wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 37

*Justin*
- Przecież ja go zabije- położyłem telefon na blacie. Kipiałem złością. Na prawdę po tym co zrobił Emily i jej bliskim miałem nadzieje, że się odpieprzy, ale on poszukuje atrakcji. Nie wiem niech idzie na plac zabaw się pokręcić na karuzeli jak mu się nudzi.
- Justin, nie- powiedziała cicho Emily, łapiąc mnie za ramię- To nic nie da, a tylko przyniesie nam problemy.
- Ona ma racje- Joe pokazał na nią łyżką bo akurat jadł jogurt.
Emily pokiwała głową, widziałem w jej oczach strach, a przecież ona nie mogła się stresować, ale no kurka kto by w takim momencie się nie bał ani trochę. Przecież to psychopata.
- Kochanie- złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie tak, że stała między moimi nogami- Nie możesz się tym przejmować, ty tylko dalej jedz cały dzień czekoladę i oglądaj ten swój nudny serial, a ja cię zawsze obronie- uśmiechnąłem się do niej patrząc jej w oczy. Widziałem, że ona tez lekko się uśmiechnęła, cieszyłem się z tego powodu, przecież nie mogłem pozwolić na powtórkę z rozrywki.
Emily przytuliła się do mnie, zrobiło mi się jej tak szkoda. Na prawdę wycierpiała się przez ostatni rok jak nie więcej, a kiedy już wszystko było okej zwalił się na nią kolejny problem.
KILKA DNI POTEM
Emily ciągle siedziała w domu, nie pozwalałem jej wychodzić, przecież ten typ mógł czaić się wszędzie. Ciągle siedzieli z nią Meggi i Joe i każdego dnia wydawało mi się, że to bardzo ich zbliżyło. Co oczywiście było dla mnie dobrą nowiną.
- Idę zawieźć twojemu tacie tą książkę- powiedziałem do Emily wchodząc do salonu- A ty zostań tutaj z Meggi i Joe, okej?- spytałem dla upewnienia, chociaż wiedziałem, że moi wierni ochroniarze nigdzie jej nie wypuszczą.
- Okej- przytaknęła i wstała by mnie przytulić- Wracaj szybko- szepnęła.
- Będę migiem- uśmiechnąłem się do niej trzymając jej twarz w swoich dłoniach. Pocałowałem ją na pożegnanie i wziąłem książkę do ręki. Wyszedłem z domu rozglądając się na prawo i na lewo, jak już obadałem teren wsiadłem do auta i pojechałem w stronę domu taty Emily.
*Emily*
- No co?! Znowu?!- zaczęłam wykrzykiwać na grę w którą graliśmy w trójkę. Ciągle przegrywałam.
- Ktoś tu nie umie przegrywać?- spytał Joe z lekkim uśmieszkiem.
- Co? Ja?- parsknęłam- Nikt nie umie bardziej przegrywać niż ja- złapałam za kontroler i włączyłam nową grę.
- Patrz- powiedziałam do Joe, a oni oboje popatrzyli na ekran. Kiedy weszłam na level od razu rzuciłam się w przepaść i dumna z siebie odłożyła pada- Widzisz?- spytałam Joe.
- Przegrałaś- stwierdził- Co w tym fajnego?- spytał zdziwiony.
- To w tym fajnego, że jednak umiem przegrywać i to z klasą.
Meggi zaśmiała się- Chyba tylko ty tak myślisz.
- Nie ważne- rzuciłam- Fajrant- wyszłam z salonu do kuchni. Miałam ochotę na te ciastka, które Justin wczoraj kupił. Od wczoraj walczyłam ze sobą, żeby nie jeść słodyczy, ale to było ode mnie zdecydowanie silniejsze, nie umiałam sobie ich odmówić. Kiedy zostałam sama w pomieszczeniu odczułam niepokojący strach. Przez te kilka dni nikt nie pisał do mnie sms-ów co było ulgą i zarazem niepokojącym uczuciem. Nie wiedziałam co może temu typowi strzelić do głowy. O wszystkim powiedziałam mamie, ona również bardzo się przejęła i już dzwoniła na policje, ja sama na to nie wpadłam. Niestety już po kilku dniach okazało się, że nie da się go znaleźć, ale śledztwo trwa dalej.
Ktoś zapukał do drzwi i miałam szczerą nadzieje, że to Justin.
- Ja otworzę- zakomunikował Joe. Nawet tego mi zabronił Justin..otwierać drzwi.
- OO to ty- powiedział uciesznie Joe- A kim jesteś?- spytał zdezorientowany.
- Spoko, Joe- podeszłam do drzwi- To moja siostra- rzuciłam się na nią.
- A no tak- zaśmiał się Joe
- Hej!- krzyknęłam.
- Hejka wielorybie- zaśmiała się.
- Radzę ci, żebyś uważała- ostrzegł ją Joe ze śmiechem- Ona jest drapieżna w ciąży.
- Ona zawsze jest drapieżna- szepnęła do Joe uśmiechając się.
- O cześć Meggi- powiedziała jak zobaczyła moja przyjaciółkę.
- Hej mała- uśmiechnęła się do mojej siostry lekko ją przytulając.
- Wejdź, przecież nie będziesz tak stała w przejściu- powiedziałam wprowadzając ją do środka
- Mam coś dla ciebie i ode mnie i od mamy- powiedziała zadowolona i podała mi dwie paczki.
- O to zobaczymy co to- uśmiechnęłam się.
Złapałam za pomarańczową torbę i rozpakowywałam ją.
- Ta jest ode mnie- pokazała palcem.
Kiedy odpakowałam torebkę moim oczom ukazały się majtki z napisem "Jestem w ciąży wstęp wzbroniony"
Zaśmiałam się- Kurczę trafiłaś idealnie- przytuliłam ją.
Zabrałam się za paczkę od mamy, tam znalazłam karnet na lekcję rodzenia w najlepszym miejscu w NY.
- Zawsze chciałam chodzić ta takie zajęcia- patrzyłam na karnet- Ale Justin mówił, że to nie na jego nerwy- wywróciłam oczami- Teraz nie będzie miał wyjścia- zaśmiałam się.
Oprócz karnetu w torebce znalazłam moje ulubione słodycze z dzieciństwa, których nie można było dostać już nigdzie, ale to nigdzie.
- Jak ona je ..znalazła?- spytałam osłupiała.
- Wiesz jaka jest nasza mama- Chels popatrzyła na mnie z oczywistą miną.
*Justin*
Byłem już pod domem Taty Emily. Wziąłem książkę z siedzenia obok mnie i wysiadając oczywiście dobrze zamykając auto.
Stanąłem przed drzwiami i pewny siebie zapukałem.
- Dzień dobry- powiedziałem z uśmiechem.
- O witaj synu- przywitał mnie- Wejdź do środka- zrobił mi przejście w drzwiach.
- Przywiozłem panu książkę- powiedziałem wchodząc do środka.
- O wspaniale- podszedł i wziął ją ode mnie- Usiądź sobie, może się czegoś napijesz?
- Nie dziękuje, ja będę zmykać zaraz- powiedziałem szybko.
- No to mi chociaż powiesz jak tam u was? Policja coś działa?- spytał z przejęciem.
- Na razie niestety nic nam nie powiedzieli interesującego- spuściłem głowę.
- Oni to zawsze tak pracują-narzekał.
- Wiem, już doświadczyłem tego- wywróciłem oczami.
Ojciec Emily przyglądał mi się uważnie w ciszy- Może jak nie chcesz pić to pooglądamy moją kolekcje?- spytał nagle.
Wahałem się, bo wiedziałem, że Emi mnie potrzebuje, ale już dawno z ojcem Emily chcieliśmy umówić się na takie coś i po prostu nie mogłem się oprzeć.
- Nie powinienem..- westchnąłem.
- To szkoda- podpuszczał mnie- Wielka..
- No dobra- uległem- Ale tylko na chwilę.
- Jasne tylko chwileczkę- uradował się.
*Emily*
- Nie ma go już jakieś dwie godziny- powiedziałam do Meggi stojąc przy oknie w kuchni patrząc się w kierunku z którego powinien wyjechać Justin.
- Spokojnie Emily, znasz swojego ojca. Gadki szmatki i zeszło się mu- próbowała banalnie usprawiedliwić sytuacje.
- Ale dwie godziny?!- rozdarłam się tak głośno, że sama się wystraszyłam- Mój ojciec nie gada aż tak długo- powiedziałam łagodniej, ale dalej byłam wściekła. Przecież Justin wiedział, że nie lubię jak mówi, że zaraz przyjedzie, a nie ma go tak długo.
- Emily takie unoszenie się nic ci nie da, po prostu usiądź i czekaj, a nie- powiedziała Chels
- Może masz racje- uśmiechnęłam się lekko.
*On*
- Słyszysz mnie skurwielu?!- darłem się na jakiegoś żałosnego policjancika, któremu udało się mnie złapać- Mam takie wtyki, że możesz być biedny po moim jednym telefonie- groziłem mu.
- O co ci chodzi?- pytał przerażony. Pierwszy raz widziałem takiego ciapciaka glinę, aż dziwne, że biorą takich ludzi na policjantów.
- Masz zadzwonić do nich i powiedzieć im, że mnie złapałeś i nie mają się czego bać.
- Co?- spytał zdziwiony.
- Masz- rzuciłem mu jego telefon- Dzwoń do nich i powiedz, że mnie złapałeś i, że mogą zacząć swobodnie żyć.
- Czyli dałeś się nam złapać?
- HA- zaśmiałem się- Śmieszny jesteś. To będzie kłamstwo, nie mogą się mnie spodziewać tępaku!- darłem się na niego.
- Nie mogę tego zrobić- zaprotestował.
- Co powiedziałeś?!- popatrzyłem na niego.
- Już dzwonię- rzucił szybko.
Westchnąłem. Był tak naiwny jak ta cała Emily.
 Policjant zaczął rozmawiać z tą dziewuchą.
- Już wszystko mamy pod kontrolą...tak jesteś bezpieczna...nie masz się o co martwić...dziękujemy- rozłączył się.
- Uwierzyła?- spytałem poważnie.
Policjant pokiwał głową.
- Jasne, a teraz mi pomożesz stąd uciec- rzuciłem w jego stronę obserwując jego posunięcie.
- Przeginasz.
- Ja dopiero mogę przegiąć.
Spuścił głowę- Wypuszczę cię i powiem, że uciekłeś- wyszeptał.
- Co tam mamroczesz?- nachyliłem się.
- Wyjdź oknem- pokazał na okno w ich pokoju- A ja usunę nagranie.
- Jesteś taki głupi- stwierdziłem.
- Robię to tylko dlatego, że masz mnie w garści, tak to w życiu bym tego nie zrobił!- krzyknął na mnie, a ja szybko złapałem go za koszulkę.
- Co ty powiedziałeś?!- przecedziłem przez zęby.
On już nic nie był wstanie wykrztusić, popchnąłem go na ścianę, nie był mi już do niczego potrzebny. Najważniejsze, że ta szmata łyknęła wszystko, teraz tylko czas pokaże jak skończy się jej szczęście.
*Justin*
- Jest już bardzo późno, muszę lecieć, ale miło było z panem oglądać kolekcję, jest wspaniała.
- Przestań, nie mów do mnie pan, mów mi po imieniu.
Skinąłem głową.
- No i mam nadzieje, że za niedługo ty pokażesz mi swoją kolekcje- uśmiechnął się lekko.
- No jasne- zaśmiałem się i skierowałem się w stronę drzwi. Przesiedziałem tutaj ze dwie godziny słuchając ciekawych historii. Ojciec Emi to na prawdę mega facet.
- No to cześć- powiedziałem wychodząc.
- Cześć, pozdrów moją córeczkę- zamknął za mną drzwi z lekkim uśmiechem.
Dopiero teraz wyjąłem telefon z kieszeni by sprawdzić godzinę. Emily dzwoniła do mnie dokładnie 8 razy i pisała sms-y. Był wyciszony i dlatego nic nie słyszałem. Nie oddzwaniałem bo zaraz i tak będę w domu
***
Zaparkowałem przed domem i wyszedłem z auta, już przed drzwiami stała uradowana Emily, aż byłem ciekawy co się stało.
- Justin!- rozbiegła się i rzuciła się na mnie.
- Uważaj Emily- zaśmiałem się.
- Jestem taka szczęśliwa!- tuliła mnie na chodniku.
- A co się takiego stało?- popatrzyłem na nią.
- Złapali go!- wykrzyknęła.
- Na prawdę?!- ucieszyłem się- To wspaniale- przyciągnąłem ją do siebie.
- Ej może chodźcie do domu!- krzyczała do nas Meggi ze śmiechem.
Oboje stwierdziliśmy, że to dobry pomysł i weszliśmy do domu.
To nie mógł być zły dzień, coś co mogło go zepsuć to czyjaś śmierć, co było by nie możliwe, to znaczy, że nic nam nie zniszczy tego wspaniałego dnia.
---------------------------------------
Cześć!
Oto kolejny rozdział!
Mam nadzieje, że się wam spodoba.
Piszcie mi w komentarzach co myślicie <3
Miłego czytania.
Komentujecie- Motywujecie


poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 36

*Emily*
- Dzięki, że mnie odwiozłeś do domu- popatrzyłam na tatę siedząc w aucie.
- No przecież nie będziesz sama wracać tak późno- oburzył się- Martwił bym się- pogłaskał mnie po głowie.
Uśmiechnęłam się- To w takim razie cześć- chwyciłam za uchwyt i otworzyłam drzwi- Pamiętaj o tym obiedzie za dwa dni- nachyliłam się jeszcze.
- Jasne- machnął mi, a ja zamknęłam drzwi od auta. Wiedziałam, że nie odjedzie dopóki nie wejdę do domu, ale szczerze powiedziawszy to bałam się wejść do domu. Musiałam to zrobić. Stanęłam przed drzwiami i pewnie chwyciłam za klamkę biorąc oddech.
- Przyszła- usłyszałam jak ktoś mówi, głos był znajomy i wydawało mi się, że to Joe.
- Kochanie!- nagle zza rogu wyszedł chwiejący się Justin i chciał mnie przytulić.
- Justin, co ty zrobiłeś?- złapałam go za rękę uniemożliwiając mu uścisk.
- Emily- zaczęła Meggi, na jej szczęście nie była pijana- Nie umiałam ich okiełznać.
Justin zasypiał mi na ramieniu, ciągle opadając, a ja musiałam go podtrzymywać.
- Wiesz..-stęknęłam poprawiając Justina- Mojego chłopaka nie da się okiełznać- puściłam go z braku siły, a on upadł na podłogę.
Wszyscy popatrzyliśmy na Justina leżącego na ziemi, widać, że nie przejął się tym za bardzo i sobie zasypiał.
- A niech leży- machnęłam ręką wzdychając- No..- zaczęłam- Powiecie mi jaki mieliście powód, żeby w domu zrobić pijalnie?
- Przyjechałem ja to wiadomo..loko spoko mała- złapał mnie za tyłek.
- Joe!- zdjęłam jego rękę- Ogarnij się jesteś pijany jak świnia.
- Wiesz co?- spytała Meggi- Schowajmy alkohol, chodźmy na górę, a oni dojdą do siebie i rano będzie już okej.
- Wiesz co?- popatrzyłam na nią- Świetny pomysł.
- I święty spokój- dopowiedziała i przybiła mi żółwika.
Pochowałyśmy alkohol do najwyższych półek. Nie musiałam się martwić o to, że Justin je znajdzie, bo Justin to nawet nie był w stanie ruszyć ręką. Bardziej bałam się o Joe, który mimo tego, że ledwo co ogarniał świat, jeszcze wlewał w siebie pełne butelki.
***
- Wszystkie?- spytałam.
- Tak- odpowiedziała Megs chowając ostatnią.
- Gdzie idziecie cziki?- uśmiechnął się z myślą, że to będzie urocze. Niestety to było totalne przeciwieństwo tego słowa.
- Joe- zatrzymałam się przy nim, nachylając się- I D Ź S P A Ć!- przeliterowałam mu to wyraźnie.
- Idź na górę Meggi- powiedziałam jej- A ja wezmę coś do jedzenia- posłuchała mnie, a ja wyjęłam z szafki czekoladę i ciastka.
Kiedy już szłam w stronę schodów, zatrzymałam się przy Justinie i przykucnęłam obok niego.
- Nawet jak jesteś pijany to jesteś uroczy- pocałowałam go lekko w usta. Na prawdę go kochałam. Fakt Justin przesadzał i wychodził po za granicy normalności, ale to przecież w takim Justinie się zakochałam.
Popatrzyłam na niego i lekko się uśmiechnęłam głaskając go po twarzy. Wstałam i wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju.
- Jestem- weszłam zamykając za sobą drzwi.
- I jak twój królewicz?- spytała.
- Nie zbudził się po pocałunku- usiadłam obok niej na łóżku.
- Chyba poplątałaś bajki- zdziwiła się.
- Może- zaśmiałam się odpakowując czekoladę.
Kiedy miałyśmy z Meggi dla siebie chwilę to w końcu opowiedziała mi co się stało..na prawdę odjęło mi mowę. Jest dla mnie taka ważna i nie chcę żeby cierpiała, przez tego dupka. Siedziałyśmy przytulone chyba z 15 minut, a ona płakała mi w ramię. Wiedziała do kogo się ma zwrócić. Wie, że zawsze może na mnie liczyć. Będziemy najlepszymi przyjaciółkami zawsze, nawet po śmierci.
- Nie płacz kochanie- pogłaskałam ją po głowie.
To ją wykończyło, szybko zasnęła.
RANO
Nie wzięłyśmy do pokoju nic do picia, a strasznie na się chciało pić.
- Dobra to która tam schodzi?- spytałam Meggi chodząc w tą i z powrotem.
- Może ja bo ty jesteś w ciąży i nie możesz się narażać- wstała.
- Nie puszczę cię tam samą- podeszłam i złapałam ją za ramiona.
- Chodźmy razem- zaproponowała wystraszona.
- Wiesz co? Ty to masz łeb- podeszłam do drzwi, uchyliłam je lekko i wyglądnęłam.
- I co?- spytała.
- Idziemy- wyszłam z pokoju i cicho zeszłam po schodach- o boże- szepnęłam zatykając ręką usta. Meggi zrobiła to samo.
Chyba tylko w bajkach mogło by to skończyć się dobrze. Kiedy zeszłyśmy naszym oczom ukazał się śpiący Justin na kanapie, cała drogą od jego poprzedniego miejsca spoczynku po aktualne była zarzygana. Joe leżał na podłodze, bo najwyraźniej zsunął się z blatu. Z blatu kapały wymiociny, a obok niego leżały butelki po mocnym piwie. Liczyłyśmy butelek wyszło 19, jak na dwie osoby no to dużo.
- O fuj- pisnęła Meggi.
- Nie będziemy tego sprzątać- popatrzyłam na obrzyganego Justina i lekko się skrzywiłam- Sami to będą sprzątać.
- Teraz to mi się nawet pić odechciało- powiedziała Meggi.
- I tak byśmy się nie przedostały do kuchni, przez tą fosę wymiocin.
- Otwórzmy okna, strasznie tu śmierdzi- Meggi podeszła do okna tarasowego i szeroko je otworzyła.
Podeszłam do swojego chłopaka i potrząsnęłam nim - Justin!- krzyknęłam- Justin wstawaj!
Lekko otworzył swoje oczy.
- Emily nie krzycz tak proszę- skrzywił się.
- Wstawaj!- krzyknęłam jeszcze głośniej.
- Głowa mi pęka- złapał się za nią.
- Nic dziwnego królewiczu.
- Dasz mi tabletki?- spytał cicho.
- Wstań i idź po nią sam, bo ja nie będę przechodziła przez rzygi Joe.
Justin ledwo co się wygramolił, jeszcze lekko się chwiał.
Zauważyłam, że Meggi podeszła do Joe i chciała go obudzić, ale on nie reagował. A jedyne co mnie zdziwiło to to, że jednak odważyła się tam podejść.
- Co zachlał się?- spytał Justin nalewając wodę.
- Nie mów tak!- pisnęła Megs, a my lekko się zdziwiliśmy patrząc na nią pytająco.- Prz..ecież to twój przy..przyjaciel co nie?- zakłopotała się.
- Tak..- powiedział wolno Justin biorąc łyka wody.
- Wiesz co dobrze, że ty się nie zachlałeś- przeszłam obok niego mówiąc ironicznie, ale na wystarczającej odległości ciągle patrząc pod nogi.
- EJEJ- przyciągnął mnie do siebie- Nie powinnaś tego mówić z taką ironią- szepnął mi do ucha.
- Puść mnie bo śmierdzisz- zaśmiałam się wyrywając się z jego uścisku,ale za to on całował mnie po szyi.
- A ty pachniesz pięknie- szepnął mi w szyje.
- To było ironiczne?- odwróciłam się i popatrzyłam na niego.
- Nie- powiedział dość poważnie.
- Masz szczęście- pocałowałam go przygryzając jego dolną wargę.
***
*Justin*
Kiedy już mniej więcej zacząłem kontaktować i ogarniać życie posprzątałem z grubsza, a potem wyszliśmy sobie na spacer z Emily, a Joe i Meggi zostali w domu..nie chcieli z nami iść.
- Nie uważasz, że Meggi i Joe bardzo się do siebie zbliżyli?- spytała mnie Emi idąc ze mną za rękę.
- To była tylko jedna noc, na której  poznali się dobrze, a przynajmniej lepiej niż do tej poty, ale muszę przyznać to jest podejrzane- stwierdziłem.
- Ale po tym wszystkim co przeżyła, aż dziwne mi się wydaje flirtowanie z innym- ścisnęła moją rękę.
- Emily, daj żyć..ona idzie dalej na przód- popatrzyłem na nią.
- Niby tak..- przedłużyła- Ale Joe to nie jest..dla niej..dobra osoba- wyrzuciła z siebie.
- Wiedzą na co się piszą- broniłem ich, bo wiedziałem jaka jest czepialska.
- A ja wiem jaki jest Joe..babiarz. On ją zrani- stwierdziła. Jak zwykle Emily coś powie to tak jest i koniec.
- Emily daj spokój, ona też myślała, że ciebie skrzywdzę, ale jakoś mnie zaakceptowała. Teraz czas na ciebie- uśmiechnąłem się- Tym bardziej, że Joe to mój przyjaciel i wiem, że nie przegina..aż tak bardzo- szepnąłem koniec zdania.
- Co mówiłeś?- spytała.
- Nic- powiedziałem cicho uśmiechając się pod nosem.
- Justin! Słyszałam!- uderzyła mnie w ramię.
- To po co pytasz jak słyszałaś?- zaśmiałem się uciekając przed nią bo ta moja zwariowana dziewczyna rozpędziła się na mnie co w rezultacie prawie skończyło się wypadkiem samochodowym. Mimo to uwielbiałem jak to robiła, bo kiedy się wkurza to jest urocza.
***
- Jesteśmy! I mam nadzieje, że wam nie przeszkadzamy... Już ściągamy buty! Już prawie! Ja mam jednego , a Justin jeszcze dwa!- krzyczała do nich jakby chciała dać im ostrzeżenie, że już jesteśmy i mają się ubierać zanim ona ich nakryje bo było by to dla niej dziwne przeżycie.
- Emily, przestań- złapałem ją za ramię.
- A co jeśli..?- popatrzyła na mnie skrzywiona.
- A co jeśli, a co jeśli?!- krzyczałem na nią szeptem- A nawet jeśli to co, przecież to też dom Joe- zauważyłem.
- Ale to moja przyjaciółka!- odkrzyknęła mi szeptem podskakując z nerwów w miejscu.
- Przepraszam- odchrząknęła Megs- Mogę wiedzieć co tu knujecie?
- Meggi, czemu ty? Ale?- zadawała jej pytania, jakby to ona była w kłopotach i próbowała się wytłumaczyć.
- "Czemu nie jestem nago?"- zaśmiała się- "Ale przecież zostaliśmy sami?"- próbowała dokończyć pytania Emi.
- O hej- podszedł Joe, opierając się na Megs.
- Co?- Emily stała osłupiała.
- Co ty myślałaś, że wykorzystaliśmy pierwszą lepszą okazję, żeby się ze sobą przespać?- spytała banalnie Meggi- Znasz mnie od wczoraj?
- Nie, ale..ja..myślałam, że między wami zais..krzyło, czy coś.
Meggi popatrzyła na Emily, skanując jej twarz- Mogę cie na słowo?- złapała ją za rękę i lekko pociągnęła w stronę salonu.
*Emily*
- Na prawdę sądzisz, że ja jestem do tego zdolna?- spytała oburzona.
- Nie no wiesz ja..
- Mylisz się Emi- uśmiechnęła się po chwili- Joe jest na prawdę zabawny i dobrze spędza mi się czas i to tyle rozumiesz?- oparła ręce na moich ramionach.
- Tak- pokiwałam głową uśmiechając się lekko.
Nie była tak bardzo przekonana jak ona, ale może to był najwyższy czas, żeby wziąć sobie słowa Justina do serca. To jej życie.. Ja sobie je ułożyłam, a teraz czas na nią.
*Justin*
- No i co ty tam wydziwiasz z Meggi?- spytałem go jak zostaliśmy sami.
- Nie wiem, jak ona to odbiera.., ale mi się na prawdę..jakoś podoba- powiedział skrępowany.
- Serio? Stary- klepnąłem go po ramieniu.
- Ale nie w ten sposób..ona jest inna, niż wszystkie, nawet niż Karie- nie sądziłem, że to powie, ale jednak- Jest sympatyczna i urocza, na prawdę jest idealna- mówił jak nakręcony.
- Myślę, że ona ci się podoba- położyłem rękę na jego ramieniu.
- Tak..właśnie to powiedziałem.
- No wiem- wziąłem łyka wody- Chciałem cię utwierdzić w tym lecąc w konkret- uśmiechnąłem się do niego.
- Podziałało- zaciągnął się powietrzem- Czuję, że dla niej mógłbym się zmienić.
- ŁOO- zdziwiłem się- Chociaż w sumie..Ja dla Emily też się zmieniłem i to całkowicie i muszę ci powiedzieć, że to była najlepsza zmiana w moim życiu, bo dziś wiem, że dla mojego aniołka zrobił bym wszystko- westchnąłem rozmarzony.
- Znasz się na rzeczy- patrzył na mnie.
- Miłość jest wspaniała- stwierdziłem- I mogę dać ci radę.
- Dawaj.
- Powiedz jej, że ją kochasz dopiero w znaczącym momencie.
- Czyli w jakim?- poprawił się na krześle.
- Ona w końcu zauważy, że ją kochasz mimo to, że jej tego nie powiesz. Kiedy na przykład będzie źle i będziesz czuł, że ona chcę odejść, powiedz jej, że ja kochasz.
- Kiepski moment- stwierdził.
- Nie..stary słuchaj. Powiedzieć jej to możesz zawsze, ale kiedy powiesz jej to w traumatycznym momencie, ona poczuje, że na prawdę ją kochasz i, że będziesz zawsze, rozumiesz?- spytałem z lekkim uśmiechem.
Pokiwał kilka razy głową- Rozumiem, jesteś niezły w te klocki.
Tego nie dało się ukryć.
OKOŁO TRZY MIESIĄC POTEM
*Emily*
Przez te całe trzy miesiące nie zmieniło się kompletnie nic, oprócz mojego rozmiaru. Zmienił się aż o jeden!
Co miesiąc jeździliśmy na badania kontrolne, z naszym bobasem i ze mną wszystko w porządku, Justin cieszy się z tego tak bardzo, że płacze na badaniach i myśli, że nic nie widzę, a kiedy się spytam co się stało to mówi, że wpadło mu coś do oka..no tak.. łzy.
Nasze relacje są wprost jak z jakiegoś romantycznego filmu, jednak dziecko umie połączyć dwie osoby. To było tak wspaniałe, że aż założyłam pamiętnik. Piszę w nim codziennie i chowam go przed Justinem, bo już raz przeczytał, jak napisałam, że ma ładny tyłek i do dziś wypomina mi, że to on z naszej dwójki ma najfajniejszy tyłek..ta chyba w snach. Moja mama i tato odwiedzając nas regularnie. Chels nie przyjeżdża z mamą, ponieważ chciała stać się totalnie odpowiedzialna i przychodzi sama. Chociaż moim zdaniem i tak uprawiając seks w tym wieku to szczyt odpowiedzialności.
Moja przyjaciółka zawsze jest obok mnie i pomaga mi we wszystkim, nigdy nie czułam się tak wdzięczna jakiemuś człowiekowi. Apropo's Joe i Megs..ona jakoś nie wiążę z nim większych możliwości, ale widzę w jej oczętach, że czuję do niego jakąś miętę. Nawet z Justinem ich obgadujemy czas, bo wiadomo, że pasują do siebie jak dwie krople wody, a jedno i drugie ma kołek w dupie. Gdybyśmy byli nimi to już dawno mieli by 5 dzieci. HAHA, a niech spróbuje jej tyle zrobić..Uważaj sobie Joe.
- Justin!- krzyknęłam przebierając w szafie, poczułam, że zanosi mi się na łzy- JUSTIN!
- Co się stało?!- wpadł do pokoju.
Rzuciłam mu się na szyję.
- Co się stało?- ponowił pytanie.
- Pamiętasz tą moją obcisłą koszulkę?- spytałam rozpaczliwie trzymając ja w ręku.
- Pamiętam- rzucił patrząc na mnie.
- To już jest za bardzo obcisła!- rzuciłam ją na ziemię i wtuliłam się w niego znowu, a Justin na to zaśmiał się.
- O to ten cały ryk?
- Uważasz, że co?- spytałam podirytowana- Że to nie jest ważne?
- Nie no..wiesz..- Jąkał się- tak..tak uważam- podrapał się po głowie.
- Aha- oderwałam się od niego i podniosłam koszulkę z podłogi- Zadzwonię do Meggi, ona mnie zrozumie- prychnęłam na niego i wyszłam z pokoju.
*Justin*
Miała humorku jakby była w ciąży pozamacicznej z okresem. Czasem nie mogłem wytrzymać dramatów o byle co. W tamtym tygodniu zauważyła, że nie ma jej ulubionych płatków, a kiedy powiedziałem, że nic się nie stało pojadę po nie do sklepu to zasugerowała mi, że tylko czekałem na moment, żeby wyjść i płatki to tylko wymówka.
Dwa dni temu wylała sok na podłogę i kiedy chciałem je pomóc go powycierać, stwierdziła, że jestem beznadziejny, przecież ona nie jest nienormalna i umie powycierać sok, nie rób z niej debilki Justin!
Zszedłem po schodach kiedy zadzwonił dzwonek to pewnie Joe. Kiedy przechodziłem przez salon, zauważyłem smutną Emily. Siedziała na kanapie, przytykającą twarz do koszulki i narzekająca przez telefon, zaśmiałem się, ale tak na prawdę zastanawiałem się jak Megs to wszystko wytrzymuje.
- Nie nie musisz do mnie jechać- usłyszałem jak przez mgłę słowa swojej dziewczyny i chwyciłem mocno za klamkę.
- Siema stary- przybiłem piątkę z Joe. Był na weekendzie u rodziców w Teksasie i dlatego go nie było jakoś 2 tygodnie, ale nic nie stracił..
- Siema, jak tam?- spytał.
- Nie na prawdę, nie trzeba..- oboje usłyszeliśmy głos Emi zanim zdążyłem odpowiedzieć- Nie słuchaj, ja przecież się nie potne bo jakaś bluzka jest na mnie za mała- parsknęła, ale szybko zaczęła płakać- oboje popatrzeliśmy na nią zdziwieni.
- No właśnie to- odpowiedziałem mu na pytanie.
- ŁOŁ laska zmienia humor jak rękawiczki- skomentował odkładając torbę.
- Jak nie szybciej- popatrzyłem na niego.
- Hej Joe- zobaczyliśmy jak Emi wchodzi do kuchni.
- Co tam mała? Co znowu jest na ciebie za małe?
Emily szybko spiorunowała go wzrokiem- Każdy musi mnie dzisiaj dołować? Zejdźcie ze mnie, ok?!- wyszła z kuchni.
Złapałem ją za rękę- Ja na prawdę wszystko rozumiem, ale nie zniosę, więcej twoich humorków.
- W takim razie znajdź inną laskę!- oburzyła się- Ariane?
To było nie na miejscu, widziałem w oczach Emily, że zrobił jej się głupio.
- Przepraszam- zakryła usta rękami- Nie chciałam na prawdę- rzuciła się na mnie z płaczem- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie chciałam Justin!- krzyczała.
Na początku byłem troszkę oburzony, ale po chwili zrobiła się rozkoszna.
- Już cicho -pocałowałem ją w czoło.
Nagle do Emily przyszedł sms.
- O czekajcie- zaćwierkała, ale oboje zauważyliśmy, że coś jest z nią nie tak.
- Pewnie buty przyjdą nie w tym tygodniu, ale w przyszłym..standard- powiedziałem do Joe.
- Albo przyślą wam za mało prezerwatyw- zaśmiał się.
- Ej my z Emi nie zamawiamy prezerwatyw. My mamy swoje- zaśmieliśmy się we dwójkę, a Emi dalej stała jak osłupiała.
- Justin..- powiedziała cicho.
- Co? Skończyła się odzież ciążowa na stronie?- wziąłem łyka wody, która leżała na blacie.
- Just..
- Niech zgadnę..pewnie body w kolorze żółtym, już są zaklepane..- parsknąłem ze śmiechu patrząc na Joe.
- On wrócił- powiedziała cicho ściskając telefon.
- Kto?- od razu oprzytomniałem.
Nic nie zrobiła tylko podała mi telefon, a jej łza spłynęła po policzku spadając na moją dłoń.
"Cześć mała, może myślałaś, że dalej siedzę, albo, że nie żyje? Jak ktoś ci tak powiedział to przepraszam, że musiał się tak okłamać. Wróciłem i chcę tylko jednego..mam nadzieję, że wiesz o co chodzi"
Kiedy przeczytałem tego sms-a osłupiałem. Myślałem, że mamy z głowy tego typa. On na prawdę jest nie normalny skoro ciągle chce się mścić. Nie mogłem na to pozwolić. Nigdy.
----------------------------
Hejka to kolejny rozdział!
Już prawie koniec.
Jak myślicie jak się skończy?
Komentujcie, chcę was na koniec zobaczyć! :*
Odwiedzajcie mojego drugiego bloga
Miłego czytania.



sobota, 16 lipca 2016

Rozdział 35

*Justin*
- Nie odbiera?- spytała przejęta Meggi. Faktycznie tak jak mówiła nic nie piła.
- Nie- odłożyłem zdenerwowany telefon.
- Spokojnie, może rozmawia z tatą nie przeszkadzaj jej kurka blaszka- wyjąkał Joe.
- Ej mała napij się- powiedział do Meggi.
- O nie- popatrzyła na niego- Nie chcę wyglądać jak ty.
- Dawaj- powiedziałem, przecież nic się nie stanie.
- O powiedział, a ty czemu się nie napijesz?- spytała oburzona.
- Bo..ja czekam, aż Emily odbierze- tłumaczyłem się
- Nie pierdol!- krzyknął Joe- Nie pijesz bo wymiękasz- zaczął się śmiać- Ciapciuś!
- Ja wymiękam?- podszedłem do blatu i podniosłem alkohol przechylając butelkę do moich ust.
Megs i Joe zaczęli mi dopingować i bić brawo.
Odłożyłem butelkę i popiłem sokiem.
- I jak?- spytał Joe.
- No zajeb-biście- czknąłem.
- I to rozumiem- poklepał mnie- Teraz się nie muszę za ciebie wstydzić przed tą laseczką- odwrócił się do Meg i puścił jej oczko po czym zabrał się za piwo.
Czułem się dziwnie z tym, że nie mam od Emily żadnych oznak życia, ale mimo to robię na chacie jakąś imprezę.
*Emily*
Wiedziała, że Justin na pewno martwi się o mnie, bo przestałam pisać i wyciszyłam telefon, ale właśnie weszłam do domu ojca.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę- przyszedł do salonu z herbatą i usiadł obok mnie.
- Ja też- uśmiechnęłam się do niego.
- Co cię do mnie sprowadza kochanie?- spytał głaskając mnie po głowie.
- Mam sprawę..no wiesz..- jąkałam się.
- Co się dzieje, powiedz mi na spokojnie- zauważyłam, że zaczął się denerwować.
- Chodzi mi o mamę- poprawiłam się na kanapie.
- Co zrobiła?- spytał poważnie łapiąc mnie za rękę.
- Ona..- westchnęłam, żeby ochłonąć- Czy ty..?- miałam łzy w oczach.
- Kochanie- położył mi rękę na ramieniu, a ja zaczęłam się wachlować jedną ręką.
- Czy ty wiedziałeś, że ona chciała dokonać aborcji ze mną w ciąży?- powiedziała w końcu i razem z tymi słowami popłynęły mi łzy.
Popatrzył na mnie, jakny znieruchomiał kompletnie.
- Tylko nie kłam masz mi powiedzieć prawdę..- nakazałam.
- Pierwszy raz o tym słyszę- powiedział dalej w szoku.
- Jest coś jeszcze.
- Może być coś gorszego?- wstał z kanapy cały w nerwach- Kurwa- przeknął rzucając się po całym pokoju- Jak ona mogła mnie tyle czasu okłamywać.
- Tato..-powiedziałam cicho.
- Jest coś jeszcze co powinienem wiedzieć?!- krzyknął po czym złapał stojącą lampę na półce i zrzucił ją. To pokazało mi, że na prawdę źle zniesie tą drugą wiadomość.
- Nie krzycz- powiedziałam cicho. Przecież nie mogłam się denerwować.
- Przepraszam- podszedł do mnie i mnie przytulił- Przecież to nie twoja wina.
- Sama się tego dowiedziałam ostatnio- zaszlochałam.
- Moja biedna- pogłaskał mnie przyciskając jeszcze mocniej- Ona mnie popamięta- zagroził, a ja od razu odsunęłam się od niego.
- Nie tato, nie mów tak bo nie powiem ci już nigdy nic- obraziłam się.
- Czy powinienem wiedzieć coś jeszcze?- spytał patrząc na mnie, widziałam, że spłynęło mu parę łez..na prawdę było mi go szkoda.
- Bo ja dowiedziałam się też..- zaczęłam płakać. To na prawdę było dla mnie ciężkie- Że..Ty..
- Że ja co?- spytał zniecierpliwiony.
- Że ona chciała mnie usunąć..bo jaa- zaczęłam płakać.
- Bo ty co?- spytal zrozpaczony.
- Bo ja nie jestem twoją córką- wyrzuciłam to i popatrzyłam na niego. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, widać , że było mu cholernie smutno i był zły.
- Tato powiedz coś..- nakazałam cicho.
- Kocham cię- popatrzył na mnie i wyszedł z domu.
- Tato!- wybiegłam za nim- Tato co ty robisz?!- krzyczałam jak widziałam, że wchodzi do garażu.
- Zabije szmatę!- wykrzyczał i wsiadł do auta.
- Tato!- krzyknęłam i próbowałam otworzyć auto, ale było zamknięte- TATO!- patrzyłam jak odjeżdża..byłam bez radna, nie wiedziałam, że zareaguje aż tak..
Szybko wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Justina.
- Halo Justin?- spytałam.
- T-ak to ja- zaśmiał się. To było podejrzane miał dziwny głos.
- Daj mi to- usłyszałam znajomy głos to była Meggi, aż serce mi stanęło, co ONA ROBI Z MOICH CHŁOPAKIEM?!
- Halo Emi?- spytała
- No ja- powiedział oschle.
- To nie jest tak jak myślisz, bo jestem pewna, że o tym pomyślałaś.
- Zależy o czym mówisz..
- Przyszłam do ciebie, ale zastałam Justina, zaprosił mnie na herbatę, a potem przyszedł Joe..
- Czekaj..Joe, przecież on jest na Malediwach- powiedział rozkojarzona.
- Wrócił..i oni trochę wypili..
- A no tak chwilę mnie nie było.
- Chodzi o to, że zostałam tutaj właśnie po to, że gdy stanie się taka sytuacja, że zadzwonisz i będziesz potrzebować czegoś, albo jakby ci się coś stało to, żeby Justin jak wariat nie pojechał autem.
- A no w sumie- zrozumiałam.
- Czy coś się stało?
- Tak..niestety mój ojciec zareagował bardzo ostro i jest w drodze do mojej matki.
- On wie gdzie ona mieszka?- spytała zdziwiona.
- Kontaktowali się kiedyś w mojej sprawie więc wie- westchnęłam- I właśnie dlatego chciałam, żeby Justin tu oo mnie przyjechał, ale widzę, że muszę zadzwonić po taksówkę.
- Przykro mi to mówić, ale niestety tak..- mówiła zmartwionym głosem.
- Cały Justin..no dobra to pa- rozłączyłam się i wybrałam numer na taksówkę.
***
Po 10 minutach przyjechała pod dom mojego ojca. Zamknęłam go swoimi kluczami i wsiadłam. Ciągle bałam się, że będzie za późno, a ojciec zwariuje i przesadzi..
- Może pan jechać szybciej?- wychyliłam się zza siedzenia.
- Panienko i tak jadę za szybko..
Zmartwiłam się to jest trochę drogi..
***
Po około 25 minutach w końcu dojechaliśmy, samochód mojego ojca stał pod domem.
- Dziekuje, proszę pieniądze- podałam mu i szybko wysiadłam wbiegając do domu.
Mój tato trząsł moją mamą a ona okładała go rękami.
- Przstańcie!- krzyknęłam, a oni na mnie spojrzeli.
- Zabije ją! Cały czas mnie okłamywałaś! Jak mogłaś mi to zrobić?!- szarpał ją, a ona piszczała. Podbiegłam do nich i próbowałam ich oddzielić. Kiedy mi się to udało to zaczęłam im matkować.
- Zachowujecie się jak dzieci! Przestańcie. Co ojciec myślisz, że mnie to nie bolało? A ty mamo? Myślisz, że to nie leży po twojej winie? Ogarnijcie się!
- Jak ją zabije to się ogarnę!- rzucił się na nią.
Nie wiedziałam co mam zrobić, przecież nie mogłam nasłać policji na swoich rodziców. Zastanawiałam się, nie mogłam wchodzić w bójkę, postanowiłam posunąć się do ostatecznych kroków, zawsze powtarzali mi, że "Miłość uciszy każdą burzę"
- JESTEM W CIĄŻY!- krzyknęłam na cały dom. Co jest większą miłość, jak nie miłość to swojego wnuczka?
Oboje ucichli, tato puścił mamę, a ona puściła jego. Popatrzyli na mnie, a ja na nich.
- Przestaniecie w końcu narażać mnie na stres?- spytałam spokojnie- Możemy usiąść i porozmawiać?
Pokiwali głowami
***
- Niestety wiem tato jak się czujesz, kiedy dowiedziałam się, że nie jesteś moim tatą poczułam się tak samo..jednak potem ktoś uświadomił mi, że i tak zawsze będę cię kochać jako tatę i możesz być bezpieczny, bo nie chcę poznać prawdziwego ojca- uśmiechnęłam się do niego.
- Kochanie, ja nigdy w życiu nie przestanę cię kochać- powiedział do mnie ciepło- Przyznaję, że poczułem złość do twojej matki bo tyle lat ukrywała to, ale..nie zmienię tego.
- Ja niestety też nie- powiedziała moja mama- Przepraszam cię, przecież nie chciałam zrobić ci krzywdy.
- Niestety takim zachowaniem robicie krzywdę mnie i Chels. Mamo usłyszałam od ciebie wiele nie miłych słów, zostawiłaś mnie jak byłam w szpitalu bo zaszłaś w ciąże z przyjacielem moje chłopaka.
Popatrzyłam na tatę, był już tak załamany, że nawet nie chciał komentować jej dziecięcego zachowania.
Mama spuściła głowę- Kochanie wiesz, że nie chciałam cię zranić, przecież nosiłam cię pod serce, jesteś moim słoneczkiem, całym światem.
Zrobiło mi się miło jak w końcu to powiedziała.
   Po na prawdę długiej i poważnej rozmowie, doszliśmy do wniosku, że moja mama się zmieni, a moje relacje z tatą nie.
- Cieszę się, że już jest wszystko w porządku- uśmiechnęłam się do nich.
- Ja również- powiedziała mama.
- I ja- uśmiechnął się tata.
- Nieźle wymyśliłaś z tą ciążą, żeby nas uciszyć- wzięła łyka herbatki, a te słowa zamurowały mnie wewnętrznie.
- Ale..- popatrzyłam na nią poważnie- Ja jestem w ciąży.
Rodzice popatrzyli na siebie, a potem na mnie.
- Na prawdę?- wstała ucieszona mama- Tak się cieszę- przytuliła mnie.
Popatrzyłam na tatę on popłakał się ze wzruszenia.
- No chodź do mnie- otarł łzy i przytulił mnie.
Widać, że na prawdę cieszyli się, że zostaną dziadkami to było dla mnie idealne zakończenie miałam wspaniałego faceta, dziecko w drodze, kochaną przyjaciółkę i siostrę, no i w końcu pogodzonych rodziców, teraz mogłam żyć z myślą, że nic nie popsuje mojego szczęścia. Nic i nigdy.
------------------------
Hejka kochani!
Wielki koniec zbliża się wielkimi krokami mam nadzieję, że zostaniecie ze mną
Mam tutaj taką wiadomość. Zaczęłam pisać nowego bloga. Kocham pisanie i na pewno nie zrezygnuje z niego tak szybko. Przygoda z tym blogiem wprowadza mnie w inne i to mi się na prawdę bardzo podoba. Możecie być pewni, że to, że mam już nowego bloga, wcale nie wpłynie na aktywność na tym, a więc jeśli
podoba się wam to jak piszę i jesteście zainteresowani to wejdzie na niego, na pewno będę szczęśliwa :)
Nowy blog  Mam nadzieję, że również wam się spodoba :)
Komentujecie- Motywujecie <3

czwartek, 14 lipca 2016

Rozdział 34

*Emily*
Chyba musiało minąć kilka dni, żebym mogła zastanowić się nad moją decyzją. Justin próbował mnie do niej jeszcze namówić jednak ja nadal miałam co do tego złe przeczucia. Jasne moja mama i mój tato powinni mieć świadomość, że poraz pierwszy zostaną dziadkami..chociaż nie wiadomo jak moja matka, ona to już może mieć 8 wnucząt.
- Przyniosłem ci herbatkę- wszedł Justin zamykając za sobą drzwi. Leżałam sobie na łóżku i oglądałam mój ulubiony serial, on za nim nie przepadał dlatego wiedziałam kiedy zacząć go oglądać, najlepiej kiedy było brudno w domu, bo kiedy Justin widział, że oglądam serial zaczął sprzątać.
- Dziękuję gosposiu- posłałam mu uśmieszek. Teraz Justin stwierdził, że ja nie powinnam się przemęczać, a on będzie robił wszystko sam..no tak, czekam dnia, w którym w końcu poprosi mnie o pomoc.
- I jak podjęłaś decyzje?- spytał siadając obok mnie na łóżko podając mi kubek.
- Jeszcze nie- wzięłam łyka.
- Dzwoniła do mnie twoja mama dwa dni temu- oznajmił mi.
- Co?!- uniosłam się- I mówisz mi to dopiero teraz?
- Emily, kiedy miałam ci to powiedzieć, dwa dni temu jak ją zwyzywałaś od najgorszych i mówiłaś, że nie chce o niej słyszeć?
- No tak..- spuściłam wzrok na kubek- Racja.
- No racja, racja- pokiwał głową.
Ciągle ciskałam się do niego jak szalona, a przecież ani nie chciał dla mnie źle, ani nie chciał mi uprzykrzyć życia.
- Słuchaj mnie Emily- złapał mnie za rękę i popatrzył mi w oczy- Wiesz, że każda twoja decyzja to dla mnie dobra decyzja i wiem, że chowasz urazę do mamy i uwierz mi wcale ci się nie dziwie- pogłaskał mnie po policzku co wywołało u mnie uśmiech- Ale gdybym ja miał dziecko to chciałbym wiedzieć, że zostanę dziadkiem, na prawdę. Nawet nie wiesz ile by to dało szczęścia twojej mamie.
Popatrzyłam na niego. No kurczę miał racje, pewnie też bym chciała wiedzieć o tym, że zostanę babcią.
- Po co ona do ciebie dzwoniła?- spytałam nagle.
- Chciała wiedzieć co u ciebie.
- To niech wie, że ŹLE- podkreśliłam to słowo, wstając z łóżka.
- Gdzie idziesz?- Justin oglądnął się za mną zdziwiony.
- Jadę do ojca. On zasługuję na prawdę, tyle lat go okłamywała, nie będzie cierpiał.
Wiedziałam, że gdy powiem mu, że nie jestem jego córką to coś w nim umrze na zawsze, ale powinien to wiedzieć.
***
Po 20 minutach wyszłam już ubrana i uczesana.
- Może cię zawiozę?- zaproponował Justin.
- Przejdę się.
- Ale to jest daleko- zrobił przejętą minkę.
- Mam dużo czasu- popatrzyłam na niego i złożyłam na jego ustach pocałunek- Wrócę za jakiś czas.
Zmierzałam w stronę wyjścia.
- Masz ciągle odbierać telefony i uważać na siebie- mówił Justin schodzący za mną ze schodów- Jasne?
- Oczywiście tato- pocałowałam go jeszcze raz i ubrałam buty- Przyjdę przed dobranocką.
- Dobranocka będzie dziś wcześniej- złapał mnie w tali przyciągając do ciebie- Także chcę widzieć cię wcześnie- poruszał brwiami.
- Justin!- pisnęłam uderzając go w klatkę piersiową.
Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi wychodząc z domu.
*Justin*
Minęło 11 minut odkąd Emily wyszła z domu, a ja już się o nią martwiłem, mogłem przecież iść z nią, albo po prostu ją zawieźć, wiem, że chciała z tatą porozmawiać sam na sam, ale kiedy byłbym z nią to była by bezpieczniejsza.
Siedziałem na kanapie gapiąc się w telewizor kiedy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Poderwałem się z kanapy, może Emi coś zapomniała.
- Meggi?- spytałem zdziwiony widząc zapłakaną dziewczynę w progu moich drzwi.
- Jest Emily?- spytała szlochając.
- Przed chwilą wyszła, a stało się coś?- spytałem przejęty., w prawdzie my i Meggi nie przepadaliśmy za sobą za dawnych czasów, ale z każdym dniem dostrzegałem, że jest na prawdę dobrą dziewczyną i najlepszą z przyjaciółek jakie mogła mieć Emi.
- Zadzwonisz do mnie jak przyjdzie Emi?- spytała cicho.
- Emi nie wróci szybko, wejdź, przecież nie będziesz stała w progu- zrobiłem jej miejsce w drzwiach.
- Nie trzeba na prawdę doceniam to, ale przyszłam do Emily.
- Ej boisz się mnie?- spytałem żartobliwie.
- No jasne, A A Justin taki straszny- na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wejdź Meggi- posłałem jej uśmiech.
- Skoro nalegasz- weszła do środka, a ja zamknąłem drzwi.
- Możesz mi powiedzieć co się stało, czy to może wiedzieć tylko Emily?
- Wiesz..ja..potrzebuję pomocy- wydukała.
- Usiądź- pokazałem na kanapę- Mogę ci jakoś pomóc?- spytałem siadając na przeciwko niej.
- Mój chłopak..on mnie bije- podniosła głowę i popatrzyła na mnie swoimi załzawionymi oczami.
- Ten chłopak o którym myślę?- spytałem poddenerwowany. Meggi była bardzo ważna dla Emily, więc ja też chciałem aby była szczęśliwa. Wiedziałem, że on jej nie odpuści zbyt dobrze go znałem.
-Tak- zaczęła płakać i wystawiła mi rękę, zauważyłem na niej dwa duże siniaki- Kiedy nie chciałam z nim iść do łóżka, bo już byłam zmęczona to przy kneblował mnie do łóżka sznurkiem, ale kiedy się uwolniłam to ścisnął mi ręce i rzucił..mną..o ścianę- wybuchnęła płaczem. Nie mogłem sobie wyobrazić jak się czuje, ale mogłem jej tylko i wyłącznie współczuć.
- Od kiedy to się dzieje?- spytałem jej.
- Kiedy zaczęliśmy się spotykać..to tylko pierwsze dwa miesiące było dobrze. Potem..Justin on mnie..zmuszał do seksu- tłumaczyła mi zapłakana.
- Megs, nie możesz mu tego odpuścić- popatrzyłem na nią ze współczuciem- Musimy go załatwić, ale to już zostaw mnie.
- Nie Justin..
- Nie Meggi. On już nie będzie męczył nikogo rozumiesz?
- Justin, nie wydaje mi się..
- Zamilcz kobieto..to zostaw już mojej ekipie.
Meggi lekko się uśmiechnęła.
- Chcesz herbatę?- spytałem.
- Poproszę.
- Już się robi.
W drodze do kuchni usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Myślisz, że to on?- spytałem Meggi, która poszła za mną do kuchni.
- Nie wiem, ale się boję- powiedziała przestraszona- Mógł mnie śledzić.
- Poczekaj tu, a ja to sprawdzę- nakazałem jej.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem gwałtwonie drzwi gotowy przywalić mu w ryj jednak za drzwiami czekała mnie miła niespodzianka. Joe.
- Hej stary co ty taki wkurzony?- spytał mnie.
- A sory, nie ważne. Em co ty tu robisz?- spytałem.
- A co nie mogę przyjechać do własnego domu.
- No tak głupie pytanie- zamknąłem drzwi kiedy wszedł do domu.
- Co tam?- wszedł w głąb- Gdzie Emily, balowaliście so..ŁO co to za ślicznotka w kuchni- rozgadał się- Nie mów, że to two..
- Co?! Nie!- zareagowałem szybko.
- Joe przestań!- krzyknęła na niego.
- Kurdę..- zwrócił się do mnie cicho- Ona zna moje imię? Czy to jedna z moich..no wiesz?
- Ja to w dalszym ciągu słyszę- zakomunikowała Megs- Nie umiesz szeptać.
- Ska mnie znasz?- spytał podejrzliwie Joe- Czekaj to ty jesteś tą blondynką z pokoju 104?
- Co?- spytaliśmy rozkojarzeni.
- Czyli to nie ty?- spytał wystraszony.
- Nie?- spytała totalnie nic nie wiedząca Meggi.
Joe odetchnął i z miny "mam zatwardzenie" zmienił na "mogę odetchnąć"
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, wiszę jej kasę jeszcze z Malediw.
Zaśmiałem się. Joe zawsze był jakby to.. dziwny?
- No to- usiadł na krześle barowym w kuchni przy blacie- Skąd mnie znasz ślicznotko?
- Ze szkoły?
- Ah szkoła..a co to szkoła?- zaśmiał się i przybił sobie piątkę.
- Łoo, wyrobiłeś się z tymi żartami na Malediwach nie ma co- skomentowałem ironicznie.
- Ze szkoły powiadasz..Czekaj, jesteś przyjaciółką Emily? Zaraz.. Meggi?
- Tak to ja.
- A no tak, jak mogłem cię zapomnieć, jesteś dziewczyną gnębiciela mojego przyjaciela.
Meggi spuściła głowę.
- Co się stało mała?- spytał przejęty.
- Joe daj spokój- powiedziałem- Usiądź na krześle, zaraz dam ci herbatę.
- Ja nie wiedziałem, przepraszam..- mówił całkiem poważnie- Wybacz mi śliczna- podszedł do Meggi, a ona uśmiechnęła się lekko do niego.
- Nic się nie stało.
- Okej mam herbatki- powiedziałem i podałem im ich herbaty, a następnie wziąłem swoją i usiadłem obok nich.
***
- Czyli Emily ogląda ciągle serial, a ty robisz za gosposie?- zaśmiał się Joe- No ładnie, Justin wiesz, że ja wcale nie wyjechałem na tak długo,a ty już gosposią zostajesz- śmiał się dalej- Może wiesz to jakoś na poważnie- puknął mnie w ramię.
- HA HA HA- skomentowałem- Zobaczyłbyś, że dla swojej dziewczyny w ciąży byłbyś w stanie zrobić wszystko.
- Nie mam dziewczyny w ciąży na razie- wziął łyka.
- Tak?- spytałem zdziwiony- Jesteś taki wszechstronny, że myślałem, że czekasz na 6 wyników testów na ojcostwo.
- OOO!- krzyknęła Meggi i przybiła mi piątkę- Zgniótł cię J- Meggi wzięła łyka herbaty.
- Śmiej się, śmiej- powiedział całkiem poważnie- Ja za to nie jestem przykuty do jednej.
- Uwierz mi Joe, że akurat mi ze Emily jest bardzo dobrze i nie wymienił bym jej na żadną wolność- wytłumaczyłem mu.
- To było urocze Justin- powiedziała rozczulona Meggi- Przepraszam, że mówiłam o tobie takie złe rzeczy, teraz widzę, że Emily nie mogła lepiej trafić.
- Zakopcie ten topór słoneczka- rzucił Joe.
- Jak dla mnie spoko- powiedziałem uśmiechnięty.
- No dla mnie też- zaśmiała się Megs pod nosem.
- Dla mnie to by było spoko gdyby Pani M dała mi swój numer- poruszał brwiami Joe, a ja parsknąłem śmiechem.
- Ty serio czy na tych Malediwach tak się rozwinąłeś?- zaśmiałem się.
- Kurczę widzę, że nie znasz mody panującej na Malediwach- uniósł się.
- Okej- podniosłem ręce w geście obronnym- Ja wolę nasze "mody"
- To jak śliczna? Dasz?- kiwnął głową.
- Sorki o tej godzinie nie daje- wzięła łyka herbaty.
- OOO, no widzisz Joe, już za późno- zaśmiałem się, ale szybko spoważniałem- Późno? Emily!!- wyrwałem po telefon, wstając widziałem, że Joe przystawiał się do Meggi, ale wiedziałem, że to nie będzie nic wyjątkowego. Zbyt dobrze znałem Joe jego jedyna dziewczyna na poważnie to Karie i to chyba na tyle..
Dorwałem telefon i szybko wykręciłem numer do Emily, odebrała.
- I jak?- spytałem przejęty.
- W dalszym ciągu idę- powiedziała.
- Ale dobrze się czujesz? Nie muszę się martwić?
- Ani trochę- zaśmiała się- Zaraz będę na miejscu, zadzwonię potem- powiedziała.
- Buziaczki.
- Papa kochanie- rozłączyła się.
Poszedłem do kuchni zostawiając telefon w salonie.
- I jak tam? Doszła?- Joe zarechotał.
- Tak już prawie.
- Nie jesteś zazdrosny?- zarżał.
Zaśmiałem się razem z nim, co jak co, ale przecież nie będę ciągle poważny.
- Dawaj jakieś alko, masz coś?
- Coś tam mam- sięgnąłem do szafki.
- No to jak już mam numer do Pani M to mogę szaleć.
- Dałaś mu ten numer?- spytałem zażenowany.
- Niech się ciszy- powiedziała.
- A co ty taka niemrawa Pani M- spytał Joe.
- Nie ważne, ja już będę spadać- powiedziała.
- No przestań zostań- Joe złapał ją za rękę, a ja tylko zachichotałem pod nosem.
Popatrzyła na nas, ja w tym momencie wyjmowałem kieliszki, a Joe patrzył na nią.
- Zgoda, ale tylko po to, żeby was pilnować, jesteście nieobliczalni.
- Chyba ty!- krzyknąłem.
- Ja na pewno- powiedział Joe poruszając brwiami.
To był dobru wieczór, jedyne co mnie tylko martwił to Emily, ciągle z nią pisałem SmS-y, ale w pewnym momencie przestała pisać i odbierać..wtedy na prawdę, zacząłem się bać.
----------------------------------
A to kolejny, dostałam zastrzyk energii i jest !
Mam nadzieję, że się spodoba.
Czytajcie dalej i zostańcie ze mną do końca.
Komentujecie- Motywujecie

środa, 13 lipca 2016

Rozdział 33

*Justin*
Następnego dnia byłem totalnie wykończony, całą noc zastanawiałem się nad tym co powiedziała mi Emily dzień wcześniej..tak może i trochę przesadzałem, ale chciałem żeby Emily wiedziała, że mimo to, że jest w ciąży nie daje jej to prawa do poniżania mnie. Spała obok mnie, byłem na nią jeszcze troszkę zły, ale była taka urocza, że nie mogłem się jej oprzeć. Popatrzyłem na nią i automatycznie jedna moja ręka powędrowała na jej główkę, lekko ją pogłaskałem i wtedy ona się obudziła.
- Dzień dobry- szepnąłem do niej.
Emily twarz przybrała znaczącą minę. która miała informować mnie o tym, że czeka się długie gadanie.
- Justin..- zaczęła ze zbitą minką i poprawiła się tak, że siedziała oparta o poręcz łóżka- Chciałam cię jeszcze raz przeprosić, ja ..- przerwałem jej.
- Emily, proszę cię przestań drążyć temat. Nic się nie stało- uśmiechnąłem się do niej lekko, w pewnym momencie miałem wrażenie, że ona do mnie też, ale to było tylko chwilowe.
- Nie, dla mnie to nie było nic takiego..- zaczęła- Na prawdę za dużo powiedziałam..- tłumaczyła, ale ja ponownie jej przerwałem tym razem pocałunkiem.
- Za dużo to ty gadasz teraz- szepnąłem jej w usta i ponownie ja pocałowałem.
- Głuptas, uważasz, że jestem gadułą?- oburzyła się.
- Jeśli mam być szczery to tak- zaśmiałem się.
Emily przygryzła dolną wargę i lekko uderzyła mnie w ramię.
- Mnie się nie bije kotku- powiedziałem to tak poważnie, że aż się wystraszyła- Mnie się dotyka- poruszałem brwiami, ale Emily tylko wywróciła oczami i wstała z łóżka.
- Czyli mnie nie podotykasz?- rozłożyłem ręce pytając głośno.
- NIE!- odkrzyknęła mi z łazienki.

*Emily*
Dzisiaj z Justinem spędziliśmy miły poranek, ale o 13:00 umówiłam się z Megs, jeszcze nie miałam okazji przekazać jej dobrej wiadomości i chciałam to zrobić właśnie dzisiaj w naszej ulubionej lodziarni, od zawsze tam chodziłyśmy jak miałyśmy z 9 lat i rodzice pozwolili nam wyjść same na podwórko to właśnie zauważyłyśmy tą lodziarnie i od tamtego czasu kiedy któraś z nas piszę "Musimy porozmawiać spotkajmy się tam gdzie zawsze" to wiadomym jest, że to poważna sprawa.
- Hej- usłyszałam jej zmachany głoś nachylający się nade mną.
- Hejka- wstałam i ją przytuliłam.
- Zaraz..- odchyliła się ode mnie i prześledziła moją twarz- Nie jesteś ani zła, ani smutna..to znaczy, że wiadomość jest dobra.
- Dokładnie- przytaknęłam.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło- odetchnęła i uśmiechnęła się do mnie.
- Usiądź, zamówimy lody.
Podeszła do nas pewna pani, ta lodziarnia była jak dobra restauracja, za lody i różne deserki trzeba było dawać napiwki oraz dostawało się na koniec paragon.
- Dzień dobry- podeszła do nas miła dziewczyna- Mogę złożyć zamówienie?
- Tak, ja poproszę..- od razu zaczęłam, byłam głodna- Loda mango, z dodatkiem bitej śmietany i świeżych truskawek na wierzchu, proszę aby wszystko było posypane wiórkami z kokosów, polane karmelem, następnie..- popatrzyłam na kartę- Hm proszę tartę z owocami leśnymi i brzoskwinią oczywiście wszystko przyozdobione w bitą śmietanę i lejący się karmel..- zamyśliłam patrząc się na menu- Do picia Colę, ale taką mocno gazowaną.
- To wszystko?- spytała lekko zdziwiona kelnerka.
- AAA i jeszcze naleśniki niech będzie ich 4, mają być polane miodem i posypane czekoladą, ale gorzką bo jestem na diecie- odłożyłam kartę i wyprostowałam się natychmiastowo z lekkim uśmieszkiem.
Popatrzyłam na Meggi, widziałam, że była wyraźnie zaniepokojona ilością jedzenia jakie wzięłam.
- Okej..- otrząsnęła się- Ja wezmę kawę i ciastko waniliowe- uśmiechnęła się do kelnerki.
- Dobrze, zaraz przyniosę zamówienia- zanotowała i odeszła.
- Dobrze wiedzieć, że jesteś na diecie- mrugnęła do mnie.
- Muszę o siebie dbać, no halo.
- Nie no oczywiście, przecież wiem..rozumiem, że to dieta obrotowa.
- Obrotowa?- spytałam.
- Tam gdzie się obrócisz to jesz- objaśniła, a ja zaśmiałam się.
- Cała ja- mówiłam przez śmiech.
- Co chciałaś mi powiedzieć?- spytała spokojnie i ciepło tak jak to Emily, zawsze była taka kochana.
- No więc- poprawiłam się- Ja..- przerwała mi pani krzycząc zza lady.
- Przepraszam panią, ale nie mamy już miodu, czy naleśniki mogą być bez niego?
- Jasne- powiedziałam z uśmiechem, ale w środku się we mnie gotowało, pragnęłam tego miodu.
- No mów dalej- Meggi popatrzyła na mnie i oczekiwała, aż coś powiem.
- A przepraszam czy czekolada ma być stopiona?- znowu mnie ktoś spytał.
- Nie starta i posypana.
Megs westchnęła- Okej w końcu możesz.
- Chciałam powiedzieć ci to wcześniej, ale jakoś tak ostatnio wyszło no i..
- Posypka może być malinowa?
- KUKRA dajcie jaką kolwiek tą posypkę ona zje każdą i dajcie nam w końcu porozmawiać- uniosła się Meggi.. i to dosłownie, wstała- Jeny nie dadzą porozmawiać- mówiła oburzona.
- Teraz już mogę?- dławiłam się śmiechem- Już mogę.
- Teraz to ja cię mogę słuchać, a nie wezmą się rozgadają i nie wiadomo co- wkurzała się.
- Meg..
- Wzięły i pytają jaka kurka posypka taka jak będzie taka będzie no.
- Meggi..- uśmiechała się pod nosem i obserwowałam złość przyjaciółki.
- Jeszcze zaraz krzykną, że co nie ma karmelu? Skoro nie ma karmelu to czemu nie napiszą na karcie PRZEPRASZAM NIE MAMY KARMELU- zaczęła gestykulować i modulować głosem.
- Jestem w ciąży.
- To by wyjaśniało, że tyle zamó..CZEKAJ co?- ogarnęła się.
- Jestem w ciąży- powtórzyłam z szerokim uśmiechem.
Meggi momentalnie zaczęła się uśmiechać- Żartujesz? To wspaniale- przytuliłyśmy się nas stołem.
- Tak tylko, że mam mały problem.
- Co Justin nie chce dziecka?
- Ni..
- To przez to tak ostatnio wypadł z domu? Oj pożałuje.
- MEGGI!- krzyknęłam a ona popatrzyła na mnie z miną "co"- Wiesz co? Musisz popracować nad poczekaniem, aż ktoś powie o co chodzi.
- A no tak, sorki. Mów zatem- pokazała mi ręką, że mogę mówić dalej.
- Zastanawiam się czy powiedzieć to mamie i tacie- spuściłam głowę.
- A no tak przez ten konflikt z mamą i to zamieszanie z tatą..
Kiedyś zadzwoniłam do Meggi i powiedziałam jej o wszystkim wtedy przegadałyśmy całą noc.
- No właśnie, już tak dawno nie rozmawiałam z tatą.. tęsknię za nim.
- Oj nie martw się mała- pogłaskała mnie po dłoni- Moim zdaniem powinnaś im to powiedzieć.
- Tak uważasz?
- Tak, tak właśnie uważam- uśmiechnęła się do mnie lekko
***
Kiedy już zjadłam, to wyszłyśmy z lodziarni i szłyśmy w stronę mojego domu.
- OO- Meggi podskoczyła- A jak będzie dziewczynka to kupie jej takie różowe z misiem- pisnęła ze szczęścia i przygryzając dolną warkę zatrzymała się rozmarzona, stała tak z zamkniętymi oczami na  środku jezdni.
- Meggi chodź bo cię coś przejedzie- złapałam ją za rękę i wprowadziłam na chodnik.
- Co jesteś taka zmartwiona? Przecież mówiłam ci, że jak będzie chłopiec to kupie mu takie tylko, że niebieskie.
Zaśmiałam się cicho- Jesteś urocza, ale dalej martwię się moimi rodzicami.
- Czego się boisz najbardziej?
- Że Joe pozna jakąś laskę na Malediwach i gdy z nami zamieszka to jej nie polubię.
- Chodzi mi o rodziców- zaśmiała się wywracając oczami.
- Rodziców..- westchnęłam- Że już nie będę umiała zachowywać się przy tacie tak jak kiedyś, bo mam świadomość, że nie jest moim prawdziwym tatą.
- OO- krzyknęła- Teraz to żeś wymyśliła. Słuchaj..-zaczęła- Kochałaś tatę do tej pory?
- No tak.
- Poświęcałaś mu dużą uwagę jak byłaś mała?
- Tak.
- Brałaś z niego przykład?
- No..można tak powiedzieć.
- Tak czy nie?- spytała wywracając oczami.
- No to TAK.
- No widzisz, czemu niby teraz miało by się to zmienić, no pomyśl, ktoś kto był dla ciebie ważny od zawsze to będzie nim NA zawsze- pogłaskała mnie po plecach.
- Może i masz racje.
- Bez tego może- oburzyła się.
- Masz rację- wywróciłam oczami z lekkim uśmieszkiem.
- Lepiej- skomentowała- Tak samo będzie z mamą mówię ci.
- Co jak co, ale z mamą się nie pogodzę- wyprzedziłam na przód, tak, że Megs musiała mnie dogonić.
- Ej przestań tak mówić, okej?
- Ale..- westchnęłam robią wolny krok- Ona mnie tak zraniła.
- Ale to twoja matka Emi!- krzyknęła na mnie.
W tamtym momencie poczułam do mamy dwa odrębne, totalnie różniące się od siebie uczucia: Miłość i nienawiść.
Może i Megs miała rację była moją matką i nic tego nie może zmienić, nawet ja.

---------------------------------
Oto kolejny rozdział!
Małymi kroczkami zmierzamy do końca. piszcie mi
czy podoba się wam ten rozdział
jest poświęcony w większej części Meggi i Emi.
Zachęcam do czytania następnych rozdziałów.
Komentujecie-Motywujecie

sobota, 2 lipca 2016

Rozdział 32

               NOTKA POD ROZDZIAŁEM
*Emily*
- Rodzicami?- spytałam dla upewnienia- Jak to?- zachichotałam ze szczęścia. Popatrzyłam na Justin, za tą męską i silną maską mogłam dostrzec łzy..łzy szczęścia. Nie mogłam uwierzyć w słowa lekarza, byłam jednocześnie w szoku i jednocześnie w nerwach. Justin nie wyrażał żadnych emocji, oprócz jednej..szczęścia.
- To tyle, jeśli chodzi o badania- stwierdził lekarz składając jakieś papiery do kupy i lekko się uśmiechnął.
- A co z jej stanem zdrowia?- spytał zatroskany Justin.
- Słuchajcie- zaczął, a ja w tym czasie powycierałam brzuch i wstałam- Jej trub życia przez ostatnie dni miał się nijak do jej zdrowia..FAKT- wtrącił szybko- Za mało piła, jadła i odpoczywała ale bardzo nasiliła to ciąża. Nie macie się czym martwić Emily musi teraz tylko odpoczywać- posłał mi cichy uśmiech- Rozumiemy się?
- Oczywiście- powiedział Justin obejmując mnie- Prawda Emi?- zwrócił się do mnie.
- Prawda- przytaknęłam z wielkim trudem, jak ja mam teraz odpoczywać?
- Wspaniale- zaćwierkotał lekarz- Przyszykuje wypis.
Zostaliśmy z Justinem sami w sali, jednak poczułam, że żadne z nas nie ma teraz nic do powiedzenia.
Po 5 minutach przyszedł lekarz.
- Proszę o to wypis- podał mi go do ręki- Jesteś wolna.
- Dziękuję.
- Widzimy się za 3 tygodnie u kontroli lekarskiej.
- Dopilnuję tego- rzucił Justin i ruszył do wyjścia lekko mnie popychając.
Wyszliśmy z sali.
- Justin..- zaczęłam.
- Co się stało?
- Będziemy rodzicami- stwierdziłam.
Justin lekko się do mnie uśmiechnął- Nawet nie wiesz jak się cieszę- załkał.
- A ty wiesz jak ja się cieszę?- spytałam ze łzami w oczach- Justin od razu mnie przytulił. Chyba oboje w tamtym momencie pomyśleliśmy, że wszystko ma szansę się odbudować i będziemy szczęśliwą rodziną z naszym dzidziusiem.
***
Nie wiem czym byłam, aż tak bardzo zmęczona..a no tak, może brakiem snu? Od razu rzuciłam się na łóżko, a Justin obok mnie.
- W końcu w domu- westchnął.
- No nareszcie- przewróciłam się tak żeby go widzieć- I nareszcie sami.
Byłam trochę..jakby to? Dziwna. Najpierw nie odzywałam się do niego chciałam spać sama, a teraz jak jakaś napalona westchnęłam, że jesteśmy nareszcie sami..
Za to Justin okazał się być wspaniały ani mi tego nie wypominał, ani się na to nie obrażał..wręcz przeciwnie objął mnie mocno. Jedyna osoba jaka powinna mieć do siebie pretensje, po prostu wyrzuciła to w przeszłość.
- Cieszę się, Emily.
- Naszym dzieckiem?- spytałam cicho.
- I naszym dzieckiem i tym, że jesteśmy razem i nikt nas nie rozdzieli..a niech tylko spróbuje.
- Nikt nas nie rozdzieli Justin, bo ja na to nie pozwolę- przewaliłam się na niego tak, że na nim leżałam.
- Co tam, mała?- spytał przyciskając mnie do siebie.
- Pocałuj mnie- nakazałam, a on to zrobił. I po prostu zaczęliśmy się całować, wydaje mi się czasem, że tego potrzebowałam o wiele bardziej niż jakiegoś współżycia. To sprawiało mi o wiele większą przyjemność, bo wtedy czułam, że jesteśmy z Justinem bardzo szczerzy, a z kolei podczas seksu byliśmy kimś innym, uwalnialiśmy w sobie inną Emily i innego Justina, co oczywiście było dla nas czymś nowym i potrzebnym, tak jak chyba każdemu. Jednak nie zawsze na wszystko się ma ochotę..dzisiaj chciałam być sobą i widziałam, że Justin również.
- Myślisz, że będę dobra matka?- wyrwałam się z namiętnego pocałunku i oblały mnie nerwy. Musiałam się go o to zapytać.
- Masz wątpliwości?- podniósł jedną brew- Bo ja w ogóle. Nasze dziecko będzie miało wspaniałą matkę- uśmiechnął się lekko.

*Justin*
Leżała na mnie i wpatrywałą się w głąb moich oczów jakby chciała na siłę znaleźć w nich kłamstwo. Mówiłem to na poważnie, kto jak nie Emily miałby być wspaniałą matką dla naszego dziecka.
- Boję się- zeszła ze mnie ze zbitą miną.
- Emily- wstałem- Czemu się boisz, przecież sama wiesz jaka jest prawda- objąłem mnie.
- Sama nie wiem..a co jeśli ja go nie będę kochać?- spytała cicho, jakby wstydziła się tego co czuję. Czytałem gdzieś, że matka może nie kochać swojego dziecka po porodzie, ale przecież wiem, że Emily to nie grozi, za mocno je pokocha.
- Emily nawet tak nie mów- nakazałem jej- Nie zamartwiaj się tym, przecież przed tobą tyle wspaniałego czasu w ciąży, pokochasz je. My je pokochamy- uśmiechnąłem się lekko w jej stronę nachylając się od tyłu.
- Tak myślisz?- pytała zmartwionym głosikiem.
- Tak myślę- pocałowałem ją w główkę.
- Idę coś zjeść- oznajmiła po chwili- Muszę o nas dbać- pogłaskała się po brzuszku.
- Musisz- pomachałem jej palcem.
- Chcesz coś?- spytała zatrzymując się w drzwiach.
- Nie dziękuję.
Czekałem tylko kiedy wyjdzie z pokoju bo już dużej nie mogłem zatrzymywać łez szczęścia..nie chciałem pokazywać przy Emily, że aż tak poruszyła mnie jej ciąża widząc, że ona zachowuje zimną krew, ale gdy wyszła w końcu mogłem odetchnąć. Szybko wszedłem do łazienki i wykręciłem numer do Joe, w dupie miałem, że jest na tych Malediwach.
- Halo?- spytał roześmiany Joe.
- Joe..-zacząłem.
- Co jest?- spytał- Nie nie, czekaj nie chcesz mi powiedzieć, że Karie coś ode mnie chce, albo może matka Emi?
- Nie..
- No to pewnie coś się z chatą stało, jak przyjdzie typ to zapłać za mnie ja ci oddam- powiedział szybko.
- Nie Joe..ja..
- O kurwa coś zmalował? Zarysowałeś moje auto? Justin ile razy ci mówiłem, żebyś po pijaku nie wchodził do garażu? No ile?!
- Joe kurwa!- wrzasnąłem- Ja zostanę ojcem.
W słuchawce rozległa się cisza, od czasu do czasu tylko słyszałem jakieś chichoty dziewczyn i dzieci..tak jakby był na plaży, HA! Pewnie tak było.
- Pierdolisz?- spytał po chwili całkiem poważny- To dobrze?
- No a jak myślisz? No oczywiście, że dobrze!
- Jeju gratuluje ci stary!- wyczułem w jego głosie szczyptę entuzjazmu.
- Tak się cie..- przerwał mi.
- Muszę kończyć- rzucił szybko, a ja usłyszałem tylko pikanie w słuchawce. Odsunąłem ją i popatrzyłem na telefon.
Trudno- pomyślałem i wzruszyłem ramionami.
Wyszedłem z pokoju, w którym dalej nie było Emi. Wiedziałem, że ma na pieńku z mamą, ale mimo wszystko ona powinna wiedzieć o tym, że zostanie babcią.
***
Usłyszałem cisze otwieranie się drzwi.
- Kochanie pomóż mi bo wszystko runie!- krzyknęła Emily obładowana talerzami z różnym jedzeniem było go tak dużo, że dziwiłem się jak doniosła to po schodach.
- Już- podbiegłem do niej i wziąłem dwa talerze, na jednym były dwa jajka na miękko i pomidor, a na drugim mango z truskawkami. Położyłem je na blacie, a Emi zaraz obok nich postawiła kolejne dwa, na których leżały ogórki i babeczki z polewą waniliową. Trochę skrzywiłem się jak to wszystko zobaczyłem.
- I ty to wszystko zjesz?- spytałem z rozbawieniem.
- Nie wiem i tak jadłam w kuchni- zachichotała.
Popatrzyłem na nią i lekko się uśmiechnąłem.
- Myślisz, że powinnam się gdzieś potem zapisać, przecież strasznie przytyje?
- Dla mnie nigdy nie przytyjesz, więc nie powinnaś- zacząłem całować ją po szyi.
- Justin- zachichotała odginając się- Przestań- odeszła.
- Co się stało?
- Jestem głodna.
Ah no tak przecież to w kuchni jej nie wystarczyło. Teraz będzie karmić się za dwójkę.
***

*Emily*
- Co ty masz taka minę jak zdechła żaba?- spytałam swojego chłopaka.
- Uważam, że powinnaś powiedzieć mamie, że jesteś w ciąży- odetchnął.
- O nie!- zaprotestowałam przeżuwając ogórka- Nie ma mowy, ONA nigdy się nie dowie.
- Emi..- chciał coś wskórać.
- NIE JUSTIN!- oburzyłam się- Powiedziałam coś.
- Skoro tak uważasz to ja się nie będę wtrącać- uniósł ręce.
- Tak jasne! Tak się ostatnio "nie" wtrącałeś, że matka mi powiedziała, że miałam się nie urodzić!
- Uważasz przepraszam bardzo, że to moja wina?- uniósł się.
- Tak!- krzyknęłam bezmyślnie.
-  W takim razie siedź tu sobie sama, bez takiego potwora jak ja.
Kurwa jak zwykle powiedziałam coś nie tak.
- Justin przepraszam cię- złapałam go za rękę.
- Ochłoń- doradził mi tylko i wyszedł z pokoju.
KURWA! czy ze mną serio jest coś nie tak? Przecież to nie była wina Justina.
Zaczęłam płakać i wrzeszczeć, czułam się jak małe dziecko, które dostało karę i matka każde mu siedzieć w koncie bo jak nie to mu zabierze komputer.
Walnęłam się na łóżko, chujowe to.
- Emily- usłyszałam głos Meggi- Co się stało właśnie minęłam Justina, ani hej ani spierdalaj nie powiedział- prychnęła wywracając oczami.
- Moja niewyparzona morda powiedziałam za dużo- zaszlochałam.
-Ale co się stało?- pytała coraz bardziej ciekawska.
- Po prostu powiedziałam za dużo to co nie chciałam i tak wyszło..-odwróciłam głowę tak aby nie patrzeć na Megs.
***
"JUSTIN WIEM, ŻE PRZEGIEŁAM, ALE NIE UWAŻAM, ŻEBY TO BYŁO AŻ TAK POWAŻNE. PRZYJDŹ DO DOMU. BŁAGAM, PA"
Nagrałam mu chyba z setną wiadomość na poczcie głosowej, narazie na żadną mi nie odpowiedział. Osobiście uważałam, że ta kłotnia nie była aż tak poważna, żeby zaraz się obrażać i nie przychodzi do domu z 5 godzin. Meggi dawno już poszła, a ja siedziałam w domu sama.
Zeszłam zrobić sobie herbatę na dół przy okazji zjem sobie ogórka i umyję zęby. Chciałam żeby Justin szybko wrócił, przecież martwiłam się do niego. Schodząc po schodach poczułam niepokojący chłód. Wyłączyłam klimatyzacje i zamknęłam wszystkie okna dlatego nie rozumiałam czemu jest tak zimno.
Zeszłam na parter i dopiero wtedy byłam w stanie dostrzec, że drzwi wejściowe są szeroko otwartę. Wiem, że Meggi je za sobą zamknęła, ponieważ sama odprowadziłam ją na dół...to było dziwne. Podeszłam, żeby zamknąć je, chwyciłam za klamkę i szybkim ruchem pociągnęłam je do siebie. Wtedy odwracając się zobaczyłam to...
- Kurczaczki- szepnęłam pod nosem. Wystraszyłam się, nogi zmiękły mi i czułam, że tracę nad sobą kontrolę, myślałam, że te zasrane problemy się skończyły.
- Hejcia!- powiedziała do mnie Caillin.
- Co ty tu robisz?- warknęłam.
- Ej!- parsknęła- Spokojnie.
- Słuchaj!-krzyknęłam- Daj nam spokój.
- Słuchaj!- odkrzyknęła...odgapiara- Ja dałam spokój Justinowi. Ty zasługujesz na większą rozpacz.
Zaczęłam panikować wewnętrznie, ale czułam jak oblewa mnie złość.
Nie wiem kiedy rzuciłam się na nią z łapami.
- Daj mi spokój szmato!!- jestem pewna, że podczas wyrywania jej włosów jej krzyk usłyszały całe NYC.
- Puść mnie wariatko!- jej głos tak mnie denerwował, że chciałam aby zamilknęła na wieki...serio.
Przyłożyłam jej w twarz siedząc na niej, jednak suka nie została mi dłużna.
- Tymi łapami to możesz mi pogrzebać w dupie!
- Zejdź ze mnie!
Nagle poczułam jak ktoś próbuje nas rozdzielić...to był Justin.
- Kurwa! Przestańcie!- krzyczał, w końcu udało mu się nas rozdzielić.
- Ty szmato wyrwałaś mi połowę włosów!- złapała się za głowę.
- I tak były brzydkie- warknęłam, jeszcze bym jej przyłożyła gdyby nie Justin, który mnie trzymał.
- Tobie już dziękujemy tam są drzwi- Justin jej pokazał kierunek i sam złapał ją za ramię i wyprowadził.
Kiedy usłyszałam jak zamyka drzwi wiedziałam, że mam kłopoty.
Stałam w bezruchu, chciałam by mnie nie zauważył.
- Emily Kelly! Co to miało być?!- krzyknął na mnie.
Nie odzywałam się.
- Emily, dlaczego? - podszedł do mnie.
- Wlazła nam na chate i zaczęła gadać, że chce bym zaznała rozpaczy to jej pokazałam kto jej zazna.
- I dlatego wyrwałaś jej włosy?!
- Jestem w ciąży Justin! Nie mogę się przemęczać a to była jedyna czynność przy jakiej się nie zmęczyłam.
- No właśnie...jesteś w ciąży dobrze, że teraz sobie o tym przypomniałaś...Już po tym jak naraziłaś siebie i dziecko na stres i niebezpieczeństwo!
- Nie e, to Caillin mnie na to naraziła wchodząc do domu jak złodziej.
- Jesteś nie odpowiedzialna.
- Powiedział...- prychnęłam- Ten co zostawił mnie na 5 godzin.
- Wiesz co? Rozumiem to, że jesteś w ciąży i na prawdę byłem gotowy znieść wszystko: twoje humorki, dziwne zachowania, narzekania i te inne, ALE nie na gnojenie mnie w ten sposób jaki zrobiłaś to dziś.
Zrobiło mi się głupio, robił dla mnie wszystko, a ja byłam dla niego niesprawiedliwa.
Chciałam do niego podejść, ale on odszedł.
- Idę się wykąpać, porozmawiamy potem- powiedział i wszedł po schodach.
Minka mi opadła, kurka przecież na prawdę go kochałam i chciałam naszego szczęścia. Teraz byłam moja szansa. Nie mogłam jej stracić. Musiałam działać, dla Justina... dla nas.

***
Cześć, strasznie mi przykro, że dodaję rozdział tak późno, ale miałam powód.
Przede wszystkim, poprawianie ocen..
Kiedy nadeszły wakacje mówie sobie "fajnie napiszę coś na blogu" włączam zatem komputer, a tu co? On nie działa... Więc dzisiaj pisałam dla was na telefonie, dlatego z góry przeprasza za niedostrzegane błędy.
Teraz rozdział może pojawić się znowu trochę później, ale mimo to zostańcie ze mną :*
Komentujcie i do następnego.