Notka pod rozdziałem <3
TRZY LATA PÓŹNIEJ
*Emily*
Minęło dużo czasu i chwil spędzonych z moim Justinem. Najwspanialsze lata w moim życiu sprawiły, że zmieniłam się o 360 stopni. Praktycznie nie było tego po mnie widać, ale ja czułam, że tak jest. Po upływie kilku lat i ciągłego przebywania z Justinem, doszłam do wniosku, że nigdy i nic nie mogło by NAS zniszczyć. Nic nie miało prawa zmienić teraźniejszości i przerwać naszego szczęścia. Coś co sprawiło, że mogłam poznać Justina i zakochać się w nim było najwspanialszym "czymś" co mogło mnie spotkać.
Każdego dnia widziałam, jak nasza córka dorastała i jak Justin zmieniał się pod jej wpływem. Ona nie odstępowała go na krok, a on rozpieszczał ją jak tylko mógł. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Niestety Justin zaczął chodzić do pracy i nie spędzał już z nią całych dni, ale dzwonił do nas prawie co godzinę.
Oboje zadecydowaliśmy, że najlepiej byłoby gdybyśmy wrócili do Nowego Yorku, żeby moja mama i mój tato mogli być bliżej swojej wnuczki. Nie mogą się nią nacieszyć, a ona jest najszczęśliwszym dzieckiem jakie kiedykolwiek widziałam.
- Mamo, mamo!- podbiegła do mnie Meggi. Nie zastanawialiśmy się jak dać jej na imię, ponieważ Justin czuł, że ja chciałam dać jej imię po mojej zmarłem przyjaciółce.
- Co się stało?- ukucnęłam przed nią.
- Tato powiedział, żebyś mu zrobiła kawę- powiedziała jąkając się, a ja się zaśmiałam, kiedy zauważyłam wychodzącego Justina zza rogu.
- Musisz wysyłać dziecko do mnie?- spytałam, a Justin podszedł do mnie obejmując mnie.
- A mówiłem ci, że sam powiem?- spytał ją, a ona cicho zachichotała.
- Przepraszam- przytuliła się do nóg Justina, a on podniósł ją.
- Chodź do mnie- pocałował ją.
- Fuj- wytarła się- Tylko mama może mnie całować- powiedziała oburzona.
- A tato już nie?- spytał Justin udając obrażonego- Ja ci dam- zaczął nią podrzucać i kręcić w górze.
Nie wierzyłam, że aż tyle szczęścia może być w jednym człowieku ile było w Justinie. Oszalał na jej punkcie i nie widział świata poza nią. Był na prawdę kochany.
- Tato! Puśś!- śmiała się. Justin po chwili odstawił ją na ziemię.
- Leć do pokoju, ja zaraz do ciebie przyjdę- powiedział jej do ucha, a ona wykonała jego polecenie.
Kiedy Meggi już wbiegła do pokoju to Justin od razu się do mnie zwrócił.
- I co rozmawiałaś z Mathem?- spytał mnie przyciągając mnie do siebie.
- Tak, już z nim gadałam.
- I co?
- Powiedział, że wszystko jest już załatwione- uśmiechnęłam się podekscytowana.
- I kiedy przyjdą remontować?
- Za dwa dni.
*Justin*
Emily rozkwitła. Nigdy nie widziałem tak szczerze szczęśliwej osoby po tylu rozczarowaniach. Od tego wszystkiego minęło kilka lat, a ja dalej kocham ją jak wariat. Nigdy nie kochałem nikogo bardziej od niej i naszej córeczki. Zawsze będę jej wdzięczny za to, że pomogła mi się zmienić, bo to dla niej tego dokonałem. Emily dała mi coś wspaniałego..dała mi najpiękniejszą córkę. Nigdy nie mogłem sobie nawet wymarzyć lepszego życia. Tylko tyle jest mi potrzebne do szczęścia.
Meggi rośnie jak na drożdżach i zmienia się w piękną dziewczynkę. Jest podobna do Emily, ale to oznacza, że będzie piękną kobieta w przyszłości. Stała się dla nas tak ważna, że moglibyśmy zrobić dla niej wszystko. Kiedyś nie rozumiałem jak można tak rozczulać się nad dziećmi i tak je kochać.. kiedy już ma się świadomość, że dziecko jest w drodze to jest się szczęśliwym, ale kiedy zobaczy się je po raz pierwszy, to nic nie mogłoby wydać ci się bardziej piękne niż ta chwila.
Niestety dalej walczyliśmy z chorobą Meggi, którą jak się okazało jest bardzo ciężko zaleczyć. Ciągle jest pod opieką lekarzy. Jej choroba wychodzi poza mówione granice. Potrafi dostać mocnych ataków, a wtedy szybko trzeba jej podać maskę tlenową. W takim momentach zachowuje się jak pizduś bo nie mogę na to patrzeć..nie mogę patrzeć na to jak moja księżniczka cierpi, dlatego to wszystko robi Emi. Zawsze wychodzi od niej zapłakana, ale na szczęście ze świadomością, że to jej przejdzie. Lekarze ciągle powtarzają, że za rok powinno się wszystko ustatkować. Mamy taką nadzieję.
- Będziesz wtedy w domu?- spytałem.
- A gdzie ja mogę być, Justin?
- Dobra, nie było pytania- przytuliłem ją do siebie i zostaliśmy w takiej pozycji na chwilę.
- Idź do Meggi, bo na ciebie czeka, a ja zaraz do was przyjdę- puściłem ją i popatrzyłem chwilę na moją dziewczynę.
Pocałowałem ją w czoło i poszedłem do pokoju.
- Tato patrz!- pisnęła Meggi podskakując obok okna.
- Co tam jest?- podszedłem i podsadziłem ją tak, żeby mogła usiąść na parapet.
- Samolot- popatrzyła na mnie, a ja na nią- Polecimy kiedyś samolotem?!
- Tak..- nie mogłem jej powiedzieć, że przez jej chorbe to nie jest wskazane- Ale kiedyś..- dodałem.
***
*Emily*
- Tak mamo- rozmawiałam z nią przez telefon- Przyjdę do was dzisiaj, bo muszę zawiedź do was kilka rzeczy.
- Dobrze to czekamy na ciebie córeczko, pa.
- Pa- rozłączyłam się i westchnęłam.
- Co jest?- spytał Justin.
- Muszę zawiedź mamie te rzeczy na przechowanie.
- Zawiedź cię?- spytał.
- Nie , sama pojadę- wstałam z kanapy- Zaraz wracam kochanie- podeszłam do Meggi i pocałowałam ją.
*Emily*
Minęło dużo czasu i chwil spędzonych z moim Justinem. Najwspanialsze lata w moim życiu sprawiły, że zmieniłam się o 360 stopni. Praktycznie nie było tego po mnie widać, ale ja czułam, że tak jest. Po upływie kilku lat i ciągłego przebywania z Justinem, doszłam do wniosku, że nigdy i nic nie mogło by NAS zniszczyć. Nic nie miało prawa zmienić teraźniejszości i przerwać naszego szczęścia. Coś co sprawiło, że mogłam poznać Justina i zakochać się w nim było najwspanialszym "czymś" co mogło mnie spotkać.
Każdego dnia widziałam, jak nasza córka dorastała i jak Justin zmieniał się pod jej wpływem. Ona nie odstępowała go na krok, a on rozpieszczał ją jak tylko mógł. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Niestety Justin zaczął chodzić do pracy i nie spędzał już z nią całych dni, ale dzwonił do nas prawie co godzinę.
Oboje zadecydowaliśmy, że najlepiej byłoby gdybyśmy wrócili do Nowego Yorku, żeby moja mama i mój tato mogli być bliżej swojej wnuczki. Nie mogą się nią nacieszyć, a ona jest najszczęśliwszym dzieckiem jakie kiedykolwiek widziałam.
- Mamo, mamo!- podbiegła do mnie Meggi. Nie zastanawialiśmy się jak dać jej na imię, ponieważ Justin czuł, że ja chciałam dać jej imię po mojej zmarłem przyjaciółce.
- Co się stało?- ukucnęłam przed nią.
- Tato powiedział, żebyś mu zrobiła kawę- powiedziała jąkając się, a ja się zaśmiałam, kiedy zauważyłam wychodzącego Justina zza rogu.
- Musisz wysyłać dziecko do mnie?- spytałam, a Justin podszedł do mnie obejmując mnie.
- A mówiłem ci, że sam powiem?- spytał ją, a ona cicho zachichotała.
- Przepraszam- przytuliła się do nóg Justina, a on podniósł ją.
- Chodź do mnie- pocałował ją.
- Fuj- wytarła się- Tylko mama może mnie całować- powiedziała oburzona.
- A tato już nie?- spytał Justin udając obrażonego- Ja ci dam- zaczął nią podrzucać i kręcić w górze.
Nie wierzyłam, że aż tyle szczęścia może być w jednym człowieku ile było w Justinie. Oszalał na jej punkcie i nie widział świata poza nią. Był na prawdę kochany.
- Tato! Puśś!- śmiała się. Justin po chwili odstawił ją na ziemię.
- Leć do pokoju, ja zaraz do ciebie przyjdę- powiedział jej do ucha, a ona wykonała jego polecenie.
Kiedy Meggi już wbiegła do pokoju to Justin od razu się do mnie zwrócił.
- I co rozmawiałaś z Mathem?- spytał mnie przyciągając mnie do siebie.
- Tak, już z nim gadałam.
- I co?
- Powiedział, że wszystko jest już załatwione- uśmiechnęłam się podekscytowana.
- I kiedy przyjdą remontować?
- Za dwa dni.
*Justin*
Emily rozkwitła. Nigdy nie widziałem tak szczerze szczęśliwej osoby po tylu rozczarowaniach. Od tego wszystkiego minęło kilka lat, a ja dalej kocham ją jak wariat. Nigdy nie kochałem nikogo bardziej od niej i naszej córeczki. Zawsze będę jej wdzięczny za to, że pomogła mi się zmienić, bo to dla niej tego dokonałem. Emily dała mi coś wspaniałego..dała mi najpiękniejszą córkę. Nigdy nie mogłem sobie nawet wymarzyć lepszego życia. Tylko tyle jest mi potrzebne do szczęścia.
Meggi rośnie jak na drożdżach i zmienia się w piękną dziewczynkę. Jest podobna do Emily, ale to oznacza, że będzie piękną kobieta w przyszłości. Stała się dla nas tak ważna, że moglibyśmy zrobić dla niej wszystko. Kiedyś nie rozumiałem jak można tak rozczulać się nad dziećmi i tak je kochać.. kiedy już ma się świadomość, że dziecko jest w drodze to jest się szczęśliwym, ale kiedy zobaczy się je po raz pierwszy, to nic nie mogłoby wydać ci się bardziej piękne niż ta chwila.
Niestety dalej walczyliśmy z chorobą Meggi, którą jak się okazało jest bardzo ciężko zaleczyć. Ciągle jest pod opieką lekarzy. Jej choroba wychodzi poza mówione granice. Potrafi dostać mocnych ataków, a wtedy szybko trzeba jej podać maskę tlenową. W takim momentach zachowuje się jak pizduś bo nie mogę na to patrzeć..nie mogę patrzeć na to jak moja księżniczka cierpi, dlatego to wszystko robi Emi. Zawsze wychodzi od niej zapłakana, ale na szczęście ze świadomością, że to jej przejdzie. Lekarze ciągle powtarzają, że za rok powinno się wszystko ustatkować. Mamy taką nadzieję.
- Będziesz wtedy w domu?- spytałem.
- A gdzie ja mogę być, Justin?
- Dobra, nie było pytania- przytuliłem ją do siebie i zostaliśmy w takiej pozycji na chwilę.
- Idź do Meggi, bo na ciebie czeka, a ja zaraz do was przyjdę- puściłem ją i popatrzyłem chwilę na moją dziewczynę.
Pocałowałem ją w czoło i poszedłem do pokoju.
- Tato patrz!- pisnęła Meggi podskakując obok okna.
- Co tam jest?- podszedłem i podsadziłem ją tak, żeby mogła usiąść na parapet.
- Samolot- popatrzyła na mnie, a ja na nią- Polecimy kiedyś samolotem?!
- Tak..- nie mogłem jej powiedzieć, że przez jej chorbe to nie jest wskazane- Ale kiedyś..- dodałem.
***
*Emily*
- Tak mamo- rozmawiałam z nią przez telefon- Przyjdę do was dzisiaj, bo muszę zawiedź do was kilka rzeczy.
- Dobrze to czekamy na ciebie córeczko, pa.
- Pa- rozłączyłam się i westchnęłam.
- Co jest?- spytał Justin.
- Muszę zawiedź mamie te rzeczy na przechowanie.
- Zawiedź cię?- spytał.
- Nie , sama pojadę- wstałam z kanapy- Zaraz wracam kochanie- podeszłam do Meggi i pocałowałam ją.
- Za ile?- spytała.
- Za parę minut- uśmiechnęłam się do niej głaskając ją po główce.
Wstałam i poszłam w kierunki drzwi, tam ubrałam buty i wyszłam z domu prost do naszego auta.
Mieszkaliśmy teraz bliżej domu mojej mamy, dlatego nie musiałam długo do niej jechać.
Kiedy zajechałam na miejsce od razu wypakowałam wszystkie rzeczy, które już wcześniej Justin zaniósł do bagażnika i ruszyłam w kierunki drzwi. Nawet nie musiałam pukać bo od razu na pomoc wyszła Chels.
- Co widziałaś mnie z okna?- spytałam z uśmieszkiem.
- Czekałam aż przyjedziesz- coś mi tu nie grało..albo coś bardzo złego musiało się stać, albo siostra się stęskniła. Swoja drogą..Chelsea na maksa się zmieniła, aż nie mogę uwierzyć w to jaka dojrzała już jest. Dalej jest ze swoim chłopakiem, a on ją bardzo kocha. Ich miłość na prawdę długo wytrwała i mam nadzieje, że będzie trwać zawsze bo widzę jakie szczęście on jej daje.
- A co to się stało?- spytałam zdziwiona.
- Wiesz..po prostu ja ..no kocham cię- wymyśliła coś.
- Kręcisz- zmrużyłam oczy i popatrzyłam na nią- Ale to odkryje potem.
Wzięłam ode mnie dwa pudła, a ja sama niosłam trzy.
- Hej mamo- stęknęłam nie widząc jej.
- Daj mi to dziecko- wzięłam ode mnie te rzeczy i postawiła na podłogę- Czyli to wszystko?
- Tak, to będziesz już wszystko- uśmiechnęłam się patrząc na pudła.
- Kiedy zaczynacie remont?
- Za dwa dni.
- Szybko- powiedziała nagle Chels- Ale nie wydaje mi się, że chcesz rozmawiać o remontach- złapała mnie za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. Wtedy na sto procent wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Powiedz co jest?- wyrwałam się z jej uwięzi kiedy wpadłyśmy do jej pokoju.
- Potrzebuje twojej pomocy- rzuciła szybko, a ja się przeraziłam.
- Mów co jest?
- Bo..mi..się złamał paznokieć i wiesz, może byś mi je zrobiła i w ogóle?- spytała lekko zestresowana.
- Chels- zaśmiałam się- To jest taki dramat?
- No wiesz..- udawała oburzoną.
- Dobra przyszykuj wszystko zrobię ci, bo muszę zaraz lecieć- machnęłam ręką i wygodnie usiadłam na łóżku.
***
- Gotowe- powiedziała w końcu. Długo mi to zajęło bo okazało się, że moja siostra jest bardzo wybredna jeśli chodzi o paznokcie. Ciągle jej musiałam poprawiać, dorabiać, a nawet dwa razy zmieniać kolor bo jej się znudził.
- Dziękuje- przytuliła mnie mocno.
- Nie ma za co- odsunęłam ją i popatrzyłam na nią- A teraz już muszę lecieć- wstałam z jej łóżka, ona również bo poszła odprowadzić mnie do drzwi.
- Dzięki, mamo, że mogę to przechować- powiedziałam jeszcze raz do mamy całując ją w policzek.
- Ależ nie ma za co- przytuliła mnie.
- Paa- pomachałam im zmierzając do drzwi.
- Papa, kochanie
- Paa siostra!
Wyszłam z domu mojej mamy i poszłam w kierunku auta. Nie wiedziałam czemu Chels zachowywała się tak dziwnie, ale coś musiało jej bardzo odbić. Kiedy chciała, żebym pomalowała jej paznokcie to przychodziła z lakierem i mówiła "weź mi zrób", teraz była bardzo podejrzana. Może mi się zdawało?
***
Zamknęłam auto i szczęśliwa poszłam w stronę drzwi wejściowych naszego domu. Pociągnęłam pewnie za klamkę. Myślałam, że zastanę Justina w głównym pokoju, jednak zastałam tam kompletną ciemność.
- Justin?- spytałam zdejmując buty- Justin.
Pomyślałam od razu, że pewnie są w naszej sypialni, ponieważ Meggi pokój był w remoncie, a raczej po prostu nic w nim nie było.
Ruszyłam w stronę pokoju, ale nagle usłyszałam za sobą cichy głos mojej córeczki.
- Mamo..- szybko się odwróciłam i podeszłam do niej.
- Meggi, czemu jesteś sama, gdzie tatuś?- spytałam przejęta.
Meggi wychyliła się zza mnie i pokazała na coś palcem, postanowiłam wolno się rozejrzeć. Za mną stał Justin, trzymał bukiet czerwonych róż i był ubrany w garnitur. Wyjął pilota, dzięki któremu włączyły się piękne białe światła skierowane na mnie. Myślałam, że śnie.
Justin zmierzał do mnie powolnym krokiem, a Meggi przytuliła się do mojej nogi.
- Emily..-powiedział do mnie- Czekałem na ciebie- powiedział nagle.
- Justin..- zaczęłam, ale on przyłożył mi swój palec do ust, uciszając ją.
Nagle w tle zaczęło grać pianino, jak potem się okazało to był Joe. Meggi podbiegła do niego i podziwiała jak gra.
- Od czego zacząć- zaśmiał się Justin- Chciałem, żeby ten dzień był wyjątkowy dla nas obojga. Coś co będziemy pamiętać już na zawsze, coś co będziemy mogli wspominać za kilka lat.
Uśmiechnęłam się do niego czule.
- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą, jesteś wspaniałą kobietą i opiekuńczą matką. Dałaś mi mnóstwo ciepła i otoczyłaś mnie miłością, dzięki której zrozumiałem, że tylko ty mogłabyś kiedykolwiek zawrócić mi w głowie- zaangażował się, a ja miałam już łzy w oczach- Kocham cię szaleńczo i chciałem podziękować ci za te wszystkie lata i za to, że jesteś ciągle obok mnie.
Zaszlochałam, a on otarł mi łzy- Justin..to jest ..na prawdę urocze.
- Chciałbym, żebyś już zawsze sprawiała, że będę budził się szczęśliwy, jeśli ktoś miałby nade mną panować, to nie szantażysta telefonowy tylko ty.
Zaśmiałam się przez łzy.
- Twój uśmiech zawładnął mną, a ty dałaś mi to co zawsze chciałem mieć- Justin miał zaszklone oczy- Nic nigdy nie opisze tego co do ciebie czuje, ale mam nadzieje, że przynajmniej to trochę to przedstawi.
Justin popatrzył na mnie i wręczył mi kwiaty, a kiedy to zrobił uklęknął na jedno kolano. Moje nogi zrobiły się jak z waty i myślałam, że zaraz zemdleje.
- Chcę do końca swoich dni robić ci śniadanie do łóżka i budzić się obok ciebie z myślą, że jesteś tylko moja, a ja jestem tylko twój. Kocham cię całym sercem i chciałbym, żebyś zawsze to wiedziała.
Łzy poleciały mi z polików.
- Emily..- popatrzył na mnie- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moja na zawsze?- spytał w końcu.
Popatrzyłam na niego, apotem na naszą córeczkę, ona jeszcze tego nie rozumiała i po prostu patrzyła na nas jak zawsze. Za to Joe wzruszył się, widziałam to po jego twarzy.
- Tak- pokiwałam głową ciesząc się ja wariatka- Tak chce zostać twoja na zawsze. Założył mi pierścionek na palec i od razu chwycił mnie okręcając kilka razy. Kiedy postawił mnie na ziemie popatrzył mi w oczy.
- Ja śnie prawda?- szepnął stykając się ze mną czołem.
- Skoro to jest sen- pociągnęłam nosem- To już nigdy mnie z niego nie wybudzaj.
---------------------------------
Hejka!
To już koniec!
Muszę wam powiedzieć, że pisanie tego bloga to jedno
z najlepszych rzeczy, dlatego smutno mi, że dobiegł końca.
Mamy szczęśliwe zakończenie i mam nadzieje, że się wam spodoba.
Napiszcie mi jak podobało się wam moje ff
Dziękuję wam za czytanie! To wiele dla mnie znaczy!
A jeśli podobało wam się jak pisałam tego bloga to zapraszam na drugiego:
jbyourselffallinlove
- Za parę minut- uśmiechnęłam się do niej głaskając ją po główce.
Wstałam i poszłam w kierunki drzwi, tam ubrałam buty i wyszłam z domu prost do naszego auta.
Mieszkaliśmy teraz bliżej domu mojej mamy, dlatego nie musiałam długo do niej jechać.
Kiedy zajechałam na miejsce od razu wypakowałam wszystkie rzeczy, które już wcześniej Justin zaniósł do bagażnika i ruszyłam w kierunki drzwi. Nawet nie musiałam pukać bo od razu na pomoc wyszła Chels.
- Co widziałaś mnie z okna?- spytałam z uśmieszkiem.
- Czekałam aż przyjedziesz- coś mi tu nie grało..albo coś bardzo złego musiało się stać, albo siostra się stęskniła. Swoja drogą..Chelsea na maksa się zmieniła, aż nie mogę uwierzyć w to jaka dojrzała już jest. Dalej jest ze swoim chłopakiem, a on ją bardzo kocha. Ich miłość na prawdę długo wytrwała i mam nadzieje, że będzie trwać zawsze bo widzę jakie szczęście on jej daje.
- A co to się stało?- spytałam zdziwiona.
- Wiesz..po prostu ja ..no kocham cię- wymyśliła coś.
- Kręcisz- zmrużyłam oczy i popatrzyłam na nią- Ale to odkryje potem.
Wzięłam ode mnie dwa pudła, a ja sama niosłam trzy.
- Hej mamo- stęknęłam nie widząc jej.
- Daj mi to dziecko- wzięłam ode mnie te rzeczy i postawiła na podłogę- Czyli to wszystko?
- Tak, to będziesz już wszystko- uśmiechnęłam się patrząc na pudła.
- Kiedy zaczynacie remont?
- Za dwa dni.
- Szybko- powiedziała nagle Chels- Ale nie wydaje mi się, że chcesz rozmawiać o remontach- złapała mnie za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. Wtedy na sto procent wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Powiedz co jest?- wyrwałam się z jej uwięzi kiedy wpadłyśmy do jej pokoju.
- Potrzebuje twojej pomocy- rzuciła szybko, a ja się przeraziłam.
- Mów co jest?
- Bo..mi..się złamał paznokieć i wiesz, może byś mi je zrobiła i w ogóle?- spytała lekko zestresowana.
- Chels- zaśmiałam się- To jest taki dramat?
- No wiesz..- udawała oburzoną.
- Dobra przyszykuj wszystko zrobię ci, bo muszę zaraz lecieć- machnęłam ręką i wygodnie usiadłam na łóżku.
***
- Gotowe- powiedziała w końcu. Długo mi to zajęło bo okazało się, że moja siostra jest bardzo wybredna jeśli chodzi o paznokcie. Ciągle jej musiałam poprawiać, dorabiać, a nawet dwa razy zmieniać kolor bo jej się znudził.
- Dziękuje- przytuliła mnie mocno.
- Nie ma za co- odsunęłam ją i popatrzyłam na nią- A teraz już muszę lecieć- wstałam z jej łóżka, ona również bo poszła odprowadzić mnie do drzwi.
- Dzięki, mamo, że mogę to przechować- powiedziałam jeszcze raz do mamy całując ją w policzek.
- Ależ nie ma za co- przytuliła mnie.
- Paa- pomachałam im zmierzając do drzwi.
- Papa, kochanie
- Paa siostra!
Wyszłam z domu mojej mamy i poszłam w kierunku auta. Nie wiedziałam czemu Chels zachowywała się tak dziwnie, ale coś musiało jej bardzo odbić. Kiedy chciała, żebym pomalowała jej paznokcie to przychodziła z lakierem i mówiła "weź mi zrób", teraz była bardzo podejrzana. Może mi się zdawało?
***
Zamknęłam auto i szczęśliwa poszłam w stronę drzwi wejściowych naszego domu. Pociągnęłam pewnie za klamkę. Myślałam, że zastanę Justina w głównym pokoju, jednak zastałam tam kompletną ciemność.
- Justin?- spytałam zdejmując buty- Justin.
Pomyślałam od razu, że pewnie są w naszej sypialni, ponieważ Meggi pokój był w remoncie, a raczej po prostu nic w nim nie było.
Ruszyłam w stronę pokoju, ale nagle usłyszałam za sobą cichy głos mojej córeczki.
- Mamo..- szybko się odwróciłam i podeszłam do niej.
- Meggi, czemu jesteś sama, gdzie tatuś?- spytałam przejęta.
Meggi wychyliła się zza mnie i pokazała na coś palcem, postanowiłam wolno się rozejrzeć. Za mną stał Justin, trzymał bukiet czerwonych róż i był ubrany w garnitur. Wyjął pilota, dzięki któremu włączyły się piękne białe światła skierowane na mnie. Myślałam, że śnie.
Justin zmierzał do mnie powolnym krokiem, a Meggi przytuliła się do mojej nogi.
- Emily..-powiedział do mnie- Czekałem na ciebie- powiedział nagle.
- Justin..- zaczęłam, ale on przyłożył mi swój palec do ust, uciszając ją.
Nagle w tle zaczęło grać pianino, jak potem się okazało to był Joe. Meggi podbiegła do niego i podziwiała jak gra.
- Od czego zacząć- zaśmiał się Justin- Chciałem, żeby ten dzień był wyjątkowy dla nas obojga. Coś co będziemy pamiętać już na zawsze, coś co będziemy mogli wspominać za kilka lat.
Uśmiechnęłam się do niego czule.
- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą, jesteś wspaniałą kobietą i opiekuńczą matką. Dałaś mi mnóstwo ciepła i otoczyłaś mnie miłością, dzięki której zrozumiałem, że tylko ty mogłabyś kiedykolwiek zawrócić mi w głowie- zaangażował się, a ja miałam już łzy w oczach- Kocham cię szaleńczo i chciałem podziękować ci za te wszystkie lata i za to, że jesteś ciągle obok mnie.
Zaszlochałam, a on otarł mi łzy- Justin..to jest ..na prawdę urocze.
- Chciałbym, żebyś już zawsze sprawiała, że będę budził się szczęśliwy, jeśli ktoś miałby nade mną panować, to nie szantażysta telefonowy tylko ty.
Zaśmiałam się przez łzy.
- Twój uśmiech zawładnął mną, a ty dałaś mi to co zawsze chciałem mieć- Justin miał zaszklone oczy- Nic nigdy nie opisze tego co do ciebie czuje, ale mam nadzieje, że przynajmniej to trochę to przedstawi.
Justin popatrzył na mnie i wręczył mi kwiaty, a kiedy to zrobił uklęknął na jedno kolano. Moje nogi zrobiły się jak z waty i myślałam, że zaraz zemdleje.
- Chcę do końca swoich dni robić ci śniadanie do łóżka i budzić się obok ciebie z myślą, że jesteś tylko moja, a ja jestem tylko twój. Kocham cię całym sercem i chciałbym, żebyś zawsze to wiedziała.
Łzy poleciały mi z polików.
- Emily..- popatrzył na mnie- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moja na zawsze?- spytał w końcu.
Popatrzyłam na niego, apotem na naszą córeczkę, ona jeszcze tego nie rozumiała i po prostu patrzyła na nas jak zawsze. Za to Joe wzruszył się, widziałam to po jego twarzy.
- Tak- pokiwałam głową ciesząc się ja wariatka- Tak chce zostać twoja na zawsze. Założył mi pierścionek na palec i od razu chwycił mnie okręcając kilka razy. Kiedy postawił mnie na ziemie popatrzył mi w oczy.
- Ja śnie prawda?- szepnął stykając się ze mną czołem.
- Skoro to jest sen- pociągnęłam nosem- To już nigdy mnie z niego nie wybudzaj.
---------------------------------
Hejka!
To już koniec!
Muszę wam powiedzieć, że pisanie tego bloga to jedno
z najlepszych rzeczy, dlatego smutno mi, że dobiegł końca.
Mamy szczęśliwe zakończenie i mam nadzieje, że się wam spodoba.
Napiszcie mi jak podobało się wam moje ff
Dziękuję wam za czytanie! To wiele dla mnie znaczy!
A jeśli podobało wam się jak pisałam tego bloga to zapraszam na drugiego:
jbyourselffallinlove