wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 37

*Justin*
- Przecież ja go zabije- położyłem telefon na blacie. Kipiałem złością. Na prawdę po tym co zrobił Emily i jej bliskim miałem nadzieje, że się odpieprzy, ale on poszukuje atrakcji. Nie wiem niech idzie na plac zabaw się pokręcić na karuzeli jak mu się nudzi.
- Justin, nie- powiedziała cicho Emily, łapiąc mnie za ramię- To nic nie da, a tylko przyniesie nam problemy.
- Ona ma racje- Joe pokazał na nią łyżką bo akurat jadł jogurt.
Emily pokiwała głową, widziałem w jej oczach strach, a przecież ona nie mogła się stresować, ale no kurka kto by w takim momencie się nie bał ani trochę. Przecież to psychopata.
- Kochanie- złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie tak, że stała między moimi nogami- Nie możesz się tym przejmować, ty tylko dalej jedz cały dzień czekoladę i oglądaj ten swój nudny serial, a ja cię zawsze obronie- uśmiechnąłem się do niej patrząc jej w oczy. Widziałem, że ona tez lekko się uśmiechnęła, cieszyłem się z tego powodu, przecież nie mogłem pozwolić na powtórkę z rozrywki.
Emily przytuliła się do mnie, zrobiło mi się jej tak szkoda. Na prawdę wycierpiała się przez ostatni rok jak nie więcej, a kiedy już wszystko było okej zwalił się na nią kolejny problem.
KILKA DNI POTEM
Emily ciągle siedziała w domu, nie pozwalałem jej wychodzić, przecież ten typ mógł czaić się wszędzie. Ciągle siedzieli z nią Meggi i Joe i każdego dnia wydawało mi się, że to bardzo ich zbliżyło. Co oczywiście było dla mnie dobrą nowiną.
- Idę zawieźć twojemu tacie tą książkę- powiedziałem do Emily wchodząc do salonu- A ty zostań tutaj z Meggi i Joe, okej?- spytałem dla upewnienia, chociaż wiedziałem, że moi wierni ochroniarze nigdzie jej nie wypuszczą.
- Okej- przytaknęła i wstała by mnie przytulić- Wracaj szybko- szepnęła.
- Będę migiem- uśmiechnąłem się do niej trzymając jej twarz w swoich dłoniach. Pocałowałem ją na pożegnanie i wziąłem książkę do ręki. Wyszedłem z domu rozglądając się na prawo i na lewo, jak już obadałem teren wsiadłem do auta i pojechałem w stronę domu taty Emily.
*Emily*
- No co?! Znowu?!- zaczęłam wykrzykiwać na grę w którą graliśmy w trójkę. Ciągle przegrywałam.
- Ktoś tu nie umie przegrywać?- spytał Joe z lekkim uśmieszkiem.
- Co? Ja?- parsknęłam- Nikt nie umie bardziej przegrywać niż ja- złapałam za kontroler i włączyłam nową grę.
- Patrz- powiedziałam do Joe, a oni oboje popatrzyli na ekran. Kiedy weszłam na level od razu rzuciłam się w przepaść i dumna z siebie odłożyła pada- Widzisz?- spytałam Joe.
- Przegrałaś- stwierdził- Co w tym fajnego?- spytał zdziwiony.
- To w tym fajnego, że jednak umiem przegrywać i to z klasą.
Meggi zaśmiała się- Chyba tylko ty tak myślisz.
- Nie ważne- rzuciłam- Fajrant- wyszłam z salonu do kuchni. Miałam ochotę na te ciastka, które Justin wczoraj kupił. Od wczoraj walczyłam ze sobą, żeby nie jeść słodyczy, ale to było ode mnie zdecydowanie silniejsze, nie umiałam sobie ich odmówić. Kiedy zostałam sama w pomieszczeniu odczułam niepokojący strach. Przez te kilka dni nikt nie pisał do mnie sms-ów co było ulgą i zarazem niepokojącym uczuciem. Nie wiedziałam co może temu typowi strzelić do głowy. O wszystkim powiedziałam mamie, ona również bardzo się przejęła i już dzwoniła na policje, ja sama na to nie wpadłam. Niestety już po kilku dniach okazało się, że nie da się go znaleźć, ale śledztwo trwa dalej.
Ktoś zapukał do drzwi i miałam szczerą nadzieje, że to Justin.
- Ja otworzę- zakomunikował Joe. Nawet tego mi zabronił Justin..otwierać drzwi.
- OO to ty- powiedział uciesznie Joe- A kim jesteś?- spytał zdezorientowany.
- Spoko, Joe- podeszłam do drzwi- To moja siostra- rzuciłam się na nią.
- A no tak- zaśmiał się Joe
- Hej!- krzyknęłam.
- Hejka wielorybie- zaśmiała się.
- Radzę ci, żebyś uważała- ostrzegł ją Joe ze śmiechem- Ona jest drapieżna w ciąży.
- Ona zawsze jest drapieżna- szepnęła do Joe uśmiechając się.
- O cześć Meggi- powiedziała jak zobaczyła moja przyjaciółkę.
- Hej mała- uśmiechnęła się do mojej siostry lekko ją przytulając.
- Wejdź, przecież nie będziesz tak stała w przejściu- powiedziałam wprowadzając ją do środka
- Mam coś dla ciebie i ode mnie i od mamy- powiedziała zadowolona i podała mi dwie paczki.
- O to zobaczymy co to- uśmiechnęłam się.
Złapałam za pomarańczową torbę i rozpakowywałam ją.
- Ta jest ode mnie- pokazała palcem.
Kiedy odpakowałam torebkę moim oczom ukazały się majtki z napisem "Jestem w ciąży wstęp wzbroniony"
Zaśmiałam się- Kurczę trafiłaś idealnie- przytuliłam ją.
Zabrałam się za paczkę od mamy, tam znalazłam karnet na lekcję rodzenia w najlepszym miejscu w NY.
- Zawsze chciałam chodzić ta takie zajęcia- patrzyłam na karnet- Ale Justin mówił, że to nie na jego nerwy- wywróciłam oczami- Teraz nie będzie miał wyjścia- zaśmiałam się.
Oprócz karnetu w torebce znalazłam moje ulubione słodycze z dzieciństwa, których nie można było dostać już nigdzie, ale to nigdzie.
- Jak ona je ..znalazła?- spytałam osłupiała.
- Wiesz jaka jest nasza mama- Chels popatrzyła na mnie z oczywistą miną.
*Justin*
Byłem już pod domem Taty Emily. Wziąłem książkę z siedzenia obok mnie i wysiadając oczywiście dobrze zamykając auto.
Stanąłem przed drzwiami i pewny siebie zapukałem.
- Dzień dobry- powiedziałem z uśmiechem.
- O witaj synu- przywitał mnie- Wejdź do środka- zrobił mi przejście w drzwiach.
- Przywiozłem panu książkę- powiedziałem wchodząc do środka.
- O wspaniale- podszedł i wziął ją ode mnie- Usiądź sobie, może się czegoś napijesz?
- Nie dziękuje, ja będę zmykać zaraz- powiedziałem szybko.
- No to mi chociaż powiesz jak tam u was? Policja coś działa?- spytał z przejęciem.
- Na razie niestety nic nam nie powiedzieli interesującego- spuściłem głowę.
- Oni to zawsze tak pracują-narzekał.
- Wiem, już doświadczyłem tego- wywróciłem oczami.
Ojciec Emily przyglądał mi się uważnie w ciszy- Może jak nie chcesz pić to pooglądamy moją kolekcje?- spytał nagle.
Wahałem się, bo wiedziałem, że Emi mnie potrzebuje, ale już dawno z ojcem Emily chcieliśmy umówić się na takie coś i po prostu nie mogłem się oprzeć.
- Nie powinienem..- westchnąłem.
- To szkoda- podpuszczał mnie- Wielka..
- No dobra- uległem- Ale tylko na chwilę.
- Jasne tylko chwileczkę- uradował się.
*Emily*
- Nie ma go już jakieś dwie godziny- powiedziałam do Meggi stojąc przy oknie w kuchni patrząc się w kierunku z którego powinien wyjechać Justin.
- Spokojnie Emily, znasz swojego ojca. Gadki szmatki i zeszło się mu- próbowała banalnie usprawiedliwić sytuacje.
- Ale dwie godziny?!- rozdarłam się tak głośno, że sama się wystraszyłam- Mój ojciec nie gada aż tak długo- powiedziałam łagodniej, ale dalej byłam wściekła. Przecież Justin wiedział, że nie lubię jak mówi, że zaraz przyjedzie, a nie ma go tak długo.
- Emily takie unoszenie się nic ci nie da, po prostu usiądź i czekaj, a nie- powiedziała Chels
- Może masz racje- uśmiechnęłam się lekko.
*On*
- Słyszysz mnie skurwielu?!- darłem się na jakiegoś żałosnego policjancika, któremu udało się mnie złapać- Mam takie wtyki, że możesz być biedny po moim jednym telefonie- groziłem mu.
- O co ci chodzi?- pytał przerażony. Pierwszy raz widziałem takiego ciapciaka glinę, aż dziwne, że biorą takich ludzi na policjantów.
- Masz zadzwonić do nich i powiedzieć im, że mnie złapałeś i nie mają się czego bać.
- Co?- spytał zdziwiony.
- Masz- rzuciłem mu jego telefon- Dzwoń do nich i powiedz, że mnie złapałeś i, że mogą zacząć swobodnie żyć.
- Czyli dałeś się nam złapać?
- HA- zaśmiałem się- Śmieszny jesteś. To będzie kłamstwo, nie mogą się mnie spodziewać tępaku!- darłem się na niego.
- Nie mogę tego zrobić- zaprotestował.
- Co powiedziałeś?!- popatrzyłem na niego.
- Już dzwonię- rzucił szybko.
Westchnąłem. Był tak naiwny jak ta cała Emily.
 Policjant zaczął rozmawiać z tą dziewuchą.
- Już wszystko mamy pod kontrolą...tak jesteś bezpieczna...nie masz się o co martwić...dziękujemy- rozłączył się.
- Uwierzyła?- spytałem poważnie.
Policjant pokiwał głową.
- Jasne, a teraz mi pomożesz stąd uciec- rzuciłem w jego stronę obserwując jego posunięcie.
- Przeginasz.
- Ja dopiero mogę przegiąć.
Spuścił głowę- Wypuszczę cię i powiem, że uciekłeś- wyszeptał.
- Co tam mamroczesz?- nachyliłem się.
- Wyjdź oknem- pokazał na okno w ich pokoju- A ja usunę nagranie.
- Jesteś taki głupi- stwierdziłem.
- Robię to tylko dlatego, że masz mnie w garści, tak to w życiu bym tego nie zrobił!- krzyknął na mnie, a ja szybko złapałem go za koszulkę.
- Co ty powiedziałeś?!- przecedziłem przez zęby.
On już nic nie był wstanie wykrztusić, popchnąłem go na ścianę, nie był mi już do niczego potrzebny. Najważniejsze, że ta szmata łyknęła wszystko, teraz tylko czas pokaże jak skończy się jej szczęście.
*Justin*
- Jest już bardzo późno, muszę lecieć, ale miło było z panem oglądać kolekcję, jest wspaniała.
- Przestań, nie mów do mnie pan, mów mi po imieniu.
Skinąłem głową.
- No i mam nadzieje, że za niedługo ty pokażesz mi swoją kolekcje- uśmiechnął się lekko.
- No jasne- zaśmiałem się i skierowałem się w stronę drzwi. Przesiedziałem tutaj ze dwie godziny słuchając ciekawych historii. Ojciec Emi to na prawdę mega facet.
- No to cześć- powiedziałem wychodząc.
- Cześć, pozdrów moją córeczkę- zamknął za mną drzwi z lekkim uśmiechem.
Dopiero teraz wyjąłem telefon z kieszeni by sprawdzić godzinę. Emily dzwoniła do mnie dokładnie 8 razy i pisała sms-y. Był wyciszony i dlatego nic nie słyszałem. Nie oddzwaniałem bo zaraz i tak będę w domu
***
Zaparkowałem przed domem i wyszedłem z auta, już przed drzwiami stała uradowana Emily, aż byłem ciekawy co się stało.
- Justin!- rozbiegła się i rzuciła się na mnie.
- Uważaj Emily- zaśmiałem się.
- Jestem taka szczęśliwa!- tuliła mnie na chodniku.
- A co się takiego stało?- popatrzyłem na nią.
- Złapali go!- wykrzyknęła.
- Na prawdę?!- ucieszyłem się- To wspaniale- przyciągnąłem ją do siebie.
- Ej może chodźcie do domu!- krzyczała do nas Meggi ze śmiechem.
Oboje stwierdziliśmy, że to dobry pomysł i weszliśmy do domu.
To nie mógł być zły dzień, coś co mogło go zepsuć to czyjaś śmierć, co było by nie możliwe, to znaczy, że nic nam nie zniszczy tego wspaniałego dnia.
---------------------------------------
Cześć!
Oto kolejny rozdział!
Mam nadzieje, że się wam spodoba.
Piszcie mi w komentarzach co myślicie <3
Miłego czytania.
Komentujecie- Motywujecie


1 komentarz: