wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 19

*Justin*
Dzień w dzień siedziałem w szpitalu, niestety moja księżniczka jeszcze się nie wybudziła..Ale wiem, że byłaby mi wdzięczna, że tak troszczę się o jej siostrę, która ma teraz poważne problemy zdrowotne. Wczoraj zszywali jej twarz do końca, ponoć wszystko się goi chociaż ona twierdzi, że czuje się jakby jej ktoś rozrywał twarz..mogę przyrzec, że zaczęła się do mnie odzywać i ufać mi dopiero kilka dni temu. Minął już prawie tydzień, odkąd policja przyszła powiadomić mnie o tym, że ktoś podał Emi lek usypiający..od tamtej pory nic mi nie wiadomo, ale powiedzieli, że jak tylko się czegoś dowiedzą to zadzwonią, trzymam ich za słowo. Miałem plan porozmawiać z Caillin, ale zdałem sobie sprawę z tego, że i tak mi się nie przyzna.., ale to nie zmienia faktu, że podejrzewałem ją od samego początku, aż do teraz.
- Nie martw się- pocieszyłem Chels- Jak zdejmą ci szwy to będzie lepiej.
- Justin..? Wierzysz w to?
- Trzeba wierzyć- powiedziałem ciepło- Wtedy czujemy się odrobinę lepiej.
Uśmiechnęła się lekko- Widzę, że wierzysz, a i tak nie czujesz się lepiej.
Spuściłem głowę, bo wiedziałem o co jej chodzi.
- Wiesz..- zacząłem- Mimo wszystko wiem, że się z tego wybudzi..obiecałem jej to i jej nie zawiodę.
- Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz- pomachała palcem przed moim nosem.
- Czy ja ci na takiego wyglądam?- pokazałem na siebie z pretensjami.
- Ja tam cię nie znam- zaśmiała się, ale szybko syknęła.
- W porządku?- spytałem.
- Tak..tylko przez te bandaże nie mogę się śmiać- narzekała.
- Już za parę tygodni będziesz się śmiała jak kiedyś- pocieszyłem ją.
Lekko odwróciła głowę w lewo jednocześnie patrząc w okno.
- Myślisz, że ona mi wybaczy?- spytała niepewnie.
- Ale co ma ci wybaczysz?- spytałem, chociaż podejrzewałem o co jej może chodzić.
- No..sam wiesz.
- Seks w wieku piętnastu lat?- spytałem by się upewnić.
Pokiwała głową.
- Ona już ci wybaczyła- pogłaskałem ją po ramieniu.
- Na prawdę?- spytała, a w jej oczach było widać iskrę szczęścia.
- Tak- zaśmiałem się.
- Nawet nie wiesz jaka to ulga- odetchnęła.
- Domyślam się.
- Mam do ciebie jedną prośbę- powiedziała dalej podekscytowana.
- Słucham.
- Spytasz moją mamę kiedy do mnie przyjdzie?
W tym momencie zakuło mnie serce. Jak mam powiedzieć piętnastolatce, że jej matki nie ma juz od paru tygodni. Przecież w tym wieku każdy potrzebuje matki, a tym bardziej, że Chelsea leży w szpitalu.
- Jak znajdzie czas to na pewno przyjdzie- skłamałem.
- To dobrze, już się za nią stęskniłam- posmutniała, a mi zrobiło się jej szkoda, bo nikt nie wiedział gdzie jest jej matka.
*
Wyszedłem ze szpitala wyciągając paczkę papierosów, po czym wyjąłem jednego i odpaliłem. Zaciągnąłem się papierosem i poczułem błogi raj..wypuściwszy dym, wypuściłem też wszystko co mnie w tamtej chwili denerwowało i smuciło, chciałem o wszystkim zapomnieć, ale nie potrafiłem..i mimo wszystko, że nie mam stuprocentowej pewności, że to Caillin była winna, już czułem, że jej nie wybaczę.
Wsiadłem do swojego auta i powoli ruszyłem w stronę domu. Całą drogę jechałem zestresowany..niby pogodziłem się z ojcem ale dla mnie to była udawana zgoda. Na prawdę nie umiałem mu zaufać, a co dopiero się zwierzać.
Po drodze postanowiłem wstąpić na zakupy, przecież to ja je muszę ciągle robić.
- Dzień dobry- powiedziała miła sprzedawczyni kiedy wszedłem do sklepu.
- Dzień dobry- odpowiedziałem równie miło i pokierowałem się do regału z chemią. Musiałem kupić szampon.
Podszedłem do półki i chwyciłem mój ulubiony szampon. Przedzierałem się przez ludzi mówiąc "przepraszam". Sklep był mały dlatego zawsze był w nim tłum. Wziąłem jeszcze jakieś produkty spożywcze i ruszyłem do kasy, akurat miała obsługiwać mnie ta miła sprzedawczyni.
Kasowała powoli moje produkty uśmiechając się lekko, ja oczywiście odwzajemniałem uśmiech.
- To..- zaczęła- Jak ci na imię?- spytała.
W pewnym momencie zawahałem się, ale w końcu postanowiłem odpowiedzieć.
- Justin.
- Ładne imię.
- Dzięki- rzuciłem.
- Często cię tu widzę- zauważyła.
- Ja ciebie dopiero pierwszy raz.
- Widywałeś mnie nie raz..uwierz mi- zabrzmiała jak z kryminalnego filmu.
- Gdzie?- spytałem podejrzliwie.
- Tutaj- powiedziała entuzjastycznie. Ten cały jej entuzjazm mnie zaczynał przerażać coraz bardziej z każdy słowem- Zawsze jak ktoś cię obsługiwał to ja stałam za progiem drzwi, bo się bałam.
- To ty?- spytałem- Raz czy dwa cię widziałem.
- Ale widziałeś- powiedziała kasując ostatni produkt.
- Czemu się bałaś- spytałem nagle przypominając sobie, że coś takiego powiedziała.
- Bo ty jesteś taki inny..spodobałeś mi się- wydukała.
Była młodą blondynką..na oko miała z 17 lat, nie ukrywam, że była na prawdę ładna i pociągająca.
- Miło to słyszeć- uśmiechnąłem się pakując produkty- Ale, ja nie.. jestem wolny.
Patrzyła na mnie przez chwile i nagle się speszyła- Jasne- zaczęła grzebać coś w palcach- Wiem, że nie raz się zobaczymy i to mnie pociesza.
Popatrzyłem na nią ostatni raz i wyszedłem ze sklepu. Uznałem to jako "dziwna rozmowa z dziewczyną ze sklepu".
Podszedłem do samochodu, a na sobie jej wzrok. Odwróciłem lekko głowę, a w szybie ujrzałem ją stojącą niewinnie z tęsknym wzrokiem. W tym momencie na prawdę wydało mi się to dziwne i wsiadłem do auta.
Widziałem ją dzisiaj pierwszy raz..no teoretycznie. Wtedy jej nie dostrzegałem, jednak dzisiaj ją zauważyłem, a ona już mi wyznała zauroczenie. Co do cholery? Czy jestem w jakiejś jebanej grze?
*
Wniosłem siatki do domu i położyłem je na stole, a przed oczami ciągle miałem jej wzrok, opierała się o szybę i patrzyła na mnie. Ciągle to zostaje dla mnie zagadką. O co tak na prawdę chodziło?
- Justin! To ty?- spytał ojciec.
- Taa- rzuciłem i pokierowałem się w stronę schodów. Chciałem tylko się położyć na chwilę, a potem oczywiście pojechał bym do szpitala.
- Co ty taki zmarnowany?- spytał uśmiechnięty ojciec łapiąc mnie za ramiona i potrząsnął nimi.
- Serio?- spytałem z kpiącą miną- A może mam cieszyć się z tego, że moja dziewczyna leży w szpitalu.
- Wiesz..- zaczął i wzruszył ramionami.
- Nie kończ- wyrwałem się z jego uścisku i wszedłem do pokoju rzucając się na łóżku. Momentalnie zasnąłem.
NASTĘPNEGO DNIA
Obudziłem się cały zgrzany. W moim pokoju było straszliwie gorąco, lekko otworzyłem oczy i podniosłem się z łóżka.
- Kurwa- szepnąłem. Kolejny pojebany dzień. Podszedłem do okna by je otworzyć, chciałem żeby wpadło trochę świeżego powietrza i chłodu, jednak moim oczom ukazał się wielki ogień i smród spaleń. Na ten widok otworzyłem szeroko oczy, SĄSIEDNI DOM SIĘ PALIŁ.
Zbiegłem na dół w nadziei, że jakoś im pomogę, jednak co ja miałem im tam pomagać, jak stało już tam dużo wozów strażackich i policja.
- Tato!- krzyczałem na cały dom zbiegając ze schodów i wtedy dostrzegłem, że drzwi wejściowe są szeroko otwarte.
- Tato!- krzyknąłem ponownie tym razem wychylając głowę przez drzwi wejściowe. Kij tam z tatą! Wziąłem głęboki oddech i szybkim tempem podszedłem do policjanta.
- Co się tu stało?- spytałem.
- Sami nie wiemy- pokiwał bezradnie głową- Jedyne co wiemy to, że pożar został spowodowany umyślnie.
- Czy nikomu się nic nie stało?- spytałem zaniepokojony bo wiedziałem, że w sąsiedztwie mieszkało małe dziecko.
- Rodzina obecnie była na wyjeździe jakimś na granicą, więc nikomu się nic nie stało.
Pokiwałem głową- Matko- szepnąłem. Lekko odwracając głowę widziałem, że ktoś stoi za drzewem, jednak nie byłem w stanie zobaczyć ani sylwetki ani twarzy. Widziałem cień. Popatrzyłem w stronę drzewa i zwróciłem się w stronę policjanta..może mi się tylko wydawało.
- Czy pan mieszka w sąsiedztwie?- spytał.
- Taa..- powiedziałem powoli dalej patrząc w stronę drzewa, ale jak na złość nic tam nagle nie było.
- Czy mieszka pan sam?- zadał kolejne pytanie.
- Mieszkam z moim ojcem- powiedziałem.
- Zaraz, zaraz- podszedł do innego policjanta i wyjął z jego notesu jakąś kartkę, po czym wrócił z powrotem do mnie- Czy to twój ojciec?- spytał rozkładając kartkę.
Z reguły osoby, które policjanci mają wydrukowane na kartkach są czemuś winne.
- Tak- odpowiedziałem szybko, żeby policjant nie zdążył zauważyć, że jestem zszokowany.
- Zabezpieczone jego ślady palców na płocie oraz na klamce od drzwi wejściowych, co mianuje go jednym z podejrzanych.
- Jak to?- spytałem- Mój ojciec miał coś z tym wspólnego?
- Słuchaj..- zaczął- Tego jeszcze nie wiemy, ale jak coś będziemy wiedzieć to damy ci znać.
- Tak jasne- powiedziałem podirytowany- Dacie mi znać tak jak inni policjanci w sprawie mojej dziewczyny.
- A co mam ci teraz powiedzieć?- spytał wkurzony- Mogę na tą chwilę ci powiedzieć, że przyczyną spalenia domu był pożar.
Parsknąłem w jego stronę i wszedłem do domu.
- Tato!- ryknąłem. A po chwili usłyszałem kogoś w łazience, szybko podbiegłem do drzwi i zacząłem walić w nie pięściami- Wyłaź! Chyba musisz mi coś wyjaśnić.
Ku mojemu zaskoczeniu z toalety nie wyszedł mój ojciec tylko jeden z policjantów. Nie wierze, że tak o załatwił się w moim domu.
- Co tu się kurwa dzieje?- spytałem.
- Spokojnie, młody- falował dłonią, żebym się uspokoił, ale w rezultacie wkurwiało mnie to jeszcze bardziej. Zamknął za sobą drzwi i pociągnął mnie za przed ramię na kanapę.
- Słuchaj- zaczął siadając powoli na kanapie- Twojego ojca nie ma.
- No to zdążyłem zauważyć- wymachiwałem rękami- Ale chce wiedzieć gdzie do cholery jest!
- Najpierw się uspokój, okej?!- przekrzykiwał mnie.
- Jeden z twoich kolegów powiedział mi, że jest podejrzany- zacząłem po chwili ciszy.
- No bo to prawda- założył nogę na nogę i powiedział bezproblemowo.
- Ale co właściwie się stało?
- Dom się zaczął jarać bo go ktoś podpalił, no a twój ojciec na pewno mieszał w tym ręce.
- No, ale..- wstałem i potarłem rękami o twarz- On ich lubił- tłumaczyłem.
- No już chyba nie- zaśmiał się.
Na prawdę wkurwiała mnie taka lekkość tego faceta.
- Gdzie on teraz jest?- wyrwałem nagle bo na prawdę byłem ciekawy.
- Uciekł nam..znaczy- poprawił się- Nie wiemy czy uciekł, ale nie ma go w pobliżu, gdyby nie był w to zamieszany drzwi od waszego domu nie były by otwarte tak szeroko, a on pewnie by sobie spał.
- Też racja- przyznałem mu. Po chuj ojciec mnie przeprasza, jak z dnia na dzień jest coraz gorszy i coraz gorsze popełnia błędu.
- Jak się czegoś dowiemy to damy znać- zapewnił mnie. Dobrze wiedziałem, że nie dadzą, ale już nie chciałem znowu zaczynać.
- Ok- rzuciłem i pokierowałem się w stronę schodów nie zważając już większej uwagi na policjanta, jak sobie sam wszedł do czyjegoś domu i to na dodatek do czyjejś toalety to sam będzie wstanie wyjść.
- Aaa- odwróciłem się na schodach.
- Hm?- odwrócił się już stojąc koło drzwi.
- Jak chcesz, to w kuchni jest lodówka- pokazałem palcem na pomieszczenie.
- Dobra, morda tam- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem. Gdzieś kurwa muszę znaleźć rozrywkę, a nie ma to jak dobra kpina z policjanta.
Pewnym krokiem podążyłem w stronę swojego pokoju i dość mocny ruchem wszedłem do pokoju. Nie zbyt dużo czasu mi zajęło dostrzeżenie małego pendrive-a na mojej poduszce, wiedziałem.., a raczej byłem pewny, że nie należało do mnie, dlatego bardzo mnie zaciekawił.
Podszedłem bliżej niego i wziąłem go do ręki, popatrzyłem na niego lekko go ściskając. Nie wiedziałem co na nim może być dlatego szybko podszedłem do stolika na którym leżał mój laptop i uruchomiłem w nim ten mały gadżet.
Uruchamiał się dość długo, ale kiedy w końcu się doczekałem w zawartości odtworzył się jeden folder zatytułowany "WAŻNE"-bardzo oryginalnie- Otworzyłem szybko i zobaczyłem tam dwie notatki, postanowiłem więc włączyć tą pierwszą.
" Czujesz, że w twoim sercu płonie jak ten ogień za oknem? Czujesz gorąc? I czujesz, że już dusisz się na tym świecie? Może po prostu puść wodę, ale taką zimną..zanurz w niej ręce, a ręce przyłóż do twarzy. I jak czujesz się lepiej? Wiem, że nie. Zostało ci już tylko jedno..włóż głowę do zamrażarki, albo.."- To była pierwsza notatka, była totalnie bez sensu, ale muszę przyznać powiało grozą.
Nie pewnie wróciłem do folderu i otworzyłem kolejną notatkę czekając na dalszy ciąg.
" Uważaj, bo to ty możesz być następny"- Tak..to był tylko jakiś pendrive, który nie wiem w jaki sposób znalazł się w moim domu, w moi pokoju, na mojej poduszce, ale nie może on jednak prowadzić do poważniejszego przesłania. Fakt co fakt, że był przerażający, i sam nie wiedziałem czy mam w to wierzyć, ale postanowiłem go po prostu się pozbyć. Położyłem go na ziemi i mocno nadepnąłem. Pod stopą czułem jak coś się łamie, to znaczy, że wyszło. Podniosłem szczątki urządzenia i wyrzuciłem do śmietnika.
Uwaliłem się na łóżko i byłem ciekawy gdzie może być mój ojciec. Tak o po prostu zniknął wywołując przy tym pożar?- z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu.
Podniosłem się leniwie i podszedłem do półki na której leżała moja komórka.
"Uważaj sobie"- przeczytałem przełykając ciężko ślinę.
Kolejny sms.
"Widzę każdy twój ruch"
"Tak, a co teraz robię?"- napisałem w smsie i zacząłem skakać.
"Skaczesz jak debil"- otrzymałem po chwili sygnał.
"Kim jesteś?"
"Wszystkim i niczym"
Przerażały mnie takie teksty. Nie mógł/mogła napisać "A co cię to gówno obchodzi", albo "Nie powiem ci"
"Odpierdol się kimkolwiek jesteś"
"Zastanawiam się.."
"Nad czym?"- w końcu napisałem. Ręce mi się trzęsły.
"Nad tym czy z tobą nie skończyć"
Moje ciało przestało nad sobą panować. Nie wiedziałem co się dzieje i nie mogłem się ruszyć. Byłem zastraszany, po prostu byłem zastraszany..i wiecie co? Źle się z tym czułem.
Coś oplotło mnie od tyłu, a ja szybki ruchem odwróciłem się i stojącej osobie przyłożyłem w nos, a po chwili zorientowałem się, że to Caillin.
- Ałć!- krzyknęła z pretensjami.
- Sorry- rzuciłem- Wszystko, okej?- musiałem o to spytać mimo wszystko jak jej nienawidziłem. Jednak to ja właśnie przywaliłem jej w nos i jednak była dziewczyną.
- Nie wszystko okej..nawet krew nie leci- zachichotała- Co u ciebie?- spytała bezproblemowo.
- Jeszcze pytasz?- parsknąłem.
- Chyba mam prawo- powiedziała jakby totalnie nie wiedziała co się dzieje i jakby tylko ona się liczyła.
- Mówiłem ci byś spierdalała. Znowu czegoś zapomniałaś?- spytałem z kpiną.
- Nie, ale chyba ty zapomniałeś, kim dla ciebie jestem.
- Kim niby kurwa?- warknąłem.
Wystawiła przed mnie rękę, a na jej palcu zaświecił się pierścionek.
- Witaj synku- powiedziała z przesłodzonym głosikiem i machała mi palcami przed nosem.
- Chyba sobie kurwa żartujesz!- wrzasnąłem.
- A wyglądam na osobę, która żartuje?
- Wypierzaj!- pchnąłem ją za ramię w kierunku drzwi.
- Czekaj, spokojnie- chciała mnie uspokoić, za kogo ona się uważała?!
- Zamknij się już, okej?
- Musimy sobie chyba coś wyjaśnić!- krzyknęła na mnie zapierając się w progu, a ja z jeszcze większą siłą wypchnąłem ją za drzwi i trzasnąłem nimi przed jej nosem. Właśnie wtedy usłyszałem dźwięk sms-a.
- Policzymy się synalku!- krzyknęła i słyszałem tylko jak zbiega ze schodów.
Czułem w tamtym momencie, że na prawdę już nie mam siły, że już nie dam sobie rady z tym całym gównem, że już chcę to skończyć, że już chcę skończyć ze sobą..kilka miesięcy temu nic by mnie nie zatrzymało przed tym pomysłem, jednak teraz coś trzymało mnie przy ziemi..a była to tylko ona..moja Emily. To ona dawał mi odwagę na dalsze życie, to dla niej tu stoję i to dla niej walczę ze swoją słabością. To ona liczy się dla mnie najbardziej i to właśnie dlatego teraz odblokuje ten jebany telefon i przeczytam kolejną wiadomość, ale kompletnie się nią nie przejmę bo wiem, że ona jest przy mnie.
"Szkoda mi tej twojej buźki"- przeczytałem.
"Nie wysilaj się"- napisałem ciągle zaciskając zęby.
"Masz rację.., zostawię to sobie na później, mam ważniejsze rzeczy na głowie"
Nic nie odpisałem bo po prostu stwierdziłem, że nie jest to potrzebne. Jednak on/ona nie dawał/dawała za wygraną.
"Ale nie myśl, że to koniec śliczniutki"
Na to też nie odpisałem..poczekam, ciekawe, czy zrobi to co pisze.
Zszedłem po schodach na dół, ciągle nie umiałem pojąc, że mój ojciec jest zamieszany w ten pożar. Chociaż już nie powinno mnie to dziwić..
- Justin?- spytał policjant, który wbiegł zmachany do mojego domu.
- Tak to ja- powiedziałem spokojnie.
- Mamy!- krzyknął machając jakaś kartką przed moimi oczami.
- Wiecie gdzie mój ojciec?
- Nie..- zaczerpnął oddech- Wiemy już wszystko w sprawie Emily Kelly.
Wytrzeszczyłem oczy - Dawaj.
Usiedliśmy na kanapie, a ja dalej słyszałem dyszenie mężczyzny.
- Chcesz wody?- spytałem unosząc jedną brew.
- Poproszę- odpowiedział między oddechami.
Podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę kuchni, po chwili wróciłem ze szklanką wody podając ją policjantowi.
- Dzięki- szepnął biorąc dużego łyka.
- Wszystko w porządku?- spytałem nachylając się.
- Tak tak- machnął ręką popijając wodę- Tylko mam astmę, a trochę tu biegłem.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Zabierajmy się za sprawę- powiedział lekko podirytowany, ale to przecież na niego czekamy, więc nie rozumiem tych pretensji.
-Ok- zainteresowałem się.
- Tak jak już mówiłem były dwie osoby, jedna wiodąca, a druga pomocna. Złapaliśmy ta osobę, ale nam uciekła, jednak o nic się nie martw schwytamy ją.
MÓJ OJCIEC! to była moja pierwsza myśli.
- Kto był wiodącą osobą?- spytałem.
- Tutaj..-skrzywił się- Znowu muszę cię zmartwić, bo jeszcze tego nie ustaliliśmy. Jednak wiemy, że wiodąca osoba i jej pomocnik weszli bo całej katastrofie i podali jej lek dożylnie.
- Tak to wiem- powiedziałem- Wiesz kto jest pomocnikiem?
- Tak wiem, nawet mam jego zdjęcie.
- To ON?- spytałem, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
Policjant zaczął grzebać coś w swojej torbie, a po chwili zobaczyłem jak w jego rękach widnieje zgięta w pół kartka.
- To ta osoba?- spytałem niepewnie.
- Tak to ta osoba- powiedział i skierował kartkę w moją stronę. Złapałem ją i trzymałem przed sobą w dalszym ciągu zgiętą.
Ciągle się bałem..bałem się, że to okaże się być mój ojciec.
- Otwórz- poganiał mnie.
Wziąłem oddech i otworzyłem kartkę. To co tam zobaczyłem zmroziło mnie do reszty.
-------------------------------------------------------------
A to kolejny rozdział!
Wiem, że długo nie było, ale
miałam bardzo dużo zadawane, w szkole.
Ciągle sprawdziany i sprawdziany..
Ale wracam i dodałam trochę grozy!
Piszcie co sądzicie.
Komentujecie-Motywujecie




1 komentarz:

  1. Ciekawie ^^ taki kryminalny klimat cudowny ❤❤ Rozumiem cie sama mam dużo w szkole i nie martw sie, nie pisz na siłe Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń