*Emily*
Przyznaję, że na początku byłam bardzo zdenerwowana, ale kiedy wiatr w końcu zaczął ze mną współpracować to zrobiło się nawet przyjemnie. Nie chciałam wracać do żadnego domu, czułam to gdzieś głęboko w sobie, że wolałam zostać na dworze, nie ważne jaka by byłą piździawa. Bałam się, że mogło chodzić o jakąś metamorfozę, może ja miałam się zaraz stać jakimś wilkołakiem, czy kto tam wie, a ja raczej średnio je lubię, od zawsze przerażały mnie bajki o nich. Wstrząsnęło mnie na samo wspomnienie, a co dopiero na widok wilkołaka w lustrze codziennie.
Ulice wypełniały się pustką i głuchotą, od czasu do czasu ktoś mnie mijał patrząc ze zdziwieniem, nie dziwiło mnie to, bo pewnie też bym tak zrobiła. W pierwszym momencie chciałam poprosić kogoś o pieniądze i kupić sobie jakiś alkohol, ale on przynosi mi tylko nieszczęścia, bo to przez niego urżnęłam się potem spadł na mnie kredens, leżałam w śpiączce, aż w końcu straciłam chłopaka. Czuję, że już w życiu nie tknę tego świństwa, a przynajmniej taki mam zamiar.
Zaczęłam się trząść z zimna, ale do domu mojego taty było daleko, a tak jak już mówiłam, nie chciałam wracać, typowa kobieca logika.. . Jadąc do taty zapamiętałam jakiś mały całodobowy sklepik i pomyślałam, że mogłabym ta wejść na chwileczkę się ogrzać, bo kupować bez pieniędzy to słabo, no cóż w takim razie postawiłam sobie nowy cel- sklep-.
Cały czas zastanawiałam się nad sytuacją jaka miała miejsce w domu taty, chyba najbardziej przejęłam się ty listem bo ona na prawdę wjechał nie proszony na moja psychikę "Nie jesteś mi już w niczym potrzebna, rozumiesz?" - te słowa przeraziły mnie tak bardzo, że zawsze mam ciarki jak o tym pomyślę. Mimo to, że dochodziły mnie słuchy, że Justin zostawił mnie wyjeżdżając tak o po prostu "bo już mnie nie kocha", "bo on mnie zostawia" to i tak po przeczytaniu tych słów byłam już święcie przekonana, że to nie on. On by mi tego nie zrobił, on jest moją jedyną miłością i przede wszystkim, on by nigdy w życiu nie chciał mojej krzywdy, wiem to bo dalej jestem z nim związana, racja.. nie widzę go codziennie, nie widzę go w ogóle, nie słyszę jego pięknego głosu, który mówi "dobranoc, kochanie", każdego wieczoru, nie czuję jego rąk na moim ciele, ale dalej czuję jego obecność i chcę byś wiedział Justin, że zawsze będę ją czuła, mimo wszystko. Będziesz częścią mnie nawet jak już będziesz miał żonę, a nie będę nią ja.., nawet jak już będziesz miał dzieci, a one nie będą nasze..zawsze będę cię kochać.
*Justin*
Emily usiała być na prawdę daleko, bo w zasięgu mojego wzroku w każdej części miasta jej nie było. Zaczęło mnie to męczyć, nasze drogi rozeszły się w różne strony świata, a ja nie mogłem znaleźć tego kierunku, w pewny momencie ta wiercąca się dziura w sercu osiągnęła swoje sedno, jej po prostu nigdzie nie ma, życie mi ją zabrało z mojej jebanej winy..już ją straciłem.
Powstrzymywałem łzy, które cisnęły mi się do oczu już od ponad 30 minut, siedziałem na ławce i skubałem coś w paznokciach, było już późno, a ja nie miałem zamiaru wracać do mojego zasranego domu. Życie w nim to było pasmo niepowodzeń, wtedy musiałem odetchnąć tylko tyle. Wtedy moje nogi przybrały nowy kierunek- mieszkanie Joe i jego dziewczyny.
Ta noc była wyjątkowo piękna, idealny moment, żeby się pociąć. Zawsze byłem typem mieszanki wybuchowej, najpierw się użalałem, a potem byłem silny i na odwrót, ale nigdy nie zauważyłem, że od tej mieszanki w końcu zachce mi się rzygać. Dla mnie życie zawsze było czymś banalnie oczywistym, co z czasem zaczęło tracić sens..tłumaczyłem sobie tylko tym, że dzieci postrzegając świat inaczej, a kiedy się dorasta to zmieniamy się razem z otoczeniem.. dzisiaj już nie wierzę w od żadne słowa na ten temat..ja po prostu od zawsze taki byłem..kimś kto w przyszłości stanie się kompletnym nieudacznikiem, baa! to się właśnie dzieje.
Doszedłem do naszego mieszkania i stanąłem przed jego drzwiami. Zawahałem się, zapukać czy nie. A może Emi mieszka z nimi? Może ona teraz tam siedzi i ma mnie już totalnie w dupie?
Justin nie dowiesz się jak nie zapukasz- coś bardzo mądrze mi podpowiedziało.
Uniosłem rękę i ścisnąłem bardzo mocno po czym zapukałem do drzwi. Minęła chwilka, a nawet bym powiedział BARDZO długa chwilka.
- Justin- powiedział szeptem Joe- Co ty tu robisz?- spytał ku mojemu zdziwieniu wcale nie był zbyt szczęśliwy.
- No jak to co?- spytałem, patrząc jak Joe poprawia swój szlafrok..no tak i nagle wszystko się przejaśniło.
- Stajesz sobie pod moimi drzwiami i tak o po prostu pukasz?- spytał z pretensjami.
- A co miałem stanąć pod oknem i tak o po prostu pukać?- byłem już poddenerwowany.
Joe popatrzył na mnie z żałosnym wzrokiem- Wiesz ja my wszyscy się o ciebie martwiliśmy, stary my nawet zgłosiliśmy twoje zaginięcie na policji- tłumaczył i myślał, że dzięki temu im podziękuje? Okej jak najbardziej doceniam to, ale nie rozumiem kompletnie zdenerwowania Joe.
- Joe to na prawdę działo się szybko i wbrew mojej woli- postanowiłem spuścić z tonu i na spokojnie z nim porozmawiać- Wpuścisz mnie?- spytałem pokazując na pomieszczenie za nim.
- Nie za bardzo- pochylił lekko drzwi.
- A to czemu niby? Z tego co wiem, to jest tez moje mieszkanie- zauważyłem.
- Tak wiem wiem- Joe balansował ręką- Ale chodzi o to, że..- podrapał się nerwowo za głową.
- Dobra, nie kończ- spojrzałem na przyjaciele, któremu lekko rozwiązywał się szlafrok- Idź już do niej, odezwę się kiedy indziej.
- Justin.- powiedział nagle Joe- Czemu cię nie było?
- To nie jest rozmowa na teraz- powiedziałem cicho schodząc schodek niżej- idź już do niej, pewnie się niecierpliwi.
- Cześć- uśmiechnął się lekko, a ja to odwzajemniłem. Okej nie spodziewałem się nie wiadomo jakich fajerwerków na mój przyjazd bo:
A nikt o nim nie wiedział.
B zniknąłem tak o nagle, nikomu o tym nie mówiąc i mieli prawo być źli.
Ale nie spodziewałem się takiej złości ze strony Joego, jest moim przyjacielem, owszem, ale nie sądziłem, że aż tak to nim wstrząśnie.
Wyszedłem z budynku i skręciłem w prawo. Czyli w moim mieszkaniu też dziś nie będę spał..fajnie.
Nie liczyłem już na nic tylko na jakąś wolną ławkę w parku, do którego teraz zmierzałem.
Dotarłem na miejsce i rozglądnąłem się, w parku było mnóstwo ławek, dlatego z tym nie miałem żadnego problemu. Podszedłem bliżej do jednej z nich i ułożyłem się wygodnie, jakkolwiek by to wyglądało, nie chciałem w swoim domu spędzić chwili dłużej.
*Emily*
Nie wiem ile ja już tak przeszłam? Nawet nie wiedziałam, szczerze to nawet nie zwróciłam na to uwagi, dobrze mi się szło. Podjechałam kilka przystanków do mojego starego miasta, zdałam sobie sprawę z tego, że jednak siedzenie w sklepie nie jest takie fajnie, jak mi się wydawało, więc po prostu chciałam wrócić do mojej mamy, gdziekolwiek ona była.
- Hej mała- usłyszałam pisk opon, a po chwili zobaczyłam, także jakiegoś szczyla w okularkach. Wychylał się przez okno pasażera- Podwieźć cię gdzieś?
- Nie dam sobie radę- rzuciłam i ruszyłam do przodu, a oni wolno jechali obok mnie.
- A może jednak?
- Mama uczyła mnie, że nie wsiada się do auta z obcymi- uśmiechnęłam się do niego banalnie.
- Wcale nie musimy być sobie obcy, prawda?- poruszył brwiami.
- Nie chcę zagłębiać tej relacji- pokiwałam głową i przyśpieszyłam, jednak oni ciągle jechali obok.
- A może jednak?- spytał ponownie.
- Jednak nie- teraz już nawet na nich nie popatrzyłam, szłam przed siebie z założonymi rękami.
- No dawaj- kiwnął głową.
- Spadaj- stanęłam, a oni gwałtownie zahamowali. Jedyny dobry plan jaki wtedy miałam to wrócić się i pójść na około co oznaczało by, że będę musiała iść przez las, niebezpieczne, ale ostateczne.
- Będziesz żałować dupeczko!- krzyczał z oddali kiedy znikałam za drzewami.
- Na pewno- szepnęłam do siebie ironicznie i dalej szłam z założonymi rękami gdzieś w głębinie lasu.
Było tutaj ciemno i chłodno mimo to nawet przyjemnie, pamiętam, że w centrum lasu znajdowało się ognisko, a w okół były jakieś pieńki i ławki. Uśmiechnęłam się do siebie na to wspomnienie i pomyślałam, że w sumie nic mi nie szkodzi sobie tam posiedzieć. Przybrałam nowy kierunek, wiedziałam, że pośród drzew gdzieś ujrzę kamienie i ławeczki.
Stanęłam za jednym z drzew, bo właśnie doszłam na miejsce, westchnęłam i z lekkim uśmieszkiem poszłam w kierunku siedzenia, jednak szybko byłam w stanie zauważyć, że nie jestem tu sama, ktoś leżał na ławce, która stała tyłem do mnie, bałam się tam podejść, ale z drugiej strony cholernie bałam się, że ten człowiek nie żyję i gdybym teraz usciekła miała bym go na sumieniu. Podeszłam bliżej ławki i obeszłąm ją tak by zobaczyć czy ma puls. To co zobaczyłam osłupiło mnie kompletnie, nie wiedziałąm co mam zrobić, czy mam krzyczeć, czy uciekać?
- Justin- szepnęłam, a z mojego policzka zleciała łza, po tak długim czasie zobaczyłam go, widzę go jest prze mną i leży na ławce. Śpi, ale to nie jest zwykły sen on jest smutny, ale przy tym bardzo uroczy. Chciałam ująć jego twarz i pocałować go, ale nie mogłam, stałam tam w bezruchu jak idiotka. Wiedziałam, że mnie zranił, ale widok jego przemarzniętego na tej ławce rozpołowił moje serce na dwie części, zaczęłam krwawić w środku i czułam ze ta krew wyjdzie mi w postaci łzy. Zaczęłam się trząść i szczypać by na pewno sprawdzić czy mi się to nie śni..nie.. to na prawdę on..to Justin.
Pochyliłam się nad nim, żeby przyjrzeć się jego twarzy, a on momentalnie otworzył oczy, a ja odskoczyłam ze strachu.
- Emily- powiedział, a w jego głosie mogłam dostrzec pełnię energii. Pośpiesznie wstał z ławki i stanął na przeciwko mnie, nie wiedziałam jak się zachować dlatego odwróciłam głowę w prawo- Kochanie- odębiałam na te słowa.
- Kochanie?!- wrzasnęłam- A teraz kochanie- parsknęłam, zakładając ręce, a on wyraźnie się zdziwił.
- Tyle cię szukałem- pogłaskał mnie po policzku, poparzyłam na niego tępo- Widzę, że ty mnie też.
- Znalazłam cię przypadkiem i pewnie gdybym wiedziała, że to ty to bym nie podeszła- powiedziałam pewnie.
*Justin*
Zabolały mnie jej słowa, bolały tak bardzo, że miałem ochotę ścisnąć sobie twarz.
- Emily, czemu jesteś taka zła?- spytałem zdezorientowany.
Popatrzyła na mnie żałośnie- Myślałam, że ty się zgubiłeś w życiu, a ty po prostu jesteś głupi.
Nie wiedziałem co jej powiedzieć, ale coś musiałem, przecież od tego wszystko zależało.
- Emily, to nie tak, ja wiem o co ci chodzi.
- Nie wiesz- rzuciła obojętnie, bolała mnie ta obojętność w jej oczach była ostra i stanowcza.
- Emily ja chcę ci to wyjaśnić..- próbowałem się bronić.
- Justin, zostawiłeś mnie tutaj nie ma co wyjaśniać- powiedziała spokojniej.
- Nie Emi, ja cię nie zostawiłem.
- To jak wytłumaczysz twoją nieobecność i słowa tego lekarza?!- wymachiwała rękami ze złości, byłem w szoku, jak szybko zmieniały jej się nastroje.
- Emily, mój tato nie uprowadził- zacząłem jej wszystko tłumaczyć, ale widziałem, że na marne bo ona nie wierzyła w żadne moje słowo.
- Skończ- wyminęła mnie, ale ja szybko chwyciłem ją za rękę i obróciłem w moją stronę.
- Wysłuchaj mnie!
- Puść mnie! Pomocy!- zaczęła krzyczeć.
- Emily- chciałem ją uspokoić, ale mimo wszystko trzymałem ją w kurczowym uścisku.
- Pomocy!- nachyliła się i ugryzła mnie w ręce.
- Emily! ja chcę ci to wyjaśnić- ciągle trzymałem swoje.
- Najlepiej mnie puść!- wyrwała się z mojego uścisku i zniknęła pośród drzew. Nic nie mogłem poradzić, na siłę nic jej nie wytłumaczę, tak bardzo chciałem ją zobaczyć, ale kompletnie inaczej wyobrażałem sobie to spotkanie, ale z drugiej strony, na co ja liczyłem, na fajerwerki? Chyba się przeliczyłem i to bardzo.
Mimo wszystko pobiegłem za nią.
- Emily, poczekaj!- krzyczałem za nią, ale ona dalej szła marszem przed siebie- Kochanie!- rozpędziłem się tak by ją dogonić, ale kiedy ona usłyszała, że biegnę to też zaczęła.
Dogoniłem ją i pociągnąłem za ramię- Posłuchaj mnie- nakazałem.
- Wiesz co jest najgorsze?- zaczęła- Że nie było cie jak się wybudziłam. Rozumiesz, że oni powiedzieli mi, że się wyprowadziłeś, że już mnie nie kochasz, co ja miałam w cholerę sobie o tobie pomyśleć..miałam może czekać na ciebie..może miałam wydzwaniać? No kurwa, na co ty liczysz?- wiedziałem, że miała pieprzoną rację, krzyczała na mnie, była zła i najgorsze było to, że taka była prawda, byłem skurwysynem.
- Emily, musisz zrozumieć, że ja ciebie nie zostawiłem.
- Gdzie byłeś ten cały czas?- zadawała mi pytania, jakie jej tylko przyszły na myśl.
- W Ohio.
Popatrzyła na mnie banalnie- Żałosny jesteś- mówiąc to odwróciła się i dalej szła przed siebie.
- Poczekaj, to nie tak- znowu ją zatrzymałem za ramię, chciałem do cholery by mnie wysłuchała.
- A jak?! Byłeś sobie w Ohio i co, ile tak wybzykałeś?- pytała wyraźnie zdenerwowana.
- Możesz mnie posłuchać?!- wrzasnąłem na nią, bo wiedziałem, że ze spokojem nic nie zadziała, przecież to była moja Emi.
- Masz 5 minut- rzuciła i popatrzyła na mnie.
- Emily, byłem tutaj z tobą cały czas, kiedy byłaś w szpitalu, byłem u ciebie codziennie, rozumiesz to? Nie odstępowałem cię na krok, bałem się o ciebie każdego dnia i nie chcę byś myślała, że jak leżałaś w śpiączce to ja cię zdradziłem, bo tak nie było, nigdy bym ci tego nie zrobił, rozumiesz?- ująłem jej twarz w dłonie i kontynuowałem- Mój tato narobił nam dużo problemów, powstały znikąd..nagle ktoś mnie zaczął prześladować i na dodatek z nikim nie miałem wsparcia- widziałem, że jej mina się zmieniła.
- Czekaj chwilę- powiedziała ze zmarszczonym czołem i zabrała twarz- Czy ty powiedziałeś, że ktoś cię prześladował?
- Pisał sms-y, siedział na drzewie, szpiegował mnie, a co?
- A nie nic- otrząsnęła się z czegoś bo mówiła nie pewnie, a ja nie wiedziałem co się dzieje- Mów dalej- powiedziała nie patrząc na mnie.
- Na pewno?- spytałem dla upewnienia.
- Tak.
- No więc tato narobił takich problemów, że zaczęła nas ścigać policja i musiał wyjechać, ja protestowałem ile sił, ale on po prostu mnie uderzył czymś w głowę i obudziłem się dopiero w prywatnym odrzutowcu, który leciał do Ohio. Ojciec odciął mi wszystko i ciągle za mną łaził, a bym przypadkiem nie zrobił nic głupiego- powiedziałem i popatrzyłem na nią, widziałem, że chciała powiedzieć coś kilka razy, ale tego nie zrobiła- Ale znalazłem sposób..chciałem się do ciebie dostać, wrócić tu..nie było dnia, w którym bym o tobie nie myślał..o tym czy mój aniołek się wybudził..- popatrzyłem na nią widziałem, że miała szklanki w oczach- Dostać się tu pomogła mi dziewczyna, która zadzowniła po gliny ze swojego telefonu, gdyby nie ona, mój ojciec byłby na wolności, a ja bym tam siedział i tęsknił za tobą.
- Nie zostawiłeś mnie?- spytała zachrypniętym głosikiem.
- Skarbie- pogłaskałem ją- Kto ci naopowiadał takich bzdur?
- Ponoć, twój ojciec powiedział tak lekarzowi- powiedziała cicho. Widziałem, że w jakimś stopniu mi uwierzyła bo była spokojniejsza.
- Mój ojciec? Emily, MÓJ OJCIEC?- ponowiłem- Ten sam ojciec, który cię nienawidził, sypiał z kim się da i porwał własnego syna do Ohio i ten który podpalił dom sąsiadów? Czy dalej mówimy o tym samym?- spytałem banalnie, mimo to, że to na prawdę mogło zabrzmieć głupio, ale przecież mój ojciec to kanciarz..
Emily zaśmiała się lekko.
- Justin, ja muszę pomyśleć- powiedziała nagle.
- Rozumiem- powiedziałem spokojnym głosem- Skontaktuj się ze mną jakoś.
- Zadzwonię- powiedziała.
- Nie mam telefonu ojciec mi go zdeptał.
Emi popatrzyła na mnie wystraszona, ale mnie to trochę bawiło.
- Będę, każdego dnia o 15:00 tutaj w parku, przyjdź jak już odetchniesz.
Pokiwała głową ze smutkiem, widziałem go w jej oczach.
- Emily przepraszam jeszcze raz- popatrzyłem na nią ze współczuciem i lekko pochyliłem się nad nią. Chciałem poczuć jej usta i pocałowałem ją delikatnie, jednak ona nie odwzajemniła mojego pocałunku, więc postanowiłem, że go przerwę. To była niezręczna chwila.
- Cześć, Justin- machnęła mi ręką i odeszła, a ja stałem tam jak głupi i patrzyłem jak odchodzi. Jedyne co mnie w tej całej historii pocieszało to to, że była zdrowa i, że znowu mogłem zobaczyć jej oczy, były jeszcze piękniejsze niż zawsze..
*Emily*
Musiała się z nim pożegnać i odejść, czułam, że jeśli będę tam stała jeszcze chwilę to nie będę wstanie powstrzymać łez, które cisnęły mi się do oczu. Chciałam powiedzieć mu wszystko co czuję, ale nie mogłam moja złość przejęła stery i krzyk wypłynął ze mnie jak puste słowa..Chciałam mu wybaczyć i o ty zapomnieć, ale z drugiej strony chciałam go uderzyć i kazać, że nie zbliżał się do mnie, byłam w jednej, wielkiej, pierdolonej kropce, która z każdym dniem rosła i rosła. Musiałam dostać trochę czasu bo ciężko mi się pozbierać i tak o po prostu zapomnieć o tym, że wyjechał..fakt, że o NIM jako osobie jest ciężej zapomnieć, ale tego chciałam..chciałam osiągnąć przewagę nad sobą, chciałam pokazać sobie, że umiem ze sobą walczyć, ale każdy wiedział jak jest..tylko ja łudziłam się, że jest inaczej, powinnam przestać się starać być kimś kim nie jestem, ale po prostu..nie umiałam..Zawsze byłam jedną i tą samą Emily i muszę przyznać zaczęło mi się to nudzić..nie umiałam powiedzieć chłopakowi "nie", ale nie umiałam tez powiedzieć "tak" i to chyba zabolało go najbardziej.
Rozpętała się straszna ulewa i wszędzie było morko, ale ja nie przejmowałam się tym czy pomoczę sobie butki czy może, że popsuję sobie fryzurę..bałam się o Justina, że został w parku, nie chciałam by zmoknął, albo żeby się rozchorował. Całą drogę o nim myślałam i nie mogłam przestać on był jak drzazga..wlezie i wychodzi z trudem, w tym przypadku skóra to moje życie? Chyba na to wychodzi..
Oto kolejny!
Wiem, wiem, że trochę krótki, ale mam dla was niespodziankę!!!
Emily i Justin się spotkali. OMOMOM
Piszcie jak wam się podoba i czekajcie na następny.
Powinien się ukazać niebawem <3
Super. Oby się pogodzili. Czekam na next :-*
OdpowiedzUsuń