie i średnio mogę rozmawiać.
- Jasne, cześć- pożegnał się.
- Pa- rzuciłem rozłączając się.
Oparłem się o siedzenie auta i głośno westchnąłem. To kolejny dzień bez niej..brakuję mi tego. Teraz zapewne siedziała by koło mnie trzymając rękę na moim udzie.. Nawet nie umiałem sobie wyobrazić, że jest obok, bo wiedziałem, że to nie jest prawda.
Postanowiłem wysiąść z auta i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Otwierając je mogłem usłyszeć ciche postękiwanie dochodzące z kuchni.
- Ja pieprze- szepnąłem pod nosem zdejmując buta. Nawet nie chciałem tam wchodzić i widzieć swojego ojca, który rucha kogoś na blacie, albo stole. Jedyne co zawsze mnie zastanawiało, to tylko to czemu nie może iść z nimi do swojego pokoju, no kurwa.
Wszedłem po schodach i otworzyłem gwałtownie drzwi od swojego pokoju, jednak to co tam zobaczyłem zamroziło mnie od środka.
- Co tu się kurwa wyprawia?!- spytałem ojca, który posuwał jakąś dziwkę na moim łóżku.
- Justin- poderwał się szybko, jedyne co mnie zdziwiło to to, że o dziwo nie był wredny i chłodny jak zawsze.
- Kurwa- złapałem się za głowę- Czy ty nie masz swojego pokoju?- wrzeszczałem.W tym momencie zdałem sobie z czegoś sprawę.
- To nie ta..- zaczął.
-Czekaj, czekaj, skoro ty jesteś tutaj i pieprzysz jakąś dziwkę- pokazałem na rozebraną kobietę- To kto jest w naszej kuchni?!
- No właśnie- podrapał się nerwowo po głowie- Bo jakby..
- Czy to ma oznaczać grupowy seks?!- złość rozpierała mnie od środka.
- No..tak jakby- wydusił.
- Tak jakby?! Czy ty jesteś chory?
- Justin..
- Kto jest tam w kuchni?
- Moi znajomi.
- Ah- kiwnąłem głową z obrzydzeniem- Znajomi, których bzykasz?
- Tylko jedną- uśmiechnął się- Wiesz o co chodzi- zaśmiał się.
- Jesteś obrzydliwy- wysyczałem po czym wyszedłem z pokoju.
- Justin, daj spokój!- gdzieś tam w oddali za sobą słyszałem głos swojego ojca, tylko chciałem się wykąpać i przespać we własnym łóżku, ale od dzisiaj moje łóżko to prywaty burdel. Przecież do cholery mamy wiele pokoi, to wybrał mój.. czy on to robi na złość.
Wbiegłem do kuchni i stanąłem oszołomiony.
- Koniec tego dobrego- rozdzieliłem ich i przyrzekam , że tego widoku nigdy nie zapomnę.
- Co jest?!- warknął oburzony facet.
- Wiesz co jest?! Pieprzycie się na blacie w mojej kuchni!
- Oj przestań- podeszła do mnie kobieta, ciężko mi było się opanować bo stała goła na przeciwko mnie- Zabaw się z nami.
- Wypierdalać!- warknąłem jak najszybciej. Nie chciałem dać się skusić, kochałem tylko Emi i jej chciałem być wierny już zawsze.
- Oj przestań- podeszła i zaczęła podwijać mi koszulkę.
- Kurwa- jęknąłem- Nie słyszysz?
- Słysze tylko twoje pojękiwania- wyszeptała kobieta, a ja poczułem jak coś rośnie mi w spodniach.
- W snach- poprawiłem koszulkę i odsunąłem się od niej- Ubieraj się i wyjdź.
- Dobra, ale będziesz tego żałował- rzuciła obrażona.
- Uwierz, że nie będę.
Czekałem jak łaskawie się ubiorą i wyjdą.
- Do widzenia- powiedziałam podirytowany i zatrzasnąłem za nimi drzwi. Na podłodze w kuchni leżało mnóstwo gumek i tabletek, ale stwierdziłem, że to znajomi ojca i to on będzie po nich sprzątał. A właśnie..teraz czas na ojca. Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi od swojego pokoju, tak jak myślałem, nawet nie zmienili miejsca.
- Za co?!- krzyknąłem- Za co kurwa ty taki jesteś?!
- Justin- powiedział błagalnie wstając z kobiety- Możemy porozmawiać?
- Nie będę rozmawiał z moim gołym ojcem.
- Wyjdź- szepnął do dziewczyny- Na dole masz pieniądze- powiedział na co ja prychnąłem.
Po chwili kobieta z moi ojcem się ubrali, a ja czekałem pod drzwiami własnego pokoju.
- Masz zajebistego ojca- podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha.
- Spierdalaj- syknąłem wchodząc do pokoju.
- Justin, usiądź muszę ci to wytłumaczyć.
- Posłucham na stojąco, bo teraz nawet brzydzę się własnego łóżka..już nie wspominając o ojcu.
- Słuchaj, wiem, że na to raczej nie ma wytłumaczeń, ale ja po prostu czasem potrzebuje się oderwać.
- Słuchaj teraz mnie..- zacząłem ze złością- Rozumiem to i w ogóle, ale mógłbyś to sobie robić w swoim pokoju, albo w ogóle w jakimś klubie, prawda?
Ojciec nic nie powiedział.
- Nie uważasz, że jako rodzic powinieneś mi dawać przykład?- warknąłem.
- Oj daj już spokój- poderwał się z wrzaskiem- Mam ci wypominać twoje wybryki- wyrzucił ręce w powietrze- Jak ruchałeś jakieś dziewczyny w łazience, jak chlałeś do upadłego, przychodziłeś zjarany?
- Teraz rozmawiamy o tobie- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Wiesz co? Ciągle wypominasz to mi, ale sam robiłeś o wiele gorsze rzeczy- drążył temat.
- Wiesz co teraz wypominasz mi to, że ja wypominam tobie błędy chociaż robisz o wiele gorsze!- krzyknąłem i poczułem uderzenie i pieczenie policzka.
- Jesteś skończonym dupkiem- warknąłem szybko oddając mu.
Nie wierzyłem, że dożyje momentu , w którym będę lać się z własnym ojcem.
- Wiesz, co? Wypominasz tej biednej Caillin, że jest dziwką, a jestem pewny, że ta cała Emily też daje dupy. Teraz poczułem jak spinają mi się mięśnie i roztrzaskałem mu nos słysząc tylko dźwięk łamanych kości.
- Nie mów tak do niej.
Wstałem i patrzyłem na ojca.
- Coś ty zrobił?!- krzyknął i złapał się za nos.
- Dawaj! Chcesz coś jeszcze mi powiedzieć?- Wiedziałem, że to mój ojciec i, że nie powinienem, ale on mnie tak wkurwiał.
- Od tego momentu nie uznaje cię za syna- warknął i wyszedł z pokoju zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Od dawna czułem, że to już nie jest mój ojciec, ale nikt nie chciał by usłyszeć jak własny rodzic się ciebie wypiera.
Z szoku wyrwał mnie pisk opon, odjechał..
*
- Tak wybudziła się- powiedziałem do słuchawki chyba już po raz piąty.
- To jest wspaniała wiadomość, Emi by się cieszyła.
- Błagam cię, nie mów tak jakby umarła..dołuje mnie to.
- Sorry, sorry.
Westchnąłem.
- Okej Justin ja zaraz się widzę z chłopakiem.
- Okej, cześć- powiedziałem oschle do Meggi, na prawdę chyba nigdy się nie polubimy. Rozmawiamy ze sobą tylko ze względy na Emily. Ona nie lubi kiedy wiecznie się kłócimy, albo sprzeczamy z byle powodu. Ja po prostu jak ją widzę to mam dreszcze bo przed oczami ciągle mam jego..mojego "przyjaciele", gdyby nim był to by teraz tu siedział i jakoś mi pomógł. Jednak na tym świecie trzeba liczyć na siebie..
Wstałem i pewnym ruchem wszedłem do łazienki, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Teraz mogła pomóc mi tylko zimna woda, po chwili gdy odkręciłem korek krople lodowatej wody opadły na moje ciało, poczułem wtedy niesamowitą rozkosz.
Po szybki prysznicu wyszedłem z kabiny zawiązując ręcznik wokół pasa i wszedłem do pokoju po jakieś rzeczy do przebrania.
- Tak mi przykro- usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i ten głos.
- Przestraszyłem się- rzuciłem w stronę stojącej w moim progu Caillin.
- Taki był plan, kochany- podeszła do mnie przejeżdżając palcem po moim torsie.
- A tobie ile trzeba powtarzać, żebyś zostawiła mnie w spokoju?- spytałem podirytowany i zdjąłem z siebie jej rękę.
Odsunęła się zaszokowana, no nie ma co..głupia to ona była.
- Zgrywasz niewiniątko czy co?- spytałem żałośnie.
- Spoko- odsunęła się unosząc ręce w geście obronnym- Nie przyszłam tu do ciebie.
- Ah tak- nabrałem powietrza- To dlaczego jesteś w MOIM domu, stoisz w MOIM pokoju, dotykając MOJEGO torsu, hm?
- Po ostatniej nocy zostawiłam coś w pokoju twojego taty, a że akurat drzwi do twojego były otwarte to zaszłam- mówiła z banalnym wyrazem twarzy.
- Jak po ostatniej nocy?- zmarszczyłem czoło zaplatając ręce na piersi.
- Po prostu byłam tu i zostawiłam kolczyki. Idę po nie i już mnie nie ma- rzuciła z pretensjami.
- Co robią twoje kolczyki w pokoju mojego ojca?- spytałem zdezorientowany wychodząc za nią z pokoju.
- Justin- popatrzyła na mnie pobłażliwie- Dużym jesteś chłopcem i nie muszę ci nic tłumaczyć. Myślałam, że się domyślisz, ale ty po prostu jesteś głupi- popatrzyła na mnie z rozbawieniem sięgając po kolczyki i popatrzyła na nie- Gdy się pieprzysz i to ostro to nawet takie małe gówno na uszach ci przeszkadza- rzuciła i wyminęła mnie w drzwiach jednak ja ją złapałem za ramię i gwałtownie ją odwróciłem.
- Pieprzyłaś się z moim ojcem, dziwko?
- Po pierwsze puść mnie!- wyrwała się z mojego ścisku- Po drugie to nie twoja sprawa, a po trzecie nie nazywaj mnie tak.
- Jak mam cię tak kurwa nie nazywać, jak taka do cholery jest prawda!
Popatrzyła na mnie z lekkim uśmieszkiem- Ty też mógłbyś być mój, Justin.
- Wypierdalaj- pokazałem palcem na schody.
- Twoja wola, ja zawsze będę chętna.
- Ale ja nie- zapewniłem ją.
Miałem nadzieję, że trafi do drzwi bo nawet nie zasłużyła, żebym ją stąd wyjebał własnymi rękami.
Wszedłem do pokoju i ubrałem bokserki i jakąś luźną koszulkę.
Wślizgnąłem się pod kołdrę i położyłem rękę na poduszce obok.
- Dobranoc mój aniołku- szepnąłem- Śpij dobrze.
NASTĘPNEGO DNIA
Obudził nie przeraźliwy dźwięk tłuczonego szkła od razu się zerwałem z łóżka i zbiegłem na dół.
- Kurwa- szepnął mój ojciec zbierając szkło.
Nie wiedziałem czy coś powiedzieć czy lepiej się nie odzywać, więc po prostu stałem przed nim.
- O wstałeś już?- powiedział entuzjastycznie. A mnie od razu zdusiło w środku.
- Chyba, takk- przeciągnąłem.
- Jak się spało?- spytał.
OKEJ, coś tu serio jest nie w porządku przecież wczoraj się mnie wyparł.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim ojcem?
Tato się zaśmiał.
- Justin, wszystko w porządku- podszedł do mnie.
- Nic nie jest w porządku- cofnąłem się- Wczoraj się mnie wyparłeś.
Westchnął spuszczając głowę- I właśnie za to chciałem cię przeprosić.. Byłem pod wpływem nerwów, dostałem od własnego syna w nos- zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Taa.. sorry.
- Justin..wiem, że dość często cię olewam, ale w końcu wczoraj zrozumiałem, że mam tylko ciebie. Nie chcę się z tobą kłócić.
Uśmiechnąłem się.
- Przepraszam, czy możemy zacząć od nowa.
- Chyba tak..- powiedziałem niepewnie- Za nim o wszystkim zapomnimy, chcę tylko, żebyś wiedział, że to, że mnie olewałeś, czy tam nie liczyłeś się ze mną, pieprzyłeś kogoś w moim pokoju, czy nawet się mnie wyparłeś, nie zabolało bardziej od tego, że wyzwałeś moją dziewczynę.
- Justin, wybacz..ale za to cię nie mogę przeprosić..ona nie pasuje do ciebie.
Poparzyłem na niego z niedowierzaniem.
- W takim razie nie przepraszaj mnie..- odparłem i zacisnąłem usta- Bo to tylko za to powinieneś. I nie tylko mnie, ale ją również.
- O nie!- wycofał się.
- W takim razie zapomnij- wyszedłem z kuchni i wszedłem na schody.
- Dobra stój!- warknął- Przepraszam.., że ją obraziłem.
- I..?
- I to się nie powtórzy.
Uśmiechnąłem się na to, że w końcu to zrobił- Wiesz, że przez najbliższy czas, będzie mi ciężko.
- Rozumiem- kiwnął głową.
- Ale mimo wszystko Emily masz przeprosić- pokiwałem palcem.
- Mogę nawet dzisiaj, chcę mieć z głowy- machnął ręką.
- Dzisiaj..to nie będzie możliwie- posmutniałem.
- No to jutro- zaśmiał się.
- Jutro..też nie- spuściłem głowę.
- Czemu nie? Taką żywi urazę?- parsknął śmiechem.
- Ona jest w szpitalu- rzuciłem szybko bo czułem, że zaraz polecą mi łzy.
Mój ojciec odchrząknął- Co się stało?
- Spadł na nią kredens- powiedziałem i spojrzałem na ojca widziałem, że nawet jemu już nie jest do śmiechu.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek, a mój ojciec poszedł otworzyć drzwi.
- Czy pan Justin Bieber?- spytało dwóch gliniarzy.
- To ja- podszedłem do drzwi i stanąłem za ojcem.
- My w sprawie Emily Kelly- powiedzieli dość poważnie.
- Zapraszam- kiwnąłem ręką , a mój ojciec zrobił im miejsce w drzwiach- Proszę usiąść.
- Znaleźliśmy dość istotne wskazówki.
- Wskazówki?- spytałem zdezorientowany.
- Prowadzimy śledztwo- powiedział jeden z nim- Ponieważ, wypadek nie był spowodowany tylko upadkiem kredensu.
Otworzyłem szeroko oczy- Chyba nie rozumiem.
- Proszę pana, zbadaliśmy dokładnie miejsce wypadku oraz ciało poszkodowanej. Lekarze przebadali dokładnie jej ciało i cały organizm i dzisiaj otrzymaliśmy wyniki- podniósł rękę z kopertą- Które już sami oglądaliśmy.
- I co się z nich można dowiedzieć?- spytałem zestresowany.
- Z badań wynika, że po upadku kredensu na Pannę Kelly, ktoś podał jej lek usypiający, w naprawdę dużych ilościach dożylnie.
- Słucham?!- krzyknąłem- Kto?
- Tego jeszcze nie potrafimy powiedzieć- pokiwał głową- Jednak wiemy, że sprawca działał z głową zatuszował za sobą wszystkie ślady. Jedno jest pewne, badania nie pomyliły się i Panna Kelly na pewno leków nie podała sobie sama.
- Nie zdziwił bym się- prychnął mój ojciec, a my wszyscy spiorunowaliśmy go wzrokiem.
- Badania wykazały, że lek został podany dokładnie 8 minut po wypadku.
- O mój boże- usiadłem na kanapie. To przez ten lek Emily ma problem z wybudzeniem się.
- Jedyne ślady jakie demaskują osobę, która podała lek to to, że ..nie działała sama.
---------------------------------------------------------------
Witam w kolejnym rozdziale.
Postaram się dodawać częściej, jak mi się uda
bo teraz mam na prawdę dużo nauki.
Miłego czytania, a ja zmykam do
wodorotlenków <3




3 komentarze:

  1. Mi się wydaje ze to ojciec Justina i cailin to zrobili

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku cudowny rozdzialik ❤ czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem,że troche późno dałaś ten rozdział ale kobieto ile razy ja się popłakałam.Cudo cudo i jeszczd raz cudo *.*

    OdpowiedzUsuń