*Emily*
- Dzięki, że mnie odwiozłeś do domu- popatrzyłam na tatę siedząc w aucie.
- No przecież nie będziesz sama wracać tak późno- oburzył się- Martwił bym się- pogłaskał mnie po głowie.
Uśmiechnęłam się- To w takim razie cześć- chwyciłam za uchwyt i otworzyłam drzwi- Pamiętaj o tym obiedzie za dwa dni- nachyliłam się jeszcze.
- Jasne- machnął mi, a ja zamknęłam drzwi od auta. Wiedziałam, że nie odjedzie dopóki nie wejdę do domu, ale szczerze powiedziawszy to bałam się wejść do domu. Musiałam to zrobić. Stanęłam przed drzwiami i pewnie chwyciłam za klamkę biorąc oddech.
- Przyszła- usłyszałam jak ktoś mówi, głos był znajomy i wydawało mi się, że to Joe.
- Kochanie!- nagle zza rogu wyszedł chwiejący się Justin i chciał mnie przytulić.
- Justin, co ty zrobiłeś?- złapałam go za rękę uniemożliwiając mu uścisk.
- Emily- zaczęła Meggi, na jej szczęście nie była pijana- Nie umiałam ich okiełznać.
Justin zasypiał mi na ramieniu, ciągle opadając, a ja musiałam go podtrzymywać.
- Wiesz..-stęknęłam poprawiając Justina- Mojego chłopaka nie da się okiełznać- puściłam go z braku siły, a on upadł na podłogę.
Wszyscy popatrzyliśmy na Justina leżącego na ziemi, widać, że nie przejął się tym za bardzo i sobie zasypiał.
- A niech leży- machnęłam ręką wzdychając- No..- zaczęłam- Powiecie mi jaki mieliście powód, żeby w domu zrobić pijalnie?
- Przyjechałem ja to wiadomo..loko spoko mała- złapał mnie za tyłek.
- Joe!- zdjęłam jego rękę- Ogarnij się jesteś pijany jak świnia.
- Wiesz co?- spytała Meggi- Schowajmy alkohol, chodźmy na górę, a oni dojdą do siebie i rano będzie już okej.
- Wiesz co?- popatrzyłam na nią- Świetny pomysł.
- I święty spokój- dopowiedziała i przybiła mi żółwika.
Pochowałyśmy alkohol do najwyższych półek. Nie musiałam się martwić o to, że Justin je znajdzie, bo Justin to nawet nie był w stanie ruszyć ręką. Bardziej bałam się o Joe, który mimo tego, że ledwo co ogarniał świat, jeszcze wlewał w siebie pełne butelki.
***
- Wszystkie?- spytałam.
- Tak- odpowiedziała Megs chowając ostatnią.
- Gdzie idziecie cziki?- uśmiechnął się z myślą, że to będzie urocze. Niestety to było totalne przeciwieństwo tego słowa.
- Joe- zatrzymałam się przy nim, nachylając się- I D Ź S P A Ć!- przeliterowałam mu to wyraźnie.
- Idź na górę Meggi- powiedziałam jej- A ja wezmę coś do jedzenia- posłuchała mnie, a ja wyjęłam z szafki czekoladę i ciastka.
Kiedy już szłam w stronę schodów, zatrzymałam się przy Justinie i przykucnęłam obok niego.
- Nawet jak jesteś pijany to jesteś uroczy- pocałowałam go lekko w usta. Na prawdę go kochałam. Fakt Justin przesadzał i wychodził po za granicy normalności, ale to przecież w takim Justinie się zakochałam.
Popatrzyłam na niego i lekko się uśmiechnęłam głaskając go po twarzy. Wstałam i wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju.
- Jestem- weszłam zamykając za sobą drzwi.
- I jak twój królewicz?- spytała.
- Nie zbudził się po pocałunku- usiadłam obok niej na łóżku.
- Chyba poplątałaś bajki- zdziwiła się.
- Może- zaśmiałam się odpakowując czekoladę.
Kiedy miałyśmy z Meggi dla siebie chwilę to w końcu opowiedziała mi co się stało..na prawdę odjęło mi mowę. Jest dla mnie taka ważna i nie chcę żeby cierpiała, przez tego dupka. Siedziałyśmy przytulone chyba z 15 minut, a ona płakała mi w ramię. Wiedziała do kogo się ma zwrócić. Wie, że zawsze może na mnie liczyć. Będziemy najlepszymi przyjaciółkami zawsze, nawet po śmierci.
- Nie płacz kochanie- pogłaskałam ją po głowie.
To ją wykończyło, szybko zasnęła.
RANO
Nie wzięłyśmy do pokoju nic do picia, a strasznie na się chciało pić.
- Dobra to która tam schodzi?- spytałam Meggi chodząc w tą i z powrotem.
- Może ja bo ty jesteś w ciąży i nie możesz się narażać- wstała.
- Nie puszczę cię tam samą- podeszłam i złapałam ją za ramiona.
- Chodźmy razem- zaproponowała wystraszona.
- Wiesz co? Ty to masz łeb- podeszłam do drzwi, uchyliłam je lekko i wyglądnęłam.
- I co?- spytała.
- Idziemy- wyszłam z pokoju i cicho zeszłam po schodach- o boże- szepnęłam zatykając ręką usta. Meggi zrobiła to samo.
Chyba tylko w bajkach mogło by to skończyć się dobrze. Kiedy zeszłyśmy naszym oczom ukazał się śpiący Justin na kanapie, cała drogą od jego poprzedniego miejsca spoczynku po aktualne była zarzygana. Joe leżał na podłodze, bo najwyraźniej zsunął się z blatu. Z blatu kapały wymiociny, a obok niego leżały butelki po mocnym piwie. Liczyłyśmy butelek wyszło 19, jak na dwie osoby no to dużo.
- O fuj- pisnęła Meggi.
- Nie będziemy tego sprzątać- popatrzyłam na obrzyganego Justina i lekko się skrzywiłam- Sami to będą sprzątać.
- Teraz to mi się nawet pić odechciało- powiedziała Meggi.
- I tak byśmy się nie przedostały do kuchni, przez tą fosę wymiocin.
- Otwórzmy okna, strasznie tu śmierdzi- Meggi podeszła do okna tarasowego i szeroko je otworzyła.
Podeszłam do swojego chłopaka i potrząsnęłam nim - Justin!- krzyknęłam- Justin wstawaj!
Lekko otworzył swoje oczy.
- Emily nie krzycz tak proszę- skrzywił się.
- Wstawaj!- krzyknęłam jeszcze głośniej.
- Głowa mi pęka- złapał się za nią.
- Nic dziwnego królewiczu.
- Dasz mi tabletki?- spytał cicho.
- Wstań i idź po nią sam, bo ja nie będę przechodziła przez rzygi Joe.
Justin ledwo co się wygramolił, jeszcze lekko się chwiał.
Zauważyłam, że Meggi podeszła do Joe i chciała go obudzić, ale on nie reagował. A jedyne co mnie zdziwiło to to, że jednak odważyła się tam podejść.
- Co zachlał się?- spytał Justin nalewając wodę.
- Nie mów tak!- pisnęła Megs, a my lekko się zdziwiliśmy patrząc na nią pytająco.- Prz..ecież to twój przy..przyjaciel co nie?- zakłopotała się.
- Tak..- powiedział wolno Justin biorąc łyka wody.
- Wiesz co dobrze, że ty się nie zachlałeś- przeszłam obok niego mówiąc ironicznie, ale na wystarczającej odległości ciągle patrząc pod nogi.
- EJEJ- przyciągnął mnie do siebie- Nie powinnaś tego mówić z taką ironią- szepnął mi do ucha.
- Puść mnie bo śmierdzisz- zaśmiałam się wyrywając się z jego uścisku,ale za to on całował mnie po szyi.
- A ty pachniesz pięknie- szepnął mi w szyje.
- To było ironiczne?- odwróciłam się i popatrzyłam na niego.
- Nie- powiedział dość poważnie.
- Masz szczęście- pocałowałam go przygryzając jego dolną wargę.
***
*Justin*
Kiedy już mniej więcej zacząłem kontaktować i ogarniać życie posprzątałem z grubsza, a potem wyszliśmy sobie na spacer z Emily, a Joe i Meggi zostali w domu..nie chcieli z nami iść.
- Nie uważasz, że Meggi i Joe bardzo się do siebie zbliżyli?- spytała mnie Emi idąc ze mną za rękę.
- To była tylko jedna noc, na której poznali się dobrze, a przynajmniej lepiej niż do tej poty, ale muszę przyznać to jest podejrzane- stwierdziłem.
- Ale po tym wszystkim co przeżyła, aż dziwne mi się wydaje flirtowanie z innym- ścisnęła moją rękę.
- Emily, daj żyć..ona idzie dalej na przód- popatrzyłem na nią.
- Niby tak..- przedłużyła- Ale Joe to nie jest..dla niej..dobra osoba- wyrzuciła z siebie.
- Wiedzą na co się piszą- broniłem ich, bo wiedziałem jaka jest czepialska.
- A ja wiem jaki jest Joe..babiarz. On ją zrani- stwierdziła. Jak zwykle Emily coś powie to tak jest i koniec.
- Emily daj spokój, ona też myślała, że ciebie skrzywdzę, ale jakoś mnie zaakceptowała. Teraz czas na ciebie- uśmiechnąłem się- Tym bardziej, że Joe to mój przyjaciel i wiem, że nie przegina..aż tak bardzo- szepnąłem koniec zdania.
- Co mówiłeś?- spytała.
- Nic- powiedziałem cicho uśmiechając się pod nosem.
- Justin! Słyszałam!- uderzyła mnie w ramię.
- To po co pytasz jak słyszałaś?- zaśmiałem się uciekając przed nią bo ta moja zwariowana dziewczyna rozpędziła się na mnie co w rezultacie prawie skończyło się wypadkiem samochodowym. Mimo to uwielbiałem jak to robiła, bo kiedy się wkurza to jest urocza.
***
- Jesteśmy! I mam nadzieje, że wam nie przeszkadzamy... Już ściągamy buty! Już prawie! Ja mam jednego , a Justin jeszcze dwa!- krzyczała do nich jakby chciała dać im ostrzeżenie, że już jesteśmy i mają się ubierać zanim ona ich nakryje bo było by to dla niej dziwne przeżycie.
- Emily, przestań- złapałem ją za ramię.
- A co jeśli..?- popatrzyła na mnie skrzywiona.
- A co jeśli, a co jeśli?!- krzyczałem na nią szeptem- A nawet jeśli to co, przecież to też dom Joe- zauważyłem.
- Ale to moja przyjaciółka!- odkrzyknęła mi szeptem podskakując z nerwów w miejscu.
- Przepraszam- odchrząknęła Megs- Mogę wiedzieć co tu knujecie?
- Meggi, czemu ty? Ale?- zadawała jej pytania, jakby to ona była w kłopotach i próbowała się wytłumaczyć.
- "Czemu nie jestem nago?"- zaśmiała się- "Ale przecież zostaliśmy sami?"- próbowała dokończyć pytania Emi.
- O hej- podszedł Joe, opierając się na Megs.
- Co?- Emily stała osłupiała.
- Co ty myślałaś, że wykorzystaliśmy pierwszą lepszą okazję, żeby się ze sobą przespać?- spytała banalnie Meggi- Znasz mnie od wczoraj?
- Nie, ale..ja..myślałam, że między wami zais..krzyło, czy coś.
Meggi popatrzyła na Emily, skanując jej twarz- Mogę cie na słowo?- złapała ją za rękę i lekko pociągnęła w stronę salonu.
*Emily*
- Na prawdę sądzisz, że ja jestem do tego zdolna?- spytała oburzona.
- Nie no wiesz ja..
- Mylisz się Emi- uśmiechnęła się po chwili- Joe jest na prawdę zabawny i dobrze spędza mi się czas i to tyle rozumiesz?- oparła ręce na moich ramionach.
- Tak- pokiwałam głową uśmiechając się lekko.
Nie była tak bardzo przekonana jak ona, ale może to był najwyższy czas, żeby wziąć sobie słowa Justina do serca. To jej życie.. Ja sobie je ułożyłam, a teraz czas na nią.
*Justin*
- No i co ty tam wydziwiasz z Meggi?- spytałem go jak zostaliśmy sami.
- Nie wiem, jak ona to odbiera.., ale mi się na prawdę..jakoś podoba- powiedział skrępowany.
- Serio? Stary- klepnąłem go po ramieniu.
- Ale nie w ten sposób..ona jest inna, niż wszystkie, nawet niż Karie- nie sądziłem, że to powie, ale jednak- Jest sympatyczna i urocza, na prawdę jest idealna- mówił jak nakręcony.
- Myślę, że ona ci się podoba- położyłem rękę na jego ramieniu.
- Tak..właśnie to powiedziałem.
- No wiem- wziąłem łyka wody- Chciałem cię utwierdzić w tym lecąc w konkret- uśmiechnąłem się do niego.
- Podziałało- zaciągnął się powietrzem- Czuję, że dla niej mógłbym się zmienić.
- ŁOO- zdziwiłem się- Chociaż w sumie..Ja dla Emily też się zmieniłem i to całkowicie i muszę ci powiedzieć, że to była najlepsza zmiana w moim życiu, bo dziś wiem, że dla mojego aniołka zrobił bym wszystko- westchnąłem rozmarzony.
- Znasz się na rzeczy- patrzył na mnie.
- Miłość jest wspaniała- stwierdziłem- I mogę dać ci radę.
- Dawaj.
- Powiedz jej, że ją kochasz dopiero w znaczącym momencie.
- Czyli w jakim?- poprawił się na krześle.
- Ona w końcu zauważy, że ją kochasz mimo to, że jej tego nie powiesz. Kiedy na przykład będzie źle i będziesz czuł, że ona chcę odejść, powiedz jej, że ja kochasz.
- Kiepski moment- stwierdził.
- Nie..stary słuchaj. Powiedzieć jej to możesz zawsze, ale kiedy powiesz jej to w traumatycznym momencie, ona poczuje, że na prawdę ją kochasz i, że będziesz zawsze, rozumiesz?- spytałem z lekkim uśmiechem.
Pokiwał kilka razy głową- Rozumiem, jesteś niezły w te klocki.
Tego nie dało się ukryć.
OKOŁO TRZY MIESIĄC POTEM
*Emily*
Przez te całe trzy miesiące nie zmieniło się kompletnie nic, oprócz mojego rozmiaru. Zmienił się aż o jeden!
Co miesiąc jeździliśmy na badania kontrolne, z naszym bobasem i ze mną wszystko w porządku, Justin cieszy się z tego tak bardzo, że płacze na badaniach i myśli, że nic nie widzę, a kiedy się spytam co się stało to mówi, że wpadło mu coś do oka..no tak.. łzy.
Nasze relacje są wprost jak z jakiegoś romantycznego filmu, jednak dziecko umie połączyć dwie osoby. To było tak wspaniałe, że aż założyłam pamiętnik. Piszę w nim codziennie i chowam go przed Justinem, bo już raz przeczytał, jak napisałam, że ma ładny tyłek i do dziś wypomina mi, że to on z naszej dwójki ma najfajniejszy tyłek..ta chyba w snach. Moja mama i tato odwiedzając nas regularnie. Chels nie przyjeżdża z mamą, ponieważ chciała stać się totalnie odpowiedzialna i przychodzi sama. Chociaż moim zdaniem i tak uprawiając seks w tym wieku to szczyt odpowiedzialności.
Moja przyjaciółka zawsze jest obok mnie i pomaga mi we wszystkim, nigdy nie czułam się tak wdzięczna jakiemuś człowiekowi. Apropo's Joe i Megs..ona jakoś nie wiążę z nim większych możliwości, ale widzę w jej oczętach, że czuję do niego jakąś miętę. Nawet z Justinem ich obgadujemy czas, bo wiadomo, że pasują do siebie jak dwie krople wody, a jedno i drugie ma kołek w dupie. Gdybyśmy byli nimi to już dawno mieli by 5 dzieci. HAHA, a niech spróbuje jej tyle zrobić..Uważaj sobie Joe.
- Justin!- krzyknęłam przebierając w szafie, poczułam, że zanosi mi się na łzy- JUSTIN!
- Co się stało?!- wpadł do pokoju.
Rzuciłam mu się na szyję.
- Co się stało?- ponowił pytanie.
- Pamiętasz tą moją obcisłą koszulkę?- spytałam rozpaczliwie trzymając ja w ręku.
- Pamiętam- rzucił patrząc na mnie.
- To już jest za bardzo obcisła!- rzuciłam ją na ziemię i wtuliłam się w niego znowu, a Justin na to zaśmiał się.
- O to ten cały ryk?
- Uważasz, że co?- spytałam podirytowana- Że to nie jest ważne?
- Nie no..wiesz..- Jąkał się- tak..tak uważam- podrapał się po głowie.
- Aha- oderwałam się od niego i podniosłam koszulkę z podłogi- Zadzwonię do Meggi, ona mnie zrozumie- prychnęłam na niego i wyszłam z pokoju.
*Justin*
Miała humorku jakby była w ciąży pozamacicznej z okresem. Czasem nie mogłem wytrzymać dramatów o byle co. W tamtym tygodniu zauważyła, że nie ma jej ulubionych płatków, a kiedy powiedziałem, że nic się nie stało pojadę po nie do sklepu to zasugerowała mi, że tylko czekałem na moment, żeby wyjść i płatki to tylko wymówka.
Dwa dni temu wylała sok na podłogę i kiedy chciałem je pomóc go powycierać, stwierdziła, że jestem beznadziejny, przecież ona nie jest nienormalna i umie powycierać sok, nie rób z niej debilki Justin!
Zszedłem po schodach kiedy zadzwonił dzwonek to pewnie Joe. Kiedy przechodziłem przez salon, zauważyłem smutną Emily. Siedziała na kanapie, przytykającą twarz do koszulki i narzekająca przez telefon, zaśmiałem się, ale tak na prawdę zastanawiałem się jak Megs to wszystko wytrzymuje.
- Nie nie musisz do mnie jechać- usłyszałem jak przez mgłę słowa swojej dziewczyny i chwyciłem mocno za klamkę.
- Siema stary- przybiłem piątkę z Joe. Był na weekendzie u rodziców w Teksasie i dlatego go nie było jakoś 2 tygodnie, ale nic nie stracił..
- Siema, jak tam?- spytał.
- Nie na prawdę, nie trzeba..- oboje usłyszeliśmy głos Emi zanim zdążyłem odpowiedzieć- Nie słuchaj, ja przecież się nie potne bo jakaś bluzka jest na mnie za mała- parsknęła, ale szybko zaczęła płakać- oboje popatrzeliśmy na nią zdziwieni.
- No właśnie to- odpowiedziałem mu na pytanie.
- ŁOŁ laska zmienia humor jak rękawiczki- skomentował odkładając torbę.
- Jak nie szybciej- popatrzyłem na niego.
- Hej Joe- zobaczyliśmy jak Emi wchodzi do kuchni.
- Co tam mała? Co znowu jest na ciebie za małe?
Emily szybko spiorunowała go wzrokiem- Każdy musi mnie dzisiaj dołować? Zejdźcie ze mnie, ok?!- wyszła z kuchni.
Złapałem ją za rękę- Ja na prawdę wszystko rozumiem, ale nie zniosę, więcej twoich humorków.
- W takim razie znajdź inną laskę!- oburzyła się- Ariane?
To było nie na miejscu, widziałem w oczach Emily, że zrobił jej się głupio.
- Przepraszam- zakryła usta rękami- Nie chciałam na prawdę- rzuciła się na mnie z płaczem- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie chciałam Justin!- krzyczała.
Na początku byłem troszkę oburzony, ale po chwili zrobiła się rozkoszna.
- Już cicho -pocałowałem ją w czoło.
Nagle do Emily przyszedł sms.
- O czekajcie- zaćwierkała, ale oboje zauważyliśmy, że coś jest z nią nie tak.
- Pewnie buty przyjdą nie w tym tygodniu, ale w przyszłym..standard- powiedziałem do Joe.
- Albo przyślą wam za mało prezerwatyw- zaśmiał się.
- Ej my z Emi nie zamawiamy prezerwatyw. My mamy swoje- zaśmieliśmy się we dwójkę, a Emi dalej stała jak osłupiała.
- Justin..- powiedziała cicho.
- Co? Skończyła się odzież ciążowa na stronie?- wziąłem łyka wody, która leżała na blacie.
- Just..
- Niech zgadnę..pewnie body w kolorze żółtym, już są zaklepane..- parsknąłem ze śmiechu patrząc na Joe.
- On wrócił- powiedziała cicho ściskając telefon.
- Kto?- od razu oprzytomniałem.
Nic nie zrobiła tylko podała mi telefon, a jej łza spłynęła po policzku spadając na moją dłoń.
"Cześć mała, może myślałaś, że dalej siedzę, albo, że nie żyje? Jak ktoś ci tak powiedział to przepraszam, że musiał się tak okłamać. Wróciłem i chcę tylko jednego..mam nadzieję, że wiesz o co chodzi"
Kiedy przeczytałem tego sms-a osłupiałem. Myślałem, że mamy z głowy tego typa. On na prawdę jest nie normalny skoro ciągle chce się mścić. Nie mogłem na to pozwolić. Nigdy.
----------------------------
Hejka to kolejny rozdział!
Już prawie koniec.
Jak myślicie jak się skończy?
Komentujcie, chcę was na koniec zobaczyć! :*
Odwiedzajcie mojego drugiego bloga
Miłego czytania.
Super. Teraz zupełnie nie wiem jak się skończy. Czekam na next. All love ❤
OdpowiedzUsuń