poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 24


Notka pod rozdziałem <3
Miłego czytania.
*Emily*

NASTĘPNEGO DNIA
Nie odwlekło się, tato już od rana męczył mnie, żebym w końcu mu powiedziała co się stało. Mówiłam, że "NIC", ale już nikt by mi w to nie uwierzył. Nawet ja sama w to nie wierzyłam.
- Kochanie- szepnął do mnie patrząc na mnie- Powiedz mi, proszę.
- Tato..a czy to zmieni twoje życie?- spytałam obojętnie.
- Oczywiście, jesteś moją córką- powiedział lekko oburzony, że o ty zapomniałam. Tylko mu się zdawało. Ciągle pamiętałam, że jestem jego córką, dlatego właśnie czułam się źle z tym, że otwarcie nie umiem mu powiedzieć co się stało.
- To było dla mnie ciężkie, bardzo ciężkie- odważyłam się zacząć- Byłam czymś bardzo przybita i postanowiłam odreagować. Uciekłam do mieszkania cioci, zostawiła mi kluczę, dlatego chciałam z tego skorzystać. Dzisiaj wiem, że już nigdy w życiu tam nie wrócę- mówiłam patrząc się w jeden martwy punkt, wspomnienia wracały z podwojoną siłą uderzając w każdą minimalną część mojego ciała, co sprawiało, że zaczęłam się pocić, a mój oddech przyśpieszył jak auto rajdowe.
- Kochanie, w porządku?- spytał ojciec opierając rękę na moim ramieniu- Emi!
Oddychałam, próbowałam tym oddechem nabrać chwilę spokoju.
- Emi, słyszysz mnie?!- pytał lekko przestraszony.
- Otwórz..okno- powiedziała cicho.
Ojciec szybko wstał i niemalże podbiegł do okna szybko chwytając za uchwyt. Otworzył je na oścież i już po chwili zimny podmuch wiatru uderzył w moją twarz. Orzeźwiło mnie to, ale nie chciałam kontynuować tej opowiastki.
- Tato, ja nie chcę ci tego opowiadać- popatrzyłam na niego ze smutkiem. Nie chciałam opowiadać tego już nigdy w życiu nikomu.
- Rozumiem- kiwnął głową- Już cie nie naciskam.
Uśmiechnęłam się do niego lekko w geście podziękowań. Mimo wszystko, że powiedział, że nie będzie już naciskał, byłam prawie pewna, że następnego dnia, albo kilka później będzie próbował podstępem coś ze mnie wyciągnąć..no way.
- Mogę zostać sama?- spytałam.
- Jasne, że tak- zbliżył się do mnie i lekko pocałował w czoło- Wołaj jak czegoś ci będzie trzeba.
- Okej- szepnęłam przytulając się do niego.
Staliśmy chwilę wtuleni w siebie, Tego mi brakowało, mojego ojca. Kocham go tak bardzo. nie umiałam wyobrazić sobie tej sytuacji przytulając kogoś innego.
- Zejdź na dół jak poczujesz się lepiej- powiedział oddalając się w stronę drzwi.
Kiwnęłam głową i czekałam,aż wyjdzie z pokoju. Kiedy to się stało, po prostu opadłam na łóżko.
Nie chciałam takiego życia.. Na pewno urodziłam się by było inne. Już nic mnie nie bolało, żadna ręką i żadna noga..bolało mnie serce po utracie tak ważnej dla mnie osoby..Justina.
Kochałam go całym sercem..i nie mogłam go z niego wyrzucić..czułam pustkę, że go nie ma. Musiałam się do niej przyzwyczaić, bo zostanie ze mną na dość długo. Wszystko się zmieniło..i już nie miało szans być takie same. Kiedyś pewnie spotkam go w jakiejś przypadkowej miejscowości z inną dziewczyną, a on nawet nie zwróci na mnie uwagi. Miłość jest o wiele gorsza niż jej brak. Kiedy zagości w twoim życiu, ono diametralnie się zmienia. Ty stajesz się inną osobą, dla tamtej drugiej. Starasz się być kimś na kogo zasługuje twoja druga połówka, jesteś osobą, która wariuje na punkcie swojego wyglądu bo ma dla kogo się starać..tęskni z każdym dniem coraz bardziej i kocha całym sercem..zmienia się, żeby być idealnym..nikt nie jest idealny, poza osobą którą kochasz. Justin nie był i nie jest idealny..
  Zaczęło mi się robić zimno. wstałam z łóżka i zamknęłam okno.
Widok za oknem był taki spokojny, drzewa lekko chwiały się na prawo i na lewo, tylko ja stałam w miejscu..nie chciała zastygać jak kamień, musiałam walczyć ze sobą, chociaż wiedziałam, że w każdej chwili mogłam przegrać.
Podeszłam do biurka, na którym stało małe radio, popatrzyłam na nie z lekki uśmiechem.
Miało już tyle lat. Nie mogłam uwierzyć w to, że tato jeszcze je trzyma. Do tej pory w domu nie było, żadnych rzeczy, które mógł ze sobą zabrać, jednak właśnie teraz znalazłam taką małą rzecz, która przywołała tyle cennych chwil.


- Wszystkiego najlepszego tatusiu!- krzyknęła pięcioletnia Chels.
- Wszystkiego najlepszego, tato- uśmiechnęłam się lekko w stronę mojego ojca
- Dziękuję dzieciaczki- ucałował mój policzek i podniósł mają Chels na ręce.
- To co, sprawdzamy jak gra?- spytał radośnie.
- Tylko nie włączajcie głośno- wyłoniła się z kuchni mama, wycierając naczynia.
- Się wie- powiedział ojciec równo z nami.

Nie wiedziałam w jakiej chwili łza spłynęła mi po policzku.. To radyjko dałam tacie razem z Chels na jego 38 urodziny, ono ma 10 lat.
 Chciałam sprawdzić jak gra i czy w ogóle dalej działa.
Chwyciłam po nie i mocno ścisnęłam w dłoniach oglądając je ze wszystkich stron. Było zakurzone, ale mimo wszystko ładnie się prezentowało.
Postawiłam je na półce i kliknęła przycisk "play"
Nic nie grało..zawiodła się, przecież na tym radyjku było mnóstwo piosenek, które zgrałam 10 lat temu specjalnie dla niego.
- No dawaj- szepnęłam klikając jeszcze raz- Odpal.
Usiadłam na łóżku, ciągle majstrując przy urządzeniu. Przyciskałam wszystko co się dało, tak zawsze robił tato i o dziwo wszystko zawsze idealnie działało. Może ja miałam taki dar po nim.
Nie miałam..
Położyłam radyjko mocno na półce, lekko zdenerwowana. I dopiero wtedy usłyszałam wyraźne skrzypienie.Trzeba było trochę pokręcić bocznym guziczkiem by ustawić głos.
Wtedy do moich uszu doszedł wspaniały dźwięk..muzyka, którą kiedyś kochałam nad życie. Okazało się, że to ona w tamtym momencie potrafiła rozluźnić każdy mój mięsień.
'
When tomorrow comes 
I'll be on my own
Feeling frightened up.'
Ta piosenka była taka prawdziwa..zawsze jej słuchałam w dni, które miały zakończyć wszystko.
'
The things that I don't know
When tomorrow comes
Tomorrow comes
Tomorrow comes.'
Zamknęłam oczy i zaczęłam lekko kołysać się na boki. Słowa docierały do mojego mózgu niczym statek do portu. Przyjemny dźwięk tej piosenki był dla mnie jak dla pisarza pomysł na nową piosenkę lub jak dla tancerza wymyślenie nowego układu.
Czułam, że coś odkrywałam..
Odkryłam siebie.
'
I got all I need when I got you and I
I look around me, and see sweet life
I'm stuck in the dark but you're my flashlight
You're gettin’ me, gettin’ me through the night.
'

Łzy poleciały mi jak strumień. Zawsze rozklejałam się przy tej piosence, była dla mnie czymś więcej, niż zwykłymi słowami, które ktoś postanowił napisać tak o. Z tą piosenką przeżyłam wszystko i nic. Myślałem przy niej o wszystkim i o niczym. Była jakąś częścią mnie, przez długi czas.
'
Can’t stop my heart when you shinin’ in my eyes
Can’t lie, it’s a sweet life
I'm stuck in the dark but you're my flashlight
You're gettin’ me, gettin’ me through the night
Cause you're my flash light
You're my flash light, you're my flash light
'

Zaczęłam myśleć. Ta piosenka taka była. Do niej się po prostu myślało.
Zastanawiałam się nad wszystkim, a moim głównym punktem rozmyśleń był Justin.
Chciałam by był tu blisko, objął mnie i żebyśmy zaczęli tańczyć w rytm tej pięknej piosenki.
Za dużo wymagałam.

*Justin*
Na prawdę ciężko było im nas znaleźć, skoro jeszcze ich nie było. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy w ty wszystkim nie ma jakiegoś haczyka.
Wyszedłem z łazienki i rozglądnąłem się po całym pokoju i wiecie co?
Pierwszy raz zostałem sam w pokoju. Pierwszy raz byłem sam. Niewiarygodne.
Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie rozglądając po całym pokoju.
Ide-a-lnie.
Miałem nadzieje, że gdzieś zostawił telefon i będę mógł zadzwonić na policje i jeszcze raz zgłosić, żeby przyjechali.
Zaglądałem, w każde zakamarki, poszukując telefonu ojca, ale nigdzie go nie było, pewnie zabrał go ze sobą, co jak co, ale głupi nie jest.
Podszedłem do parapetu i odsunąłem firankę, może tu go skitrał i myślał, że go nie znajdę.
Pudło..
Szukając telefonu na parapecie zauważyłem coś podejrzanego na oknem. Z tego okna miałem widok, na dwór przed hotelem.
Stała tam ta brunetka- dziewczyna, która pomogła mi wsypać ojca.
Nie stała sama..stała z nim.
To wydało mi się podejrzane, jednak nie mogłem tam wbiec i spytać się o co chodzi.
Rozglądnąłem się po całym pokoju z bezradności. Co będzie jeśli się okaże, że oni od początku działali przeciw mnie. To może dlatego nie ma policji tak długo. Oto chodziło.
Ubrałem na siebie koszulkę i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Musiałem byś ostrożny, żeby ojciec mnie potem nie znalazł. Musiałem dobrze wykorzystać chwilę samotności.
Szedłem pewnie korytarzem, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
Wsiadłem do windy i wcisnąłem parter.
- Dzień dobry- przywitałem się z sąsiadką z pokoju obok, która również jechała w windzie.
- Witaj- kiwnęła głową.
Ogólnie na tym kończy się rozmowa, bo o czym mogłem z nią rozmawiać.
Poczułem jak winda zwalnia przy poziomie 0. Podszedłem do drzwi i byłem gotowy by już wyjść.
Drzwi się otworzyły, a ja wyszedłem z niej jak najszybciej umiałem.
Omijałem wszystkich ludzi. Przedzierałem się przez nich, bo chciałem jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi.
Stanąłem koło wejścia za jakimś kwiatkiem,żeby ich obserwować, ciągle rozmawiali, a ja nie słyszałem o czym. Czekałem tylko na odpowiedni moment, a on miał nastąpić za kilka minut.
Obserwowałem ich przez jakąś chwilę, przysłuchując się, mimo wszystko niczego nie byłem w stanie dosłyszeć.
Po kilkunastu minutach mój tato odsunął się od niej i pokierował się w stronę drzwi, a ona poszła w swoją stronę. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do hotelu, to był on. Przynajmniej mnie nie zauważył. Obserwowałem go jak idzie do windy i ciągle zastanawiałem się, jakim jest potworem, zawsze już nim będzie i nic na to nie poradzi. Nawet gdyby królowa Anglii ogłosiła to w wiadomościach to stwierdził bym, że sama z siebie nigdy by tego nie powiedziała.
Kiedy mój ojciec oddalił się, ja szybko wybiegłem z hotelu.
Zacząłem gwałtownie się rozglądać.
- Czekaj!- krzyknąłem kiedy dostrzegłem dziewczynę i podbiegłem do niej.
- Hej, Justin- popatrzyła na mnie zdziwiona, ale mimo wszystko uśmiechnęła się- Co tu robisz?
- Ty się pytasz co ja tu robię?- spytałem zdziwiony- To ja się pytam co ty tu robisz?
- Ja tutaj przechodziłam.
- Nie kłam- nakazałem poważnym głosem- Wszystko widziałem.
Dziewczyna spuściła głowę.
- O czym rozmawiałaś z moim ojcem?- spytałem.
- Chodź gdzieś indziej to ci opowiem, bo tutaj nas zaraz zobaczy.
Miała rację, w każdej nadarzającej się chwili mógł podejść do okna i mnie zobaczyć.
- Ok- rzuciłem i poszedłem za nią.

OKOŁO 15 MINUT PÓŹNIEJ
- No mów- powiedziałem siadając na przeciwko niej w jakiejś kawiarni, w której swoją droga strasznie śmierdziało.
- To nie tak jak myślisz- zapewniła.
- A skąd wiesz co ja myślę?- spytałem przenikliwie.
- Pewnie myślisz, że coś knujemy.
Popatrzyłem na nią wyczekująco, ale ona nic więcej nie powiedziała- A nie knujecie?- spytałem gwałtownie, a ona lekko dygnęła.
- Nie, Justin nic nie knujemy.
Widziałem w jej oczach, że coś jest nie tak, jeśli myśli, że coś ukryje to grubo się myli.
- No to o co w takim razie chodzi?- spytałem podirytowany.
- On..chciał się ze mną spotkać..przekazał mi to przez siostrę- powiedziała zdenerwowana.
- Wiesz, co wydaje mi się dziwne?- spytałem retorycznie- Że policja jeszcze tu nie dotarła mimo wszystko, że mówiłaś, że po nią zadzwoniłaś- kiwnąłem do niej głową- Więc jak to wyjaśnisz, hm?
- Justin..ja na prawdę nie wiem, czemu ich jeszcze nie ma- wydukała- Na prawdę po nich dzwoniłam.
- Zadzwoń jeszcze raz- nakazałem.
- Co?- spytała.
- Zadzwoń jeszcze raz- powtórzyłem tym samym tonem.
- Ale..
- Zadzwoń.
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaczęła grzebać w torebce i po chwili wyjęła telefon.
- Daj mi go- powiedziałem z obojętnością na twarzy i wyciągnąłem w jej stronę rękę. Była wystraszona dlatego od razu włożyła mi telefon w dłoń.
Popatrzyłem na niego i odblokowałem, następnie wykręciłem numer na policję i przyłożyłem telefon do ucha.
- Komenda policji w Ohio- powiedział mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
- Dzień dobry, ja chciałem zgłosić przestępstwo, a raczej trzy.
- Słuchamy.
- Wiem, gdzie znajduje się mężczyzna poszukiwany przez policję w NY. Jest tutaj w Ohio.
- Proszę jaśniej.
- Mężczyzna, który spalił dom, zgwałcił dziewczynę i uprowadził własnego syna, w brew jego woli.
- Czy mówi pan o Bieberze?- spytał,a w jego głosie mogłem dostrzec coś w rodzaju szczęścia i ulgi, że znowu ktoś dzwoni w tej sprawie.
Tak ciężko było mi donosić na ojca, ale w tamtym momencie nie miałem wyjścia.
- Tak- wydukałem.
- Policja poszukuje go. Już było jedno, a nawet dwa takie zgłoszenia.
Dwa?
- Hotel Arega st. Quentina 13- powiedziałem szybko.
- Przyjąłem- powiedział policjant. Założę się, że jestem pierwszą osobą, która podała dokładny pobyt mojego ojca.
- Musimy się z panem kontaktować- powiedział- Kto mówi?
- Porwany syn.

*Emily*
- Ta piosenka jest piękna- powiedziałam do ojca, który mocno przytulał mnie w moim pokoju.
- Przywołuje dużo wspomnień.
- Za dużo- szepnęłam.
Nastała chwila ciszy, jednak nie była ona niezręczna. Była tak przyjemna, że w końcu mogłam się wyluzować. Jeśli milczenie było by pasją, to miała bym zajebiste hobby.
- Zjesz coś?- spytał nagle ojciec oddalając się ode mnie.
- Nie dzięki.
Popatrzył na mnie z politowaniem- Nic nie jesz- stwierdził.
- Bo nie jestem głodna- powiedziałam cicho.
- Od wczoraj nie jesteś głodna? Nie wierzę.
- Uwierz- uśmiechnęłam się lekko.
Tato popatrzył na mnie i wyszedł z pokoju. Przyrzekam siedziałam w nim cały dzień, bo tylko tutaj czułam się dobrze.
Jedyne czego się bałam to to, że moja matka będzie w stanie w poszukiwaniu nie zadzwonić do taty.
Musiałam coś z tym zrobić. Gdyby dowiedział się, że matka nic nie wie, a ja go okłamałam to stracił by do mnie zaufanie, a jeszcze tego brakowało.
Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam, by zobaczyć z góry co robi mój tato.
- Emi!- wystraszyłam się jak cholera i szybko schowałam się w pokoju- Emi!- krzyknął jeszcze raz.
- Co?- wyszłam z pokoju i stanęłam przed drzwiami.
- Jedziemy na zakupy?- spytał- Trochę się rozerwiesz.
W pewnym momencie, chciałam odmówić, ale to przecież było by dla niego przykre. Przyjechała córka i nic innego nie robi tylko siedzi w pokoju.
- Okej- powiedziałam.
- To super idę zrobić miejsce w aucie, a ty bądź gotowa za 5 minut, okej?
- Jasne.
Czekałam, aż tato wyjdzie z domu, żebym mogła na spokojnie dobrać się do jego telefonu.
Zeszłam ze schodów i rozglądałam się wszędzie za telefonem.
- No gdzie jesteś?- szeptałam biegając po całym domu- Nie chowaj się.
Nagle dostrzegłam go leżącego na półeczce koło telewizora.
- Mam cię- podeszłam i szybko go odblokowałam.
Kiedyś Meggi, pokazała mi aplikację, która blokuje numery od których nie chcesz odbierać połączeń, idealnie.
W szybkim tempie zainstalowałam ta aplikację i sprytnie ją ukryłam w telefonie, po czym zablokowałam numer mamy i Chels.
Poszło..
Odłożyłam telefon i usiadłam na kanapie wpatrując się w telewizor.
Mam nadzieję, że nie będą mnie szukać w żaden inny sposób, bo inaczej bym poległa.
To wydało mi się najrozsądniejsze. Nie chciałam do nich wracać, chciałam zostać z tatą.
Dlatego musiałam się pozbyć z nimi kontaktu, na jakiś czas.
- Gotowa?- spytał wchodząc- Emi, czemu się już nie ubrałaś- spytał kiedy zauważył, że nie mam butów i kurtki.
- Spoko, już idę- uniosłam ręce w geście obronnym i wstałam z kanapy.
- Wyłącz telewizor- nakazał, a ja się wróciłam i wykonałam polecenie.
- Nie denerwuj się, tato- podeszłam do niego i wyszczerzyłam zęby.
- Nie denerwuje się- zaśmiał się.
A ja zaśmiałam się po nim, co uniemożliwiło mi założenie butów, ponieważ ciągle się chwiała, z braku równowagi.
- Ale się guzdrasz- narzekał.
- Przeżyjesz- podniosłam się do pionu i sięgnęłam po kurtkę- Możemy iść- powiedziałam.
- Jest zimno- stwierdził.
Popatrzyłam na niego i zaśmiałam się- I co w związku z tym?
- Nigdzie nie pójdziemy, jak nie założysz kurtki.
Typowy tato, zawsze tak miał. Był nadopiekuńczy.
Założyłam kurtkę- Pasuje?
- Jest git- powiedział i otworzył drzwi, a ja wyszłam za nim.
Zamknął dom i weszliśmy do garażu.
Miał wypasione auto.
- Cacko- podsumowałam.
- Dzięki- powiedział z lekkim uśmiechem- Wsiadaj.
Podeszłam bliżej przednich drzwi od strony pasażera i pociągnęłam za uchwyt.
- Ustawiłeś się, co?- spytałam siadając.
Zawsze mieliśmy pieniądze, ale nie sądziłam, że tato mógłby tak dobrze się nimi posługiwać.
- Trochę- powiedział- Miałem dla kogo.
Chyba wiedziałam o co mu chodzi i doceniałam takie wyznanie.
- Miałeś kogoś?- spytałam patrząc przed siebie, właśnie wyjeżdżaliśmy z garażu.
- Miałem- zaznaczył i wykręcił auto na prostą drogę.
*
Jechaliśmy w ciszy i po jakimś czasie zaczęła mi przeszkadzać.
- Mogę włączyć radio?- spytałam zachrypniętym głosem. Kiedy długo nie mówię to robi się taki zachrypnięty i pewnie nie tylko mi.
- Jasne- powiedział szybko.
Uniosłam rękę i pokierowałam ją w stronę radia. Tato miał mnóstwo starych kaset z piosenkami, które bardzo lubił. Miał również płyty CD i jedną z nich postanowiłam włączyć.
Kliknęłam guzik i włożyłam płytę w odtwarzacz i nagle w całym aucie rozległa się muzyka, która okazała mi się być tak dobrze znana, że od razu westchnęła i zaczęłam cicho ją śpiewać.
- Kocham ją- powiedziałam do taty.
- Zawsze ją lubiłaś- stwierdził- Z resztą ja też.
Popatrzyłam na niego i nawet nie byłam w stanie spytać "czemu jesteś taki smutny " bo dobrze wiedziałam czemu.
Na pewno przez tą dziewczynę.
- Czemu nie jesteście razem?- spytałam.
Tato westchnął- Nie chcę o tym rozmawiać- powiedział cicho.
Oczywiście, że to rozumiałam. Ja też odmówiłam mu rozmowy na temat mojego wypadku.
- Jasne- powiedziałam.
*
Po jakiejś chwili byliśmy pod galerią handlową. Otworzyłam drzwi od auta i wysiadając schyliłam głowę.
- To tutaj- powiedział tato.
Uśmiechnęłam się w jego stronę i ruszyłam przed siebie w stronę galerii.
Tato objął mnie ramieniem, jak za starych dobrych czasów.

*Justin*
- Boję się- powiedziałem do brunetki.
- Przestań- klepnęła mnie w brzuch.
Właśnie szliśmy w stronę mojego hotelu.
- Możesz mi teraz powiedzieć po co spotkałaś się z moim ojcem?
- On.. chciał, żebym się z tobą przespała- powiedziała.
- CO?!
Pomyślałbym, że jest debilem, ale ja to po prostu wiedziałem.
- I chciał, żebyśmy poszli razem na dyskotekę, w sensie Ja, ty, on i moja siostra.
- A ty co na to.
- A ja przecież się nie zgodziłam. Wiedziałam, że cała ta akcja jest dla twojej dziewczyny,a poza tym sama mam chłopaka, nie zrobiłabym mu tego.
- Boże- szepnąłem- Nie sądziłem, że aż do tego dojdzie.
- Płacił mi nawet, żebym wyruchała cię w kiblu na tej dyskotece.
- On jest nienormalny. Jest pobudzony, a to nie jest bezpieczne- stwierdziłem.
- Przepraszam, jeśli pomyślałeś, że coś knujemy- stanęła przede mną i popatrzyła mi głęboko w oczy.
- No przestań, to  ja przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem.
- Wiesz, że bym tego nie zrobiła.
Uśmiechnąłem się do niej- Znam cię kilka dni, ale wiem, że byś tego nie zrobiła.
Szliśmy dalej w ciszy.
- Chyba muszę cię pożegnać- powiedziała nagle.
- Już idziesz?- spytałem.
- Zbliżamy się do hotelu.
- No tak, cześć- powiedziałem, a ona lekko mnie przytuliła.
- Pewnie się już nie zobaczymy- powiedziała zza moich pleców- Policja złapie twojego ojca i wrócisz do NY.
Nie mogłem powiedzieć jej, że nie nie prawda, bo bym skłamał.
- Tęsknię za nią- powiedziałem- Ale przyrzekam, że nigdy nie zapomnę ile dla mnie zrobiłaś i jak się kiedyś spotkamy, za wszystko ci się odwdzięczę.
- Kochany jesteś- powiedziała odsuwając się ode mnie.
- A ty urocza.
- Cześć- powiedziała oddalając się.
- Pa- powiedziałem z lekkim uśmieszkiem i ruszyłem w stronę hotelu, zostało mi jeszcze kilka metrów do jego wejścia, ale przez szyby mogłem dostrzec coś dziwnego, co bardzo mnie pocieszało.
Podbiegłem do drzwi hotelu i wszedłem do środka. Dwóch policjantów trzymało mojego ojca za ręce, a on krzyczał w niebo głosy. Cała obsługa i klienci zebrali się w jednym miejscu.
- To ty! Syn marnotrawny! Ty mnie wydałeś!- krzyczał. Pierwszy raz widziałem w nim tyle gniewu.
- Może i ja- powiedziałem- Masz za to wszystko co mnie przez ciebie spotkało.
Nagle jego twarz złagodniała, ale dalej był zły.
- Uważasz, że aresztują cię za nic? Weź się zastanów.
Spuścił głowę, ale nie dlatego bo poczuł winę, ale pewnie dlatego, że bolała go od machania nią, w każdą stronę.
- Masz szczęście, że jesteś moim synem, tak to inni by cię zniszczyli. Zapamiętaj sobie, że to dzięki mnie, będziesz dalej żyć.
Żałosny.. przez niego prawie umarłem.
- Idziemy do radiowozu- powiedział jeden z policjantów.
- Przepraszam- zaczepiłem jakiegoś mężczyznę, nie miał stroju policjanta, ale na pewno był osobą, która zapisuje całą sprawę- Gdzie będzie siedział.
- Będzie przebywał w więzieniu w Ohio.
- Rozumiem.
- To pan do mnie dzwonił, tak?
- Bardzo możliwe- powiedziałem.
- Wie pan, że pański ojciec może dostać nawet dożywocie, o tym zadecyduje sąd.
- Oby- szepnąłem.
- Teraz już jest pan wolny. Nikt tu pana nie trzyma.
Te słowa unosiły mnie ku górze, byłem taki szczęśliwy, że mogłem poczuć wolność.
- Dziękuję- szybko rzuciłem i pobiegłem na górę po wszystkie pieniądze, które trzymał tam mój ojciec.
*
Spakowałem wszystko co ze sobą przywieźliśmy. Spakowałem to w jakąś torbę i wyszedłem z pokoju biegnąc na recepcję.
Stanąłem w kolejce, przede mną stały trzy osoby,a reszta dalej stała w holu, byli w wyraźnym szoku, a ja się cieszyłem jakbym ożył na nowo.
Kolejka szybko minęła i przyszedł czas na mnie.
- Chciałem wymeldować się z pokoju- powiedziałem.
- Proszę dać mi kartę.
Wyjąłem z kieszeni kartę umożliwiającą otwieranie drzwi i wręczyłem ją recepcjonistce.
- Już pana wymeldowałam.
- Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia- nie była zbyt miła, ale co mi tam i tak już jej nigdy nie zobaczę.
Pokierowałem się w stronę drzwi, przedzierając się przez ludzi stojących w holu hotelowym, aż w końcu znalazłem się przed wejściem.
Jakie to było wspaniałe uczucie pchnąć drzwi ze świadomością, że zaraz ktoś nie pociągnie cię za ramię i spyta "gdzie idziesz", ale co lepsze, ze świadomością, że nikt nie idzie za tobą.
W końcu mogłem odetchnąć i wciągnąć piękny zapach rzeczy, która nazywała się wolność.
  Miałem dużo pieniędzy, a i tak musiałem trochę przeznaczyć, na lot. To, że będę lecieć prywatnym samolotem, nie zmienia faktu, że muszę za niego zapłacić. Najpierw żeby polecieć muszę po niego zadzwonić.
Podszedłem do jakiejś butki obok hotelu. Zawsze w pobliżu hotelów takie się znajdują.
Wykręciłem numer do pilota, który wcześniej leciał do Ohio wbrew mojej woli.
- Halo- zgłosił się.
- To ja Justin- powiedziałem- Chcę, żebyś przyleciał do Ohio i zabrał mnie do NY.
- To potrwa trochę.
- Ile?- spytałem.
- Około jeden dzień.
- No, okej- powiedziałem obojętnie. No tak nie zawsze ma się to co chce.
Odłożyłem słuchawkę i wyszedłem z budki.
Teraz musiałem poszukać sobie jakiegoś hotelu na jedną noc. Zabawne w tym momencie mój ojciec pewnie by powiedział, że musi znaleźć sobie laskę na jedną noc.
Tak bardzo się różniliśmy tatusiu.
Postanowiłem poszukać jakiegoś hotelu, głupio mi było wrócić do tamtego, przed sekundą się wymeldowałem.
Postanowiłem, że popytam jakiś uprzejmych ludzi gdzie znajdę jakiś hotel.

*Emily*
- Podoba ci się ta bluzka?- spytał patrząc na mnie- Trochę wieśniacka- podsumował.
Opuściłam ramiona i westchnęłam- Przestań- pisnęłam- Znajdź lepszą, jak taki mądry jesteś.
- A chcesz się założyć, że znajdę lepszą?
- Dawaj o co?- kiwnęłam głową.
- Kto zrobi kolację- powiedział.
- Spoko- uścisnęłam jego dłoń i je przecięłam drugą ręką.
Zamknęłam za sobą drzwi od przymierzalni i przeglądałam się w lustrze.
I tak ją wezmę.
Jest śliczna, nie wieśniacka.
Po kilku minutach przyszedł mój tato z koszulką na której było napisane "Forget you"
Trafił idealnie, w samo sedno. Nie wiem kiedy popłynęła mi łezka z oczu.
Tato popatrzył na mnie z bezradnością. No tak nastolatka płacząca na widok zwykłego t-shirtu nie beczy tak o.
- Czyli przegrałem?- spytał, a ja pokiwałam głową i zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam po prostu płakać.
Przysięgam, że nigdy jeszcze tak nie uderzyło do mnie to słowo. Popatrzyłam na swoje odbicie i nie mogłam uwierzyć. Kiedy to się stało? Kiedy tak bardzo się zmieniłeś? Kiedy Justin? Czy ja nie byłam w stanie tego zauważyć?
Wyjęłam z torebki waciki i płyn do demakijażu i lekko ocierając wacikiem o twarz zmyłam cały swój rozmazany makijaż. Następnie wyjęłam tusz do rzęs i pomalowałam się na nowo.
- Emi, już się przebrałaś?- spytał tato zza drzwi.
- Już, prawie- powiedziałam ściągając z siebie bluzkę, którą miałam kupić i założyłam swoją.
Otworzyłam drzwi od przymierzalni i wyszłam z niej trzymając w prawej ręce wieszak.
- Czyli bierzemy tą?- spytał.
- Tak- powiedziałam cicho.
- Emi, to aż tak cię boli?- spytał.
Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam prosto w oczy- To cholernie boli.
Podążyłam w kierunku kasy i położyłam koszulkę na blacie.
- Dzień dobry- przywitała się ze mną sprzedawczyni.
- Dzień dobry- odpowiedziałam.
- To wszystko?- spytała.
Kiwnęłam głową.
Tato poszedł zapłacić, a ja zabrałam już spakowane ubranie i wyszłam ze sklepu.
- Gdzie teraz chcesz iść?- spytał mnie ojciec wychodząc ze sklepu.
- Chyba już nigdzie i tak długo tu chodzimy.
- Czyli jedziemy do domu?
- Tak- stęknęłam- Już chce mi się spać.
- Rozumiem.
Pokierowaliśmy się w stronę wyjścia i tak dużo dziś kupiłam, co było dziwne bo mój nastrój działał zawsze przeciwko mnie.
Wyszliśmy z galerii, a ja poczułam uderzające mnie zimno. Rozwiało mi włosy i pojawiła się gęsia skórka.
- Chyba będę chora- powiedziałam, kiedy poczułam drgawki. Było mi zimno wszędzie, ale nie w twarz. Była cała rozpalona.
- No co ty gadasz?
- A miałam zacząć chodzić od jutra do szkoły- spuściłam głowę.
Co prawda dojazd z domu mojego taty do szkoły trwał więcej niż godzinę, ale autem to było około 50 minut.
- Zobaczymy jak będziesz się czuła rano, okej?
Kiwnęłam głową.
Kiedy byliśmy już coraz bliżej auta czułam coraz większe zimno.
- Wsiadaj szybko, będzie ci cieplej- powiedział tato otwierając auto, a ja szybko wsiadłam do auta.
- Już jedziemy do domu- powiedział odpalając auto.
Trzęsłam się coraz bardziej, czułam to. Nie mogłam uspokoić mojego ciała.
- Nie zatrułaś się czymś?- spytał mój ojciec.
- A czym, jak nic nie jadłam?
- I tutaj mamy punkt kulminacyjny- powiedział- Wchodzimy do domu i od razu idziesz się kąpać, a ja robię ci jedzenie, jasne?
- Okej- kiwnęłam głową, ale wydawało mi się, że nie czułam się źle od braku jedzenia. Może po prostu mnie przewiało.
- Mam w domu jakieś leki to zaraz weźmiesz, a i zrobię ci mleko z miodem, albo nie..lepiej z czosnkiem.
Skrzywiłam się- Tato spokojnie.
- Herbatę z cytryną do tego.
- Może z cynamonem?- spytałam ironicznie.
- A to jest dobre ma przeziębienia?- spytał dość poważnie- Wiesz ja nie jestem lekarzem.
Zaśmiałam się z jego braku wiedzy, ale widziałam jak się starał, a to było na prawdę słodkie.
*
Zajechaliśmy pod dom.
- Wysiadaj szybko i idź się kąpać.
- Przyjęłam.
- Ale to ma być kąpiel, a nie prysznic.
- Tato, spokojnie.
- Dobra, wysiadaj- powiedział szybko i sam wysiadł.
- Masz klucze- rzucił mi na dachem auta, a ja oczywiście ich nie złapałam i musiała ich szukać.
- Znalazłaś?
- Nie bo masz tu tyle śmieci, że ciężko tu cokolwiek znaleźć.
Nachyliłam się jeszcze bardziej, ale było już trochę ciemno i nich nie widziałam.
- Odsuń się- kiedy wstałam nachylił się w to samo miejsce co ja i chwycił ręką.
Ku mojemu zdziwieniu wyjął kluczę.
- Masz i idź do domu- powiedział wkładając mi klucze w ręce.
- Dzięki- ścisnęłam je i pokierowałam się w stronę drzwi.
Ręce trzęsły mi się z zimna i nie umiałam trafić w dziurkę, ale po dwóch minutach udało mi się to.
Wchodząc do domu poczułam wspaniałe ciepło. Mogłabym stać tam cały czas. Było tak ciepło.
Zdjęłam buty i powiesiłam kurtkę na wieszaku.
BRR..
Wbiegłam do łazienki i odkręciłam ciepłą wodę wkładając pod nią ręce.
OOO
Moje ciało ogarnęło takie przyjemne uczucie, jak podczas pierwszego razu z Justinem.
I znowu on..
I ja niby miałabym nosić bluzkę z napisem "Forget you" Jak ja nie umiem.
Włożyłam korekt w wannie i puściłam gorącą wodę.
- I co Emi, idziesz się kąpać?- spytał ojciec wchodząc do domu.
- Puszczam wodę.
- Dobra to ja idę robić ci kolację.
- Dziękuję - krzyknęłam bo ciągle wydawało mi się, że mnie nie słyszy.
- Nie ma za co skarbie.
  Kiedy woda już się nalała, ja zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i rzuciłam je na podłogę. Zawsze tak robiłam, bałaganiłam.
Stanęłam przed wanną i uniosłam jedną nogę ku górze i zanurzyłam w gorącej wodzie.
OOO
Poczułam jak wszystko we mnie się rozluźnia. To było wspaniałe uczucie. Zanurzyłam drugą nogę i stałam przez jakiś czas w wannie patrząc na moje odbicie w lustrze.
- Ale jesteś brzydka- powiedziałam do siebie.
Typowe..
Zanurzyłam się w wodzie i aż zachciało mi się spać,ale zawsze mi powtarzali, że w wannie się nie śpi bo można się zachłysnąć wodą.
Delektowałam się tym ciepłem, tego w tamtym momencie potrzebowałam najbardziej.
Podniosłam jedną nogę do góry, żeby porównać, jak zimno jest w powietrzu i wiecie co?
Było cholernie zimno, szybko zanurzyłam nogę, która już zdążyła się ochłodzić.
- Emi- usłyszałam głos taty i cisze pukanie.
- Tak?- spytałam głośniej.
- Wolisz, herbatę z miodem, czy herbatę z cytryną, czy może mleko z czosnkiem, czy mleko z miodem?- spytał, a ja cicho zachichotałam.
- Wszystko jedno, oby nie czosnek.
- Dobra to w takim razie wolisz: herbatę z cytryną czy z miodem, czy może mleko z miodem.
Wiedziałam, że ciągle by się pytał, gdybym wykluczała po jednym więc postanowiłam od razu powiedzieć, że herbatę z cytryna.
- O kurczę- powiedział- Zapomniałem, że nie mam cytryny.
Zaśmiałam się, Cały tato.
- Mleko z miodem- powiedziałam.
- Dobra, przyjąłem- usłyszałam jak odchodzi spod drzwi i na nowo zanurzyłam swoje uszy w ciepłej wodzie.
  W momencie, w której woda staje się zimna, odechciewa ci się w niej leżeć i zdajesz sobie sprawę, że już wyjdziesz marznąć w ubraniach jest idealny.
Wyszłam z wanny i wyjęłam korek wypuszczając wodę.
Ubrałam się w piżamkę i przeczesałam swoje włosy.
- I jak tam kolacyjka?- spytałam tatę.
- Gotowa już od 10 minut- powiedział tato siedzący na kanapie.
- Woda była taka przyjemna, że nie umiałam z niej tak szybko wyjść-tłumaczyłam.
- Spokojnie, też tak mam.
Popatrzyłam na talerz, na którym były kanapki z pomidorem i ketchupem. Dla innych to mogło wydawać się obrzydliwe, ale ja to kochałam od dzieciństwa.
- Pamiętałeś- pokazałam na kanapki.
- I nigdy nie zapomnę- powiedział ściszając telewizor.
Uśmiechnęłam się do niego i wyciągnęłam rękę w stronę talerz i chwyciłam jedną kanapkę i włożyłam ją do ust przygryzając kawałek.
- Smacznego- powiedział tato. Uwielbiam to robi, zawsze zaczynał do mnie coś mówić, kiedy wiedział, że mu nie odpowiem bo mam za dużo w buzi. Walnęłam go lekko w ramie na co on się zaśmiał.
- Uwielbiam cię wkurzać.
Znacząc różnica pomiędzy moimi rodzicami była prosta. Inaczej traktowali swoje dzieci. Z mamą rozmawiało się jak przystało, czyli jak matka z córką, a z tatą rozmawiało się jak z kolegą.
- Wiem!- krzyknęłam- A ja tego nie znoszę.
- Jaka wrażliwa- zaśmiał się.
- Tato.
- Córko.
Wywróciłam oczami i ugryzłam kawałek kanapki.
- To jak tam w szkole?- spytał z lekkim uśmieszkiem.
To mu się nigdy nie znudzi.

*Justin*
 Jakaś miła pani powiedziała mi, że najbliższy hotel jest 5 ulic stąd i nawet powiedziała jak tam dojadę.
Od razu wsiadłem w autobus i dojechałem pod wyznaczony hotel.
Był ogromny. Na prawdę wielki.
Postanowiłem do niego wejść, przecież po to tu jestem.
Ale najpierw podszedłem do budki telefonicznej poinformować pilota gdzie ma po mnie podlecieć. Nie chciałem tracić czasu na jakieś lotniska. Wyruszę z dachu.
Wykręciłem numer.
- Halo?- spytał.
- Podleć jutro po hotel Oregona st. Spillera 25
- Nie trzeba jutro, będę za trzy godziny, czekaj na dachu.
Ucieszyłem się na tą wiadomość im szybciej tym lepiej.
Nie musiałem meldować się w hotelu. po prostu miałem dostać się na dach, przecież to będzie proste.
Obszedłem hotel dookoła w poszukiwaniu drabiny. Znalazłem.
To będzie prawdziwe wyzwanie, hotel ma 13 pięter, a drabina mogłaby się urwać, w każdej chwili.
To mnie nie obchodziło, liczyło się to by wrócić do NY i tyle.
Mam nadzieję, że nie skończę żywotu na tej drabinie, a jak skończę, chcę by ktoś powiedział Emi, że ją kocham, bo wtedy umrę nieszczęśliwy.
--------------------------------------------------------------
PIOSENKA:
JESSIE J- FLASHLIGHT
 Hejka oto kolejny rozdział! <3
Nie musicie się obawiać Justin za niedługo
wróci.
Musiałam ich rozdzielić, chciałam, żeby blog
był przez to bardziej intrygujący.
Zostańcie z Emily i Justinem.
Czekajcie na kolejne rozdziały, które
postaram się dodać jak najszybciej się da.
Komentujecie-Motywujecie













niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 23


KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ

*Justin*
Dzień w dzień przychodziłem z ojcem na tą plażę, jednak nigdy nie spotkałem tamtej dziewczyny..nawet nie wiem jak ma na imię. Tak bardzo chciałem, żeby mi pomogła.
- Idziesz w końcu?- spytał ojciec zza drzwi łazienki.
- No już- warknąłem.
Dzisiaj znowu mięliśmy w planach iść na plażę. Wspaniale..tylko, że jeszcze była na niej ta brunetka.
Wyszedłem z łazienki, zabierając ze sobą ręcznik.
- Już zrobiła makijaż moja ślicznotka- zaśmiał się i pogłaskał mnie po głowie.
- Weź te łapy- burknąłem zrzucając jego rękę z moich włosów.
- Spokojnie- uniósł ręce w geście obronnym.
Grał głupa i tylko to wychodziło mu najlepiej zaraz po ruchaniu dziewczyn.
Spiorunowałem go wzrokiem bo wiedziałem, że zaraz spyta mnie "Czemu jesteś taki zły" A moim zdaniem odpowiedź była dość logiczna..On jednak tego w ogóle nie rozumiał.
- Idziemy?- spytałem obojętnie.
- No idziemy- uśmiechnął się z miną "zaraz wyrucham jakąś i to na JEJ ręczniku"
*
Całą drogę na plażę szedłem trochę z tyłu, nie chciałem się z nim pokazywać. Był po prostu obrzydliwy, pewnie w moich oczach o wiele bardziej niż w innych., no skądś musiały brać się te laski.
Stanąłem na piasku z nadzieją, że tym razem tutaj siedzi.
Tym razem też jej nie było..
- I co Justin wyczaiłeś tą laskę?- spytał.
- Nie- spuściłem głowę- A szkoda spodobała mi się- dalej grałem.
- Przykro mi- powiedział z rozbawieniem- Ale masz inne i to lepsze- pokazał na plaże.
- Nikt nie jest lepszy niż ja- usłyszeliśmy damski głos zza pleców.
To ona.
- A więc Justin?- podeszła do mnie uśmiechając się lekko.
Odwzajemniłem uśmiech patrząc jej w oczy.
- Dobra tam- mój ojciec machnął ręką- Gdzie twoja siostra?
- Już idzie- pokazała placem za siebie.
Klasnął w dłonie- Idealnie- to były jego ostatnie słowa, po czym oddalił się od nas. Nawet nie rozłożył ręcznika. No tak przecież, jego poranna mina wyraźnie mówiła sama za siebie.
Kiedy mój ojciec był już dostatecznie daleko szybko zwróciłem się w stronę dziewczyny.
- Pomożesz mi?- spytałem podekscytowany.
Ona niespodziewanie zbliżyła się bliżej mojego ucha i szepnęła.
- Już to zrobiłam.

*Emily*
- Gotowa?- spytała moja siostra, którą wypuścili ze szpitala kilka dni temu,a dzisiaj specjalnie z moją przyjaciółką i matką przyjechała po mnie do szpitala.
Postanowiłam nikomu nie mówić o tym, że była u mnie Caillin to narobiło by mi zbędnych kłopotów.
- Gotowa- powiedziałam z lekkim uśmiechem. Na prawdę cieszyła się, że to już koniec tego horroru i smrodu leków.
- To chodź- machnęła do mnie ręką Meggi.
Ruszyłam za nimi.
- Tak się cieszę, że jesteś już zdrowa kochanie- powiedziała do mnie mama obejmując mnie ramieniem.
- Wiem mamo, ja też- wtuliłam się w jej ramię.
Mówiłam to NA PRAWDĘ bardzo szczerze. Mimo wszystko, że w szpitalu byli na prawdę mili lekarze i dobra opieka, to jednak nie ma jak w domu.
- Stęskniłam się już za swoim pokojem- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem. Teraz będę mieszkać u siebie w domu..przecież nie u Justina, Kiepsko było by mieszkać ze swoim byłym chłopakiem wiedząc, że nie ma go w domu.
Mama i Chelsea wymieniły między sobą spojrzenia, a ja wiedziałam, że coś było nie tak.
- Co jest?- spojrzałam na nie i na chwilę się zatrzymałam.
- No bo..- zaczęła Chels- My nie mamy domu.
CO?!
- Jak to nie mamy domu?!- wydarłam się na cały szpital, a na sobie czułam tylko wzrok ludzi.
- Ciszej skarbie- uspokoiła mnie mama.
- Jak ciszej, co ciszej?!- uniosłam się - Co się do cholery stało z domem?!
- Sprzedałam- powiedziała matka.
Nie wierzę.
- Sprzedałaś miejsce, w którym się wychowałam?- skarciłam ją wzrokiem- Czemu?!
Nic nie odpowiedziała.
Wyszłyśmy ze szpitala i tutaj już nikt nie powstrzyma mnie od krzyku.
- Czemu sprzedałaś nasz dom?!- ponowiłam pytanie dalej unosząc głos.
- Musiałam-wydukała.
Wiem może nie powinnam na nią tak krzyczeć, ale z drugiej strony właśnie się dowiedziałam, że sprzedała kilka długich lat z mojego życia.
- Czemu?- spytałam trochę spokojniej widząc minę mojej matki. Było jej przykro.
- Musiał, po prostu..musiałam- spuściła głowę i wyszeptała.
- Mam prawo wiedzieć dlaczego musiałaś tego dokonać - podparła rękę na biodrze i cały ciężar ciała oparłam na prawej nodze.
Kilka powodów dla których powinnam wiedzieć dlaczego moja mam sprzedała dom bez mojej wiedzy:
1. Jestem jej córką.
2. Mieszkałam w tym domu bardzo dużo lat bo aż 18.
3. Jesteś już dużym dzieckiem i chcę to wiedzieć.
4. Po prostu kochałam to miejsce. Przeżyłam tam wszystkie rozczarowania, smutki, radość. Każdego dnia budziłam się w swoi pokoju i czułam jego zapach. Odkąd skończyłam 15 lat pachniało w nim tak samo i wyglądał tak samo. Przyzwyczaiłam się do tego widoku i nie mogę tak o pogodzić się z tym, że już do niego nie wejdę.
5. Jestem ciekawska po ojcu.
- Opowiem ci o tym w odpowiednim momencie- powiedziała cicho- I już nie naciskaj.
- Nie będzie odpowiedniego momentu- warknęłam do niej- A ty?- zwróciłam się do siostry po krótkiej ciszy- O wszystkim wiesz?
Spuściła głowę.
- Powiedz o co chodzi Chels!- nakazałam.
- Nie mogę- wydukała- Wolę żeby mama ci to powiedziała bo to jej sprawa.
- Aha- uniosłam ręce- Czyli nie dowiem się niczego, tak?!- spytałam wściekła.
Pewnie teraz po prostu rzuciła bym się Justinowi w ramiona i powiedziała, żeby zabrał mnie do siebie, ale był jeden minus. Jego ty nie było.
- Emi nie unoś się tak- próbowała uspokoić mnie przyjaciółka.
- Zostaw mnie- warknęłam. Wiedziałam, że absolutnie nie jest niczemu winna, ale po prostu nie chciałam z nikim rozmawiać.
Pokierowałam się w stronę bramki, chciałam wyjść już z tej posesji. Obrzydzała mnie. Na szczęście nie miałam ze sobą żadnych rzeczy i nie musiała tego dźwigać.
- Emi!- krzyknęła za mną mama.
Nic nie odpowiedziałam. Nie chciałam się niepotrzebnie unosić, ani wkurzać. Po prostu muszę pobyć chwilę sama. Chociaż moja obecność też mi przeszkadzała. Jednak nie miałam innego wyjścia musiałam siedzieć z ta pojebaną Emi.
*
Cały dzień zajęło mi chodzenie po mieście. Fajnie było poczuć znowu harmonię panującą w NY. Czułam, że moje kości znowu wróciły do poprzedniej formy, gorzej z mięśniami wszystko mnie boli. Zastygły się bo za dużo leżałam.
Chciałam zadzwonić do taty spytać się go czy mogę przyjechać do niego. Zawsze z mamą dogadywałam się lepiej, ale ostatnio nasze zdania przecinały się na pół. To już nie była ta sama osoba. A może ja się zmieniłam? Może nie powinnam krzyczeć na nią? Może powód sprzedania domu był o wiele poważniejszy niż mi się wydaje?
Ocknij się, Emi.
*
Szłam głośnymi ulicami i o wiele bardziej wolałam ten hałas niż głuchą ciszę. Mieszkając w tak niespokojnym mieście przyzwyczaiłam się do każdego hałasu.
- Zrób to -szepnęłam do siebie. Chciałam zadzwonić do taty.
Do cholery! Przypomniało mi się, że mój telefon po prostu wcięło. Nie chciałam już po niego wracać..po co, pewnie i tak Justin z ojcem sprzedali dom i wyjdę na debila kompletnego.
"Dzień dobry, wie pani mieszkał tutaj kiedyś przystojny chłopak ze swoim nietaktownym ojcem, a podczas sprzeczki z jego ex zostawiłam telefon w łazience i zapomniałam po niego wrócić bo leżałam w śpiączce"
Nie..
Mogłam jechać tam jakimś autobusem, po prostu bez zapowiedzi, ale czuła bym się bardzo niezręcznie, że wparowałam mu do domu i zwaliłam się wszystkim na głowę.
Westchnęłam, nic już nie było jak kiedyś, ta śpiączka sprawiła, że nad niczym nie miałam kontroli. Tak o po prostu sobie spałam i nie umiałam powstrzymać narastających kłopotów. Gdybym wiedziała, że stając na kredens wywrócę się i on mnie przygniecie złamie mi kości, będę leżała w śpiączce i stracę chłopaka, to nie sięgnęła bym po te fajki. Nigdy w życiu.

*Justin*
- Te wyczekiwania są straszne- szepnąłem do dziewczyny, która podpierała się obok mnie na ręczniku.
- Luzuj się- szepnęła lekko otwierając oczy- Wszystko będzie dobrze. Powiedziałam im to co prosiłeś bym powiedziała- znowu zamknęła oczy i delektowała się słońcem.
Miała wspaniałe ciało, wszystko było tak idealne i do tego ta opalenizna nad którą pracowała kilka dni.
- Co ty się tak gapisz?- machnęła mi ręką przed oczami.
- Zastanawiam się- skłamałem.
- Spokojnie- usiadła i popatrzyła na mnie znad spod okularów, które lekko odchyliła z oczu- Przyjadą tu i zabiorą twojego ojca, tego chciałeś prawda?- spytała, żeby się upewnić.
- Tak- powiedziałem pewny- Właśnie tego.
Nie mogłem uwierzyć. Człowiek, który mnie spłodził, wychował i płacił na mnie latami, teraz tak po prostu pójdzie siedzieć z mojej winy. Inni mogli by się spytać. "Czy ty nie masz serca?".
Odpowiedział bym "Mam i właśnie dlatego to robię"
To dość proste- chcę się wydostać. Chcę żyć bliżej mojego słoneczka. Chcę dać jej wszystko co trzeba, a siedząc gdzieś w Ohio to było nie możliwe.
- Przestań się tak martwić- pogłaskała mnie po ramieniu.
- Łatwo ci mówić- wywróciłem oczami- To nie ty wsypałaś swojego ojca- powiedziałem lekko spoglądając na ojca. Dobierał się do jakiejś blondynki .
- Nie, ale ty też nie. Bo ja to zrobiłam.
Miała rację. Ja nawet nie miałem jak go wsypać.
- Justin- zwrócił się do mnie ojciec stając przede mną, a serce podeszło mi do gardła- Idziemy?- spytał.
Kamień spadł mi z serca, wystraszyłem się, że mógł coś usłyszeć, a to byłaby spalona akcja na maksa.
- Jasne- wstałem.
- Do zobaczenia- powiedziała do mnie.
- Do zobaczenia- odpowiedziałem jej z lekkim uśmieszkiem.
Czułem się jak mięczak. Idę z ojcem kiedy on tego chce. Innej możliwości nie było.. gdybym się postawił po prostu zaciągnął by mnie siłą, a to było by o wiele gorsze.
*
Szliśmy jakąś wąską uliczką. Serio była wąska bo ledwo co się na niej mieściłem.
- Justin- zwrócił się do mnie- Kochasz ją?- spytał.
- Kogo?- spytałem zaciekawiony.
- Ją- powiedział. ?
Ale mnie olśnił nie ma co.
- A konkretniej- powiedziałem, ciągle uważając jak idę.
- Tą w NY- wykrztusił.
- Naprawdę aż tak ciężko powiedzieć ci jej imię?- prychnąłem na niego.
- Po prostu go nie pamiętam- wybronił się.
Tym razem tatulku, Tym razem..
- Czemu zadajesz mi takie pytania?- spytałem obojętnie.
- Bo widzę, że cierpisz.
Odwrócił się w jego stronę i zrobiłem minę obrzydzenia- Ty sobie żartujesz?!- wrzasnąłem- Wiesz czemu cierpię? Bo mnie od niej zabrałeś- wytknąłem mu.
Spuścił głowę,a ja ruszyłem w drogę. Czułem niepokój, bo nigdy tędy nie szliśmy. Czy on znowu coś knuje?

Już nic nie miał mi ciekawego do powiedzenia. Nie odzywał się w ogóle. Całą drogę milczał..i dobrze, jego głos mnie dobijał.

Godzina 17:43Dalej nic, żadnej policji. Założę się, że dziewczyna nie podała miejsca naszego pobytu. Fakt, nie znała adresu i pewnie teraz przeszukują całe miasteczko..Proszę oby szybciej.

*Emily*
Mój zmyślony, jebany pamiętniczku.Olałam to, że nie powinnam się zwalać komuś na głowę, postanowiłam, że do niego pojadę. Łaski mi nie robi, musi mnie przyjąć do swojego domu.
Stałam pod jego drzwiami i znieruchomiałam. Dawno go nie widziałam.
Spięłam rękę i w końcu ją podniosłam do poziomu twarzy i szybkim ruchem zapukałam dwa razy.
Najgorsze jest zza drzwi usłyszeć, że ktoś się zbliża..słyszeć to tupanie.
Drzwi się otworzyły i nie było żadnego wyjścia.
- Hej- rzuciłam.
- Emi- przyciągnął mnie do siebie- Co ty tu robisz?- spytał zmartwiony wpuszczając mnie do środka.
Rozglądnęłam się we wszystkie strony.
Wow..urządził się.
- Przyjechałam do ciebie.
- Bardzo się cieszę- uśmiechnął się do mnie szeroko- Usiądź, proszę- pokazał na krzesło.
Popatrzyłam na niego- Jak u ciebie?
- U mnie?- spytał- A co może być..nic- zaśmiał się.
To byłą niezręczna rozmowa. Bardzo niezręczna.
- Gdzie Chels?- spytał.
- W domu..znaczy- zawahałam się- Z mamą gdzieś.
Nie chciałam tacie mówić, że jakby nie mamy domu.
- Co cię sprowadza?- spytał poważniej, patrząc na mnie wyczekująco.
- Trochę się wkurzyłam na matkę i chciałam zostać u ciebie na trochę- powiedziałam na jednym tchu.
Popatrzył na mnie. Moi państwo to ten moment kiedy mi odmówi.
- Nie ma problemu- był cały w skowronkach- A czemu cię tak mam wkurzyła.
- Oj , wiesz jaka jest- machnęłam ręką.
- No wiem- wywrócił oczami- Muszę jej powiedzieć, że tu jesteś.
- Ona wie- rzuciłam szybko- Mówiłam jej.
- A no to okej- zaćwierkał. Pierwszy raz był w takim dobrym humorze- Pokaże ci zaraz twój pokój. Rozbierz się.
Złapał za moją kurtkę i zdjął ją ze mnie.
- Yyy..Emi, czemu masz zabandażowaną rękę.
Moja ręka po złamaniu musiał być jeszcze usztywniona.
- Długa historia- machnęłam zdrową ręką.
- Opowiedz- nakazał przewieszając moją kurtkę na przedramieniu.
- Tato..- stęknęłam. Nie miałam na to teraz ochoty.
- Mów- mrugnął.
- Mogę kiedy indziej?- przewróciłam teatralnie oczami.
Popatrzył na mnie srogo mierząc mnie wzrokiem od stóp do głowy.
- Okejjjj- przeciągnął- Niech będzie.
Uff, przynajmniej tego sobie oszczędzę.
Miałam dość tego wszystkiego i postanowiłam, że nie chcę udawać, że czuję się z tym dobrze. Bo wcale tak się nie czułam.
-----------------------------------------------------------
 Mam dla was kolejny rozdział!
Napiszcie mi koniecznie, jak widzi wam się ta historia.
Czy wam się podoba.
Do kolejnego <3
Komentujecie- Motywujecie








niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 22

KILKA DNI POTEM
*Emily*
Co się dzieje? Chciałam tylko by ktoś mi to w końcu powiedział. Chciałam by ktoś stał obok. Chciałam by to był Justin..
Nie mogłam się ruszać i nie wiedziałam co się dzieje. Tak trudno było mi cokolwiek powiedzieć. Widziałam zarys ludzi..jakiś ludzi którzy krzątają się po pomieszczeniu.
Gdzie ja byłam? Szukałam odpowiedzi na te pytania.
- Emi- usłyszałam.
Słyszałam od czasu do czasu te słowa "Emi" albo "Emily"
Czy to byłam ja? Niech ktoś mi powie czy to byłam ja. Przynajmniej to już bym wyjaśniła. Usiłowałam sobie coś przypomnieć. Pamiętałam tylko wysokiego szatyna o czekoladowych oczach..był przystojny i wiem, że był Justinem.
Czy on był obok mnie? Czy siedział tutaj? Chciał tu siedzieć?

*Meggi*
- Emily- szepnęłam w stronę przyjaciółki, która miała szeroko otworzone oczy i wyglądała na prawdę przerażająco jednak dalej była piękna jak zawsze.
  Doszły mnie słuchy, że Justin ją "zostawił". Nie chciałam w to wierzyć, kochał ją jak nikt inny i wiem, że to była ostatnia osoba, która mogła by ją zostawić. Wiem to, przecież zostawiła ją własna matka. Fakt..nikt nie wiedział gdzie on jest i nikt nie mógł się do niego dodzwonić. Może i wyjechał gdzieś na chwilę, ale na pewno nie NA ZAWSZE i na pewno nie przestał JEJ KOCHAĆ.
Podeszłam do doktora.
- Przepraszam czy mogę zamienić z panem kilka słów?- spytałam.
- Oczywiście, proszę mówić- powiedział ciepło.
- Wolę na zewnątrz, nie chcę by Emi to usłyszała- szepnęłam do niego.
- Justin?- spytał
Pokiwałam głową.
- Dobrze chodźmy- poprowadził mnie do drzwi i otworzył je po chwili. Wyszliśmy na korytarz.
- O co chodzi?- spytał.
- Bo..to pan rozmawiał z ojcem Justina?- lekarz opowiedział nam całą sytuację kilka dni wcześniej.
- No tak- kiwnął głową.
- Ja chciałam spytać..- zaczęłam- Czy on na prawdę ją zostawił?
Westchnął- Tak powiedział mi jego ojciec.
Popatrzyłam na niego.
- Że Justin do niej nie przyjdzie i że jej nie kocha. Ponoć się wyprowadzają.
Uniosłam brew do góry - Tego pan nie mówił.
- Że się wyprowadzają?- spytał banalnie- Możliwe, ale mówię teraz.
Teraz moje myśli wirowały. Skoro Justin się wyprowadza to znaczy, że na prawdę mógł ją zostawić. Ale czemu?
- Wspomniał też coś, że Justin złamał nogę.
Wytrzeszczyłam oczy. Nie mógł powiedzieć tego wcześniej?!
- Jak to?
- Nie wiem, kochana. Nie było mnie tam- nie wierzę, że mówił to z taką lekkością, jeszcze kilka dni temu strasznie to przeżywał.
- No dobrze, dziękuję- powiedziałam do lekarza i weszłam z powrotem do sali, jednak on poszedł gdzieś indziej. Pewnie do innego pacjenta.
Popatrzyłam na moją przyjaciółkę. Czemu to ona tu leży? Do cholery, nie mogę w to uwierzyć. Ciągle coś. A teraz jeszcze ten Justin. Cholera by go wzięła. Mówił, że tak ją kocha. Wieść o tym, że się wyprowadził wstrząsnęła mną. Myślałam, że to chwilowe, że nie ma go na miejscu, ale że wróci.
Owszem, wydało mi się to dziwne, że o takiej poważnej rzeczy opowiedział lekarzowi lekarz, a nie sam Justin. Jednak jeśli faktycznie złamał nogę i nie mógł rozmawiać wydało się to możliwe, a poza tym to był ojciec więc na pewno nie chciał źle dla syna. Po prostu się wyprowadzili.
Nie wiem..
Pogłaskałam ją po włosach.
- Justin- usłyszałam jej cichutki, łamliwy głosik.
Ciągle powtarzał tylko to jedno słowo.
Serce mi pękało..wiedziałam, że ona wszystko słyszy i nie mogłam przy niej palnąć żadnej głupoty. to mogło by ją zniszczyć do końca.

*Justin*
- No jedz co się tak gapisz?- spytał głupio ojciec.
Siedzieliśmy w jakiejś jebanej kawiarence , w której on sobie spokojnie jadł. Zajebiście.
- Idę do toalety- powiedziałem wstając od stołu.
- O nie mój drogi- powiedział wstając- Usiądź, a do toalety pójdziesz ze mną.
Cały czas łaził za mną. Bo wiedział, że byłbym w stanie zadzwonić na policję. Faktycznie chciałem to zrobić, ale nie mogłem.
- Przestań, ja mam 18 lat!- wrzasnąłem, a ludzie patrzyli się na mnie jakby nigdy nie widzieli krzyczącego nastolatka w kawiarni.
- Siadaj- syknął do mnie.
Nachyliłem się nad nim- Spierdalaj- warknąłem.
Wstał i szedł za mną jak cień. Wywróciłem oczami.
 Nawet w nocy miałem zamontowany czujnik, a kiedy się ruszałem piszczał przeraźliwie głośno i dzięki temu on wiedział, że już wstałem.
Pojebane co nie?
- Przestań zachowywać się jak idiota, okej?- odwróciłem się gwałtownie.
- O co ci chodzi?
- Jeszcze pytasz o co chodzi, tak?- powiedziałem wkurzony- Nie będę odpowiadać za twoje czyny.Czy ty rozumiesz, że tam daleko leży moja nieprzytomna dziewczyna?
- Jak jest nie przytomna to wszystko jej jedno- zaśmiał się.
Nie wytrzymałem. Uniosłem rękę i z całej siły przywaliłem ojcu w lewy policzek- Jeszcze raz tak powiesz.
Odwróciłem się i dalej szedłem przed siebie. Oczywiście on za mną.
*
Siedziałem na kanapie hotelowej. No właśnie..zatrzymaliśmy się w jakimś hotelu, w którym śmierdziało spermą..zapomniałem, że mojemu tacie to odpowiada.
- Powiedz mi w końcu- powiedziałem do niego nie patrząc w jego stronę.
- Co ci mam powiedzieć?- spytał rozkojarzony.
- O co chodzi z tym pożarem i gwałtem.
Westchnął- O tym mam opowiadać.
- NO.
- No więc..zacznę od początku.
- No najlepiej- odpyskowałem.
- Spotkałem ją w burdelu.
No gdzie indziej mój tatulek mógłby spotkać dziewczyny.
- Była młoda, nie wiem  na oko 17 lat..- gestykulował- Była niewinna..taka przerażona.
- Czemu jej to zrobiłeś?- spytałem z pogardą.
- Nie wiem- wzruszył ramionami- Na prawdę nie mam pojęcia.
- Jesteś potworem- zmarszczyłem się patrząc na niego. Brzydziłem się nim.
Westchnął- Powiedziałem, że jak to komuś powie to ją zabije. Dlatego siedziała cicho- zawahał się- Do czasu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wydała mnie suka- ścisnął rękę w pięść- Chciałem by się mnie wystraszyła. Dlatego też..
Popatrzyłem na niego wyczekująco.
- Podpaliłem dom jej siostry, czyli naszej sąsiadki.
- Jesteś debilem- wstałem i złapałem się za głowę.
- Justin..- przerwałem mu.
- Czy ona miała na imię Maria?- spytałem.
- Just..- przerwałem mu.
- Pytam czy miała na imię Maria, głuchy jesteś?!- wrzasnąłem.
- Na pewno nie miała na imię Maria- zapewnił mnie to jednak zamiast mnie pocieszyć kompletnie to zbiło mnie z tropu.
Popatrzyłem na niego i ruszyłem w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?- wybiegł za mną z hotelu.
- Gówno ci do tego- odwróciłem się i pozdrowiłem go środkowym palcem.
*
Mijały długie tygodnie..Próbowałem wszystkiego..nic nie działało. Nakrywał mnie na tym i już nie miałem żadnych pomysłów by się stąd wydostać i zobaczyć Emi.
Cały czas o niej myślałem. Może już się wybudziła..może mnie potrzebuje. Tak cholernie chciałem przy niej być. Nie mogłem kontaktować się z nikim. Dosłownie z nikim.

*Emily*
- Dziękuję, że przy mnie jesteś- powiedziałam do mojej przyjaciółki. Przynajmniej ona tu ciągle była.
- Przecież wiesz, że zawsze przy tobie będę.
Kiedy zostałam sam na sam z lekarzem powiedział mi wszystko o Justinie. O tym, że mnie zostawił i, że się gdzieś wyprowadził. Płakałam całymi dniami. Próbowałam się do niego dodzwonić..to znaczy Meggi, ale z mojego telefonu. To było na marne. Po prostu wyjechał. Zostawił mnie. Nigdy się z tym nie pogodzę. Kochałam go..dalej kocham i właśnie dlatego czułam, że się wypalam, czułam, że bez niego nie dam sobie rady już nigdy. Nie chciałam im wszystkim wierzyć, ale to po prostu była prawda. Wiem, że dalej mnie kocha, Takiej miłości nie da się tak szybko zapomnieć. Zawsze będę mu wdzięczna, że nauczył mnie kochać. Nigdy nikogo nie kochałam tak jak jego. Wierzyłam, że to będzie miłość na wieki. Nie.. tak nie było.
- On odszedł?- spytałam przyjaciółkę bawiąc się jej palcami.
- Emi..rozmawiałyśmy o tym- westchnęła.
- Co z tego- wzruszyłam ramionami.
- On jest skończony i tyle.
- Meggi, ja go kocham- powiedziałam do niej patrząc jej w oczy, a wiedziałam, że we własnych mam szklanki.
- Wiem- pogłaskała mnie po głowie- Ale niestety. Coś kończy się by mogło zacząć się coś innego.Popatrz ty się wybudziłaś, walczyłaś i wygrałaś- uśmiechnęła się do mnie- Przypomniałaś sobie wszystkich i wszystko, co też było bardzo trudne, ale dokonałaś tego.
- Szkoda, że przy tym wszystkim nie było Justina- spuściłam głowę.
- Oj Emi- przytuliła mnie.
Zaszlochałam. To nie mogło się tak skończyć.
- On po prostu odszedł- powiedziała- Mi też ciężko w to uwierzyć.
- Przepraszam- usłyszałyśmy cichy głosik, to była moja siostra- Mogę porozmawiać z Emi na osobności?- zwróciła się do Meggi.
- Jasne- powiedziała do niej i wstała z krzesełka- Trzymaj się mała. Pamiętaj miłość nigdy nie umiera- dotknęła mojego serca i wszyła z sali.
Spojrzałam na moją siostrę. Fajnie było ją widzieć. Jej leczenie zakończyło się 4 dni temu, jednak jej twarz jeszcze zawinięta jest bandażami. Leży na innym oddziale, przenieśli ją po tym jak założyli jej ostatnie szwy.
Oczywiście wszystko jej wybaczyłam i jest jak po staremu. Jednak obiecuje, że ja jeszcze raz coś takiego wykręci to nogi jej z dupy powyrywam.
- Jak się czujesz?- podeszła do mnie wolno i spytała siadając na krzesełku.
- Dobrze- powiedziałam- A ty?
- Nie kłam. Wiem, że nie jest dobrze.
- A ty?- powtórzyłam, chciałam uniknąć tego tematu.
- Nie wykręcaj się.
- Chels..
- Musimy pogadać- powiedziała poważnie.
- Zamieniam się w słuch.
- Kiedy byłaś nie przytomna po tym leku..- zaczęła, a do mojej głowy doszły te myśli..ktoś chciał mnie zabić.. Lekarz o wszystkim mi powiedział. Zszokowało mnie to. Nie mogłam pojąć jak ktoś mógł mi to zrobić. Wiem również od policjantów, że dalej szukają osoby prowadzącej, a że pomagającą był chłopak mamy.
- Dość dużo czasu spędzałam z Justinem- kontynuowała- Kiedy przychodził do ciebie to przychodził też do mnie.
Wiedziałam, że przychodził, jednak dalej upierałam się przy wersji, że o mnie zapomniał.
- Siedział u ciebie dniami i nocami. Meggi kazał mu chodzić do domu, żeby się wyspał i umył. On protestował. Jednak sama wiesz, człowiek się wykańcza.
Kiwnęłam głową.
- Chodził do domu się kąpać i spać. Jednak nie było dnia, w którym on by tu nie siedział. Płakał, martwił się. Był zawsze przy tobie- pogłaskała mnie po głowie- Nie wierzę Emi, nie wierzę, że cię zostawił. Nigdy w życiu by tego nie zrobił, rozumiesz? Poznałam go przez ten czas. Nie był by do tego zdolny.
- To jak wyjaśnisz to, że go tutaj nie ma?- spytałam.
- Nie wiem..tego nie powiem.
No właśnie.. nikt nie był w stanie określić tego gdzie on teraz jest. Nikt.
- Ale wiem, że cię kocha i, że o tobie nie zapomniał.
- Wierzysz w cuda mała- uśmiechnęłam się lekko do niej.
- Przestań. Nie widzisz tego? Przecież najgorszy drań by tego nie zrobił. ON CIĘ KOCHA EMI.
- Wiem to- powiedziałam- Ale już go nie ma, Wyprowadził się, a ja nie chcę o nim słyszeć. Zrobił mi nadzieje i wyjechał.
- Emi..
- Nie Chels. Chcę skończyć ten temat- zaprotestowałam.
- Jak chcesz- rzuciła wstając z krzesła- Ale ja wiem swoje- wyszła z mojej sali.
Cholera. Jedni mówią to, drudzy to. Nie wiem co się z nim dzieje. Minął prawie miesiąc odkąd się wybudziła i ani razu nie widziałam go obok. Straciłam nadzieje. Straciłam jego i wszystko co nas łączyło.
*
Była zimna noc. Jeszcze tak zimno nigdy mi nie było.
Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam powiewającą firankę. Powiewała bo było otwarte okno. Nie byłam w stanie wstać i je zamknąć. Trudno wytrzymam.
- Obudziłaś się- usłyszałam znajomy głos, jednak nie mogłam go skojarzyć.
- Kim jesteś?- spytałam bo nikogo nie widziałam.
- Nie znasz mnie?- spytała.
Caillin..
- Niestety tak- burknęłam.
- Ostra jesteś jak na taką schorowaną- powiedziała żałośnie.
- Odczep się ode mnie.
- Odczep się od Justina- odgryzła się.
- Nic nie wiesz?- spytałam z uczuciem satysfakcji, że Justin jej nic nie mówił. To znaczy, że wcale z nim nie jest. Co mnie pocieszyło.
- Co mam wiedzieć?- spytała zdezorientowana.
- Nie jestem z Justinem. Wyjechał.
- Jak to wyjechał?!- krzyknęła.
- Zamknij mordę. Jest noc a to jest szpital- zauważyłam.
- Nie uciszaj mnie- podeszła do mnie i chwyciła mnie za brodę ściskając ją tak, że wydęły mi się usta.
- Puść mnie- warknęłam, ale dostatecznie cicho.
- Gdzie Justin?
- Chuj wie.
- Nie wiesz gdzie twój chłopak?- spytała z pogardą.
- Zostawił mnie- nie chciałam jej tego mówić. Ale nie odczepiła by się.
Zaśmiała się- Serio taka jesteś żałosna, że cię zostawił?
Spuściłam głowę.
- Kochanie, ja to wiedziałam od początku. Nikt nie lubi kalek.
Poczułam jak rozrywa mi serce. A co jeśli to była prawda? Może Justin mnie zostawił bo wiedział, że ze mną będą same problemy. Może to przeszkadzało mu najbardziej? W końcu nie odzywałam się przez miesiąc jak nie więcej. Może miał już dość takiego życia i po prostu mnie zostawił. Bałam się jedynie tego, że ..zostawił mnie dla innej.
- Obyś zdechła i już nie stwarzała mi problemu- rzuciła w moją stronę i zbliżała się do przez otwartego okna. Podejrzewam, że będzie schodziła po rynnie.
- A i jeszcze jedno- powiedziała jak była już jedną nogą za parapetem- Zostawię ci otwarte okno, żebyś zamarzła.
 Zastanawiało mnie tylko jedno. skąd w niej tyle jadu. Czemu była taką jędzą?Mogła mieć każdego, a uczepiał się Justina, Jak widać. Przegrałyśmy obie.

 *Justin*
Cały czas myślałem o moim aniołku. Każdej nocy modliłem się by otworzyła już oczka.. jednak wiedziałem, że przeżyła by rozczarowanie gdyby widziała, że nie ma tam mnie. Musiałem do niej wrócić. Tęskniłem za nią. Chciałbym dotknąć jej ręki, poczuć jej ciepło. Pocałować ją, poczuć jej usta.
BRY BRY BRY
-Kurwa!- krzyczałem gdy usłyszałem głośny jazgot tego gadżetu.
- Otworzyłeś oczy?- spytał ojciec, którego też to coś wyrwało ze snu.
- A nie mogę?!- spytałem oburzony.
Kurwa..
- Idź spać- nakazał.
- Spieprzaj- warknąłem i odwróciłem się na drugi bok.
- Dobranoc- powiedział.
W tym człowieku nie było nawet szczypty współczucia. On w ogóle nie miał sumienia.
- Co z Caillin?- spytałem go, bo akurat przypomniało mi się jak moja "matka" machała mi palcami przed nosem.
- A co ma być?- spytał jakby pierwszy raz słyszał jej imię.
- Zaręczyłeś się z nią.
- Słucham?- spytał rozkojarzony- Pierwszy raz słyszę.
No jak kurwa..
- Przyszła kiedyś do nas i pokazał mi pierścionek więc mi nie wmawiaj, okej?
- Ja na prawdę nie wiem o czym ty mówisz- podparł się na łokciach.
- Nie wiesz? To ci powiem. O zaręczynach twoich z Caillin.
- Justin- popatrzył na nie z rozbawieniem- Czy ja ci wyglądam na osobę, która chce zawiązać stały związek, no powiedz- zaśmiał się.
Miał trochę racji. Jego morda wyglądała jak jeden wielki burdel.
- Okłamała mnie?- spytałem zdezorientowany.
- Najwyraźniej- stwierdził szybko.
- Z mamą byłeś dość długo, więc oświadczyny wydały mi się nawet możliwe.
Popatrzył na mnie.
- Nie chcę już o tym rozmawiać- nagle się zdenerwował.
Nic nie powiedziałem, chciałem już iść spać i tyle.
NASTĘPNEGO DNIA

Budzę się i wiem, że leżę tutaj, zamiast w swoim łóżku. Pewnie gdybym był w domu zaraz bym pojechał do szpitala. Niestety nie mogę. Nie zrobię tego już kolejny tydzień z rzędu. Męczyło mnie to bardziej niż to, że ojciec śledził mnie na każdym kroku jak idiota.
BRY BRY BRY
- Wyłącz to cholerstwo!- próbowałem przekrzyczeć to gówno.
Ojciec wstał zaspany i kliknął jakiś guzik. Kurwa..tego jeszcze w kinach nie grali. I oby nie wpadli na pomysł by zagrać bo to był komedio-horroro-zajebisty drama.
- Ładna pogoda- skomentował mój ojciec patrząc na widok za oknem- Pójdziemy się poopalać.
Nigdy nie zrozumiem jak on może iść się opalać ze świadomością, że zgwałcił jakaś 17-latkę i spalił dom jej siostrze.
- Chyba nie myślisz, że będę się cieszył z tego powodu?- spytałem z kpiną.
- Mnie gówno obchodzi to czy ci się to podoba czy nie.
Prychnąłem. Był żałosny.
- No na co czekasz?!- naskoczył na mnie- Idziemy.
*
Ta plaża była obrzydliwa.
Tyle mam do powiedzenia.
Na serio było okropna.
Wszystko było złe.
- Siadaj gdzieś- powiedział ojciec.
W tamtym momencie do mojej głowy wpadł wspaniały pomysł. Był na prawdę idealny.
- Widzisz tą dupę- pokazałem na jakąś dziewczynę palcem.
- No widzę- pokiwał głową. Aż się ślinił na jej widok- Patrz jaką ma koleżankę.
- Ja do tej ty do tej?- spytałem pokazując na dziewczyny.
- Zaledwie wczoraj deklarowałeś jaki zakochany jesteś- zdziwił się.
- Jeśli mamy tu zamieszkać to co mam na nią czekać nie wiadomo ile. Ona i tak już umiera.
Musiałem byś wiarygodny.
- Dawaj siadaj koło tamtej- wskazał palcem na szczupłą brunetkę- A ja biorę tamtą- oblizał się i podszedł do jakiejś blondynki siedziała dwa metry od "mojej dziewczyny".
- Cześć przysiadłem się do niej i przywitałem.
- Cześć, mam chłopaka- ostrzegła.
- Spokojnie. Nie o to chodzi- szepnąłem.
Zdziwiła się- A o co?- spytała zdejmując okulary słoneczne.
- Możesz mówić ciszej?- spytałem, a ona przytaknęła- Musisz mi pomóc.
- W czym?- spytała zaciekawiona.
- Masz telefon?- spytałem szybko i cicho. Jednak nie miałem się o co martwić, mój ojciec był zajęty..
- No jasne- wyjęła go.
- Schowaj go teraz- szepnąłem.
- O co chodzi -spytała zniecierpliwiona.
- Widzisz tego gościa?- pokazałem palcem na ojca a ona lekko odwróciła głowę.
- Tego co zarywa do mojej siostry?- spytała obojętnie.
- Taa..
- No widzę- odwróciła się znowu do mnie.
Popatrzyłem ukratkiem i zauważyłem, że mój ojciec się na nas gapi. Wybuchnąłem śmiechem głaskając ją po ramieniu, Chciałem żeby zauważył, że do niej "zarywam".
- Co ty robisz?- spytała zdezorientowana mimo wszystko mówiła cicho tak jak ją o to poprosiłem.
- Muszę udawać, że do ciebie zarywam- szepnąłem.
- Czemu?
- Tak jakby..zostałem porwany przez własnego ojca.
- To chore- zaśmiała się, ale kiedy zobaczyła, że jestem całkiem poważny od razu przestała się cieszyć- Ty na serio?
- Na serio- mrugnąłem- Pomożesz mi?- spytałem i położyłem swoją rękę na jej udzie.
- Chyba tak- powiedziała niepewnie. I tak to doceniałem, znaliśmy się kilka minut.
- Powiem ci co robić.
- Słucham- poprawiła się i zaczęła słuchać.
- Zadzwonisz na policję.
- Czemu ty nie możesz?- spytała.
Podrapałem się po głowie- Tato zabrał mi telefon i nie mogę.
Wybuchnęła śmiechem. Idealnie, była wiarygodna, a tato miał uwierzyć, że śmiejemy się razem, a nie ze mnie. Poszedłem w jej ślady i śmiałem się razem z nią.
- Ty na serio?- mówiła przez śmiech.
- No- burknąłem.
Spoważniała.
- Dobra dzwonie i co mówię?- spytała.
- I mówisz, że wiesz gdzie znajduje się osoba która spaliła dom i zgwałciła dziewczynę w NY.
- Nie ma mowy- zaprotestowała.
- Błagam cię. Bo będę musiał zostać tu na zawsze. A tam daleko jest moja dziewczyna- zrobiłem minę biednego chłopca.
Popatrzyła na mnie ze współczuciem.
- Nie wiem- pokiwała głową- Muszę się zastanowić.
- Okej, nie naciskam- powiedziałem- Zastanów się i kiedy już będziesz gotowa przyjdź tutaj na plażę jakoś w południe i usiądź tu gdzie siedzimy.
Pokiwała głową. Widziałem, że chciała mi pomóc, ale najwyraźniej się bała. Rozumiałem to. Ale ona była moim jedynym ratunkiem. Nie umiałem w żaden inny sposób zadzwonić na policję. Nigdy jeszcze nie zostałem porwany przez ojca, on sam nie zmiażdżył mi telefonu i nie łaził za mną krok w krok żebym go nie wsypał.
Chore.. ona miała rację.
Jednak tylko w niej widziałem nadzieje. Musiałem podjąć krok tak dobrze opracowany, żeby ojciec nic nie podejrzewał, a to były właśnie dziewczyny.
- Na prawdę chcę ci pomóc, widzę jak cierpisz- położyła mi rękę na policzku.
- Widzisz..- zacząłem- Ona jest dla mnie najważniejsza. Leży nieprzytomna w szpitalu..potrzebuje mnie.
Dziewczyna zakrywał usta rekami- To jest straszne- przytuliła mnie.
Uścisnąłem ją. Przez to mój tato nie miał już żadnych podejrzeń. Widziałem, że cieszy się jak głupi gdy nas zobaczył. Tak jakby chciał powiedzieć "Brawo".
- Kochasz ją, prawda?- spytała zza moich pleców.
- Jak cholera- szepnąłem.
Odsunęła się ode mnie.
- Chcę ci pomóc, ale daj mi czas- powiedziała spokojnie.
- Jasne, rozumiem- popatrzyłem w jej oczy.
-----------------------------------------------------------
Kolejny rozdział!
Proszę was, chcę widzieć, że ktoś czyta
mojego bloga, a widzę to dzięki komentarzom.
<3
Mam nadzieję, że wam się spodoba.

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 21

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Tak na prawdę to do dziś nie wiem, o co chodziło..do teraz zastanawiam się, kto i jak wszedł do mojego domu i pił ze mną..okej byłem najebany, ale wszystko pamiętałem. Zawsze tak było. Zawsze piłem, ale następnego dnia mogłem to sobie wspominać. Myślałem, że na prawdę mam do tego dystans. Jednak te kilka dni temu straciłem wiarę nawet w to, że dobrze wychodzi mi picie. W ogóle wszystko mi źle wychodzi. To powie mi już każdy, pewnie gdyby ptaki umiały mówić to stwierdziły by, że jestem "skurwignatem" co T Y L K O umie się użalać.
  W moim życiu jak zwykle nie nastąpiło nic co mogło by wywrócić cały świat do góry nogami..wręcz przeciwnie, napotykało mnie wszystko co mogło przyśnić mi się na najgorszych koszmarach. Nikomu nie polecam tego życia, nawet Caillin, a serdecznie jej nie znoszę.
- Justin- szturchnęła mnie- Ziemia do Justina- machała mi ręką przed oczami.
- Spoko, przecież żyje- odburknąłem.
- Przyniosłam ci kawę- uniosła ją do góry bym zobaczył, że faktycznie ją trzyma i wsadziła mi ją w dłonie.
- Dzięki- uśmiechnąłem się lekko.
- I jak u niej?- spytała Meggi.
- Ciągle śpi- spuściłem głowę.
- Nie martw się- pogłaskała mnie po ramieniu.
- Tylko to umiesz mówić- naskoczyłem na nią, a ona wyraźnie się wystraszyła.
- Przepraszam- uniosła ręce w geście obronnym, po czym wstała oburzona i poszła w stronę schodów.
Mój wzrok powędrował za nią..wiem, wiem źle się zachowywałem, ale tak cholernie dość miałem tekstów typu "Ona z tego wyjdzie", "Wszystko będzie jak dawniej" , "Wszystko się ułoży", "NIE MARTW SIĘ". Wiadomo tylko tak umieli mnie pocieszać, co co innego mogli by powiedzieć?
- Ale wiesz, co..- wróciła do mnie i stanęła przede mną ze złością w oczach- Nie zachowuj się jak jakiś król, jakbyś tylko ty był tym zmartwiony i tak jakby tylko tobie było przykro- machała malcem w powietrzu opierając ciężar ciała na lewej nodze- Uwierz mi, że akurat ja znam ją bardzo długo i to ja powinnam tutaj na ciebie wrzeszczeć- wiedziałem, że miała rację, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć, było mi wstyd.
- Aha, rozumiem- kiwnęła głową, pewnie oczekiwała na słowa "przepraszam", zasłużyła na nie, ale ja nie umiałem ich z siebie wydusić- Cześć, Justin- rzuciła i wyszła z korytarza.
Wyżywałem się na niej i na Joe . A powinienem liczyć się z tym, że niczemu nie są winni. Może czułem w pewnym rodzaju pustkę, że oni mają zajebiste życie?
Ona ma chłopaka..nie ważne jakiego, ale ma.
On ma dziewczynę, z którą mieszka sobie w nowiutkim domku.
Wiedziałem, że Emily z tego wyjdzie i ja będę najszczęśliwszy na całym świecie, szczęśliwszy niż wszyscy razem wzięci.
Wstałem z krzesełka przed salą i wszedłem do niej.
- Emily..-zacząłem zamykając za sobą drzwi- Jak się czujesz kochanie?- podszedłem bliżej łóżka tym samym siadając na nim- Pamiętasz jak obiecałem ci, że z tego wyjdziesz? Dotrzymam słowa. To nie wszystko. Zadbam również o to, żeby osoba która ci to zrobiła skończyła w pierdlu..albo w grobie. Jeszcze nie wiem- pogłaskałem ją po ręce z tępym wyrazem twarzy- Jesteś dla mnie taka ważna. Wybudź się proszę, zrób to jak mnie kochasz.
Do sali wszedł lekarza.
- Oj..- zawahał się w drzwiach- Nie przeszkadzam?- spytał grzecznie.
- Nie, spokojnie.
- Przyszedłem wymienić kartę- skinął głową i podszedł do łóżka, wymieniając jakieś kartki w tabliczce.
- Ona z tego wyjdzie?- spytałem nagle. Był jej prowadzącym lekarzem. Musiał to wiedzieć.
Westchnął- Nie umiem tego powiedzieć.
Spuściłem głowę, moje serce pękło. Nie wiedziałem co zrobić.
- Jednak musi pan być dobrej myśli- powiedział klepiąc mnie po ramieniu.
Pokiwałem głową, a ukratkiem oka widziałem jak wychodzi z sali.
- A i jeszcze jedno- zatrzymał się przed drzwiami trzymając rękę na klamce- Proszę nie siadać na łóżku szpitalnym- zwrócił mi uwagę i po prostu wyszedł. No tak..
Popatrzyłem na Emily, a w mojej głowie jak echo obijał się głos lekarza "Nie umiem tego powiedzieć"
Westchnąłem i popatrzyłem na nią ostatni raz, ale nie umiałem wyjść, nie chciałem tego zrobić. Chciałem złapać ją za rękę i zostać tutaj tyle ile będzie mnie potrzebować.
Podszedłem do niej i ująłem jej twarz rękami, pocałowałem lekko jej usta. Uwierzcie jaki to był ból, że nie oddała tego pocałunku..bo nie mogła.
Oderwałem się od niej i przywarłem do jej czoła swoim, ciągle miałem zamknięte oczy bo czułem, że jak je otworze to łzy mnie nie oszczędzą i wylecą ze mnie jak wodospad.
- Justin- usłyszałem swoje imię i natychmiast sparaliżowało całe moje ciało. Ten głos był tak znajomy. Chciałem, żeby to był mój aniołek. Jednak kiedy otworzyłem oczy dostrzegłem, że ona dalej ma zamknięte oczy, a głos dochodzi od strony drzwi.
Popatrzyłem na osobę stojącą w wejściu, a na jej widok zmroziło mnie. Od razu się wyprostowałem. Przybrałem zszokowany wyraz twarzy i na sto procent byłem blady jak ściana.
- Justin- powtórzyła mama Emi.
- Czy to na prawdę pani?- spytałem ciągle stojąc w osłupieniu.
- Co z moją córką?- spytała wielce przejęta.
W tamtym momencie ogarnęła mnie złość.
/Tak o po prostu znikła/ A teraz wraca i jest ciekawa jak czuje się jej dziecko? Prawie się uśmiałem. Zatrzymajcie tą karuzele śmiechu. Okej, może miała jakiś ważny powód, aby wyjechać, ale mogła mnie uprzedzić. A poza tym miała w tamtym momencie dwie nieprzytomne córki, której jej potrzebują.
- Pani się jeszcze pyta?- spytałem z kpiną.
Popatrzyła na mnie- Jest moim dzieckiem, prawda?
- Teraz pani się przypomniało? A gdzie pani była te parę tygodni kiedy one OBIE pani potrzebowały?
- Co jak co, ale tobie akurat się nie będę spowiadać- wyrzuciła ręce w powietrze i podeszła do Emi wymijając mnie.
- Zdaje sobie pani sprawę z powagi sytuacji?
- Oczywiście jestem dorosłą kobietą- odwróciła głowę w moją stronę jednocześnie głaskając Emi po włosach.
- A zachowuje się pani jak 15- latka- stwierdziłem.
- O nie mój drogi- wstała i zaplotła ręce na piersiach- Ja sobie nie życzę.
- To już od dawna nie jest koncert życzeń!- wybuchnąłem.
- Nie podnoś na mnie głosu, dobrze ci radzę- pogroziła mi palcem.
- A wie pani co ja pani radzę?- spytałem sarkastycznie- Żeby pani spojrzała w końcu na całą sytuację z mojej strony.
Oniemiała.
- Jakiś obcy facet- pokazałem na siebie palcem- Bo nie jestem z nią spokrewniony-zauważyłem.
Kiwnęła głową przyznając mi rację.
- Zajmował się pani córkami cały ten czas kiedy pani nie było, a pani były mąż nawet nie raczył się pojawić.
Spuściła głowę, a ja postanowiłem dalej jej wypominać.
- Wie pani ile razy Chels pytała mnie kiedy przyjdzie jej mama? Praktycznie zawsze.
Popatrzyła w lewo, a w jej oczach dostrzegłem wyrzuty sumienia, dlatego postanowiłem poprowadzić to do końca.
- Mówiła, że tęskni, że jej brakuje pani dotyku..- zawiesiłem głos- Nie dość się wycierpiała?
- Czekaj- zatrzymała mnie- Chcesz mi powiedzieć, że Chelsea się obudziła?
- Do tego dążę- powiedziałem, chociaż tak na prawdę dążyłem do czegoś kompletnie innego.
W mgnieniu oka wybiegła z sali trzaskając drzwiami. Nie byłem w stanie pojąc co właśnie się stało.
Przyszła sobie "zaginiona" matka do swoich dzieci, do cholery! Rozumiem urodziła je i w ogóle, ale nie znika się tak z dnia na dzień. Gdzie jakieś wyjaśnienia? Gdzie była ten cały czas? Co teraz powie Chels?
Może byłem wścibski, zdawałem sobie z tego sprawę kiedy wpadłem na "genialny" pomysł podsłuchiwania rozmowy córki z matką.
Wyszedłem cicho z sali i zamknąłem za sobą drzwi, po czym pokierowałem się kilka sal dalej, żeby stanąć pod wejściem do sali Chelsea.
Codziennie nowe oblicze..
W szpitalu było dość cicho, ponieważ na intensywnej terapii ludzie nie mogli tak często wchodzić.
- Nie wierzę- usłyszałem cichutki głos dziewczyny.
- Chels..- błagała matka.
- To za dużo jak dla mnie- powiedziała wyraźnie czymś rozczarowana- Proszę wyjdź.
- Córeczko..
- Wyjdź.
Kiedy usłyszałem słowo "Wyjdź" byłem przekonany, że powiedziała jej prawdę...powiedziała coś co wyraźnie rozczarowało małą i nie chce z nią teraz rozmawiać. Oznaczało jeszcze jedno.., że na sto procent zaraz z tej sali wyjdzie smutna bądź wściekła matka i będzie mnie podejrzewać o podsłuchiwanie, a ja bym pewnie powiedział " CO JA? Ja nigdy w życiu, za kogo mnie pani ma?"
A wiedziałem przecież, że to prawda..podsłuchałem je i nie umiał bym aż tak skłamać. Zatem zwinnie udałem się do sali Emi i wszedłem do niej równie cicho tak jak wyszedłem.
Czekałem 2 minuty.
Czekałem 5 minut, a pani Kelly dalej nie weszła do sali. Nie wiedziałem, czy dalej jest w sali Chels czy po prostu wyszła ze szpitala, wielce zdziwiona, że jej córka nie chce z nią rozmawiać.
Znowu wyszedłem z sali ukochanej i wszedłem do sali jej siostry. Tym razem mogłem odetchnąć bo nie przyszedłem jej podsłuchiwać.
- Cześć Mała- przywitałem się, dzisiaj jeszcze u niej nie byłem.
- Hejka Justin- próbowała udawać wesołą. Gdybym nic nie słyszał serio bym w to uwierzył.
- Jak tam?
- Wszystko oki- bawiła się palcami.
- Na pewno?- spytałem podejrzliwie unosząc jedną brew.
- Jasne- uśmiechnęła się- Mama u mnie była.
- Na prawdę? I jak?
- Nie udawaj wiem, że ją widziałeś.
Usiadłem na krzesełku obok jej łóżka.
- Powiedziała ci gdzie była?
Popatrzyła na mnie ze smutnym wzrokiem. Tak jak myślałem. Powiedziała jej.
- Nie chcę o tym rozmawiać- posmutniała.
- Spokojnie- pogłaskałem ją po ramieniu- Nie musisz mi nic mówić.
Nastała cisza i była to bardzo krępująca cisza.
- Co u niej?- spytała po chwili. Wiedziałem,że miała na myśli swoją siostrę.
Wiedziałem, że jak powiem Chels to co powiedział mi lekarz, to tylko i wyłącznie zepsuje jej nastrój do końca, więc po prostu postanowiłem powiedzieć, że "dobrze"
- Chociaż o tyle dobrze- uśmiechnęła się a w jej oczach widziałem ulgę.
- Muszę już iść- powiedziałem szybko. Nie mogłem tam siedzieć i czekać na kolejne pytania, na które również odpowiadał bym kłamstwem.
- Szybko- zauważyła.
- Mam dzisiaj dużo na głowie- znowu skłamałem.
- Rozumiem- kiwnęła głową- Do mnie zresztą zaraz przyjdzie Bradley.
Nie wiedziałem kto to Bradley, ale domyślałem się, że jej chłopak.
- Do zobaczenia- machnąłem jej.
- Cześć.
Zamknąłem za sobą drzwi i szedłem wzdłuż szpitalnego korytarza. Dziwnie było mijać salę, w której leży moja dziewczyna, ale byłem już na prawdę zmęczony. Chciałem chociaż na chwilę się położyć.
*
Trzasnąłem drzwiami od swojego domu. Już tak chciało mi się spać, że przysypiałem za kierownicą.
Zdjąłem buty i kurtkę, rzuciłem je gdzieś na podłogę i wszedłem po schodach na górę. Było już trochę ciemno wiec potykałem się o wszystko co porozrzucałem ostatnimi dniami. Byłem po prostu wniebowzięty kiedy stanąłem pod drzwiami swojego pokoju. Otworzyłem drzwi dość spokojnie, już się dzisiaj natrzaskałem wejściowymi.
I wtedy zobaczyłem jakąś postać. Stała w moim oknie miała na sobie kaptur i wielkie buty. Kucała na parapecie i była gotowa do skoku. Mogłem ją złapać i wszystko by się wyjaśniło. Jednak ona była szybsza. Wyskoczyła z mojego okna trzymając się jakiejś liny.
- Stój!- wrzasnąłem, bo byłem pewny, że to mój prześladowca.
Podbiegłem do okna i zacząłem się rozglądać we wszystkie strony, jednak byłem w stanie zobaczyć jakiś cień stojący za drzewem.
Kiedy postać stała na moim oknie nie mogłem dostrzec twarzy, ponieważ tylko księżyc lekko oświetlał mój pokój, co dawało mi tylko jedną szansę /ujrzeć cień/
- Kurwa!- darłem się. Tego było już za wiele. Kto to jest?! Kto kurwa?!
Szybko wyjąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do Joe.
Nie odbierał.
Trudno.
Przecież nie będę jak mięczak dzwonił do Meggi.
Chuj tam..
Położyłem się na swoim łóżku i usiłowałem zasnąć. Na mare..nie mogłem.
Położyłem się na plecach i zacząłem myśleć..jednak to też mi nie wychodziło. W takich chwilach myśli się jak najgorzej..tak miałem. Wszystko przychodziło mi do głowy.
/Ta postać po prostu zniknęła w ciemnościach/
Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami..zastygłem, serce podeszło mi do gardła, a ciało było sztywne.
Przyszła po mnie..
Słyszałem jej kroki po schodach, ale nie mogłem się ruszyć..zamarłem i czekałem aż tu wejdzie i ze mną skończy.
Mięczak..
- Justin!- usłyszałem krzyk, jednak to nie był damski głos..
Super, przyszedł po mnie facet, a ja nawet nie będę mu w stanie przyjebać..
- Justin!- postać wpadła do mojego pokoju ponownie krzycząc. Jaką ulgę poczułem gdy okazało się, że to mój..tata.
- Musisz mnie tak straszyć?!- wrzasnąłem wstając z łóżka.
Zaśmiał się- Sorki syneczku malutki- podszedł i poczochrał mnie po grzywce.
- Gdzie ty do cholery byłeś?!- poczułem jakbyśmy pozamieniali się rolami.
- Spokojnie wszystko ci wytłumaczę- uspokoił mnie swoją ręką- Ale nie teraz.
- Teraz!- wrzasnąłem pokazując palcem na niego.
- Nie teraz!- odkrzyknął mi.
- Teraz!- nie dawałem za wygraną.
- Okej- wzruszył ramionami- Mogę wytłumaczyć ci teraz.
Wygrałem.
- Ale nie zdziw się jak zaraz po tym aresztuje nas policja.
Przegrałem. Dobry w to jest.
- Co?!
Czy on zawsze musiał sprowadzać na nas problemy? Cholera.
- Chodź!- krzyknął i machnął ręką w oczekiwaniu, że pójdę za nim. Tak zrobiłem.
- Co ty zrobiłeś?!
- Mówiłem kurwa, że wytłumaczę ci potem.
- Gdzie idziemy?
- Wyjeżdżamy- rzucił.
Zatrzymałem się na schodku.
- Nigdy w życiu- sprzeciwiłem się.
- Nie masz wyjścia, rozumiesz?- szepnął.
Usłyszałem syreny policyjne.
- Musisz ze mną iść rozumiesz?
Pokiwałem głową i poszedłem za nim. Wyszliśmy tylnymi drzwiami, które prowadziły do lasu.
- Zabije cię- warknąłem do niego.
- Musimy opuścić kraj.
- Ja tutaj mam dziewczynę, która mnie teraz potrzebuje, rozumiesz?
- Słuchaj!- krzyknął rozglądając się- W dupie to mam.
- A ja nie! Nie będę odpowiadał za twoje czyny rozumiesz? Zjebałeś coś to twoja wina nie moja. Masz to naprawić bo nie mam zamiaru stąd wyjeżdżać- przytupnąłem.
- Tak?- spytał podirytowany- Wyjaśnij mi jak mam przyznać się do podpalenia chaty sąsiadów i zgwałcenia dziewczyny, hm?
Jest pojebany..ale to dało mi dużo do myślenia
- Zgwałciłeś dziewczynę? Kiedy?
- Około dwa z hakiem nawet miesiące temu- powiedział z totalną lekkością w głosie- A ta dopiero teraz nasłała na mnie policje-prychnął jakby był tym wielce zdziwiony.
- Co cię tak dziwi?- szliśmy przez krzaki- Skrzywdziłeś ją.
- Ta- machnął ręką- Jakoś średnio mnie to obchodzi.
Zaraz, zaraz..
- Czy ty powiedziałeś, że zgwałciłeś ją dwa miesiące z hakiem temu?- olśniło mnie.
- No tak, a co?- spytał lekko zdziwiony. Był jak nastolatek którego trzeba było ciągle wychowywać i tłumaczyć "Źle zrobiłeś, bardzo źle"
- Boże- złapałem się za głowę.
A co jak to była Maria. Spotkałem ją wtedy w lecie i powiedziała, że jest w 1 miesiącu ciąży.
- Jak miała na imię?-spytałem.
- Skąd mam wiedzieć?-prychnął obojętnie- Nie pytam się.
- Jesteś żałosny- warknąłem i zawróciłem.
- Przestań mi tu sceny odstawiać- syknął mi do ucha przyciągając mnie do siebie od tyłu.
- Puść mnie kurwa- warknąłem. Ani nie usłyszałem żadnych słów, ani mnie nie puścił. Natomiast poczułem dość mocne uderzenie w głowę i czułem, że rozmazuje mi się obraz przed oczami.
*
*Ojciec*
Ciągle dzwonił do niego ten zasrany telefon, była do cholery 01;23 kto do chuja dzwoni o takiej godzinie.
-Halo- odebrałem wkurzony.
- Pan Bieber?-spytał niepewnie lekarz.
-Ta Pan Bieber z innego pokolenia- burknąłem.
- Czy mogę rozmawiać z Panem JUSTINEM Bieberem?
- Justin teraz nie jest w dość dobrym stanie - wymyśliłem coś na poczekaniu spoglądając na nieprzytomnego syna.
- Zadzwonię jak Pan Bieber wyzdrowieje- powiedział miło ten nędzy facecik.
- Przepraszam a kto dzwoni?- spytałem. Postanowiłem być milszy. Chciałem wiedzieć co mój synalek przeskrobał.
- Dzwonię ze szpitala- usłyszałem.
- Jasne- powiedziałem- Justin tak szybko nie wyzdrowieje, jest na..ostrym dyżurze..złamał nogę- kłamałem- w kolanie.
- Oj, to straszne- mówił z wyrazem współczucia.
- Ja mu przekażę- zapewniłem.
- No nie wiem..-wahał się.
- Jestem jego ojcem, siedzę teraz na korytarzu w przychodni i czekam aż zagipsują mu nogę. Wolę przekazać mu to jako ojciec niż żeby pan mu to mówił. O ile to coś ważnego- zaznaczyłem, ale wiedziałem, że to nie jest ważne, Przynajmniej dla mnie.
- Może ma pan rację.
No ba..
- Proszę przekazać, panu Bieberowi, żeby oczywiści skontaktował się ze mną, oraz przekazać mu pozdrowienia.
- To to było takie ważne?
- Nie..no przecież, że nie.
- A więc..?- spytałem dłubiąc sobie w paznokciach.
- Panna Kelly wybudziła się 20 minut temu z długiego snu i ciągle powtarza tylko jego imię. Na pewno za nim tęskni.
- Justin nie będzie mógł do niej przyjść.
- Rozumiem, że dzisiaj nie, ale kiedy indziej- powiedział ciepło- Wiem, że bardzo ja kocha.
- No właśnie..Justin.. jej nie kocha.
- Słucham?- spytał ten nędzy lekarzyna. Wszystko trzeba tłumaczyć.
- Powiem raz i wyraźnie..-westchnąłem- Justin nie przyjdzie do niej ani dzisiaj, ani jutro, ani nigdy.Właśnie jesteśmy w trakcie przeprowadzki.
- Nie mogę w to uwierzyć.
- Justinowi już na niej nie zależy..Proszę jej to powiedzieć jak już będzie z nią w miarę okej.
- Zostawił ją?
Westchnąłem znowu- A nie rozumie pan tego co do pana mówię? ON JEJ NIE KOCHA i lepiej żeby o tym wiedziała i już się z nim nie kontaktowała.
- Proszę powiedzieć Panu Justinowi, żeby do mnie zadzwonił jak wydobrzeje. Muszę z nim porozmawiać.
- Jasne- rzuciłem szybko kiedy zobaczyłem, że Justin się powoli wybudzał.

*Justin*
- Gdzie ja do cholery jestem?!- wrzeszczałem na ojca.
- W prywatnym samolocie- odpowiedział bezproblemowo.
- Uprowadziłeś mnie. Dzwonię na policje- zacząłem grzebać po kieszeniach w celu szukania telefonu, jednak jego tam nie było.
- Tego szukasz?- spytał i machał mi przed oczami moim iphone'm.
- Oddaj!- rzuciłem się na niego.
Jednak on tylko bardziej się zdenerwował rzucił go na podłogę i po prostu zmiażdżył swoją nogą.
- Jesteś pojebany!- wrzasnąłem przedzierając się przez samolot, chciałem dojść do pilota- Proszę lądować gdziekolwiek.
- Proszę go nie słuchać- powiedział do pilota na co on kiwnął głową.
Za co..? Za co kurwa? Porwał mnie własny ojciec.
- Gdzie jesteśmy?- spytałem spokojniej, bo w głowie już pewien plan.
- Gdzieś nad Ohio- wzruszył ramionami.
Wytrzeszczyłem oczy. Byłem daleko..jednak bliżej niż mi się wydawało. Myślałem, że jesteśmy na innym kontynencie.
- Teraz będzie tylko lepiej- pogłaskał mnie po ramieniu.
Spojrzałem na niego- Nie dotykaj mnie już nigdy więcej.
-------------------------------------------------------------
Oto kolejny rozdział.
Obiecałam i jest :)
Przyjemnie mi się pisze, dlatego
pewnie będą teraz częściej.
Mam nadzieje, że wam się spodoba <3
Zostawcie po sobie komentarz.
<3 <3





środa, 9 marca 2016

Rozdział 20


Notka pod rozdziałem <3
*Justin*
Podniosłem głowę i skierowałem wzrok prosto w jego zamarłe oczy.
- To on?- spytałem spokojnie trzymając kartkę w swoich spoconych rękach.
- No tak- kiwnął ze zdziwieniem, że mnie to nie ruszyło, pewnie oczekiwałem mocnej złości krzyków i innych fajerwerków.
- Przyniosłeś mi to, żeby udowodnić, że jesteś żałosny?- spytałem z kpiną.
- Chyba nie rozumiem- zamrugał szybko kilka razy.
- Przyniosłeś mi to zdjęcie, bo chcesz pokazać, że jednostka policji po prostu jest nieogarnięta- stwierdziłem.
- O co ci chodzi? Czy nie tego chciałeś?- pytał z pretensjami. Chociaż uważałem je za totalnie nie nienormalne. Policjant służy bezpieczeństwu w mieście, dlatego uważam, że przyniesienie tego zdjęcia było kompletnie żałosne, jasne chciałem wiedzieć kto nim jest, ale w takiej sytuacji on nie powinien sobie popijać wodę tylko łapać sprawcę.
- A powiedz mi..- zacząłem- Ktoś go usiłuje szukać w tym momencie?- spytałem miło, ale sarkastycznie za razem.
Policjant od razu swój na swoje buty, a jego twarz już nie przybierała miny cwaniaczka.
- Tak myślałem..- powiedziałem cicho, jednak tak by on to usłyszał.
- Dobra oddaj mi tą kartkę- poderwał się z siedzenia i wręcz wyrwał mi papier z dłoni- Jak cię to nie obchodzi to już gówno mi do tego- próbował krzyczeć, ale powinien zdawać sobie sprawę, że to jego praca. Łapanie przestępców to jego obowiązek, co mi po tym, że przyniósł mi świstek z jakimś zdjęciem, jeszcze powinien go złapać i wrzucić do pierdla.
- Myślisz, że mnie to nie obchodzi?- spytałem podirytowany- Jak mógłby nie obchodzić mnie los mojej dziewczyny, czy ty siebie słyszysz?
Policjantowi na nowo zrzedła minka.
- Wręcz przeciwnie- stanąłem na jednej nodze- Tak mi zależy na jej bezpieczeństwie, że aż KARZĘ ci w tym kurwa pędzie, biec i go łapać- pokazałem palcem na drzwi.
- Jako policjant, pomogę ci, ale proszę cię- mówił jak niewiniątko- Nie wypominaj nam, że jesteśmy żałośni.
W tamtym momencie zrobiło mi się go szkoda, jednak nie mogłem pozwolić, żeby zmiękłą mi rura. Jest żałosny i będzie nim ciągle, jego przyjaciele zresztą też. Kto do chuja przynosi zmartwionemu chłopakowi zdjęcie faceta, który uśpił jego dziewczynę podczas ucieczki z więzienie, bo jestem PEWNY, że przepustki nie dostał. Takiego psychopatę powinno od razu zamykać się w jakiejś piwnicy bez okien ze szczurami w środku. Tym bardziej, że już zrobił Emily krzywdę, a jej siostrze oszpecił twarz. Już dość się wycierpiały. A ten niby policjancik sobie myślał, że co.., że wybuchnę tu jak jakaś armata i pójdę zabić gnoja własnymi rękami..oczywiście, że bym tak zrobił, ale w tym momencie to oni powinni mieć go na oku i nie dopuścić do tego by on w ogóle mógł poruszać ręką.
- Będę wam to wypominać- to były moje ostatnie słowa skierowane do niego.
Chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi tak aby mógł wyjść z mojego domu i zostawić mnie już w świętym spokoju.
- Odezwę się jak będę wiedział coś więcej w tej sprawie.
Kiwnąłem głową i zamknąłem za nim drzwi. Miałem dość już tych ludzi, którzy zajebiście "znają się" na tym co robią. Takie myśli kierowałem również w stronę mojego ojca oraz Caillin.
/Uciekł bez słowa i już go nie ma/ Typowe..ale w serialach które oglądałem kiedyś z Caillin. A może ja też jestem w jakimś pierdolonym serialu, bo wszyscy umieją tu zajebiście grać! Może zaraz wbiegnie tu operator kamery z całą i zdrową Emily i Chelsea z piękną twarzyczką, mój tymczasowo zaginiony ojciec z matką Emi i powiedzą "kurwa suprise"
Nie Justin..życie to nie bajka.
Cały spiąłem się od wibracji w kieszeni, które zresztą sparaliżowały moją prawą nogę,
Znowu..kolejna wiadomość.
"I jak się czujesz?"
"Wcale nie jesteś straszny, za to na maksa żałosny"
"Uważaj na słowa"
"A ty uważaj, żebym ci nie zajebał"-postanowiłem zmienić obieg. Z wystraszonego pięciolatka, na odważnego mężczyznę.
"Nie rozśmieszaj mnie"
"Nie jest mi do śmiechu ;p"
":D do prawdy?"
"Do prawdy"
"Ostry, lubię takich"
Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie moja podświadomość zaczęła działać idealnie. Podpowiadała mi, że to jest dziewczyna.
"Słodka jesteś"-napisałem pewnie i czekałem na reakcje z jej strony.
Pierwsze minuty były na prawdę stresujące, wyczekiwałem tego dźwięku, czekałem na te wibracje. Nie doczekałem się ich, nie odpisała..bo wiedziała, że mam rację, Była dziewczyną.
Wtedy miałem chwilę dla siebie, podszedłem do kanapy w salonie i rzuciłem się na nią. Przyjąłem wygodną pozycje do dumania, splotłem ręce na brzuchu a wzrok skierowałem na sufit.
Chciałem to poskładać w całość.. Nagłe zniknięcie mojego ojca i matki Emily, wina która spadła na chłopaka mamy Emi, po tym jak działał razem z nie zdemaskowaną jeszcze osobą podając Emi leki nasenne i te tajemnicze smsy, dziewczyna ze sklepu, tajemnicza postać zza drzewa, nagły pożar..było tego dużo, ale z pendriv-a mogłem wnioskować, że to był jakiś znak.
A może nie..
Oby nie..
A jak tak?
Ciągle nachodziły mnie takie pytania. Cały ten czas kiedy moje słoneczko było nie przytomne zdarzały się coraz gorsze rzeczy..sprawiały mi więcej stresu i coraz bardziej byłem przez to osłabiony. Cały ten natłok, przerastał mnie. Był jak ciężar na stopach...poczułem, że wcale nie muszę go dźwigać, wcale nie muszę czekać w stresie na ojca, powrót matki Emi, wyjaśnienie sprawy, zdemaskowanie osoby prowadzącej oraz na ślub Caillin z moim ojcem..potrzebował bym tylko odwagi i ..żyletki. Ale wiedziałem, że Emily się wybudzi i damy sobie radę, jeśli będziemy razem. Nie mogłem jej tego zrobić..nie mogłem jej zostawić z tym gównem.
Do moich uszu doszedł długo wyczekiwany dźwięk sms-a.
"I tu znowu się mylisz skarbeczku"
Była przesadnie miła i przerażająca..
"Tym razem, jestem pewny, KOCHANA"
"Nawet tym razem..jesteś w błędzie"
Ścisnąłem telefon..rozmowa z nią, była jak rozmawianie z czterolatkiem o fizyce kwantowej.
"Widzę przerażenie w twoich oczach"- zadrżał mi w ręku.
"Widzisz mnie? To czemu nie wejdziesz? Czemu ze mną nie porozmawiasz?"
"HAHA..najpierw dorośnij"
"Nie pozwolę by jakaś cyber-laska mnie obrażała"
"A jak mnie powstrzymasz?"
Znowu włączyłem znaczek kopertki i właśnie miałem napisać wiadomość, ale przez okno do mojego salonu dostał się głośny dźwięk łamanych gałęzi. Drzewo było umiejscowione koło sąsiedniego domu, to było to drzewo..to koło którego widziałem tą postać.
Bez chwili namysłu wybiegłem z domu, chciałem zobaczyć kto to jest, czy wszystko w porządku, może ul spadł na trawę i zaraz rój os zaatakuje mój dom..?
Wybiegłem nabierając głęboki oddech, ponieważ nic takiego się nie stało..ani nigdzie nie leżał rój os..nikogo tam nie było.
Czyli gałęzie połamały się same?
Może..
Podszedłem na miejsce zdarzenia, żeby wszystkiemu się przyjrzeć..tak, tak nie było czemu, ale chciałem zdiagnozować przyczynę.
Podszedłem bliżej i przyglądałem się z góry kawałkom drzewa i liściom.
- Teraz będę musiał to posprzątać, bo jak zwykle sąsiedzi stwierdzą, że to ja wspinałem się na drzewo jak pięcioletnie dziecko- zaśmiałem się pod nosem, ale szybko spięło się całe moje ciało. Jednym słowem olśniło mnie.
- Wspinałem się na drzewo- powtórzyłem trochę wolniej sam do siebie- Wspinać się na drzewo- zadumałem na chwilę patrząc na "mieszankę jesienną" na moim trawniku. Właśnie wtedy byłem pewny..jak nigdy w życiu.
Schyliłem się powoli po coś błyszczącego leżącego na trawniku.
Kolczyk
Przebadałem go wzrokiem i zacząłem składać całą historię w jedną wielką całość.
Zastraszanie mnie poprzez sms-y, zostawianie mi pendriwów na poduszkach, stało się nagle jednym wielkim banalnym równaniem.
Otóż..
Osoba prześladująca mnie wspinała się na to drzewo, toteż byłem święcie przekonany, że sylwetkę którą widziałem chowającą się za drzewem podczas pożaru, była tą samą, która mnie zastrasza mobilnie. Jednak nie byłem w stanie określić jego płci skoro widziałem tylko cień.
Pisząc do mnie sms-y o treści "Widzę każdy twój ruch" Na prawdę go widziała..widziała go siedząc na drzewie..jednak jedna nie wyjaśniona dalej rzecz. Wiedziała wszystko..ale widok z drzewa na mój pokój jest bardzo trudny, ponieważ drzewo stoi daleko, a mimo wszystko dokładnie wiedziała co robię w danej chwili..nie mogła tego widzieć z tamtego drzewa..była o wiele bardziej przebiegła niż mi się wydaje.
Stwierdziłem, że jest to kobieta..teraz już wiem NA PEWNO, że to jest kobieta. Oznakom tego jest oczywiście kolczyk który znalazłem przed chwilą na trawie..była sprytna, bardziej niż mi się wydaje.
Wybrała miejsce, w którym ja jej nie mogłem zdemaskować, a miała na mnie podgląd..
BRAWO
Taktyka wspaniała, ale musi popracować nad tuszowaniem śladów po sobie, bo w tym momencie to ja wygrywałem.
Wszedłem do domu, a na mojej twarzy..pojawił się uśmiech? Sam nie wiedziałem czy to dobrze czy źle..Po prostu już nie umiałem się śmiać i dobrze o tym wiedziałem..nawet się z tym pogodziłem.
"Coraz bliżej celu ;p"- napisałem do mojego prześladowcy.
"Ja? No wiem"
Mogła by się poddać.
"Kamuflaż 100% Mózgu 0%"
"Jestem twardy, więc sobie uważaj"
Chwila moment..Teraz zgubiłem się kompletnie. "Jestem twardy" To jest on? Czy ona specjalnie tak piszę..?
"Kopara ci opadła Bieber?"
"Spierdalaj"- napisałem i to był ostatni sms. Gdy go napisałem chwyciłem za kurtkę lekko ją na siebie zarzuciłem i wyszedłem z domu. Chciałem iść się najebać. Na prawdę, chcę zapomnieć to życie..jeśli zdecydowałem, że zostawię siebie w spokoju fizycznie to wjadę na swoją psychikę.
Skierowałem się do pobliskiego sklepu. Spotkanie z młodą sprzedawczynią znowu, będzie krępujące, ale jakoś nie przywiązywałem do tego większej uwagi.
*
Stanąłem przed drzwiami sklepu tym samym gasząc papierosa lekko przydeptując go butem.
Gwałtownie otworzyłem drzwi i wparowałem między regały znikając gdzieś na monopolowym.
Wybrałem dwie butelki czystej wódki..miałem nadzieje, że się najebie i tym razem na mnie spadnie kredens i zaśniemy razem..Tego chciałem spać z nią.. czuć to co ona..rozmawiać z nią bez słów.
Pokiwałem głową.
-Poczekaj, a porozmawiasz z nią używając słów- szepnąłem do siebie patrząc na butelki.
Pokierowałem się w stronę kasy, dzisiaj stała przy niej kobieta, która zazwyczaj mnie obsługiwała, z czego się cieszyłem.
- Dzień dobry- powiedziałem stawiając butelki na taśmie.
- Dzień dobry- odpowiedziała jak zwykle pogodnie i zeskanowała pierwszą butelkę- Dać siateczkę?- spytała
- Poproszę
Do sklepu weszła szczupła kobieta, która miała na połowę twarzy kaptur "zamaskowana"-pomyślałem.
- Znowu się spóźniłaś!- wrzasnęła kobieta za ladą.
- Tak, wiem przepraszam..miałam coś..do załatwienia- wydukała.
- Czwarty dzień w tym tygodniu!- dalej się unosiła, a ludzie mierzyli ją wzrokiem, ponieważ nie mogła skupić się na pracy- Na zaplecze zaraz porozmawiamy.
Dziewczyna ciągle na mnie spoglądała..no tak w sumie zakochała się.
Wpatrywałem się w nią tak samo jak ona we mnie, pożeraliśmy się wzrokiem..mimo wszystko miała taki uspokajający wzrok i piękne oczy. Coś jednak odwróciło moją uwagę od jej oczu, bo zauważyłem coś istotnego.. nie ma kolczyka na lewym uchu.
Kurwa.
Miałem ją zwyzywać? Miałem się na nią rzucić? Dziewczyn się nie bije!- skarciłem się w myślach.
Co miałem do cholery zrobić? Świadomość, że trzymam drugiego kolczyka w kieszeni doprowadzała mnie do dreszczy.
- To ty- powiedziałem do niej. Sprzedawczyni która właśnie skanowała mi drugą butelkę zdziwiła się.
Tylko się ośmieszyłem..bo w momencie, w którym 17-latka machała głową dostrzegłem, że na drugim uchu również nie miała kolczyka, nie dość.. nawet nie miała przebitych uszu.
- Ja?- spytała- Co zrobiłam?
- To ciebie widziałem dziś na ulicy i zastanawiałem się kto to był.."To ty"- wybrnąłem z sytuacji.
- No popatrz.
Sprzedawczyni podała mi cenę jaką miałem do zapłaty. Wyciągnąłem portfel i zapłaciłem tyle ile się należało.
- Dziękuję- chwyciłem za siatkę.
Podszedłem do drzwi i trzymałem rękę na klamce, jednak nie otworzyłem drzwi. Obejrzałem się jeszcze raz za siebie. Ona ciągle tam stała. Patrzyła na mnie. Ja nie umiałem jej zawtórować. Wyszedłem ze sklepu. Czułem się spełniony..mam alkohol i teraz mogę się ujebać w trzy dupy. Fun
Nawet chciałem zadzwonić do Joe, ale zdałem sobie sprawę, że :
Picie z przyjacielem= Zimny drań, który już zapomniał o swojej dziewczynie i się świetnie bawi.
A
Picie samemu= Rozpaczanie za swoja jedyną dziewczyną i przeżywanie wewnętrznego rozdarcia.
Albo po prostu to, że się nie ma przyjaciół, ale w moim przypadku to będzie ta pierwsza opcja.
- Czekaj!- krzyknął delikatny głosik.
Odwróciłem się.
- Chyba muszę ci coś wyjaśnić- powiedziała niewinnie kręcą końcówki włosów.
- Więc słucham- odpowiedziałem ciepło. Widziałem, że się denerwuje, dlatego nie chciałem jej speszyć.
- Bo ja..-jąkała się- Ja nie chciałam by to tak wyszło wtedy w sklepie- wyrzuciła z siebie.
- Rozumiem.
- Justin- popatrzyła na mnie - Dobrze mówię? Justin?
- Tak dobrze- kiwnąłem głową.
Odwróciła się bokiem do mnie, a ja ciągle patrzyłem na jej twarz.
- Nie chciałam zrobić kłopotu- westchnęła, spuszczając głowę. Nawet nie umiała na mnie patrzeć.
Jednak znowu coś oderwało mnie od jej twarzy..jej ucho. Miała na nim dziurkę, przebitą chrząstkę,a w niej nie było kolczyka.
Zmroziło mnie. Jednak ona.
- Nie zrobiłaś- postanowiłem nie naskakiwać na nią tak od razu.
- Na pewno?- spytała z iskrą nadziei patrząc mi w oczy.
- Na pewno- wymusiłem uśmiech.
- Ale się cieszę- przygryzła dolną wargę, rzucając mi się na szyję. Jednak ja nie odwzajemniłem uścisku..nie umiałem..nie mogłem.
- Fajnie w sumie- powiedziała zakłopotana uwalniając mnie z uścisku.
- Jak masz na imię?- spytałem nagle. Może zabrzmię wrednie, ale na prawdę nie obchodziły mnie jej uczucia.
- Ariana- odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem.
Ścisnąłem usta w cienką linię i kiwnąłem głową.
- Do zobaczenia- wydukała.
- Do zobaczenia- odpowiedziałem i odwróciłem się w stronę swojego domu.
Ona była podejrzana. Na pewno ktoś kto mnie nie zna nie chciał by mnie zniszczyć..a ona mnie zna. Ona ma przebite ucho i ona jest na tyle zwinna by mogła szybciutko wdrapać się na drzewo.
To była ona..
Ale z drugiej strony, podobałem jej się, a raczej nie grozi się śmiercią osobie którą się tak jakoś..lubi?
To jednak nie ona..
Ale z jeszcze innej strony..weszła do sklepu ponoć spóźniona po raz czwarty w tym tygodniu - zauważyłem.
I wydukała, że musiała "coś załatwić"
To była ona..
To czyni ją podejrzaną..
*
Wszedłem do domu trzaskając drzwiami.
- Kurwa!- wrzasnąłem. Ciągle miałem przed oczami tą drobną dziewczynę i myślałem..to nie może być ona, ale w istocie rzeczy była tak podejrzana jak cholera.
Było już późno, więc odstawiłem swoje myśli i zabrałem się za wódkę.
- Za kurwa Ariane!- krzyknąłem, a echo niosło się po całym domu.
- Za to pieprzone życie- uniosłem butelkę i wziąłem kilka dużych łyków.
- Za chujowe życie- powtórzyłem czynność.
- Za jakiś jebany związek mojego ojca i tej zdziry- upiłem kolejnego łyka.
- Za to, że zaraz się ujebiesz jak świnia- dokończyłem jedną butelkę.
Piłem konkretnie, ale z przerwami.
- Za to, że chlejesz w tym momencie i nie umiałeś się powstrzymać- znowu wziąłem kilka dużych łyków.
- I za to, że kompletnie nie myślisz.
NASTĘPNEGO DNIAJeszcze nigdy w życiu tak nie śmierdziało. Przyrzekam.
Co narobiłeś?! Krzyczałem na siebie w myślach.
Po co to zrobiłeś? Mało tego? Musisz sobie dokładać? Tylko to umiesz robić..zataczać się. Nienawidzę cię. Z niczym sobie nie umiesz poradzić..tego brakowało. Patologi. Tego chcesz? Chcesz by ona straciła wiarę? Obiecałeś, że z tego wyjdzie? Nie dotrzymasz słowa? Takim jesteś chujem?
Wcale jej nie pomagasz! Nic a nic. A ona chce dla was jak najlepiej! Chce dobrze.
Zaniedbałeś ją, leżysz tutaj trzymając butelkę, zamiast leżeć w szpitalu trzymając ją za rękę.
Bo to powinien robić chłopak, prawda? Wolałem gdy się użalałeś nas sobą.
Wstałem z tej podłogi..wiedziałem, że dobra połówka mnie miała rację.
Musiałem wziąć się w garść.
Ledwo stałem na nogach, co prawda już byłem tylko lekko wstawiony. Resztkami sił wdrapałem się na górę i wszedłem pod prysznic.
Odkręciłem wodę i próbowałem się ocknąć. Na marne.
Kąpiel zajęła mi 10 minut.
Wyszedłem spod prysznica i próbowałem coś zrobić z moja mordą. Postawiłem włosy na żel i przepłukałem twarz zimną wodą.
Wchodząc do pokoju, miałem szczęście..na prawdę ogromne, bo znowu mogłem usłyszeć wspaniały dźwięk, mojego telefonu.
"Zajebiście się piło, dzięki xoxo"
Kurwa?
"Co?"
"Masz talent do chlania"
"Piłem sam"
"OJ, nie"
Nie chciałem pokazać Arianie, że wiem, że ją zdemaskowałem.
"Daj mi spokój rozumiesz. Mam na ciebie wystarczająco dużo dowodów, żebym w tym tempie tak jak stoję mógł iść na policje i złożyć na ciebie zeznania"
Napisałem pewny siebie, myślałem, że mam ją już w garści.
"W tym stanie wypierdolą cię z komisariatu <3"
"Żałosne"
"Żałosny jesteś ty"
"Morda tam"- napisałem i po prostu tak o rzuciłem telefonem. Teraz była idealna okazja, abym mógł podejść do okna i wyczaić kto siedzi na drzewie.
Jestem zajebisty, że na to wpadłem.
Podbiegłem do ona i szybko je otworzyłem wychylając lekko głowę.
Dźwięk telefonu.
" I co widzisz coś?"
Co do cholery! Czemu ja? Czemu? Bałem się tego domu. Ale wiedziałem, że gdziekolwiek bym nie poszedł ona poszła by za mną.. To koniec.
Po prostu koniec.
------------------------------------------------------------------
Oto kolejny rozdział. Poczułam ochotę
pisania i oto jest! Trochę krótki, ale
niebawem będzie kolejny <3
Mam nadzieję, że was się podoba.
Proszę wszystkich którzy czytając mojego bloga
dodali jakiś komentarz."Myślicie, że Justin ma rację
co do Ariany?" "Podejrzewacie kogoś innego?"
Komentujecie-Motywujecie