KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ
*Emily*
Przez ten cały czas w końcu mogłam odetchnąć z ulgą i wyjść na ulicę bez obaw, że umrę. Justin oczywiście już trochę poluzował mi "smycz" i mogę wychodzić z domu sama. Oczywiście wszędzie chodzi ze mną Meggi, ale wiem, że to Justin ją o to prosi. Mówi, że mi ufa, a po chwili prosi innych żeby mnie niańczyli. Wiem, że on się o mnie martwi, ale na prawdę już nie ma o co.
- W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że jednak udało ci się mnie namówić na te lekcje- powiedział Justin kierując autem.
- Wiesz kochanie to mi się przyda- popatrzyłam na niego.
- Chyba nam- poprawił mnie.
Justin bardzo wczuł się w ciąże, przygotowania do porodu i te inne. Na prawdę dodawało mi to otuchy bo już po tym mogłam wysnuć, że będzie wspaniałym ojcem.
Spojrzałam na niego z podziwem, kiedy skupiony parkował auto przed klubem. Kiedy już stanęliśmy w miejscu wyszłam z auta i czekałam, aż Justin zrobi to samo.
Na razie lekcje polegały na takich "pogadankach" jeszcze za wcześnie było na co innego. Rozmawialiśmy tam o naszym związku i o tym czy jesteśmy gotowi na dziecko i z czym to się wiąże..
- Ja uważam, że będę wspaniałą matką- powiedziała jednak z dziewczyn. Nie znałam jej tak dobrze, ale przez te kilka zajęć zdążyłam zauważyć, że jest STRASZNIE zarozumiała.
- Dobrze- zaskoczyła szybko prowadząc zajęcia. Okazało się, że prowadzi je Karie, pewnie się uczy i mogę powiedzieć, że dobrze jej to idzie- A czemu tak uważasz?
- Spojrzy pani na mnie- pokazała na siebie- I ja miała bym być beznadziejna?
- No faktycznie- mruknęła pod nosem, widziałam, że to był czysty sarkazm i nawet trochę zachichotałam- Wiesz..-poprawiła się- Tego nie ocenia się po wyglądzie, chodzi o to co czujesz- uśmiechnęła się.
Złapała się za brzuch, zamykając oczy wzięła głęboki oddech- Ja czuje, że będę idealna- uśmiechnęła się.
- Jeśli tak uważasz to dobrze- powiedziała entuzjastycznie Karie- Chyba.
- Mam pytanie- zgłosiłam się, a ona z wielkim uśmiechem oddała mi głos- A co jeśli..ja go nie pokocham?
- Wiesz Emily, to się zdarza, ale tego nie da się powiedzieć..a już na pewno nikt inny ci tego nie powie- tłumaczyła- To się po prostu czuje..jeśli czujesz, że kochasz je teraz to twoja psychika to zapamięta i na pewno je pokochasz.
Popatrzyłam na nią uważnie..mówiła tak mądrze..W ogóle Karie jest bardzo mądra i idealnie nadaje się na psychologa.
- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytanie?- spytała rozglądając się po kółku, w którym siedzieliśmy.
- Ja- zgłosiła się jakaś blondynka, ale kiedy Karie już nas nie obserwowała Justin od razu zwrócił się do mnie.
- Czemu myślisz, że go nie pokochasz?- spytał zmartwiony obejmując mnie.
- Nie wiem, boje się- wtuliłam się w niego.
- Przestań proszę.
Po zakończonych zajęciach pokierowaliśmy się prosto w stronę auta. Oczywiście zamieniliśmy parę zdań z Karie. Szkoda, że nie miałam okazji poznać jej bliżej..no i już nie będę miała. Mimo wszystko wiem, że na pewno mogłabym się z nią zaprzyjaźnić, wydawała się być na prawdę kochana.
- Jesteśmy- powiedział Justin zaciągając hamulec.
Złapałam za uchwyt i wyszłam z auta.
- Joe jest w domu czy mam wyciągać klucze?
- Joe jest w domu- powiedział i zamknął auto,a ja już podeszłam do drzwi, oczywiście poczekałam na niego.
Kiedy Justin już był blisko mnie otworzyłam drzwi. Odziwo były zamknięte.
- Hm, dziwne- zdziwił się Justin- Przecież mówił, że jest w domu.
W takim razie musiałam wyjąć swoje klucze i otworzyć drzwi. Kiedy już weszłam do domu i to co tam ujrzałam przeszło moje oczekiwania.
- Matko- szepnęłam pod nosem. Justin również oniemiał i złapał mnie za ramię stoją za mną.
- Będzie miał zajęcie- powiedział Justin pokazując na ten bałagan..bałagan? TO BYŁ ISTNY ŚMIETNIK. Na podłodze walały się szklane szkatułki i różne gazetki z biżuterią. Na blacie w kuchni leżały jakieś materiały i breloczki. Na kanapie w salonie były porozrzucane różne koraliki, guziki, diamenciki i jakieś różne kamienie szlachetne. Zaraz na wejściu leżał portfel, od razu poznałam to był portfel Meggi, obok niego leżały jakieś drobne pieniądze. Do tego na podłodze centralnie na środku leżał odkurzacz.
- Kurwa mać, jak można być takim bałaganiarzem- westchnęłam ze złością.
- Co oni tu bawili się w jubilera czy co?!- wkurzył się.
Popatrzyłam na to ostatni raz i poszłam na górę.
- Gdzie idziesz?- spytał Justin.
- Do pokoju, przecież nie będę stała na środku i przeżywała bałagan naszych przyjaciół- wyjaśniłam opierając się o barierkę schodów. Justin rozglądnął się na boki i popatrzył na mnie.
- W takim razie ja też idę.
Leżeliśmy z Justinem na łóżku z 30 minut, robiliśmy to tak często, że aż czułam się zaniepokojona nudą w naszym związku.
- Justin..-zaczęłam- Czemu my właściwie nic nie robimy?- spytałam prosto z mostu.
- Przez tego maluszka, robimy o wiele mniej rzeczy- powiedział pieszczotliwie głaskając mnie po brzuchu.
W prawdzie to było urocze.
- No, ale przecież kobiety w ciąży robią dużo rzeczy- podniosłam się- Nie wiem, chociażby chodzą na spacery, chodzą na zakupy, albo ćwiczą, a ja nic- zmartwiłam się.
- Mam pomysł- podniósł się- Chodźmy na spacer.
- Nie chce mi się- opadłam na łóżko.
- Emily- Justin odchrząknął- Chcesz, żeby to jedzenie, którego jesz o wiele więcej niż kiedyś odkładało się w tkankę tłuszczową przez to, że ciągle leżysz?- próbowałam mi tu wmawiać.
- A może masz racje?- przeraziłam się- Może faktycznie się tak stanie- Justin pokiwał głową jak na niego popatrzyłam.
Justin zmotywował mnie do tego żebym w końcu wstała z łóżka, kurczę.. a mówiłam mu, że byłby dobrym trenerem, takich właśnie teraz potrzebują, bo ludzie są zbyt leniwi, żeby sami się motywować do ćwiczeń.
- I co gotowa?- podszedł do mnie kiedy właśnie ubierałam jakąś dużą koszulkę.
- No już prawie- powiedziałam przeciągając ją przez głowę.
Wzięłam jeszcze tylko torebkę z kluczami od auta , z kluczami od domu, z telefonem, z portfelem i z jakąś wodą.
Podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę, zmierzaliśmy po schodach do wyjścia omijając zaistniały bałagan. Właśnie kiedy zatrzymaliśmy się, żeby ubrać buty poczułam, że coś mi zawibrowało. Dostałam sms-a. To była Meggi.
"Nie musicie się o nas martwić właśnie wracamy :)", potem wysłała "A i sorki za bałagan"
No tak cała Meggi,"sorki" i myśli ze załatwione. Mam nadzieje, że nie myśli, że za nią posprzątamy .
- Co tam, coś się stało?- spytał Justin.
- Nie to tylko Meggi- schowałam telefon do torby i chwyciłam za swoje buty.
Justin zamknął drzwi i podał mi klucze, które schowałam do swojej torebki. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę parku, jednak dość szybko bo 3 metry od wejścia naszego domu zobaczyliśmy Meggi szła z Joe i machała do mnie, ja również jej odmachałam. Zatrzymaliśmy się z Justinem bo chcieliśmy na nich poczekać, kiedy byli już dostatecznie blisko zauważyłam, że Meggi wyraźnie się z czegoś cieszyła. Jednak pierwszy raz w życiu zobaczyłam tak nagłą zmianę nastroju. Meggi rozbiegając się w moją stronę spojrzała przestraszona w prawo, zrobiłam to samo..zobaczyłam jego.., mojego dręczyciela. Wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam nawet się ruszyć. Jedyne co stało się tak szybko, to poczułam jak Justin odepchnął mnie do przodu, ponieważ ten debil celował we mnie pistoletem, jednak mimo wszystko, że zmieniłam swoje położenie on dalej próbował we mnie celować. Wszyscy przechodnie zatrzymali się, ale żaden z nich nie próbował mnie obronić, ani powstrzymać tego psychopaty. Justin wtedy popchnął mnie tak, że sam mimowolnie przechylił się do tyłu, nie mógł zareagować na kolejny strzał. To co pamiętam to to, że Megs dobiegła do mnie krzycząc "Emily nie!", jak w mgnieniu oka, zobaczyłam, że rzuca się przede mnie i zasłania mnie przed drugim strzałem. Momentalnie zobaczyłam, że Megs upada na ziemie nie przytomna z krwawiącą głową.
- NIE!- rozdarłam się. Już nie obchodziło mnie czy on strzeli trzeci raz i mnie zabije, jednak o dziwo nie zrobił tego, popatrzyłam w jego stronę, żeby zobaczyć co się z nim stało, okazało się, że jakiś przechodzien złapał do od tyłu,a Justin szybko tam podbiegł i już dzwonił na policję. Justin przygwozdził go do ziemi i zabrał mu pistolet.
Megs leżała przede mną nieprzytomna.
- Proszę cię obudź się- złapałam jej głowę i podparłam na swoim udzie. Obroniła mnie. To wszystko stało się w przeciągu trzech sekund,a trwało wydawało mi się jakby trwało jak jakiś dwu godzinny film akcji.
Joe szybko do niej podszedł nachylił się nad nią i ujął jej twarz w dłonie- Obudź się- zdołał z siebie wydusić.
*Joe*
Widok, nieprzytomnej Megs przyprawiał mnie o rozpacz i nieprzyjemne ciarki, widziałem, że Emily odeszła i dzwoni po karetkę, natomiast ja byłem w ciężkim szoku i nie umiałem zrobić nic..
Jedyne co utkwiło mi w głowie to słowa Justina, który próbował mnie szkolić..poczułem, że to właśnie jest ten moment i to w tym momencie, który Justin nazwał "znaczącym" Moment, w którym będzie źle.
- Kocham cię- wyszeptałem przytulając ją.
Jednak kiedy nachyliłem się, żeby ją uściskać, przeżyłem wewnętrzną pustkę i rozpacz jakiej jeszcze nigdy w moim nędznym życiu nie zaznałem ani razu. Moja księżniczka nie oddychała
- Nie!- wrzeszczałem- Nie! Nie odchodź! Meggi, słyszysz mnie?!- próbowałem ją obudzić- Meggi nie odchodź słyszysz?! Nie poradzę sobie bez ciebie!
Natychmiast podbiegła do mnie Emi.
- Joe?- spytała cicho z rozpaczą, bo po mojej minie na pewno umiała wyczytać więcej niż zrozumieć moje słowa.
- Ona odeszła!- zacząłem ryczeć. Zauważyłem, że każdy się na nas patrzy, nawet Justin, który był daleko, wkuł swój wzrok w nas.
- Kocham cię!! Kocham cię Meggi, kocham cię nad życie. Miałem ci to powiedzieć jak miałabyś odejść, ale nie o takie odejście mi chodziło!- krzyczałem w przestrzeń- Nie o to chodziło- zawyłem pod nosem, patrząc na Meggi, leżała spokojnie..po prostu odeszła.
*Emily*
Po krzykach Joe, mogłam zauważyć, że ona odeszła..Moja jedyna najlepsza przyjaciółka, była dla mnie jak siostra, odeszła. Opadłam na ziemie i chwyciłam jej rękę.
- Dlaczego to była ona?! Dlaczego nie zabił mnie?!- wrzeszczałam- Dlaczego jej to zrobiłeś skurwielu?!- popatrzyłam na przygniecionego przez Justina, byłego narzeczonego mojej matki- Jesteś potworem!- wykrzyczałam. Popatrzyłam na Megs i poczułam jak zalewam się łzami, które wolno opadając na jej twarz. Jej twarz była promienna jak sobotnie poranki, które uwielbiałyśmy. Nie mogłam uwierzyć, że moja przyjaciółka oddała za mnie życie. Ciągle dotykałam ją po szyi i przybliżałam swoją twarz do jej, żeby sprawdzić, czy na pewno jeszcze nie oddycha..Była bezwładna. Strzał musiał być trafny..udało mu się..właśnie straciłam przez niego przyjaciółkę. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Ciągle trzymałam jej głowę w swoich rękach i przytulałam ją mocno do siebie. Ciągle wyłam obłędnie i nie mogłam przestać. Trzymałam ją tak długo dopóki, ktoś po kilkunastu minutach nie wyrwał mi jej z rąk.
- Panienko musimy ją zabrać- powiedział do mnie jakiś typ z karetki.
- Czy ona na prawdę nie żyję?!- pytałam zrozpaczona, przytykając ją do swojej piersi.
Justin podszedł do mnie i pogłaskał mnie po głowie, widziałam, że jemu też było smutno i nawet miał zaszklone oczy, mimo wszystko oni się na prawdę lubili.
Ratownik medyczny popatrzył na Justina, a potem na mnie- Niestety..
- Nie to nie może być prawda- szepnęłam, a oni zabrali mi ją z nóg- Nie! Nie zabierajcie jej- Oni ignorowali moje słowa..jakbym była wredną małolatą i wsadzili ją na nosze przykrywając ją białym workiem.
- Nie!- wrzasnęłam i podbiegłam tam, ale Justin złapał mnie- Nie zabierajcie jej! Nie zabierajcie mi jej!- wyłam, ale kiedy zamknęli drzwi od auta, wiedziałam, że to koniec.
Przytuliłam się mocno do Justina i wyłam mu w ramię. Nie mogłam uwierzyć w to, że moja kochana przyjaciółka, odeszła i już jej nigdy nie zobaczę, nigdy się z nią nie pośmieje, nigdy nie zobaczę jej szczęścia,ani tego jak przeżywa resztę dni swojego życia...Chciała mnie ratować, ale jakim kosztem..wiem jedno, że to co sobie kiedyś przyrzekłyśmy będzie dla mnie zawsze najważniejsze na świecie " Będziemy najlepszymi przyjaciółkami zawsze nawet po śmierci"
KILKA DNI POTEM
Dalej nie mogłam się otrząsnąć po śmierci Megs. Jednak już w ogóle nie poznawałam Joe, chodził smętny i nie odzywał się do nikogo. Kilka razy przyjechali do nas rodzice Megs. byli zrozpaczeni zresztą nie trudno jest ich zrozumieć..kilka dni temu stracili córkę. Podejrzewałam nawet, że rodzice Megs mają mi za złe jej śmierć, ale nie chcieli mi tego powiedzieć. Byłam wrakiem człowieka..nie chciałam, żeby to tak się skończyło. Teraz dopiero jak ją straciłam, zobaczyłam jak bardzo potrzebowałam jej obok siebie..nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny w przyszłości mógłby mi ją zastąpić..to ona była moim aniołkiem.
Właśnie dzisiaj czekał mnie kolejny z najgorszych dni w moim życiu..pogrzeb Meggi.
- Kochanie- podszedł do mnie Justin, kiedy zobaczył, że znowu płaczę..płakałam cały czas- Wiesz, że ona dalej jest z tobą- usiadł obok mnie i mnie objął.
- Justin ja już nigdy jej nie zobaczę..nigdy jej nie usłyszę i nigdy jej nie przytulę- zaszlochałam- Nie mogę w to uwierzyć- pociągnęłam nosem, kiwając głową.
- Ona była na prawdę wspaniała..dopiero potem to zrozumiałem. Wiem co czujesz Emily- pogłaskał mnie, a ja pośpiesznie wstałam.
- Nie kurwa, nikt nie wie jak się czuje- podeszłam do okna- Ona oddała za mnie życie, nigdy sobie tego nie wybaczę, będę miała to na sumieniu.
- Emily- podszedł do mnie- Ona cię na prawdę bardzo kochała- powiedział- Pomyśl, Meggi na pewno jest szczęśliwa, że mogła poświęcić się dla swojej najlepszej przyjaciółki- uśmiechnął się lekko.
- Słyszysz siebie?- skrzywiłam się. Podeszłam do lustra i poprawiłam swoją sukienkę. Byłam już gotowa do wyjścia. Ja, Justin, Joe i rodzicie Meggi odprawiliśmy je pożegnanie, tylko tak mogłam sprawić, że przestane się czuć za to winna.
***
Jazda tym autem na cmentarz sprawiła, że byłam wykończona..ten stres szybko pokazał efekty..kiedy ostatnio byłam na badaniu u ginekologa, powiedział mi, że rozwój dziecka zmienił tor. Justin i Ja od razu się zmartwiliśmy, ale jak mogłam się nie stresować w takich momentach. Wiedziałam, że narażam na to dziecko i to sprawiało, że czułam się o wiele gorzej.
Justin ciągle trzymał mnie za rękę, ja nerwowo zawsze ją ściskałam, bo tylko wtedy mogłam zachować emocje w swoim ciele.
Weszliśmy na cmentarz, zauważyłam miejsce, w którym miał obyć się pogrzeb od razu tam podeszła i ujrzałam, ubrana w czarną sukienkę Meggi. Leżała tak spokojnie z zamkniętymi oczami, po prostu nie mogłam się z tym pogodzić..no nie mogłam.
- O nie- podeszłam do Justina i szybko się w niego wtuliłam wylewając na niego wszystkie łzy.
***
Po tych wszystkich przeżyciach, pojechaliśmy do domu
Ten dom już nie był taki sam..nic już nie było takie same jak jej nie było obok mnie..nic nie była warte niczego. Czułam się jakbym odeszła razem z nią..czułam się winna.
Położyłam się do łóżka i chciałam zasnąć by o tym wszystkim zapomnieć..nie dało się. Teraz już wiem, że Megs to była jedyna osoba, której nigdy nie zapomnę, jest moją przyjaciółką..NAJLEPSZĄ przyjaciółką.
-----------------
Hejka dzisiaj taki smutny rozdział.
Śmierć Megs na pewno zmieniła bloga..
Napiszcie mi jak się wam podoba
Komentujecie-Motywujecie
Jejku tego się nie spodziewałam. Biedna Maggie. Super rozdział. Czekam na next
OdpowiedzUsuńAll love ❤
Cudowne *.*
OdpowiedzUsuńZ jednej strony się ciesze, ze Joe powiedział Maggie, ze ja kocha ale z drugiej Maggie umarła i mam duza nadzieje ze dzidzius bedzie zdrowy!!