TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Cały tydzień siedziałem przy niej wymieniając się rolami z Meggi, ale tylko na chwilę..Nie mogłem spuścić mojej małej z oczu chociaż na chwilę. Dalej była nieprzytomna, a to wina lekarzy, ponoć podali jej lek na który miała silną reakcję alergiczną, która zagrażała jej życiu, więc musieli podać jej lek usypiający, który działa do teraz, ponieważ ma tak słaby organizm.
Nic innego nie robiłem, jak latanie po całym szpitalu i usiłowanie się czegoś dowiedzieć.
Próbowałem też skontaktować się z jej Mamą, jednak po niej kompletnie głos zaginął.. Nic nie wiedziała o wypadku Emily, chociaż pisali o tym w jednej gazecie..tak, oczywiście, musiał dowiedzieć się o tym cały świat, bo to jest najważniejsze. Pewnie jakaś sąsiadka udzieliła się.
- Justin- poczułem dłoń na ramieniu- Może idź do domu, wyśpij się- powiedziała Meggi.
- Nigdy w życiu- zaprotestowałem- Jesteś śmieszna, jeśli myślisz, że ją tu zostawię.
- Nie oto mi chodziło- burknęła- Po prostu ona nie chciałaby, żebyś się tak zaniedbał.
- Wszystko okej- rzuciłem ściskając dłoń mojej dziewczyny w swojej.
- Ja niestety muszę iść, mamy jutro ważny egzamin- westchnęła- I nie mogę go oblać.
- Rozumiem- pokiwałem głową- Miłej nauki- powiedziałem na pożegnanie, a z jej ust usłyszałem krótkie "hej" , a następnie dźwięk zamykanych drzwi. Co nawet spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
- Zostaliśmy sami-szepnąłem jej do uszka. Wyglądała tak niewinnie, bo nie była niczemu winna.. Policja przedstawiła mi zbieg wydarzeń, a przynajmniej podejrzenie. Powiedzieli mi również, że w jej organizmie był obecny alkohol, co dla mnie oznaczało tylko jedno..po prostu była załamana.
Cały tydzień nie widziałem się z Caillin i dobrze bo tylko tego mi brakowało.. Może w końcu się odczepi i da nam spokój.
- Nie martw się o nic- mówiłem do niej głaskając ją po policzku- Ja się wszystkim zajmę, wyjdziesz z tego obiecuje, wiem, że może te słowa brzmią banalnie jak z jakiegoś tandetnego filmu, ale na prawdę tak będzie- popatrzyłem na jej spokojną twarz- Nie miej mi tego za złe kochanie, gdybym wiedział..- załkałem- Nigdy nie poszlibyśmy na tą kolację- poczułem jak spina się każdy mój mięsień- Musisz mi coś obiecać..będziesz walczyć do końca, musisz to zrobić. Jesteś dla mnie najważniejsza, a bez twojej walki ja zostanę sam- pogładziłem jej dłoń- Musisz wiedzieć, że bez ciebie..ja.. po prostu będę prostym chłopakiem..to ty napędzasz moje życie, każdego dnia, nawet kiedy milczysz, albo kiedy krzyczysz, jesteś taka urocza i to właśnie w takich chwilach czuje, że potrzebuje tylko ciebie..- poczułem jak z mojego policzka spływa jedna łza- Kiedy się pojawiłaś, zmieniłaś moje życie na zawsze, nie ważne, że znamy się tak krótko, ja czuję się jakbym znał cię od zawsze i jeszcze dalej..Tak jakbyś to ty była mi przypisana mojego pierwszego dnia a tym świecie. Od zawsze szukałem osoby, która by mi pomagała, wspierała mnie jak tylko może i po prostu była u mojego boku.. myślałem, że to Caillin- pokiwałem głową, pociągając nosem- Ale teraz wiem, że to byłaś, jesteś i będziesz tylko ty..Tylko ty oblewasz moje serce ciepłem i kochasz bezgranicznie. Ja to wiem, i chcę byś wiedziała, że to uwielbiam w tobie najbardziej. Chcę cię chronić już zawsze, być w sytuacjach, w którym nie umiesz sobie poradzić i nie być ich przyczynami- ująłem jej twarz- Wyjdziesz z tego słoneczko- musnąłem jej usta- Ale musisz walczyć.
Podniosłem się do pionu, kiedy usłyszałem dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi.
- Pan Bieber?- spytał zdyszany lekarz.
- Panna Chelsea się obudziła- zakomunikował, ale ja od razu wybiegłem za nim z sali, wiem, że w tym momencie Emily była by najszczęśliwsza na świecie. I wiedziałem, że ja muszę zaopiekować się jej siostrą.
Wbiegłem do sali za lekarzem, a na łóżku ujrzałem skuloną w kłębek i głośno płaczącą Chels.
- Mała..- wyciągnąłem do niej rękę, jednak ona szybko jeszcze bardziej przywarła do swoich nóg.
- Nie dotykaj mnie- wyszeptała cichym, łamiącym się głosikiem.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy- zapewniłem ją.
- Odejdź- nakazała, a ja po prostu postanowiłem ją posłuchać i wyjść z sali.
- Jak już zdążył pan zauważyć, ma depresję- powiedział lekarz.
- Boże- szepnąłem łapiąc się za głowę- Przecież ona ma tylko 15 lat.
Lekarz popatrzył na mnie ze współczuciem- Na pewno z tego wyjdzie, to tylko przejściowe, przeszła traumę w życiu i musi to wszystko sobie poskładać..ciągle jest przy niej psycholog, zaraz podamy jej leki uspokajające i na pewno zaczniemy leczenie twarzy.
- Dziękuję lekarzu- poklepałem go po ramieniu.
- Czy to pańska dziewczyna?- spytał, ale po chwili się ocknął- O ile można spytać.
- Nie, to jest siostra mojej dziewczyny- powiedziałem- Moja dziewczyna leży pięć sal dalej- wydukałem.
Lekarz otworzył szeroko oczy- To ta sala , z której pana wyrwałem?
- Tak, tam właśnie leży mój jedyny skarb.
- W tym momencie powiedziałbym, że wszystko będzie w porządku- powiedział ze współczuciem co kompletnie zbiło mnie z tropu.
- To niech pan powie.
- Nie mogę- zawahał się- Bo wtedy bym skłamał- te słowa uderzyły mnie prosto w serce. Czyli nic już nie będzie dobrze? Straciłem tę szansę? Straciłem moją miłość?
*
Prowadziłem auto, cały w nerwach, Meggi miała rację, musiałem wrócić, się odświeżyć i przespać. Lekarz obiecał, że o wszystkim będzie mnie informować.
Dryń. Usłyszałem dźwięk telefonu.
- Halo?
- Justin- powiedział Joe- Jak się trzymasz?
- Co ci będę kłamał- skręciłem na swoja ulicę- Źle.
- Okropnie się złożyło z Emily, tego dnia była jeszcze taka szczęśliwa..
- Nie mów tak jakby umarła, bo mnie to strasznie dobija- zwróciłem mu uwagę.
- Jasne, sorry.., a co będzie teraz z tym mieszkaniem.
- Wiesz co? Jakoś nie mam nastoju teraz na planowanie jakiejkolwiek wprowadzki- odetchnąłem parkując auto.
- No tak- powiedział cicho-Rozumiem.
- Zamieszkajcie tam w dwójkę na jakiś czas.
- Ale na pewno? Przecież możemy poczekać, mieszkanie i tak już jest nasze.
- Spokojnie, wprowadźcie się tam.
- Justin..- zaczął, a po głosie poznałem, że po prostu zgodził się ze mną i zamieszka tam ze swoją dziewczyną- Ale pamiętaj, że o wszystkim masz mnie informować, rozumiesz?- zagrodził mi.
- Okej- rzuciłem, ponieważ na prawdę nie miałem ochoty z nikim rozmawiać- Joe..siedzę w aucie i średnio mogę rozmawiać.
- Jasne, cześć- pożegnał się.
- Pa- rzuciłem rozłączając się.
Oparłem się o siedzenie auta i głośno westchnąłem. To kolejny dzień bez niej..brakuję mi tego. Teraz zapewne siedziała by koło mnie trzymając rękę na moim udzie.. Nawet nie umiałem sobie wyobrazić, że jest obok, bo wiedziałem, że to nie jest prawda.
Postanowiłem wysiąść z auta i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Otwierając je mogłem usłyszeć ciche postękiwanie dochodzące z kuchni.
- Ja pieprze- szepnąłem pod nosem zdejmując buta. Nawet nie chciałem tam wchodzić i widzieć swojego ojca, który rucha kogoś na blacie, albo stole. Jedyne co zawsze mnie zastanawiało, to tylko to czemu nie może iść z nimi do swojego pokoju, no kurwa.
Wszedłem po schodach i otworzyłem gwałtownie drzwi od swojego pokoju, jednak to co tam zobaczyłem zamroziło mnie od środka.
- Co tu się kurwa wyprawia?!- spytałem ojca, który posuwał jakąś dziwkę na moim łóżku.
- Justin- poderwał się szybko, jedyne co mnie zdziwiło to to, że o dziwo nie był wredny i chłodny jak zawsze.
- Kurwa- złapałem się za głowę- Czy ty nie masz swojego pokoju?- wrzeszczałem.W tym momencie zdałem sobie z czegoś sprawę.
- To nie ta..- zaczął.
-Czekaj, czekaj, skoro ty jesteś tutaj i pieprzysz jakąś dziwkę- pokazałem na rozebraną kobietę- To kto jest w naszej kuchni?!
- No właśnie- podrapał się nerwowo po głowie- Bo jakby..
- Czy to ma oznaczać grupowy seks?!- złość rozpierała mnie od środka.
- No..tak jakby- wydusił.
- Tak jakby?! Czy ty jesteś chory?
- Justin..
- Kto jest tam w kuchni?
- Moi znajomi.
- Ah- kiwnąłem głową z obrzydzeniem- Znajomi, których bzykasz?
- Tylko jedną- uśmiechnął się- Wiesz o co chodzi- zaśmiał się.
- Jesteś obrzydliwy- wysyczałem po czym wyszedłem z pokoju.
- Justin, daj spokój!- gdzieś tam w oddali za sobą słyszałem głos swojego ojca, tylko chciałem się wykąpać i przespać we własnym łóżku, ale od dzisiaj moje łóżko to prywaty burdel. Przecież do cholery mamy wiele pokoi, to wybrał mój.. czy on to robi na złość.
Wbiegłem do kuchni i stanąłem oszołomiony.
- Koniec tego dobrego- rozdzieliłem ich i przyrzekam , że tego widoku nigdy nie zapomnę.
- Co jest?!- warknął oburzony facet.
- Wiesz co jest?! Pieprzycie się na blacie w mojej kuchni!
- Oj przestań- podeszła do mnie kobieta, ciężko mi było się opanować bo stała goła na przeciwko mnie- Zabaw się z nami.
- Wypierdalać!- warknąłem jak najszybciej. Nie chciałem dać się skusić, kochałem tylko Emi i jej chciałem być wierny już zawsze.
- Oj przestań- podeszła i zaczęła podwijać mi koszulkę.
- Kurwa- jęknąłem- Nie słyszysz?
- Słysze tylko twoje pojękiwania- wyszeptała kobieta, a ja poczułem jak coś rośnie mi w spodniach.
- W snach- poprawiłem koszulkę i odsunąłem się od niej- Ubieraj się i wyjdź.
- Dobra, ale będziesz tego żałował- rzuciła obrażona.
- Uwierz, że nie będę.
Czekałem jak łaskawie się ubiorą i wyjdą.
- Do widzenia- powiedziałam podirytowany i zatrzasnąłem za nimi drzwi. Na podłodze w kuchni leżało mnóstwo gumek i tabletek, ale stwierdziłem, że to znajomi ojca i to on będzie po nich sprzątał. A właśnie..teraz czas na ojca. Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi od swojego pokoju, tak jak myślałem, nawet nie zmienili miejsca.
- Za co?!- krzyknąłem- Za co kurwa ty taki jesteś?!
- Justin- powiedział błagalnie wstając z kobiety- Możemy porozmawiać?
- Nie będę rozmawiał z moim gołym ojcem.
- Wyjdź- szepnął do dziewczyny- Na dole masz pieniądze- powiedział na co ja prychnąłem.
Po chwili kobieta z moi ojcem się ubrali, a ja czekałem pod drzwiami własnego pokoju.
- Masz zajebistego ojca- podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha.
- Spierdalaj- syknąłem wchodząc do pokoju.
- Justin, usiądź muszę ci to wytłumaczyć.
- Posłucham na stojąco, bo teraz nawet brzydzę się własnego łóżka..już nie wspominając o ojcu.
- Słuchaj, wiem, że na to raczej nie ma wytłumaczeń, ale ja po prostu czasem potrzebuje się oderwać.
- Słuchaj teraz mnie..- zacząłem ze złością- Rozumiem to i w ogóle, ale mógłbyś to sobie robić w swoim pokoju, albo w ogóle w jakimś klubie, prawda?
Ojciec nic nie powiedział.
- Nie uważasz, że jako rodzic powinieneś mi dawać przykład?- warknąłem.
- Oj daj już spokój- poderwał się z wrzaskiem- Mam ci wypominać twoje wybryki- wyrzucił ręce w powietrze- Jak ruchałeś jakieś dziewczyny w łazience, jak chlałeś do upadłego, przychodziłeś zjarany?
- Teraz rozmawiamy o tobie- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Wiesz co? Ciągle wypominasz to mi, ale sam robiłeś o wiele gorsze rzeczy- drążył temat.
- Wiesz co teraz wypominasz mi to, że ja wypominam tobie błędy chociaż robisz o wiele gorsze!- krzyknąłem i poczułem uderzenie i pieczenie policzka.
- Jesteś skończonym dupkiem- warknąłem szybko oddając mu.
Nie wierzyłem, że dożyje momentu , w którym będę lać się z własnym ojcem.
- Wiesz, co? Wypominasz tej biednej Caillin, że jest dziwką, a jestem pewny, że ta cała Emily też daje dupy. Teraz poczułem jak spinają mi się mięśnie i roztrzaskałem mu nos słysząc tylko dźwięk łamanych kości.
- Nie mów tak do niej.
Wstałem i patrzyłem na ojca.
- Coś ty zrobił?!- krzyknął i złapał się za nos.
- Dawaj! Chcesz coś jeszcze mi powiedzieć?- Wiedziałem, że to mój ojciec i, że nie powinienem, ale on mnie tak wkurwiał.
- Od tego momentu nie uznaje cię za syna- warknął i wyszedł z pokoju zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Od dawna czułem, że to już nie jest mój ojciec, ale nikt nie chciał by usłyszeć jak własny rodzic się ciebie wypiera.
Z szoku wyrwał mnie pisk opon, odjechał..
*
- Tak wybudziła się- powiedziałem do słuchawki chyba już po raz piąty.
- To jest wspaniała wiadomość, Emi by się cieszyła.
- Błagam cię, nie mów tak jakby umarła..dołuje mnie to.
- Sorry, sorry.
Westchnąłem.
- Okej Justin ja zaraz się widzę z chłopakiem.
- Okej, cześć- powiedziałem oschle do Meggi, na prawdę chyba nigdy się nie polubimy. Rozmawiamy ze sobą tylko ze względy na Emily. Ona nie lubi kiedy wiecznie się kłócimy, albo sprzeczamy z byle powodu. Ja po prostu jak ją widzę to mam dreszcze bo przed oczami ciągle mam jego..mojego "przyjaciele", gdyby nim był to by teraz tu siedział i jakoś mi pomógł. Jednak na tym świecie trzeba liczyć na siebie..
Wstałem i pewnym ruchem wszedłem do łazienki, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Teraz mogła pomóc mi tylko zimna woda, po chwili gdy odkręciłem korek krople lodowatej wody opadły na moje ciało, poczułem wtedy niesamowitą rozkosz.
Po szybki prysznicu wyszedłem z kabiny zawiązując ręcznik wokół pasa i wszedłem do pokoju po jakieś rzeczy do przebrania.
- Tak mi przykro- usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i ten głos.
- Przestraszyłem się- rzuciłem w stronę stojącej w moim progu Caillin.
- Taki był plan, kochany- podeszła do mnie przejeżdżając palcem po moim torsie.
- A tobie ile trzeba powtarzać, żebyś zostawiła mnie w spokoju?- spytałem podirytowany i zdjąłem z siebie jej rękę.
Odsunęła się zaszokowana, no nie ma co..głupia to ona była.
- Zgrywasz niewiniątko czy co?- spytałem żałośnie.
- Spoko- odsunęła się unosząc ręce w geście obronnym- Nie przyszłam tu do ciebie.
- Ah tak- nabrałem powietrza- To dlaczego jesteś w MOIM domu, stoisz w MOIM pokoju, dotykając MOJEGO torsu, hm?
- Po ostatniej nocy zostawiłam coś w pokoju twojego taty, a że akurat drzwi do twojego były otwarte to zaszłam- mówiła z banalnym wyrazem twarzy.
- Jak po ostatniej nocy?- zmarszczyłem czoło zaplatając ręce na piersi.
- Po prostu byłam tu i zostawiłam kolczyki. Idę po nie i już mnie nie ma- rzuciła z pretensjami.
- Co robią twoje kolczyki w pokoju mojego ojca?- spytałem zdezorientowany wychodząc za nią z pokoju.
- Justin- popatrzyła na mnie pobłażliwie- Dużym jesteś chłopcem i nie muszę ci nic tłumaczyć. Myślałam, że się domyślisz, ale ty po prostu jesteś głupi- popatrzyła na mnie z rozbawieniem sięgając po kolczyki i popatrzyła na nie- Gdy się pieprzysz i to ostro to nawet takie małe gówno na uszach ci przeszkadza- rzuciła i wyminęła mnie w drzwiach jednak ja ją złapałem za ramię i gwałtownie ją odwróciłem.
- Pieprzyłaś się z moim ojcem, dziwko?
- Po pierwsze puść mnie!- wyrwała się z mojego ścisku- Po drugie to nie twoja sprawa, a po trzecie nie nazywaj mnie tak.
- Jak mam cię tak kurwa nie nazywać, jak taka do cholery jest prawda!
Popatrzyła na mnie z lekkim uśmieszkiem- Ty też mógłbyś być mój, Justin.
- Wypierdalaj- pokazałem palcem na schody.
- Twoja wola, ja zawsze będę chętna.
- Ale ja nie- zapewniłem ją.
Miałem nadzieję, że trafi do drzwi bo nawet nie zasłużyła, żebym ją stąd wyjebał własnymi rękami.
Wszedłem do pokoju i ubrałem bokserki i jakąś luźną koszulkę.
Wślizgnąłem się pod kołdrę i położyłem rękę na poduszce obok.
- Dobranoc mój aniołku- szepnąłem- Śpij dobrze.
NASTĘPNEGO DNIA
Obudził nie przeraźliwy dźwięk tłuczonego szkła od razu się zerwałem z łóżka i zbiegłem na dół.
- Kurwa- szepnął mój ojciec zbierając szkło.
Nie wiedziałem czy coś powiedzieć czy lepiej się nie odzywać, więc po prostu stałem przed nim.
- O wstałeś już?- powiedział entuzjastycznie. A mnie od razu zdusiło w środku.
- Chyba, takk- przeciągnąłem.
- Jak się spało?- spytał.
OKEJ, coś tu serio jest nie w porządku przecież wczoraj się mnie wyparł.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim ojcem?
Tato się zaśmiał.
- Justin, wszystko w porządku- podszedł do mnie.
- Nic nie jest w porządku- cofnąłem się- Wczoraj się mnie wyparłeś.
Westchnął spuszczając głowę- I właśnie za to chciałem cię przeprosić.. Byłem pod wpływem nerwów, dostałem od własnego syna w nos- zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Taa.. sorry.
- Justin..wiem, że dość często cię olewam, ale w końcu wczoraj zrozumiałem, że mam tylko ciebie. Nie chcę się z tobą kłócić.
Uśmiechnąłem się.
- Przepraszam, czy możemy zacząć od nowa.
- Chyba tak..- powiedziałem niepewnie- Za nim o wszystkim zapomnimy, chcę tylko, żebyś wiedział, że to, że mnie olewałeś, czy tam nie liczyłeś się ze mną, pieprzyłeś kogoś w moim pokoju, czy nawet się mnie wyparłeś, nie zabolało bardziej od tego, że wyzwałeś moją dziewczynę.
- Justin, wybacz..ale za to cię nie mogę przeprosić..ona nie pasuje do ciebie.
Poparzyłem na niego z niedowierzaniem.
- W takim razie nie przepraszaj mnie..- odparłem i zacisnąłem usta- Bo to tylko za to powinieneś. I nie tylko mnie, ale ją również.
- O nie!- wycofał się.
- W takim razie zapomnij- wyszedłem z kuchni i wszedłem na schody.
- Dobra stój!- warknął- Przepraszam.., że ją obraziłem.
- I..?
- I to się nie powtórzy.
Uśmiechnąłem się na to, że w końcu to zrobił- Wiesz, że przez najbliższy czas, będzie mi ciężko.
- Rozumiem- kiwnął głową.
- Ale mimo wszystko Emily masz przeprosić- pokiwałem palcem.
- Mogę nawet dzisiaj, chcę mieć z głowy- machnął ręką.
- Dzisiaj..to nie będzie możliwie- posmutniałem.
- No to jutro- zaśmiał się.
- Jutro..też nie- spuściłem głowę.
- Czemu nie? Taką żywi urazę?- parsknął śmiechem.
- Ona jest w szpitalu- rzuciłem szybko bo czułem, że zaraz polecą mi łzy.
Mój ojciec odchrząknął- Co się stało?
- Spadł na nią kredens- powiedziałem i spojrzałem na ojca widziałem, że nawet jemu już nie jest do śmiechu.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek, a mój ojciec poszedł otworzyć drzwi.
- Czy pan Justin Bieber?- spytało dwóch gliniarzy.
- To ja- podszedłem do drzwi i stanąłem za ojcem.
- My w sprawie Emily Kelly- powiedzieli dość poważnie.
- Zapraszam- kiwnąłem ręką , a mój ojciec zrobił im miejsce w drzwiach- Proszę usiąść.
- Znaleźliśmy dość istotne wskazówki.
- Wskazówki?- spytałem zdezorientowany.
- Prowadzimy śledztwo- powiedział jeden z nim- Ponieważ, wypadek nie był spowodowany tylko upadkiem kredensu.
Otworzyłem szeroko oczy- Chyba nie rozumiem.
- Proszę pana, zbadaliśmy dokładnie miejsce wypadku oraz ciało poszkodowanej. Lekarze przebadali dokładnie jej ciało i cały organizm i dzisiaj otrzymaliśmy wyniki- podniósł rękę z kopertą- Które już sami oglądaliśmy.
- I co się z nich można dowiedzieć?- spytałem zestresowany.
- Z badań wynika, że po upadku kredensu na Pannę Kelly, ktoś podał jej lek usypiający, w naprawdę dużych ilościach dożylnie.
- Słucham?!- krzyknąłem- Kto?
- Tego jeszcze nie potrafimy powiedzieć- pokiwał głową- Jednak wiemy, że sprawca działał z głową zatuszował za sobą wszystkie ślady. Jedno jest pewne, badania nie pomyliły się i Panna Kelly na pewno leków nie podała sobie sama.
- Nie zdziwił bym się- prychnął mój ojciec, a my wszyscy spiorunowaliśmy go wzrokiem.
- Badania wykazały, że lek został podany dokładnie 8 minut po wypadku.
- O mój boże- usiadłem na kanapie. To przez ten lek Emily ma problem z wybudzeniem się.
- Jedyne ślady jakie demaskują osobę, która podała lek to to, że ..nie działała sama.
---------------------------------------------------------------
Witam w kolejnym rozdziale.
Postaram się dodawać częściej, jak mi się uda
bo teraz mam na prawdę dużo nauki.
Miłego czytania, a ja zmykam do
wodorotlenków <3
poniedziałek, 22 lutego 2016
czwartek, 18 lutego 2016
Rozdział 17
*Justin*
Pewny krokiem ruszyłem w stronę domu ukochanej. Gdzieś musiała być.. najbardziej dobijało mnie to, że wybiegła na prawdę roztrzęsiona, a ja nie miałem pojęcia co się dzieje. Za to czułem się winny..zaciągnąłem ją na tą kolacje i nie pomyślałem kurwa jak niezręcznie mogła się czuć. No bo jakbym ja się czuł jakby to ona zabrała mnie na kolacje do swojego domu wiedząc, że jej matka mnie nienawidzi i będzie tam jej były..Coraz bardziej zbaczałem ze ścieżki słysząc ciche pojękiwanie, pomyślałem, że to ona, że to moja Emily, przyspieszyłem tempo odgarniając krzaki z przed swojej twarzy.
- Kochanie!- krzyknąłem, jednak kiedy dziewczyna się odwróciła jednoznaczne było, że się pomyliłem.
Dziewczyna lekko otworzyła usta widząc mnie.
- Nie patrz na mnie!- krzyknęła zapłakana, a ja czułem, że nie mogę jej tak tutaj zostawić.
- Co się stało?- spytałem niepewnie.
- Nic- wysyczała. Nie wiedziałem skąd w jej głosie tyle nienawiści jak tylko chciałem jej pomóc.
- Jak to nic? Widzę, że coś jest nie tak.
- Może i jest, ale i tak cię to nie obchodzi.
- A może i obchodzi- zaplotłem ręce na piersi.
Dziewczyna zaś odwróciła się niepewnie- Serio?- spytała z niedowierzaniem.
- A więc..- zacząłem- Powiedz.
- Czasem..lubię popłakać- wstała i otrzepała sobie tyłek- I akurat ta się złożyło, że dzisiaj miałam taką wielką ochotę sobie gdzieś powyć.
- Czemu płaczesz?- pytałem bez żadnych emocji.
- Mam na głowię wiele problemów,mam 17 lat rozwiedzionych rodziców, chłopaka w więzieniu i jestem w pierwszy miesiącu ciąży- westchnęła, a ja rozszerzyłem oczy- Takie tam- dodała z lekkim uśmiechem.
Patrzyłem na nią i na prawdę jej współczułem- Ja..nie wiem co..powiedzieć.
- Tak nie jesteś pierwszą i ostatnią osobą, która mnie tu spotyka i totalnie nie pojmuje mojej sytuacji- podeszła obchodząc mnie na około- A ciebie?- spytała układając swoją dłoń na ramieniu- Co tu sprowadza.
Odwróciłem się gwałtownie co sprawiło lekkie przerażenie w oczach dziewczyny- Ja szukam swojej dziewczyny.
- Masz dziewczynę?- kiwnęła głową.
- Tak mam- powiedziałem stanowczo ciągle obserwując jej reakcję.
- Szczęściara- przełknęła ciężko ślinę.
Popatrzyłem na nią ostatni raz- Pomóc ci jakoś?
- Nie no coś ty, nie trzeba- uśmiechnęła się słodziutko.
- Na pewno?- upewniłem się.
- Jasne- przytaknęła- Leć szukać dziewczyny- machnęła ręką.
Uśmiechnąłem się do niej lekko, mimo wszystko była bardzo pogodną dziewczyną, jednak wiedziałem, że teraz potrzebuje mnie Emily i ruszyłem w stronę drzew z których się wyłoniłem.
- Czekaj!- usłyszałem jak jej delikatny głosik krzyczy w moim kierunku- Mogę wiedzieć jak masz na imię?
Zawahałem się w pewnym momencie- Justin- odparłem patrząc na nią.
- Maria- powiedziała po krótkiej ciszy- Miło mi.
- Może jednak ci pomogę?- spytałem, na prawdę nie chciałem, żeby coś się jej stało.
- Nie, powiedziałam, że dam sobie radę- mówiła z lekkim podirytowaniem, na oko było widać, że może mieć depresję.
- Dobra, nie bij- podniosłem ręce w geście obronnym, a dziewczyna zachichotała.
- Do następnego- pomachała mi.
- Tak.. do następnego- opuściłem dziewczynę z naprawdę wielkimi wyrzutami sumienia, była taka bezbronna miała poszarpane ubrania i była rozczochrana na wszystkie strony świata. Jednak zapewniła mnie, ze da sobie radę..wierzyłem jej.
W końcu udało mi się wyjść na chodnik i dalej podążałem wzdłuż niego do domu Emi, miałem nadzieję, że ona ta będzie. W takich sytuacjach, miałem ochotę porządnie komuś przypierdolić.. miałem taką sytuację, Caillin wyszła i nie wróciła, tak jak Emily teraz.. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby ją stracić, było późno już.mogło się stać wszystko, dosłownie wszystko..
*Emily*
Wkurwił mnie, na prawdę nie wkurwił i ten zastany ojciec i jeszcze te pogróżki Caillin i ta jej cała rozmowa przez telefon..pieprzyć to..podeszłam do barku i otworzyłam go gwałtownym ruchem wyciągając z niego alkohol..
- Teraz to już nie będzie mnie nic wkurwiać- wzięłam dość wielkiego łyka wódki od razu się krzywiąc. Nienawidziłam pakować się w bagno, takie jak picie czy palenie, ale nie chciałam spieprzyć sobie tego dnia już do końca i po prostu zapomnieć jego część która miała nastąpić, bo mogło się stać jeszcze dużo rzeczy, które niepotrzebnie mogły mnie zdenerwować.
- Za tego debila- podniosłam butelkę. Wiedziałam, że czegoś brakuje mi do szczęścia i były to fajki, ale gdzie oni tu kurwa mogą mieć fajki.
Byłam w domu i mojej ciotki, wyjechała do Angli a mi powierzyła klucze, żebym jej podlewała kwiatki, było to już bardzo dawno temu i nie ukrywam przychodziłam tutaj bardzo rzadko, jednak dzisiaj to mieszkanie bardzo mi się przydało jak widać.
- Fajki, fajki- szeptałam pod nosem przeszukując każdą szafkę- Nosz kurwa- trzasnęłam szufladą- Przecież palą tutaj wszyscy, to czemu nie ma fajek- odwróciłam się gwałtownie i popatrzyłam na najwyższą półkę w regale.
- No tak..- ciocia zawsze chowała papierosy przed swoimi dziećmi, której naturalnie uwielbiały się nimi bawić- Czyli tam ciebie mamy kochanie- uśmiechnęłam się już lekko wstawiona. Jednak moje ciche szalone myśli o zapaleniu sobie w końcu czegoś od dłuższego czasu przerosły moje możliwości..półka była bardzo wysoko, a ja byłam za niska i nawet gdybym wzięła krzesło to by nic nie dało..- No i dupa- klasnęłam dłońmi o uda i wróciłam na kanapę na której właśnie delektowała się wódką, no bo co miałam zrobić, wejść na wysoki regał i wdrapać się kilka półek wyżej po jakieś fajki? pff..
- Czekaj, kurwa- odwróciłam się spoglądając na nią- To właśnie zrobię- zachichotałam na myśl, że moje płuca wypełni ten dym..kochałam to, tylko w połączeniu z alkoholem, bez niego..obrzydzało mnie to.
Złapałam się mocno jednej z wysokich półek i podciągnęłam się tym samym stając na szafce lewą nogą, zaczęłam się wspinać, jednak w pewnej chwili puściłam się dwoma rękami i runęłam na ziemię z wielkim hukiem i piskiem, jedyny widok jaki zapamiętałam to moje upragnione papierosy, która spadają mi prosto na twarz, jednak mój obraz się zamazał równocześnie z dzwiękiem łamanych kości.
*Justin*
Nikt nie otwierał mi drzwi od jej domu, to znaczy, że jej w nim nie było, albo była ale nie chciała mi otwierać drzwi, chociaż równie dobrze mogła to być Meggi.., nie koniecznie ja. Po prostu przyjmuję wersję, że jej tam nie ma. Co wcale mnie nie pocieszyło..Bo teraz totalnie zgłupiałem..gdzie ona do cholery mogła być?
Postanowiłem powłóczyć się po mieście może akurat gdzieś bym ją znalazł, to było jedyne co mogło mi przyjść do głowy. Równie dobrze mogłem iść na policje, ale kto przyjmie mi zgłoszenie o zaginięciu jak zaginęła 30 minut temu.
*
Chodziłem po ulicach bez końca i bez końca przez jakieś 40 minut.. Pytałem ludzi, czy ją widzieli jednak tylko jedna z nich po zadaniu mojego pytania zawahała się w odpowiedzi, dzięki czemu miałem nadzieję, że po prostu ją widziała, jednak nie..ty razem też się zawiodłem. Szukałem jej na własną rękę, jednak to nie przynosiło żadnych skutków jak widać, wiedziałem jednak, że kto szuka ten znajdzie..poza tym czułe się winny jej zniknięciu, gdyby nie ta kolacja to nic by się nie stało.
- Przestań kurwa gdybać bo to ci nic nie daje!- krzyknąłem do siebie kiedy zboczyłem na jakieś małe osiedle- Już i tak nic ci z tego!- kiedy dalej wrzeszczałem minęła mnie jedna karetka na sygnale, był tak głośny, że moje krzyki przy tym to gówno.
Westchnąłem kiedy zobaczyłem, że jedzie w kierunku w którym ja miałem zamiar iść, ale z reguły przy jakiś akcjach zbiera się mnóstwo ludzi, a ja nie chciałem pchać się w ten tłum. Postanowiłem, że zawrócę i pójdę do domu i poczekam kilka godzin, żeby złożyć zgłoszenie na policje.
Tak kurwa, powinienem jej szukać, bo może leżeć gdzieś ranna, zgwałcona, albo ..martwa- te myśli zaniepokoiły mnie, co sprawiło, że przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Odpukać- szepnąłem pod nosem.
Zawróciłem w stronę z której przeszedłem i tym razem o moje uszy obił się kolejny głośny sygnał tym razem syreny policyjnej. Jechali w tą samą stronę co karetka. W pewnym momencie zastanowiłem się czy sprawdzić co się tam dzieje, jednak zawsze wkurwiało mnie jak wiele ludzi zbiera się oglądać twoją krzywdę, a potem o tym plotkują..na pewno ranna osoba nie chciałaby, żeby ja tam stał jako kolejna z takich osób.
Kiedy gdzieś zacichły sygnały policji wyjąłem telefon i wykręciłem numer do najlepszej przyjaciółki Emily i poczekałem aż odbierze.
- Halo?- spytała niepewnie.
- Cześć- rzuciłem, dalej nie dogadywaliśmy się najlepiej, ale postanowiliśmy schować swoją nienawiść na bok..tylko i wyłącznie dla Emi.
- No hej- burknęła- I co wiesz gdzie ona jest?- spytała przejęta.
Niewiarygodne, że dziewczyny serio tak zmieniają nastrój.
- Nic nie wiem, dzwonię, żeby spytać czy odezwała się do ciebie.
- Nie..- załkała- Justin ja się o nią boję.
- Meggi, a myślisz, że ja nie? Szukałem ją po cały mieście.
- Wszędzie gdzie się da?- spytała dla upewnienia.
- Wszędzie, mówię przecież.
- W jej domu?
- Byłem tam, ale nikt mi nie otwiera.
- W parku?- spytała nagle.
- W parku też byłem..- powiedziałem ciszej przypominając sobie sytuację z przed godziny.
- Na plaży?
- Megs słuchaj mnie- powiedziałem spokojnie- Byłem wszędzie.
- Kurwa, jak byłeś wszędzie to gdzie ona do cholery jest?!
- Gdybym wiedział to byś o tym już wiedziała!
Meggi zamilknęła tak jakby się nad czymś zastanawiała.
- Justin- powiedziała nagle- Ja zadzwonię potem..- dodała niepewnie.
- Okej- rzuciłem i się rozłączyłem. Rozmowy z nią nie należały do najlepszych.
*
Po 20 minutach wszedłem do domu gwałtownie otwierając drzwi, a w moi domu dalej była Caillin.
- Co ty tu jeszcze robisz?- spytałem odpychając zdejmując buty.
- Byłam ciekawa co z twoją dziewczyną- powiedziała obojętnie kręcą sobie kosmyk włosów.
W tym momencie poczułem jakby coś do mnie trafiło i popatrzyłem na nią przenikliwie.
- Masz z tym coś wspólnego?- spytałem na skraju wyczerpania nerwowego.
- Ja?- spytała tępo- Jak możesz mnie za to obwiniać?
- Normalnie- wzruszyłem ramionami- Bo jesteś podła- dodałem ruchając wyraźnie ustami wypowiadając słowo "podła" chciałem by do niej w końcu dotarło.
- Nie wierzę- pokiwała głową- Byliśmy razem, a ty mi nie ufasz?
Wybuchnąłem śmiechem- Tobie nigdy w życiu.
- Uważaj sobie, jasne?- spytała grożąc mi palcem.
- Ty mi tu tym palcem nie wymachuj- złapałem ją za rękę i spuściłem w dół- Bo jedyna osoba, które tutaj może być zastraszana to ty.
Zaśmiała się ironicznie- Proszę cię Justin. Nic ani się nie nauczyłeś- mówiła dość wolno, ale w jej oczach widać było mnóstwo energii i nienawiści.
- O proszę- uniosłem ręce do góry- Z naszego aniołka stał się taki potwór.
- Widzisz- skinęła głową.
- Przy obiedzie taka grzeczniutka, przy moi pożal się ojcu również, a przy mnie to co?- spytałem smutnym głosikiem, ale głupi by wyczuł, że było w nim tyle ironii.
- Jesteś zerem- pomachała mi torebką przed oczami- Ale wiem, że i tak będziesz ze mną- obeszła mnie na około, a mnie zmroził- Tylko poczekaj jakiś czas- dodała szepcząc mi do ucha od tyłu.
- Jesteś podstępną żmiją- wysyczałem przez zęby- Nigdy nie zostawię Emily dla ciebie, zapamiętaj- odwróciłem się do niej przodem.
- To się jeszcze okaże- przejechała palcem po moim torsie mówiąc zachrypniętym głosem.
- Nic się nie okaż..- nie mogłem nic powiedzieć bo Caillin pocałowała mnie przyciskając dłońmi moją twarz tak blisko jak tylko się da swojej, nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłem jej pocałunek przez pierwszą chwilę, jednak szybko się ocknąłem i odepchnąłem ją od siebie za ramiona.
- Co ty kurwa robisz?!- krzyknąłem- Wyjdź stąd.
- Mówiłam, że będziesz mój?- zachichotała.
- Po moim trupie- pociągnąłem ją za ramię w stronę drzwi, otwierając je gwałtownie- Wyjdź.
- Jasne już idę- wymachiwała rękami- Ale będziesz tego żałował.
- Tak jasne jasne- zatrzasnąłem jej drzwi przed oczami i odwróciłem się w stronę salonu wchodząc do niego pewny krokiem.
Kurwa! Co się właśnie stało? Nienawidziłem momentu, w którym nie wiadomo skąd wychodziła ze mnie złość..a to właśnie był ten moment.
- Kurwa!- krzyknąłem przewracając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę- Suka- szepnąłem.
- Justin do kurwy, co ty wyrabiasz?!- jak zwykle mój ojciec..spytał się co robię.
- A nie widzisz?- warknąłem.
- Podnieś to krzesło!- nakazał pokazując palcem na nie.
Popatrzyłem mu w oczy i schyliłem się po krzesło, które postawiłem na swoje miejsce.
- Dziękuję- powiedział.
- To ostatnia rzecz, którą dla ciebie robię- wysyczałem podchodząc do niego.
- Słucham?- spytał oburzony.
- To co kurwa słyszałeś!- warknąłem wchodząc po schodach do swojego pokoju. Kiedy już do niego wszedłem zatrzasnąłem za sobą drzwi z wielkim hukiem.
- Ja pierdole!- wrzeszczałem. Już nic dzisiaj nie może być gorzej, tylko podkurwiła mnie ta cała Caillin, na dodatek ten mój ojciec i jeszcze nie mam pojęcia gdzie jest moje kochanie..
Westchnąłem wchodząc do łazienki, oparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro- Spieprzyłeś to- powiedziałem do siebie patrząc uważnie na swoje odbicie i właśnie wtedy zobaczyłem w nim, że na półce za mną leży telefon Emily..
Odwróciłem się gwałtownie od razu łapiąc za niego..To znaczy, że podczas obiadu przyszła do łazienki i położyła tu telefon, ale to kompletnie nie jest w jej stylu by go zostawić..
Popatrzyłem na telefon rozkojarzony.. Czyli po prostu miałem rację.
- Miałem rację!- warknąłem- To ona zjebała sprawę.
Popatrzyłem ostatni raz w lustro- Dzięki- szepnąłem do swojego odbicia, a następnie wybiegłem z łazienki zarówno jak i z pokoju.
- Gdzie ty tak biegniesz?- spytał ojciec.
- A co cię to obchodzi?- rzuciłem obojętnie.
- A to mnie obchodzi, że mając karę nigdzie nie wyjdziesz- powiedział pewny siebie, ale dla mnie był po prostu żałosny.
- Ja mam 18 lat i decyduje o sobie sam- powiedziałem z uśmieszkiem, a on popatrzył na mnie w jego oczach mogłam wyczytać słowa "ma rację, ale muszę coś wymyślić, żeby pokazać mu, że wcale jej nie ma" Już ja go znam.
- Ale ja jestem twoim ojcem- typowy tekst..który już nie uwodził mnie od kilku dobrych lat.
- Wiesz jak to jest? Tak jakby matka dała ci karę, za to,że sypiasz z laskami młodszymi od siebie- powiedziałem pewny siebie- A ty wiesz, że masz z trzydzieści parę lat.
Pokręcił głową z bezradności bo wiedział, że na ten argument już mi się nie odgryzie.
- Na razie- rzuciłem wychodząc z domu zamykając za sobą drzwi.
Kiedy uderzył we mnie zimny wiatr to było jakbym nagle dostał olśnienia..SZPITAL..ona mogła iść do siostry, prawda? Bez chwili zastanowienia wsiadłem za kierownice i odpaliłem auto. Byłem prawie pewny co się stało, ale i tak wolałem usłyszeć to od Emily, tylko zastanawiała mnie jedna rzecz, po co ta cholerna małpa znowu zatruwa mi życie, a zwłaszcza teraz kiedy byłem taki szczęśliwy. Czy mało jej? Na prawdę wszystko musi rozpieprzyć? Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się pod szpitalem, zaparkowałem auto i wysiadłem z niego gwałtownie trzaskając drzwiami. Byłem pewny, że ona tam będzie dlatego wbiegłem do szpitala z uśmiechem na twarzy, może to dziwnie wyglądało, ale po prostu wierzyłem, że tutaj jest i ,że jest już bezpieczna.
Wbiegając po schodach potrąciłem jakąś kobietę, ale nawet tego nie dostrzegłem, tylko skinąłem głową, kiedy dotarło do mnie, że to lekarka prowadząca leczenie Chels.
Stanąłem pod salą, a w mojej głowie było mnóstwo myśli, w tamtej chwili czułem tylko jak skręca mi się żołądek.
- Dawaj- szepnąłem do siebie i otworzyłem gwałtownie drzwi. Jednak ku mojemu rozczarowaniu, nie było tam mojej ukochanej. Zmartwiłem się, gdzie ona do cholery jest!?
- Chelsea, pomóż mi- błagałem nieprzytomną siostrę Emi- Daj mi jakiś znak, wiem, że łączą was wspaniałe więzi. Wiem też, że często się kłócicie, ale nikt uwierz mi nikt..nie zna jej tak dobrze jak ty- złapałem ją za małą rączkę i ścisnąłem lekko- Proszę, daj mi podpowiedź, gdzie ja mam jej szukać?- spytałem- Odpowiedź mi- nalegałem, jednak wiedziałem, że niczego się nie dowiem. Miałem tylko błędne nadzieje, że coś nagle da mi znak..nie wiem wypisze na lustrze gdzie ona jest, albo coś stanie w oknie i powie gdzie mam jej szukać.
- Przepraszam- szepnąłem do niej- Wiem, że gdybyś mogła to byś mi powiedziała- pogłaskałem ją delikatnie po głowie, na której miała mnóstwo bandaży- Trzymaj się mała, ja muszę znaleźć twoją siostrę- uśmiechnąłem się w jej kierunku, leżała tak spokojnie, nie znałem jej..tylko trochę z opowieści Emi i mogłem wywnioskować, że jest z niej prawdziwy anioł. Popatrzyłem ostatni raz na Chels i wyszedłem z sali zawiedziony.
- Ratowaliśmy ją z kilkanaście minut- powiedział głośno jakiś ratownik pogotowia prowadząc nosze.
- I co?- spytała lekarka na którą wpadłem.
- I odzyskaliśmy ją, ale jej stan jest bardzo poważny- pokiwał głową ze zmartwieniem i nie wiem czemu w tamtym momencie się wystraszyłem, cały czas obserwowałem tą sytuację z daleka, nawet nie widziałem osoby, która leżała na noszach, widziałem tylko, że była przykryta i miała kołnierz na szyi.
- Zawieźcie ją na operacyjny- pokazał palcem lekarka na salę obok mnie- Trzeba operować nogę natychmiast.
- Oczywiście- powiedział jeden ratownik po czym z drugim złapali za nosze i prowadzili je w stronę wyznaczonej sali.
Kiedy podeszli na tyle blisko, żebym mógł zobaczyć osobę na noszach, poczułem jak tracę czucie w nogach i robi mi się słabo.
- Nie!- krzyknąłem kiedy zobaczyłem na noszach moją Emily- Co się stało? Proszę mi powiedzieć!- nalegałem krzycząc na ratowników.
- Nie możemy udzielić takich informacji- rzucił nawet na mnie nie patrząc.
Przez moją głowę, przebiegły wszystkie wspomnienia, wiedziałem, że takie użalanie się nic nie da. Wtedy postanowiłem, że pójdę do lekarki.
- Przepraszam- przepychałem się przez ludzi na korytarzu i mogłem dostrzec, że byli zdenerwowani, że tak gwałtownie na nich napieram.
- Czy tu przyjmuję pani Rodriguez?- spytałem jednego z pacjentów.
- Tak- powiedział- Ale tu jest wielka kolejka- pokazał palcem na ludzi- A w środku już kto..- przerwałem mu.
- Tylko spytałem czy przyjmuje tu pani Rodriguez, więcej informacji nie potrzebuje- powiedziałem wrednym głosem, co mnie gówno obchodzi kolejka, ja muszę wiedzieć, co dzieje się z Emi.
Czekałem z 10 minut, aż ktoś wreszcie wyjdzie z tego gabinetu.
- W końcu- szepnąłem pod nosem kiedy zobaczyłem jak z pokoju wychodzi jakaś kobieta.
- Panie mówiłem, że jest kolejka!- zwrócił mi uwagę.
- Panie, a mnie to nie obchodzi- wycedziłem przez zęby i złapałem za klamkę uchylając niedomknięte drzwi.
- Dzień dobry- rzuciłem.
- Dzień dobry- popatrzyła na mnie przenikliwie- My się nie znamy?- spytała z lekkim uśmieszkiem.
- Prowadzi pani leczenie Chels, a dziś potrąciłem panią na schodach, za co przepraszam.
- Przestań- machnęła ręką siadając za biurkiem- To szpital, wiesz ile razu ja tu byłam popychana? Ale nie ważne- przerwała sobie rozmyślania- Co się dzieje?
- Moja dziewczyna Emily, przywieźli ją tu przed chwilą.
Westchnęła- Pewnie chcesz uzyskać jakieś wiadomości na jej temat?
Pokiwałem głową ze smutną minką.
- Jesteś dla niej..?
- Chłopakiem- powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ze względu na to, że ma 18 lat mogę powiedzieć ci co się stało- uśmiechnęła się do mnie z miną "Masz szczęście, że jest pełnoletnia, bo inaczej, gówno byś się dowiedział"
- Dziękuję- byłem ogromnie wdzięczny tej lekarce.
- Nie będę owijać w bawełnę..- zaczęła, a ja już się bałem- Stan jest bardzo ciężki. Karetka została wezwana z bocznej dzielnicy miasta gdzieś w okolicach ulicy Pinea około 40 minut temu.
Jak to usłyszałem to byłem taki wkurwiony, z 30 minut temu byłem w okolicach Pinea i widziałem te karetki, jednak postanowiłem zawrócić, czemu nie mam jakiegoś instynktu?!
- O mój boże- złapałem się za głowę.
- Czy mam mówić dalej?- spytała nie pewnie lekarka.
- Chcę wiedzieć wszystko- powiedział pewnie podnosząc głowę.
- Spadł na nią 90 kilogramowy kredens, który mierzył z 7 metrów. Ponieważ ona jest niska i do tego szczupła nic dziwnego, że 90 kilogramów to dla niej dużo, do tego na kredensie było dużo pierdół- zaczęła gestykulować- szklanych figurek i książek. Co spowodowało tylko dodatkowe obrażenia- złapała oddech- Kredens złapał jej nogę oraz uszkodził żebra- w końcu wyrzuciła to z siebie.
- Nie wierzę- złapałem się głowę.
- To nie koniec..- powiedziała niepewnie i cicho.
- A co jeszcze?- poderwałem się i czułem, że w oczach mam szklanki.
- Uhh- odetchnęła- Do tego ma wstrząs mózgu i..-przełknęła ślinę.
- I co..?- spytałam zdenerwowany.
- Jej organizm osłabia się bardzo z powodu obrażeń..nie umiemy powiedzieć..- zawahała się.
- Czego?!- krzyknąłem.
- Czy przeżyje.
---------------------------------------------------------------------
A tutaj dramat!
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Osoby, które czytają moje opowiadanie
proszę o komentowanie, chcę zobaczyć
czy na prawdę wam się podoba.
Do następnego <3
Pewny krokiem ruszyłem w stronę domu ukochanej. Gdzieś musiała być.. najbardziej dobijało mnie to, że wybiegła na prawdę roztrzęsiona, a ja nie miałem pojęcia co się dzieje. Za to czułem się winny..zaciągnąłem ją na tą kolacje i nie pomyślałem kurwa jak niezręcznie mogła się czuć. No bo jakbym ja się czuł jakby to ona zabrała mnie na kolacje do swojego domu wiedząc, że jej matka mnie nienawidzi i będzie tam jej były..Coraz bardziej zbaczałem ze ścieżki słysząc ciche pojękiwanie, pomyślałem, że to ona, że to moja Emily, przyspieszyłem tempo odgarniając krzaki z przed swojej twarzy.
- Kochanie!- krzyknąłem, jednak kiedy dziewczyna się odwróciła jednoznaczne było, że się pomyliłem.
Dziewczyna lekko otworzyła usta widząc mnie.
- Nie patrz na mnie!- krzyknęła zapłakana, a ja czułem, że nie mogę jej tak tutaj zostawić.
- Co się stało?- spytałem niepewnie.
- Nic- wysyczała. Nie wiedziałem skąd w jej głosie tyle nienawiści jak tylko chciałem jej pomóc.
- Jak to nic? Widzę, że coś jest nie tak.
- Może i jest, ale i tak cię to nie obchodzi.
- A może i obchodzi- zaplotłem ręce na piersi.
Dziewczyna zaś odwróciła się niepewnie- Serio?- spytała z niedowierzaniem.
- A więc..- zacząłem- Powiedz.
- Czasem..lubię popłakać- wstała i otrzepała sobie tyłek- I akurat ta się złożyło, że dzisiaj miałam taką wielką ochotę sobie gdzieś powyć.
- Czemu płaczesz?- pytałem bez żadnych emocji.
- Mam na głowię wiele problemów,mam 17 lat rozwiedzionych rodziców, chłopaka w więzieniu i jestem w pierwszy miesiącu ciąży- westchnęła, a ja rozszerzyłem oczy- Takie tam- dodała z lekkim uśmiechem.
Patrzyłem na nią i na prawdę jej współczułem- Ja..nie wiem co..powiedzieć.
- Tak nie jesteś pierwszą i ostatnią osobą, która mnie tu spotyka i totalnie nie pojmuje mojej sytuacji- podeszła obchodząc mnie na około- A ciebie?- spytała układając swoją dłoń na ramieniu- Co tu sprowadza.
Odwróciłem się gwałtownie co sprawiło lekkie przerażenie w oczach dziewczyny- Ja szukam swojej dziewczyny.
- Masz dziewczynę?- kiwnęła głową.
- Tak mam- powiedziałem stanowczo ciągle obserwując jej reakcję.
- Szczęściara- przełknęła ciężko ślinę.
Popatrzyłem na nią ostatni raz- Pomóc ci jakoś?
- Nie no coś ty, nie trzeba- uśmiechnęła się słodziutko.
- Na pewno?- upewniłem się.
- Jasne- przytaknęła- Leć szukać dziewczyny- machnęła ręką.
Uśmiechnąłem się do niej lekko, mimo wszystko była bardzo pogodną dziewczyną, jednak wiedziałem, że teraz potrzebuje mnie Emily i ruszyłem w stronę drzew z których się wyłoniłem.
- Czekaj!- usłyszałem jak jej delikatny głosik krzyczy w moim kierunku- Mogę wiedzieć jak masz na imię?
Zawahałem się w pewnym momencie- Justin- odparłem patrząc na nią.
- Maria- powiedziała po krótkiej ciszy- Miło mi.
- Może jednak ci pomogę?- spytałem, na prawdę nie chciałem, żeby coś się jej stało.
- Nie, powiedziałam, że dam sobie radę- mówiła z lekkim podirytowaniem, na oko było widać, że może mieć depresję.
- Dobra, nie bij- podniosłem ręce w geście obronnym, a dziewczyna zachichotała.
- Do następnego- pomachała mi.
- Tak.. do następnego- opuściłem dziewczynę z naprawdę wielkimi wyrzutami sumienia, była taka bezbronna miała poszarpane ubrania i była rozczochrana na wszystkie strony świata. Jednak zapewniła mnie, ze da sobie radę..wierzyłem jej.
W końcu udało mi się wyjść na chodnik i dalej podążałem wzdłuż niego do domu Emi, miałem nadzieję, że ona ta będzie. W takich sytuacjach, miałem ochotę porządnie komuś przypierdolić.. miałem taką sytuację, Caillin wyszła i nie wróciła, tak jak Emily teraz.. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby ją stracić, było późno już.mogło się stać wszystko, dosłownie wszystko..
*Emily*
Wkurwił mnie, na prawdę nie wkurwił i ten zastany ojciec i jeszcze te pogróżki Caillin i ta jej cała rozmowa przez telefon..pieprzyć to..podeszłam do barku i otworzyłam go gwałtownym ruchem wyciągając z niego alkohol..
- Teraz to już nie będzie mnie nic wkurwiać- wzięłam dość wielkiego łyka wódki od razu się krzywiąc. Nienawidziłam pakować się w bagno, takie jak picie czy palenie, ale nie chciałam spieprzyć sobie tego dnia już do końca i po prostu zapomnieć jego część która miała nastąpić, bo mogło się stać jeszcze dużo rzeczy, które niepotrzebnie mogły mnie zdenerwować.
- Za tego debila- podniosłam butelkę. Wiedziałam, że czegoś brakuje mi do szczęścia i były to fajki, ale gdzie oni tu kurwa mogą mieć fajki.
Byłam w domu i mojej ciotki, wyjechała do Angli a mi powierzyła klucze, żebym jej podlewała kwiatki, było to już bardzo dawno temu i nie ukrywam przychodziłam tutaj bardzo rzadko, jednak dzisiaj to mieszkanie bardzo mi się przydało jak widać.
- Fajki, fajki- szeptałam pod nosem przeszukując każdą szafkę- Nosz kurwa- trzasnęłam szufladą- Przecież palą tutaj wszyscy, to czemu nie ma fajek- odwróciłam się gwałtownie i popatrzyłam na najwyższą półkę w regale.
- No tak..- ciocia zawsze chowała papierosy przed swoimi dziećmi, której naturalnie uwielbiały się nimi bawić- Czyli tam ciebie mamy kochanie- uśmiechnęłam się już lekko wstawiona. Jednak moje ciche szalone myśli o zapaleniu sobie w końcu czegoś od dłuższego czasu przerosły moje możliwości..półka była bardzo wysoko, a ja byłam za niska i nawet gdybym wzięła krzesło to by nic nie dało..- No i dupa- klasnęłam dłońmi o uda i wróciłam na kanapę na której właśnie delektowała się wódką, no bo co miałam zrobić, wejść na wysoki regał i wdrapać się kilka półek wyżej po jakieś fajki? pff..
- Czekaj, kurwa- odwróciłam się spoglądając na nią- To właśnie zrobię- zachichotałam na myśl, że moje płuca wypełni ten dym..kochałam to, tylko w połączeniu z alkoholem, bez niego..obrzydzało mnie to.
Złapałam się mocno jednej z wysokich półek i podciągnęłam się tym samym stając na szafce lewą nogą, zaczęłam się wspinać, jednak w pewnej chwili puściłam się dwoma rękami i runęłam na ziemię z wielkim hukiem i piskiem, jedyny widok jaki zapamiętałam to moje upragnione papierosy, która spadają mi prosto na twarz, jednak mój obraz się zamazał równocześnie z dzwiękiem łamanych kości.
*Justin*
Nikt nie otwierał mi drzwi od jej domu, to znaczy, że jej w nim nie było, albo była ale nie chciała mi otwierać drzwi, chociaż równie dobrze mogła to być Meggi.., nie koniecznie ja. Po prostu przyjmuję wersję, że jej tam nie ma. Co wcale mnie nie pocieszyło..Bo teraz totalnie zgłupiałem..gdzie ona do cholery mogła być?
Postanowiłem powłóczyć się po mieście może akurat gdzieś bym ją znalazł, to było jedyne co mogło mi przyjść do głowy. Równie dobrze mogłem iść na policje, ale kto przyjmie mi zgłoszenie o zaginięciu jak zaginęła 30 minut temu.
*
Chodziłem po ulicach bez końca i bez końca przez jakieś 40 minut.. Pytałem ludzi, czy ją widzieli jednak tylko jedna z nich po zadaniu mojego pytania zawahała się w odpowiedzi, dzięki czemu miałem nadzieję, że po prostu ją widziała, jednak nie..ty razem też się zawiodłem. Szukałem jej na własną rękę, jednak to nie przynosiło żadnych skutków jak widać, wiedziałem jednak, że kto szuka ten znajdzie..poza tym czułe się winny jej zniknięciu, gdyby nie ta kolacja to nic by się nie stało.
- Przestań kurwa gdybać bo to ci nic nie daje!- krzyknąłem do siebie kiedy zboczyłem na jakieś małe osiedle- Już i tak nic ci z tego!- kiedy dalej wrzeszczałem minęła mnie jedna karetka na sygnale, był tak głośny, że moje krzyki przy tym to gówno.
Westchnąłem kiedy zobaczyłem, że jedzie w kierunku w którym ja miałem zamiar iść, ale z reguły przy jakiś akcjach zbiera się mnóstwo ludzi, a ja nie chciałem pchać się w ten tłum. Postanowiłem, że zawrócę i pójdę do domu i poczekam kilka godzin, żeby złożyć zgłoszenie na policje.
Tak kurwa, powinienem jej szukać, bo może leżeć gdzieś ranna, zgwałcona, albo ..martwa- te myśli zaniepokoiły mnie, co sprawiło, że przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Odpukać- szepnąłem pod nosem.
Zawróciłem w stronę z której przeszedłem i tym razem o moje uszy obił się kolejny głośny sygnał tym razem syreny policyjnej. Jechali w tą samą stronę co karetka. W pewnym momencie zastanowiłem się czy sprawdzić co się tam dzieje, jednak zawsze wkurwiało mnie jak wiele ludzi zbiera się oglądać twoją krzywdę, a potem o tym plotkują..na pewno ranna osoba nie chciałaby, żeby ja tam stał jako kolejna z takich osób.
Kiedy gdzieś zacichły sygnały policji wyjąłem telefon i wykręciłem numer do najlepszej przyjaciółki Emily i poczekałem aż odbierze.
- Halo?- spytała niepewnie.
- Cześć- rzuciłem, dalej nie dogadywaliśmy się najlepiej, ale postanowiliśmy schować swoją nienawiść na bok..tylko i wyłącznie dla Emi.
- No hej- burknęła- I co wiesz gdzie ona jest?- spytała przejęta.
Niewiarygodne, że dziewczyny serio tak zmieniają nastrój.
- Nic nie wiem, dzwonię, żeby spytać czy odezwała się do ciebie.
- Nie..- załkała- Justin ja się o nią boję.
- Meggi, a myślisz, że ja nie? Szukałem ją po cały mieście.
- Wszędzie gdzie się da?- spytała dla upewnienia.
- Wszędzie, mówię przecież.
- W jej domu?
- Byłem tam, ale nikt mi nie otwiera.
- W parku?- spytała nagle.
- W parku też byłem..- powiedziałem ciszej przypominając sobie sytuację z przed godziny.
- Na plaży?
- Megs słuchaj mnie- powiedziałem spokojnie- Byłem wszędzie.
- Kurwa, jak byłeś wszędzie to gdzie ona do cholery jest?!
- Gdybym wiedział to byś o tym już wiedziała!
Meggi zamilknęła tak jakby się nad czymś zastanawiała.
- Justin- powiedziała nagle- Ja zadzwonię potem..- dodała niepewnie.
- Okej- rzuciłem i się rozłączyłem. Rozmowy z nią nie należały do najlepszych.
*
Po 20 minutach wszedłem do domu gwałtownie otwierając drzwi, a w moi domu dalej była Caillin.
- Co ty tu jeszcze robisz?- spytałem odpychając zdejmując buty.
- Byłam ciekawa co z twoją dziewczyną- powiedziała obojętnie kręcą sobie kosmyk włosów.
W tym momencie poczułem jakby coś do mnie trafiło i popatrzyłem na nią przenikliwie.
- Masz z tym coś wspólnego?- spytałem na skraju wyczerpania nerwowego.
- Ja?- spytała tępo- Jak możesz mnie za to obwiniać?
- Normalnie- wzruszyłem ramionami- Bo jesteś podła- dodałem ruchając wyraźnie ustami wypowiadając słowo "podła" chciałem by do niej w końcu dotarło.
- Nie wierzę- pokiwała głową- Byliśmy razem, a ty mi nie ufasz?
Wybuchnąłem śmiechem- Tobie nigdy w życiu.
- Uważaj sobie, jasne?- spytała grożąc mi palcem.
- Ty mi tu tym palcem nie wymachuj- złapałem ją za rękę i spuściłem w dół- Bo jedyna osoba, które tutaj może być zastraszana to ty.
Zaśmiała się ironicznie- Proszę cię Justin. Nic ani się nie nauczyłeś- mówiła dość wolno, ale w jej oczach widać było mnóstwo energii i nienawiści.
- O proszę- uniosłem ręce do góry- Z naszego aniołka stał się taki potwór.
- Widzisz- skinęła głową.
- Przy obiedzie taka grzeczniutka, przy moi pożal się ojcu również, a przy mnie to co?- spytałem smutnym głosikiem, ale głupi by wyczuł, że było w nim tyle ironii.
- Jesteś zerem- pomachała mi torebką przed oczami- Ale wiem, że i tak będziesz ze mną- obeszła mnie na około, a mnie zmroził- Tylko poczekaj jakiś czas- dodała szepcząc mi do ucha od tyłu.
- Jesteś podstępną żmiją- wysyczałem przez zęby- Nigdy nie zostawię Emily dla ciebie, zapamiętaj- odwróciłem się do niej przodem.
- To się jeszcze okaże- przejechała palcem po moim torsie mówiąc zachrypniętym głosem.
- Nic się nie okaż..- nie mogłem nic powiedzieć bo Caillin pocałowała mnie przyciskając dłońmi moją twarz tak blisko jak tylko się da swojej, nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłem jej pocałunek przez pierwszą chwilę, jednak szybko się ocknąłem i odepchnąłem ją od siebie za ramiona.
- Co ty kurwa robisz?!- krzyknąłem- Wyjdź stąd.
- Mówiłam, że będziesz mój?- zachichotała.
- Po moim trupie- pociągnąłem ją za ramię w stronę drzwi, otwierając je gwałtownie- Wyjdź.
- Jasne już idę- wymachiwała rękami- Ale będziesz tego żałował.
- Tak jasne jasne- zatrzasnąłem jej drzwi przed oczami i odwróciłem się w stronę salonu wchodząc do niego pewny krokiem.
Kurwa! Co się właśnie stało? Nienawidziłem momentu, w którym nie wiadomo skąd wychodziła ze mnie złość..a to właśnie był ten moment.
- Kurwa!- krzyknąłem przewracając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę- Suka- szepnąłem.
- Justin do kurwy, co ty wyrabiasz?!- jak zwykle mój ojciec..spytał się co robię.
- A nie widzisz?- warknąłem.
- Podnieś to krzesło!- nakazał pokazując palcem na nie.
Popatrzyłem mu w oczy i schyliłem się po krzesło, które postawiłem na swoje miejsce.
- Dziękuję- powiedział.
- To ostatnia rzecz, którą dla ciebie robię- wysyczałem podchodząc do niego.
- Słucham?- spytał oburzony.
- To co kurwa słyszałeś!- warknąłem wchodząc po schodach do swojego pokoju. Kiedy już do niego wszedłem zatrzasnąłem za sobą drzwi z wielkim hukiem.
- Ja pierdole!- wrzeszczałem. Już nic dzisiaj nie może być gorzej, tylko podkurwiła mnie ta cała Caillin, na dodatek ten mój ojciec i jeszcze nie mam pojęcia gdzie jest moje kochanie..
Westchnąłem wchodząc do łazienki, oparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro- Spieprzyłeś to- powiedziałem do siebie patrząc uważnie na swoje odbicie i właśnie wtedy zobaczyłem w nim, że na półce za mną leży telefon Emily..
Odwróciłem się gwałtownie od razu łapiąc za niego..To znaczy, że podczas obiadu przyszła do łazienki i położyła tu telefon, ale to kompletnie nie jest w jej stylu by go zostawić..
Popatrzyłem na telefon rozkojarzony.. Czyli po prostu miałem rację.
- Miałem rację!- warknąłem- To ona zjebała sprawę.
Popatrzyłem ostatni raz w lustro- Dzięki- szepnąłem do swojego odbicia, a następnie wybiegłem z łazienki zarówno jak i z pokoju.
- Gdzie ty tak biegniesz?- spytał ojciec.
- A co cię to obchodzi?- rzuciłem obojętnie.
- A to mnie obchodzi, że mając karę nigdzie nie wyjdziesz- powiedział pewny siebie, ale dla mnie był po prostu żałosny.
- Ja mam 18 lat i decyduje o sobie sam- powiedziałem z uśmieszkiem, a on popatrzył na mnie w jego oczach mogłam wyczytać słowa "ma rację, ale muszę coś wymyślić, żeby pokazać mu, że wcale jej nie ma" Już ja go znam.
- Ale ja jestem twoim ojcem- typowy tekst..który już nie uwodził mnie od kilku dobrych lat.
- Wiesz jak to jest? Tak jakby matka dała ci karę, za to,że sypiasz z laskami młodszymi od siebie- powiedziałem pewny siebie- A ty wiesz, że masz z trzydzieści parę lat.
Pokręcił głową z bezradności bo wiedział, że na ten argument już mi się nie odgryzie.
- Na razie- rzuciłem wychodząc z domu zamykając za sobą drzwi.
Kiedy uderzył we mnie zimny wiatr to było jakbym nagle dostał olśnienia..SZPITAL..ona mogła iść do siostry, prawda? Bez chwili zastanowienia wsiadłem za kierownice i odpaliłem auto. Byłem prawie pewny co się stało, ale i tak wolałem usłyszeć to od Emily, tylko zastanawiała mnie jedna rzecz, po co ta cholerna małpa znowu zatruwa mi życie, a zwłaszcza teraz kiedy byłem taki szczęśliwy. Czy mało jej? Na prawdę wszystko musi rozpieprzyć? Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się pod szpitalem, zaparkowałem auto i wysiadłem z niego gwałtownie trzaskając drzwiami. Byłem pewny, że ona tam będzie dlatego wbiegłem do szpitala z uśmiechem na twarzy, może to dziwnie wyglądało, ale po prostu wierzyłem, że tutaj jest i ,że jest już bezpieczna.
Wbiegając po schodach potrąciłem jakąś kobietę, ale nawet tego nie dostrzegłem, tylko skinąłem głową, kiedy dotarło do mnie, że to lekarka prowadząca leczenie Chels.
Stanąłem pod salą, a w mojej głowie było mnóstwo myśli, w tamtej chwili czułem tylko jak skręca mi się żołądek.
- Dawaj- szepnąłem do siebie i otworzyłem gwałtownie drzwi. Jednak ku mojemu rozczarowaniu, nie było tam mojej ukochanej. Zmartwiłem się, gdzie ona do cholery jest!?
- Chelsea, pomóż mi- błagałem nieprzytomną siostrę Emi- Daj mi jakiś znak, wiem, że łączą was wspaniałe więzi. Wiem też, że często się kłócicie, ale nikt uwierz mi nikt..nie zna jej tak dobrze jak ty- złapałem ją za małą rączkę i ścisnąłem lekko- Proszę, daj mi podpowiedź, gdzie ja mam jej szukać?- spytałem- Odpowiedź mi- nalegałem, jednak wiedziałem, że niczego się nie dowiem. Miałem tylko błędne nadzieje, że coś nagle da mi znak..nie wiem wypisze na lustrze gdzie ona jest, albo coś stanie w oknie i powie gdzie mam jej szukać.
- Przepraszam- szepnąłem do niej- Wiem, że gdybyś mogła to byś mi powiedziała- pogłaskałem ją delikatnie po głowie, na której miała mnóstwo bandaży- Trzymaj się mała, ja muszę znaleźć twoją siostrę- uśmiechnąłem się w jej kierunku, leżała tak spokojnie, nie znałem jej..tylko trochę z opowieści Emi i mogłem wywnioskować, że jest z niej prawdziwy anioł. Popatrzyłem ostatni raz na Chels i wyszedłem z sali zawiedziony.
- Ratowaliśmy ją z kilkanaście minut- powiedział głośno jakiś ratownik pogotowia prowadząc nosze.
- I co?- spytała lekarka na którą wpadłem.
- I odzyskaliśmy ją, ale jej stan jest bardzo poważny- pokiwał głową ze zmartwieniem i nie wiem czemu w tamtym momencie się wystraszyłem, cały czas obserwowałem tą sytuację z daleka, nawet nie widziałem osoby, która leżała na noszach, widziałem tylko, że była przykryta i miała kołnierz na szyi.
- Zawieźcie ją na operacyjny- pokazał palcem lekarka na salę obok mnie- Trzeba operować nogę natychmiast.
- Oczywiście- powiedział jeden ratownik po czym z drugim złapali za nosze i prowadzili je w stronę wyznaczonej sali.
Kiedy podeszli na tyle blisko, żebym mógł zobaczyć osobę na noszach, poczułem jak tracę czucie w nogach i robi mi się słabo.
- Nie!- krzyknąłem kiedy zobaczyłem na noszach moją Emily- Co się stało? Proszę mi powiedzieć!- nalegałem krzycząc na ratowników.
- Nie możemy udzielić takich informacji- rzucił nawet na mnie nie patrząc.
Przez moją głowę, przebiegły wszystkie wspomnienia, wiedziałem, że takie użalanie się nic nie da. Wtedy postanowiłem, że pójdę do lekarki.
- Przepraszam- przepychałem się przez ludzi na korytarzu i mogłem dostrzec, że byli zdenerwowani, że tak gwałtownie na nich napieram.
- Czy tu przyjmuję pani Rodriguez?- spytałem jednego z pacjentów.
- Tak- powiedział- Ale tu jest wielka kolejka- pokazał palcem na ludzi- A w środku już kto..- przerwałem mu.
- Tylko spytałem czy przyjmuje tu pani Rodriguez, więcej informacji nie potrzebuje- powiedziałem wrednym głosem, co mnie gówno obchodzi kolejka, ja muszę wiedzieć, co dzieje się z Emi.
Czekałem z 10 minut, aż ktoś wreszcie wyjdzie z tego gabinetu.
- W końcu- szepnąłem pod nosem kiedy zobaczyłem jak z pokoju wychodzi jakaś kobieta.
- Panie mówiłem, że jest kolejka!- zwrócił mi uwagę.
- Panie, a mnie to nie obchodzi- wycedziłem przez zęby i złapałem za klamkę uchylając niedomknięte drzwi.
- Dzień dobry- rzuciłem.
- Dzień dobry- popatrzyła na mnie przenikliwie- My się nie znamy?- spytała z lekkim uśmieszkiem.
- Prowadzi pani leczenie Chels, a dziś potrąciłem panią na schodach, za co przepraszam.
- Przestań- machnęła ręką siadając za biurkiem- To szpital, wiesz ile razu ja tu byłam popychana? Ale nie ważne- przerwała sobie rozmyślania- Co się dzieje?
- Moja dziewczyna Emily, przywieźli ją tu przed chwilą.
Westchnęła- Pewnie chcesz uzyskać jakieś wiadomości na jej temat?
Pokiwałem głową ze smutną minką.
- Jesteś dla niej..?
- Chłopakiem- powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ze względu na to, że ma 18 lat mogę powiedzieć ci co się stało- uśmiechnęła się do mnie z miną "Masz szczęście, że jest pełnoletnia, bo inaczej, gówno byś się dowiedział"
- Dziękuję- byłem ogromnie wdzięczny tej lekarce.
- Nie będę owijać w bawełnę..- zaczęła, a ja już się bałem- Stan jest bardzo ciężki. Karetka została wezwana z bocznej dzielnicy miasta gdzieś w okolicach ulicy Pinea około 40 minut temu.
Jak to usłyszałem to byłem taki wkurwiony, z 30 minut temu byłem w okolicach Pinea i widziałem te karetki, jednak postanowiłem zawrócić, czemu nie mam jakiegoś instynktu?!
- O mój boże- złapałem się za głowę.
- Czy mam mówić dalej?- spytała nie pewnie lekarka.
- Chcę wiedzieć wszystko- powiedział pewnie podnosząc głowę.
- Spadł na nią 90 kilogramowy kredens, który mierzył z 7 metrów. Ponieważ ona jest niska i do tego szczupła nic dziwnego, że 90 kilogramów to dla niej dużo, do tego na kredensie było dużo pierdół- zaczęła gestykulować- szklanych figurek i książek. Co spowodowało tylko dodatkowe obrażenia- złapała oddech- Kredens złapał jej nogę oraz uszkodził żebra- w końcu wyrzuciła to z siebie.
- Nie wierzę- złapałem się głowę.
- To nie koniec..- powiedziała niepewnie i cicho.
- A co jeszcze?- poderwałem się i czułem, że w oczach mam szklanki.
- Uhh- odetchnęła- Do tego ma wstrząs mózgu i..-przełknęła ślinę.
- I co..?- spytałam zdenerwowany.
- Jej organizm osłabia się bardzo z powodu obrażeń..nie umiemy powiedzieć..- zawahała się.
- Czego?!- krzyknąłem.
- Czy przeżyje.
---------------------------------------------------------------------
A tutaj dramat!
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Osoby, które czytają moje opowiadanie
proszę o komentowanie, chcę zobaczyć
czy na prawdę wam się podoba.
Do następnego <3
poniedziałek, 15 lutego 2016
Rozdział 16
*Emily*
DWA DNI PÓŹNIEJ
Na lekcjach siedziałam cała spięta, bo wiedziałam, że to dzisiaj czeka mnie ta kolacja..swoją drogą będzie to bardzo niezręczne siedzieć przy stole z byłą dziewczyną swojego chłopaka.
- Emily, przypominam ci, że masz przynieść usprawiedliwienia za nieobecne dni- powtórzyła już chyba trzeci raz dzisiaj nauczycielka.
Ta..trochę sobie zlekceważyłam tą szkołę.
- Oczywiście- powiedziałam, nie podnosząc wzroku znad zeszytu.
Popatrzyłam na siedzącego koło mnie Joe i mogłam zauważyć, że on patrzy na mnie.
- Wszystko okej?- spytał mnie.
- Jasne, dzisiaj mam kolacje z byłą swojego chłopaka, nie mam pojęcia gdzie jest moja matka, moja siostra leży w szpitalu.. jest okej..
- Przepraszam- rzucił- Nie powinienem..
- To było miłe.., ale po prostu od kilku dni taka jestem..nawet Justin ze mną nie wytrzymuje- zachichotałam cicho.
- Wiem, że między wami jest teraz raczej napięta relacja...- powiedział ze skrzywieniem i współczuciem.
- Noo..- przeciągnęłam- Za ciekawie to nie jest, fakt co fakt..
-Ta Caillin wszędzie musi się wpierdalać- podniósł głos.
- Ciiii- położyłam palec na ustach.
Zadzwonił dzwonek, jak zwykle straszliwie głośno.
- Powodzenia- rzucił Joe i wyszedł z klasy, pewnie spieszył się do dziewczyny czy coś w ty stylu, wiem, że nie do Justina..bo on stwierdził, że rzuca szkołę, nie była to dla mnie dobra wiadomość..
Wyszłam przed salę czekając, aż Meggi wyjdzie, zawsze wychodziła ostatnia, przyrzekam.
- I jak jakie masz plany- spytała kiedy wreszcie opuściła salę, a ja spojrzałam na nią z wyczerpaniem w oczach- AA!- krzyknęła- Kurczę zapomniałam.
Machnęłam ręką- Też chciałabym zapomnieć.
- Nie martw się..może jej wcale na nim nie zależy..może po prostu wyszła z więzienia i chce mieć z nim dobre relacje.
- Wierzysz w to co mówisz?- spytałam- Jego była chce mieć z nim dobre relacje zaraz po wyjściu z więzienia. Prędzej uwierzyłabym w to, że dziewczyna , która została wpakowana do więzienia przez NIEGO- zaakcentowałam- Chciałaby mieć z nim dobry kontakt..
Popatrzyła w niebo ze zdziwieniem- A ja bym w to nie uwierzyła.
Westchnęłam śmiejąc się pod nosem- Ty uwierzyła byś we wszystko- powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę do wyjścia.
- Ja serio tam nie chcę iść- narzekałam co chwilę.
- To nie idź- Megs wzruszyła ramionami z uśmieszkiem.
Okej..Meggi na prawdę umiałą pomóc i doradzić, ale dzisiaj raczej była w tym kiepska.
- Dzięki, chyba masz rację- powiedziałam z sarkazmem.
- Na prawdę- powiedziała, a w oczach miała iskierkę szczęścia.
Pokiwałam głową na nie- Sroki, mała- pogłaskałam ją po ramieniu i ruszyłam do przodu.
- Dzwoni ci telefon- powiedziała przyjaciółka wskazując na kieszeń, do cholery! Ja jakoś nigdy go nie słyszę. Nie umiałam się do niego przyzwyczaić miałam go od wczoraj i miał zdecydowanie za cichy dzwonek..
- Halo?- zapytałam odbierając telefon.
- Hej kochanie, wracasz ze szkoły?- spytał Justin i serio było dziwnie słyszeć swojego chłopaka w słuchawce, który właśnie powinien być w szkole, albo już z niej z tobą wracać.
- Tak już wracam- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Za ile będziesz?- spytał ciepło.
- Za około 10 minut- Teraz mieszkałam u Justina, więc miałam krótszą drogę.
- Dobra, to czekam na ciebie bo mamy coś do załatwienia.
- Jasne, to pa- pożegnałam się nie pewnie.
- Co jest?- spytała Megs.
- Czeka na mnie, a potem mamy coś załatwić- ciągle patrzyłam na telefon ze zdziwioną miną.
- Domyślasz się co to?- spytała podejrzliwie.
- Nie mam bladego pojęcia.
*
- To cześć, kochana- powiedziałam do Meggi przytulając ją.
- Cześć, i pamiętaj masz do nie zadzwonić- odchyliła mnie od siebie i popatrzyła mi w oczy.
- Obiecuję- powiedziała ponownie ją przytulając.
Widziałam ją odchodzi odwróciła się jeszcze mi pomachać raz, a ja potem weszłam do domu Justina. Na szczęście nie było jego taty.
- Jestem- krzyknęłam na cały dom.
- Cieszę się- powiedział Justin schodząc ze schodów wyciągając do mnie ręce, żeby mnie przytulić. Ja również rozłożyłam swoje ręce, a po chwili poczułam jak nasze ciała stykają się tworząc jedność.
- Jak było w szkole- wyszeptał mi we włosy.
- Miało byś fajnie, a było jak zwykle- odetchnęłam- Ale nie ważne- odsunęłam się od niego- Co mamy do załatwienia?
- Nie rozbieraj się- powiedział łapiąc kluczyki od samochodu- Tylko chodź- otworzył drzwi od domu i wyprowadził mnie na dwór.
- Kupiłeś nowe auto?- spytałam.
- Nie- zaśmiał się- Coś o wiele lepszego- powiedział otwierając mi drzwi od strony pasażera, po czym wsiadłam do auta. Justin obszedł auto i wsiadł po drugiej stronie.
- Justin..- zaczęłam- Boje się.
- Nie masz czego, kochanie- musnął moje wargi i odpalił auto.
Jechaliśmy w ciszy i tym razem mogę przyznać, że była stresująca..Nie wiedziałam co mnie czeka, ale sądząc po tym, że Justin miał wspaniały humorek nie mogło to być nic złego i tylko tym się pocieszałam.
- Jesteśmy- powiedział po piętnastu minutach jazdy uśmiechając się do mnie.
- Gdzie my jesteśmy?- spytałam zdezorientowana bo wokół mnie nie było ani żadnych zaskakujących rzeczy, ale też nie było żadnych przerażających.. Gdzie te fajerwerki do cholery?!
- To jest kochanie..dom Joe- powiedział po chwili obejmując mnie w tali.
- Okej..- zaczęłam.
- Chodź- pociągnął mnie w stronę drzwi- Wszystkiego się dowiesz.
Po chwili weszliśmy do jego domu, tak o bez żadnego pukania, to chyba dla nich było typowe.
- Bieber? To ty?- spytał.
- A kto inny sobie tak o wchodzi do domu?- spytał banalnie.
- No nie wiem..włamywacz?!
Parsknęłam śmiechem.
- Weź pukaj- rzucił Joe.
- Cenna uwaga- szepnęłam mojemu chłopakowi do ucha. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja od razu odwzajemniłam uśmiech.. czasem wolałam to zamiast jakichkolwiek słów.
- No więc..- usiadłam na kanapie- Co takiego tu się wyprawia?- zachichotałam.
Zobaczyłam po chwili jak Joe wchodzi do pokoju z szampanem i trzema kieliszkami.
- Mamy wspaniałą nowinę z Justinem- powiedział Joe spoglądając na mojego chłopaka, ja na to ciężko przełknęłam ślinę.
- Będziecie mieć dziecko?- zaśmiałam się, a oni zaraz po mnie.
- Mam nadzieję, że to jednak WY kiedyś ogłosicie taką nowinę- Joe pokazał na nas palcami, a ja szybko rzuciłam Justinowi zawstydzone spojrzenie, jednak on się zaśmiał patrząc na mnie.
- Co to takie śmieszne?- podeszłam i walnęłam go w ramię, a on złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie, brutalnie całując, obmacywał mnie totalnie wszędzie..
- To może ja wyjdę- powiedział cicho Joe.
Szybko wyrwałam się z uścisku Justina i poprawiłam ubrania i włosy.
- Już będziemy grzeczni- popatrzyłam na Justina wyszczerzając do niego oczy.
- No nie wiem czy dam radę- szepnął zbliżając się do mnie.
- Justin!- krzyknęłam i walnęłam go w ramię, a Joe zachichotał.
- Czy Pan Justin opanował się już na tyle by mógł się skupić?- spytał wyniośle Joe.
- Pan Justin już zaspokoił się troszkę, możemy kontynuować intencje spotkania- kiwną głową.
- Emily..- zaczął Joe jak na jakimś przemówieniu.
- Nie tak poważnie, bo się boję- popatrzyła na niego, a on od razu się poprawił.
- Emi..Justin miał za zadanie cię tu przyprowadzić- powiedział Joe podnosząc ręce- O dziwo udało mu się to, chociaż tego nie spieprzył.
- Ej!- krzyknął Justin.
- Zgromadzeni- Joe podniósł głos- Nie przerywajcie mi.
- Tak jest!- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Ja i Justin podjęliśmy się kiedyś poważnego zadania, było na z tym bardzo ciężko i nie umieliśmy nic wymyślić, jak coś się napotkało to zaraz traciliśmy to z oczu- westchnął- Jednak wczoraj udało nam się namierzyć coś wspaniałego- Joe się bardzo wczuł- To jest wręcz idealne, w końcu na się udało.
- Justin?- spytałam niepewnie tym samym przerywając Joe- Czy wy mówicie on mówi o dziewczynie- spytałam patrząc na nich morderczym wzrokiem, a on wybuchnęli śmiechem.
- Dobra! Poddaje się mówcie dalej, już nie przerywam- sapnęłam i opadłam na kanapę.
- Znaleźliśmy mieszkanie- dokończył Joe z dumnym uśmieszkiem.
Popatrzyłam na nich i szczerzę powiedziawszy nie wiem co miałam myśleć. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej po prostu się bałam.
- Jest ono na cztery osoby- w końcu powiedział- I tak się zabawnie składa, że ja i Justin mamy dziewczyny. I chcieliśmy by zamieszkały z nami, prawda?- zwrócił się do Justina.
- Dokładnie tak- przytaknął głową, a ja popatrzyłam na niego zaszokowana- Emi, cz..- nie dokończył bo ja uwiesiłam się mu na szyi.
- To wspaniałą wiadomość!- krzyknęłam mu w szyję.
- Czyli się zgadzasz?- spytał głupkowato.
- Oczywiście, że tak!- po chwili oderwałam się od Justina przypominając sobie, że jest tu Joe.
- A twoja dziewczyna- rozejrzałam się- Gdzie jest?
- Obecnie jest jeszcze w szkole- powiedział- Ale ona też jeszcze niczego nie wie, chcę jej zrobić niespodziankę, ale ona wróci dopiero za około godzinę, a tym czasem napijmy się.
- Przepraszam Joe ja prowadzę- powiedział Justin.
- Kurwa, faktycznie- powiedział podpierając rękę na biodrze.
- A poza tym my zaraz i tak idziemy na kolację- powiedziała ironicznie.
- A .. mówiłaś coś- powiedział pod nosem.
- Mówiłaś mu?- zdziwił się Justin.
- Tak powiedziałam.
- Emily, po co?
- Bo już mnie wkurwia to, że ta dziunia musi się wpieprzać w nasze idealne życie.
- Nie będzie, obiecuje ci- powiedział łapiąc mnie za rękę.
*
Pożegnaliśmy się z Joe i wyszliśmy z jego domu, na prawdę wolałam zostać tam niż jechać teraz na tą kolację.?
- Justin, po co my tam jedziemy?
- Emily- zaczął- Wiesz jak to jest mieć ojca, który za wszystko cię krytykuje?- spytał zaciskając ręce na kierownicy.
Mój ojciec nigdy nie był ani surowy, ani wymagający, wręcz przeciwnie, zawsze się ze mną bawił i spędzał ze mną czas, częściej niż matka..która tak właściwie nagle wyparowała.
Pokiwałam głową na nie.
- Chcę mu pokazać raz, a porządnie- powiedział- Po pierwsze, że nie chcę być z Caillin bo mam już wspaniałą dziewczynę- położył rękę na mojej dłoni- A po drugie, że umiem dotrzymać słowa.
Z każdym dniem, słowa Justina skierowane do mnie, były bardzo szczere, widziałam to w jego oczach.
- Dobrze- uśmiechnęłam się łapiąc jego dłoń, drugą- Zrobię to dla ciebie.
- Dziękuje, kochanie- powiedział po czym zabrał swoją rękę, tak aby mógł kierować teraz dwoma.
To, że powiedziałam Justinowi, że pójdę na kolacje, nie oznacza oczywiście, że miałam wątpliwości i strasznie się bałam. Jego ojciec mnie nie lubił i na dodatek ta szmata tam będzie..nie znam jej.., ale na pewno jest szmatą.
- Kochanie- Justin zatrzymał auto- Mimo to co się tam zaraz stanie, wiedz, że cię kocham- popatrzył na mnie i złożył delikatny pocałunek do moich ustach.
- Cokolwiek tam się stanie złego...- pogłaskałam go po policzku- Osobiście im wpierdolę- na moje słowa Justin zaśmiał się, a ja po chwili dołączyłam do niego.
- Taka agresywna dziewczynka jesteś?- powiedział uwodzicielsko.
- Jakaś musi- wzruszyłam ramionami, po czym wysiadłam z auta.
Czekałam, aż Justin się z niego wygramoli, żebyśmy mogli już tam wejść i mieć to za sobą..Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, kierując w stronę wejściowych drzwi.
Nagle poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, ale już nic nie chciałam mu mówić, wiedziałam, że on stresuje się bardziej niż ja, w końcu to jego była..
- Jesteśmy- powiedział Justin wchodząc do domu.
- Co znaczy jesteśmy?- podszedł do nas jego ojciec.
- Ja i moja dziewczyna- powiedział pewny siebie.
- Po co ją tu przywlekłeś?- spytał chamsko posyłając mi znienawidzone spojrzenie. Zapowiada się fajna zabawa..
- Jest moją dziewczyną i ma do tego prawo- powiedział podchodząc bliżej ojca- Zrozum to kurwa w końcu- syknął przez zęby ciągnąc mnie nie co brutalnie do jadalni.
- Witam wszystkich zgromadzonych- przywitał się ironicznie- Na wstępnie, chcę zaznaczyć, że ani trochę się nie cieszę- na te słowa klepnęłam Justina w ramię, na co on posłał mi wściekłe spojrzenie.
- Przestań- wyszeptałam.
- Cicho- uciszył mnie.
Zajął miejsce przy stole, a ja zajęłam miejsce koło niego, widziałam, że cały kipiał na widok Caillin.
- Cześć Justin ile to już lat?- spytała podpierając głowę na dłoniach.
- Dużo i mogło być jeszcze więcej- syknął pod nosem patrząc na nią.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale za razem cwaniackim uśmieszkiem- Fajnie, że przyprowadziłeś przyjaciółkę- powiedziała biorąc łyka wody.
- Dziewczynę- poprawił ją, na co ja lekko się uśmiechnęłam.
Caillin z ciężkością przełknęła wodę i popatrzyła na nas z rozbawieniem, odsuwając od ust szklankę.
- Ten związek długo nie potrwa- parsknęła śmiechem na nowo pijąc wodę.
- Zamknij mordę, okej?- Justin poderwał się od stołu wskazując na nią palcem.
- Justin siadaj- powiedziałam ciągnąc go za rękę.
- Emily, odczep się- rzucił, a ja byłam kompletnie w szoku, za co on mnie tak kurwa gnoił?! Jednak postanowiłam to przemilczeć, nie chciałam jeszcze dokładać mu stresu.
- Cholera jasna, czy ciebie pojebało?!- wrzasnął na niego ojciec niosąc zupę- Jak już stoisz to przydaj się i przynieś Caillin wody- rzucił patrząc na nią - A i talerz dla tej swojej przybłędy- machnął ręką stawiając półmisek na stole.
KURWA! przegiął dziad stary, na prawdę przegiął, powinnam coś powiedzieć, prawda? To by było kurwa w moim stylu, ale nie zrobię tego.. Dlaczego? Bo jeszcze chciałam temu dziadu udowodnić, że jestem inna niż on na mnie patrzy. Po chwili przyszedł Justin z miską i lekko położył ją przede mną i pocałował mnie w głowę.
- Łap!- krzyknął do Caillin rzucając jej tym samym wodę.
- A jak bym kurwa tego nie złapała?!- ryknęła.
- Caillin jak ty się wyrażasz?!- krzyknął na nią jakiś mężczyzną wchodzący do jadalni- Przepraszam nie udało mi się dojść szybciej- odwrócił uwagę od córki i skierował się do ojca Justina.
Przypuszczam, że to był ojciec tej szmaty.
- Dobrze, że już dotarłeś- powiedział ciepło ojciec mojego chłopaka, czyli jednak wredny jest tylko dla mnie i Justina.
- Coś mnie ominęło?- spytała wymieniając spojrzenia z nami wszystkimi.
- Nie, nic JESZCZE się nie stało- powiedział Justin akcentując słowo " jeszcze"
- My się chyba jeszcze nie znamy?- pokazał palcem to na mnie i na siebie.
- Nie znamy się na pewno- przytaknęłam mu- Emily- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Rob, miło mi- odwzajemnił mój uśmiech.
- Mnie równ..- nie dokończyłam bo chamsko przerwał mi ojciec Justina.
- No Caillin jak tam u ciebie?- spytał entuzjastycznie.
Czy ten człowiek, w ogóle kocha swojego syna? Czy on nie wie ile mu tak suka wyrządziła krzywdy? Cholera, czy on serio jest taki głupi?!
- A u mnie jest na razie w porządku- powiedziała przygryzając dolna wargę lekko spoglądając na Justina, jednak on miał minę jakby miał się zaraz zżygać do talerza.
Zaczęła się bezsensowna gadanina o tym jak jej źle po zerwaniu i o tym jaka ona jest straszliwie biedna bo wynudziła się w tym więzieniu.. pff żałosne.
- A Justin- zwróciła się do mojego chłopaka, popijając wodę. Ciągle chlała tą wodę, oby się udusiła!- Co u ciebie?
- U mnie wspaniale- powiedział miłym głosem- Mam wspaniałą dziewczynę- pokazał na mnie- Czego chcieć więcej?
- Caillin- powiedział stary Justina, a po tych słowach, aż się we mnie zagotowało.
- Przepraszam- powiedziałam wstając od stołu- Ale muszę iść do toalety, zaraz wracam- uśmiechnęłam się na siłę kierując się po schodach do łazienki, musiała posiedzieć chwilę sama, chociaż te jebane dwie minuty. Usiadłam na toalecie i tępo patrzyłam się w podłogę, nie chciałam tam iść, tak cholernie nie chciałam.., ale robiłam to dla niego, tylko i wyłącznie dla niego.
- Puk, puk, puk- usłyszałam ironiczny głos, zza drzwi, no jasne, że to była ta dziwka.. tak śmiało o niej tak mogłam mówić bo po prostu nią była.
- Czego chcesz?- warknęłam, a ona nawet nie pytając weszła do toalety- Chyba się pyta co nie?
- Słuchaj kochanie- podeszła do mnie- Ty tutaj nic nie znaczysz, rozumiesz? Po co ty tu siedzisz? Wiesz, że czym prędzej czym później uda mi się być z Justinem.
- On mnie nie zostawi- zaprotestowałam- A na pewno nie dla takiej suki- po chwili poczułam jak coś mocnego dotknęło się z moją twarzą..uderzyła mnie.
- Nie pozwolę sobie na takie słowa- powiedziała ciągnąc mnie za bluzkę do siebie- Odpierdol się od niego dopóki ci życie miłe- przecedziła przez zęby z wściekłością w oczach, w tamtym momencie na serio zaczęłam się jej bać.
- Puść mnie- wyślizgnęłam się jej z uchwytu i poprawiłam bluzkę.
Ona zaśmiała się głośniej- Serio, żałosna jesteś- pogłaskała mnie po policzku- Nie wiesz na co mnie stać kochanie- mówiła przesłodzonym głosikiem- A teraz wypierdala chcę skorzystać z łazienki- nie miałam ochoty się z nią lać, więc po prostu opuściłam łazienkę.
Kiedy wyszłam z pokoju mojego chłopaka zorientowałam się, że zostawiłam w łazience moją nową komórkę.
- Kurwa- przeklnęłam pod nosem, bo wiedziałam co mnie czeka kiedy tam wrócę.
Weszłam cicho do pokoju..znowu i już miałam chwycić klamkę od drzwi łazienkowych, kiedy usłyszałam jak ta debilka coś do siebie gada.
- Spokojnie, mam na nią już wszystkie namiary- mówiła cicho, uspokajającym głosem, to znaczy, że rozmawiała przez telefon- Oj zamknij już mordę, jak mówię, że mam to znaczy, że mam. Nie denerwuj się, załatwię to.
Położyłam rękę na usta uspakajając mój ciężki oddech.
- Już po naszej E- zaśmiała się żałośnie- Odezwę się teraz muszę zejść tam na dół i ich oglądać- prychnęła, a ja szybko się ocknęłam i wybiegłam z pokoju za nim mogła by mnie zauważyć. Teraz na prawdę się jej bałam, przecież to logiczne, że chodzi ją o mnie. Tylko jak można, aż tak bardzo kogoś nienawidzić, żeby aż kogoś się pozbyć, tym bardziej, że dziś widzimy się po raz pierwszy.
Biegłam po schodach jak oparzona prosto do wyjścia z domu, już nie miałam ochoty kogokolwiek oglądać.
- Emily- Justin odbiegł od stołu kiedy mnie zauważył, jednak nie zdążył mnie dogonić, bo ja zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
*Justin*
Stałem jak wryty, co jej się stało? Była tylko w łazience.
- Widzisz to kolejny dowód na to, że ona ani trochę nie jest wychowana i nie jest odpowiednia dla ciebie- usłyszałem głos ojca z jadalni, już mi zaczął działać na nerwy tymi docinkami.
- Odpierdol się od niej, okej?!-nakazałem- Nic o niej nie wiesz, a ja tak!- krzyknąłem- I wiem, że tak o by nie wyszła, a wiesz skąd to wiem? Bo nie wyszła po twoich chamskich tekstach, ani po gnojeniu jej, i szczerze dziwiłem jej się- tłumaczyłem moją dziewczynę- To znaczy, że coś się musiało tam wydarzyć, bo weszła tam Caillin.
- Przestań ciągle na nią zwalać winę!- obronił ją.
- Wiesz co?- spytałem wkurwiony- Jak tak ją bronisz, i mówisz jaka to jest wspaniała..to sobie ją weź, a ode mnie i od Emily się odpierdol w końcu- powiedziałem wszystko co leżało mi na sercu, w zamian dostałem w twarz.
- Dzięki- wysyczałem w jego stronę- Dzięki- pokiwałęm głową.
Popatrzyłem na ojca z obrzydzeniem, już nic dla mnie nie znaczył, działał mi tylko na nerwy, od dawna taki był, jedno wielkie gówno, które bzyka wszystko na jego drodze, pasował do Caillin.. może dlatego taki był, może ona mu się podobała?
- Chodź do nas!- krzyknąłem do Caillin.
- Już idę kochanie- zaćwierkała i zbiegła ze schodów- Co się stało?- spytała słodziutko uwieszając mi się na szyi. Wtedy poczułem to co czułem dawno dawno temu, jej dotyk..
- Co zrobiłaś Emily?- spytałem spokojniejszy..sam nie wiem, czemu nagle się tak wyluzowałem.
- Nic jej nie zrobiłam- tłumaczyła się- Poszłam ją pocieszyć..
- Przestań kłamać, okej?- zmrużyłem do niej oczy.
- Nic o mnie nie wiesz- wyszeptała ta samo mrużąc oczy.
Ona była tajemnicza, odkąd pamiętam była cholernie tajemnicza.. Ale wiedziałam, że nie poszła tam pocieszać Emily, i wiem, że prawdę powie mi tylko ona. Wybiegła stąd z taką paniką, że nie mogę tego tak o zostawić.
Zdjąłem ręce Caillin ze swojej szyi i pokierowałem się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?!- pisnęła.
Podszedłem do niej bliżej i przyciągnąłem mocno do siebie w tali, tak, że usłyszałem jak nabrała gwałtownie powietrza, co sprawiło, że przygryzłem dolną wargę.
Widziałem, że mój ojciec miał w oczach mnóstwo nadziei, że właśnie teraz jak w tych wszystkich filmach ją pocałuję.
- A to ciebie gówno obchodzi, mała- syknąłem do niej puszczając tak samo gwałtownym ruchem, jak ja złapałem.
- Justin!- krzyknął ojciec, za to ja kierując się w stronę drzwi pozdrowiłem go środkowym palcem, po czym wyszedłem z domu z trzaskiem drzwi.
Gdzie mogła pójść moja małą Emi?
Opracowałem kilka teorii
- Po prostu do niej zadzwonię
- Po prostu zadzwonię do Meggi
- Po prostu pójdę do jej domu.
Po kolei..
Wyjąłem telefon i wykręciłem numer do mojego miśka.
- Odbierz- błagałem kiedy słyszałem sygnały, jednak ona tego nie uczyniła, może po prostu nie chcę rozmawiać. To oczywiście nie znaczy, że się poddam, teraz czas zadzwonić do Megs.
- To chociaż ty odbierz- błagałem. Ona była grzeczna bo odebrała już po trzech sygnałach.
- Meggi..- zacząłem- Jest u ciebie Emily?
- A nie miała być u ciebie na kolacji?- spytała.
- Była..
- Jak to kurwa była!?- pytała wściekła.
- Była, ale wybiegła, a teraz nie wiem gdzie jest..
- Boże, Bieber z tobą zawsze tak samo!- wrzasnęła.
- Nie krzycz Meggi bo to nie moja wina.
- Ciągasz ją na kolacje, ze swoją byłą suką! Wcale nie twoja..
- Tak mi się wydaje, że to przez nią coś się stało..- powiedziałem niepewnie,
Westchnęła do słuchawki- Justin jak jej się coś stanie, to przyrzekam, że urwę ci jaja, przyrzekam!- powtórzyła, ale o wiele głośniej.
- Będę jej szukać dalej- powiedział ignorując to co ona do mnie mówiła.
- O wszystkim masz mnie informować- podniosła ton- Bo ja nie mogę iść jej szukać..
Kiedy to powiedziała, od razu wiedziałem dlaczego.
- Nara- rzuciłem.
Gdzie jesteś? Ciągle zastanawiałem się co takiego stało się tam na górze. Jak ją znajdę i wszystko mi wyjaśni i okaże się to co podejrzewam.. Caillin będzie mogła wypierdalać z tego kraju raz na zawsze..
-----------------------------------------------------------------------
To jest kolejny rozdział!
Ja mam tylko nadzieje, że wam się spodoba.
Akcja nabiera tempa.
Zostańcie u mnie na blogu i czytajcie dalej.
Zawsze możecie wyrażać swoje opinie.
Zawsze zależało mi na tym czy wam się
podoba. :)
do następnego.
Komentujecie- Motywujecie
DWA DNI PÓŹNIEJ
Na lekcjach siedziałam cała spięta, bo wiedziałam, że to dzisiaj czeka mnie ta kolacja..swoją drogą będzie to bardzo niezręczne siedzieć przy stole z byłą dziewczyną swojego chłopaka.
- Emily, przypominam ci, że masz przynieść usprawiedliwienia za nieobecne dni- powtórzyła już chyba trzeci raz dzisiaj nauczycielka.
Ta..trochę sobie zlekceważyłam tą szkołę.
- Oczywiście- powiedziałam, nie podnosząc wzroku znad zeszytu.
Popatrzyłam na siedzącego koło mnie Joe i mogłam zauważyć, że on patrzy na mnie.
- Wszystko okej?- spytał mnie.
- Jasne, dzisiaj mam kolacje z byłą swojego chłopaka, nie mam pojęcia gdzie jest moja matka, moja siostra leży w szpitalu.. jest okej..
- Przepraszam- rzucił- Nie powinienem..
- To było miłe.., ale po prostu od kilku dni taka jestem..nawet Justin ze mną nie wytrzymuje- zachichotałam cicho.
- Wiem, że między wami jest teraz raczej napięta relacja...- powiedział ze skrzywieniem i współczuciem.
- Noo..- przeciągnęłam- Za ciekawie to nie jest, fakt co fakt..
-Ta Caillin wszędzie musi się wpierdalać- podniósł głos.
- Ciiii- położyłam palec na ustach.
Zadzwonił dzwonek, jak zwykle straszliwie głośno.
- Powodzenia- rzucił Joe i wyszedł z klasy, pewnie spieszył się do dziewczyny czy coś w ty stylu, wiem, że nie do Justina..bo on stwierdził, że rzuca szkołę, nie była to dla mnie dobra wiadomość..
Wyszłam przed salę czekając, aż Meggi wyjdzie, zawsze wychodziła ostatnia, przyrzekam.
- I jak jakie masz plany- spytała kiedy wreszcie opuściła salę, a ja spojrzałam na nią z wyczerpaniem w oczach- AA!- krzyknęła- Kurczę zapomniałam.
Machnęłam ręką- Też chciałabym zapomnieć.
- Nie martw się..może jej wcale na nim nie zależy..może po prostu wyszła z więzienia i chce mieć z nim dobre relacje.
- Wierzysz w to co mówisz?- spytałam- Jego była chce mieć z nim dobre relacje zaraz po wyjściu z więzienia. Prędzej uwierzyłabym w to, że dziewczyna , która została wpakowana do więzienia przez NIEGO- zaakcentowałam- Chciałaby mieć z nim dobry kontakt..
Popatrzyła w niebo ze zdziwieniem- A ja bym w to nie uwierzyła.
Westchnęłam śmiejąc się pod nosem- Ty uwierzyła byś we wszystko- powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę do wyjścia.
- Ja serio tam nie chcę iść- narzekałam co chwilę.
- To nie idź- Megs wzruszyła ramionami z uśmieszkiem.
Okej..Meggi na prawdę umiałą pomóc i doradzić, ale dzisiaj raczej była w tym kiepska.
- Dzięki, chyba masz rację- powiedziałam z sarkazmem.
- Na prawdę- powiedziała, a w oczach miała iskierkę szczęścia.
Pokiwałam głową na nie- Sroki, mała- pogłaskałam ją po ramieniu i ruszyłam do przodu.
- Dzwoni ci telefon- powiedziała przyjaciółka wskazując na kieszeń, do cholery! Ja jakoś nigdy go nie słyszę. Nie umiałam się do niego przyzwyczaić miałam go od wczoraj i miał zdecydowanie za cichy dzwonek..
- Halo?- zapytałam odbierając telefon.
- Hej kochanie, wracasz ze szkoły?- spytał Justin i serio było dziwnie słyszeć swojego chłopaka w słuchawce, który właśnie powinien być w szkole, albo już z niej z tobą wracać.
- Tak już wracam- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Za ile będziesz?- spytał ciepło.
- Za około 10 minut- Teraz mieszkałam u Justina, więc miałam krótszą drogę.
- Dobra, to czekam na ciebie bo mamy coś do załatwienia.
- Jasne, to pa- pożegnałam się nie pewnie.
- Co jest?- spytała Megs.
- Czeka na mnie, a potem mamy coś załatwić- ciągle patrzyłam na telefon ze zdziwioną miną.
- Domyślasz się co to?- spytała podejrzliwie.
- Nie mam bladego pojęcia.
*
- To cześć, kochana- powiedziałam do Meggi przytulając ją.
- Cześć, i pamiętaj masz do nie zadzwonić- odchyliła mnie od siebie i popatrzyła mi w oczy.
- Obiecuję- powiedziała ponownie ją przytulając.
Widziałam ją odchodzi odwróciła się jeszcze mi pomachać raz, a ja potem weszłam do domu Justina. Na szczęście nie było jego taty.
- Jestem- krzyknęłam na cały dom.
- Cieszę się- powiedział Justin schodząc ze schodów wyciągając do mnie ręce, żeby mnie przytulić. Ja również rozłożyłam swoje ręce, a po chwili poczułam jak nasze ciała stykają się tworząc jedność.
- Jak było w szkole- wyszeptał mi we włosy.
- Miało byś fajnie, a było jak zwykle- odetchnęłam- Ale nie ważne- odsunęłam się od niego- Co mamy do załatwienia?
- Nie rozbieraj się- powiedział łapiąc kluczyki od samochodu- Tylko chodź- otworzył drzwi od domu i wyprowadził mnie na dwór.
- Kupiłeś nowe auto?- spytałam.
- Nie- zaśmiał się- Coś o wiele lepszego- powiedział otwierając mi drzwi od strony pasażera, po czym wsiadłam do auta. Justin obszedł auto i wsiadł po drugiej stronie.
- Justin..- zaczęłam- Boje się.
- Nie masz czego, kochanie- musnął moje wargi i odpalił auto.
Jechaliśmy w ciszy i tym razem mogę przyznać, że była stresująca..Nie wiedziałam co mnie czeka, ale sądząc po tym, że Justin miał wspaniały humorek nie mogło to być nic złego i tylko tym się pocieszałam.
- Jesteśmy- powiedział po piętnastu minutach jazdy uśmiechając się do mnie.
- Gdzie my jesteśmy?- spytałam zdezorientowana bo wokół mnie nie było ani żadnych zaskakujących rzeczy, ale też nie było żadnych przerażających.. Gdzie te fajerwerki do cholery?!
- To jest kochanie..dom Joe- powiedział po chwili obejmując mnie w tali.
- Okej..- zaczęłam.
- Chodź- pociągnął mnie w stronę drzwi- Wszystkiego się dowiesz.
Po chwili weszliśmy do jego domu, tak o bez żadnego pukania, to chyba dla nich było typowe.
- Bieber? To ty?- spytał.
- A kto inny sobie tak o wchodzi do domu?- spytał banalnie.
- No nie wiem..włamywacz?!
Parsknęłam śmiechem.
- Weź pukaj- rzucił Joe.
- Cenna uwaga- szepnęłam mojemu chłopakowi do ucha. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja od razu odwzajemniłam uśmiech.. czasem wolałam to zamiast jakichkolwiek słów.
- No więc..- usiadłam na kanapie- Co takiego tu się wyprawia?- zachichotałam.
Zobaczyłam po chwili jak Joe wchodzi do pokoju z szampanem i trzema kieliszkami.
- Mamy wspaniałą nowinę z Justinem- powiedział Joe spoglądając na mojego chłopaka, ja na to ciężko przełknęłam ślinę.
- Będziecie mieć dziecko?- zaśmiałam się, a oni zaraz po mnie.
- Mam nadzieję, że to jednak WY kiedyś ogłosicie taką nowinę- Joe pokazał na nas palcami, a ja szybko rzuciłam Justinowi zawstydzone spojrzenie, jednak on się zaśmiał patrząc na mnie.
- Co to takie śmieszne?- podeszłam i walnęłam go w ramię, a on złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie, brutalnie całując, obmacywał mnie totalnie wszędzie..
- To może ja wyjdę- powiedział cicho Joe.
Szybko wyrwałam się z uścisku Justina i poprawiłam ubrania i włosy.
- Już będziemy grzeczni- popatrzyłam na Justina wyszczerzając do niego oczy.
- No nie wiem czy dam radę- szepnął zbliżając się do mnie.
- Justin!- krzyknęłam i walnęłam go w ramię, a Joe zachichotał.
- Czy Pan Justin opanował się już na tyle by mógł się skupić?- spytał wyniośle Joe.
- Pan Justin już zaspokoił się troszkę, możemy kontynuować intencje spotkania- kiwną głową.
- Emily..- zaczął Joe jak na jakimś przemówieniu.
- Nie tak poważnie, bo się boję- popatrzyła na niego, a on od razu się poprawił.
- Emi..Justin miał za zadanie cię tu przyprowadzić- powiedział Joe podnosząc ręce- O dziwo udało mu się to, chociaż tego nie spieprzył.
- Ej!- krzyknął Justin.
- Zgromadzeni- Joe podniósł głos- Nie przerywajcie mi.
- Tak jest!- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Ja i Justin podjęliśmy się kiedyś poważnego zadania, było na z tym bardzo ciężko i nie umieliśmy nic wymyślić, jak coś się napotkało to zaraz traciliśmy to z oczu- westchnął- Jednak wczoraj udało nam się namierzyć coś wspaniałego- Joe się bardzo wczuł- To jest wręcz idealne, w końcu na się udało.
- Justin?- spytałam niepewnie tym samym przerywając Joe- Czy wy mówicie on mówi o dziewczynie- spytałam patrząc na nich morderczym wzrokiem, a on wybuchnęli śmiechem.
- Dobra! Poddaje się mówcie dalej, już nie przerywam- sapnęłam i opadłam na kanapę.
- Znaleźliśmy mieszkanie- dokończył Joe z dumnym uśmieszkiem.
Popatrzyłam na nich i szczerzę powiedziawszy nie wiem co miałam myśleć. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej po prostu się bałam.
- Jest ono na cztery osoby- w końcu powiedział- I tak się zabawnie składa, że ja i Justin mamy dziewczyny. I chcieliśmy by zamieszkały z nami, prawda?- zwrócił się do Justina.
- Dokładnie tak- przytaknął głową, a ja popatrzyłam na niego zaszokowana- Emi, cz..- nie dokończył bo ja uwiesiłam się mu na szyi.
- To wspaniałą wiadomość!- krzyknęłam mu w szyję.
- Czyli się zgadzasz?- spytał głupkowato.
- Oczywiście, że tak!- po chwili oderwałam się od Justina przypominając sobie, że jest tu Joe.
- A twoja dziewczyna- rozejrzałam się- Gdzie jest?
- Obecnie jest jeszcze w szkole- powiedział- Ale ona też jeszcze niczego nie wie, chcę jej zrobić niespodziankę, ale ona wróci dopiero za około godzinę, a tym czasem napijmy się.
- Przepraszam Joe ja prowadzę- powiedział Justin.
- Kurwa, faktycznie- powiedział podpierając rękę na biodrze.
- A poza tym my zaraz i tak idziemy na kolację- powiedziała ironicznie.
- A .. mówiłaś coś- powiedział pod nosem.
- Mówiłaś mu?- zdziwił się Justin.
- Tak powiedziałam.
- Emily, po co?
- Bo już mnie wkurwia to, że ta dziunia musi się wpieprzać w nasze idealne życie.
- Nie będzie, obiecuje ci- powiedział łapiąc mnie za rękę.
*
Pożegnaliśmy się z Joe i wyszliśmy z jego domu, na prawdę wolałam zostać tam niż jechać teraz na tą kolację.?
- Justin, po co my tam jedziemy?
- Emily- zaczął- Wiesz jak to jest mieć ojca, który za wszystko cię krytykuje?- spytał zaciskając ręce na kierownicy.
Mój ojciec nigdy nie był ani surowy, ani wymagający, wręcz przeciwnie, zawsze się ze mną bawił i spędzał ze mną czas, częściej niż matka..która tak właściwie nagle wyparowała.
Pokiwałam głową na nie.
- Chcę mu pokazać raz, a porządnie- powiedział- Po pierwsze, że nie chcę być z Caillin bo mam już wspaniałą dziewczynę- położył rękę na mojej dłoni- A po drugie, że umiem dotrzymać słowa.
Z każdym dniem, słowa Justina skierowane do mnie, były bardzo szczere, widziałam to w jego oczach.
- Dobrze- uśmiechnęłam się łapiąc jego dłoń, drugą- Zrobię to dla ciebie.
- Dziękuje, kochanie- powiedział po czym zabrał swoją rękę, tak aby mógł kierować teraz dwoma.
To, że powiedziałam Justinowi, że pójdę na kolacje, nie oznacza oczywiście, że miałam wątpliwości i strasznie się bałam. Jego ojciec mnie nie lubił i na dodatek ta szmata tam będzie..nie znam jej.., ale na pewno jest szmatą.
- Kochanie- Justin zatrzymał auto- Mimo to co się tam zaraz stanie, wiedz, że cię kocham- popatrzył na mnie i złożył delikatny pocałunek do moich ustach.
- Cokolwiek tam się stanie złego...- pogłaskałam go po policzku- Osobiście im wpierdolę- na moje słowa Justin zaśmiał się, a ja po chwili dołączyłam do niego.
- Taka agresywna dziewczynka jesteś?- powiedział uwodzicielsko.
- Jakaś musi- wzruszyłam ramionami, po czym wysiadłam z auta.
Czekałam, aż Justin się z niego wygramoli, żebyśmy mogli już tam wejść i mieć to za sobą..Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, kierując w stronę wejściowych drzwi.
Nagle poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, ale już nic nie chciałam mu mówić, wiedziałam, że on stresuje się bardziej niż ja, w końcu to jego była..
- Jesteśmy- powiedział Justin wchodząc do domu.
- Co znaczy jesteśmy?- podszedł do nas jego ojciec.
- Ja i moja dziewczyna- powiedział pewny siebie.
- Po co ją tu przywlekłeś?- spytał chamsko posyłając mi znienawidzone spojrzenie. Zapowiada się fajna zabawa..
- Jest moją dziewczyną i ma do tego prawo- powiedział podchodząc bliżej ojca- Zrozum to kurwa w końcu- syknął przez zęby ciągnąc mnie nie co brutalnie do jadalni.
- Witam wszystkich zgromadzonych- przywitał się ironicznie- Na wstępnie, chcę zaznaczyć, że ani trochę się nie cieszę- na te słowa klepnęłam Justina w ramię, na co on posłał mi wściekłe spojrzenie.
- Przestań- wyszeptałam.
- Cicho- uciszył mnie.
Zajął miejsce przy stole, a ja zajęłam miejsce koło niego, widziałam, że cały kipiał na widok Caillin.
- Cześć Justin ile to już lat?- spytała podpierając głowę na dłoniach.
- Dużo i mogło być jeszcze więcej- syknął pod nosem patrząc na nią.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale za razem cwaniackim uśmieszkiem- Fajnie, że przyprowadziłeś przyjaciółkę- powiedziała biorąc łyka wody.
- Dziewczynę- poprawił ją, na co ja lekko się uśmiechnęłam.
Caillin z ciężkością przełknęła wodę i popatrzyła na nas z rozbawieniem, odsuwając od ust szklankę.
- Ten związek długo nie potrwa- parsknęła śmiechem na nowo pijąc wodę.
- Zamknij mordę, okej?- Justin poderwał się od stołu wskazując na nią palcem.
- Justin siadaj- powiedziałam ciągnąc go za rękę.
- Emily, odczep się- rzucił, a ja byłam kompletnie w szoku, za co on mnie tak kurwa gnoił?! Jednak postanowiłam to przemilczeć, nie chciałam jeszcze dokładać mu stresu.
- Cholera jasna, czy ciebie pojebało?!- wrzasnął na niego ojciec niosąc zupę- Jak już stoisz to przydaj się i przynieś Caillin wody- rzucił patrząc na nią - A i talerz dla tej swojej przybłędy- machnął ręką stawiając półmisek na stole.
KURWA! przegiął dziad stary, na prawdę przegiął, powinnam coś powiedzieć, prawda? To by było kurwa w moim stylu, ale nie zrobię tego.. Dlaczego? Bo jeszcze chciałam temu dziadu udowodnić, że jestem inna niż on na mnie patrzy. Po chwili przyszedł Justin z miską i lekko położył ją przede mną i pocałował mnie w głowę.
- Łap!- krzyknął do Caillin rzucając jej tym samym wodę.
- A jak bym kurwa tego nie złapała?!- ryknęła.
- Caillin jak ty się wyrażasz?!- krzyknął na nią jakiś mężczyzną wchodzący do jadalni- Przepraszam nie udało mi się dojść szybciej- odwrócił uwagę od córki i skierował się do ojca Justina.
Przypuszczam, że to był ojciec tej szmaty.
- Dobrze, że już dotarłeś- powiedział ciepło ojciec mojego chłopaka, czyli jednak wredny jest tylko dla mnie i Justina.
- Coś mnie ominęło?- spytała wymieniając spojrzenia z nami wszystkimi.
- Nie, nic JESZCZE się nie stało- powiedział Justin akcentując słowo " jeszcze"
- My się chyba jeszcze nie znamy?- pokazał palcem to na mnie i na siebie.
- Nie znamy się na pewno- przytaknęłam mu- Emily- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Rob, miło mi- odwzajemnił mój uśmiech.
- Mnie równ..- nie dokończyłam bo chamsko przerwał mi ojciec Justina.
- No Caillin jak tam u ciebie?- spytał entuzjastycznie.
Czy ten człowiek, w ogóle kocha swojego syna? Czy on nie wie ile mu tak suka wyrządziła krzywdy? Cholera, czy on serio jest taki głupi?!
- A u mnie jest na razie w porządku- powiedziała przygryzając dolna wargę lekko spoglądając na Justina, jednak on miał minę jakby miał się zaraz zżygać do talerza.
Zaczęła się bezsensowna gadanina o tym jak jej źle po zerwaniu i o tym jaka ona jest straszliwie biedna bo wynudziła się w tym więzieniu.. pff żałosne.
- A Justin- zwróciła się do mojego chłopaka, popijając wodę. Ciągle chlała tą wodę, oby się udusiła!- Co u ciebie?
- U mnie wspaniale- powiedział miłym głosem- Mam wspaniałą dziewczynę- pokazał na mnie- Czego chcieć więcej?
- Caillin- powiedział stary Justina, a po tych słowach, aż się we mnie zagotowało.
- Przepraszam- powiedziałam wstając od stołu- Ale muszę iść do toalety, zaraz wracam- uśmiechnęłam się na siłę kierując się po schodach do łazienki, musiała posiedzieć chwilę sama, chociaż te jebane dwie minuty. Usiadłam na toalecie i tępo patrzyłam się w podłogę, nie chciałam tam iść, tak cholernie nie chciałam.., ale robiłam to dla niego, tylko i wyłącznie dla niego.
- Puk, puk, puk- usłyszałam ironiczny głos, zza drzwi, no jasne, że to była ta dziwka.. tak śmiało o niej tak mogłam mówić bo po prostu nią była.
- Czego chcesz?- warknęłam, a ona nawet nie pytając weszła do toalety- Chyba się pyta co nie?
- Słuchaj kochanie- podeszła do mnie- Ty tutaj nic nie znaczysz, rozumiesz? Po co ty tu siedzisz? Wiesz, że czym prędzej czym później uda mi się być z Justinem.
- On mnie nie zostawi- zaprotestowałam- A na pewno nie dla takiej suki- po chwili poczułam jak coś mocnego dotknęło się z moją twarzą..uderzyła mnie.
- Nie pozwolę sobie na takie słowa- powiedziała ciągnąc mnie za bluzkę do siebie- Odpierdol się od niego dopóki ci życie miłe- przecedziła przez zęby z wściekłością w oczach, w tamtym momencie na serio zaczęłam się jej bać.
- Puść mnie- wyślizgnęłam się jej z uchwytu i poprawiłam bluzkę.
Ona zaśmiała się głośniej- Serio, żałosna jesteś- pogłaskała mnie po policzku- Nie wiesz na co mnie stać kochanie- mówiła przesłodzonym głosikiem- A teraz wypierdala chcę skorzystać z łazienki- nie miałam ochoty się z nią lać, więc po prostu opuściłam łazienkę.
Kiedy wyszłam z pokoju mojego chłopaka zorientowałam się, że zostawiłam w łazience moją nową komórkę.
- Kurwa- przeklnęłam pod nosem, bo wiedziałam co mnie czeka kiedy tam wrócę.
Weszłam cicho do pokoju..znowu i już miałam chwycić klamkę od drzwi łazienkowych, kiedy usłyszałam jak ta debilka coś do siebie gada.
- Spokojnie, mam na nią już wszystkie namiary- mówiła cicho, uspokajającym głosem, to znaczy, że rozmawiała przez telefon- Oj zamknij już mordę, jak mówię, że mam to znaczy, że mam. Nie denerwuj się, załatwię to.
Położyłam rękę na usta uspakajając mój ciężki oddech.
- Już po naszej E- zaśmiała się żałośnie- Odezwę się teraz muszę zejść tam na dół i ich oglądać- prychnęła, a ja szybko się ocknęłam i wybiegłam z pokoju za nim mogła by mnie zauważyć. Teraz na prawdę się jej bałam, przecież to logiczne, że chodzi ją o mnie. Tylko jak można, aż tak bardzo kogoś nienawidzić, żeby aż kogoś się pozbyć, tym bardziej, że dziś widzimy się po raz pierwszy.
Biegłam po schodach jak oparzona prosto do wyjścia z domu, już nie miałam ochoty kogokolwiek oglądać.
- Emily- Justin odbiegł od stołu kiedy mnie zauważył, jednak nie zdążył mnie dogonić, bo ja zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
*Justin*
Stałem jak wryty, co jej się stało? Była tylko w łazience.
- Widzisz to kolejny dowód na to, że ona ani trochę nie jest wychowana i nie jest odpowiednia dla ciebie- usłyszałem głos ojca z jadalni, już mi zaczął działać na nerwy tymi docinkami.
- Odpierdol się od niej, okej?!-nakazałem- Nic o niej nie wiesz, a ja tak!- krzyknąłem- I wiem, że tak o by nie wyszła, a wiesz skąd to wiem? Bo nie wyszła po twoich chamskich tekstach, ani po gnojeniu jej, i szczerze dziwiłem jej się- tłumaczyłem moją dziewczynę- To znaczy, że coś się musiało tam wydarzyć, bo weszła tam Caillin.
- Przestań ciągle na nią zwalać winę!- obronił ją.
- Wiesz co?- spytałem wkurwiony- Jak tak ją bronisz, i mówisz jaka to jest wspaniała..to sobie ją weź, a ode mnie i od Emily się odpierdol w końcu- powiedziałem wszystko co leżało mi na sercu, w zamian dostałem w twarz.
- Dzięki- wysyczałem w jego stronę- Dzięki- pokiwałęm głową.
Popatrzyłem na ojca z obrzydzeniem, już nic dla mnie nie znaczył, działał mi tylko na nerwy, od dawna taki był, jedno wielkie gówno, które bzyka wszystko na jego drodze, pasował do Caillin.. może dlatego taki był, może ona mu się podobała?
- Chodź do nas!- krzyknąłem do Caillin.
- Już idę kochanie- zaćwierkała i zbiegła ze schodów- Co się stało?- spytała słodziutko uwieszając mi się na szyi. Wtedy poczułem to co czułem dawno dawno temu, jej dotyk..
- Co zrobiłaś Emily?- spytałem spokojniejszy..sam nie wiem, czemu nagle się tak wyluzowałem.
- Nic jej nie zrobiłam- tłumaczyła się- Poszłam ją pocieszyć..
- Przestań kłamać, okej?- zmrużyłem do niej oczy.
- Nic o mnie nie wiesz- wyszeptała ta samo mrużąc oczy.
Ona była tajemnicza, odkąd pamiętam była cholernie tajemnicza.. Ale wiedziałam, że nie poszła tam pocieszać Emily, i wiem, że prawdę powie mi tylko ona. Wybiegła stąd z taką paniką, że nie mogę tego tak o zostawić.
Zdjąłem ręce Caillin ze swojej szyi i pokierowałem się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?!- pisnęła.
Podszedłem do niej bliżej i przyciągnąłem mocno do siebie w tali, tak, że usłyszałem jak nabrała gwałtownie powietrza, co sprawiło, że przygryzłem dolną wargę.
Widziałem, że mój ojciec miał w oczach mnóstwo nadziei, że właśnie teraz jak w tych wszystkich filmach ją pocałuję.
- A to ciebie gówno obchodzi, mała- syknąłem do niej puszczając tak samo gwałtownym ruchem, jak ja złapałem.
- Justin!- krzyknął ojciec, za to ja kierując się w stronę drzwi pozdrowiłem go środkowym palcem, po czym wyszedłem z domu z trzaskiem drzwi.
Gdzie mogła pójść moja małą Emi?
Opracowałem kilka teorii
- Po prostu do niej zadzwonię
- Po prostu zadzwonię do Meggi
- Po prostu pójdę do jej domu.
Po kolei..
Wyjąłem telefon i wykręciłem numer do mojego miśka.
- Odbierz- błagałem kiedy słyszałem sygnały, jednak ona tego nie uczyniła, może po prostu nie chcę rozmawiać. To oczywiście nie znaczy, że się poddam, teraz czas zadzwonić do Megs.
- To chociaż ty odbierz- błagałem. Ona była grzeczna bo odebrała już po trzech sygnałach.
- Meggi..- zacząłem- Jest u ciebie Emily?
- A nie miała być u ciebie na kolacji?- spytała.
- Była..
- Jak to kurwa była!?- pytała wściekła.
- Była, ale wybiegła, a teraz nie wiem gdzie jest..
- Boże, Bieber z tobą zawsze tak samo!- wrzasnęła.
- Nie krzycz Meggi bo to nie moja wina.
- Ciągasz ją na kolacje, ze swoją byłą suką! Wcale nie twoja..
- Tak mi się wydaje, że to przez nią coś się stało..- powiedziałem niepewnie,
Westchnęła do słuchawki- Justin jak jej się coś stanie, to przyrzekam, że urwę ci jaja, przyrzekam!- powtórzyła, ale o wiele głośniej.
- Będę jej szukać dalej- powiedział ignorując to co ona do mnie mówiła.
- O wszystkim masz mnie informować- podniosła ton- Bo ja nie mogę iść jej szukać..
Kiedy to powiedziała, od razu wiedziałem dlaczego.
- Nara- rzuciłem.
Gdzie jesteś? Ciągle zastanawiałem się co takiego stało się tam na górze. Jak ją znajdę i wszystko mi wyjaśni i okaże się to co podejrzewam.. Caillin będzie mogła wypierdalać z tego kraju raz na zawsze..
-----------------------------------------------------------------------
To jest kolejny rozdział!
Ja mam tylko nadzieje, że wam się spodoba.
Akcja nabiera tempa.
Zostańcie u mnie na blogu i czytajcie dalej.
Zawsze możecie wyrażać swoje opinie.
Zawsze zależało mi na tym czy wam się
podoba. :)
do następnego.
Komentujecie- Motywujecie
środa, 10 lutego 2016
Rozdział 15
*Justin*
- Wiedziałem,że tu będziesz- głupio powiedziałem, bo przecież W I E D Z I A Ł E M , że tu będzie.
Odchrząknęła i założyła ręce na piersiach, co spowodowało niezręczną ciszę.
- Emi- złapałem ją kiedy już była gotowa mnie wyminąć- Daj mi wszystko wytłumaczyć, proszę.
- Justin..- powiedziała z wyczerpaniem w głosie.
- Nie, posłuchasz mnie i już- zrobiłem obrażoną minę.
- Masz tylko 5 minut, ale chodź na dwór- powiedziała kierując się w stronę schodów.
- I tak dobrze- odetchnąłem z ulgą, jednak moje emocje wzrosły kiedy zobaczyłem na dole Meggi, przyrzekam, że nie było jej tu gdy wchodziłem.
- Emily, co to ma znaczyć?- szybko podbiegła do mojej dziewczyny.
- Meggi, obiecuje to tylko chwila.
Megs posłała mi wzrok nienawiści lustrując mnie od nóg po głowę.
- Niech będzie- trzymała Emily za ręce, mrużąc przy tym na mnie oczy. Nie powiem, czułem się niezręcznie..
Po chwili mogłem poczuć na ciele uderzenie zimnego wiatru, który dał mi porządnego kopa.
- Emily, posłuchaj..- zacząłem- To nie tak wszystko jak myślisz, Caillin nie jest dla nie ważna- patrzyłem na nią z nadzieją.
- A kim jest niby?- pytała oburzona.
- Jest przeszłością..
- Ah tak- kiwnęła głową.
- Posłuchaj- podszedłem chwytając ją za ręce i głęboko patrząc jej w oczy- Przyznaje pisałem z nią ostatnim czasem- tymi słowami spowodowałem, że Emily puściła moje ręce.
- Piszesz, sobie z nią? A chciałeś mi powiedzieć?- spytała wymachując rękami.
- Po co miałem ci mówić?
Parsknęła ironicznie- Ty tylko udajesz głupiego, czy na prawdę nim jesteś?
- Emily, widzę jak zareagowałaś..- nie dała mi dokończyć.
- Wiesz dlaczego tak zareagowałam?- spytała- Bo dowiedziałam się o tym przypadkiem, a nie od ciebie, rozumiesz?- wymachiwała swoimi palcami przed moimi oczami.
- Ja wiem, jak to wyszło..
- Chujowo, wiesz?
- Ona NIC dla mnie nie znaczy- podkreśliłem słowo NIC.
- Miałeś się z nią spotkać, tak?- spytała już spokojniejszym głosem, odwrócona tyłem do mnie.
- Ona chciała się spotkać, ja nic nie powiedziałem.
- Gdybym nie zobaczyła tego sms-a to poszedł byś się z nią spotkać- odwróciła się do mnie, a ja mogłem zobaczyć jak łzy spływają jej po policzku.
- Nie spotkałbym się z nią. Emily posłuchaj, łączyło nas coś, to było silne uczucie, ale ona mnie zraniła, a potem wyjechała.
- Czemu ty do cholery jesteś tak naiwny i z nią pisałeś?- widać, że było to dla niej kompletnie nie pojęte.
- Nie pisałem z nią dla przyjemności- powiedziałem i spuściłem głowę patrząc na swoje buty.
- To po co z nią pisałeś?
- W ważnej sprawie..
- W jakiej, do kurwy?- nachyliła się nade mną.
- Ona..jest dziwką- powiedziałem.
- Znam tą historię.
- Skąd- zdziwiłem się.
- A skąd mogę znać?- spytała banalnie.
- Od..Meggi?
- Strzał w dziesiątkę- powiedziała ironicznie- Powiesz w końcu?
- Miałem w to wkład..- powiedziałem nie pewnie i bałem się reakcji dziewczyny.
- Miałeś wkład w burdel?- spytała spokojnie, co mnie zdziwiło.
Pokiwałem głową.
- Ona tam miała być recepcjonistką..tylko tyle, nawet tej pracy nie popierałem, ale mimo to pomogłem jej we wszystkim, powiedziała,że jak jej nie pomogę to z nami będzie koniec, a ja tego nie chciałem.. tak ją kochałem..
Emily popatrzyła na mnie a w jej oczach dostrzegłem współczucie.
- Jednak po dwóch miesiącach , dostałem wezwanie od szefa tego klubu..powiedział, że Caillin zwolniła się z pracy i żebym odebrał wszystkie papiery, bo w końcu były na moje nazwisko- tłumaczyłem, a ona tylko pokiwała głową ciągle na mnie patrząc- Postanowiłem, że zapytam się Caillin czemu się zwolniła, dzwoniłem, dzwoniłem , a ona nie odbierała. W takim razie chciałem pojechać po papiery i pieniądze bo mi się należały.. a potem do niej- to wszystko zaczęło mi się przypominać- Kiedy wszedłem do klubu od razu rzucił mi się odgłos stękania z sali zaraz na przeciwko, drzwi był uchylone, a ja tylko byłem wstanie zobaczyć..ją z jakimiś dwoma facetami..- to tak bolało- Po prostu wpadłem do sali, w tamtej chwili nie myślałem, powiedziałem tylko, że z nią zrywam i nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Próbowała dostać się do mnie kilka dni.. przymilała się, błagała, ale w końcu kiedy zrozumiała, że tak nic nie wskóra, pokazała różki..- tłumaczyłem dalej- Zaczęła mi grozić, wyklinać na mnie, postanowiłem, że zostawię to w spokoju, bo miałem to w dupie, mimo to ,że cholernie ją kochałem.
- Justin..- zakryła ręką usta.
- Po jakiś 2 tygodniach do mojego domu przyszła policja- opowiadałem dalej, ignorując to,że coś do mnie powiedziała- Powiedzieli mi, że siedzi za przemycanie narkotyków do klubu, za kradzież różnych sprzętów i za różne wybryki, było ich tak dużo,że nie pamiętam- machnąłem ręką- Przychodzili tak prawie co tydzień wszystko mi mówiąc i prosząc o to, żebym jej jakoś pomógł, bo w końcu jestem jej chłopakiem.., ale ja nie chciałem z nią rozmawiać...- od razu posmutniałem- Aż w końcu znaleźli wszystkie papiery, dzięki, którym tam pracowała, które były zapisane na moje nazwisko.
Emily czuła co chcę powiedzieć, widziałem to w jej oczach.
- Zabrali mnie na komisariat, a ona już tam była, ja udowodniłem swoją niewinność , a ona.. ona nie mogła, bo przecież prawda była inna, siedziała w więzieniu rok.
- Nie wyjechała?- spytała zdezorientowana.
- Tak tylko, mówiłem bo było mi wstyd, mimo to,że nie miałem już z nią nic wspólnego.
- Justin..- zaczęła, a z jej policzka poleciała jej łza- To musiało być straszne.
- Było..
- Ale czego ona teraz od ciebie chce?
- Tak jak już mówiłem nie pisałem z nią dla przyjemności..- powtórzyłem- wyszła z więzienia 6 dni temu i od razu do mnie napisała,że za wszystko jej zapłacę i ,że lepiej, żebym załatwił to z nią ulgowo.
- Czego ona od ciebie chce?- powtórzyła nerwowo.
- Ona chce do mnie wrócić- powiedziałem szybko.
- A ty..?
- Ja kocham ciebie, rozumiesz?- ująłem jej twarz w dłonie- I nigdy cię nie zostawię i ty bardziej nigdy bym cię nie zdradził Emi.
Ona wtuliła się w mnie, a mi spadł kamień z serca.
- Ona ci coś zrobi?- pytała przejęta.
- Bo to właśnie jest problem..
- Jaki?- oddaliła się ode mnie.
- Ona jest nieobliczalna.
- Justin ja się boje- wyszeptała.
- Kotku- przytuliłem ją ponownie- Nie bój się, ja to wszystko załatwię.
- Nie- powiedziała- Ja chcę we wszystkim brać udział.
- Nie a takiej opcji- powiedziałem stanowczo- Ciebie w to nie będziemy mieszać.
- Justin!- krzyknęła.
- Żadne Justin, nie i koniec.
*Emily*
Postanowiłam,że dam mu już spokój, jego historia na prawdę nie była jedną z przyjemnych. Ona mnie nie zdradził, on nie na prawdę nie zdradził..Wierzyłam mu w stu procentach, jeśli zdał się na to i opowiedział mi to wszystko, byłam w stanie mu uwierzyć,
- Przepraszam- szepnęłam mu w tors.
- Za co, księżniczko?
- Za to,że cię tak osądzałam- tłumaczyłam ze smutkiem w oczach.
- Skąd mogłaś wiedzieć? Rozumiem to.
- Tak się cieszę, że między nami już będzie dobrze.
- A wiesz jak ja się ciesze?- spytał podekscytowany.
- Jak?- droczyłam się z nim, a on pocałował mnie namiętnie, a ja odwzajemniłam, każde jego pocałunki, aż zaczęły się robić zachłanne, postanowiła się oderwać.
- Stop, bo pękniesz mi z tej radość- powiedziałam i przygryzłam dolną wargę.
Justin posłał mi słodki uśmiech, jak można było nie kochać takiego faceta? No jak?
Kierowałam się w stronę wejścia szpitalnego, a za mną szedł Justin.
- I co?- szybko spytała Megs kiedy weszłam do budynku.
- Wszystko w porządku- powiedział wyłaniający się za mną Justin obejmując mnie od tyłu.
- Emi, co się dzieje?- spytała Megs.
- Pogodziliśmy się- złapałam go za rękę i widziała, że przyjaciółka miała coś do powiedzenia- Ale..zanim zaczniesz to oceniać to mnie wysłuchaj..Pomyliłam się co do tej sytuacji, jest zupełnie inna, jego życie jest zupełnie inne niż wam się wszystkim wydaje- ściskałam jego rękę- On nie jest takim człowiekiem jak myśli połowa szkoły.. Wiesz co? On jest wspaniały, kochany i uczciwy. I nie chcę byś oceniała moją decyzję, nasz związek, a tym bardziej Justina- postawiła się jej, Ku mojemu zdziwieniu Meggi popatrzyła na mnie potem na Justina, potem znowu na mnie i na Justina.
- Jesteście piękną parą- powiedziała miło- I życzę wam szczęścia.
Pisnęłam ze szczęścia rzucając się jej na szyję.
- Macie moje błogosławieństwo- powiedziała zza moich pleców lekko przyduszona, a ja na te słowa ścisnęłam ją jeszcze bardziej.
- Emi , udusisz ją zaraz- powiedział przez śmiech Justin.
- Umrę szczęśliwa- wymamrotała ledwo przytomna Meggi.
- Jesteś wspaniała- puściłam ją i popatrzyłam jej w oczy- Wiedziałam, że tak będzie.
- Że niby jak?- spytała i podparła biodro ręką.
- A tak, że zawsze akceptujesz moje decyzje, nawet kiedy są tak szalone jak Justin- popatrzyłam na niego i lekko musnęła jego usta.
- BARDZO szalone- podkreśliła- Idziemy gołąbeczki- klepnęła nas po głowach wychodząc ze szpitala.
Wszystko było okej, tylko teraz martwiłam się tą całą Caillin. Justin był w niebezpieczeństwie i bałam się o niego. Mogła by chcieć tego związku, albo wpakować go do więzienia, albo nawet..zabić. Tak ciężko mi było o tym myśleć. Byłam pewna, że Justin się z nią spotka i ,że nie weźmie mnie na to spotkanie..Jednak ja wymyślę coś by jednak na nim być..Jeszcze nie wiem co, ale coś na pewno.
*
Było już późno a my z Justinem zdążyliśmy pojechać do Meggi po rzeczy, bo jednak nie umiem być z dala od niego i postanowiłam po prostu do niego wrócić..,a przez ostatnie godziny przesiedzieliśmy przed telewizorem, jak zwykle nic w nim nie było..typowe.
- Zjesz coś?- spytał wstając z kanapy.
- Zależy co?- powiedziałam zadziornie- Jak ciebie to zawsze.
- Ja będę dopiero na kolacje- podszedł i szepnął mi na ucho, na co od razu poczułam motyle w brzuchu.
- Może zjemy kolacje trochę wcześniej?- spytałam jadąc palcem bo jego torsie.
- Taka głodna jesteś?
- Bardzo- powiedziała zdejmując koszulkę i stanęłam przed nim.
- Wiesz co?..Chyba też zgłodniałem- podszedł do mnie obejmując mnie w pasie przysuwając do siebie. Zaczęłam całować jego usta, sprawiało mi to taką przyjemność jego ciało przylegające do mojego, jego usta na moich..on cały! Justin przeniósł pocałunki na moją szyję schodząc do dekoltu, na co cicho jęknęłam.
- Ale mnie nakręcasz- szepnął mi do ucha, ale ja nic nie odpowiedziałam.
Poczułam jak jego ręce ściskają moje pośladki. Położył mnie lekko na kanapie i zdjął moje spodnie, a ja zdjęłam mu koszulkę.
- Kocham cię- powiedział kiedy leżeliśmy już kompletnie nadzy.
- Ja ciebie też- odpowiedziała i poczułam jak we mnie wchodzi, uwierzcie,że uczucie tego,że w końcu wszystko było w porządku, rozpierało mnie od środka, zapomniałam o wszystkim, chciałam tylko poruszać się razem z nim. Na prawdę go kochałam.
Po stosunku przenieśliśmy się już całkowicie zmęczeni do sypialni Justina i zasnęliśmy wtuleni w siebie, wiedziałam,że w takim objęci nic nam nie grozi, nawet jakaś zasrana Caillin...
NASTEPNEGO DNIA
Obudził mnie przeraźliwy krzyk, szybko otworzyłam oczy i zauważyłam, że Justina nie ma koło mnie, od razu się przeraziłam gdy usłyszałam kłócące się głosy Justina z jakimś starszym mężczyzną. Szybko zerwałam się z łóżka w celu podsłuchania urywka rozmowy. Stanęłam koło drzwi i słuchałam, nie moja wina, byłam wścibska..
- Ciszej bo ją obudzisz- słyszałam cichy głosik mojego chłopaka.
- W dupie to mam- krzyknął jakiś mężczyzna- Robisz największy błąd w swoim życiu, ty miałeś być z Caillin.
- Rozumiesz,że ona mnie zraniła? Wiesz jak ciężko było mi wyjść z alkoholu po tym wszystkim, teraz znowu jestem szczęśliwy- mówił zdenerwowany Justin.
- Jesteś naiwny- wrzasnął na chłopaka.
- A ty żałosny- krzyknął- To nie ja rucham jakąś laskę w wejściu.
Usłyszałam milczenie.
*Justin*
- Mowę ci odjęło, co?- spytałem z rozbawieniem- Myślisz, że ja nie widziałem, tak?
- To jest normalne..- powiedział niepewnie.
- Tak, jak to, że w końcu chcę być szczęśliwy- wysyczałem.
- Z nią był byś szczęśliwy..z Caillin, rozumiesz?
- Jesteś tylko i wyłącznie naiwny, rozumiesz?- spytała jak ojciec.
- Ja wiem co jest dla ciebie dobre.
- O hoho popatrzcie tylko, odezwał się się ojciec ukochany- zaśmiałem się ironicznie- Posłuchaj bo nie powtórzę.. Ja z Emily jestem szczęśliwy i na prawdę w dupie mam to czy ci to przeszkadza.
- Nie będziesz miał.. Ona tu przyjdzie dziś na kolacje z rodzicami- powiedział ojciec.
- Smieszny jesteś- parsknąłem na niego.
- A ty nie- powiedział wymijając mnie i wyszedł z domu.
Byłem w takim szoku, nie nie mogłem nic powiedzieć, moja była dziewczyna, która sprawiła mi tyle bólu, miała przyjść na kolacje podczas gdy ja już miałem już moją ukochaną dziewczynę, to wszystko było ostro chore..Razem z moim ojcem.
Wszedłem na górę, bo wiedziałem, że śpi tam mój kotek, mam nadzieję, że jej nie obudziliśmy, jednak ulżył mi widok śpiącej Emi.
- Kochanie- nachyliłem się nad nią szepcząc jej do ucha i cmoknąłem jej policzek.
Ona lekko rozchyliła swoje oczy, jednak nie wyglądała na zaspaną.
- Cześć- rzuciła.
- Jak się spało?- spytałem ciepło.
- Dobrze- powiedziała- Do póki nie obudziły mnie jakieś krzyki.
- Czyli słyszałaś to?- spytałem zniesmaczony.
- Wszystko- powiedziała lekko smutna.
- Nie przejmuj się tym, mój ojciec taki jest.
- Ona ma przyjść na kolacje?- spytała.
- Tak chcę mój ojciec- przewróciłem oczami.
- Nie puszczę cię na nią samego- zaprotestowała.
- Nie będę sam..- powiedziałem.
- Rodzice Caillin i twój ojciec się nie liczą- warknęła.
- Nie, nie chodzi o nich- popatrzyłem jej w oczy- Ty tam będziesz ze mną.
--------------------------------------------------------------------
A to kolejny rozdział!!
Krótki, ale jest następne postaram się
pisać dłuższe
Jak wam się podoba?
Justin wszystko wyjaśnił Emily i
wrócili do siebie. To duży plus.
Komentujcie-Motywujecie
- Wiedziałem,że tu będziesz- głupio powiedziałem, bo przecież W I E D Z I A Ł E M , że tu będzie.
Odchrząknęła i założyła ręce na piersiach, co spowodowało niezręczną ciszę.
- Emi- złapałem ją kiedy już była gotowa mnie wyminąć- Daj mi wszystko wytłumaczyć, proszę.
- Justin..- powiedziała z wyczerpaniem w głosie.
- Nie, posłuchasz mnie i już- zrobiłem obrażoną minę.
- Masz tylko 5 minut, ale chodź na dwór- powiedziała kierując się w stronę schodów.
- I tak dobrze- odetchnąłem z ulgą, jednak moje emocje wzrosły kiedy zobaczyłem na dole Meggi, przyrzekam, że nie było jej tu gdy wchodziłem.
- Emily, co to ma znaczyć?- szybko podbiegła do mojej dziewczyny.
- Meggi, obiecuje to tylko chwila.
Megs posłała mi wzrok nienawiści lustrując mnie od nóg po głowę.
- Niech będzie- trzymała Emily za ręce, mrużąc przy tym na mnie oczy. Nie powiem, czułem się niezręcznie..
Po chwili mogłem poczuć na ciele uderzenie zimnego wiatru, który dał mi porządnego kopa.
- Emily, posłuchaj..- zacząłem- To nie tak wszystko jak myślisz, Caillin nie jest dla nie ważna- patrzyłem na nią z nadzieją.
- A kim jest niby?- pytała oburzona.
- Jest przeszłością..
- Ah tak- kiwnęła głową.
- Posłuchaj- podszedłem chwytając ją za ręce i głęboko patrząc jej w oczy- Przyznaje pisałem z nią ostatnim czasem- tymi słowami spowodowałem, że Emily puściła moje ręce.
- Piszesz, sobie z nią? A chciałeś mi powiedzieć?- spytała wymachując rękami.
- Po co miałem ci mówić?
Parsknęła ironicznie- Ty tylko udajesz głupiego, czy na prawdę nim jesteś?
- Emily, widzę jak zareagowałaś..- nie dała mi dokończyć.
- Wiesz dlaczego tak zareagowałam?- spytała- Bo dowiedziałam się o tym przypadkiem, a nie od ciebie, rozumiesz?- wymachiwała swoimi palcami przed moimi oczami.
- Ja wiem, jak to wyszło..
- Chujowo, wiesz?
- Ona NIC dla mnie nie znaczy- podkreśliłem słowo NIC.
- Miałeś się z nią spotkać, tak?- spytała już spokojniejszym głosem, odwrócona tyłem do mnie.
- Ona chciała się spotkać, ja nic nie powiedziałem.
- Gdybym nie zobaczyła tego sms-a to poszedł byś się z nią spotkać- odwróciła się do mnie, a ja mogłem zobaczyć jak łzy spływają jej po policzku.
- Nie spotkałbym się z nią. Emily posłuchaj, łączyło nas coś, to było silne uczucie, ale ona mnie zraniła, a potem wyjechała.
- Czemu ty do cholery jesteś tak naiwny i z nią pisałeś?- widać, że było to dla niej kompletnie nie pojęte.
- Nie pisałem z nią dla przyjemności- powiedziałem i spuściłem głowę patrząc na swoje buty.
- To po co z nią pisałeś?
- W ważnej sprawie..
- W jakiej, do kurwy?- nachyliła się nade mną.
- Ona..jest dziwką- powiedziałem.
- Znam tą historię.
- Skąd- zdziwiłem się.
- A skąd mogę znać?- spytała banalnie.
- Od..Meggi?
- Strzał w dziesiątkę- powiedziała ironicznie- Powiesz w końcu?
- Miałem w to wkład..- powiedziałem nie pewnie i bałem się reakcji dziewczyny.
- Miałeś wkład w burdel?- spytała spokojnie, co mnie zdziwiło.
Pokiwałem głową.
- Ona tam miała być recepcjonistką..tylko tyle, nawet tej pracy nie popierałem, ale mimo to pomogłem jej we wszystkim, powiedziała,że jak jej nie pomogę to z nami będzie koniec, a ja tego nie chciałem.. tak ją kochałem..
Emily popatrzyła na mnie a w jej oczach dostrzegłem współczucie.
- Jednak po dwóch miesiącach , dostałem wezwanie od szefa tego klubu..powiedział, że Caillin zwolniła się z pracy i żebym odebrał wszystkie papiery, bo w końcu były na moje nazwisko- tłumaczyłem, a ona tylko pokiwała głową ciągle na mnie patrząc- Postanowiłem, że zapytam się Caillin czemu się zwolniła, dzwoniłem, dzwoniłem , a ona nie odbierała. W takim razie chciałem pojechać po papiery i pieniądze bo mi się należały.. a potem do niej- to wszystko zaczęło mi się przypominać- Kiedy wszedłem do klubu od razu rzucił mi się odgłos stękania z sali zaraz na przeciwko, drzwi był uchylone, a ja tylko byłem wstanie zobaczyć..ją z jakimiś dwoma facetami..- to tak bolało- Po prostu wpadłem do sali, w tamtej chwili nie myślałem, powiedziałem tylko, że z nią zrywam i nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Próbowała dostać się do mnie kilka dni.. przymilała się, błagała, ale w końcu kiedy zrozumiała, że tak nic nie wskóra, pokazała różki..- tłumaczyłem dalej- Zaczęła mi grozić, wyklinać na mnie, postanowiłem, że zostawię to w spokoju, bo miałem to w dupie, mimo to ,że cholernie ją kochałem.
- Justin..- zakryła ręką usta.
- Po jakiś 2 tygodniach do mojego domu przyszła policja- opowiadałem dalej, ignorując to,że coś do mnie powiedziała- Powiedzieli mi, że siedzi za przemycanie narkotyków do klubu, za kradzież różnych sprzętów i za różne wybryki, było ich tak dużo,że nie pamiętam- machnąłem ręką- Przychodzili tak prawie co tydzień wszystko mi mówiąc i prosząc o to, żebym jej jakoś pomógł, bo w końcu jestem jej chłopakiem.., ale ja nie chciałem z nią rozmawiać...- od razu posmutniałem- Aż w końcu znaleźli wszystkie papiery, dzięki, którym tam pracowała, które były zapisane na moje nazwisko.
Emily czuła co chcę powiedzieć, widziałem to w jej oczach.
- Zabrali mnie na komisariat, a ona już tam była, ja udowodniłem swoją niewinność , a ona.. ona nie mogła, bo przecież prawda była inna, siedziała w więzieniu rok.
- Nie wyjechała?- spytała zdezorientowana.
- Tak tylko, mówiłem bo było mi wstyd, mimo to,że nie miałem już z nią nic wspólnego.
- Justin..- zaczęła, a z jej policzka poleciała jej łza- To musiało być straszne.
- Było..
- Ale czego ona teraz od ciebie chce?
- Tak jak już mówiłem nie pisałem z nią dla przyjemności..- powtórzyłem- wyszła z więzienia 6 dni temu i od razu do mnie napisała,że za wszystko jej zapłacę i ,że lepiej, żebym załatwił to z nią ulgowo.
- Czego ona od ciebie chce?- powtórzyła nerwowo.
- Ona chce do mnie wrócić- powiedziałem szybko.
- A ty..?
- Ja kocham ciebie, rozumiesz?- ująłem jej twarz w dłonie- I nigdy cię nie zostawię i ty bardziej nigdy bym cię nie zdradził Emi.
Ona wtuliła się w mnie, a mi spadł kamień z serca.
- Ona ci coś zrobi?- pytała przejęta.
- Bo to właśnie jest problem..
- Jaki?- oddaliła się ode mnie.
- Ona jest nieobliczalna.
- Justin ja się boje- wyszeptała.
- Kotku- przytuliłem ją ponownie- Nie bój się, ja to wszystko załatwię.
- Nie- powiedziała- Ja chcę we wszystkim brać udział.
- Nie a takiej opcji- powiedziałem stanowczo- Ciebie w to nie będziemy mieszać.
- Justin!- krzyknęła.
- Żadne Justin, nie i koniec.
*Emily*
Postanowiłam,że dam mu już spokój, jego historia na prawdę nie była jedną z przyjemnych. Ona mnie nie zdradził, on nie na prawdę nie zdradził..Wierzyłam mu w stu procentach, jeśli zdał się na to i opowiedział mi to wszystko, byłam w stanie mu uwierzyć,
- Przepraszam- szepnęłam mu w tors.
- Za co, księżniczko?
- Za to,że cię tak osądzałam- tłumaczyłam ze smutkiem w oczach.
- Skąd mogłaś wiedzieć? Rozumiem to.
- Tak się cieszę, że między nami już będzie dobrze.
- A wiesz jak ja się ciesze?- spytał podekscytowany.
- Jak?- droczyłam się z nim, a on pocałował mnie namiętnie, a ja odwzajemniłam, każde jego pocałunki, aż zaczęły się robić zachłanne, postanowiła się oderwać.
- Stop, bo pękniesz mi z tej radość- powiedziałam i przygryzłam dolną wargę.
Justin posłał mi słodki uśmiech, jak można było nie kochać takiego faceta? No jak?
Kierowałam się w stronę wejścia szpitalnego, a za mną szedł Justin.
- I co?- szybko spytała Megs kiedy weszłam do budynku.
- Wszystko w porządku- powiedział wyłaniający się za mną Justin obejmując mnie od tyłu.
- Emi, co się dzieje?- spytała Megs.
- Pogodziliśmy się- złapałam go za rękę i widziała, że przyjaciółka miała coś do powiedzenia- Ale..zanim zaczniesz to oceniać to mnie wysłuchaj..Pomyliłam się co do tej sytuacji, jest zupełnie inna, jego życie jest zupełnie inne niż wam się wszystkim wydaje- ściskałam jego rękę- On nie jest takim człowiekiem jak myśli połowa szkoły.. Wiesz co? On jest wspaniały, kochany i uczciwy. I nie chcę byś oceniała moją decyzję, nasz związek, a tym bardziej Justina- postawiła się jej, Ku mojemu zdziwieniu Meggi popatrzyła na mnie potem na Justina, potem znowu na mnie i na Justina.
- Jesteście piękną parą- powiedziała miło- I życzę wam szczęścia.
Pisnęłam ze szczęścia rzucając się jej na szyję.
- Macie moje błogosławieństwo- powiedziała zza moich pleców lekko przyduszona, a ja na te słowa ścisnęłam ją jeszcze bardziej.
- Emi , udusisz ją zaraz- powiedział przez śmiech Justin.
- Umrę szczęśliwa- wymamrotała ledwo przytomna Meggi.
- Jesteś wspaniała- puściłam ją i popatrzyłam jej w oczy- Wiedziałam, że tak będzie.
- Że niby jak?- spytała i podparła biodro ręką.
- A tak, że zawsze akceptujesz moje decyzje, nawet kiedy są tak szalone jak Justin- popatrzyłam na niego i lekko musnęła jego usta.
- BARDZO szalone- podkreśliła- Idziemy gołąbeczki- klepnęła nas po głowach wychodząc ze szpitala.
Wszystko było okej, tylko teraz martwiłam się tą całą Caillin. Justin był w niebezpieczeństwie i bałam się o niego. Mogła by chcieć tego związku, albo wpakować go do więzienia, albo nawet..zabić. Tak ciężko mi było o tym myśleć. Byłam pewna, że Justin się z nią spotka i ,że nie weźmie mnie na to spotkanie..Jednak ja wymyślę coś by jednak na nim być..Jeszcze nie wiem co, ale coś na pewno.
*
Było już późno a my z Justinem zdążyliśmy pojechać do Meggi po rzeczy, bo jednak nie umiem być z dala od niego i postanowiłam po prostu do niego wrócić..,a przez ostatnie godziny przesiedzieliśmy przed telewizorem, jak zwykle nic w nim nie było..typowe.
- Zjesz coś?- spytał wstając z kanapy.
- Zależy co?- powiedziałam zadziornie- Jak ciebie to zawsze.
- Ja będę dopiero na kolacje- podszedł i szepnął mi na ucho, na co od razu poczułam motyle w brzuchu.
- Może zjemy kolacje trochę wcześniej?- spytałam jadąc palcem bo jego torsie.
- Taka głodna jesteś?
- Bardzo- powiedziała zdejmując koszulkę i stanęłam przed nim.
- Wiesz co?..Chyba też zgłodniałem- podszedł do mnie obejmując mnie w pasie przysuwając do siebie. Zaczęłam całować jego usta, sprawiało mi to taką przyjemność jego ciało przylegające do mojego, jego usta na moich..on cały! Justin przeniósł pocałunki na moją szyję schodząc do dekoltu, na co cicho jęknęłam.
- Ale mnie nakręcasz- szepnął mi do ucha, ale ja nic nie odpowiedziałam.
Poczułam jak jego ręce ściskają moje pośladki. Położył mnie lekko na kanapie i zdjął moje spodnie, a ja zdjęłam mu koszulkę.
- Kocham cię- powiedział kiedy leżeliśmy już kompletnie nadzy.
- Ja ciebie też- odpowiedziała i poczułam jak we mnie wchodzi, uwierzcie,że uczucie tego,że w końcu wszystko było w porządku, rozpierało mnie od środka, zapomniałam o wszystkim, chciałam tylko poruszać się razem z nim. Na prawdę go kochałam.
Po stosunku przenieśliśmy się już całkowicie zmęczeni do sypialni Justina i zasnęliśmy wtuleni w siebie, wiedziałam,że w takim objęci nic nam nie grozi, nawet jakaś zasrana Caillin...
NASTEPNEGO DNIA
Obudził mnie przeraźliwy krzyk, szybko otworzyłam oczy i zauważyłam, że Justina nie ma koło mnie, od razu się przeraziłam gdy usłyszałam kłócące się głosy Justina z jakimś starszym mężczyzną. Szybko zerwałam się z łóżka w celu podsłuchania urywka rozmowy. Stanęłam koło drzwi i słuchałam, nie moja wina, byłam wścibska..
- Ciszej bo ją obudzisz- słyszałam cichy głosik mojego chłopaka.
- W dupie to mam- krzyknął jakiś mężczyzna- Robisz największy błąd w swoim życiu, ty miałeś być z Caillin.
- Rozumiesz,że ona mnie zraniła? Wiesz jak ciężko było mi wyjść z alkoholu po tym wszystkim, teraz znowu jestem szczęśliwy- mówił zdenerwowany Justin.
- Jesteś naiwny- wrzasnął na chłopaka.
- A ty żałosny- krzyknął- To nie ja rucham jakąś laskę w wejściu.
Usłyszałam milczenie.
*Justin*
- Mowę ci odjęło, co?- spytałem z rozbawieniem- Myślisz, że ja nie widziałem, tak?
- To jest normalne..- powiedział niepewnie.
- Tak, jak to, że w końcu chcę być szczęśliwy- wysyczałem.
- Z nią był byś szczęśliwy..z Caillin, rozumiesz?
- Jesteś tylko i wyłącznie naiwny, rozumiesz?- spytała jak ojciec.
- Ja wiem co jest dla ciebie dobre.
- O hoho popatrzcie tylko, odezwał się się ojciec ukochany- zaśmiałem się ironicznie- Posłuchaj bo nie powtórzę.. Ja z Emily jestem szczęśliwy i na prawdę w dupie mam to czy ci to przeszkadza.
- Nie będziesz miał.. Ona tu przyjdzie dziś na kolacje z rodzicami- powiedział ojciec.
- Smieszny jesteś- parsknąłem na niego.
- A ty nie- powiedział wymijając mnie i wyszedł z domu.
Byłem w takim szoku, nie nie mogłem nic powiedzieć, moja była dziewczyna, która sprawiła mi tyle bólu, miała przyjść na kolacje podczas gdy ja już miałem już moją ukochaną dziewczynę, to wszystko było ostro chore..Razem z moim ojcem.
Wszedłem na górę, bo wiedziałem, że śpi tam mój kotek, mam nadzieję, że jej nie obudziliśmy, jednak ulżył mi widok śpiącej Emi.
- Kochanie- nachyliłem się nad nią szepcząc jej do ucha i cmoknąłem jej policzek.
Ona lekko rozchyliła swoje oczy, jednak nie wyglądała na zaspaną.
- Cześć- rzuciła.
- Jak się spało?- spytałem ciepło.
- Dobrze- powiedziała- Do póki nie obudziły mnie jakieś krzyki.
- Czyli słyszałaś to?- spytałem zniesmaczony.
- Wszystko- powiedziała lekko smutna.
- Nie przejmuj się tym, mój ojciec taki jest.
- Ona ma przyjść na kolacje?- spytała.
- Tak chcę mój ojciec- przewróciłem oczami.
- Nie puszczę cię na nią samego- zaprotestowała.
- Nie będę sam..- powiedziałem.
- Rodzice Caillin i twój ojciec się nie liczą- warknęła.
- Nie, nie chodzi o nich- popatrzyłem jej w oczy- Ty tam będziesz ze mną.
--------------------------------------------------------------------
A to kolejny rozdział!!
Krótki, ale jest następne postaram się
pisać dłuższe
Jak wam się podoba?
Justin wszystko wyjaśnił Emily i
wrócili do siebie. To duży plus.
Komentujcie-Motywujecie
niedziela, 7 lutego 2016
Rozdział 14
*Justin*
- Kochanie- powiedziała do mnie Emily.
- Tak, skarbie?- spytałem bawiąc się jej włosami.
- To było wspaniałe- powiedziała zachrypniętym głosem.
- Też tak uważam- pocałowałem ją w policzek.
- Kocham się z tobą kochać- powiedziała jakby cały czas była w transie.
- A ja kocham ciebie- pocałowałem ją w usta- Trzeba się zbierać do szpitala.
- Masz racje- powiedziała gotowa by wstać- Na co czekasz?- nie mogłem się skupić kiedy widziałem jej piersi.
- A..jasnee już wstaje- wstałem pierwszy tak by ona mogła bez problemu wygramolić się spod ściany.
Usłyszałem jak jęknęła od razu się zaniepokoiłem.
- Co się stało?- spytałem wystraszony, a ona przez swoje przeszklone oczy popatrzyła głęboko w moje, nagle wszystko było dla mnie jasne.
- Tak boli..,ale uwierz mi przestanie- pocieszyłem ją i usiadłem koło niej, a ona nie była w stanie nic powiedzieć- Aż tak?- spytałem szeptem.
- Nie no, daje jakoś radę- powiedziała męcząc się przy tym.
- Połóż się na chwilę- rozkazałem jej, a ja spakuje ci torebkę- zaproponowałem.
- Okej- wydukała.
- Co bierzesz?- spytałem trzymając rozszerzoną torebkę mojej dziewczyny.
-Chusteczki, szminkę i perfumy- powiedziała.
Spakowałem wszystko co wymieniła- Coś jeszcze?
- Nie już wszystko- dziewczyna wstała i pocałowała mnie w policzek.
- O już widzę że mojego skowroneczka nie boli- droczyłem się.
- A nie, już nie boli- przygryzła dolną wargę.
- Szybko, co?
- Co nie jakaś magia- uśmiechnęła się zadziornie.
- Osz ty- klepnąłem ją w tyłek.
- Ał- pisnęła i zaśmiała się- Idę się umyć.
- Idę z tobą- powiedziałem szybko.
Emi przyciągnęła mnie za koszulkę do siebie i pocałowała- To chodź szybciutko.
Wziąłem ze sobą ręcznik. BARDZO duży ręcznik.
Oboje byliśmy nadzy, nie wstydziliśmy się tego. Bałem się,że może Emi będzie się tego wstydzić, ale ona była nago jeszcze bardziej śmielsza niż w ubraniach.
Podszedłem i pocałowałem ją namiętnie schodząc powoli na szyję, a z jej ust usłyszałem cichy jęk co bardziej mnie zmotywowało. Nagle poczułem jak dostaje gąbką w twarz.
- Umyj mi plecy- powiedziała odwracając się, a ja zaśmiałem się do siebie.
Nalałem na gąbkę trochę płyny pomarańczowego i wmasowałem w jej plecy, jednak ona wyrwała mi gąbkę.
- Rękami- powiedziała i odwróciła się znowu. jeszcze nie rozgryzłem tej dziewczyn, była niezdecydowana.
Odłożyłem gąbkę i wcierałem płyn w jej plecy potem w szyję, piersi i brzuch. Ona tylko pojękiwała, aż w końcu przytuliła się do mnie i masowała moje plecy, to był przyjemne.
- Masz wspaniałe ręce- szepnąłem jej do ucha.
- A ty masz wspaniałe wszystko- wyszeptała i przygryzła mi ucho.
Była niemożliwa, raz taka śmiała, a raz taka zamknięta.
Złapałem ją za pośladki, a ona wypuściła powietrze, wystraszyła się.
- To było niespodziewane- powiedziałem uwodzicielsko.
- Dlatego było przyjemne- szepnęła uroczo.
Zakręciłem wodę i oboje wyszliśmy z kabiny. A Emily od razu się na mnie rzuciła i oplotła nogami.
- Może się wytrzemy?- zapytałem śmiejąc się po czym zarzuciłem na nią ręcznik.
Emi ze mnie zeszła i złączyła nasze usta w pocałunku.
- Chciała bym,żeby tak wyglądał każdy mój dzień- powiedziała w moje usta.
- A ja chciałbym każdy spędzać tylko z tobą- szepnąłem.
*Emily*
- Ty nawet nie wiesz jak ja cie kocham- powiedziałam do niego rumieniąc się.
- Wiem bo ja kocham ciebie tak samo- pocałował mnie namiętnie, to on..jego szukałam tak długo.
- Kochanie zbieraj się i dzwoń do Megs- powiedział Justin.
- Jasne- wbiegłam do pokoju i zaczęłam przebierać w swojej walizce. Znalazłam jakiś sweter i czarne getry szybko to ubrałam i poszłam do łazienki, w której stał Justin, właśnie nakładał piankę do golenia na twarz.
- Posuń się- podeszłam do niego i uderzyłam swoim biodrem w jego biodro i stanęłam na całej szerokości lustra.
- Osz ty- powiedział Justin łapiąc mnie od tyłu i kręcąc po całej łazience.
- Justin!- piszczałam - Puść mnie - za cholerę nie mogłam się uwolnić.
- Powiedz " puść nie Justinie mój ulubiony przystojniaku "
- Nie ma mowy- zaśmiałam się.
- To cię nie puszczę- zaczął mnie gilgotać, a ja zaczęłam się śmiać w niebo głosy.
- Mój ulubiony przystojniaku puść mnie- w końcu to powiedziałam
- A teraz buziak- Justin przyciągnął mnie do siebie w tali i pocałował.
- Justin, mam twarz w twoim kremie!- krzyknęłam śmiejąc się.
- A ja zawsze mam usta w twojej szmince- odgryzł się, a ja zamilknęłam.
- Pomaluje się na dole- powiedziałam i wyszłam obrażona.
Zeszłam do ogromnego lustra na dole i przy nim stanęłam, zaczęłam nakładać podkład, a zaraz po nim maskarę na moje rzęsy.
- Nie strój się tak, bo jesteś piękną- podszedł i pocałował nie w policzek.
- Nie przeszkadzaj- burknęłam skupiona na swoich rzęsach.
Po 5 minutach odeszłam od lustra i usiadłam na kanapie koło Justina.
- Kochanie pożyczysz mi telefon muszę zadzwonić do Megs.
- Jasne- powiedział Justin- Podając mi telefon.
Właśnie wykręcałam numer do Megs, ale nagle przyszedł sms, na szczęście Justin nie słyszał go bo miał wyciszony telefon, a nie widział,że coś przy nim robię bo był wpatrzony w te berbeluchu w telewizorze.
Odeszłam od niego udając,że już dzwonię i pokierowałam się do kuchni by na spokojnie wszystko sprawdzić, tak tak wiem. Nie powinnam czytać jego sms-ów, ale cholernie się bałam, mimo wolnie zrobiłam to.
" Własnie przyjechałam i mam nadzieję, że się zobaczymy kocie " sms był od niejakiej Caillin.
Weszłam do pokoju wściekła jak nigdy dotąd.
- Co się stało ?- pytam zdenerwowany Justin.
- Caillin mówi ci to coś?- wrzeszczałam.
Justin westchnął.
- No właśnie- powiedziała śmiejąc się ironicznie.
- Em.. .
- Żadne Emily! Wiesz co dobrze się składa ja pojadę z Meggi do szpitala, a ty spotkasz się z Caillin- wyłupiłam oczy i zacisnęłam wargi rzucając jego telefonem na stół.
Weszłam na górę cała w nerwach, jedyne co miałam w głowię to wyprowadzka stąd jak najszybciej, oddałam mu do cholery dziewictwo kilka godzin temu, pokochałam go, a tu jakieś spotkanko ma.
- Emily, daj mi wytłumaczyć- mówił błagającym głosem.
- W dupę se wsadź te tłumaczenia- krzyczałam na niego pakując się.
- Zostań, nie pakuj się to nie tak..
- A jak?! Powiedz mi jak?
- Nie za bardzo się wkurzasz.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem- Chyba kurwa jesteś śmieszny?
- Emi- złapał mnie za rękę.
- Nie dotykaj mnie, kurwa nie dotykaj- szarpnęłam ręką.
- Caillin.. to tylko, przyjaciółka- powiedział.
- To dobrze- uśmiechnęłam się- Będziesz miał w rezerwie.
- Nie zostawiaj mnie, kocham cię nad życie.
- To zapomnij o ty życiu- dalej pakowałam swoje rzeczy.
- Ale..
- Nie !- złapałam za walizkę i wyminęłam go w drzwiach.
- Stój- biegł za mną po schodach, ale ja słysząc to przyśpieszyłam- Stój Emily, Stój.
- Co chcesz?!
- Daj mi chwilę- poprosił.
- Dużo ich dawałam.
- Emi - złapał mnie.
- Spadaj- rzuciła i wyszłam z domu Justina.
Szłam ulicą i płakałam, nie sądzę,żeby umiała go teraz wysłuchać.. Jak on mógł no..Niby przyjaciółka, ale powinien mi kurwa powiedzieć,a nie.. Może trochę za ostro zareagowałam?
Nie chciałam go na razie widzieć, mam już tego dość.
Zapukałam do drzwi mojej przyjaciółki, zabawne jakieś kilka godzin temu wyszłam od niej szczęśliwa z Justinem.
- Co się stało?- zapytała przerażona kiedy zobaczyła mnie zapłakaną w drzwiach.
- Justin się stał- powiedziałam po czym Megs wskazała ręką żebym weszła, wzięła ode mnie walizkę i inne torby i zaniosła do swojego pokoju.
- Co on ci zrobił?- spytała wkurzona.
- Chciałam do ciebie zadzwonić, żebyś pojechała z nami do szpitala...
Kiwała głową ze zrozumieniem.
- I w tym czasie dostał sms-a od jakiejś Caillin, że ma nadzieje, że się zobaczą..- wybuchnęłam płaczem
- O nie- Meggi zatkała usta ręką- Caillin.
Kiedy usłyszałam,że Meggi imię Caillin nie jest obce od razu podniosłam głowę.
- Znasz ją?- spytałam zapłakana- Nie chcę cię martwić mała, ale z tego co wiem od mojego chłopaka to Justin i Caillin byli ze sobą dość długo, aż w końcu ona wyjechała..
- Czyli on ją kochał, to ona z nim zerwała?
- On ją kochał, ale to on z nią zerwał.
- Czemu?
- Ponoć była dziwką, dawała dupy, a on o tym nie wiedział, ale z tego co wiem twierdził,że miłość do niej nie umrze w nim nigdy.
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Nie płacz, mała, chciałam żebyś to wiedziała- przytuliła mnie.
- Meggi, ja go pokochałam- wydukałam- Pokochałam go tak mocno.
- Ja wiem,że go kochałaś.
- Kocham dalej- poprawiłam- Ale ja nie umiem.. myśleć o niej o nim.. .
- Rozumiem- docisnęła mnie jeszcze bardziej,
- Nie, nie rozumiesz- wstałam uwalniając się z uścisku- Ja u kilka godzin temu oddałam swoje dziewictwo.
- CO ?!- krzyknęła.
- To co słyszałaś- powiedziałam pewniej.
- Emi- złapała się za głowę.
- No co? Nie wiedziałam, że odwali takie coś- tłumaczyłam.
- Nie uważasz,że to za wcześnie było.
- A skąd do cholery miałam wiedzieć, że jakaś Caillin do niego napiszę kilka godzin po stosunku- wymachiwałam rękami.
Megs tylko westchnęła.
- Jadę do Chels- powiedziałam po czym pokierowałam się do drzwi.
- Zaczekaj ja z tobą- krzyknęła za mną.
Szłyśmy w ciszy i nie mogę powiedzieć,że ta cisza była miła było okropnie niezręczna..
Kiedy doszłyśmy do szpitala szybko podbiegłam do lekarki.
- Szukam Chels Kelly- powiedziałam do niej.
- Nie jestem pewna czy można do niej wejść- pokiwała głową.
- Proszę jestem siostrą- błagałam.
- Kochanie- znajomy głos powiedział za moimi plecami, odwróciłam się szybko.
- Mamo, jak dobrze, że jesteś- podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- Czyli panie są najbliższą rodziną ,tak ?- pokazała na naszą trójkę.
- Nie ja nie- pokiwała ręką Meggi.
- Ja i moja mama- powiedziałam pokazując na nas.
- No dobrze, jako najbliższa przewiduję jakoś 10 minut, bo nasza pacjentka potrzebuje spokoju.
- Jasne- powiedziałam ze zrozumieniem.
- Proszę za mną- powiedziała machając ręką.
Poczekasz?- powiedziałam do Meggi, a ona pokiwała głową.
Wzięłam mamę pod rękę i ruszyłam za lekarką.
- Tak się boję- szepnęła do mnie mama.
- Nie wiem co ci powiedzieć..bo ja też się boję- powiedziałam ze strachem w głosie.
Lekarka poprowadziła na drugie piętro do sali 34.
- Tylko bardzo proszę- zaczęła składając ręce- Nie więcej niż 10 minut.
- Dobrze- kiwnęłam do niej głową.
Obie z mamą stanęłyśmy jak słup automatycznie zaczynając płakać. Zakryłam ręką usta, a łzy leciały strumieniem na widok mojej nie przytomnej siostry. Miała obandażowaną i zaklejoną całą twarz razem z włosami. Czemu on jej to zrobił?
- Moja córeczka- mówiła przez łzy podchodząc do Chels łapiąc ją za rękę.
- Siostra, wstań!- mówiłam do niej- Powiedz coś- patrzyłam na nią i poczułam jak wszystko zaczyna we mnie krzyczeć.
- Kochanie- podeszła do mnie mama- Spokojnie- dokończyła.
- Mam być spokojna?- spytałam ze smutkiem w głosie- Kiedy ona tu leży i tak cierpi- tłumaczyłam.
Mama przytuliła mnie do siebie mocno.
- Ja idę- rzuciła szybko co wydało mi się na prawdę dziwne, czemu tak szybko chciała wyjść, powinna być z nią jak najdłużej może.
- Czemu?- zapytałam podejrzliwie.
- Muszę załatwić parę.. spraw- zawahała się, ale ostatecznie stwierdziła,że musi coś załatwić..no okej..
- Rozumiem- nie chciałam rozplątywać jakiejś kłótni, a mogła bym..
- Do zobaczenia- jeszcze raz mocno mnie przytuliła i pocałowała w policzek, zawsze całowała mnie w głowę, ale tak się złożyło,że byłam wyższa od niej.
Patrzyłam jak wychodzi i zamyka za sobą drzwi, była podejrzanie dziwna i nie wiem co to mogło oznaczać, ale na pewno nic dobrego.
- Kochana- zwróciłam wzrok na siostrę- Wyjdziesz z tego, obiecuje ci- pogłaskałam ją po dłoni- Ja tego dopilnuje, a ty się o nic nie martw- Odwróciłam się szybko z cichym piskiem gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi. Moim oczom ukazał się przystojny i młody mężczyzna w czarnych włosach. To pewnie lekarz mojej siostry.
- Dzień dobry- powiedział podchodząc do mnie- James Sandes- wyciągnął do mnie rękę na powitanie z zalotnym uśmiechem.
- Dzień dobry- uścisnęłam jego rękę.
- Pani jest rodziną tej ślicznotki- zapytał patrząc na moją siostrę, niewiarygodne jaki był miły, zupełnie się różnił od ratowników.
- Jestem siostrą- kiwnęłam głową patrząc w jego oczy.
- Czyli mogę udzielić pani informacji dotyczących jej zdrowia.
- Chcę wiedzieć wszystko- powiedziałam stanowczo.
- Tak też się stanie- powiedział uśmiechając się do mnie- A więc z tego co pani wie, Pani Kelly ma oszpeconą twarz. Pokaleczoną dziewięć razy w policzki trzy i jedną w podbródek.
- O mój Boże- powiedziałam i poczułam jak łzy spływając mi po policzkach.
- Osobiście zszyłem jej te rany- podkreślił dumny, tak jakby chciał mi.. zaimponować?- Niestety nie wiemy jaka jest szansa, że rany nie zostawią po sobie śladu.
- Może mieć blizny?- spytała dla upewnienia.
- Dokładnie- przytaknął- Jednak..- zaczął dramatycznie- Wcale tak nie musi być, to zależy od szpitalnej opieki, zmiany opatrunków i oczywiście dobrego lekarza- wskazał na siebie palcem.
Coraz mniej go lubiłam.
- Wybudzi się za jakiś czas?- totalnie ignorowałam jego skromność.
- Wydaje mi się,że wtedy kiedy lek przestanie działać.
- Ile działa lek?
- 48 godzin, jednak operacja była wykonywana wczoraj, zostało podejrzewam- wyciągnął palec i machał nim w powietrzu robiąc obliczenia.
- Około 24 godziny?- spytałam banalnie, dziecko by to wiedziało...
- Tak..- powiedział- Mądra jesteś.
- Po prostu to było logiczne- powiedziałam patrząc na siostrę.
- Zostawię was same- powiedział lekarz, a ja odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam,że w końcu sobie pójdzie- Mam nadzieję, że do zobaczenia.
- Taa, też mam nadzieję- powiedziała obojętnie, ale z lekkim uśmiechem, by nie pomyślał, że jestem jakaś wredna.
Kiedy na nią popatrzyłam, serce mi się krajało.. Mam nadzieję,że z tego wyjdzie,
- Proszę pani- zaczęłam lekarka, która wprowadziła mnie do tej sali, a ja wiedziałam o co chodzi.
- Tak, już wychodzę- lekarka wyszła z pokoju, a ja odwróciłam się w stronę Chels- Żegnaj, mała.
Wiedziałam,że na dole czekaj na mnie Meggi i ta myśl mnie pocieszała. Wyszłam z sali zamykając za sobą drzwi, chciało mi się płakać, a głowa sama mi opadała na dół, nie chciała z nią walczyć , dlatego spuściłam ją i bawiła się zamkiem od mojej torebki. Nagle coś mnie odepchnęło.. znaczy ja po prostu niezdarnie na kogoś wpadłam.
Od razu się ocknęłam- Strasznie przepr..- popatrzyłam na osobę, która przed mną stała.
- Nic się nie stało- powiedział do mnie ciepło.
- Justin.. ?- spytałam zdziwiona.
------------------------------------------------------------------------
A to kolejny rozdział.
Emi i Jus mają sprzeczkę.
Myślicie,że Justin na prawdę zdradza Emi
tak jak ona myśli?
Czekajcie na nexta
Komentujecie-Motywujecie
<3
- Kochanie- powiedziała do mnie Emily.
- Tak, skarbie?- spytałem bawiąc się jej włosami.
- To było wspaniałe- powiedziała zachrypniętym głosem.
- Też tak uważam- pocałowałem ją w policzek.
- Kocham się z tobą kochać- powiedziała jakby cały czas była w transie.
- A ja kocham ciebie- pocałowałem ją w usta- Trzeba się zbierać do szpitala.
- Masz racje- powiedziała gotowa by wstać- Na co czekasz?- nie mogłem się skupić kiedy widziałem jej piersi.
- A..jasnee już wstaje- wstałem pierwszy tak by ona mogła bez problemu wygramolić się spod ściany.
Usłyszałem jak jęknęła od razu się zaniepokoiłem.
- Co się stało?- spytałem wystraszony, a ona przez swoje przeszklone oczy popatrzyła głęboko w moje, nagle wszystko było dla mnie jasne.
- Tak boli..,ale uwierz mi przestanie- pocieszyłem ją i usiadłem koło niej, a ona nie była w stanie nic powiedzieć- Aż tak?- spytałem szeptem.
- Nie no, daje jakoś radę- powiedziała męcząc się przy tym.
- Połóż się na chwilę- rozkazałem jej, a ja spakuje ci torebkę- zaproponowałem.
- Okej- wydukała.
- Co bierzesz?- spytałem trzymając rozszerzoną torebkę mojej dziewczyny.
-Chusteczki, szminkę i perfumy- powiedziała.
Spakowałem wszystko co wymieniła- Coś jeszcze?
- Nie już wszystko- dziewczyna wstała i pocałowała mnie w policzek.
- O już widzę że mojego skowroneczka nie boli- droczyłem się.
- A nie, już nie boli- przygryzła dolną wargę.
- Szybko, co?
- Co nie jakaś magia- uśmiechnęła się zadziornie.
- Osz ty- klepnąłem ją w tyłek.
- Ał- pisnęła i zaśmiała się- Idę się umyć.
- Idę z tobą- powiedziałem szybko.
Emi przyciągnęła mnie za koszulkę do siebie i pocałowała- To chodź szybciutko.
Wziąłem ze sobą ręcznik. BARDZO duży ręcznik.
Oboje byliśmy nadzy, nie wstydziliśmy się tego. Bałem się,że może Emi będzie się tego wstydzić, ale ona była nago jeszcze bardziej śmielsza niż w ubraniach.
Podszedłem i pocałowałem ją namiętnie schodząc powoli na szyję, a z jej ust usłyszałem cichy jęk co bardziej mnie zmotywowało. Nagle poczułem jak dostaje gąbką w twarz.
- Umyj mi plecy- powiedziała odwracając się, a ja zaśmiałem się do siebie.
Nalałem na gąbkę trochę płyny pomarańczowego i wmasowałem w jej plecy, jednak ona wyrwała mi gąbkę.
- Rękami- powiedziała i odwróciła się znowu. jeszcze nie rozgryzłem tej dziewczyn, była niezdecydowana.
Odłożyłem gąbkę i wcierałem płyn w jej plecy potem w szyję, piersi i brzuch. Ona tylko pojękiwała, aż w końcu przytuliła się do mnie i masowała moje plecy, to był przyjemne.
- Masz wspaniałe ręce- szepnąłem jej do ucha.
- A ty masz wspaniałe wszystko- wyszeptała i przygryzła mi ucho.
Była niemożliwa, raz taka śmiała, a raz taka zamknięta.
Złapałem ją za pośladki, a ona wypuściła powietrze, wystraszyła się.
- To było niespodziewane- powiedziałem uwodzicielsko.
- Dlatego było przyjemne- szepnęła uroczo.
Zakręciłem wodę i oboje wyszliśmy z kabiny. A Emily od razu się na mnie rzuciła i oplotła nogami.
- Może się wytrzemy?- zapytałem śmiejąc się po czym zarzuciłem na nią ręcznik.
Emi ze mnie zeszła i złączyła nasze usta w pocałunku.
- Chciała bym,żeby tak wyglądał każdy mój dzień- powiedziała w moje usta.
- A ja chciałbym każdy spędzać tylko z tobą- szepnąłem.
*Emily*
- Ty nawet nie wiesz jak ja cie kocham- powiedziałam do niego rumieniąc się.
- Wiem bo ja kocham ciebie tak samo- pocałował mnie namiętnie, to on..jego szukałam tak długo.
- Kochanie zbieraj się i dzwoń do Megs- powiedział Justin.
- Jasne- wbiegłam do pokoju i zaczęłam przebierać w swojej walizce. Znalazłam jakiś sweter i czarne getry szybko to ubrałam i poszłam do łazienki, w której stał Justin, właśnie nakładał piankę do golenia na twarz.
- Posuń się- podeszłam do niego i uderzyłam swoim biodrem w jego biodro i stanęłam na całej szerokości lustra.
- Osz ty- powiedział Justin łapiąc mnie od tyłu i kręcąc po całej łazience.
- Justin!- piszczałam - Puść mnie - za cholerę nie mogłam się uwolnić.
- Powiedz " puść nie Justinie mój ulubiony przystojniaku "
- Nie ma mowy- zaśmiałam się.
- To cię nie puszczę- zaczął mnie gilgotać, a ja zaczęłam się śmiać w niebo głosy.
- Mój ulubiony przystojniaku puść mnie- w końcu to powiedziałam
- A teraz buziak- Justin przyciągnął mnie do siebie w tali i pocałował.
- Justin, mam twarz w twoim kremie!- krzyknęłam śmiejąc się.
- A ja zawsze mam usta w twojej szmince- odgryzł się, a ja zamilknęłam.
- Pomaluje się na dole- powiedziałam i wyszłam obrażona.
Zeszłam do ogromnego lustra na dole i przy nim stanęłam, zaczęłam nakładać podkład, a zaraz po nim maskarę na moje rzęsy.
- Nie strój się tak, bo jesteś piękną- podszedł i pocałował nie w policzek.
- Nie przeszkadzaj- burknęłam skupiona na swoich rzęsach.
Po 5 minutach odeszłam od lustra i usiadłam na kanapie koło Justina.
- Kochanie pożyczysz mi telefon muszę zadzwonić do Megs.
- Jasne- powiedział Justin- Podając mi telefon.
Właśnie wykręcałam numer do Megs, ale nagle przyszedł sms, na szczęście Justin nie słyszał go bo miał wyciszony telefon, a nie widział,że coś przy nim robię bo był wpatrzony w te berbeluchu w telewizorze.
Odeszłam od niego udając,że już dzwonię i pokierowałam się do kuchni by na spokojnie wszystko sprawdzić, tak tak wiem. Nie powinnam czytać jego sms-ów, ale cholernie się bałam, mimo wolnie zrobiłam to.
" Własnie przyjechałam i mam nadzieję, że się zobaczymy kocie " sms był od niejakiej Caillin.
Weszłam do pokoju wściekła jak nigdy dotąd.
- Co się stało ?- pytam zdenerwowany Justin.
- Caillin mówi ci to coś?- wrzeszczałam.
Justin westchnął.
- No właśnie- powiedziała śmiejąc się ironicznie.
- Em.. .
- Żadne Emily! Wiesz co dobrze się składa ja pojadę z Meggi do szpitala, a ty spotkasz się z Caillin- wyłupiłam oczy i zacisnęłam wargi rzucając jego telefonem na stół.
Weszłam na górę cała w nerwach, jedyne co miałam w głowię to wyprowadzka stąd jak najszybciej, oddałam mu do cholery dziewictwo kilka godzin temu, pokochałam go, a tu jakieś spotkanko ma.
- Emily, daj mi wytłumaczyć- mówił błagającym głosem.
- W dupę se wsadź te tłumaczenia- krzyczałam na niego pakując się.
- Zostań, nie pakuj się to nie tak..
- A jak?! Powiedz mi jak?
- Nie za bardzo się wkurzasz.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem- Chyba kurwa jesteś śmieszny?
- Emi- złapał mnie za rękę.
- Nie dotykaj mnie, kurwa nie dotykaj- szarpnęłam ręką.
- Caillin.. to tylko, przyjaciółka- powiedział.
- To dobrze- uśmiechnęłam się- Będziesz miał w rezerwie.
- Nie zostawiaj mnie, kocham cię nad życie.
- To zapomnij o ty życiu- dalej pakowałam swoje rzeczy.
- Ale..
- Nie !- złapałam za walizkę i wyminęłam go w drzwiach.
- Stój- biegł za mną po schodach, ale ja słysząc to przyśpieszyłam- Stój Emily, Stój.
- Co chcesz?!
- Daj mi chwilę- poprosił.
- Dużo ich dawałam.
- Emi - złapał mnie.
- Spadaj- rzuciła i wyszłam z domu Justina.
Szłam ulicą i płakałam, nie sądzę,żeby umiała go teraz wysłuchać.. Jak on mógł no..Niby przyjaciółka, ale powinien mi kurwa powiedzieć,a nie.. Może trochę za ostro zareagowałam?
Nie chciałam go na razie widzieć, mam już tego dość.
Zapukałam do drzwi mojej przyjaciółki, zabawne jakieś kilka godzin temu wyszłam od niej szczęśliwa z Justinem.
- Co się stało?- zapytała przerażona kiedy zobaczyła mnie zapłakaną w drzwiach.
- Justin się stał- powiedziałam po czym Megs wskazała ręką żebym weszła, wzięła ode mnie walizkę i inne torby i zaniosła do swojego pokoju.
- Co on ci zrobił?- spytała wkurzona.
- Chciałam do ciebie zadzwonić, żebyś pojechała z nami do szpitala...
Kiwała głową ze zrozumieniem.
- I w tym czasie dostał sms-a od jakiejś Caillin, że ma nadzieje, że się zobaczą..- wybuchnęłam płaczem
- O nie- Meggi zatkała usta ręką- Caillin.
Kiedy usłyszałam,że Meggi imię Caillin nie jest obce od razu podniosłam głowę.
- Znasz ją?- spytałam zapłakana- Nie chcę cię martwić mała, ale z tego co wiem od mojego chłopaka to Justin i Caillin byli ze sobą dość długo, aż w końcu ona wyjechała..
- Czyli on ją kochał, to ona z nim zerwała?
- On ją kochał, ale to on z nią zerwał.
- Czemu?
- Ponoć była dziwką, dawała dupy, a on o tym nie wiedział, ale z tego co wiem twierdził,że miłość do niej nie umrze w nim nigdy.
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Nie płacz, mała, chciałam żebyś to wiedziała- przytuliła mnie.
- Meggi, ja go pokochałam- wydukałam- Pokochałam go tak mocno.
- Ja wiem,że go kochałaś.
- Kocham dalej- poprawiłam- Ale ja nie umiem.. myśleć o niej o nim.. .
- Rozumiem- docisnęła mnie jeszcze bardziej,
- Nie, nie rozumiesz- wstałam uwalniając się z uścisku- Ja u kilka godzin temu oddałam swoje dziewictwo.
- CO ?!- krzyknęła.
- To co słyszałaś- powiedziałam pewniej.
- Emi- złapała się za głowę.
- No co? Nie wiedziałam, że odwali takie coś- tłumaczyłam.
- Nie uważasz,że to za wcześnie było.
- A skąd do cholery miałam wiedzieć, że jakaś Caillin do niego napiszę kilka godzin po stosunku- wymachiwałam rękami.
Megs tylko westchnęła.
- Jadę do Chels- powiedziałam po czym pokierowałam się do drzwi.
- Zaczekaj ja z tobą- krzyknęła za mną.
Szłyśmy w ciszy i nie mogę powiedzieć,że ta cisza była miła było okropnie niezręczna..
Kiedy doszłyśmy do szpitala szybko podbiegłam do lekarki.
- Szukam Chels Kelly- powiedziałam do niej.
- Nie jestem pewna czy można do niej wejść- pokiwała głową.
- Proszę jestem siostrą- błagałam.
- Kochanie- znajomy głos powiedział za moimi plecami, odwróciłam się szybko.
- Mamo, jak dobrze, że jesteś- podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- Czyli panie są najbliższą rodziną ,tak ?- pokazała na naszą trójkę.
- Nie ja nie- pokiwała ręką Meggi.
- Ja i moja mama- powiedziałam pokazując na nas.
- No dobrze, jako najbliższa przewiduję jakoś 10 minut, bo nasza pacjentka potrzebuje spokoju.
- Jasne- powiedziałam ze zrozumieniem.
- Proszę za mną- powiedziała machając ręką.
Poczekasz?- powiedziałam do Meggi, a ona pokiwała głową.
Wzięłam mamę pod rękę i ruszyłam za lekarką.
- Tak się boję- szepnęła do mnie mama.
- Nie wiem co ci powiedzieć..bo ja też się boję- powiedziałam ze strachem w głosie.
Lekarka poprowadziła na drugie piętro do sali 34.
- Tylko bardzo proszę- zaczęła składając ręce- Nie więcej niż 10 minut.
- Dobrze- kiwnęłam do niej głową.
Obie z mamą stanęłyśmy jak słup automatycznie zaczynając płakać. Zakryłam ręką usta, a łzy leciały strumieniem na widok mojej nie przytomnej siostry. Miała obandażowaną i zaklejoną całą twarz razem z włosami. Czemu on jej to zrobił?
- Moja córeczka- mówiła przez łzy podchodząc do Chels łapiąc ją za rękę.
- Siostra, wstań!- mówiłam do niej- Powiedz coś- patrzyłam na nią i poczułam jak wszystko zaczyna we mnie krzyczeć.
- Kochanie- podeszła do mnie mama- Spokojnie- dokończyła.
- Mam być spokojna?- spytałam ze smutkiem w głosie- Kiedy ona tu leży i tak cierpi- tłumaczyłam.
Mama przytuliła mnie do siebie mocno.
- Ja idę- rzuciła szybko co wydało mi się na prawdę dziwne, czemu tak szybko chciała wyjść, powinna być z nią jak najdłużej może.
- Czemu?- zapytałam podejrzliwie.
- Muszę załatwić parę.. spraw- zawahała się, ale ostatecznie stwierdziła,że musi coś załatwić..no okej..
- Rozumiem- nie chciałam rozplątywać jakiejś kłótni, a mogła bym..
- Do zobaczenia- jeszcze raz mocno mnie przytuliła i pocałowała w policzek, zawsze całowała mnie w głowę, ale tak się złożyło,że byłam wyższa od niej.
Patrzyłam jak wychodzi i zamyka za sobą drzwi, była podejrzanie dziwna i nie wiem co to mogło oznaczać, ale na pewno nic dobrego.
- Kochana- zwróciłam wzrok na siostrę- Wyjdziesz z tego, obiecuje ci- pogłaskałam ją po dłoni- Ja tego dopilnuje, a ty się o nic nie martw- Odwróciłam się szybko z cichym piskiem gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi. Moim oczom ukazał się przystojny i młody mężczyzna w czarnych włosach. To pewnie lekarz mojej siostry.
- Dzień dobry- powiedział podchodząc do mnie- James Sandes- wyciągnął do mnie rękę na powitanie z zalotnym uśmiechem.
- Dzień dobry- uścisnęłam jego rękę.
- Pani jest rodziną tej ślicznotki- zapytał patrząc na moją siostrę, niewiarygodne jaki był miły, zupełnie się różnił od ratowników.
- Jestem siostrą- kiwnęłam głową patrząc w jego oczy.
- Czyli mogę udzielić pani informacji dotyczących jej zdrowia.
- Chcę wiedzieć wszystko- powiedziałam stanowczo.
- Tak też się stanie- powiedział uśmiechając się do mnie- A więc z tego co pani wie, Pani Kelly ma oszpeconą twarz. Pokaleczoną dziewięć razy w policzki trzy i jedną w podbródek.
- O mój Boże- powiedziałam i poczułam jak łzy spływając mi po policzkach.
- Osobiście zszyłem jej te rany- podkreślił dumny, tak jakby chciał mi.. zaimponować?- Niestety nie wiemy jaka jest szansa, że rany nie zostawią po sobie śladu.
- Może mieć blizny?- spytała dla upewnienia.
- Dokładnie- przytaknął- Jednak..- zaczął dramatycznie- Wcale tak nie musi być, to zależy od szpitalnej opieki, zmiany opatrunków i oczywiście dobrego lekarza- wskazał na siebie palcem.
Coraz mniej go lubiłam.
- Wybudzi się za jakiś czas?- totalnie ignorowałam jego skromność.
- Wydaje mi się,że wtedy kiedy lek przestanie działać.
- Ile działa lek?
- 48 godzin, jednak operacja była wykonywana wczoraj, zostało podejrzewam- wyciągnął palec i machał nim w powietrzu robiąc obliczenia.
- Około 24 godziny?- spytałam banalnie, dziecko by to wiedziało...
- Tak..- powiedział- Mądra jesteś.
- Po prostu to było logiczne- powiedziałam patrząc na siostrę.
- Zostawię was same- powiedział lekarz, a ja odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam,że w końcu sobie pójdzie- Mam nadzieję, że do zobaczenia.
- Taa, też mam nadzieję- powiedziała obojętnie, ale z lekkim uśmiechem, by nie pomyślał, że jestem jakaś wredna.
Kiedy na nią popatrzyłam, serce mi się krajało.. Mam nadzieję,że z tego wyjdzie,
- Proszę pani- zaczęłam lekarka, która wprowadziła mnie do tej sali, a ja wiedziałam o co chodzi.
- Tak, już wychodzę- lekarka wyszła z pokoju, a ja odwróciłam się w stronę Chels- Żegnaj, mała.
Wiedziałam,że na dole czekaj na mnie Meggi i ta myśl mnie pocieszała. Wyszłam z sali zamykając za sobą drzwi, chciało mi się płakać, a głowa sama mi opadała na dół, nie chciała z nią walczyć , dlatego spuściłam ją i bawiła się zamkiem od mojej torebki. Nagle coś mnie odepchnęło.. znaczy ja po prostu niezdarnie na kogoś wpadłam.
Od razu się ocknęłam- Strasznie przepr..- popatrzyłam na osobę, która przed mną stała.
- Nic się nie stało- powiedział do mnie ciepło.
- Justin.. ?- spytałam zdziwiona.
------------------------------------------------------------------------
A to kolejny rozdział.
Emi i Jus mają sprzeczkę.
Myślicie,że Justin na prawdę zdradza Emi
tak jak ona myśli?
Czekajcie na nexta
Komentujecie-Motywujecie
<3
czwartek, 4 lutego 2016
Rozdział 13
*Justin*
Stałem pod drzwiami domu Meggi.
- No dawaj, nie sraj tak- szeptałem- okej- odetchnąłem i zapukałem w białe drewniane drzwi.
Kiedy słyszałem kroki, spiąłem się..bałem się dziewczyny, co się dzieje?
- A to ty?- popatrzyła na mnie obojętnie- Czego chcesz?
- Porozmawiać- wydukałem.
- Ze mną?- zaśmiała się i pokazała palcem na siebie- Nie schlebiaj mi Bieber- upokarzała mnie z każdym słowem.
- Wiesz co, nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć- wszedłem za próg jej domu i miałem iść przed siebie, ale Megs złapała mnie za ramię i pociągneła- Ranisz ją rozumiesz?
- Chcę by ona mi to powiedziała- syknąłem- Twojej opini nie potrzebuje- odszarpnąłem swoim ramieniem.
- Jesteś u mnie w domu- powiedziała z gniewem w oczach, jednak muszę przyznać miała rację.
- Spokojnie, zaraz mnie nie ma- podniosłem ręce w geście obrony i ruszyłem do salonu.
- Kto to był?- Spytała Emi stojąc do mnie tyłem składając talerze na kupkę, pewnie myślała, że jestem Megs.
- Justin Bieber- odpowiedziałem.
*Emily*
Wystraszyłam się kiedy usłyszałam jego głos.
Wzdygnęłam- Justin, co ty tu..robisz- spytałam zdezorientowana, kiedy zobaczyłam Megs opartą o framugę drzwi.
- Mówiłam, żeby nie właził- pokazała na niego ręką.
- Emi porozmawiajmy- błagał Justin.
- Emi daj sobie spokój- mówiła Megs.
Nie wiedziałam kogo mam słuchać, ale od dawna każdy powtarzał mi, że mam podejmować słuszne decyzje, zgodne z moimi uczuciami.
- Meggi ja muszę z nim porozmawiać.
- Emi..- westchnęła przejęta.
- Nie, ja muszę- powiedziała stanowczo, a na twarzy Justina widziałam uśmiech, pewnie kamień spadł mu z serca.
- Chodź na zewnątrz- powiedziałam do Justina i pokierowałam się do drzwi tarasowych w salonie.
- No to ja posprzątam- powiedziała oburzona Meggi, ale ja nie zwróciłam na to uwagi.
- Emi..-zaczął Justin, a ja zatrzasnęłam za nami drzwi- Ja nie chcę się kłócić.
- Justin, wiesz, że ja też nie- zaczęłam spokojnie- Musisz zrozumieć, ja po prostu taka jestem, to że czasem tam się nie odzywam- dzieliłam wyrazy- To nie znaczy, że już mam cię "w dupie"- zacytowałam go.
- Ja jestem nerwowy- popatrzył mi w oczy.. kurwa oczy to ma śliczne- sama wiesz.
- Ojjj- zaśmiałam się- wiem, wiem- od razu przypomniała mi się sytuacja na korytarzu.
Justin zaśmiał się kiwając głową- Przepraszam- złapał mnie za ręce- Nie chcę już takich sytuacji.
- Ja też nie- odpowiedziałam.
Justin pogłaskał mój policzek i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który od razu odwzajemniłam, jego usta były dla mnie najlepszym lekiem na uspokojenie, ale tą chwilę przerwała nam Meggi.
- Przepraszam- powiedziała spokojnie, aż mnie to zaniepokoiło- Zapalić wam księżyc?- próbowała udawać taką miłą kelnerkę która zawsze mówi " Przepraszam podać coś jeszcze? "
Zaśmiałam się, a Justin razem ze mną, kiedyś miałam nadzieje, że się polubią.
- Ja mam dwa piękne księżyce- popatrzył na mnie- to one- pokazał na moje oczy.
Poczuła, że motyle rozerwą mi brzuch, pieprzone,
- Justin, przestań- klepnęłam go w ramię przygryzając dolną wargę.
- Dawaj mocniej, mocniej- krzyczała Megs, a Justin szybko spiorunował ją wzrokiem,
Widziałam w jej oczach przerażenie- O chyba soku nie dopiłaś- zmieniła temat i wyszła z tarasu.
- Na czym skończyło?- spytał szarmancko.
- Na wejściu Meggi na taras- droczyłam się z nim, ale on przyciągnął mnie do siebie, teraz nasze ciała się stykały i mogłam poczuć jego członka na swoim podbrzuszu,
- Rumienie się- odpowiedziałam obracając głowę w lewo.
- Ale ja to kocham- pocałował mnie w usta pogłębiając pocałunki, a ja wszystkie oddawałam.
*
- I jak kochasie?- spytała uszczypliwie Megs.
- Wspaniale- wystawiłam jej język żartobliwie.
- Emily zostajesz u mnie na noc?- pytała po chwili, a ja popatrzyłam na Justina.
- No ja nie wiem- powiedział patrząc mi w oczy.
- Justin, mam teraz mało czasu dla Meggi..- tłumaczyłam- I chciałam jakoś to nadrobić- zrobiłam minę zbitego pieska- Proszę.
- No dobrze- zgodził się- ale rano dzwonisz i masz nie wracać sama ja po ciebie przyjadę- powiedział stanowczo.
- Jasne.
- Obiecujesz?- spytał.
- Obiecuje- położyłam rękę na piersi.
- Dziękujemy tatuśku- powiedziała ironicznie Megs, nie lubiła go i pokazywało to coraz bardziej z każdym słowem- A teraz cześć- popchnęła go w stronę drzwi, a ja podbiegłam do niego i go pocałowałam.
- Cześć, kochanie- szepnął.
- Pa- odpowiedziała Megs za mnie i zamknęła za nim drzwi.
Popatrzyłam na nią srogo- Czemu taka jesteś, co on ci do kurwy nędzy zrobił?
- Nie przepadam za nim i tyle- wzruszyła obojętnie ramionami.
- No to znaczy, że musisz go tak do cholery traktować, widzę że on do cholery jest bardziej dojrzalszy skoro woli to przemilczeć.
- Proszę cię- zaśmiała się ironicznie- Teraz dojebałaś, myślisz, że on mi nie potrafi się odgryźć?
Zaniemówiłam, może miała racje? Był mocny w słowach, sama tego doświadczyłam.
- Słuchaj mała- złapała mnie za policzek- Ja nie lubię jego, a on mnie i tak już będzie.
Pokiwałam głową z wymuszonym uśmiechem- " tak już będzie " - tak już po prostu zostanie.
Megs odwzajemniła uśmiech, ale był on zdecydowanie bardzo szczery, już ją nie będę dręczyć , są czasem takie osoby których po prostu najzwyczajniej w świecie się nie lubi.
- Chcesz coś do picia?- zapytała zwinnie zmieniając temat.
- Jasne, proszę herbatę z hibiskusa i nutką cytryny- mówiłam poważnie kiwając palcem.
- Już się robi- przyłożyła rękę do czoła i stanęła na baczność.
Uwielbiałam spędzać z nią czas i wiedziałam, że jak już spędziłyśmy miło ten czas to pora na poważne tematy.
- Megs, ja..pamiętasz jak spotkałam cię na ulicy?
- Tak i wtedy popchnęłaś mnie na ziemie?- pytała przez śmiech- Tak, pamiętam- dodała gdy się uspokoiła.
- Powiedziałam, że musimy pogadać..
- No właśnie miałaś mi powiedzieć co się z tobą dzieje, czemu Justin był w szpitalu- powiedziała wsypując mi herbatę do kubka.
- Przez ten cały czas.. nie dzwoniłam.. bo nie mam telefonu- tłumaczyłam.
- Mama ci zabrała?
- Nie..napadł mnie jej chłopak- zamknęłam oczy by wyrzucić ten obraz z głowy.
- O boże- Megs podeszła i przytuliła mnie widząc, że z oczu zaczynają spływać mi łzy- Co za drań.
- Kiedy zadzwoniłam po Justina, zdążyłam powiedzieć tylko gdzie jestem, a on wziął mój telefon i roztrzaskał go na kawałki..
- Jak dałaś sobie rade?- spytała przejęta płacząc razem ze mną.
- Nie dałam- westchnęłam- Justin przyjechał.., ale on tez sobie nie dał..dlatego leżał w szpitalu.
- Przyjechał cię ratować?- mówiła zszokowana- Emi..- odeszła ode mnie- Wiesz jak ciężko mi to powiedzieć ,ale zrozumiałam,że.. on cię kocha.
- Ja wiem, że on mnie kocha jak nikogo innego- powiedziałam z uśmiechem na twarzy- Tyle mi pomaga, pozwala mi u siebie mieszkać- nabrałam oddech by coś powiedzieć, ale Meggi mi przerwała.
- Zaraz czekaj- zrobiła zdezorientowaną minę- Czemu nie mieszkasz u siebie?
- No właśnie..- zaczęłam- Baliśmy się na tyle, że moja mama postanowiła, że ja i Chels zamieszkamy u taty, a ona u cioci, jednak ja chciałam zamieszkać z Justinem, wiesz bliżej szkoła ty no i mieszkała bym ze swoim chłopakiem czego chcieć więcej?- zaśmiałam się.
- No dokładnie- zalała herbatę woda- A właśnie jak tam Chels?
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a zaczęłam wyć przeraźliwie.
- O rany mała co się stało?- Megs do mnie podeszła i mocno przyciągnęła do siebie.
- Ona..- zaczęłam- Jest oszpecona..- załkałam.
Megs przytknęła rękę do twarzy i zaczęła płakać- O boże ja.. nie wiem co powiedzieć.. tak mi przykro.
*
Siedziałyśmy w ciszy na kanapie, nie wiedziałyśmy co mamy mówić, a czasem taka cisza jest lepsza, niż gadanie o pierdołach.
- Chcę do niej pojechać- nagle powiedziałam.
- Teraz cię nie wpuszczą- powiedziała do mnie przyjaciółka.
- Ale obiecujesz,że pojedziemy jutro?- pytałam wtulając się w nią.
- Obiecuje- szepnęła do mnie- A teraz chodźmy spać- powiedziała podając mi rękę, żebym wstała z kanapy.
- Okej, potrzebuje tego- powiedziałam.
NASTĘPNEGO DNIA
Obudziłam się nawet wypoczęta, aż sama się dziwiłam bo pół nocy po cichu przepłakałam.
- O już wstałaś?- zapytała Megs związując włosy.
- Tak- przeciągnęłam się głośno stękając.
- To chodź na dół zrobię śniadanie.
Meggi oprócz tego, że wspaniale piekła to do tego była wyśmienitą kucharką. Powinna coś z tym zrobić iść do jakiejś szkoły gastronomicznej, od 3 lat jej to powtarzam, ale ona nie widzi w tym głębszego sensu, twierdzi, że to i tak " nie przyda się" jej w życiu.
Meggi podała jajecznicę na bekonie i do tego moją ulubioną herbatę z hibiskusa, wszystko jak zwykle było pyszne.
- Dziękuję- odstawiłam talerz do zlewu.
- Wiesz co ja się będę zbierać- powiedziałam.
- Tak szybko?- posmutniała- Zawsze tak mało czasu mamy.
- Mam dużo dziś jeszcze na głowie.
- Rozumiem- pogłaskała mnie po głowie.
- Idę się ubrać- rzuciła szybko i wbiegłam na schody.
Po 15 minutach zeszłam ubrana w to co miałam poprzedniego dnia.
- Użyłam twojej szczotki do włosów- krzyknęłam do Meggi, która była w pokoju swoich rodziców.
- Luzik Arbuzik- odrzyknęła.
- Ej- podeszłam do niej ze skrzywioną miną- Gdzie są w ogóle twoi rodzice?
- Na jakiej imprezie w stylu " imieniny cioci ".
- AA, znam takie imprezy- pokiwałam głową- Ja lecę- dorzuciłam.
- Ej czekaj!- krzyknęła i rzuciła mi się na szyję- Zadzwoń po Justina.
Wywróciłam oczami za jej plecami.
- Dam sobie radę- uspokoiłam ją.
- Obiecałaś mu, a ja też się o ciebie martwię, dzwoń- nakazała mi- Masz telefon- podała mi swój telefon.
Wykręciłam numer do Justina, nie byłam pewna czy dobrze zapamiętałam, ale miałam taką nadzieję.
po 4 sygnałach zgłosił się Justin, uff jednak dobrze.
- Ja już się zbieram od Megs- powiedziałam.
- Czyli mam już jechać?- spytał zaspanym głosem.
- Tak, czekam na ciebie- powiedziałam ciepło.
- Już jadę- powiedział i rozłączył się.
Oddałam telefon przyjaciółce i usiadłam na krześle w kuchni. Zauważyłam, że ona uważnie mi się przygląda, jednak postanawiałam nie pytać o co chodzi.
- Pasujecie do siebie- powiedziała po chwili, a mnie aż zamurowało z wrażenie.
- CO?!- zaśmiałam się- Możesz powtórzyć?- podjudzałam ją nadstawiając ucho.
Megs lekko uderzyła mnie w ramie śmiejąc się- Po prostu pasujecie do siebie- powtórzyła.
- Nie wierzę- powiedziała kiwając głową- Co się stało?
- Widać, że się dogadujecie i ,że on się o ciebie bardzo troszczy, a ciebie nigdy nie widziała tak zakochanej. Pamiętaj- podeszła i pogłaskała mi po ramieniu- To, że ja go lubię to nie znaczy, że życzę wam źle, na prawdę chcę żeby wam się ułożyło- uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Nie wiesz nawet ile znaczą dla mnie te słowa- przytuliłam się do jej brzucha bo ona stała.
- Wiem, mała- pogłaskała mnie po głowie.
Po 10 minutach do drzwi zadzwonił dzwonek, a Megs poszła otworzyć.
- Hej- słyszałam jak powiedziała do niego, uwaga uwaga spokojnym głosem!
- Cześć- Justin odpowiedział jej.
- Justin!- krzyknęła poczym podbiegłam i rzuciłam u się w ramiona całując go czule w usta.
- Moja księżniczka!- powiedział po czym pocałował mnie w czoło, a ja lekko zamknęłam oczy.
- Jedziemy?- zapytałam Justina.
- Tak.
- Cześć, kochana- podeszłam do Meggi i przytuliła ją z całej siły - Musimy to powtórzyć- zaśmiałam się.
- No ja myślę- popatrzyła na mnie- Trzymajcie się- puściła nam oczko.
Justin objął mnie w pasie i wyszliśmy na dwór, ja jeszcze tylko odwróciłam się i pomachałam przyjaciółce stojącej w drzwiach i wsiadłam do auta mojego chłopaka.
- I jak się spało?- spytał Justin wsiadając do auta.
- Dobrze, a tobie?
- Źle- powiedział odpalając pojazd.
- Czemu?- wystraszyła się.
- Bo obok nie było ciebie- po tych słowach czułam jak się rumienie.
- Ślicznie wyglądasz jak się rumienisz kochanie- posłał mi buziaczka.
Czemu on do cholery był taki uroczy?
*
- Justin, czy mógłbyś potem zabrać mnie i Meggi do szpitala?
- Mógłbym.
- Dziękuję- powiedziałam i patrzyłam jak mój chłopak otwiera drzwi od domu.
Gdy weszłam do środka od razu poczułam perfumy Justina, ZAJEBISTE perfumy Justina, zamknęła oczy i wciągnęłam trochę powierza.
- Mamy chwilę dla siebie- mruknął mi do ucha łapiąc mnie w tali.
- Na to wygląda- poczułam jak całuje mnie po szyi, a ja tylko odchyliłam głowę by było mu wygodniej, oboje tego chcieliśmy, czułam to, to nie był idealny moment, ale tego się nie wybiera..
Justin odwrócił mnie i całował moje usta, a ja pogłębiałam pocałunki, po chwili poczułam jak wsuwa mi ręce pod koszulkę.
- Emi ty tego chcesz?- spytał zdyszany.
- Też mi pytanie! Jasne.
- To będzie twój pierwszy, nie boisz się.
- Nie bo będzie z facetem moich marzeń- szepnęłam mu w usta i je pocałowałam.
Justin odniósł mnie a ja wskoczyła na niego oplatając go nogami, a on pokierował nas na górę do swojego pokoju. Gdy weszliśmy Justin położył mnie na łóżku, a sam był nad mną.
- Kocham cię jak cholera- powiedział między pocałunkami.
- Ja bardziej.
Justin zdjął mi koszulkę i spodenki ciągle mnie całując, ja nie zostawałam mu dłużna, też zdjęłam mu bluzkę i spodnie. Po jakiejś chwili oboje byliśmy nadzy.
- Jesteś gotowa?
Pokiwała głową, a po chwili poczuła go w sobie, poleciało mi kilka łez bo to strasznie bolało.
- Wszystko w porządku.
Jęknęłam i pokiwałam głową, to nie był koniec świata.
Mogę teraz powiedzieć, że mój pierwszy raz był wspaniały, mimo to, że bolał, to był przyjemny ból.
--------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział!
Jak widzicie wkradła nam się nie
spodziewana scena.
Justin pogodził się już z Emi.
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Teraz mam ferie więc postaram się
wstawiać częściej.
Komentujecie-Motywujecie
Stałem pod drzwiami domu Meggi.
- No dawaj, nie sraj tak- szeptałem- okej- odetchnąłem i zapukałem w białe drewniane drzwi.
Kiedy słyszałem kroki, spiąłem się..bałem się dziewczyny, co się dzieje?
- A to ty?- popatrzyła na mnie obojętnie- Czego chcesz?
- Porozmawiać- wydukałem.
- Ze mną?- zaśmiała się i pokazała palcem na siebie- Nie schlebiaj mi Bieber- upokarzała mnie z każdym słowem.
- Wiesz co, nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć- wszedłem za próg jej domu i miałem iść przed siebie, ale Megs złapała mnie za ramię i pociągneła- Ranisz ją rozumiesz?
- Chcę by ona mi to powiedziała- syknąłem- Twojej opini nie potrzebuje- odszarpnąłem swoim ramieniem.
- Jesteś u mnie w domu- powiedziała z gniewem w oczach, jednak muszę przyznać miała rację.
- Spokojnie, zaraz mnie nie ma- podniosłem ręce w geście obrony i ruszyłem do salonu.
- Kto to był?- Spytała Emi stojąc do mnie tyłem składając talerze na kupkę, pewnie myślała, że jestem Megs.
- Justin Bieber- odpowiedziałem.
*Emily*
Wystraszyłam się kiedy usłyszałam jego głos.
Wzdygnęłam- Justin, co ty tu..robisz- spytałam zdezorientowana, kiedy zobaczyłam Megs opartą o framugę drzwi.
- Mówiłam, żeby nie właził- pokazała na niego ręką.
- Emi porozmawiajmy- błagał Justin.
- Emi daj sobie spokój- mówiła Megs.
Nie wiedziałam kogo mam słuchać, ale od dawna każdy powtarzał mi, że mam podejmować słuszne decyzje, zgodne z moimi uczuciami.
- Meggi ja muszę z nim porozmawiać.
- Emi..- westchnęła przejęta.
- Nie, ja muszę- powiedziała stanowczo, a na twarzy Justina widziałam uśmiech, pewnie kamień spadł mu z serca.
- Chodź na zewnątrz- powiedziałam do Justina i pokierowałam się do drzwi tarasowych w salonie.
- No to ja posprzątam- powiedziała oburzona Meggi, ale ja nie zwróciłam na to uwagi.
- Emi..-zaczął Justin, a ja zatrzasnęłam za nami drzwi- Ja nie chcę się kłócić.
- Justin, wiesz, że ja też nie- zaczęłam spokojnie- Musisz zrozumieć, ja po prostu taka jestem, to że czasem tam się nie odzywam- dzieliłam wyrazy- To nie znaczy, że już mam cię "w dupie"- zacytowałam go.
- Ja jestem nerwowy- popatrzył mi w oczy.. kurwa oczy to ma śliczne- sama wiesz.
- Ojjj- zaśmiałam się- wiem, wiem- od razu przypomniała mi się sytuacja na korytarzu.
Justin zaśmiał się kiwając głową- Przepraszam- złapał mnie za ręce- Nie chcę już takich sytuacji.
- Ja też nie- odpowiedziałam.
Justin pogłaskał mój policzek i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który od razu odwzajemniłam, jego usta były dla mnie najlepszym lekiem na uspokojenie, ale tą chwilę przerwała nam Meggi.
- Przepraszam- powiedziała spokojnie, aż mnie to zaniepokoiło- Zapalić wam księżyc?- próbowała udawać taką miłą kelnerkę która zawsze mówi " Przepraszam podać coś jeszcze? "
Zaśmiałam się, a Justin razem ze mną, kiedyś miałam nadzieje, że się polubią.
- Ja mam dwa piękne księżyce- popatrzył na mnie- to one- pokazał na moje oczy.
Poczuła, że motyle rozerwą mi brzuch, pieprzone,
- Justin, przestań- klepnęłam go w ramię przygryzając dolną wargę.
- Dawaj mocniej, mocniej- krzyczała Megs, a Justin szybko spiorunował ją wzrokiem,
Widziałam w jej oczach przerażenie- O chyba soku nie dopiłaś- zmieniła temat i wyszła z tarasu.
- Na czym skończyło?- spytał szarmancko.
- Na wejściu Meggi na taras- droczyłam się z nim, ale on przyciągnął mnie do siebie, teraz nasze ciała się stykały i mogłam poczuć jego członka na swoim podbrzuszu,
- Rumienie się- odpowiedziałam obracając głowę w lewo.
- Ale ja to kocham- pocałował mnie w usta pogłębiając pocałunki, a ja wszystkie oddawałam.
*
- I jak kochasie?- spytała uszczypliwie Megs.
- Wspaniale- wystawiłam jej język żartobliwie.
- Emily zostajesz u mnie na noc?- pytała po chwili, a ja popatrzyłam na Justina.
- No ja nie wiem- powiedział patrząc mi w oczy.
- Justin, mam teraz mało czasu dla Meggi..- tłumaczyłam- I chciałam jakoś to nadrobić- zrobiłam minę zbitego pieska- Proszę.
- No dobrze- zgodził się- ale rano dzwonisz i masz nie wracać sama ja po ciebie przyjadę- powiedział stanowczo.
- Jasne.
- Obiecujesz?- spytał.
- Obiecuje- położyłam rękę na piersi.
- Dziękujemy tatuśku- powiedziała ironicznie Megs, nie lubiła go i pokazywało to coraz bardziej z każdym słowem- A teraz cześć- popchnęła go w stronę drzwi, a ja podbiegłam do niego i go pocałowałam.
- Cześć, kochanie- szepnął.
- Pa- odpowiedziała Megs za mnie i zamknęła za nim drzwi.
Popatrzyłam na nią srogo- Czemu taka jesteś, co on ci do kurwy nędzy zrobił?
- Nie przepadam za nim i tyle- wzruszyła obojętnie ramionami.
- No to znaczy, że musisz go tak do cholery traktować, widzę że on do cholery jest bardziej dojrzalszy skoro woli to przemilczeć.
- Proszę cię- zaśmiała się ironicznie- Teraz dojebałaś, myślisz, że on mi nie potrafi się odgryźć?
Zaniemówiłam, może miała racje? Był mocny w słowach, sama tego doświadczyłam.
- Słuchaj mała- złapała mnie za policzek- Ja nie lubię jego, a on mnie i tak już będzie.
Pokiwałam głową z wymuszonym uśmiechem- " tak już będzie " - tak już po prostu zostanie.
Megs odwzajemniła uśmiech, ale był on zdecydowanie bardzo szczery, już ją nie będę dręczyć , są czasem takie osoby których po prostu najzwyczajniej w świecie się nie lubi.
- Chcesz coś do picia?- zapytała zwinnie zmieniając temat.
- Jasne, proszę herbatę z hibiskusa i nutką cytryny- mówiłam poważnie kiwając palcem.
- Już się robi- przyłożyła rękę do czoła i stanęła na baczność.
Uwielbiałam spędzać z nią czas i wiedziałam, że jak już spędziłyśmy miło ten czas to pora na poważne tematy.
- Megs, ja..pamiętasz jak spotkałam cię na ulicy?
- Tak i wtedy popchnęłaś mnie na ziemie?- pytała przez śmiech- Tak, pamiętam- dodała gdy się uspokoiła.
- Powiedziałam, że musimy pogadać..
- No właśnie miałaś mi powiedzieć co się z tobą dzieje, czemu Justin był w szpitalu- powiedziała wsypując mi herbatę do kubka.
- Przez ten cały czas.. nie dzwoniłam.. bo nie mam telefonu- tłumaczyłam.
- Mama ci zabrała?
- Nie..napadł mnie jej chłopak- zamknęłam oczy by wyrzucić ten obraz z głowy.
- O boże- Megs podeszła i przytuliła mnie widząc, że z oczu zaczynają spływać mi łzy- Co za drań.
- Kiedy zadzwoniłam po Justina, zdążyłam powiedzieć tylko gdzie jestem, a on wziął mój telefon i roztrzaskał go na kawałki..
- Jak dałaś sobie rade?- spytała przejęta płacząc razem ze mną.
- Nie dałam- westchnęłam- Justin przyjechał.., ale on tez sobie nie dał..dlatego leżał w szpitalu.
- Przyjechał cię ratować?- mówiła zszokowana- Emi..- odeszła ode mnie- Wiesz jak ciężko mi to powiedzieć ,ale zrozumiałam,że.. on cię kocha.
- Ja wiem, że on mnie kocha jak nikogo innego- powiedziałam z uśmiechem na twarzy- Tyle mi pomaga, pozwala mi u siebie mieszkać- nabrałam oddech by coś powiedzieć, ale Meggi mi przerwała.
- Zaraz czekaj- zrobiła zdezorientowaną minę- Czemu nie mieszkasz u siebie?
- No właśnie..- zaczęłam- Baliśmy się na tyle, że moja mama postanowiła, że ja i Chels zamieszkamy u taty, a ona u cioci, jednak ja chciałam zamieszkać z Justinem, wiesz bliżej szkoła ty no i mieszkała bym ze swoim chłopakiem czego chcieć więcej?- zaśmiałam się.
- No dokładnie- zalała herbatę woda- A właśnie jak tam Chels?
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a zaczęłam wyć przeraźliwie.
- O rany mała co się stało?- Megs do mnie podeszła i mocno przyciągnęła do siebie.
- Ona..- zaczęłam- Jest oszpecona..- załkałam.
Megs przytknęła rękę do twarzy i zaczęła płakać- O boże ja.. nie wiem co powiedzieć.. tak mi przykro.
*
Siedziałyśmy w ciszy na kanapie, nie wiedziałyśmy co mamy mówić, a czasem taka cisza jest lepsza, niż gadanie o pierdołach.
- Chcę do niej pojechać- nagle powiedziałam.
- Teraz cię nie wpuszczą- powiedziała do mnie przyjaciółka.
- Ale obiecujesz,że pojedziemy jutro?- pytałam wtulając się w nią.
- Obiecuje- szepnęła do mnie- A teraz chodźmy spać- powiedziała podając mi rękę, żebym wstała z kanapy.
- Okej, potrzebuje tego- powiedziałam.
NASTĘPNEGO DNIA
Obudziłam się nawet wypoczęta, aż sama się dziwiłam bo pół nocy po cichu przepłakałam.
- O już wstałaś?- zapytała Megs związując włosy.
- Tak- przeciągnęłam się głośno stękając.
- To chodź na dół zrobię śniadanie.
Meggi oprócz tego, że wspaniale piekła to do tego była wyśmienitą kucharką. Powinna coś z tym zrobić iść do jakiejś szkoły gastronomicznej, od 3 lat jej to powtarzam, ale ona nie widzi w tym głębszego sensu, twierdzi, że to i tak " nie przyda się" jej w życiu.
Meggi podała jajecznicę na bekonie i do tego moją ulubioną herbatę z hibiskusa, wszystko jak zwykle było pyszne.
- Dziękuję- odstawiłam talerz do zlewu.
- Wiesz co ja się będę zbierać- powiedziałam.
- Tak szybko?- posmutniała- Zawsze tak mało czasu mamy.
- Mam dużo dziś jeszcze na głowie.
- Rozumiem- pogłaskała mnie po głowie.
- Idę się ubrać- rzuciła szybko i wbiegłam na schody.
Po 15 minutach zeszłam ubrana w to co miałam poprzedniego dnia.
- Użyłam twojej szczotki do włosów- krzyknęłam do Meggi, która była w pokoju swoich rodziców.
- Luzik Arbuzik- odrzyknęła.
- Ej- podeszłam do niej ze skrzywioną miną- Gdzie są w ogóle twoi rodzice?
- Na jakiej imprezie w stylu " imieniny cioci ".
- AA, znam takie imprezy- pokiwałam głową- Ja lecę- dorzuciłam.
- Ej czekaj!- krzyknęła i rzuciła mi się na szyję- Zadzwoń po Justina.
Wywróciłam oczami za jej plecami.
- Dam sobie radę- uspokoiłam ją.
- Obiecałaś mu, a ja też się o ciebie martwię, dzwoń- nakazała mi- Masz telefon- podała mi swój telefon.
Wykręciłam numer do Justina, nie byłam pewna czy dobrze zapamiętałam, ale miałam taką nadzieję.
po 4 sygnałach zgłosił się Justin, uff jednak dobrze.
- Ja już się zbieram od Megs- powiedziałam.
- Czyli mam już jechać?- spytał zaspanym głosem.
- Tak, czekam na ciebie- powiedziałam ciepło.
- Już jadę- powiedział i rozłączył się.
Oddałam telefon przyjaciółce i usiadłam na krześle w kuchni. Zauważyłam, że ona uważnie mi się przygląda, jednak postanawiałam nie pytać o co chodzi.
- Pasujecie do siebie- powiedziała po chwili, a mnie aż zamurowało z wrażenie.
- CO?!- zaśmiałam się- Możesz powtórzyć?- podjudzałam ją nadstawiając ucho.
Megs lekko uderzyła mnie w ramie śmiejąc się- Po prostu pasujecie do siebie- powtórzyła.
- Nie wierzę- powiedziała kiwając głową- Co się stało?
- Widać, że się dogadujecie i ,że on się o ciebie bardzo troszczy, a ciebie nigdy nie widziała tak zakochanej. Pamiętaj- podeszła i pogłaskała mi po ramieniu- To, że ja go lubię to nie znaczy, że życzę wam źle, na prawdę chcę żeby wam się ułożyło- uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Nie wiesz nawet ile znaczą dla mnie te słowa- przytuliłam się do jej brzucha bo ona stała.
- Wiem, mała- pogłaskała mnie po głowie.
Po 10 minutach do drzwi zadzwonił dzwonek, a Megs poszła otworzyć.
- Hej- słyszałam jak powiedziała do niego, uwaga uwaga spokojnym głosem!
- Cześć- Justin odpowiedział jej.
- Justin!- krzyknęła poczym podbiegłam i rzuciłam u się w ramiona całując go czule w usta.
- Moja księżniczka!- powiedział po czym pocałował mnie w czoło, a ja lekko zamknęłam oczy.
- Jedziemy?- zapytałam Justina.
- Tak.
- Cześć, kochana- podeszłam do Meggi i przytuliła ją z całej siły - Musimy to powtórzyć- zaśmiałam się.
- No ja myślę- popatrzyła na mnie- Trzymajcie się- puściła nam oczko.
Justin objął mnie w pasie i wyszliśmy na dwór, ja jeszcze tylko odwróciłam się i pomachałam przyjaciółce stojącej w drzwiach i wsiadłam do auta mojego chłopaka.
- I jak się spało?- spytał Justin wsiadając do auta.
- Dobrze, a tobie?
- Źle- powiedział odpalając pojazd.
- Czemu?- wystraszyła się.
- Bo obok nie było ciebie- po tych słowach czułam jak się rumienie.
- Ślicznie wyglądasz jak się rumienisz kochanie- posłał mi buziaczka.
Czemu on do cholery był taki uroczy?
*
- Justin, czy mógłbyś potem zabrać mnie i Meggi do szpitala?
- Mógłbym.
- Dziękuję- powiedziałam i patrzyłam jak mój chłopak otwiera drzwi od domu.
Gdy weszłam do środka od razu poczułam perfumy Justina, ZAJEBISTE perfumy Justina, zamknęła oczy i wciągnęłam trochę powierza.
- Mamy chwilę dla siebie- mruknął mi do ucha łapiąc mnie w tali.
- Na to wygląda- poczułam jak całuje mnie po szyi, a ja tylko odchyliłam głowę by było mu wygodniej, oboje tego chcieliśmy, czułam to, to nie był idealny moment, ale tego się nie wybiera..
Justin odwrócił mnie i całował moje usta, a ja pogłębiałam pocałunki, po chwili poczułam jak wsuwa mi ręce pod koszulkę.
- Emi ty tego chcesz?- spytał zdyszany.
- Też mi pytanie! Jasne.
- To będzie twój pierwszy, nie boisz się.
- Nie bo będzie z facetem moich marzeń- szepnęłam mu w usta i je pocałowałam.
Justin odniósł mnie a ja wskoczyła na niego oplatając go nogami, a on pokierował nas na górę do swojego pokoju. Gdy weszliśmy Justin położył mnie na łóżku, a sam był nad mną.
- Kocham cię jak cholera- powiedział między pocałunkami.
- Ja bardziej.
Justin zdjął mi koszulkę i spodenki ciągle mnie całując, ja nie zostawałam mu dłużna, też zdjęłam mu bluzkę i spodnie. Po jakiejś chwili oboje byliśmy nadzy.
- Jesteś gotowa?
Pokiwała głową, a po chwili poczuła go w sobie, poleciało mi kilka łez bo to strasznie bolało.
- Wszystko w porządku.
Jęknęłam i pokiwałam głową, to nie był koniec świata.
Mogę teraz powiedzieć, że mój pierwszy raz był wspaniały, mimo to, że bolał, to był przyjemny ból.
--------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział!
Jak widzicie wkradła nam się nie
spodziewana scena.
Justin pogodził się już z Emi.
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Teraz mam ferie więc postaram się
wstawiać częściej.
Komentujecie-Motywujecie
Subskrybuj:
Posty (Atom)