poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 16

*Emily*
DWA DNI PÓŹNIEJ
Na lekcjach siedziałam cała spięta, bo wiedziałam, że to dzisiaj czeka mnie ta kolacja..swoją drogą będzie to bardzo niezręczne siedzieć przy stole z byłą dziewczyną swojego chłopaka.
- Emily, przypominam ci, że masz przynieść usprawiedliwienia za nieobecne dni- powtórzyła już chyba trzeci raz dzisiaj nauczycielka.
Ta..trochę sobie zlekceważyłam tą szkołę.
- Oczywiście- powiedziałam, nie podnosząc wzroku znad zeszytu.
Popatrzyłam na siedzącego koło mnie Joe i mogłam zauważyć, że on patrzy na mnie.
- Wszystko okej?- spytał mnie.
- Jasne, dzisiaj mam kolacje z byłą swojego chłopaka, nie mam pojęcia gdzie jest moja matka, moja siostra leży w szpitalu.. jest okej..
- Przepraszam- rzucił- Nie powinienem..
- To było miłe.., ale po prostu od kilku dni taka jestem..nawet Justin ze mną nie wytrzymuje- zachichotałam cicho.
- Wiem, że między wami jest teraz raczej napięta relacja...- powiedział ze skrzywieniem i współczuciem.
- Noo..- przeciągnęłam- Za ciekawie to nie jest, fakt co fakt..
-Ta Caillin wszędzie musi się wpierdalać- podniósł głos.
- Ciiii- położyłam palec na ustach.
Zadzwonił dzwonek, jak zwykle straszliwie głośno.
- Powodzenia- rzucił Joe i wyszedł z klasy, pewnie spieszył się do dziewczyny czy coś w ty stylu, wiem, że nie do Justina..bo on stwierdził, że rzuca szkołę, nie była to dla mnie dobra wiadomość..
Wyszłam przed salę czekając, aż Meggi wyjdzie, zawsze wychodziła ostatnia, przyrzekam.
- I jak jakie masz plany- spytała kiedy wreszcie opuściła salę, a ja spojrzałam na nią z wyczerpaniem w oczach- AA!- krzyknęła- Kurczę zapomniałam.
Machnęłam ręką- Też chciałabym zapomnieć.
- Nie martw się..może jej wcale na nim nie zależy..może po prostu wyszła z więzienia i chce mieć z nim dobre relacje.
- Wierzysz w to co mówisz?- spytałam- Jego była chce mieć z nim dobre relacje zaraz po wyjściu z więzienia. Prędzej uwierzyłabym w to, że dziewczyna , która została wpakowana do więzienia przez NIEGO- zaakcentowałam- Chciałaby mieć z nim dobry kontakt..
Popatrzyła w niebo ze zdziwieniem- A ja bym w to nie uwierzyła.
Westchnęłam śmiejąc się pod nosem- Ty uwierzyła byś we wszystko- powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę do wyjścia.
- Ja serio tam nie chcę iść- narzekałam co chwilę.
- To nie idź- Megs wzruszyła ramionami z uśmieszkiem.
Okej..Meggi na prawdę umiałą pomóc i doradzić, ale dzisiaj raczej była w tym kiepska.
- Dzięki, chyba masz rację- powiedziałam z sarkazmem.
- Na prawdę- powiedziała, a w oczach miała iskierkę szczęścia.
Pokiwałam głową na nie- Sroki, mała- pogłaskałam ją po ramieniu i ruszyłam do przodu.
- Dzwoni ci telefon- powiedziała przyjaciółka wskazując na kieszeń, do cholery! Ja jakoś nigdy go nie słyszę. Nie umiałam się do niego przyzwyczaić miałam go od wczoraj i miał zdecydowanie za cichy dzwonek..
- Halo?- zapytałam odbierając telefon.
- Hej kochanie, wracasz ze szkoły?- spytał Justin i serio było dziwnie słyszeć swojego chłopaka w słuchawce, który właśnie powinien być w szkole, albo już z niej z tobą wracać.
- Tak już wracam- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Za ile będziesz?- spytał ciepło.
- Za około 10 minut- Teraz mieszkałam u Justina, więc miałam krótszą drogę.
- Dobra, to czekam na ciebie bo mamy coś do załatwienia.
- Jasne, to pa- pożegnałam się nie pewnie.
- Co jest?- spytała Megs.
- Czeka na mnie, a potem mamy coś załatwić- ciągle patrzyłam na telefon ze zdziwioną miną.
- Domyślasz się co to?- spytała podejrzliwie.
- Nie mam bladego pojęcia.
*
- To cześć, kochana- powiedziałam do Meggi przytulając ją.
- Cześć, i pamiętaj masz do nie zadzwonić- odchyliła mnie od siebie i popatrzyła mi w oczy.
- Obiecuję- powiedziała ponownie ją przytulając.
Widziałam ją odchodzi odwróciła się jeszcze mi pomachać raz, a ja potem weszłam do domu Justina. Na szczęście nie było jego taty.
- Jestem- krzyknęłam na cały dom.
- Cieszę się- powiedział Justin schodząc ze schodów wyciągając do mnie ręce, żeby mnie przytulić. Ja również rozłożyłam swoje ręce, a po chwili poczułam jak nasze ciała stykają się tworząc jedność.
- Jak było w szkole- wyszeptał mi we włosy.
- Miało byś fajnie, a było jak zwykle- odetchnęłam- Ale nie ważne- odsunęłam się od niego- Co mamy do załatwienia?
- Nie rozbieraj się- powiedział łapiąc kluczyki od samochodu- Tylko chodź- otworzył drzwi od domu i wyprowadził mnie na dwór.
- Kupiłeś nowe auto?- spytałam.
- Nie- zaśmiał się- Coś o wiele lepszego- powiedział otwierając mi drzwi od strony pasażera, po czym wsiadłam do auta. Justin obszedł auto i wsiadł po drugiej stronie.
- Justin..- zaczęłam- Boje się.
- Nie masz czego, kochanie- musnął moje wargi i odpalił auto.
Jechaliśmy w ciszy i tym razem mogę przyznać, że była stresująca..Nie wiedziałam co mnie czeka, ale sądząc po tym, że Justin miał wspaniały humorek nie mogło to być nic złego i tylko tym się pocieszałam.
- Jesteśmy- powiedział po piętnastu minutach jazdy uśmiechając się do mnie.
- Gdzie my jesteśmy?- spytałam zdezorientowana bo wokół mnie nie było ani żadnych zaskakujących rzeczy, ale też nie było żadnych przerażających.. Gdzie te fajerwerki do cholery?!
- To jest kochanie..dom Joe- powiedział po chwili obejmując mnie w tali.
- Okej..- zaczęłam.
- Chodź- pociągnął mnie w stronę drzwi- Wszystkiego się dowiesz.
Po chwili weszliśmy do jego domu, tak o bez żadnego pukania, to chyba dla nich było typowe.
- Bieber? To ty?- spytał.
- A kto inny sobie tak o wchodzi do domu?- spytał banalnie.
- No nie wiem..włamywacz?!
Parsknęłam śmiechem.
- Weź pukaj- rzucił Joe.
- Cenna uwaga- szepnęłam mojemu chłopakowi do ucha. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja od razu odwzajemniłam uśmiech.. czasem wolałam to zamiast jakichkolwiek słów.
- No więc..- usiadłam na kanapie- Co takiego tu się wyprawia?- zachichotałam.
Zobaczyłam po chwili jak Joe wchodzi do pokoju z szampanem i trzema kieliszkami.
- Mamy wspaniałą nowinę z Justinem- powiedział Joe spoglądając na mojego chłopaka, ja na to ciężko przełknęłam ślinę.
- Będziecie mieć dziecko?- zaśmiałam się, a oni zaraz po mnie.
- Mam nadzieję, że to jednak WY kiedyś ogłosicie taką nowinę- Joe pokazał na nas palcami, a ja szybko rzuciłam Justinowi zawstydzone spojrzenie, jednak on się zaśmiał patrząc na mnie.
- Co to takie śmieszne?- podeszłam i walnęłam go w ramię, a on złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie, brutalnie całując, obmacywał mnie totalnie wszędzie..
- To może ja wyjdę- powiedział cicho Joe.
Szybko wyrwałam się z uścisku Justina i poprawiłam ubrania i włosy.
- Już będziemy grzeczni- popatrzyłam na Justina wyszczerzając do niego oczy.
- No nie wiem czy dam radę- szepnął zbliżając się do mnie.
- Justin!- krzyknęłam i walnęłam go w ramię, a Joe zachichotał.
- Czy Pan Justin opanował się już na tyle by mógł się skupić?- spytał wyniośle Joe.
- Pan Justin już zaspokoił się troszkę, możemy kontynuować intencje spotkania- kiwną głową.
- Emily..- zaczął Joe jak na jakimś przemówieniu.
- Nie tak poważnie, bo się boję- popatrzyła na niego, a on od razu się poprawił.
- Emi..Justin miał za zadanie cię tu przyprowadzić- powiedział Joe podnosząc ręce- O dziwo udało mu się to, chociaż tego nie spieprzył.
- Ej!- krzyknął Justin.
- Zgromadzeni- Joe podniósł głos- Nie przerywajcie mi.
- Tak jest!- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Ja i Justin podjęliśmy się kiedyś poważnego zadania, było na z tym bardzo ciężko i nie umieliśmy nic wymyślić, jak coś się napotkało to zaraz traciliśmy to z oczu- westchnął- Jednak wczoraj udało nam się namierzyć coś wspaniałego- Joe się bardzo wczuł- To jest wręcz idealne, w końcu na się udało.
- Justin?- spytałam niepewnie tym samym przerywając Joe- Czy wy mówicie on mówi o dziewczynie- spytałam patrząc na nich morderczym wzrokiem, a on wybuchnęli śmiechem.
- Dobra! Poddaje się mówcie dalej, już nie przerywam- sapnęłam i opadłam na kanapę.
- Znaleźliśmy mieszkanie- dokończył Joe z dumnym uśmieszkiem.
Popatrzyłam na nich i szczerzę powiedziawszy nie wiem co miałam myśleć. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej po prostu się bałam.
- Jest ono na cztery osoby- w końcu powiedział- I tak się zabawnie składa, że ja i Justin mamy dziewczyny. I chcieliśmy by zamieszkały z nami, prawda?- zwrócił się do Justina.
- Dokładnie tak- przytaknął głową, a ja popatrzyłam na niego zaszokowana- Emi, cz..- nie dokończył bo ja uwiesiłam się mu na szyi.
- To wspaniałą wiadomość!- krzyknęłam mu w szyję.
- Czyli się zgadzasz?- spytał głupkowato.
- Oczywiście, że tak!- po chwili oderwałam się od Justina przypominając sobie, że jest tu Joe.
- A twoja dziewczyna- rozejrzałam się- Gdzie jest?
- Obecnie jest jeszcze w szkole- powiedział- Ale ona też jeszcze niczego nie wie, chcę jej zrobić niespodziankę, ale ona wróci dopiero za około godzinę, a tym czasem napijmy się.
- Przepraszam Joe ja prowadzę- powiedział Justin.
- Kurwa, faktycznie- powiedział podpierając rękę na biodrze.
- A poza tym my zaraz i tak idziemy na kolację- powiedziała ironicznie.
- A .. mówiłaś coś- powiedział pod nosem.
- Mówiłaś mu?- zdziwił się Justin.
- Tak powiedziałam.
- Emily, po co?
- Bo już mnie wkurwia to, że ta dziunia musi się wpieprzać w nasze idealne życie.
- Nie będzie, obiecuje ci- powiedział łapiąc mnie za rękę.
*
Pożegnaliśmy się z Joe i wyszliśmy z jego domu, na prawdę wolałam zostać tam niż jechać teraz na tą kolację.?
- Justin, po co my tam jedziemy?
- Emily- zaczął- Wiesz jak to jest mieć ojca, który za wszystko cię krytykuje?- spytał zaciskając ręce na kierownicy.
Mój ojciec nigdy nie był ani surowy, ani wymagający, wręcz przeciwnie, zawsze się ze mną bawił i spędzał ze mną czas, częściej niż matka..która tak właściwie nagle wyparowała.
Pokiwałam głową na nie.
- Chcę mu pokazać raz, a porządnie- powiedział- Po pierwsze, że nie chcę być z Caillin bo mam już wspaniałą dziewczynę- położył rękę na mojej dłoni- A po drugie, że umiem dotrzymać słowa.
Z każdym dniem, słowa Justina skierowane do mnie, były bardzo szczere, widziałam to w jego oczach.
- Dobrze- uśmiechnęłam się łapiąc jego dłoń, drugą- Zrobię to dla ciebie.
- Dziękuje, kochanie- powiedział po czym zabrał swoją rękę, tak aby mógł kierować teraz dwoma.
To, że powiedziałam Justinowi, że pójdę na kolacje, nie oznacza oczywiście, że miałam wątpliwości i strasznie się bałam. Jego ojciec mnie nie lubił i na dodatek ta szmata tam będzie..nie znam jej.., ale na pewno jest szmatą.
- Kochanie- Justin zatrzymał auto- Mimo to co się tam zaraz stanie, wiedz, że cię kocham- popatrzył na mnie i złożył delikatny pocałunek do moich ustach.
- Cokolwiek tam się stanie złego...- pogłaskałam go po policzku- Osobiście im wpierdolę- na moje słowa Justin zaśmiał się, a ja po chwili dołączyłam do niego.
- Taka agresywna dziewczynka jesteś?- powiedział uwodzicielsko.
- Jakaś musi- wzruszyłam ramionami, po czym wysiadłam z auta.
Czekałam, aż Justin się z niego wygramoli, żebyśmy mogli już tam wejść i mieć to za sobą..Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, kierując w stronę wejściowych drzwi.
Nagle poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, ale już nic nie chciałam mu mówić, wiedziałam, że on stresuje się bardziej niż ja, w końcu to jego była..
- Jesteśmy- powiedział Justin wchodząc do domu.
- Co znaczy jesteśmy?- podszedł do nas jego ojciec.
- Ja i moja dziewczyna- powiedział pewny siebie.
- Po co ją tu przywlekłeś?- spytał chamsko posyłając mi znienawidzone spojrzenie. Zapowiada się fajna zabawa..
- Jest moją dziewczyną i ma do tego prawo- powiedział podchodząc bliżej ojca- Zrozum to kurwa w końcu- syknął przez zęby ciągnąc mnie nie co brutalnie do jadalni.
- Witam wszystkich zgromadzonych- przywitał się ironicznie- Na wstępnie, chcę zaznaczyć, że ani trochę się nie cieszę- na te słowa klepnęłam Justina w ramię, na co on posłał mi wściekłe spojrzenie.
- Przestań- wyszeptałam.
- Cicho- uciszył mnie.
Zajął miejsce przy stole, a ja zajęłam miejsce koło niego, widziałam, że cały kipiał na widok Caillin.
- Cześć Justin ile to już lat?- spytała podpierając głowę na dłoniach.
- Dużo i mogło być jeszcze więcej- syknął pod nosem patrząc na nią.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale za razem cwaniackim uśmieszkiem- Fajnie, że przyprowadziłeś przyjaciółkę- powiedziała biorąc łyka wody.
- Dziewczynę- poprawił ją, na co ja lekko się uśmiechnęłam.
Caillin z ciężkością przełknęła wodę i popatrzyła na nas z rozbawieniem, odsuwając od ust szklankę.
- Ten związek długo nie potrwa- parsknęła śmiechem na nowo pijąc wodę.
- Zamknij mordę, okej?- Justin poderwał się od stołu wskazując na nią palcem.
- Justin siadaj- powiedziałam ciągnąc go za rękę.
- Emily, odczep się- rzucił, a ja byłam kompletnie w szoku, za co on mnie tak kurwa gnoił?! Jednak postanowiłam to przemilczeć, nie chciałam jeszcze dokładać mu stresu.
- Cholera jasna, czy ciebie pojebało?!- wrzasnął na niego ojciec niosąc zupę- Jak już stoisz to przydaj się i przynieś Caillin wody- rzucił patrząc na nią - A i talerz dla tej swojej przybłędy- machnął ręką stawiając półmisek na stole.
KURWA! przegiął dziad stary, na prawdę przegiął, powinnam coś powiedzieć, prawda? To by było kurwa w moim stylu, ale nie zrobię tego.. Dlaczego? Bo jeszcze chciałam temu dziadu udowodnić, że jestem inna niż on na mnie patrzy. Po chwili przyszedł Justin z miską i lekko położył ją przede mną i pocałował mnie w głowę.
- Łap!- krzyknął do Caillin rzucając jej tym samym wodę.
- A jak bym kurwa tego nie złapała?!- ryknęła.
- Caillin jak ty się wyrażasz?!- krzyknął na nią jakiś mężczyzną wchodzący do jadalni- Przepraszam nie udało mi się dojść szybciej- odwrócił uwagę od córki i skierował się do ojca Justina.
Przypuszczam, że to był ojciec tej szmaty.
- Dobrze, że już dotarłeś- powiedział ciepło ojciec mojego chłopaka, czyli jednak wredny jest tylko dla mnie i Justina.
- Coś mnie ominęło?- spytała wymieniając spojrzenia z nami wszystkimi.
- Nie, nic JESZCZE się nie stało- powiedział Justin akcentując słowo " jeszcze"
- My się chyba jeszcze nie znamy?- pokazał palcem to na mnie i na siebie.
- Nie znamy się na pewno- przytaknęłam mu- Emily- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Rob, miło mi- odwzajemnił mój uśmiech.
- Mnie równ..- nie dokończyłam bo chamsko przerwał mi ojciec Justina.
- No Caillin jak tam u ciebie?- spytał entuzjastycznie.
Czy ten człowiek, w ogóle kocha swojego syna? Czy on nie wie ile mu tak suka wyrządziła krzywdy? Cholera, czy on serio jest taki głupi?!
- A u mnie jest na razie w porządku- powiedziała przygryzając dolna wargę lekko spoglądając na Justina, jednak on miał minę jakby miał się zaraz zżygać do talerza.
Zaczęła się bezsensowna gadanina o tym jak jej źle po zerwaniu i o tym jaka ona jest straszliwie biedna bo wynudziła się w tym więzieniu.. pff żałosne.
- A Justin- zwróciła się do mojego chłopaka, popijając wodę. Ciągle chlała tą wodę, oby się udusiła!- Co u ciebie?
- U mnie wspaniale- powiedział miłym głosem- Mam wspaniałą dziewczynę- pokazał na mnie- Czego chcieć więcej?
- Caillin- powiedział stary Justina, a po tych słowach, aż się we mnie zagotowało.
- Przepraszam- powiedziałam wstając od stołu- Ale muszę iść do toalety, zaraz wracam- uśmiechnęłam się na siłę kierując się po schodach do łazienki, musiała posiedzieć chwilę sama, chociaż te jebane dwie minuty. Usiadłam na toalecie i tępo patrzyłam się w podłogę, nie chciałam tam iść, tak cholernie nie chciałam.., ale robiłam to dla niego, tylko i wyłącznie dla niego.
- Puk, puk, puk- usłyszałam ironiczny głos, zza drzwi, no jasne, że to była ta dziwka.. tak śmiało o niej tak mogłam mówić bo po prostu nią była.
- Czego chcesz?- warknęłam, a ona nawet nie pytając weszła do toalety- Chyba się pyta co nie?
- Słuchaj kochanie- podeszła do mnie- Ty tutaj nic nie znaczysz, rozumiesz? Po co ty tu siedzisz? Wiesz, że czym prędzej czym później uda mi się być z Justinem.
- On mnie nie zostawi- zaprotestowałam- A na pewno nie dla takiej suki- po chwili poczułam jak coś mocnego dotknęło się z moją twarzą..uderzyła mnie.
- Nie pozwolę sobie na takie słowa- powiedziała ciągnąc mnie za bluzkę do siebie- Odpierdol się od niego dopóki ci życie miłe- przecedziła przez zęby z wściekłością w oczach, w tamtym momencie na serio zaczęłam się jej bać.
- Puść mnie- wyślizgnęłam się jej z uchwytu i poprawiłam bluzkę.
Ona zaśmiała się głośniej- Serio, żałosna jesteś- pogłaskała mnie po policzku- Nie wiesz na co mnie stać kochanie- mówiła przesłodzonym głosikiem- A teraz wypierdala chcę skorzystać z łazienki- nie miałam ochoty się z nią lać, więc po prostu opuściłam łazienkę.
Kiedy wyszłam z pokoju mojego chłopaka zorientowałam się, że zostawiłam w łazience moją nową komórkę.
- Kurwa- przeklnęłam pod nosem, bo wiedziałam co mnie czeka kiedy tam wrócę.
Weszłam cicho do pokoju..znowu i już miałam chwycić klamkę od drzwi łazienkowych, kiedy usłyszałam jak ta debilka coś do siebie gada.
- Spokojnie, mam na nią już wszystkie namiary- mówiła cicho, uspokajającym głosem, to znaczy, że rozmawiała przez telefon- Oj zamknij już mordę, jak mówię, że mam to znaczy, że mam. Nie denerwuj się, załatwię to.
Położyłam rękę na usta uspakajając mój ciężki oddech.
- Już po naszej E- zaśmiała się żałośnie- Odezwę się teraz muszę zejść tam na dół i ich oglądać- prychnęła, a ja szybko się ocknęłam i wybiegłam z pokoju za nim mogła by mnie zauważyć. Teraz na prawdę się jej bałam, przecież to logiczne, że chodzi ją o mnie. Tylko jak można, aż tak bardzo kogoś nienawidzić, żeby aż kogoś się pozbyć, tym bardziej, że dziś widzimy się po raz pierwszy.
Biegłam po schodach jak oparzona prosto do wyjścia z domu, już nie miałam ochoty kogokolwiek oglądać.
- Emily- Justin odbiegł od stołu kiedy mnie zauważył, jednak nie zdążył mnie dogonić, bo ja zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.

*Justin*
Stałem jak wryty, co jej się stało? Była tylko w łazience.
- Widzisz to kolejny dowód na to, że ona ani trochę nie jest wychowana i nie jest odpowiednia dla ciebie- usłyszałem głos ojca z jadalni, już mi zaczął działać na nerwy tymi docinkami.
- Odpierdol się od niej, okej?!-nakazałem- Nic o niej nie wiesz, a ja tak!- krzyknąłem- I wiem, że tak o by nie wyszła, a wiesz skąd to wiem? Bo nie wyszła po twoich chamskich tekstach, ani po gnojeniu jej, i szczerze dziwiłem jej się- tłumaczyłem moją dziewczynę- To znaczy, że coś się musiało tam wydarzyć, bo weszła tam Caillin.
- Przestań ciągle na nią zwalać winę!- obronił ją.
- Wiesz co?- spytałem wkurwiony- Jak tak ją bronisz, i mówisz jaka to jest wspaniała..to sobie ją weź, a ode mnie i od Emily się odpierdol w końcu- powiedziałem wszystko co leżało mi na sercu, w zamian dostałem w twarz.
- Dzięki- wysyczałem w jego stronę- Dzięki- pokiwałęm głową.
Popatrzyłem na ojca z obrzydzeniem, już nic dla mnie nie znaczył, działał mi tylko na nerwy, od dawna taki był, jedno wielkie gówno, które bzyka wszystko na jego drodze, pasował do Caillin.. może dlatego taki był, może ona mu się podobała?
- Chodź do nas!- krzyknąłem do Caillin.
- Już idę kochanie- zaćwierkała i zbiegła ze schodów- Co się stało?- spytała słodziutko uwieszając mi się na szyi. Wtedy poczułem to co czułem dawno dawno temu, jej dotyk..
- Co zrobiłaś Emily?- spytałem spokojniejszy..sam nie wiem, czemu nagle się tak wyluzowałem.
- Nic jej nie zrobiłam- tłumaczyła się- Poszłam ją pocieszyć..
- Przestań kłamać, okej?- zmrużyłem do niej oczy.
- Nic o mnie nie wiesz- wyszeptała ta samo mrużąc oczy.
Ona była tajemnicza, odkąd pamiętam była cholernie tajemnicza.. Ale wiedziałam, że nie poszła tam pocieszać Emily, i wiem, że prawdę powie mi tylko ona. Wybiegła stąd z taką paniką, że nie mogę tego tak o zostawić.
Zdjąłem ręce Caillin ze swojej szyi i pokierowałem się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?!- pisnęła.
Podszedłem do niej bliżej i przyciągnąłem mocno do siebie w tali, tak, że usłyszałem jak nabrała gwałtownie powietrza, co sprawiło, że przygryzłem dolną wargę.
Widziałem, że mój ojciec miał w oczach mnóstwo nadziei, że właśnie teraz jak w tych wszystkich filmach ją pocałuję.
- A to ciebie gówno obchodzi, mała- syknąłem do niej puszczając tak samo gwałtownym ruchem, jak ja złapałem.
- Justin!- krzyknął ojciec, za to ja kierując się w stronę drzwi pozdrowiłem go środkowym palcem, po czym wyszedłem z domu z trzaskiem drzwi.
Gdzie mogła pójść moja małą Emi?
Opracowałem kilka teorii
- Po prostu do niej zadzwonię
- Po prostu zadzwonię do Meggi
- Po prostu pójdę do jej domu.
Po kolei..
Wyjąłem telefon i wykręciłem numer do mojego miśka.
- Odbierz- błagałem kiedy słyszałem sygnały, jednak ona tego nie uczyniła, może po prostu nie chcę rozmawiać. To oczywiście nie znaczy, że się poddam, teraz czas zadzwonić do Megs.
- To chociaż ty odbierz- błagałem. Ona była grzeczna bo odebrała już po trzech sygnałach.
- Meggi..- zacząłem- Jest u ciebie Emily?
- A nie miała być u ciebie na kolacji?- spytała.
- Była..
- Jak to kurwa była!?- pytała wściekła.
- Była, ale wybiegła, a teraz nie wiem gdzie jest..
- Boże, Bieber z tobą zawsze tak samo!- wrzasnęła.
- Nie krzycz Meggi bo to nie moja wina.
- Ciągasz ją na kolacje, ze swoją byłą suką! Wcale nie twoja..
- Tak mi się wydaje, że to przez nią coś się stało..- powiedziałem niepewnie,
Westchnęła do słuchawki- Justin jak jej się coś stanie, to przyrzekam, że urwę ci jaja, przyrzekam!- powtórzyła, ale o wiele głośniej.
- Będę jej szukać dalej- powiedział ignorując to co ona do mnie mówiła.
- O wszystkim masz mnie informować- podniosła ton- Bo ja nie mogę iść jej szukać..
Kiedy to powiedziała, od razu wiedziałem dlaczego.
- Nara- rzuciłem.
Gdzie jesteś? Ciągle zastanawiałem się co takiego stało się tam na górze. Jak ją znajdę i wszystko mi wyjaśni i okaże się to co podejrzewam.. Caillin będzie mogła wypierdalać z tego kraju raz na zawsze..
-----------------------------------------------------------------------
To jest kolejny rozdział!
Ja mam tylko nadzieje, że wam się spodoba.
Akcja nabiera tempa.
Zostańcie u mnie na blogu i czytajcie dalej.
Zawsze możecie wyrażać swoje opinie.
Zawsze zależało mi na tym czy wam się
podoba. :)
do następnego.
Komentujecie- Motywujecie

2 komentarze: