*Justin*
- Smakuje ci kawa?- usłyszałem cichutki głosik Ariany.
- Tak tak- pokiwałem pośpiesznie głową biorąc kolejnego łyka.
- Coś się stało?- spytała nachylając się lekko nad stołem chwytając moją rękę.
- Wszystko okej- powiedziałam i impulsywnie zabrałem rękę, a ona wyraźnie się zaniepokoiła.
- No właśnie widzę- cofnęła się na krześle obrażona.
- Ari, jak mówię, że jest okej to jest okej- uśmiechnąłem się lekko.
- Martwię się o ciebie- zaczęła- I nie chcę byś był taki smutny.
- Nie masz się o co martwić, na prawdę.
- No dobrze- otrząsnęła się- Skoro tak mówisz, kochanie.
Na te słowa, aż zrobiło mi się gorąco, bo tylko jedna osoba mogła tak mówić i to była Emily. Z ust Ariany brzmiały jak ordynarny krzyk.
Uśmiechnąłem się do niej pośpiesznie, bo nic innego nie umiałem zrobić..na pewno nie odpowiedzieć jej tym samym, a jakbym to zrobił to z wielkim, ale to na serio cholernie wielkim trudem.
- Idę do toalety- powiedziała nagle odkładając kawę- Popilnujesz mi telefonu?
- Jasne, zostaw go tutaj.
Wstała od stołu i pokierowała się w stronę toalety, popatrzyłem na leżący na stole telefon..a co jeśli to z tego telefonu byłem zastraszany? On leży tak blisko, że to by było niewiarygodne..ona jest taka bezbronna, ale przecież może tylko taką zgrywać. Nagle telefon zaświecił się, a na ekranie blokady mogłem dostrzec kopertkę i słowa obok "Kiedy będzie koni.." Dalej nie mogłem doczytać, bo musiałbym odblokować telefon, a on był zabezpieczony. Jedyne co widziałem to, to, że numer był zastrzeżony.
Zacząłem się zastanawiać..to na pewno nie był numer Emily, znałem go na pamięć, ale zaraz zaraz..Emily zmieniła telefon. W mojej głowie biło się tak dużo myśli, że ostatecznie stwierdziłem, że nie chce mi się nad tym myśleć.
- Już jestem- wróciła.
- Dostałaś sms-a- powiedziałem patrząc na telefon i posuwając go w jej stronę.
- Aa- machnęła ręką- Pewnie nic ważnego.
- No ja nie wiem- wzruszyłem ramionami.
Odblokowała telefon i odpisała na sms-a, tak cholernie chciałem wiedzieć kto to był i o co chodzi, ale przecież nie spytam jej teraz "Mogę napisać sms-a z twojego telefonu?"- podejrzewała by coś.
*Emily*
Przechadzałam się po rynku, bo w sumie tylko to jeszcze sprawiało mi przyjemność..zastanawiałam się teraz nad swoim zachowaniem..może w końcu by coś do mnie dotarło. Źle potraktowałam Meggi i bardzo dobrze o tym wiedziałam, jednak za żadną cholerę nie umiałam pójść ją przeprosić, a przecież tak było by lepiej, dla niej, dla mnie i dla naszej przyjaźni..ona zrobiła pierwszy krok, a ja ją odrzuciłam, a gdyby się tak na chwilę wysilić i pomyśleć to przecież ona nie była niczemu winna, to nie ona sprzedała nasz dom.
Moje nogi przybrały nowy cel- Dom Meggi.
Omijałam ludzi i dzięki temu czułam się jak w jakimś teledysku..takim bardzo smutnym teledysku, który absolutnie nie miałby sensu gdyby serio go wyreżyserowali. Byłam blisko domu Meggi i z każdym krokiem do przodu ręce zaczęły pocić się jeszcze bardziej, a nogi drętwieć..miała prawo być zła i wcale bym się nie zdziwiła gdyby tak było. Czas najwyższy pogodzić się z tym, że nie jest się księżniczką, albo jakąś jebaną kórwilewną.. Czasem trzeba pomyśleć o innych.
Wchodziłam ostrożnie po schodkach przed jej domem, tak aby się z nich nie stoczyć, jak ostatnia ofiara losu. Kiedy już stanęłam pod jej drzwiami szybko zapukałam trzy razy, chciałam to już mieć za sobą..nie lubię takich sytuacji, w których muszę się z kimś pogodzić. Usłyszałam kroki, a następnie przekręcanie klucza w zamku.
- O Emily- ku mojemu zdziwieniu Megs była bardzo szczęśliwa. Zdziwiłam się i zmuszałam się do wykrztuszenia czegoś.
- Hej Meggi- uśmiechnęłam się lekko- Mogę wejść?
- Jasne!- krzyknęła i zrobiła mi miejsce w przejściu- Co to za pytanie-zachichotała.
- Przyszłam tutaj..- zaczęłam, ale ona mi przerwała.
- Żeby mnie przeprosić, tak wiem..
- I jest to..- znowu przerwała.
- Dla ciebie bardzo trudne, tak wiem.
Uśmiechnęłam się lekko, bo miała rację- Ale mimo wszystko..
- Poczułaś wyrzuty sumienia, bo zdałaś sobie sprawę z tego, że to nie moja wina, tak wiem
- Wow- zdziwiłam się z lekkim uśmiechem- Dużo o mnie wiesz.
Zaśmiała się- Jesteśmy w końcu przyjaciółkami, prawda?- podeszła do mnie i uniosła moją głowę w swoich rękach- Napijesz się czegoś?- spytała wchodząc do kuchni.
Nie wiedziałam co mam o tym myśleć..wyobrażałam to sobie kompletnie inaczej
- Czekaj..- zastanowiłam się- Nie jesteś zła?- spytałam zdziwiona.
- Słuchaj..-zaczęła i oparła się o blat na dwóch rękach- Nie mam za co..dużo przeżyłaś i miałaś prawo być taka opryskliwa. Wiadomo było mi trochę..nie trochę- poprawiła się- Bardzo przykro, ale grunt, że już będzie okej, tak?
Zrobiło mi się jej tak cholernie szkoda, że od razu podbiegłam do niej i ją przytuliłam z całej siły.
- Przepraszam- wyszeptałam, a w oczach miałam już wodospad łez.
- Nic się nie st..ało- słyszałam, że Meggi łamał się głos. Obie to przeżyłyśmy.
- Już nigdy tego nie zrobię- odsunęłam się do niej i mówiłam przez łzy.
- Każdy dobrze wie, że nie raz to zrobisz- ryczała.
- No wiem- ryczałam jeszcze bardziej i znowu mocno się do siebie przytuliłyśmy.
- Przyjaciółki na zawsze?- spytała Meggi zza moich pleców, w dalszym ciągu płacząc.
- A czy woda jest mokra?- spytałam, pewnie chciałam być śmieszna, co jak zwykle nie zrobiło większego wrażenia.
Siedziałyśmy na kanapie chyba kilka godzin i obgadywałyśmy wszystko..Meggi też dużo mówiła mi o Justinie, to jak się mną opiekował i to, że niedawno przypadkiem widziała go na ulicy. Nie wiedziałam co mam sądzić na ten temat. Dość liczna grupa osób mówi mi jak o mnie dbał i jak mnie kocha jednak jedyną osobą jaka tego nie widziała to byłam tylko i wyłącznie ja. Źle się z tym czułam, wiedziałam, że jestem gotowa na to, żeby się z nim pogodzić, ale nie umiałam mu tego powiedzieć.
- Co chcesz teraz zrobić?- spytała Meggi podpierając się jedną ręką o kolano, a w drugiej trzymając kubek.
- Nie wiem- pokiwałam głową patrząc się na zawartość kubka- Na prawdę nie wiem.
- Wiesz co?- spytała retorycznie- Wydaje mi się, że powinnaś do niego pójść.
- Nie wiem gdzie on mieszka- podniosłam na nią wzrok.
- Może u Joe?- spytała nagle.
- Tak myślisz?- spytałam niepewnie.
- Musisz to sprawdzić- stwierdziła i napiła się trochę herbaty.
- Boję się- spuściłam wzrok.
- HEJ- krzyknęła trzęsąc mnie za ramie- Gdzie zginęła ta pewna siebie Emily, co?- trzęsła mną dalej- Masz tam iść i się spytać o Justina, rozumiesz?
Popatrzyłam na nią błagalnie, a ona wiedziała o co mi chodzi i już nie miała żadnego wyjścia.
- Okej, okej pójdę z tobą.
- Dziękuję!- rzuciłam się na nią- Dzięki, dzięki, dzięki.
- Nie ma sprawy- mówiła ze śmiechem w głosie.
Długo zajęło nam zebranie się, przecież zanim Meggi wyjdzie z domu musi trochę potrwać.
- Meggi!- krzyczałam, ale ona mnie nie słyszała, no tak nawet gdyby była trzecia wojna światowa to ona by tego po prostu nie usłyszała- MEGGI!- wrzasnęłam tak, że zabolało mnie gardło i cały przełyk.
- MÓWIŁAŚ COŚ?!- odkrzyknęła z łazienki na piętrze.
- NO! MOŻESZ JUŻ ZEJŚĆ ŁASKAWIE?!
- JUŻ IDĘ!- pomiędzy naszymi krzykami warczała ostra i głośna muzyka, Meggi przecież nie wyszykuje się bez muzyki, mówi, że wtedy bardzo długo jej to zajmuje..tak jakby z muzyką szło jej szybciej.
Ja już byłam gotowa, stałam w butach i trzymałam za klamkę.
- Jestem- powiedziała zdyszana Megs poprawiając swoje spodnie.
- No w końcu- narzekałam.
- Też cię kocham- podeszłą do mnie i pocałowała mnie w głowę.
- Ta, ta możesz szybciej się ubierać?
- No już, już- Meggi w pośpiechu ubrała swoje Air max i wyszłyśmy z domu..w końcu.
Szłyśmy ciągle rozmawiając o mojej mamie, która podobno jest bardzo smutna, że nie ma mnie obok niej. Wiem powinnam być z nią w jej "trudnych" chwilach, albo przynajmniej wyjaśnić jej czemu mnie nie ma, ale nie! Ja wolę być buntownikiem (wyczuj ironie)
- Musisz z nią porozmawiać i tyle- podsumowała Megs jakby to było takie proste.
- Meggi ja nie umiem.
- Oj Emi, przestań co ty się taki ciapek zrobiłaś? Ze mną dałaś radę to z matką też dasz- pociągnęła mnie pod ramię.
Stanęłyśmy pod domem Joego i to tak na prawdę był ten moment, w którym miłość mojego życia stanie przede mną i będziemy mogli być razem, ale tylko wtedy jak Justin będzie mi w stanie wybaczyć..bo spójrzmy prawdzie w oczy.. też nabroiłam.
- No pukaj- powiedziała, ale wystarczyło jej tylko spojrzeć na mnie- No ok ja zapukam- wywróciła oczami i zapukała mocno dwa razy, a drzwi się otworzyły.
- Ty pacz są otwarte- powiedziała Meggi lekko pchając je.
- Zwariowałaś!- zatrzymałam ją- Nie można tak komuś wchodzić do domu.
- Daj spokój- szepnęła.
Weszła do przedpokoju ciągnąc mnie za sobą, w tle leciała muzyka, a z sypialni Joego można było usłyszeć krzyki i to była ewidentna kłótnia.
- Słyszysz?- powiedziała do mnie cicho Meggi- Kłoci się z kimś- Kiedy usłyszałam głos tej kobiety serce stanęło mi jak kołek, wbiło się w żebra i krwawiło..moje nogi czuły paraliż, nie umiałam nic z siebie wykrztusić.
- Me..ggi..to jes..t moja..mama- wydukałam ściskając jej rękę.
- Pierdolisz?- spytała zaszokowana i próbowała się wsłuchać rozmowie- O kurwa, faktycznie- popatrzyła na mnie szybko i zatkała ręką usta.
Ruszyłyśmy pewniej w stronę sypiali, ale oni nas wyprzedzili, zeszli na dół i spotkaliśmy się w salonie.
- Co wy tu robicie?!- krzyknęła moja matka, stojąc zaszokowana.
- Ja tu mieszkam!- powiedziałam pewnie..bo przecież taka była umowa, że będziemy tu mieszkać we czwórkę.
- No właśnie- powiedział Joe.
- Co ty tu robisz, mamo?- spytałam spokojniej.
- Nie ważne- chciała nie wyminąć, ale ja szybko złapałam ją za łokieć.
- Powiedz mi!- warknęłam.
- Puść mnie gówniaro!- wyrwała się z mojego uścisku i wyszła..co mnie zabolało? To, że każdemu mówiła jak jest jej smutno bo mnie nie ma, a tymczasem wyzywała mnie od gówniar.
- Joe o co tu chodzi?!- wrzasnęłam na niego.
- Nic Emi nie przejmuj się- chciał do mnie podejść, a ja go odepchnęłam.
- Joe! Masz mi kurwa powiedzieć co się dzieje, rozumiesz?!
- Emily..
- Nie! Nie tym razem, nie będę za każdym latać. Skończyło się, mam was w dupie- wybiegłam z jego domu, byłam już taka wściekła, że zapomniałam o Meggi.
- Emily poczekaj!- wybiegła za mną.
Odwróciłam się i chwyciłam ją za rękę.
- Emily..nie ciągnij tak.
Zatrzymałam nas gwałtownie i odwróciłam się do niej.
- Widziałaś to?- szepnęłam- Moja matka jest zwykłą jędzą- odwróciłam głowę i odgarnęłam nerwowo włosy.
- Jeśli tak zareagowała to musiało się coś stać- stwierdziła rozglądając się dokoła bez żadnego głębszego sensu.
- Ja nie mogę- kucnęłam- Muszę zapalić.
- Emi..to nie jest wyjście- próbowała mi przetłumaczyć coś co było nie możliwe.
- To mnie uspokaja- byłam jak kolejna nastolatka, która "zna" się na życiu.
Co mogła zrobić Megs? Tylko pójść za mną i tyle.
Szłyśmy przez rozległą ulicę, była długa miałam wrażenie jakby ciągnęła się bez końca, ale na jej końcu mieścił się sklep.
Poczułam jak Meggi mocno łapie mnie za rękę, a kiedy zdecydowałam się na nią popatrzyć patrzyła się w inną stronę.
- Co się dzieje?- spytałam w końcu ciągle na nią patrząc i idą do przodu.
- Widzisz to?- pokazała palcem na obserwowany przez nią obiekt. Jakie było moje zdziwienie, gdy tym obiektem okazał się Justin z jakąś dziewczyną, szli za rękę i ewidentnie wyglądali na szczęśliwych.
- Chodź- szepnęłam przyśpieszając tempo. Chciałam iść niezauważona.
- Skurwysyn!- usłyszałam jak Meggi się wydarła,a ja rozpędziłam się do tempa co najmniej szybkiego, prawie biegłam. Nie chciałam by mnie zauważył, ale przez Meggi pewnie to się stało. Zawsze to robiła..wtrącała się w nie swoje sprawy.
*Justin*
Nie wiedziałem co mam robić, czy mam puścić Ariane i pobiec za Emily, czy nie zwracać na to zbyt wielkiej uwagi. No, ale co może zrobić zakochany chłopak?
- Gdzie idziesz?!- wrzeszczała za mną Ariana. Nic mnie to nie obchodziło..potrzebowałem tylko ją sprawdzić co udało się przy odrobinie szczęścia.
- Nie powinno cię to obchodzić!- warknąłem przebiegając przez ulicę, ale ona pobiegła za mną i gwałtownym ruchem odwróciła mnie w swoją stronę.
- Oszukałeś mnie!- wysyczała przez zęby.
- Ty mnie też- pogroziłem jej palcem.
Popatrzyła na mnie, pewnie nie wiedziała co ma powiedzieć..wiedziała, że nie ma ze mną szans, zdemaskowałem ją..Kiedy wyjmowała wszystkie rzeczy z torebki i prosiła o potrzymanie ich, nie przewidziała tego, że ma w niej mnóstwo dowodów, które mogłyby jej tylko i wyłącznie zaszkodzić, np. drugi kolczyk, który identyfikował się z tamtym, który miałem ja, albo kartka z rozpiskiem lekcji Emi..to wystarczyło mi do obarczenia ją winą. Była na tyle głupia, że pogubiła się we własnej intrydze. Jednak to tego momentu ja musiałem zachować rolę, nie sądziłem, że sprawa skończy się tak szybko..była niespodziewana.
- O co ci chodzi?- spytała kompletnie zdezorientowała. Umiała udawać, jednak widziałem, że jej twarz już nie była taka łagodna jak do tej pory, ups chyba wyszła z roli.
- Wiem, że to ty, rozumiesz?!- wrzeszczałem- Wiem, że to ty zastraszałaś sms-ami mnie i najprawdopodobniej Emily.
Odwróciła głowę- Zemsta bywa słodka- odwróciła wzrok, a w jej oczach umiałem dostrzec taki ogień jakiego nawet najgorszy jebaka nie miał.
- Po co się mściłaś?!
Parsknęła
- Pytam o coś!- czułem na sobie wzrok Meggi, na pewno stała z tyłu, ale bała się podejść.
- Na prawdę jesteś taki głupi i myślałeś, że się w tobie zakochałam?- spytała retorycznie- Potrzebowałam zniszczyć ciebie, aby zniszczyć twojego ojca.
- Słucham?
- Chciałam się pozbyć wszystkiego co było dla mnie uporczywe..coś co było jedną wielką porażką.
- O co ci chodzi?
- Zostałam zgwałcona..- powiedziała nagle, a ja wiedziałem co to zwiastowało- Zgwałcił mnie twój ojciec- popatrzyła na mnie ze łzami w oczach- Nie mogłam mu tego odpuścić, policja o dziwno nie miała żadnych dowodów na to, a ja nie umiałam sobie z tym poradzić- tłumaczyła- Każdy kocha swoje dzieci prawda?
- No chyba- trochę się uspokoiłem.
- Stwierdziłam, że on pewnie też..więc postanowiłam wykończyć was obu, żeby on cierpiał tak jak ja.
- Nie cierpiał- stwierdziłem szybko- Bo mnie nie kochał.
- Ja swoje dziecko kochałam.
Zgłupiałem.
- Swoje dziecko?- byłem zdezorientowany.
- Kiedy doszło do tego zdarzenia byłam w drugim miesiącu ciąży- kiedy powiedziała to łamliwym głosikiem, wiedziałem co czeka mnie w dalszej części tej historii- Miałam wspaniałego chłopaka..zresztą dalej go mam. Byliśmy szczęśliwi, jednak nie planowaliśmy dziecka- westchnęła- ale kiedy to już się stało, że zaszłam w ciążę, stwierdziliśmy, że będziemy odpowiedzialnymi rodzicami- popatrzyła na mnie i momentalnie zaczęła parować złością- Pokochaliśmy je bezgranicznie. Aż tu pewnego dnia, podczas brutalnego napadu, zostałam pobita..kopana..gwałcona przez godzinę- płakała tak bardzo, że zrobiło mi się jej szkoda- Straciłam dziecko i nic mi go nie zwróci, rozumiesz NIC! A to wszystko przez twojego ojca!
Popatrzyłem na nią ze współczuciem, ale jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, że jest nienormalna.
- Zapłacisz mi za to Bieber!- krzyknęła na mnie i rzuciła się z łapami, ale ja ją powstrzymałem- Wszystko było okej- krzyczała bijąc mnie- Cały ten plan, by zniszczyć ciebie to było zniszczyć twoją dziewczynę- wtedy poczułem jak łapie ją inna para rąk to była Meggi.
- Jesteś nienormalna!- krzyczałem.
- Chciałam żeby cierpiał- wyła- Tak jak ja- opadła na chodnik, siedziała na nim na swoich nogach- Przepraszam!- wrzeszczała, co zaczęło przerażać Megs.
- Spokojnie- pogłaskała ją po ramieniu.
- Chciałam zniszczyć jego, a nie ciebie- patrzyła na mnie. Widziałem, w jej oczach niepokój wiedziałem, że ma depresję. Skuliła się i schowała twarz w swoich dłoniach, przechodnie patrzyli na nią skrzywieni, co zaczęło mnie denerwować. Dałem Meggi znak, żeby dała mi telefon i za jej plecami podała mi go.
Wykręciłem numer na policję, mimo to, że było mi jej w tym momencie szkoda, to co zrobiła jest karalne.
- Przepraszam!- wrzeszczała tak głośno, że myślałem, że zaraz wypluje serce- Chciałam tylko odzyskać to co swoje!
- Spokojnie, zaraz przyjadą mili panowie i zadecydują co będzie dalej- powiedziała do niej Meggi.
- Zasługuje za więzienie- płakała.
Popatrzyłem na Meggi, a ona na mnie..wiedziałem, że jest zła za tą sytuację, ale nie miałem czasu nic wyjaśniać.
Podałem policji potrzebne dane i oznajmili, że za niedługo przyjadą. Pomogliśmy Arianie wstać z chodnika i zaprowadziliśmy ją na jakąś ławkę.
- Powiedz jak to było- powiedziałem do niej- Chcę wiedzieć wszystko.
- To ja- patrzyła w jeden martwy punkt po drugiej stronie ulicy- Siedziałam na drzewie, zamontowałam kamery w twoim domu, podrzuciłam ci pendrive, napisałam list do twojej dziewczyny, pisałam sms-y i próbowałam zniszczyć cię psychicznie- mówiła powoli kołysząc się do przodu i do tyłu
- Czy to ty próbowałaś zabić Emily?- spytałem spokojnie.
- Zabić?- zmarszczyła brwi- Nikogo nie chciałam zabić.
- Nie masz nic wspólnego z lekiem usypiającym, który został podany Emili kilka chwil po wypadku?
- Jakim wypadku?- spytała zdezorientowana.
To objaśniło mi, że nie ma z tym nic wspólnego.
- Co chciałaś osiągnąć zastraszając nas?- popatrzyłem na nią.
- Mówiłam już..chciałam was zniszczyć- powiedziała to z kompletna lekkością- Wiem, że twój ojciec jest w więzieniu- na jej twarzy malował się lekki uśmiech- W pewnym momencie zgubiłam się..nie powinnam odgrywać się na tobie- spuściła głowę- Nie zakochałam się w tobie, chciałam cię tylko wykorzystać, przepraszam- po jej policzku spłynęła samotna łza, popatrzyłem na Megs, ale ona w tym czasie patrzyła na nogę Ariany.
Źle czułem się z tymi słowami, bo ja też chciałem ją tylko wykorzystać, ale jeśli okazało się, że ona wcale mnie nie kochała to minimalnie mi ulżyło.
- Chciałam miłością się do ciebie zbliżyć- wyszeptała.
Zobaczyłem ja z oddali jedzie policja.
- To było beznadziejne- wydukała- Przepraszam.
- Spokojnie- powiedziałem, ciężko mi było jej to wybaczyć, bo to było za dużo.
- Dzień dobry, czy to pan nas wzywał?- z radiowozu wysiadł znajomy mi policjant.
- Ja- przytaknąłem i wstałem z ławki.
- Czy to tak," psychiczna " dziewczyna?- popatrzył na Ariane i pokazał na nią palcem.
- Jest w złym stanie..wolałbym, aby przesłuchał ją psycholog- zaproponowałem policjantowi. Mimo wszystko chciałem jej pomóc.
- Wszystko okaże się na komisariacie- podszedł do niej i złapał ja za rękę- Pojedziesz z nami. Poprowadził ją do wozu
- Justin- odwróciła się- Przepraszam- była ściśnięta przez mężczyzn i po chwili na siłę wcisnęli ją na tylne siedzenie.
Popatrzyłem na nią ostatni raz, nie wiedziałem, czy z nienawiścią czy z współczuciem..miałem nadzieje, że widzę ją ostatni raz. Odjechała.
Odwróciłem się w stronę Meggi i już chciałem coś powiedzieć, ale ona była szybsza.
- Łączyło cię z nią coś?- spytała poważnie jakby to ona była moja dziewczyną i robiła mi scenę zazdrości.
- Nic mnie z nią nie łączyło.
- Czemu trzymałeś się z nią za rękę?
- Potrzebna mi była tylko do sprawdzenia czegoś.
- Ah- westchnęła Meggi.
- Musisz mi uwierzyć- podszedłem do niej.
- Emily..
- Co Emily?
- Emily ci musisz uwierzyć.
- Zawaliłem..na pewno mi nie uwierzy.
- Nie byłabym taka pewna- uśmiechnęła się lekko- Idź do niej, widzę, że się kochacie i nie mogę patrzeć na to jak nieświadomie nie możecie być razem.
- Nie wiem gdzie ona jest- powiedziałem zrezygnowany.
- Ale za to ja wiem.
Poderwałem się- No to czemu dopiero teraz mi to mówisz?!
- Mieszka u ojca.
Meggi podała mi adres zamieszkania ojca i od razu tam pobiegłem, nie umiem wyobrazić sobie tego inaczej. Musiała mi wybaczyć..wiedziałem, że dużo tego było, ale tym razem wysłucha mnie do końca.
*Emily*
- Jestem!- wrzasnęłam wchodząc do domu.
- Dobrze!- odkrzyknął mi ojciec.
Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko..czułam,że łzy polecą same, ale z drugiej strony nie chciałam być taką beksą.
Justin po prostu znalazł sobie inną, widziałam ich..byli szczęśliwi, wiedziałam, że nie chcę tego zniszczyć. Chciałam, żeby mu się ułożyło, bo go kochałam. Jedno z nas musi zaznać szczęścia, a padło ono na Justin.
Wstałam z łóżka, bo czułam, jak całe pode mną moknie. Podeszłam do okna, zawsze uspokajało mnie patrzenie na widok. Tym razem i to nie działało.
KILKANAŚCIE MINUT POTEM
Bawiłam się jakimś małym znaczkiem harcerskim, który zdobyłam w czwartej klasie za dobre sprawowanie. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, to były dobre czasy.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale tato nie krzyczał żebym poszła otworzyć, może się kogoś spodziewał?
Usłyszałam tupanie, tato wchodził po schodach, zapukał do drzwi.
- Wejdź.
- Mogę?- spytał, ale ku mojemu zdziwieniu to nie był tato..to był Justin.
Sparaliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć..w końcu się spotkaliśmy i możemy porozmawiać, ale ja czuję, że tego nie chce.
- Co chcesz?- spytałam poważnie.
- Chcę wszystko na spokojnie ci wyjaśnić.
- Kto cię tu wpuścił?- nie zwracałam uwagi na to co mówił.
- Twój tato, powiedziałem mu, że jestem twoi kolegą- uśmiechnął się lekko- Emily..- zaczął- Chcę ci wszystko wyjaśnić.
Tęskniłam za nim i stwierdziłam, że wieczne spławianie go nie wyjdzie mi na dobre..bo potem bym ciągle płakała. Chciałam usłyszeć co ma mi do powiedzenia.
- Masz 5 minut- rzuciłam i usiadłam na łóżko- Siadaj- pokazałam, żeby usiadł obok mnie, co od razu zrobił.
- Najpierw może zacznę od przeprosin..musisz mi uwierzyć, że ja cie nie zostawiłem- złapał mnie za rękę, jednak ja ją zabrałam, zrobił smutną minkę- Mój ojciec mnie uprowadził.
Zaśmiałam się- Chcesz mi powiedzieć, że ojciec cię porwał? Dobre.
- Nie śmiej się- zabrzmiał poważnie co od razu postawiło mnie do pionu- Narobił sobie problemów tutaj, więc postanowił uciec..nie chciał, żebym tu został bo to oznaczało by łatwe namierzenie go, a poza tym jest pieprzonym egoistą. Wiedział, że mam tutaj chorą dziewczynę mimo to nie wiadomo w jakim momencie dostałem czymś w głowę i obudziłem się w odrzutowcu gdzieś nad Ohio. Nie miałem na to żadnego wpływu, zgniótł mi telefon i śledził mój krok każdego dnia..Dopiero pomogła mi pewna dziewczyna.
- Dziewczyna mówisz..
- Emily, jak miałem inaczej podejść mojego ojca, jak nie na dziewczyny? Tak bardzo starałem się do ciebie wrócić, że robiłem wszystko..wsadziłem go do więzienia dla ciebie.
To co powiedział dało mi dużo do myślenia.
- Zacząłem umawiać się z Arianą tylko dlatego bo podejrzewałem ją o nękanie mnie mobilnie co okazało się prawdą.
- Nękanie mobilnie?- spytałam zdziwiona.
- Kiedy spałaś, ktoś zaczął mnie prześladować- powiedział szybko.
- To była ona?
- To okazała się być ona.
Odetchnęłam.
- Mnie też ktoś nękał..-spuściłam głowę.
- Wiem..- podniósł mój podbródek tak, że patrzyłam mu prosto w oczy- Emily, wszystko co robiłem to było dla ciebie..to było dla nas, abyśmy mogli być razem..Nie kochałem jej, kocham tylko ciebie.
Popatrzyłam mu w oczy.
- Wybaczysz mi?- spytał, a w jego oczach widziałam skruchę.
- Nie pytaj o takie rzeczy- powiedziałam poważnie- Tylko mnie pocałuj- Justin lekko się nachylił i nasze usta złączyły się w pocałunku, tak dawno tego nie czułam, że zapomniałam jak smakuje, chciałam abyśmy zawsze byli razem, a ta rozłąka tylko nam przeszkadzała.
Oderwałam się od niego- Już dawno ci wybaczyłam, kochanie.
Pocałował nie znowu, tym razem to był bardzo namiętny pocałunek, nie umiałam opisać słowami co wtedy czułam, mogę powiedzieć tylko, że wiedziałam, że wszystko może być już teraz tylko lepiej.
*Justin*
Stęskniłem się za nią, kamień spadł mi z serca jak mi wybaczyła, w końcu mogliśmy być razem i nikt nam tego nie zniszczy.
- Czyli po prostu nie umiałeś uciec?- spytała się mnie.
- On mnie po prostu porwał.
Zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Nie wierzę- szepnęła, ponieważ zanosiła się śmiechem.
- Uwierz mi, że chciałbym się w tamtym momencie tak śmiać jak ty.
- Grunt, że już tu jesteś i, że znowu jesteśmy razem- zbliżyła się do mnie lekko.
- Tęskniłem za tobą- szepnąłem jej w usta.
- Ja za tobą też, Justin- pocałowała mnie, praktycznie to ciągle robiliśmy od 20 minut.
- W końcu mam cie w moich ramionach- przytuliłem ją mocno do siebie.
- Obiecaj, że już nic nas nie rozdzieli- wtuliła się we mnie cała i leżeliśmy na jej łóżku.
- Obiecuje- pocałowałem ją w główkę.
Nie mogłem pozwolić jej zamartwiać się tym, jest dla mnie zbyt ważna bym mógł widzieć jak się smuci, jest moi małym aniołkiem i zawsze nim będzie.
---------------------------------------------------
Hejka oto kolejny rozdział!
W tym tygodniu miałam totalny zapierdziel.
I dopiero teraz dodaję rozdział. Jak widzicie nasza
para znowu razem. Czekaliście na to <3
Widzę, że jest was coraz mniej, pokażcie mi się pod tym postem
pokażcie, że jesteście i czekacie na więcej. Zostawcie komentarz <3
Genialny! Nareszcie nasze słodziaki są razem. Czekam na next :-*
OdpowiedzUsuńOoooooooooooo
OdpowiedzUsuń