*Justin*
Pewny krokiem ruszyłem w stronę domu ukochanej. Gdzieś musiała być.. najbardziej dobijało mnie to, że wybiegła na prawdę roztrzęsiona, a ja nie miałem pojęcia co się dzieje. Za to czułem się winny..zaciągnąłem ją na tą kolacje i nie pomyślałem kurwa jak niezręcznie mogła się czuć. No bo jakbym ja się czuł jakby to ona zabrała mnie na kolacje do swojego domu wiedząc, że jej matka mnie nienawidzi i będzie tam jej były..Coraz bardziej zbaczałem ze ścieżki słysząc ciche pojękiwanie, pomyślałem, że to ona, że to moja Emily, przyspieszyłem tempo odgarniając krzaki z przed swojej twarzy.
- Kochanie!- krzyknąłem, jednak kiedy dziewczyna się odwróciła jednoznaczne było, że się pomyliłem.
Dziewczyna lekko otworzyła usta widząc mnie.
- Nie patrz na mnie!- krzyknęła zapłakana, a ja czułem, że nie mogę jej tak tutaj zostawić.
- Co się stało?- spytałem niepewnie.
- Nic- wysyczała. Nie wiedziałem skąd w jej głosie tyle nienawiści jak tylko chciałem jej pomóc.
- Jak to nic? Widzę, że coś jest nie tak.
- Może i jest, ale i tak cię to nie obchodzi.
- A może i obchodzi- zaplotłem ręce na piersi.
Dziewczyna zaś odwróciła się niepewnie- Serio?- spytała z niedowierzaniem.
- A więc..- zacząłem- Powiedz.
- Czasem..lubię popłakać- wstała i otrzepała sobie tyłek- I akurat ta się złożyło, że dzisiaj miałam taką wielką ochotę sobie gdzieś powyć.
- Czemu płaczesz?- pytałem bez żadnych emocji.
- Mam na głowię wiele problemów,mam 17 lat rozwiedzionych rodziców, chłopaka w więzieniu i jestem w pierwszy miesiącu ciąży- westchnęła, a ja rozszerzyłem oczy- Takie tam- dodała z lekkim uśmiechem.
Patrzyłem na nią i na prawdę jej współczułem- Ja..nie wiem co..powiedzieć.
- Tak nie jesteś pierwszą i ostatnią osobą, która mnie tu spotyka i totalnie nie pojmuje mojej sytuacji- podeszła obchodząc mnie na około- A ciebie?- spytała układając swoją dłoń na ramieniu- Co tu sprowadza.
Odwróciłem się gwałtownie co sprawiło lekkie przerażenie w oczach dziewczyny- Ja szukam swojej dziewczyny.
- Masz dziewczynę?- kiwnęła głową.
- Tak mam- powiedziałem stanowczo ciągle obserwując jej reakcję.
- Szczęściara- przełknęła ciężko ślinę.
Popatrzyłem na nią ostatni raz- Pomóc ci jakoś?
- Nie no coś ty, nie trzeba- uśmiechnęła się słodziutko.
- Na pewno?- upewniłem się.
- Jasne- przytaknęła- Leć szukać dziewczyny- machnęła ręką.
Uśmiechnąłem się do niej lekko, mimo wszystko była bardzo pogodną dziewczyną, jednak wiedziałem, że teraz potrzebuje mnie Emily i ruszyłem w stronę drzew z których się wyłoniłem.
- Czekaj!- usłyszałem jak jej delikatny głosik krzyczy w moim kierunku- Mogę wiedzieć jak masz na imię?
Zawahałem się w pewnym momencie- Justin- odparłem patrząc na nią.
- Maria- powiedziała po krótkiej ciszy- Miło mi.
- Może jednak ci pomogę?- spytałem, na prawdę nie chciałem, żeby coś się jej stało.
- Nie, powiedziałam, że dam sobie radę- mówiła z lekkim podirytowaniem, na oko było widać, że może mieć depresję.
- Dobra, nie bij- podniosłem ręce w geście obronnym, a dziewczyna zachichotała.
- Do następnego- pomachała mi.
- Tak.. do następnego- opuściłem dziewczynę z naprawdę wielkimi wyrzutami sumienia, była taka bezbronna miała poszarpane ubrania i była rozczochrana na wszystkie strony świata. Jednak zapewniła mnie, ze da sobie radę..wierzyłem jej.
W końcu udało mi się wyjść na chodnik i dalej podążałem wzdłuż niego do domu Emi, miałem nadzieję, że ona ta będzie. W takich sytuacjach, miałem ochotę porządnie komuś przypierdolić.. miałem taką sytuację, Caillin wyszła i nie wróciła, tak jak Emily teraz.. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby ją stracić, było późno już.mogło się stać wszystko, dosłownie wszystko..
*Emily*
Wkurwił mnie, na prawdę nie wkurwił i ten zastany ojciec i jeszcze te pogróżki Caillin i ta jej cała rozmowa przez telefon..pieprzyć to..podeszłam do barku i otworzyłam go gwałtownym ruchem wyciągając z niego alkohol..
- Teraz to już nie będzie mnie nic wkurwiać- wzięłam dość wielkiego łyka wódki od razu się krzywiąc. Nienawidziłam pakować się w bagno, takie jak picie czy palenie, ale nie chciałam spieprzyć sobie tego dnia już do końca i po prostu zapomnieć jego część która miała nastąpić, bo mogło się stać jeszcze dużo rzeczy, które niepotrzebnie mogły mnie zdenerwować.
- Za tego debila- podniosłam butelkę. Wiedziałam, że czegoś brakuje mi do szczęścia i były to fajki, ale gdzie oni tu kurwa mogą mieć fajki.
Byłam w domu i mojej ciotki, wyjechała do Angli a mi powierzyła klucze, żebym jej podlewała kwiatki, było to już bardzo dawno temu i nie ukrywam przychodziłam tutaj bardzo rzadko, jednak dzisiaj to mieszkanie bardzo mi się przydało jak widać.
- Fajki, fajki- szeptałam pod nosem przeszukując każdą szafkę- Nosz kurwa- trzasnęłam szufladą- Przecież palą tutaj wszyscy, to czemu nie ma fajek- odwróciłam się gwałtownie i popatrzyłam na najwyższą półkę w regale.
- No tak..- ciocia zawsze chowała papierosy przed swoimi dziećmi, której naturalnie uwielbiały się nimi bawić- Czyli tam ciebie mamy kochanie- uśmiechnęłam się już lekko wstawiona. Jednak moje ciche szalone myśli o zapaleniu sobie w końcu czegoś od dłuższego czasu przerosły moje możliwości..półka była bardzo wysoko, a ja byłam za niska i nawet gdybym wzięła krzesło to by nic nie dało..- No i dupa- klasnęłam dłońmi o uda i wróciłam na kanapę na której właśnie delektowała się wódką, no bo co miałam zrobić, wejść na wysoki regał i wdrapać się kilka półek wyżej po jakieś fajki? pff..
- Czekaj, kurwa- odwróciłam się spoglądając na nią- To właśnie zrobię- zachichotałam na myśl, że moje płuca wypełni ten dym..kochałam to, tylko w połączeniu z alkoholem, bez niego..obrzydzało mnie to.
Złapałam się mocno jednej z wysokich półek i podciągnęłam się tym samym stając na szafce lewą nogą, zaczęłam się wspinać, jednak w pewnej chwili puściłam się dwoma rękami i runęłam na ziemię z wielkim hukiem i piskiem, jedyny widok jaki zapamiętałam to moje upragnione papierosy, która spadają mi prosto na twarz, jednak mój obraz się zamazał równocześnie z dzwiękiem łamanych kości.
*Justin*
Nikt nie otwierał mi drzwi od jej domu, to znaczy, że jej w nim nie było, albo była ale nie chciała mi otwierać drzwi, chociaż równie dobrze mogła to być Meggi.., nie koniecznie ja. Po prostu przyjmuję wersję, że jej tam nie ma. Co wcale mnie nie pocieszyło..Bo teraz totalnie zgłupiałem..gdzie ona do cholery mogła być?
Postanowiłem powłóczyć się po mieście może akurat gdzieś bym ją znalazł, to było jedyne co mogło mi przyjść do głowy. Równie dobrze mogłem iść na policje, ale kto przyjmie mi zgłoszenie o zaginięciu jak zaginęła 30 minut temu.
*
Chodziłem po ulicach bez końca i bez końca przez jakieś 40 minut.. Pytałem ludzi, czy ją widzieli jednak tylko jedna z nich po zadaniu mojego pytania zawahała się w odpowiedzi, dzięki czemu miałem nadzieję, że po prostu ją widziała, jednak nie..ty razem też się zawiodłem. Szukałem jej na własną rękę, jednak to nie przynosiło żadnych skutków jak widać, wiedziałem jednak, że kto szuka ten znajdzie..poza tym czułe się winny jej zniknięciu, gdyby nie ta kolacja to nic by się nie stało.
- Przestań kurwa gdybać bo to ci nic nie daje!- krzyknąłem do siebie kiedy zboczyłem na jakieś małe osiedle- Już i tak nic ci z tego!- kiedy dalej wrzeszczałem minęła mnie jedna karetka na sygnale, był tak głośny, że moje krzyki przy tym to gówno.
Westchnąłem kiedy zobaczyłem, że jedzie w kierunku w którym ja miałem zamiar iść, ale z reguły przy jakiś akcjach zbiera się mnóstwo ludzi, a ja nie chciałem pchać się w ten tłum. Postanowiłem, że zawrócę i pójdę do domu i poczekam kilka godzin, żeby złożyć zgłoszenie na policje.
Tak kurwa, powinienem jej szukać, bo może leżeć gdzieś ranna, zgwałcona, albo ..martwa- te myśli zaniepokoiły mnie, co sprawiło, że przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Odpukać- szepnąłem pod nosem.
Zawróciłem w stronę z której przeszedłem i tym razem o moje uszy obił się kolejny głośny sygnał tym razem syreny policyjnej. Jechali w tą samą stronę co karetka. W pewnym momencie zastanowiłem się czy sprawdzić co się tam dzieje, jednak zawsze wkurwiało mnie jak wiele ludzi zbiera się oglądać twoją krzywdę, a potem o tym plotkują..na pewno ranna osoba nie chciałaby, żeby ja tam stał jako kolejna z takich osób.
Kiedy gdzieś zacichły sygnały policji wyjąłem telefon i wykręciłem numer do najlepszej przyjaciółki Emily i poczekałem aż odbierze.
- Halo?- spytała niepewnie.
- Cześć- rzuciłem, dalej nie dogadywaliśmy się najlepiej, ale postanowiliśmy schować swoją nienawiść na bok..tylko i wyłącznie dla Emi.
- No hej- burknęła- I co wiesz gdzie ona jest?- spytała przejęta.
Niewiarygodne, że dziewczyny serio tak zmieniają nastrój.
- Nic nie wiem, dzwonię, żeby spytać czy odezwała się do ciebie.
- Nie..- załkała- Justin ja się o nią boję.
- Meggi, a myślisz, że ja nie? Szukałem ją po cały mieście.
- Wszędzie gdzie się da?- spytała dla upewnienia.
- Wszędzie, mówię przecież.
- W jej domu?
- Byłem tam, ale nikt mi nie otwiera.
- W parku?- spytała nagle.
- W parku też byłem..- powiedziałem ciszej przypominając sobie sytuację z przed godziny.
- Na plaży?
- Megs słuchaj mnie- powiedziałem spokojnie- Byłem wszędzie.
- Kurwa, jak byłeś wszędzie to gdzie ona do cholery jest?!
- Gdybym wiedział to byś o tym już wiedziała!
Meggi zamilknęła tak jakby się nad czymś zastanawiała.
- Justin- powiedziała nagle- Ja zadzwonię potem..- dodała niepewnie.
- Okej- rzuciłem i się rozłączyłem. Rozmowy z nią nie należały do najlepszych.
*
Po 20 minutach wszedłem do domu gwałtownie otwierając drzwi, a w moi domu dalej była Caillin.
- Co ty tu jeszcze robisz?- spytałem odpychając zdejmując buty.
- Byłam ciekawa co z twoją dziewczyną- powiedziała obojętnie kręcą sobie kosmyk włosów.
W tym momencie poczułem jakby coś do mnie trafiło i popatrzyłem na nią przenikliwie.
- Masz z tym coś wspólnego?- spytałem na skraju wyczerpania nerwowego.
- Ja?- spytała tępo- Jak możesz mnie za to obwiniać?
- Normalnie- wzruszyłem ramionami- Bo jesteś podła- dodałem ruchając wyraźnie ustami wypowiadając słowo "podła" chciałem by do niej w końcu dotarło.
- Nie wierzę- pokiwała głową- Byliśmy razem, a ty mi nie ufasz?
Wybuchnąłem śmiechem- Tobie nigdy w życiu.
- Uważaj sobie, jasne?- spytała grożąc mi palcem.
- Ty mi tu tym palcem nie wymachuj- złapałem ją za rękę i spuściłem w dół- Bo jedyna osoba, które tutaj może być zastraszana to ty.
Zaśmiała się ironicznie- Proszę cię Justin. Nic ani się nie nauczyłeś- mówiła dość wolno, ale w jej oczach widać było mnóstwo energii i nienawiści.
- O proszę- uniosłem ręce do góry- Z naszego aniołka stał się taki potwór.
- Widzisz- skinęła głową.
- Przy obiedzie taka grzeczniutka, przy moi pożal się ojcu również, a przy mnie to co?- spytałem smutnym głosikiem, ale głupi by wyczuł, że było w nim tyle ironii.
- Jesteś zerem- pomachała mi torebką przed oczami- Ale wiem, że i tak będziesz ze mną- obeszła mnie na około, a mnie zmroził- Tylko poczekaj jakiś czas- dodała szepcząc mi do ucha od tyłu.
- Jesteś podstępną żmiją- wysyczałem przez zęby- Nigdy nie zostawię Emily dla ciebie, zapamiętaj- odwróciłem się do niej przodem.
- To się jeszcze okaże- przejechała palcem po moim torsie mówiąc zachrypniętym głosem.
- Nic się nie okaż..- nie mogłem nic powiedzieć bo Caillin pocałowała mnie przyciskając dłońmi moją twarz tak blisko jak tylko się da swojej, nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłem jej pocałunek przez pierwszą chwilę, jednak szybko się ocknąłem i odepchnąłem ją od siebie za ramiona.
- Co ty kurwa robisz?!- krzyknąłem- Wyjdź stąd.
- Mówiłam, że będziesz mój?- zachichotała.
- Po moim trupie- pociągnąłem ją za ramię w stronę drzwi, otwierając je gwałtownie- Wyjdź.
- Jasne już idę- wymachiwała rękami- Ale będziesz tego żałował.
- Tak jasne jasne- zatrzasnąłem jej drzwi przed oczami i odwróciłem się w stronę salonu wchodząc do niego pewny krokiem.
Kurwa! Co się właśnie stało? Nienawidziłem momentu, w którym nie wiadomo skąd wychodziła ze mnie złość..a to właśnie był ten moment.
- Kurwa!- krzyknąłem przewracając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę- Suka- szepnąłem.
- Justin do kurwy, co ty wyrabiasz?!- jak zwykle mój ojciec..spytał się co robię.
- A nie widzisz?- warknąłem.
- Podnieś to krzesło!- nakazał pokazując palcem na nie.
Popatrzyłem mu w oczy i schyliłem się po krzesło, które postawiłem na swoje miejsce.
- Dziękuję- powiedział.
- To ostatnia rzecz, którą dla ciebie robię- wysyczałem podchodząc do niego.
- Słucham?- spytał oburzony.
- To co kurwa słyszałeś!- warknąłem wchodząc po schodach do swojego pokoju. Kiedy już do niego wszedłem zatrzasnąłem za sobą drzwi z wielkim hukiem.
- Ja pierdole!- wrzeszczałem. Już nic dzisiaj nie może być gorzej, tylko podkurwiła mnie ta cała Caillin, na dodatek ten mój ojciec i jeszcze nie mam pojęcia gdzie jest moje kochanie..
Westchnąłem wchodząc do łazienki, oparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro- Spieprzyłeś to- powiedziałem do siebie patrząc uważnie na swoje odbicie i właśnie wtedy zobaczyłem w nim, że na półce za mną leży telefon Emily..
Odwróciłem się gwałtownie od razu łapiąc za niego..To znaczy, że podczas obiadu przyszła do łazienki i położyła tu telefon, ale to kompletnie nie jest w jej stylu by go zostawić..
Popatrzyłem na telefon rozkojarzony.. Czyli po prostu miałem rację.
- Miałem rację!- warknąłem- To ona zjebała sprawę.
Popatrzyłem ostatni raz w lustro- Dzięki- szepnąłem do swojego odbicia, a następnie wybiegłem z łazienki zarówno jak i z pokoju.
- Gdzie ty tak biegniesz?- spytał ojciec.
- A co cię to obchodzi?- rzuciłem obojętnie.
- A to mnie obchodzi, że mając karę nigdzie nie wyjdziesz- powiedział pewny siebie, ale dla mnie był po prostu żałosny.
- Ja mam 18 lat i decyduje o sobie sam- powiedziałem z uśmieszkiem, a on popatrzył na mnie w jego oczach mogłam wyczytać słowa "ma rację, ale muszę coś wymyślić, żeby pokazać mu, że wcale jej nie ma" Już ja go znam.
- Ale ja jestem twoim ojcem- typowy tekst..który już nie uwodził mnie od kilku dobrych lat.
- Wiesz jak to jest? Tak jakby matka dała ci karę, za to,że sypiasz z laskami młodszymi od siebie- powiedziałem pewny siebie- A ty wiesz, że masz z trzydzieści parę lat.
Pokręcił głową z bezradności bo wiedział, że na ten argument już mi się nie odgryzie.
- Na razie- rzuciłem wychodząc z domu zamykając za sobą drzwi.
Kiedy uderzył we mnie zimny wiatr to było jakbym nagle dostał olśnienia..SZPITAL..ona mogła iść do siostry, prawda? Bez chwili zastanowienia wsiadłem za kierownice i odpaliłem auto. Byłem prawie pewny co się stało, ale i tak wolałem usłyszeć to od Emily, tylko zastanawiała mnie jedna rzecz, po co ta cholerna małpa znowu zatruwa mi życie, a zwłaszcza teraz kiedy byłem taki szczęśliwy. Czy mało jej? Na prawdę wszystko musi rozpieprzyć? Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się pod szpitalem, zaparkowałem auto i wysiadłem z niego gwałtownie trzaskając drzwiami. Byłem pewny, że ona tam będzie dlatego wbiegłem do szpitala z uśmiechem na twarzy, może to dziwnie wyglądało, ale po prostu wierzyłem, że tutaj jest i ,że jest już bezpieczna.
Wbiegając po schodach potrąciłem jakąś kobietę, ale nawet tego nie dostrzegłem, tylko skinąłem głową, kiedy dotarło do mnie, że to lekarka prowadząca leczenie Chels.
Stanąłem pod salą, a w mojej głowie było mnóstwo myśli, w tamtej chwili czułem tylko jak skręca mi się żołądek.
- Dawaj- szepnąłem do siebie i otworzyłem gwałtownie drzwi. Jednak ku mojemu rozczarowaniu, nie było tam mojej ukochanej. Zmartwiłem się, gdzie ona do cholery jest!?
- Chelsea, pomóż mi- błagałem nieprzytomną siostrę Emi- Daj mi jakiś znak, wiem, że łączą was wspaniałe więzi. Wiem też, że często się kłócicie, ale nikt uwierz mi nikt..nie zna jej tak dobrze jak ty- złapałem ją za małą rączkę i ścisnąłem lekko- Proszę, daj mi podpowiedź, gdzie ja mam jej szukać?- spytałem- Odpowiedź mi- nalegałem, jednak wiedziałem, że niczego się nie dowiem. Miałem tylko błędne nadzieje, że coś nagle da mi znak..nie wiem wypisze na lustrze gdzie ona jest, albo coś stanie w oknie i powie gdzie mam jej szukać.
- Przepraszam- szepnąłem do niej- Wiem, że gdybyś mogła to byś mi powiedziała- pogłaskałem ją delikatnie po głowie, na której miała mnóstwo bandaży- Trzymaj się mała, ja muszę znaleźć twoją siostrę- uśmiechnąłem się w jej kierunku, leżała tak spokojnie, nie znałem jej..tylko trochę z opowieści Emi i mogłem wywnioskować, że jest z niej prawdziwy anioł. Popatrzyłem ostatni raz na Chels i wyszedłem z sali zawiedziony.
- Ratowaliśmy ją z kilkanaście minut- powiedział głośno jakiś ratownik pogotowia prowadząc nosze.
- I co?- spytała lekarka na którą wpadłem.
- I odzyskaliśmy ją, ale jej stan jest bardzo poważny- pokiwał głową ze zmartwieniem i nie wiem czemu w tamtym momencie się wystraszyłem, cały czas obserwowałem tą sytuację z daleka, nawet nie widziałem osoby, która leżała na noszach, widziałem tylko, że była przykryta i miała kołnierz na szyi.
- Zawieźcie ją na operacyjny- pokazał palcem lekarka na salę obok mnie- Trzeba operować nogę natychmiast.
- Oczywiście- powiedział jeden ratownik po czym z drugim złapali za nosze i prowadzili je w stronę wyznaczonej sali.
Kiedy podeszli na tyle blisko, żebym mógł zobaczyć osobę na noszach, poczułem jak tracę czucie w nogach i robi mi się słabo.
- Nie!- krzyknąłem kiedy zobaczyłem na noszach moją Emily- Co się stało? Proszę mi powiedzieć!- nalegałem krzycząc na ratowników.
- Nie możemy udzielić takich informacji- rzucił nawet na mnie nie patrząc.
Przez moją głowę, przebiegły wszystkie wspomnienia, wiedziałem, że takie użalanie się nic nie da. Wtedy postanowiłem, że pójdę do lekarki.
- Przepraszam- przepychałem się przez ludzi na korytarzu i mogłem dostrzec, że byli zdenerwowani, że tak gwałtownie na nich napieram.
- Czy tu przyjmuję pani Rodriguez?- spytałem jednego z pacjentów.
- Tak- powiedział- Ale tu jest wielka kolejka- pokazał palcem na ludzi- A w środku już kto..- przerwałem mu.
- Tylko spytałem czy przyjmuje tu pani Rodriguez, więcej informacji nie potrzebuje- powiedziałem wrednym głosem, co mnie gówno obchodzi kolejka, ja muszę wiedzieć, co dzieje się z Emi.
Czekałem z 10 minut, aż ktoś wreszcie wyjdzie z tego gabinetu.
- W końcu- szepnąłem pod nosem kiedy zobaczyłem jak z pokoju wychodzi jakaś kobieta.
- Panie mówiłem, że jest kolejka!- zwrócił mi uwagę.
- Panie, a mnie to nie obchodzi- wycedziłem przez zęby i złapałem za klamkę uchylając niedomknięte drzwi.
- Dzień dobry- rzuciłem.
- Dzień dobry- popatrzyła na mnie przenikliwie- My się nie znamy?- spytała z lekkim uśmieszkiem.
- Prowadzi pani leczenie Chels, a dziś potrąciłem panią na schodach, za co przepraszam.
- Przestań- machnęła ręką siadając za biurkiem- To szpital, wiesz ile razu ja tu byłam popychana? Ale nie ważne- przerwała sobie rozmyślania- Co się dzieje?
- Moja dziewczyna Emily, przywieźli ją tu przed chwilą.
Westchnęła- Pewnie chcesz uzyskać jakieś wiadomości na jej temat?
Pokiwałem głową ze smutną minką.
- Jesteś dla niej..?
- Chłopakiem- powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ze względu na to, że ma 18 lat mogę powiedzieć ci co się stało- uśmiechnęła się do mnie z miną "Masz szczęście, że jest pełnoletnia, bo inaczej, gówno byś się dowiedział"
- Dziękuję- byłem ogromnie wdzięczny tej lekarce.
- Nie będę owijać w bawełnę..- zaczęła, a ja już się bałem- Stan jest bardzo ciężki. Karetka została wezwana z bocznej dzielnicy miasta gdzieś w okolicach ulicy Pinea około 40 minut temu.
Jak to usłyszałem to byłem taki wkurwiony, z 30 minut temu byłem w okolicach Pinea i widziałem te karetki, jednak postanowiłem zawrócić, czemu nie mam jakiegoś instynktu?!
- O mój boże- złapałem się za głowę.
- Czy mam mówić dalej?- spytała nie pewnie lekarka.
- Chcę wiedzieć wszystko- powiedział pewnie podnosząc głowę.
- Spadł na nią 90 kilogramowy kredens, który mierzył z 7 metrów. Ponieważ ona jest niska i do tego szczupła nic dziwnego, że 90 kilogramów to dla niej dużo, do tego na kredensie było dużo pierdół- zaczęła gestykulować- szklanych figurek i książek. Co spowodowało tylko dodatkowe obrażenia- złapała oddech- Kredens złapał jej nogę oraz uszkodził żebra- w końcu wyrzuciła to z siebie.
- Nie wierzę- złapałem się głowę.
- To nie koniec..- powiedziała niepewnie i cicho.
- A co jeszcze?- poderwałem się i czułem, że w oczach mam szklanki.
- Uhh- odetchnęła- Do tego ma wstrząs mózgu i..-przełknęła ślinę.
- I co..?- spytałam zdenerwowany.
- Jej organizm osłabia się bardzo z powodu obrażeń..nie umiemy powiedzieć..- zawahała się.
- Czego?!- krzyknąłem.
- Czy przeżyje.
---------------------------------------------------------------------
A tutaj dramat!
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Osoby, które czytają moje opowiadanie
proszę o komentowanie, chcę zobaczyć
czy na prawdę wam się podoba.
Do następnego <3
Mega ❤ weny życzę, czekam na kolejny cudowny rozdział ❤
OdpowiedzUsuń