niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 30

*Emily*
Leżałam i wpatrywałam się w biały, blady sufit. Co miałam mu powiedzieć, ej sorry po tak długim czasie po prostu nie umiemy się zabezpieczać, a on co by powiedział? "spoko mamy 18 lat jeszcze się nauczymy".
- Jak ci się podobało kochanie?- spytał Justin kładąc na mnie rękę.
- Zauważyłeś coś dziwnego?- spytałam nagle.
- Nie masz na sobie ubrań- poruszał brwiami- Ale to chyba nie jest dziwne.
Klepnęłam go, żartował sobie bo nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Przestań.
- Co jest?- spytał zdziwiony.
- Coś jednak powinno być ubrane!- wrzasnęłam.
- No nie mów, że ja- zaśmiał się, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie, ale twój kolega tak- Justin podniósł kołdrę i popatrzył się w dół.
- O Kurwa- skomentował..typowy Justin.
- I co tyle masz do powiedzenia?- spytałam zdenerwowana.
- Emily..co mam ci powiedzieć?
- Najlepiej sobie zażartuj bo to najlepiej ci wychodzi- burknęłam i podniosłam się z łóżka. Zrobiłam nad nim krok i poszłam do toalety. Tak na prawdę nie chciałam z niej skorzystać..właściwie nigdzie nie jest zapisane, że jak tylko raz się nie zabezpieczyliśmy to będziemy mieć dziecko prawda?
- Emily..- powiedział cicho Justin- Wyjdź do mnie, porozmawiajmy.
- Chyba chciałeś powiedzieć POŻARTUJMY- warknęłam.
- Emily, czy wyglądam na kogoś kto sobie żartuje.
- Zostawię to bez komentarza.
- Wyjdź stamtąd!
Wstałam z toalety i otworzyła powoli drzwi- Robię to tylko dlatego, że już nie mam ochoty siedzieć w toalecie, jak coś.
- Ubierzemy się, zejdziemy na dół i porozmawiamy okej?
- No dobra- w sumie miał rację, po co robić dramat jak jeszcze nic się nie stało. POdeszłam do szafy i wzięłam jakiś szlafrok, na pewno był Karie, miałam nadzieje, że się nie obrazi, że go pożyczyłam.
Justin założył na siebie wczorajsze ubrania, po chwili doszłam do wniosku, że ja mogłam zrobić to samo..nie ważne.
Wyszłam z pokoju i zeszła po schodach w dół, a Justin szedł ciągle za mną.
- Herbaty ci zrobić?- spytał, widziałam w jego oczach, że było mu niezręcznie.
- Tak- uśmiechnęłam się lekko.
Justin zniknął gdzieś w kuchni, a ja usiadłam na kanapie, jedyne co mnie zastanawiało to gdzie jest Joe i Karie i w sumie to tylko tyle..
- Proszę- Justin wszedł z dwoma kubkami do pokoju i postawił je na stole.
- Gdzie oni są?- spytałam po chwili.
- Kto?
- Karie i Joe.
Justin westchnął- Za długa historia..opowiem ci kiedy indziej.
No tak..jak zwykle "opowiem kiedy indziej" w rezultacie w końcu dowiem się o tym od innych przypadkowych osób, albo w wiadomościach DŁUGA historia.
- Czy to coś poważnego?- spytałam po chwili.

*Justin*
No przecież nie mogłem jej powiedzieć "twoja matka przespała się z Joe" nie mogłem.
- Mówię, że jest długa..nie jest to takie ważne- skłamałem, ale za wszelką cenę nie chciałem by to zauważyła.
- Skoro tak mówisz- wzruszyła ramionami i wzięła kubek do rąk.
- Może porozmawiajmy o nas- zacząłem.
- Justin..-zaczęła- Z nami jest wszystko w porządku.
- No tak, ale ta sytuacja chyba źle wypadła.
- To był tylko raz, co nie oznacza, że od razu zajdę w ciążę- uśmiechnęła się lekko.
- Ah ta, 10 minut temu nie byłaś taka spokojna.
- Ale w końcu to zrozumiałam.
- Czyli wszystko jest w porządku?- chciałem się upewnić.
- Nie..tego nie powiedziałam- wzięła łyka herbaty.
- Nie rozumiem, przed chwilą byłaś taka spokojna- pokiwałem głową.
- No dobra, a co jeśli jestem w ciąży, interesuje cię to trochę?- spytała z wyrzutami. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.
- Emily..znowu się zaczyna?
Emily wstała- No co się zaczyna?
- W takim razie poczekamy kilka tygodni i kupimy test ciążowy, dobrze?- chciałem ją uspokoić.
Popatrzyła na mnie z opanowaniem, udało mi się ją uspokoić.
Pokiwała głową, biorąc łyka herbaty.
- Teraz mi powiedz jak tam z twoją mamą?- spytałem, choć wiedziałem jak jest.
- No, a jak może być?- spytała zawiedziona.
- Moż..- zacząłem, ale Emily mi przerwała.
- Chcę się iść wykąpać- powiedziała wstając z kanapy.
- Ale..-wstałem za nią.
- Nie, Justin- machnęła ręką wchodząc po schodach.
- Iść z tobą?- spytałem miło.
- Nie- uśmiechnęła się lekko- Nie mam nastroju.
Popatrzyłem na nią, jak wchodziła na górę, może faktycznie powinna zostać sama.
- Wołaj mnie jakby było coś nie tak!- krzyknąłem za nią, jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi z jej strony.
  W głowie miałem już pewny plan, potrzebowałem tylko telefonu i pięciu minut z dala od Emi. Wyszedłem na tarasik i usiadłem na krześle, wyciągnąłem telefon z kieszeni i szybko go odblokowałem ciągle rozglądając się czy Emily nie pojawiła się przypadkiem w salonie.
Wykręciłem numer.
- Halo?- spytałem cicho- To ja Justin.
- JUSTIN?!- krzyknęła Chels.
- Tak to ja- zaśmiałem się.
- Ale co..jak ty? JUSTIN?!- nie mogła uwierzyć..no tak żyła w przekonaniu, że mnie nie ma.
- Chels, mam do ciebie prośbę.
- Pewnie chcesz, żebym pomogła ci z Emily, bo właśnie wróciłeś, tak?- mogłem wyczuć w jej głosie lekkie poddenerwowanie, ale mimo wszystko brzmiała bardzo łagodnie.
- Nie, nie o to chodzi.
- A o co?- spytała zdziwiona.
- Ja i Emily się już pogodziliśmy, ona właśnie się kąpie- powiedziałem, a w brzuchu poczułem takie ciepło na te słowa.
- JAK TO?! Przecież ty..
- Ja jej nie zostawiłem Chels, myślałem, że chociaż ty to wiesz.
- Ja to wiedziała od początku do końca- powiedziała ciepło- W takim razie w czym mam ci pomóc?
- Mieszkasz z mamą, tak?- spytałem.
- Nie ma wyjścia- słyszałem w głosie Chels, że też ma dość swojej mamy.
- Gdzie mieszkacie teraz?- przyciszyłem ton.
Chels podała mi dokładny adres swojego zamieszkania, zapisałem go i schowałem do tylnej kieszeni spodni.
- Dzięki ci jeszcze raz- powiedziałem- Pa.
- Nie no nie ma za co, cześć- rozłączyła się.
Wszedłem do salonu jakby nigdy nic, szybko się rozglądnąłem po całym salonie i kuchni, czy nigdzie nie ma Emily, ale po pewnym czasie usłyszałem lejącą się wodę pod prysznicem, co oznaczało, że jeszcze nie wyszła z łazienki. Usiadłem na kanapie i zacząłem bawić się na swoim telefonie, napisałem do Joe.
" Stary, gdzie jesteś?"
Po chwili usłyszałem sygnał i zakręcenie wody przez Emi, mimo wszystko wiedziałem, że będzie tam siedzieć jeszcze 30 minut jak nie więcej..babskie sprawy.
" Na Malediwach "
Oczy mi wyszły za zewnątrz, poczułem to bo zaczęły mnie piec.
" Na Malediwach?!"
" Słuchaj Justin, musiałem sobie to przemyśleć i wiesz do jakiego doszedłem wniosku?"
" No oświeć mnie"
" Nie potrzebuje Karie do szczęścia"
Nie mogłem uwierzyć w to co mówi, na pewno ten idiota też nie mógł uwierzyć w to co pierdoli.
" 6 miesięcy temu, każdy kto by ci tak powiedział to dostał by w ryj"
" Ja dostałem w ryj od życia"
Musiał być najebany. Po czym to poznałem? Sadził totalne pierdoły o życiu.
" Przestań"
" To nie ja powinienem przestać, tylko nasze sumienie powinno przestać"
" Joe jesteś debilem"
" BYŁEM debilem, dopóki nie schrzaniłem siebie do końca"
" Dokładnie tak"
" Tylko życie może nam pokazać jaka jest prawda"
Zablokowałem telefon. Nie miałem ani czasu, ani ochoty na pogawędkę o życiu. Mimo wszystko, że Joe jest moim najlepszym kumplem, od zawsze można było z nim robić totalnie wszystko, bo był na maksa odjechanym gościem, tak dzisiaj nawet nie umiem z nim porozmawiać.
- Justin!- krzyknęła Emily- Chodź tu szybko!
Zerwałem się jak wariat i wbiegłem po schodach prosto pod drzwi łazienki.
- Co się stało?!
- Pająk!
Westchnąłem..no tak, to przecież zawsze jest tylko pająk.
- Emily- wpadłem do łazienki ze śmiechem i ujrzałem moją dziewczynę stojącą na jednej nodze  na muszli klozetowej owiniętą ręcznikiem.
- Weź go!- pisnęła.
Popatrzyłem na niego i wziąłem na rękę.
- Popatrz jaki śliczny- przybliżyłem go do niej jednak ona pisnęła tak głośno, że zdziwiłem się, że ten pająk jeszcze był w stanie się ruszać.
- WEŹ GO!
- Spokojnie, spokojnie. Chodź idziemy pajączku- powiedziałem do niego i wyszedłem z łazienki. Otworzyłem okno i wypuściłem go przez nie.
- Poszedł sobie?- podeszła do mnie z miną psiaczka. Była ta bardzo wystraszona jakimś pajączkiem.
- Poszedł sobie, już jest okej- zaśmiałem się i pocałowałem ją w główkę.
- To dobrze- przytuliła się do mnie, a ja objąłem ją ramionami.
- Ile zajmie ci to szykowanie?- spytałem po chwili kołysania się z nią.
- A co?- spytała odchylając się lekko.
- Zabieram cię gdzieś.
- Justin ja nie mam dzisiaj sił..- narzekała.
- To jest super ważne.
- Super super?
- Super super.
- Musimy?- zrobiła minkę zbitego pieska.
- To wyższa konieczność.
- Dobra..- powiedziała po chwili ciszy- Robię to tylko dla ciebie.
- Wspaniale- pocałowałem ją w usta, a ona odwzajemniła mój pocałunek.
- Pamiętaj tylko dla ciebie- pokiwała palcem.
- Zapamiętam- pocałowałem ją ponownie.

*Emily*
Justin zamknął za sobą drzwi od auta i odpalił.
- Gdzie jedziemy?- spytałam po chwili.
- Do takiego mojego jednego kolegi.
- Ah, okej- pokiwałam głową patrząc przed siebie.
- Spokojnie, nie uprowadza cię- zapewnił.
- No Justin..-popatrzyłam na niego..co on myślał, że po tym wszystkim ja śmiała bym tak myśleć?
  Po 30 minutach jazdy, byliśmy już na miejscu.
- Wysiadaj księżniczko- szepnął do mnie po czym sam wysiadł z auta.
- To tutaj mieszka?- spytałam poprawiając swoją sukienkę.
- Tak tutaj- Justin podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Stanęliśmy pod drzwiami, a Justin pewnie zadzwonił do drzwi, po chwili ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyła Chelsea.
- O co chodzi?- spytałam zdezorientowana.
- Spokojnie- chciał mnie uspokoić kiedy ja próbowałam wyrwać się spod jego ręki.
- Justin, po co ten teatrzyk?!
- Porozmawiajmy Emily- powiedziała cichutko Chels..od dawna nie słyszałam jej cichutkiego głosiku. mogę powiedzieć, że mnie urzekł. Popatrzyłam na Justina, wiedziałam, że się o mnie martwił i dlatego to wszystko zrobił.
- No dobrze- powiedziałam, a Chels zrobiła nam miejsce w przejściu. Wchodząc do domu rozglądałam się na boki i do góry.
- Wow, nieźle się urządziliście- powiedziała to bardzo szczerze.
- Wszystko zasługa mamy- powiedziała dumna siostra.
- Zawsze miała dobry gust- szepnęłam pod nosem. Justin prowadził mnie ciągle obejmując mnie.
- Usiądzie, mama zaraz powinna być- powiedziała pokazując na kanapę.
- Mama?!- uniosłam się, bo przestraszyła się na tą wieść.
- Emily, usiądź, chłoń, Przecież i tak to by kiedyś nastąpiło- próbował mnie uspokoić. Odetchnęłam.
- Kiedy ma być?- spytałam.
- Nie wiem- powiedziała Chels wychylając się w celu popatrzenia na zegarek- Może jakoś za 10 minut.
   Minuty płynęły tak szybko..Chels przyniosła jakieś ciasto i herbatę, ale wątpię, żeby zachciało mi się jeść.
- Chels już jestem- powiedziała mama wchodząc do domy, a my z Justinem od razu wstaliśmy- Ale t..- przerwała kiedy nas zauważyła.
- Hej mamo- wykrztusiłam.
- Emily- popatrzyła na mnie i podeszła bliżej.
- H-e-j- mówiła z jakąś gulą w gardle po prostu się wzruszyłam.
- Córeczko- wybełkotała, widziałem, że było jej przykro i, że bardzo cieszyła się z mojego przyjścia. Przytuliła mnie, a ja ją.
- Jak dobrze cię widzieć- powiedziałam w końcu.
- Ciebie tak samo- pogłaskała mnie po plecach.
Kiedy przestałyśmy się przytulać usiadłyśmy obie przy stoliku, ja ponownie zajęłam miejsce obok Justina, mama zaś usiadła na przeciwko mnie.
- Co was sprowadza?- spytała szczęśliwa.
- Justin zdobył cudem wasz adres i mnie tu przywiózł- powiedziałam z lekkim uśmiechem, wtedy Justin nachylił się nad stołem i wyciągnął rękę do Chels, która przybiła mu piątkę.
- Czyli to wy cwaniaki?- spytałam rozbawionym głosem.
- No, a kto?- pokazała na siebie Chels.
Zaśmialiśmy się wszyscy.
- Stęskniłam się za wami- powiedziałam patrząc na zmianę na moją mamę i siostrę.
- My za tobą też- złapała mnie za rękę Chels.
- Jak się wam układa?- spytała mama patrząc na mnie i Justin.
Justin objął mnie- Emily jest wspaniała.
- W końcu się odnaleźliśmy- popatrzyłam na niego, a on lekko pocałował mnie w głowę.
- Jesteśmy uroczy- westchnęła po chwili Chels, a my oboje na nią popatrzyliśmy z uśmiechem.
   Siedzieliśmy chyba tak razem przez 2 godziny, atmosfera była wspaniała, dowiedziałam się jak tam u Chels, mama zrobiła pyszny posiłek, rozmawialiśmy na temat tego, że chcę wrócić do szkoły i tak na prawdę o wszystkim i o niczym. Niestety..czułam, że zaraz to popsuję.
- Mamo mam do ciebie pytanie- powiedziałam biorąc łyka soku.
- Słucham cię.
- Ale proszę, żebyś nie zareagowała gwałtownie, okej?
- Postaram się.
- Powiedz mi, co robiłaś u Joe?
- Emily..
- Nie, powiedz mi to- nakazałam.
- Musimy niszczyć ten nastrój?
- Musimy- powiedziałam dość poważnie. Poczułam jak Justin poprawia się na kanapie.
- Emi..- szepnął.
- Nie Justin- powiedziałam do niego i zwróciłam się do mamy- Powiedz mi natychmiast co robiłaś ostatnio u Joe?!
- Z niczego nie muszę ci się tłumaczyć!- wstała.
Popatrzyłam na Chels i Justina, zachowywali się co najmniej dziwnie.
- Może mi ktoś to do cholery powiedzieć?!
Matka podeszła do okna i odwróciła się do mnie plecami.
- Mamo!- wrzasnęłam.
- Serio chcesz wiedzieć?!
- Chcę wiedzieć wszystko. Dlaczego sprzedałaś dom, czemu byłaś u Joe. Wszystko!- wrzeszczałam. Już miałam dość znoszenia tych ciągłych tajemnic.
- Ja i Joe mieliśmy..- zamilkła.
- No co mieliście?!
- Mieliśmy mieć dziecko!- krzyknęła przez płacz.
Stałam jak odębiała.
- Dziecko? Jak to- poczułam, że z szoku mrugnęłam tylko jednym okiem.
- Tak dziecko- spuściła głowę.
- Kurwa- szepnęła- Jakie dziecko?! I jak to mieliśmy?!
- Sprzedałam dom..
- No tyle to wiem, a co było dalej?!
- Słuchaj mnie! Nie wrzeszcz na mnie- nakazał mi.
- Będę bo mam do tego powody!
- Sprzedałam dom bo musiałam mieć na aborcję! Usunęłam je!
- Zwariowałaś!- skomentowałam to tylko jednym słowem.
- Musiałam to zrobić!
- Wiesz ile osób chciało by mieć dziecko?! A ty je po prostu tak usunęłaś?!
- Emily przestań..- chciała się uspokoić.
- No co Emily?! Nie można tego było inaczej załatwić?! Wiedziałaś na co się zdajesz? Jak to będzie wyglądać?!
Widziałam, że moja mama bardzo się zdenerwowała.
-  Tak wiedziałam, bo ty też miałaś być usunięta, ale nie wyszło!- wykrzyczała, a ja jak to usłyszałam poczułam, że moje życie się po prostu zawaliło..moja własna matka nie chciała bym przyszła na świat. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- Mamo- usłyszałam ciszy szept Chels, ona też była w szoku.
Słyszałam jak Justin wstał z kanapy i chciał mnie złapać, jednak ja zrobiłam szybki unik i wybiegłam z domu. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać..chciałam tylko na chwilę być sama. Kiedy wybiegłam z domu zaczęłam głośno wyć, mimo wszystko biegłam przed siebie. Po chwili upadłam na ziemie..nie miałam siły.
- Emily!- słyszałam jak Justin za mną krzyczy. W końcu podbiegł do mnie i opadł obok.
- Całe pieprzone 18 lat, myślałam, że mnie kochali!!- krzyczałam tak mocno, że moje gardło po woli nie chciało ze mną współpracować- Ona chciała się mnie pozbyć!!
- Nie chciała, uwierz mi- przytulił mnie.
- Jak to kurwa?!! wierzysz w to co mówisz do cholery?! Przed chwilą mi to powiedziała!- zanosiłam się płaczem.
- Powiedziała to pod wpływem nerwów.
- Nie broń jej kurwa, nie broń jej!!- wstała, chciałam iść przed siebie, ale poczułam jak robi mi się miękko pod stopami.
- Emily, pojedziemy do domu- Justin złapał mnie i zaprowadził do auta.
- Emily!- usłyszała krzyk mojej matki.
- Zostaw mnie- powiedziałam oszołomiona. Jakbym dostała jakiegoś paraliżu.
- Nie chciałam usunąć cię tak o..
- Niech pani na prawdę ją zostawi- powiedziałam zdenerwowany Justin.
- A jak mnie chciałaś usunąć?!- wrzasnęłam nagle..paraliż przeszedł.
- Nie chciałam mieć dziecka z obcym facetem..
- Jak to ?! Tato jest obcy?!
- Twój tato..nie jest twoim ojcem.
Popatrzyłam na nią..była fałszywa..jak jakaś dziwka.
- Jesteś najgorszą osobą jaką kiedykolwiek mogłam zobaczyć na swoje oczy..brzydzę się tobą- wysyczałam i wsiadłam do auta.
   Całą drogę Justin głaskał mnie ręką po udzie, a ja wyłam jak jakaś orka..nie mogłam pogodzić się z tym, że mój kochany tatuś nie jest moim biologicznym tatą.
Siedzieliśmy razem na kanapie, ja płakałam Justinowi w ramie, a on głaskał mnie po włosach.
- Może chcesz iść spać Emi?- wiedziałam, że nie rozumiał tej sytuacji, ale się starał,on i Meggi to jedyne osoby na które teraz mogę w ogóle patrzeć.
- Prawie się z nią pogodziłam! A ona mi z takim czymś- dukałam.
- Emily..- pogłaskał mnie.
- Czemu jesteś taki niewzruszony?- spytałam nagle oddalając się.
Widziałam w jego oczach coś czego jeszcze nie wiedziałam nigdy odkąd go znałam.
- Wiedziałeś o tym?- spytałam.
Justin westchnął- Joe mi to powiedział- podrapał się nerwowo po głowie.
Nic mi nie powiedział..przecież związek opiera się na braku tajemnic.
- Wolałem, żebyś sobie sama z nią to wyjaś..
- I chodziło ci o taką sytuacje?- spytałam patrząc na lewo.
- Nie- złapał mnie za ramie, ale ja się wyrwałam- Wiesz jak mnie boli serce kiedy widzę, że płaczesz? Nie zrobiłem tego celowo, kochanie.
- Wiesz..nie chcę się i z tobą dzisiaj pokłócić. Serio idę spać.
- Emily- złapał mnie.
- Zostaw mnie- wyrwałam się- Chcę dzisiaj spać sama.
- Kochanie..
- Justin..
- Skoro tego chcesz- podniósł ręce- Nic na siłę.
Weszłam po schodach na górę i położyłam się na łóżko..nawet nie chciałam się iść kąpać, ani przebrać. Po prostu opadłam, a razem ze mną opadły jakiekolwiek emocje, za to poczułam, że zamykam się w sobie, tego nie chciałam, ale nie umiałam z tym walczyć. Ostatni raz chciałam tylko zobaczyć się z tatą, za to nie chciałam już widywać się z matka. Zrobiło mi się szkoda, że nie jestem w ciąży, miała bym takiego małego bąbelka i tylko on by mnie pocieszał, ale wiedziała, że tylko narażała bym go na stres, i to miałaby być matka?
  Zamknęłam oczy, mimo wczesnej pory, dzień mnie wykończył. Tego chciał ten posrany wtorek? Wykończyć mnie..w takim razie osiągnął cel, BA! osiągnął o wiele więcej.
-------------------------------------------------
Hejka! Jak widzicie wkradło się trochę emocji!
Jak myślicie co teraz stanie się z Emi?
Jaka będzie w stosunku do Justina? Co powie jej ojciec?
Czy pogodzi się z mamą?
Zostańcie ze mną do końca!
Ostatnio jest coraz mnie komentarzy
nie wiem czy ktoś jeszcze czyta moje FF, pokażcie się <3
Komentujecie- Motywujecie.


niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 29

*Justin*
- Ja ciebie kocham bardziej- słodziłem do niej stojąc w drzwiach.
- Nie prawda!- klepnęła mnie w ramie zaciskając usta- Ja ciebie bardziej.
Kiedyś oglądając jakieś żałosne seriale, albo filmy stwierdziłbym, że to jest głupie i dziecinne, jednak zakochani są wspaniali i nie kontroluje się tego. Uwierzcie.
- Widzimy się potem, tak?- szepnąłem do niej łapiąc ją za rękę.
- No rejczel- przybliżyła się do mnie i musnęła moje usta.
- Przyjdę po ciebie o 18:00, bądź gotowa mam niespodziankę.
Uśmiechnęła się lekko- Tak? A jaką- przybliżyła się do mnie stając na palcach.
- To niespodzianka- zaprotestowałem.
- Powiedz, powiedz, powiedz- prosiła, ale niestety na marne.
- Nie przekonasz mnie- pokiwałem głową.
Westchnęła- Dobra, zobaczę wieczorkiem- zachichotała. Czy mówiłem już jaka urocza jest gdy chichocze? Jej usta lekko unoszą się ku górze, a z jej wnętrza wydobywa się piskliwy głosik, który okazuje się być śmiechem. Wspaniałe.
Pocałowałem ją na pożegnanie- Pa, kochanie
- Papapapa- powiedziała przesłodzonym głosikiem i pocałowała mnie mocno.
Popatrzyłem na nią i wyszedłem z jej domu. Jakie to było uczucie wychodząc z domu Emily będąc jej chłopakiem? Zajebiste.
Po tak długiej rozłące w końcu jesteśmy razem, oboje cierpieliśmy, a już na pewno Emily. Nigdy w życiu już jej tak nie zawiodę, nie mogę pozwolić na to by było jej źle. Podjąłem się obowiązku, pilnowania i kochania pewnej dziewczyny, ten obowiązek jaki leży na każdych chłopaku staje się po prostu przyjemnością. Że zakupy? Że grymasy? Że wahania nastroju? Do tej pory przeszkadzało mi to bardzo, ale dopiero jej brak przez parę miesięcy pokazał mi, że kocham te zakupy, te grymasy i te wahania nastroju..i powiem więcej, nie wyobrażam sobie bez nich życia.
   Zapukałem do drzwi domu Joe...poprawka do drzwi mojego domu. Chciałem zakomunikować mu, że ja i Emily na pewno za niedługo się tu wprowadzimy.
- Hej, Justin- rzucił otwierając drzwi, widziałem, że nie był w najlepszym nastroju.
- Co jest, stary?- spytałem zdziwiony zamykając za sobą drzwi.
- Życie mi się pieprzy- odparł siadając na kanapie podpierając się łokciami o kolana. Patrzył się w jeden martwy punkt.
- Co się dzieje?- spytałem siadając obok niego..nie mogłem mu teraz powiedzieć "Ej to Ja i Emily zwalimy ci się na głowę jakoś, hm..jutro?"
- Karie ze mną zerwała- powiedział po chwili. Nie mogłem w to uwierzyć.,przecież byli najpiękniejszą para jaką znałem, bardzo się kochali, a Joe nawet planował oświadczyny. Pasowali do siebie idealnie.
- Jak to?
- Powiedziała, że nie chce być z oszustem, który ją ciągle rani- westchnął i potarł dłoniami o twarz.
- Jak to oszustem?- spytałem wzburzony, znam Joe już spory czas i nie był żadnym oszustem.
- Oszukałem ją- wstał mozolnie i podszedł do okna.
- Co jej zrobiłeś?- krew przestała płynąc w moich żyłach, zatrzymała się. Chciałem wiedzieć co się stało.
- Justin..- odwrócił się w moją stronę- Ja ją zdradziłem.
Popatrzyłem na niego i nie mogłem uwierzyć. Jak to ją zdradził? Czy jemu totalnie odjebało na dekiel?
- Jak mogłeś jej to zrobić?- spoważniałem.
- Nie wiem, sam zadaje sobie to pytanie- odwrócił się do nie tyłem.
- Takie rzeczy się wie!- wrzasnąłem..był takim debilem, to była dziewczyna-kwiat. Nigdzie takiej nie znajdzie. Fakt, ja też jakby ..pocałowałem Caillin..kiedyś..tam, ale nie zdradziłem Emily.
- Zjebało mnie, okej? To chcesz usłyszeć?!- odkrzyknął stając na przeciwko mnie.
- Nie mi się powinieneś tłumaczyć!
Odchrząknął- Wiem, sorry, ale ja kompletnie nie wiem co mam zrobić- usiadł ponownie i przybrał wcześniejszą pozę. Usiadłem obok niego.
- Jeśli kocha to ci wybaczy- chciałem go jakoś pocieszyć, ale zbyt dobrze znałem Karie..wiedziałem, że ciężko będzie o wybaczenie.
- Nie rozumiesz- stwierdził- Tego nikt by nie wybaczył.
- No to co zdradziłeś ją w trójkącie- zaśmiałem się, ponieważ chciałem trochę tą atmosferę rozruszać, ale zapomniałem ze słynę z tego, że jestem głupi.
- Ja ją zdradziłem z mamą Emily- powiedział nagle, a we mnie się zagotowało.
- Z mamą mojej Emily?!
- Tak, z mamą twojej Emily.
Wstałem- Pojebało cię?!
- Justin..to nie koniec- powiedział, a ja sam już nie wiedziałem, co może być gorsze od tego.
- Co jeszcze?
- Ona była w ciąży.
Myślałem, że zasłabnę.
- Była w ciąży?! Czy ty siebie słyszysz? Co teraz będziecie szczęśl...czekaj- zawahałem się- Jak to była.
- Pamiętasz, kiedy zniknęła, wyjechała bez słowa i w ogóle?
- Tego się nie da zapomnieć- rzuciłem.
- Ona pojechała usunąć to dziecko..nie chciała go.
- Joe! Jesteś niepoważny. Po pierwsze miałeś super dziewczynę i zdradziłeś ją z o wiele starszą,a  po drugie prawie zostałeś ojcem.
- Justin! Myślisz, że mi jest z tym dobrze? Kocham Karie i chcę być tylko z nią.
- Chyba na to za późno!
Wstał chwycił telefon i klucze od auta- Oddaje ten dom tobie. Muszę wyjechać na jakiś czas.
Rozumiałem go, ale z jednej strony to wcale nie była ucieczka od niczego.
- Zastanów się jeszcze raz- złapałem go za przedramię.
- Tam są klucze od domu, oddaje ci je, już się zastanowiłem- powiedział i wyszedł.
Usiadłem na kanapie, chyba musiałem ochłonąć..Wiedziałem, że Emi nie może tego dowiedzieć się ode mnie, musi porozmawiać z mamą.

*Emily*
Była jakoś 17:00, musiałam się zacząć szykować.
- Czyli mówisz, że to twój kolega?- podszedł do mnie tato.
- Nom- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem nakładając podkład.
- Jasne- zmrużył oczy i popatrzył na mnie.
- Dobra, wygrałeś- odłożyłam pędzel i popatrzyłam na niego- To Justin. Jesteśmy ze sobą już długo, tylko mieliśmy małe niedogodności..
- Ah, Justin- zaśmiał się.
Zaśmiałam się razem z moim tatą- Dobra, tato mam bardzo, ale to bardzo mało czasu- podeszłam do drzwi i wypchnęłam go lekko za drzwi.
- Czekaj, a dobrze cię trakt...
- Tak dobrze- pchałam go coraz mocniej- Papa tato- zamknęłam za nim drzwi, odetchnęłam i wróciłam do nakładania podkładu.
  Wybiła około 17:40, a ja nie miałam jeszcze pokręconych włosów. Jak na złość wszystko leciało mi z rąk.
- Kurwa- przeklnęłam pod nosem na widok leżących perfum na podłodze..były pobite.
- Co się stało, słyszałem huk- usłyszałam głos taty.
- Wszystko okej, ale pobiłam perfumy, może tu trochę pachnieć..jakiś czas.
- Myślałem, że coś sobie zrobiłaś.
- Wszystko jest okej, poza tym, że zaraz będzie Justin, a ja nie jestem gotowa!- zaczęłam panikować.
- Jak coś to zaproszę go do środka..i zamienię z nim kilka zdań.
Po tych słowach wiedziałam, że muszę podkręcić maksymalnie tempo pracy. Nie mogę dopuścić do tego, żeby mój tato "zamieniał kilka zdań" z Justinem, bo jeszcze go spłoszy.
Szybko wyjęłam lokówkę z szafki i włączyłam do prądu. Justin często się spóźniał i miałam szczerą nadzieje, że i dzisiaj zachce się spóźnić.
  Już miałam pokręconą połowę głowy, a minęło 5 minut- sukces. Chciałam dla Justina wyglądać jak najlepiej, a wiedziałam, że Justin lubił jak mam loczki.
- Tylko druga strona- westchnęłam pod nosem i zabrała się do robienia drugiej strony, ale wtedy stało się coś niemożliwego, coś co podniosło moje ciśnienie, coś co sprawiło, że krew płynęła coraz szybciej, coś co spowodowało, że momentalnie ze spokoju zmieniło się w okropne nery- dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry- ledwo co usłyszałam zza drzwi głos Justina, który zwrócił się do mojego taty.
- Pewnie ty jesteś Justin- powiedział mój tato- Wejdź.
- Zaraz przyjdę Justin!- krzyknęłam i przybrałam szybkie temp robienia włosów.
- Spokojnie!- odkrzyknął- Poczekam!
Super, zawsze się spóźniał,a dzisiaj proszę państwa przyszedł za szybko..nigdy go nie odgadnę.
  Po pięciu minutach, wyszłam z łazienki, byłam totalnie spokojna, bo podczas siedzenia w łazience mogłam usłyszeć śmiech mojego ojca i Justina. Wydawało mi się to dobrą oznaką.
- Emily- mówił tato przez śmiech- Skąd go wytrzasnęłaś?- spytał, a ja pośpiesznie przełknęłam ślinę.
- Znaliśmy się z widzenia- powiedział Justin- Ale zaczęliśmy zauważać się od nie dawna- odpowiedział ojcu, wiedział, że byłam tak bardzo zaszokowana, że nie wykrztuszę z siebie nic. Tak na prawdę to miałam mieszane uczucia, raz wydawało mi się wszystko dobrze, a raz czułam, że wszystko wymyka się spod kontroli.
- Dokładnie- odezwałam się, a Justin podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Idziemy Justin?- spytałam po chwili swojego chłopaka.
- Już idziecie?- posmutniał mój ojciec, co wydało mi się dziwne.
- Mamy rezerwacje na 18:30.
- Rezerwacje?- spytałam Justina przygryzając dolną wargę.
- Tak- pocałował mnie w czoło, a ja poczułam, że odlatuje, ale nie chciałam tego pokazywać przy tacie.
- No dobra- powiedział smutnym głosem- I tak jesteśmy umówieni Justin.
- Na co umówieni, przepraszam?- mrugałam szybko oczami, czekając na wyjaśnienia.
- Spokojnie- zaśmiał się Justin, a za nim mój tato- Twój tato chce pokazać mi kolekcję starych płyt.
No fakt, mój tato był starym kolekcjonerem, starych płyt.
Zaśmiałam się- Dobra, tego nie było.
- Miło było pana poznać- zwrócił się do mojego ojca. Fajnie widzieć jak twoja druga połówka dogaduje się z twoim ojcem, a biorąc pod uwagę, że mojemu tacie rzadko kto przypasowuje, to Justin powinien czuć się zaszczytnie.
  Wyszliśmy z mojego domu i kiedy tylko usłyszałam jak zamykają się za nami drzwi od razu zwróciłam się do Justina.
- Co ty zrobiłeś, że cię aż tak polubił?- spytałam nadal w szoku.
- A to takie dziwne?- nie zdawał sobie sprawy z tego jaki otrzymał wysoki ranking.
- Mój tato nie lubił nigdy ,nikogo- spuściłam głowę, ale nie dlatego, że zrobiło mi się niezręcznie.
- Czyli jestem pierwszy?- objął mnie ramieniem i obszedł ze mną auto.
- Tak ty jesteś pierwszy- popatrzyłam na niego, a on otwierał mi drzwi od strony pasażera.
Widziałam, że Justinowi się zrobiło miło, wiadomo nie musieliśmy się martwić o to, że mój ojciec będzie wyganiał go z domu, nie będzie musiał wchodzić przez okno po rynnie, aby tylko nie zobaczyć, nie będę miała żadnych szlabanów, a Justin nie będzie musiał się potajemnie ze mną spotykać w obawie, że zaraz przybiegnie mój ojciec, który nas śledził i nie da mu w ryj- mogłam odetchnąć.
- Wsiadaj- powiedział z lekkim uśmieszkiem i poczekał, aż wsiądę by zamknąć za mną drzwi- dżentelmen. W zasadzie nie ważne co by teraz zrobił byłby i tak najsłodszy na cały świecie.
Poczekałam, aż Justin obejdzie samochód i do niego wsiądzie, kiedy to zrobił to popatrzyła mu prosto w oczy.
- Obiecaj mi, że już nic nas nie rozdzieli- powiedział do mnie trzymając mnie za rękę, w jego oczach mogłam dostrzec strach..tak, ja też się bałam.
- Obiecuję Justin- położyłam mu dłoń na policzku. Jego kąciki ust lekko się podniosły, a strach się rozpłynął, teraz już tylko widziałam, nadzieje i szczęście. Nabrałam oddechu dalej patrząc mu w oczy, a on coraz bardziej się przybliżał, wiedziałam co ma na myśli dlatego ja też się przysunęłam. Kiedy nasze usta się połączyły , wiedziałam, że najgorsza suka- Caillin- nawet nas nie rozdzieli.
- Kocham cię, robaczku- pogłaskał mnie po włosach.
- Ja ciebie też, skarbie.
  Podczas jazdy ciągle wymienialiśmy się zdaniami, nawet zdarzało się coś w rodzaju " czekaj, bo zapomnę" Tak długo się nie widzieliśmy, przecież musieliśmy sobie wszystko opowiedzieć. Nie wiadomo czy cokolwiek zrozumieliśmy bo co chwilę sobie przerywaliśmy i śmialiśmy się z siebie. Wiedziałam, że to bardzo dobry znak, ponieważ podczas jazdy nie lubię rozmawiać z ludźmi.
- Ale nie..!- pisnęłam i pomachała głową- Ta piosenka była zgrana na takie radyjo- gestykulowałam, ale wiedziałam, że na marne, bo Justin totalnie nic nie rozumiał- No takie małe- wywróciłam oczami.
Poniósł głowę znad kierownicy, akurat staliśmy na światłach. Poprawiłam się w siedzeniu, kiedy zobaczyłam jaki jest czerwony ze śmiechu. Obecnie siedziałam bokiem do przedniej szyby i miałam podkurczoną jedną nogę.
- No domyślam się, że było małe.
- No to czego nie rozumiesz?- spytałam oburzona.
- Pytam się co to BYŁA za piosenka, a ty mi ciągle o jakimś radyju- zaśmiał się.
- O jeny ! no to po co ja się tak wysilałam? Było od razu powiedzieć, że o piosenkę ci chodzi- przewróciłam oczami.
Justin zaśmiał się.
- No czekaj cicho!- próbowałam przekrzyczeć jego śmiech- Już ci tłumaczę.
Pozostała drogę do restauracji tłumaczyłam Justinowi, jaką zgrałam tacie piosenkę na radyjo, a on jej nie kojarzył..faceci, nic nie rozumiał, a ja nie umiałam mu tego wytłumaczyć.
- Jesteśmy- Justin zaparkował auto.
- Już? Szybko- nie ważne, że jechaliśmy z 40 minut przez całe miasto.
Wysiadłam z auta i rozglądnęłam się dookoła, nie domyślałam się gdzie jesteśmy, ponieważ przez całą jazdę, ani razu nie spojrzałam na drogę. Mimo wszystko to nie zmieniało faktu, że po prostu nie znam tej części miasta.
- Gdzie jesteśmy?- spytałam Justin patrząc na jakiś wysoki budynek?
- Na miejscu- szepnął mi do ucha obejmując od tyłu. Po tak długiej rozłące często to robił- szeptał, obejmował od tyłu, lekko się uśmiechał..jednak przez to myślałam, że stał się bardziej- niedostępny, tajemniczy..kocham to.
Złapał mnie za rękę i poprowadził za sobą, o dziwo nie zmierzał w kierunku tego wielkiego budynku, który tak bardzo rzucał się w oczy, natomiast prowadził mnie do skromnej restauracji..wiedział co lubię.
  Stanęliśmy przed nią, byłam już gotowa wchodzić, jednak Justin złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, tak, że nasze nosy dzieliła malutka odległość..prawie jej nie było.
- Obiecaj mi, że zapamiętasz ten wieczór do końca życia- szepnął w moje usta.
- To zależy jaki będzie- drażniłam się z nim.
- Najwspanialszy- krótko to skomentował.
- To się okaże- byłam ciekawa na co go stać.
- Pamiętaj, że to tylko początek- poruszał brwiami i wiedziałam co się święci.
Popatrzyłam na niego w bezruchu, nawet na chwilę wstrzymałam powietrze.
- Dobra skończyły mi się dogryzki- zaśmiałam się mu w twarz, a on razem ze mną. Chyba tego brakowało mi najbardziej- jego uśmiechu, idealnych zębów i tego, że nigdy w życiu nie udawał przy mnie śmiechu.
Justin złapał mnie za rękę, a drugą chwycił klamkę od drzwi wejściowych restauracji. Kiedy do niej weszliśmy od razu w oczy poraziło mnie ogromne światło i szybka muzyka.
- Nie wierzę- stanęłam jak odębiała dalej trzymając go za rękę. Kroczyliśmy jak goście specjalni bo jakimś zielono- pomarańczowo- czerwono- fioletowym dywanie w ciapki.
- Co się stało?- podszedł do mnie i udawał, że nie wie co się stało.
- Czy to jest..?- zaniemówiłam.
- Restauracja w stylu lat 70 ? Tak.
Popatrzyłam na niego..nie oczekiwałam wina, nastrojowej muzyki, jakiś barmanów, kelnerów, jednak to nie oznaczało, że myślałam, że to właśnie zaplanował Justin. Kompletnie i bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, był po prostu oryginalny i bardzo swobodny w tym co robił.
Zaczęłam piszczeć i rzuciłam mu się na szyję- Kto jest najlepszym, najwspanialszym i najukochańszym chłopakiem pod słońcem?!- cieszyła się jak durna krzycząc zza jego pleców.
- To ty mi lepiej powiedz, kto jest tak idealny, najukochańszy i najwspanialszy, że na to zasłużył?
- Caillin?- spytałam żartobliwie.
- Pierwszorzędnie- zaśmiał się Justin- Bo na pewno nie ty- tyknął mnie po nosku.
Zaśmiałam się tak głośno, że przestraszyły się dzieci przy stoliku "artystycznym" (stoliku, przy którym rodzice zostawiając dzieci by nie płakały, że chcą już do domu po 20 minutach ich romantycznej kolacji) .
Popatrzyłam na Justina, teraz w jego oczach widziałam przypływ empatii, tylko to było dla mnie najważniejsze.

*Justin*
Popatrzyłem na Emily, widziałem jej oczach błysk spokoju, a tylko to było dla mnie najważniejsze, to że mój mały aniołek jest już ze mną i jest tak spokojna.
- Chodź- złapałem ją za jej gładką dłoń i pociągnąłem lekko. Mieliśmy najlepsze miejsca, bo znajdowały się ode w odosobnieniu na końcu restauracji.
Zatrzymaliśmy się obok naszego stolika, był pięknie ozdobiony, nie sądziłem, że przyłożą się do tego aż tak bardzo. Miał żółto- zielono- niebieski obrus a na środku stały kwiatki i jakieś kolorowe lampki. Kolacja już na nas czekała, a obok stał mężczyzna, który to wszystko przygotował.
Emily była wyraźnie wzruszona, a mi zrobiło się ciepło na sercu jak zobaczyłem jej uśmiech.
- To jest cudne- wykrztusiła.
Przytuliłem ją mocno jednym ramieniem- Usiądź- powiedziałem podchodząc do krzesła i specjalnie je dla niej odsuwając.
Kiwnąłem głową do mężczyzny, a on odszedł. Byłem mu wdzięczny, wiedziałem, że Emily ma sentyment do takich rzeczy i, że na pewno jej się spodoba, a widać, że chłopak znał się na rzeczy.
- Justin..wzruszyłam się- zachichotała wycierając oczka uważając przy tym na makijaż.
- To wszystko dla ciebie- powiedziałem łapiąc ją za rękę po drugiej stronie stołu.
- Kiedy ja byłam ostatnio tak szczęśliwa?- szybko zamrugała patrząc na mnie.
- A wiesz kiedy ja byłem ostatnio tak szczęśliwy?
Kiwnęła głową, żebym powiedział.
- Kiedy cię poznałem- ścisnąłem lekko jej dłoń. Emily wpatrywała się we mnie, wiedziałem, że najchętniej teraz rzuciła by się na nie i przytuliła mocno, ale nie umożliwiał jej to stół.
- Justin..w końcu jesteśmy szczęśliwi- podsumowała.
Popatrzyłem na nią, poczułem, że w moich oczach gromadziły się łezki, dokładnie tak to sobie wyobrażałem. Ja, ona i cicha kolacja.
  Zajadaliśmy się daniem, które nam podano wcześniej.
- Strasznie dobre- mówiła z pełnymi ustami.
- Prawda? Nigdy nie umiałbym takiego zrobić- skomentowałem.
- Ciekawe co oni dodają do tego, że jest takie dobre?
- Pewnie jakieś curry czy coś.
- A nie bazylie?- spytała zdziwiona.
- Na pewno curry- powiedziałem stanowczo.
- No Justin..chyba słabo się znasz na przyprawach- podniosła brwi.
- Bardzo często gotowałem w domu..trochę się jednak znam i to na pewno jest curry.
Parsknęła- Wyobraź sobie, że mam w rodzinie kucharza i ja również się znam na przyprawach- spoważniała.
- Ah tak? Ja mam w rodzinie przyprawiaka i tez się znam.
- Przyprawiaka?- zaśmiała się- Istnieje takie słowo?
- Jak widać istnieje, skoro go użyłem.
Popatrzyła na mnie- Zajadaj się swoim Curry, a ja swoją Bazylią w takim razie.
Uśmiechnąłem się lekko, uwielbiałem się z nią droczyć, a ona nigdy nie zostawała mi dłużna.
  Kiedy skończyliśmy swoją kolację, złapałem ją za rękę i wyprowadziłem na świeże powietrze. Miałem wszystko zaplanowane, cały wieczór.
- To gdzie teraz?- spytała kołysząc się na boki i robiąc piruety, dalej trzymając moją rękę, chciałem by poczuła się jak księżniczka, dlatego okręcałem ją.
- Teraz kochanie- objąłem ją po jej ostatnim okręcie- Czeka na nas winko w domku- szepnąłem jej do uszka.
- W domku?- spytała zdezorientowana siadając na masce samochodu, rozchyliłem jej nogi i stanąłem pomiędzy nimi, a ona objęła mi szyję rękami.
- Takkk- ciągnąłem, zbliżając się do jej ust, aż w końcu pocałowałem ją,a ona oddawała każde moje pocałunki. Pogłębialiśmy je coraz bardziej i bardziej, nie chciałem się od niej odrywać, ale w okół chodził dużo ludzi, mimo późnej pory.
- Jedziemy?- oderwała się ode mnie.
Pocałowałem ją jeszcze raz, ale ona mnie odepchnęła- Chodź Justin.
Zeskoczyła z auta i momentalnie stanęła przede mną. Otworzyłem jej drzwi auta i poczekałem, aż wsiądzie. Obszedłem auto i wsiadłem po drugiej stronie.
- Napalony jesteś, co?- spytała po chwili patrząc przed siebie.
- Jak cholera- odpowiedziałem odpalając auto.
Zachichotała i odwróciła głowę w przeciwną stronę.
  Jazda zajęła nam tyle samo czasu, a nawet dłużej bo musieliśmy podjechać pod dom, który znajdował się dalej niż dom Emily.
Emily wysiadła z auta i poczekała, aż ja zrobię to samo.
Podszedłem do niej i chwyciłem ją w tali. Oboje podeszliśmy pod drzwi, a ja usiłowałem w ciemnościach znaleźć klucze.
- Masz je na pewno?- spytała zmartwiona.
- Na pewno je mam- uspokoiłem ją.
Po 3 minutach znalazłem kluczę, tylko teraz kwestia wcelowania nimi w dziurkę.
- Daj może ja- nachyliła się.
- Nie, spokojnie.
- Widzę, że sobie nie radzisz, daj- nakazała.
- Akurat w naszym związku to ja zajmuję się celowaniem w dziurki, więc daj działać mistrzowi- pokazałem ręką moją nieskazitelność i w końcu wcelowałem w zamek.
Wszedłem do środka i po omacku próbowałem znaleźć włącznik światła.
- W końcu w domu- podeszła do kanapy i walnę się na nią.
- W końcu RAZEM w domu- podkreśliłem wchodząc do kuchni.
- Nogi mi odpadają- wyciągnęła je do góry i zdjęła obuwie.
- Zrobię ci masaż- zaproponowałem szukając lampek do wina.
- A byłbyś tak łaskawy?- spytała.
- Dla ciebie zawsze- posłałem jej buziaczka.
- Ale mi dzisiaj słodzisz- wyciągnęła się na całą długość kanapy i westchnęła ze zmęczenia.
- Słodki chłopak, to słodzi- zachichotałem.
- HAHA, ale skromny- patrzyła na swoje stopy.
Wziąłem wino w jedną rękę, a lampki w drugą i ruszyłem w stronę kanapy. Emily na mój widok z pozycji leżącej poprawiła się do siedzącej.
- A co ja tu widzę?
Otworzyłem wino i nalałem nam.
- Swojego chłopaka, który się tak bardzo stara- pocałowałem ją.
Podałem jej wino do ręki i sam wziąłem swoje. Napiliśmy się po łyczku.
- Jak ci się podobało?- spytałem.
- Szczerze?- spytała obojętnie i wzięła kolejnego łyka, a ja zaniepokoiłem się jej obojętnością- Było zajebiście- podsumowała.
- Cieszy mnie to- ulżyło mi. Wziąłem łyczka wina.
- Kiedy zrobisz mi masaż?- spytała po chwili.
- Niebawem- złapałem za jej kieliszek, który trzymała w ręce i odstawiłem go na stół.
- Co robisz?- spytała.
Złapałem ją w tali i podniosłem tak, że oplotła mnie nogami w pasie.
- Taki jesteś cwany?- spytała.
- Zawsze- powiedziałem prowadząc ją po schodach do naszej sypialni.
Wchodząc położyłem ją na łóżko i sam się na nią wdrapałem. Zacząłem pokładać na niej mokre pocałunki, powoli z ust przechodziłem na szyję, Emily zaczęła pojękiwać, to było jak muzyka dla moich uszu.
Popatrzyłem na nią, ewidentnie tego chciała, ja też. Zacząłem mocniej ją całować, między pocałunkami można było tylko słyszeć nasze sapanie. Emily postanowiła posunąć się krok na przód i zdjęła ze mnie koszulkę, ja nadal nie chciałem pokazać jej, że jestem gorszy i zacząłem szukać rozpięcia w jej sukience, kiedy je znalazłem pozbyłem się zbędnego ubrania. W ten oto sposób ujrzałem ją w samej bieliźnie. Postanowiłem zdać się na instynkt i szukałem zapięcia od stanika, podczas gdy ona próbowała zdjąć ze mnie moje spodnie. Była szybsza dlatego dałem jej to zrobić, takim cudem oboje byliśmy już w samej bieliźnie, jednak nie na długo, bo ja już odpinałem jej stanik. Kiedy go zdjąłem moim oczom ukazały się jej krągłe piersi w idealnych rozmiarach.
- Kurwa, jaka ty jesteś idealna- powiedziałem zasapany głosem.
Zbliżałem się coraz bliżej dołu, aż w końcu dotarłem do jej majtek, położyłem rękę na nim i widziałem jak Emily nabrała powietrza lekko wyginając swoje plecy. Zacząłem masować jej miejsce, doprowadzając jej do jeszcze większej ekstazy. W końcu zdjąłem jej majtki i wszystko ukazało się w moich oczach.  Lekko nachyliłem się nad jej kobiecością i zdecydowałem się na pewny ruch. Wsadziłem palce w jej pochwę.
- Kurwa- szepnęła jeszcze bardziej się wyginając.
Ruszałem ręką delikatnymi i kolistymi ruchami, Emily zaczęła jęczęć, wiedziałem, że jej się to podobało.
Wyjąłem palce i w ich miejsce postanowił wepchnąć się język. Emily zaczęła jeszcze ciężej oddychać, kiedy ja robiłem pewne ruchy coraz bardziej ku celowi.
- Dość- podniosła się pewnie i przerzuciła mnie tak, że teraz ja byłem pod nią. Pewnie chwyciła mój sprzęt i zaczęła ściskać go w dłoni. To było jedyne na świecie przyjemne uczucie. Zdjęła moje bokserki i nachyliła się nad moim członkiem. Wiedziałem co mnie czeka. Emily chwyciła mojego przyjaciela i włożyła go do ust. Westchnąłem z podniecenia. Kiedy już skończyła znowu przerzuciłem ją tak, że to ona była pode mną.
- Gotowa?
- Jeszcze głupio pytasz- skomentowała.

*Emily*
Nachylił się nade mną i pocałował w usta.
- Jak coś to zwolnię- powiedział.
Pokiwałam głową.
- Będę delikatniejszy jak zechcesz- uspokajał mnie.
- Justin spokojnie, to przecież nie jest pierwszy raz.
- No wiem- powiedział - Co nie oznacza, że mamy być brutalni.
- Do dzieła- nakazałam.
- I tak uważam, że to było Curry.
Bawił się u mojego wejścia drażniąc się ze mną, ale w końcu poczułam jak we mnie wchodzi, poczułam jedną wielką rozkosz i przypływ podniecenia. Zaczęliśmy ruszać się w sobie, Justin faktycznie był delikatny, jednak ja tego nie doceniłam.
- Mocniej, Justin- nakazałam,a on od razu mnie posłuchał.
Co chwilę go poprawiałam, jak nie "Szybciej" to "Głębiej"
Kochaliśmy się tak długo, jak oboje tego potrzebowaliśmy.
Poczułam, że dochodzę i faktycznie mój organizm mnie nie oszukał. Teraz czekaliśmy tylko, aż Justin dojdzie, zajęło mu to nie wiele dłużej po mnie i wtedy właśnie poczułam jak się we mnie spuszcza, poczułam jak to wszystko rozlewa mi się w brzuchu i wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że...chwila moment..my się nie zabezpieczyliśmy.
--------------------------------------------
Oto kolejny rozdział!
Co uważacie?
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale miałam wycieczkę.
Teraz wracam i mam dla was o taką niespodziankę.
Koniecznie proszę wszystkich o wyrażanie swojej opinii.
Komentujecie- Motywujecie





poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 28

*Justin*
- Smakuje ci kawa?- usłyszałem cichutki głosik Ariany.
- Tak tak- pokiwałem pośpiesznie głową biorąc kolejnego łyka.
- Coś się stało?- spytała nachylając się lekko nad stołem chwytając moją rękę.
- Wszystko okej- powiedziałam i impulsywnie zabrałem rękę, a ona wyraźnie się zaniepokoiła.
- No właśnie widzę- cofnęła się na krześle obrażona.
- Ari, jak mówię, że jest okej to jest okej- uśmiechnąłem się lekko.
- Martwię się o ciebie- zaczęła- I nie chcę byś był taki smutny.
- Nie masz się o co martwić, na prawdę.
- No dobrze- otrząsnęła się- Skoro tak mówisz, kochanie.
Na te słowa, aż zrobiło mi się gorąco, bo tylko jedna osoba mogła tak mówić i to była Emily. Z ust Ariany brzmiały jak ordynarny krzyk.
Uśmiechnąłem się do niej pośpiesznie, bo nic innego nie umiałem zrobić..na pewno nie odpowiedzieć jej tym samym, a jakbym to zrobił to z wielkim, ale to na serio cholernie wielkim trudem.
- Idę do toalety- powiedziała nagle odkładając kawę- Popilnujesz mi telefonu?
- Jasne, zostaw go tutaj.
Wstała od stołu i pokierowała się w stronę toalety, popatrzyłem na leżący na stole telefon..a co jeśli to z tego telefonu byłem zastraszany? On leży tak blisko, że to by było niewiarygodne..ona jest taka bezbronna, ale przecież może tylko taką zgrywać. Nagle telefon zaświecił się, a na ekranie blokady mogłem dostrzec kopertkę i słowa obok "Kiedy będzie koni.." Dalej nie mogłem doczytać, bo musiałbym odblokować telefon, a on był zabezpieczony. Jedyne co widziałem to, to, że numer był zastrzeżony.
Zacząłem się zastanawiać..to na pewno nie był numer Emily, znałem go na pamięć, ale zaraz zaraz..Emily zmieniła telefon. W mojej głowie biło się tak dużo myśli, że ostatecznie stwierdziłem, że nie chce mi się nad tym myśleć.
- Już jestem- wróciła.
- Dostałaś sms-a- powiedziałem patrząc na telefon i posuwając go w jej stronę.
- Aa- machnęła ręką- Pewnie nic ważnego.
- No ja nie wiem- wzruszyłem ramionami.
Odblokowała telefon i odpisała na sms-a, tak cholernie chciałem wiedzieć kto to był i o co chodzi, ale przecież nie spytam jej teraz "Mogę napisać sms-a z twojego telefonu?"- podejrzewała by coś.

*Emily*
Przechadzałam się po rynku, bo w sumie tylko to jeszcze sprawiało mi przyjemność..zastanawiałam się teraz nad swoim zachowaniem..może w końcu by coś do mnie dotarło. Źle potraktowałam Meggi i bardzo dobrze o tym wiedziałam, jednak za żadną cholerę nie umiałam pójść ją przeprosić, a przecież tak było by lepiej, dla niej, dla mnie i dla naszej przyjaźni..ona zrobiła pierwszy krok, a ja ją odrzuciłam, a gdyby się tak na chwilę wysilić i pomyśleć to przecież ona nie była niczemu winna, to nie ona sprzedała nasz dom.
Moje nogi przybrały nowy cel- Dom Meggi.
  Omijałam ludzi i dzięki temu czułam się jak w jakimś teledysku..takim bardzo smutnym teledysku, który absolutnie nie miałby sensu gdyby serio go wyreżyserowali. Byłam blisko domu Meggi i z każdym krokiem do przodu ręce zaczęły pocić się jeszcze bardziej, a nogi drętwieć..miała prawo być zła i wcale bym się nie zdziwiła gdyby tak było. Czas najwyższy pogodzić się z tym, że nie jest się księżniczką, albo jakąś jebaną kórwilewną.. Czasem trzeba pomyśleć o innych.
  Wchodziłam ostrożnie po schodkach przed jej domem, tak aby się z nich nie stoczyć, jak ostatnia ofiara losu. Kiedy już stanęłam pod jej drzwiami szybko zapukałam trzy razy, chciałam to już mieć za sobą..nie lubię takich sytuacji, w których muszę się z kimś pogodzić. Usłyszałam kroki, a następnie przekręcanie klucza w zamku.
- O Emily- ku mojemu zdziwieniu Megs była bardzo szczęśliwa. Zdziwiłam się i zmuszałam się do wykrztuszenia czegoś.
- Hej Meggi- uśmiechnęłam się lekko- Mogę wejść?
- Jasne!- krzyknęła i zrobiła mi miejsce w przejściu- Co to za pytanie-zachichotała.
- Przyszłam tutaj..- zaczęłam, ale ona mi przerwała.
- Żeby mnie przeprosić, tak wiem..
- I jest to..- znowu przerwała.
- Dla ciebie bardzo trudne, tak wiem.
Uśmiechnęłam się lekko, bo miała rację- Ale mimo wszystko..
- Poczułaś wyrzuty sumienia, bo zdałaś sobie sprawę z tego, że to nie moja wina, tak wiem
- Wow- zdziwiłam się z lekkim uśmiechem- Dużo o mnie wiesz.
Zaśmiała się- Jesteśmy w końcu przyjaciółkami, prawda?- podeszła do mnie i uniosła moją głowę w swoich rękach- Napijesz się czegoś?- spytała wchodząc do kuchni.
Nie wiedziałam co mam o tym myśleć..wyobrażałam to sobie kompletnie inaczej
- Czekaj..- zastanowiłam się- Nie jesteś zła?- spytałam zdziwiona.
- Słuchaj..-zaczęła i oparła się o blat na dwóch rękach- Nie mam za co..dużo przeżyłaś i miałaś prawo być taka opryskliwa. Wiadomo było mi trochę..nie trochę- poprawiła się- Bardzo przykro, ale grunt, że już będzie okej, tak?
Zrobiło mi się jej tak cholernie szkoda, że od razu podbiegłam do niej i ją przytuliłam z całej siły.
- Przepraszam- wyszeptałam, a w oczach miałam już wodospad łez.
- Nic się nie st..ało- słyszałam, że Meggi łamał się głos. Obie to przeżyłyśmy.
- Już nigdy tego nie zrobię- odsunęłam się do niej i mówiłam przez łzy.
- Każdy dobrze wie, że nie raz to zrobisz- ryczała.
- No wiem- ryczałam jeszcze bardziej i znowu mocno się do siebie przytuliłyśmy.
- Przyjaciółki na zawsze?- spytała Meggi zza moich pleców, w dalszym ciągu płacząc.
- A czy woda jest mokra?- spytałam, pewnie chciałam być śmieszna, co jak zwykle nie zrobiło większego wrażenia.
  Siedziałyśmy na kanapie chyba kilka godzin i obgadywałyśmy wszystko..Meggi też dużo mówiła mi o Justinie, to jak się mną opiekował i to, że niedawno przypadkiem widziała go na ulicy. Nie wiedziałam co mam sądzić na ten temat. Dość liczna grupa osób mówi mi jak o mnie dbał i jak mnie kocha jednak jedyną osobą jaka tego nie widziała to byłam tylko i wyłącznie ja. Źle się z tym czułam, wiedziałam, że jestem gotowa na to, żeby się z nim pogodzić, ale nie umiałam mu tego powiedzieć.
- Co chcesz teraz zrobić?- spytała Meggi podpierając się jedną ręką o kolano, a w drugiej trzymając kubek.
- Nie wiem- pokiwałam głową patrząc się na zawartość kubka- Na prawdę nie wiem.
- Wiesz co?- spytała retorycznie- Wydaje mi się, że powinnaś do niego pójść.
- Nie wiem gdzie on mieszka- podniosłam na nią wzrok.
- Może u Joe?- spytała nagle.
- Tak myślisz?- spytałam niepewnie.
- Musisz to sprawdzić- stwierdziła i napiła się trochę herbaty.
- Boję się- spuściłam wzrok.
- HEJ- krzyknęła trzęsąc mnie za ramie- Gdzie zginęła ta pewna siebie Emily, co?- trzęsła mną dalej- Masz tam iść i się spytać o Justina, rozumiesz?
Popatrzyłam na nią błagalnie, a ona wiedziała o co mi chodzi i już nie miała żadnego wyjścia.
- Okej, okej pójdę z tobą.
- Dziękuję!- rzuciłam się na nią- Dzięki, dzięki, dzięki.
- Nie ma sprawy- mówiła ze śmiechem w głosie.
  Długo zajęło nam zebranie się, przecież zanim Meggi wyjdzie z domu musi trochę potrwać.
- Meggi!- krzyczałam, ale ona mnie nie słyszała, no tak nawet gdyby była trzecia wojna światowa to ona by tego po prostu nie usłyszała- MEGGI!- wrzasnęłam tak, że zabolało mnie gardło i cały przełyk.
- MÓWIŁAŚ COŚ?!- odkrzyknęła z łazienki na piętrze.
- NO! MOŻESZ JUŻ ZEJŚĆ ŁASKAWIE?!
- JUŻ IDĘ!- pomiędzy naszymi krzykami warczała ostra i głośna muzyka, Meggi przecież nie wyszykuje się bez muzyki, mówi, że wtedy bardzo długo jej to zajmuje..tak jakby z muzyką szło jej szybciej.
Ja już byłam gotowa, stałam w butach i trzymałam za klamkę.
- Jestem- powiedziała zdyszana Megs poprawiając swoje spodnie.
- No w końcu- narzekałam.
- Też cię kocham- podeszłą do mnie i pocałowała mnie w głowę.
- Ta, ta możesz szybciej się ubierać?
- No już, już- Meggi w pośpiechu ubrała swoje Air max i wyszłyśmy z domu..w końcu.
  Szłyśmy ciągle rozmawiając o mojej mamie, która podobno jest bardzo smutna, że nie ma mnie obok niej. Wiem powinnam być z nią w jej "trudnych" chwilach, albo przynajmniej wyjaśnić jej czemu mnie nie ma, ale nie! Ja wolę być buntownikiem (wyczuj ironie)
- Musisz z nią porozmawiać i tyle- podsumowała Megs jakby to było takie proste.
- Meggi ja nie umiem.
- Oj Emi, przestań co ty się taki ciapek zrobiłaś? Ze mną dałaś radę to z matką też dasz- pociągnęła mnie pod ramię.
  Stanęłyśmy pod domem Joego i to tak na prawdę był ten moment, w którym miłość mojego życia stanie przede mną i będziemy mogli być razem, ale tylko wtedy jak Justin będzie mi w stanie wybaczyć..bo spójrzmy prawdzie w oczy.. też nabroiłam.
- No pukaj- powiedziała, ale wystarczyło jej tylko spojrzeć na mnie- No ok ja zapukam- wywróciła oczami i zapukała mocno dwa razy, a drzwi się otworzyły.
- Ty pacz są otwarte- powiedziała Meggi lekko pchając je.
- Zwariowałaś!- zatrzymałam ją- Nie można tak komuś wchodzić do domu.
- Daj spokój- szepnęła.
Weszła do przedpokoju ciągnąc mnie za sobą, w tle leciała muzyka, a z sypialni Joego można było usłyszeć krzyki i to była ewidentna kłótnia.
- Słyszysz?- powiedziała do mnie cicho Meggi- Kłoci się z kimś- Kiedy usłyszałam głos tej kobiety serce stanęło mi jak kołek, wbiło się w żebra i krwawiło..moje nogi czuły paraliż, nie umiałam nic z siebie wykrztusić.
- Me..ggi..to jes..t moja..mama- wydukałam ściskając jej rękę.
- Pierdolisz?- spytała zaszokowana i próbowała się wsłuchać rozmowie- O kurwa, faktycznie- popatrzyła na mnie szybko i zatkała ręką usta.
Ruszyłyśmy pewniej w stronę sypiali, ale oni nas wyprzedzili, zeszli na dół i spotkaliśmy się w salonie.
- Co wy tu robicie?!- krzyknęła moja matka, stojąc zaszokowana.
- Ja tu mieszkam!- powiedziałam pewnie..bo przecież taka była umowa, że będziemy tu mieszkać we czwórkę.
- No właśnie- powiedział Joe.
- Co ty tu robisz, mamo?- spytałam spokojniej.
- Nie ważne- chciała nie wyminąć, ale ja szybko złapałam ją za łokieć.
- Powiedz mi!- warknęłam.
- Puść mnie gówniaro!- wyrwała się z mojego uścisku i wyszła..co mnie zabolało? To, że każdemu mówiła jak jest jej smutno bo mnie nie ma, a tymczasem wyzywała mnie od gówniar.
- Joe o co tu chodzi?!- wrzasnęłam na niego.
- Nic Emi nie przejmuj się- chciał do mnie podejść, a ja go odepchnęłam.
- Joe! Masz mi kurwa powiedzieć co się dzieje, rozumiesz?!
- Emily..
- Nie! Nie tym razem, nie będę za każdym latać. Skończyło się, mam was w dupie- wybiegłam z jego domu, byłam już taka wściekła, że zapomniałam o Meggi.
- Emily poczekaj!- wybiegła za mną.
Odwróciłam się i chwyciłam ją za rękę.
- Emily..nie ciągnij tak.
Zatrzymałam nas gwałtownie i odwróciłam się do niej.
- Widziałaś to?- szepnęłam- Moja matka jest zwykłą jędzą- odwróciłam głowę i odgarnęłam nerwowo włosy.
- Jeśli tak zareagowała to musiało się coś stać- stwierdziła rozglądając się dokoła bez żadnego głębszego sensu.
- Ja nie mogę- kucnęłam- Muszę zapalić.
- Emi..to nie jest wyjście- próbowała mi przetłumaczyć coś co było nie możliwe.
- To mnie uspokaja- byłam jak kolejna nastolatka, która "zna" się na życiu.
Co mogła zrobić Megs? Tylko pójść za mną i tyle.
  Szłyśmy przez rozległą ulicę, była długa miałam wrażenie jakby ciągnęła się bez końca, ale na jej końcu mieścił się sklep.
Poczułam jak Meggi mocno łapie mnie za rękę, a kiedy zdecydowałam się na nią popatrzyć patrzyła się w inną stronę.
- Co się dzieje?- spytałam w końcu ciągle na nią patrząc i idą do przodu.
- Widzisz to?- pokazała palcem na obserwowany przez nią obiekt. Jakie było moje zdziwienie, gdy tym obiektem okazał się Justin z jakąś dziewczyną, szli za rękę i ewidentnie wyglądali na szczęśliwych.
- Chodź- szepnęłam przyśpieszając tempo. Chciałam iść niezauważona.
- Skurwysyn!- usłyszałam jak Meggi się wydarła,a ja rozpędziłam się do tempa co najmniej szybkiego, prawie biegłam. Nie chciałam by mnie zauważył, ale przez Meggi pewnie to się stało. Zawsze to robiła..wtrącała się w nie swoje sprawy.

*Justin*
Nie wiedziałem co mam robić, czy mam puścić Ariane i pobiec za Emily, czy nie zwracać na to zbyt wielkiej uwagi. No, ale co może zrobić zakochany chłopak?
- Gdzie idziesz?!- wrzeszczała za mną Ariana. Nic mnie to nie obchodziło..potrzebowałem tylko ją sprawdzić co udało się przy odrobinie szczęścia.
- Nie powinno cię to obchodzić!- warknąłem przebiegając przez ulicę, ale ona pobiegła za mną i gwałtownym ruchem odwróciła mnie w swoją stronę.
- Oszukałeś mnie!- wysyczała przez zęby.
- Ty mnie też- pogroziłem jej palcem.
Popatrzyła na mnie, pewnie nie wiedziała co ma powiedzieć..wiedziała, że nie ma ze mną szans, zdemaskowałem ją..Kiedy wyjmowała wszystkie rzeczy z torebki i prosiła o potrzymanie ich, nie przewidziała tego, że ma w niej mnóstwo dowodów, które mogłyby jej tylko i wyłącznie zaszkodzić, np. drugi kolczyk, który identyfikował się z tamtym, który miałem ja, albo kartka z rozpiskiem lekcji Emi..to wystarczyło mi do obarczenia ją winą. Była na tyle głupia, że pogubiła się we własnej intrydze. Jednak to tego momentu ja musiałem zachować rolę, nie sądziłem, że sprawa skończy się tak szybko..była niespodziewana.
- O co ci chodzi?- spytała kompletnie zdezorientowała. Umiała udawać, jednak widziałem, że jej twarz już nie była taka łagodna jak do tej pory, ups chyba wyszła z roli.
- Wiem, że to ty, rozumiesz?!- wrzeszczałem- Wiem, że to ty zastraszałaś sms-ami mnie i najprawdopodobniej Emily.
Odwróciła głowę- Zemsta bywa słodka- odwróciła wzrok, a w jej oczach umiałem dostrzec taki ogień jakiego nawet najgorszy jebaka nie miał.
- Po co się mściłaś?!
Parsknęła
- Pytam o coś!- czułem na sobie wzrok Meggi, na pewno stała z tyłu, ale bała się podejść.
- Na prawdę jesteś taki głupi i myślałeś, że się w tobie zakochałam?- spytała retorycznie- Potrzebowałam zniszczyć ciebie, aby zniszczyć twojego ojca.
- Słucham?
- Chciałam się pozbyć wszystkiego co było dla mnie uporczywe..coś co było jedną wielką porażką.
- O co ci chodzi?
- Zostałam zgwałcona..- powiedziała nagle, a ja wiedziałem co to zwiastowało- Zgwałcił mnie twój ojciec- popatrzyła na mnie ze łzami w oczach- Nie mogłam mu tego odpuścić, policja o dziwno nie miała żadnych dowodów na to, a ja nie umiałam sobie z tym poradzić- tłumaczyła- Każdy kocha swoje dzieci prawda?
- No chyba- trochę się uspokoiłem.
- Stwierdziłam, że on pewnie też..więc postanowiłam wykończyć was obu, żeby on cierpiał tak jak ja.
- Nie cierpiał- stwierdziłem szybko- Bo mnie nie kochał.
- Ja swoje dziecko kochałam.
Zgłupiałem.
- Swoje dziecko?- byłem zdezorientowany.
- Kiedy doszło do tego zdarzenia byłam w drugim miesiącu ciąży- kiedy powiedziała to łamliwym głosikiem, wiedziałem co czeka mnie w dalszej części tej historii- Miałam wspaniałego chłopaka..zresztą dalej go mam. Byliśmy szczęśliwi, jednak nie planowaliśmy dziecka- westchnęła- ale kiedy to już się stało, że zaszłam w ciążę, stwierdziliśmy, że będziemy odpowiedzialnymi rodzicami- popatrzyła na mnie i momentalnie zaczęła parować złością- Pokochaliśmy je bezgranicznie. Aż tu pewnego dnia, podczas brutalnego napadu, zostałam pobita..kopana..gwałcona przez godzinę- płakała tak bardzo, że zrobiło mi się jej szkoda- Straciłam dziecko i nic mi go nie zwróci, rozumiesz NIC! A to wszystko przez twojego ojca!
Popatrzyłem na nią ze współczuciem, ale jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, że jest nienormalna.
- Zapłacisz mi za to Bieber!- krzyknęła na mnie i rzuciła się z łapami, ale ja ją powstrzymałem- Wszystko było okej- krzyczała bijąc mnie- Cały ten plan, by zniszczyć ciebie to było zniszczyć twoją dziewczynę- wtedy poczułem jak łapie ją inna para rąk to była Meggi.
- Jesteś nienormalna!- krzyczałem.
- Chciałam żeby cierpiał- wyła- Tak jak ja- opadła na chodnik, siedziała na nim na swoich nogach- Przepraszam!- wrzeszczała, co zaczęło przerażać Megs.
- Spokojnie- pogłaskała ją po ramieniu.
- Chciałam zniszczyć jego, a nie ciebie- patrzyła na mnie. Widziałem, w jej oczach niepokój wiedziałem, że ma depresję. Skuliła się i schowała twarz w swoich dłoniach, przechodnie patrzyli na nią skrzywieni, co zaczęło mnie denerwować. Dałem Meggi znak, żeby dała mi telefon i za jej plecami podała mi go.
Wykręciłem numer na policję, mimo to, że było mi jej w tym momencie szkoda, to co zrobiła jest karalne.
- Przepraszam!- wrzeszczała tak głośno, że myślałem, że zaraz wypluje serce- Chciałam tylko odzyskać to co swoje!
- Spokojnie, zaraz przyjadą mili panowie i zadecydują co będzie dalej- powiedziała do niej Meggi.
- Zasługuje za więzienie- płakała.
Popatrzyłem na Meggi, a ona na mnie..wiedziałem, że jest zła za tą sytuację, ale nie miałem czasu nic wyjaśniać.
Podałem policji potrzebne dane i oznajmili, że za niedługo przyjadą. Pomogliśmy Arianie wstać z chodnika i zaprowadziliśmy ją na jakąś ławkę.
- Powiedz jak to było- powiedziałem do niej- Chcę wiedzieć wszystko.
- To ja- patrzyła w jeden martwy punkt po drugiej stronie ulicy- Siedziałam na drzewie, zamontowałam kamery w twoim domu, podrzuciłam ci pendrive, napisałam list do twojej dziewczyny, pisałam sms-y i próbowałam zniszczyć cię psychicznie- mówiła powoli kołysząc się do przodu i do tyłu
- Czy to ty próbowałaś zabić Emily?- spytałem spokojnie.
- Zabić?- zmarszczyła brwi- Nikogo nie chciałam zabić.
- Nie masz nic wspólnego z lekiem usypiającym, który został podany Emili kilka chwil po wypadku?
- Jakim wypadku?- spytała zdezorientowana.
 To objaśniło mi, że nie ma z tym nic wspólnego.
- Co chciałaś osiągnąć zastraszając nas?- popatrzyłem na nią.
- Mówiłam już..chciałam was zniszczyć- powiedziała to z kompletna lekkością- Wiem, że twój ojciec jest w więzieniu- na jej twarzy malował się lekki uśmiech- W pewnym momencie zgubiłam się..nie powinnam odgrywać się na tobie- spuściła głowę- Nie zakochałam się w tobie, chciałam cię tylko wykorzystać, przepraszam- po jej policzku spłynęła samotna łza, popatrzyłem na Megs, ale ona w tym czasie patrzyła na nogę Ariany.
Źle czułem się z tymi słowami, bo ja też chciałem ją tylko wykorzystać, ale jeśli okazało się, że ona wcale mnie nie kochała to minimalnie mi ulżyło.
- Chciałam miłością się do ciebie zbliżyć- wyszeptała.
Zobaczyłem ja z oddali jedzie policja.
- To było beznadziejne- wydukała- Przepraszam.
- Spokojnie- powiedziałem, ciężko mi było jej to wybaczyć, bo to było za dużo.
- Dzień dobry, czy to pan nas wzywał?- z radiowozu wysiadł znajomy mi policjant.
- Ja- przytaknąłem i wstałem z ławki.
- Czy to tak," psychiczna " dziewczyna?- popatrzył na Ariane i pokazał na nią palcem.
- Jest w złym stanie..wolałbym, aby przesłuchał ją psycholog- zaproponowałem policjantowi. Mimo wszystko chciałem jej pomóc.
- Wszystko okaże się na komisariacie- podszedł do niej i złapał ja za rękę- Pojedziesz z nami. Poprowadził ją do wozu
- Justin- odwróciła się- Przepraszam- była ściśnięta przez mężczyzn i po chwili na siłę wcisnęli ją na tylne siedzenie.
Popatrzyłem na nią ostatni raz, nie wiedziałem, czy z nienawiścią czy z współczuciem..miałem nadzieje, że widzę ją ostatni raz. Odjechała.
Odwróciłem się w stronę Meggi i już chciałem coś powiedzieć, ale ona była szybsza.
- Łączyło cię z nią coś?- spytała poważnie jakby to ona była moja dziewczyną i robiła mi scenę zazdrości.
- Nic mnie z nią nie łączyło.
- Czemu trzymałeś się z nią za rękę?
- Potrzebna mi była tylko do sprawdzenia czegoś.
- Ah- westchnęła Meggi.
- Musisz mi uwierzyć- podszedłem do niej.
- Emily..
- Co Emily?
- Emily ci musisz uwierzyć.
- Zawaliłem..na pewno mi nie uwierzy.
- Nie byłabym taka pewna- uśmiechnęła się lekko- Idź do niej, widzę, że się kochacie i nie mogę patrzeć na to jak nieświadomie nie możecie być razem.
- Nie wiem gdzie ona jest- powiedziałem zrezygnowany.
- Ale za to ja wiem.
Poderwałem się- No to czemu dopiero teraz mi to mówisz?!
- Mieszka u ojca.
Meggi podała mi adres zamieszkania ojca i od razu tam pobiegłem, nie umiem wyobrazić sobie tego inaczej. Musiała mi wybaczyć..wiedziałem, że dużo tego było, ale tym razem wysłucha mnie do końca.

*Emily*
- Jestem!- wrzasnęłam wchodząc do domu.
- Dobrze!- odkrzyknął mi ojciec.
Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko..czułam,że łzy polecą same, ale z drugiej strony nie chciałam być taką beksą.
Justin po prostu znalazł sobie inną, widziałam ich..byli szczęśliwi, wiedziałam, że nie chcę tego zniszczyć. Chciałam, żeby mu się ułożyło, bo go kochałam. Jedno z nas musi zaznać szczęścia, a padło ono na Justin.
Wstałam z łóżka, bo czułam, jak całe pode mną moknie. Podeszłam do okna, zawsze uspokajało mnie patrzenie na widok. Tym razem i to nie działało.
KILKANAŚCIE MINUT POTEM
Bawiłam się jakimś małym znaczkiem harcerskim, który zdobyłam w czwartej klasie za dobre sprawowanie. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, to były dobre czasy.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale tato nie krzyczał żebym poszła otworzyć, może się kogoś spodziewał?
Usłyszałam tupanie, tato wchodził po schodach, zapukał do drzwi.
- Wejdź.
- Mogę?- spytał, ale ku mojemu zdziwieniu to nie był tato..to był Justin.
Sparaliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć..w końcu się spotkaliśmy i możemy porozmawiać, ale ja czuję, że tego nie chce.
- Co chcesz?- spytałam poważnie.
- Chcę wszystko na spokojnie ci wyjaśnić.
- Kto cię tu wpuścił?- nie zwracałam uwagi na to co mówił.
- Twój tato, powiedziałem mu, że jestem twoi kolegą- uśmiechnął się lekko- Emily..- zaczął- Chcę ci wszystko wyjaśnić.
Tęskniłam za nim i stwierdziłam, że wieczne spławianie go nie wyjdzie mi na dobre..bo potem bym ciągle płakała. Chciałam usłyszeć co ma mi do powiedzenia.
- Masz 5 minut- rzuciłam i usiadłam na łóżko- Siadaj- pokazałam, żeby usiadł obok mnie, co od razu zrobił.
- Najpierw może zacznę od przeprosin..musisz mi uwierzyć, że ja cie nie zostawiłem- złapał mnie za rękę, jednak ja ją zabrałam, zrobił smutną minkę- Mój ojciec mnie uprowadził.
Zaśmiałam się- Chcesz mi powiedzieć, że ojciec cię porwał? Dobre.
- Nie śmiej się- zabrzmiał poważnie co od razu postawiło mnie do pionu- Narobił sobie problemów tutaj, więc postanowił uciec..nie chciał, żebym tu został bo to oznaczało by łatwe namierzenie go, a poza tym jest pieprzonym egoistą. Wiedział, że mam tutaj chorą dziewczynę mimo to nie wiadomo w jakim momencie dostałem czymś w głowę i obudziłem się w odrzutowcu gdzieś nad Ohio. Nie miałem na to żadnego wpływu, zgniótł mi telefon i śledził mój krok każdego dnia..Dopiero pomogła mi pewna dziewczyna.
- Dziewczyna mówisz..
- Emily, jak miałem inaczej podejść mojego ojca, jak nie na dziewczyny? Tak bardzo starałem się do ciebie wrócić, że robiłem wszystko..wsadziłem go do więzienia dla ciebie.
To co powiedział dało mi dużo do myślenia.
- Zacząłem umawiać się z Arianą tylko dlatego bo podejrzewałem ją o nękanie mnie mobilnie co okazało się prawdą.
- Nękanie mobilnie?- spytałam zdziwiona.
- Kiedy spałaś, ktoś zaczął mnie prześladować- powiedział szybko.
- To była ona?
- To okazała się być ona.
Odetchnęłam.
- Mnie też ktoś nękał..-spuściłam głowę.
- Wiem..- podniósł mój podbródek tak, że patrzyłam mu prosto w oczy- Emily, wszystko co robiłem to było dla ciebie..to było dla nas, abyśmy mogli być razem..Nie kochałem jej, kocham tylko ciebie.
Popatrzyłam mu w oczy.
- Wybaczysz mi?- spytał, a w jego oczach widziałam skruchę.
- Nie pytaj o takie rzeczy- powiedziałam poważnie- Tylko mnie pocałuj- Justin lekko się nachylił i nasze usta złączyły się w pocałunku, tak dawno tego nie czułam, że zapomniałam jak smakuje, chciałam abyśmy zawsze byli razem, a ta rozłąka tylko nam przeszkadzała.
Oderwałam się od niego- Już dawno ci wybaczyłam, kochanie.
Pocałował nie znowu, tym razem to był bardzo namiętny pocałunek, nie umiałam opisać słowami co wtedy czułam, mogę powiedzieć tylko, że wiedziałam, że wszystko może być już teraz tylko lepiej.

*Justin*
Stęskniłem się za nią, kamień spadł mi z serca jak mi wybaczyła, w końcu mogliśmy być razem i nikt nam tego nie zniszczy.
- Czyli po prostu nie umiałeś uciec?- spytała się mnie.
- On mnie po prostu porwał.
Zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Nie wierzę- szepnęła, ponieważ zanosiła się śmiechem.
- Uwierz mi, że chciałbym się w tamtym momencie tak śmiać jak ty.
- Grunt, że już tu jesteś i, że znowu jesteśmy razem- zbliżyła się do mnie lekko.
- Tęskniłem za tobą- szepnąłem jej w usta.
- Ja za tobą też, Justin- pocałowała mnie, praktycznie to ciągle robiliśmy od 20 minut.
- W końcu mam cie w moich ramionach- przytuliłem ją mocno do siebie.
- Obiecaj, że już nic nas nie rozdzieli- wtuliła się we mnie cała i leżeliśmy na jej łóżku.
- Obiecuje- pocałowałem ją w główkę.
Nie mogłem pozwolić jej zamartwiać się tym, jest dla mnie zbyt ważna bym mógł widzieć jak się smuci, jest moi małym aniołkiem i zawsze nim będzie.
---------------------------------------------------
Hejka oto kolejny rozdział!
W tym tygodniu miałam totalny zapierdziel.
I dopiero teraz dodaję rozdział. Jak widzicie nasza
para znowu razem. Czekaliście na to <3
Widzę, że jest was coraz mniej, pokażcie mi się pod tym postem
pokażcie, że jesteście i czekacie na więcej. Zostawcie komentarz <3