niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 25


NOTKA POD ROZDZIAŁEM
*Justin*

Przeżyłem już trzecie piętro. Za żadne skarby nie mogłem patrzeć w dół, ponieważ automatycznie bym spadł i roztrzaskał się.
-Oddychaj Justin- mocno ścisnąłem oczy i pewnie podniosłem nogę ku górze.
Za pewne gdyby ktokolwiek inny miał wykonać taką "dziwką" akcję, to wszedł by do hotelu, wjechał windą na ostatnie piętro i tamtędy przedostał się na dach budynku. Jednak widziałem, że przed hotelem stał wysoki mężczyzna z jakąś barierką i sprawdzał karty, a ja takiej karty nie posiadałem.
  Moje ręce zaczęły się pocić coraz bardziej i na prawdę w pewnych momentach myślałem, że lecę i nikt nie będzie mnie w stanie złapać, bo na dole czeka na mnie beton. Jednak to był tylko skutek lęku wysokości. Śmieszne..wchodzę na drabinę z lękiem wysokości. Debil..
- Spokojnie Justin- pocieszałem się- Jeszcze tylko 10 pięter.
Byłem w tym kiepski.. tak bardzo kiepski, że zaczęło mi się robić słabo. Przystanąłem na chwilę dalej mocno trzymając się drabiny. Była stara, bo pewnie była jedynym elementem budynku o który się nikt nie troszczy. Obiecuję, że jak kiedyś będę miał własny hotel to o drabinę będę dbał najbardziej, żeby potem debile wspinający się po niej najzwyczajniej w świecie się nie zabili.
Z każdym szczebelkiem skręcało mnie w brzuchu i poczułem, że serio zwymiotuje.
  Powoli wchodziłem na siódme piętro. Czułem, że robi mi się coraz zimniej. Na górze ogólnie było zimno. Wiatr uderzał w moją twarz co przymusiło mnie to mrużenia oczy, co na prawdę było niewygodne przy wchodzeniu po drabinie. Modliłem się by gwoździe nie odkręciły się od ściany i żeby drabina nie oderwała się.
*
Doszedłem na sam koniec, stawiając już jedną nogę na dachu poczułem ulgę, jakby cały strach ze mnie spłynął.
Wychyliłem się leciutko zza progu, żeby zobaczyć jak tu jest wysoko.
Było BARDZO wysoko.
- I co lęku wysokości?!- darłem się z odchyloną głową w górę i odchylonymi ramionami na boki- Możesz mi tylko nasrać!- zacząłem się śmiać. To było coś..pokonać tyle pięter. Co prawda nigdy w życiu się tak nie spociłem, ale warto było.
  Było tu straszliwie zimno, po jakiś trzydziestu minutach cały się trząsłem. Chciałem pokazać sam sobie jaki jestem bohaterki i wszedłem po drabinie, która mierzyła trzynaście pięter, tym czasem zmarzłem jak cholera i to był mój największy problem.
Spacerowałem po dachu, żeby zapomnieć o zimnie. Siedziałem już na nim z godzinę. Cholera, nigdy w życiu więcej takich akcji, wolałbym już cackać się z tymi lotniskami.
- Emily- szepnąłem lekko odchylając głowę ku górze- Robię to dla ciebie. Za jakiś czas do ciebie wrócę i będziemy razem- uśmiechnąłem się lekko- Obiecuję.
Pocierałem dłonią o drugą dłoń by trochę się ogrzać. Było serio zimno, jak nigdy.
- No gdzie on jest?- maszerowałem w miejscu.
Co jakiś czas spoglądałem w niebo by zobaczyć czy już nadlatuje, ale jego nie było ani nade mną, ani w oddali.

*Emily*
Zjadłam swoją kolację i strasznie zachciało mi się spać. Cały ten dzień był taki zaspany.
- Dobranoc- powiedziałam cicho wstając z kanapy.
- Czekaj, czekaj- tato wstał za mną- Tutaj są leki- podał mi mały talerzyk, na której leżały dwie pigułki.
Wywróciłam oczami- Nic mi nie jest.
- Weź je- nakazał lekko przymykając oczy.
Stęknęłam i wzięłam od ojca tabletkę, którą lekko gniotłam w ręce.
- Czekaj podam ci wodę- powiedział i poszedł do kuchni po czym szybko wrócił.- Masz.
Wzięłam od niego kubek i mocno go ścisnęłam. Włożyłam tabletkę do ust i popiłam zawartością szklanki.
- Mogę już iść?- spytałam.
- Teraz tak- uśmiechnął się zadowolony z tego, że zmusił córkę do wzięcia tabletek. Szacunek.
- Dobranoc- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Dobranoc- odpowiedział mi siadając na kanapę.
Weszłam po schodach i otworzyłam drzwi od swojego pokoju. Od razu zapachniało mi czymś bardzo intensywnym. Zapaliłam światło i rozglądnęłam się po pokoju. Na pierwszy rzut oka nic nie było widać. Może mam podrażnione nozdrza, albo po prostu coś zaśmierdziało z dworu.
Zgasiłam światło i odchyliłam kołdrę pod którą po chwili zgrabnie się wślizgnęłam. Chciałam zasnąć, ale coś mi nie dawało. Poczułam, że mam mokro pod plecami i nogami. Spanikowałam, co to mogło do cholery być?!
Wstałam szybko i podbiegłam do włącznika zapalając światło.
-Cholera!- krzyknęłam dostatecznie cicho. Zaczęłam panikować, to było tak silne, że poczułam, że zaraz zemdleje.
To była benzyna.
Podeszłam bliżej i lekko przejechałam palcami po plamie, następnie przytykając je do nosa.
Ewidentnie benzyna.
Ale co benzyna robi na mojej pościeli?
Rozglądnęłam się po całym pokoju..krople prowadziły do okna, zaczęłam iść za nimi, chciałam wiedzieć o co chodzi. Byłam strasznie ciekawska.
Ostatnia kropla była umiejscowiona jakoś metr od okna, nachyliłam się nad nią i pod parapetem była naklejona różowa karteczka, która z pozycji stojącej nie była widoczna.
Chwyciłam ją i odkleiłam lekko. Nabrałam oddech i zatrzymałam go w płucach.
"Jeśli nie on to ty będziesz następna"
Nie wiedziałam czy w tamtym momencie mam wyć czy się śmiać. Dlatego postanowiłam zachować zimną krew. Ścisnęłam mocno kartkę i wyrzuciłam ją do śmieci.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej koc, z którym zawędrowałam pod drzwi, które otworzyłam lekko.
- Czemu nie śpisz?- spytał ojciec, który dostrzegł mnie na schodach.
- A bo jakoś nie lubię spać z benzyną- rzuciłam wymijając go.
- Słucham?- zaśmiał się- Czy leki zaczęły działać w przeciwną stronę.
- Nie-powiedziałam dość poważnie- Mówię serio idź zobacz- pokazałam palcem na drzwi znajdujące się na piętrze.
Położyłam koc na kanapie i usiadłam na nim.
- Okej?- zawahał się, ale mimo wszystko wszedł na górę.
Pewnie bardzo się zdziwi, ponieważ jeszcze nigdy nie spotkał się z taką sytuacją..tak mi się przynajmniej wydaję.
- Kurwa!- usłyszałam jego krzyw i szybko się zerwałam.
- Tato w porządku?!- spytałam podbiegając pod schody łapiąc się barierki.
Tato wybiegł z pokoju niczym oparzony.
- Co się stało? Tak się wystraszyłeś benzyny?- spytałam lekko rozbawiona.
- O jakiej ty mówisz benzynie.?!-zszedł po schodach i próbował się uspokoić.
- No o tej co jest na pościeli.
- A widziałaś tą dziewczynę na parapecie?!- zaczął sapać.
Moje oczy wyłupiły się, a ja stałam jak wryta. Czy to jest jakiś jebany koszmar.
- Jakiej dziewczynie?
- Wszedłem do pokoju, a na parapecie siedziała jakaś dziewczyna, a po chwili wyskoczyła z okna.
Jaką dziewczyna? O co chodzi.
- Spokojnie tato- powiedziałam głaskając go po ramieniu.
Może faktycznie ta benzyna i liścik to nie żaden durny żart, może faktycznie to ma jakiś poważniejszy sens, która ja po prostu lekceważę, a wymaga on dużej uwagi.
- Idź spać, a ja wezmę tabletki uspokajające- ruszył w stronę kuchni, a ja zbliżyłam się do kanapy kładąc się na niej. Przykryłam się kołdrą po uszy. Bałam się tej nocy. Zapowiadała się długa i bezsenna.

*Justin*
- No w końcu jesteś- powiedziałem do niego wchodząc do odrzutowca.
- Nie narzekaj i tak jestem wcześniej niż miałem być- rzucił do mnie- Gdzie ojciec?
Ups..to się zdziwi.
- W areszcie- postanowiłem zgrywać wyluzowanego.
- Na prawdę?- spytał patrząc na mnie, a w jego oczach mogłem dostrzec..szczęście?
- No tak- powiedziałem, a on siedział cicho.
Niewiarygodne, niby taki posłuszny ojcu, a jak przyjdzie co do czego to cieszy się z jego nieszczęścia..myślę, że moglibyśmy się dogadać.
Poszedłem na tyły samolotu i usiadłem na jakimś siedzeniu. Pochwili poczułem jak wbija mnie w fotel.
- Trzymaj się!- krzyknął do mnie.
Złapałem się mocno za umarcie fotela i zamknąłem oczy.
Już tylko kilka godzin i zobaczę moją Emily. Nic nie opisałoby mojego szczęścia.
  Zobaczę moje słoneczko, pewnie już za mną tęskni. Wiem, wiem, że pewnie dalej śpi, ale obiecuje, że jak wpadnę do tego szpitala to zostanę z nią cały dzień. Chcę już dotknąć jej delikatnych włosów, wciągnąć ich zapach. Pocałować jej pełne usta i trzymać jej rękę. Oddalenie mnie od niej to było najgorsze co do tej pory mnie spotkało i obiecuje, że jak tym razem ktoś będzie próbował mnie od niej zabrać to dostanie w mordę.
- Justin?- spytał pilot, a ja podszedłem do niego.
- No co tam?- kiwnąłem głową podpierając się łokciem o jego oparcie.
- Za co aresztowali twojego ojca?- spytał ciągle patrząc przed siebie.
Westchnąłem- Długo by mówić.
On nic nie podpowiedział. Pewnie nie wiedział co.
- Za ile będziemy w NY?- spytałem po chwili.
- Spokojnie- złagodził mnie ręką- Jak będziemy to ci powiem.
Nie mogłem znieść tego czekania. Wymierałem bez niej, chciałem już być tak, stanąć na Nowojorskiej ziemi i pobiec do szpitala, złapać ją i zasnąć obok.
*
Troszkę się zdrzemnąłem, potrzebowałem snu.
- Wstawaj- poczułem jak czyjaś dłoń potrząsa mnie za ramię- Wstawaj.
Otworzyłem zaspane oczy i kilka razy nimi zamrugałem.
- Co się dzieje- spytałem przymrużając je.
- Już jesteśmy- powiedział z lekkim uśmiechem.
Te słowa natychmiast mnie przebudziły i postawiły do pionu.
Tak na prawdę nie wiedziałem jak się zachować, czy wybiec z tego samolotu i pobiec ile sił w nogach, czy na spokojnie wszystko zrobić..
Popatrzyłem na niego i odpowiedź była jasna. Złapałem go za rękę i podziękowałem uprzejmie i wybiegłem z samolotu.
- W końcu!- krzyknąłem- W końcu!
Nie wiedziałem gdzie mam biec i na jakim lotnisku jesteśmy, ale wiedziałem, że w końcu znajdę się w NY.
  Rozglądałem się po ulicy i szedłem przed siebie z uśmiechem na twarzy, Wszyscy ludzie wydawali mi się smutni, jednak wtedy dla mnie to było dziwne, bardzo dziwne, bo ja byłem szczęśliwy. Zawsze tak było, kiedy ja byłem smutny każdy taki powinien być, ale kiedy ja się cieszyłem każdy inny też powinien.
Bez sensu..
- Uważaj jak łazisz!- warknęła do mnie jakaś ciężarna kobieta. Nie wiele potrzebowałem by ją rozpoznać.
- Maria?- spytałem lekko się odwracając, a dziewczyna gwałtownie się zatrzymała.
- Skąd mnie znasz?- spytała zdziwiona co oznaczało, że mnie nie pamiętała.
- No jak to skąd? Spotkałem cię w lesie- tłumaczyłem.
Ona lekko się skrzywiła- Wiesz ile osób tam spotkałam?- spytała banalnie, jakby to było, a przynajmniej powinno być oczywiste.
- Ale ja różniłem się od innych- szepnąłem, żeby mnie poznała.
Popatrzyła na mnie chwilę ze złością w oczach trzymając się za brzuch, popatrzyłem na niego i szybko coś trafiło do mojej głowy. Może to faktycznie jest dziecko mojego ojca, mimo wszystko, że mówił, że dziewczyna na pewno nie miała na imię Maria, już mu nie ufałem.
- Skończyłeś?- spytała ironicznie. Ile złości mieści się  w tak niewinnej dziewczynie?
- Nie skończyłem- wysyczałem i złapałem ją za rękę.
- Czego ode mnie chcesz do cholery?!- uniosła się, jednak na tyle cicho by ludzie nie musieli urządzać sobie widowiska.
- Z kim masz dziecko?- spytałem, jednak wiedziałem, że pytanie jest nie na miejscu.
- Co cię to obchodzi?- wyszarpnęła się z mojego silnego, spoconego uścisku- Odpierdol się okej?- rzuciła i zniknęła w tłumie ludzi. Dalej nie wiedziałem, czy to dziecko mojego ojca i pewnie się nie dowiem, ale przecież ja bym mógł jej pomóc, dawać jakieś pieniądze za niego, tak wiem..,wiem pieniądze nie zastąpią mu ojca, ale co mam zrobić, że on taki jest?
Spokojnie Justin.. uspokoiłem się w myślach. Nawet nie wiesz czy to jego dziecko.
Nie obchodzi mnie ta dziewczyna..nie chce mojej pomocy to nie jest już mój problem.
Szedłem przed siebie oglądając te wszystkie sklepy poboczne, Emi uwielbiała do nich chodzić, mimo wszystko ja zawsze się zastanawiałem co w tym takiego fajnego. Zawsze robiłem to co chciała, umiała mnie zaczarować, a ja tańczyłem tak jak mi zagrała, ale to było wspaniałe..najwspanialsze na całym świecie.
*
Stanąłem pod głównym wejściem do szpitala, poczułem jak w tamtym momencie moja krew przyśpieszyła, a moje ciało oblało się zimnym potem.
Nie wiedziałem czy mam wejść, czy odejść..jednak to moje serce zadecydowało.
Chwyciłem za klamkę i gwałtownie wszedłem do budynku.
- Dzień dobry- przywitałem się z dobrze znaną mi pielęgniarką.
- Dzień dobry- odpowiedziała lekko zdziwiona.
Na końcu korytarza głównego szybko dostrzegłem lekarza prowadzącego Emily, chciałem zapytać się o stan jej zdrowia zanim ją zobaczę.
- Przepraszam- powiedziałem podbiegając do niego.
- Justin, co ty tu robisz?- spytał poważnie tak jakby był na mnie zły- Czy nie wyprowadziłeś się.
- Słucham?- spytałem- Pierwsze słyszę.
- Pański ojciec udzielił mi tych wiadomości- stwierdził szybko wpisując coś w jego kalendarzyk.
Jeśli cokolwiek mówił mu mój ojciec to na pewno było kłamstwo.
- Skomplikowana sytuacja- machnąłem ręką.
- Po co przyszedłeś?- spytał lekko podnosząc na mnie wzrok.
- Przyszedłem odwiedzić Emi- powiedziałem z lekkim uśmiechem, poczułem ucisk w brzuchu..w końcu ją zobaczę.
- To chyba nie będzie możliwe- powiedział spokojnie.
- Przepraszam?- spytałem kiwając głową- Czemu?
- Ponieważ Emi nie ma w szpitalu.
Te słowa były jak cichy dzwon, który miał mnie wybudzić. Jak to jej cholera nie ma w szpitalu.
- Gdzie ona jest?- spytałem poważnie.
- Skąd mam wiedzieć? Może w domu- powiedział banalnie.
- Ale czemu? Przecież była poważnie chora- unosiłem się coraz bardziej.
- Ale nie jest, ponieważ już kilka tygodni temu została wypisana ze szpitala- stwierdził.
Kurwa.
Nie zwracałem już na niego uwagi po prostu wybiegłem ze szpitala.
Jak to jej nie ma?!
To gdzie jest? No gdzie jesteś Emi?
To mnie tak bolało...bolało mnie te, że nie było mnie przy tym jak w końcu otworzyła swoje oczka i powiedziała pierwsze słowo. Byłem głupi. Myślałem, że ona tu dalej leży bezradnie, przecież sam jej kazałem walczyć, to walczyła i z tego wyszła. Byłem taki szczęśliwy, że jest zdrowa i nic jej nie grozi, przecież jest dla mnie najważniejsza nie mógłbym pozwolić na to by ciągle cierpiała, ale teraz nie wiem gdzie jest. Musiałem jej poszukać i to w tej chwili. Mimo wszystko, że był już wieczór i gdybym miał nawet szukać ją całą noc zrobię to.

*Emily*
21:34
Nie mogę zasnąć, nawet nie umiem zamknąć oczu, coś nie daje mi spać, coś silniejszego ode mnie. Strach zżera mnie od środka..i od zewnątrz w sumie też. Zdjęłam z siebie kołdrę i wstałam z kanapy, mój tato ewidentnie coś robił w swoim pokoju bo słyszałam jakieś kroki i szelesty co oznaczało, że laptop jest wolny. Skierowałam się w kierunku mini biura mojego taty i usiadłam za biurkiem.
Lekko otworzyłam klapę laptopa i przycisnęłam guzik. Usłyszałam jak się uruchamia i pomyślałam, że to trochę potrwa dlatego na chwilę wstałam od biurka i poszłam do kuchni po jakiś serek.
Zajrzałam do lodówki, ale w niej nie było żadnego serka.
- No tak- powiedziałam sama do siebie- Nie ma.
Wyszłam zawiedziona z kuchni, jednak na mojej drodze napotkałam coś niepokojącego. List. W pewnym momencie na prawdę zawahałam się, żeby go podnieść, najpierw ta benzyna, a teraz jakiś list, cos jest chyba do cholery nie tak. Czy mój tato ma jakiś wrogów? Czy te problemy to tylko odbitka na nie za kogoś innego? Na karteczce było napisane, że był on, a ja będę następna..czy coś w tym stylu..nie ważne. Jednak mimo wszystko coś kazało mi otworzyć ten list.
Podeszłam bliżej miejsca, w którym leżał i schyliłam się po niego delikatnie, chwyciłam go, a następnie wróciłam do pozycji pionowej.
Zaczęłam się trząść i pocić. Niby jakiś kawałek papieru, a wywołuje tyle emocji, kto by pomyślał.
Oderwałam kawałek koperty i wyjęłam list ze środka, był zgięty na pół napisany na żółtym papierze, co nie wiadomo czemu przerażało mnie jeszcze bardziej. Położyłam podarta kopertę na półkę i rozwinęłam list.
"Jesteś gotowa?"- przeczytałam pierwsze słowa w nagłówku i aż usiadłam.
"Chcę abyś pamiętała, że robię to dla ciebie, troszczę się o ciebie i nie chcę by ci się coś stało"- przeczytałam kolejne słowa..czy to Justin?
"Mam nadzieję, że nie zrozumiesz mnie źle, ale ..po prostu muszę z tobą skończyć"- przyłożyłam drżącą dłoń do ust.
"Nie jesteś mi już w niczym potrzebna, rozumiesz? Chcę, żebyś zniknęła bo tylko komplikujesz mi sytuację. On cię znajdzie wszędzie, a mi zależy na tym by cie nie znalazł. Nikomu nie jesteś potrzebna, już dawno powinnaś zdechnąć, szkoda, że tak się nie stało..wielka szkoda"- załkałam z bezradności, nie wiedziałam co się dzieje.
"Chciałaś napisać coś na swoim starym blogu, tak? Wiem, że tak. Po to wstałaś z łóżka..zawdzięczaj to sobie, bo jakbyś tu dalej leżała to najprawdopodobniej była byś martwa. Miłej nocy"
List się skończył, a ja poczułam, że nie jestem sobą, że jestem teraz kimś innym. To się nie dzieje na prawdę, nie jestem w jakimś zasranym horrorze. Powiedzcie, że to tylko koszmar! Nikt nie mógł mi tego powiedzieć, bo o było by kłamstwo.
Skąd do cholery adresat wiedział, że chciałam wejść na starego bloga?! To mnie teraz zastanawiało. Czy on znał mój każdy krok? Czy on wszystko widział? Rzuciłam listem i po prostu wybiegłam z domu. Mogło mnie coś przejechać, mogło mnie coś zgwałcić..cokolwiek niż to.
Miałam w dupie to, że miałam na sobie piżamę i każdy mógł na to patrzeć. Chciałam odetchnąć, z normalnego życia spokojnej dziewczyny, zmieniłam się w jakąś siedzibę problemów. Kiedy to się stało? Kiedy?
Nagle mnie olśniło..to się stało wtedy kiedy poznałam Justina. To on był tym problemem od samego początku, w mojej głowie on był wszystkim..miłością mojego życia, przygodą, problemem, chłopakiem który nauczył mnie kochać, chujem, facetem z którym straciłam dziewictwo, debilem który mnie zostawił, był..wszystkim i niczym.
Szłam szeroką ulica, średnio znałam tą dzielnice..tak na prawdę to w ogóle jej nie znałam, tak rzadko miałam okazje widzieć się z ojcem tutaj, a nawet w ogóle..
Wiedziałam tylko jedno..nie chcę już siedzieć dłużej w tym domu bo zwariuje. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mój tato będzie się o mnie martwił, ale w tym momencie to ja martwiłam się sama o siebie. Byłam na tyle zestresowana i wystraszona, że miałam ochotę wrócić do mamy i mojej siostry, ale skąd miałam wiedzieć gdzie są?
Mogłaś zostać z nimi, a nie było by tego problemu.
Głos w mojej głowie, był mi przeciwny, nigdy mnie nie rozumiał.

*Justin*
Stanąłem pod drzwiami domu mojego słoneczka, no bo gdzie mogła być jak nie w domu?
Uniosłem mimowolnie rękę ku górze i zapukałem głośno trzy razy. Przez jakiś czas nikt mi nie otwierał, ale to tylko motywowało mnie do pukania coraz mocniej i nagle o moje uszy obił się dźwięk schodzenia po schodach, poczułem jak wszystko podeszło mi pod serce..bałem się tego spotkania.
- Kto do cholery tak wali?!- otworzyła mi drzwi, jednak ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu to nie była Emi. Znalazła nową koleżankę?
- Przepraszam. Jest Emi?- spytałem lekko uśmiechnięty jednak jej nie było do śmiechu.
- Kto kurwa?- zmarszczyła żałośnie czoło. Niby taka niewinna, a umiała być wredna, to było widać, słychać i czuć.
- No Emily- powtórzyłem.
- Jaka Emily?- spytała już spokojniej.
- Kto to?!- usłyszałem krzyk jakiejś kobiety z oddali domu, ale to ani nie była Chels, ani jej mama, a co najgorsze to nie była Emily..
- Jakiś facet się o jakąś Emily pyta- już w ogóle nie zwracała na mnie uwagi tylko gadała z kimś na odległość.
- Dzień dobry- po chwili do drzwi podeszła pełna energii kobieta na oko miała 40 lat.
- Dzień dobry- odpowiedziałem.
- Czego pan szuka?- spytała przesłodzonym głosem.
- Swojej dziewczyny- powiedziałem pewny z grozą w głosie.
- Jeśli moja córka nie jest twoją dziewczyną to innej tu nie ma- rozglądnęła się ironicznie po holu, który był mi bardzo dobrze znany.
- Od kiedy przeszliśmy na TY?- spytałem podirytowany.
- Od kiedy zakłócił nam PAN życie- podkreśliła słowo PAN.
- Ojeju- zaśmiałem się- Zakłóciłem wam życie bo zapukałem w drzwi i powiedziałem kilka słów?- znowu się zaśmiałem- To co wy wampirami jesteście?
- To nie jest śmieszne!- warknęła, jakbym na prawdę zrobił coś zakazanego.
- Jasne..- przeciągnąłem i westchnąłem.
- Czego szukasz mów bo nie mam zamiaru się z tobą użerać- wysyczała.
- Emily Kelly. Znasz?- spytałem.
- Nie nie znam, ale ten dom odkupiłam od rodziny o takim nazwisku- powiedziała nieco spokojniej. Stałem wryty jak debil. To już nie jest ich dom? Jak to?
- Oni już tu nie mieszkają?- spytałem dla upewnienia.
- A widzisz ich tu?
- Okej, dzięki- rzuciłem.
- Idź stąd i nie wracaj- zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Była jakaś chora, nie wiedziałem, że już gnoi się ludzi za pukanie w drzwi, mogła jeszcze zadzwonić na policję i złożyć pozew o nękanie.
  Gdzie może być moja Emi? Wie ktoś? Zaraz na prawdę zacznę wywieszać jakieś ulotki. Nie ma jaj w domu, bo jakby to już nie jest jej dom, ale gdzie jest w takim razie? Jakiś musi mieć. Chciałem ją znaleźć i przytulić bardzo mocno, powąchać jej włosy i już nigdy nie wypuścić z ramion..już nigdy przenigdy w życiu. Jak mogłem ją zostawić i tak o po prostu stracić? Czemu ją zostawiłem? Czemu na to pozwoliłem? Gdybym mógł to zmienić, ona była by teraz przy mnie. Emi gdziekolwiek jesteś proszę poczekaj na mnie bo przyjdę po ciebie..obiecuję.
-----------------------------------------------------------
Na sam początek strasznie chciałam przeprosić za długą nieobecność.
Miałam teraz bardzo dużo w szkole i nie miałam czasu tego pogodzić,
ale dzisiaj przychodzę do was z rozdziałem..tak wiem, jest trochę krótki, ale
jak najszybciej postaram się dodać kolejny.
Piszcie mi w komentarzach jak wam się podoba, najbardziej zależy mi
na tym byście wyrażali swoją opinię <3
Miłego czytania.
Komentujecie-Motywujecie




1 komentarz:

  1. Super. Niech się już spotkają. Tak za sobą tęsknią. Słodko. Czekam na next :-*

    OdpowiedzUsuń