piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 27

Notka pod rozdziałem! <3
*Emily*
KILKA DNI POTEM
Wróciłam do mojego taty..martwił się o mnie, ale tu po prostu chodziło o to, że mi już było zimno..odmroziłam sobie chyba dwa palce! I postanowiła, że o wiele bardziej wolę wrócić do taty bo przynajmniej wiem gdzie mieszka, a one mogły być teraz wszędzie. Odkąd nie mamy domu, mogły kupić sobie nowy, ale coś jeszcze innego, ale wolałam o tym nie myśleć. Byłam na maksa egoistką, ale jakoś nie obchodziło mnie to w tej sprawie.
Jeśli chodzi o niego to minęły dwa dni odkąd się widzieliśmy ostatnio raz..niby nic ludzie nie widują się dłużej, ale to i tak było długo..kilka razy zbierałam się by iść w umówione miejsce, ale po prostu nie umiałam tak o tak przyjść i mu wybaczyć..kurczę on mnie jednak zostawił. 
Od jutra zacznę chodzić do szkoły, chcę ją skończyć i być szczęśliwa z tego, że mam dobre ocenki, bo to chyba powinno najbardziej liczyć się dla nastolatki..to właśnie zrozumiałam. Być może sama siebie okłamuję, ale w tym przypadku wolę kłamać niż wybaczać.
Emily
Od nie wiem ilu lat nie wchodziłam na mojego bloga..w końcu chciała zobaczyć co się na nim dzieje, ale na nim był cicho..mój ostatni wpis był o tym, że pokłóciłam się z moją jedenastoletnią siostrą o toaletę. To znaczy, że dość długo mnie na nim nie było.
- Emily!- krzyknął tato, a ja dygnęłam lekko publikując posta- Gdzie jesteś?
- W gabinecie!- odkrzyknęłam ojcu.
- No ruszaj się musimy jechać- powiedział do mnie stając w drzwiach.
- Zapomniałam!- krzyknęłam łapiąc się za głowę..no tak typowa ja znowu zapomniałam, że mieliśmy z tatą jechać do wujka Ericka.
- Zbieraj się szybko!
- Dobra, dobra- uniosłam ręce w geście obronnym i wyminęłam go w drzwiach. Przyznaję, że zależało mi na odwiedzinach u wujaszka Ericka, dawno go nie widziałam, a poza tym mieszkał na totalnej wsi..kocham takie klimaty.
Weszłam do mojego pokoju i zaczęłam się ubierać, wybrałam czarne rurki i bluzę z adidasa, którą ostatnio kupiłam z tatą. Kiedy ubierałam skarpetkę na nogę usłyszałam dzwonek do drzwi..nawet mi się nie chciało zbiegać, bo wiedziałam, że to ten sąsiad obok, już od dwóch dni ciągle lata pożyczać jakieś wiertarki. Kiedy już ubrałam skarpetki to chciałam zejść na dół do taty, jednak on mnie wyprzedził i wszedł gwałtownie do pokoju, kiedy ja trzymałam rękę na klamce. Od razu się odsunęłąm od drzwi bo prawie dostała bym nimi w głowę.
- Ale mnie wystraszyłeś- zaśmiałam się mówiąc spokojnie- Prawie dostałam zaw..- nie dokończyłąm bo moje serce stanęło..mój tato nie był zadowolony a to nie zwiastowała niczego dobrego..tak jak myślałam, zza progu wyłoniła się mama.
- Mama?- powiedziałam cicho.
- Nie poznajesz mnie?- spytała wchodząc do pokoju, a tato wszedł za nią i przystanął zaplatając ręce z wyraźnie wściekłą miną.
- Co tu robisz?- spytałam zdezorientowana cofając się z każdym jej krokiem do przodu.
- A co ty tutaj robisz?!- wrzasnęła, a ja się bardzo wystraszyłam. Wiedziałam, że kiedyś mnie znajdzie, ale nie sądziłam, że będzie aż taka zła.
- Ja.. tutaj mieszkam- powiedziałam pewniej. Postanowiłam, że nie będę jej okazywać mojego strachu, chciałam, żeby zobaczyła, że jest mi tutaj lepiej niż z nią.. bo taka była prawda.
-Ah, Mieszkasz tutaj- skinęła głową- A nie powinnaś mieszkać ze mną?- spytała z ogniem w oczach.
- Emily- nagle zza mamy wyłonił się łągodny wzrok ojca- Czemu mnie okłamałaś? Powiedziałaś, że mama o wszystkim wie.
- Jesteś bezczelna!- krzyknęła matka.
- Przestań na nią krzyczeć, nie widzisz, że to ją stresuje?!- ojciec wrzasnął na matkę.
- O przepraszam- uniosła ręcę w geście obronnym- Zapomniałam, że znasz ją najlepiej.
Nie wiedziałam na kim mam skupić uwagę, po prostu się wyłączyłam..to był właśnie jeden z powodów ich rozstania. Ciągle się kłócili, a ja miałam już tego dość.
- No powiedz, czemu okłamałaś ojca- nakazała mama.
- Powiedz kochanie- powiedział do mnie spokojnie.
Moje oczy latały po bokach i wszędzie gdzie się dało, czułam jak robi mi się słabo..naciskali, ale ja nie chciałam do cholery im nic mówić.
- Zostawcie mnie wszyscy!- wrzasnęła i przedarłam się między nimi do wyjścia. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że matka jest bardzo zła..nie dziwię jej się, gdybym miała taką córkę jak ja też bym taka była.
Zbiegłam ze schodów i rzuciłam się na buty, pospiesznie je założyłam i otworzyłam drzwi wejściowe. Za sobą słyszałam krzyki mamy "Wróć!", albo coś w tym stylu. Trzasnęłam drzwiami i rozpędziłam się..nie wiedziałam gdzie mam biec, ale wiedziała, że moje serce zna drogę i słusznie wybierze.

*Justin*
Już trzeci dzień siedzę na tej ławce i jak głupi na nią czekam, a ona po prostu już nie chcę mnie widzieć i wcale jej się nie dziwię, ona jest święcie przekonana, że ją zostawiłem i zapewne ciężko jej z tym faktem, ale ja już nie wiedziałem, co mam zrobić żeby mi wybaczyła i dałem jej wolną rękę. Miała przyjść w umówione miejsce, ale nie mam jej od kilku dni, mimo wszystko nie traciłem nadziei, będę tu siedział tyle czasu, aż w końcu ją zobaczę znowu.
Dzisiaj wyjątkowo była ładna pogoda, zacząłem się nią delektować, ale totalnie wszystko przypominało mi Emily..bo ona była wszystkim we mnie. Nie umiałem chociaż na chwilę zapomnieć, bo to po prostu było trudne.
Po kilku minutach stwierdziłem, że siedzenia w parku kilka godzin po prostu mnie zmęczyło..zrezygnowałem bo siedziałem tutaj bardzo długo, pewnie gdyby nie to, że cholernie mi się chciało pić siedział bym tak długo dopóki by mi dupa nie uschła. Wstałem z ławki i poszedłem na skróty przez las, bo tam było szybciej do jakiegoś sklepu, czułem, że zaraz wyschnę i musiałem koniecznie się orzeźwić. Nie miałem jakiś dużych wyrzutów sumienia nie wstałem z ławki, bo dość długo na nią czekałem..zacząłem się za poważnie zastanawiać czy to jeszcze będzie miało jakiś cel.
  Las był dość długo, no tak jak każdy pewnie.., ale na szczęście udało mi się z niego wypełznąć i doczłapać do sklepu, w którym pracowała Ariana, wydaje mi się, że nawet miło będzie ją zobaczyć.
- Dzień dobry- rzuciłem wchodząc do sklepu.
- Dzie...ń..- zająknęła się dziewczyna.
- Oddychaj- powiedziałem do niej z lekkim uśmieszkiem i puściłem oczko..stwierdziłem, że taka istotka jak ona nie może być moim prześladowcą no dajmy spokój.
- Długo cię nie było- zaśmiała się poprawiając artykuły na półkach.
- No tak..- schowałem dłonie do kieszeni i napiąłem ciało- Jakoś tak wyszło.
- Rozumiem- powiedziała ostrożnie schodząc z drabiny- Zostajesz teraz na dłużej?- spytała stając przede mną, zabawnie mi się z nią rozmawiało bo między nami było z dobre 15 cm różnicy.
- Teraz już tak.
- No to fajnie,co nie?- spytała z lekkim uśmieszkiem poprawiając się z jednej nogi na drugą.
- Bardzo- patrzyłem w jej oczy, jakbym chciał coś z nich wyczytać, co sprawiało, że nie koncentrowałem się na jej słowach, Ariana wyraźnie się skrzywiła, ale mimo to lekko się uśmiechała.
- W porządku?- spytała po chwili.
- Tak..tak, jasne- otrząsnąłem się.
- To dobrze, bo wyglądałeś przerażająco- zachichotała i złapała w jej małe rączki drabinę i oddaliła się z nią.
- Ariana!- krzyknąłem za nią, a ona się odwróciła.
- Tak?- spytała grzecznie cofając się znowu w moją stronę.
- Miałabyś dzisiaj czas ze mną porozmawiać?- spytałem niepewnie, ale chciałem z niej jak najwięcej wydusić..to musiało zadziałać w końcu się jej podobałem.
- Przecież rozmawiamy- zauważyła.
- Ale gdzie indziej..może gdzieś na kawie?
- Czyli randka?- spytała śmiesznie ruszając brwiami.
- Właściwie..- zacząłem, ale szybko moje myśli z Emily przeskoczyły na ciekawskiego Justina..musiałem coś z niej wydusić, a jeśli była we mnie zauroczona to nic mi nie szkodzi powiedzieć, że to randka..nikt poza nami nie będzie o tym wiedział- Tak dokładnie randka.
- Ojeju na prawdę?- zauważyłem iskierkę szczęścia w jej oczach i szkoda mi się jej zrobiło, bo ja nie trakotowałem tego na poważnie.
- Na prawdę.
Ariana rzuciła mi się na szyję i mocno mnie do siebie przytuliła..to tylko uścisk, nie widziałem w tym nic dziwnego, ale mam nadzieje, że tylko na takich czułościach się skończy.
- Kiedy będziesz wolna?- wszedłem w rolę zakochanego po uszy chłopaka.
- Za godzinkę- powiedziała zza moich pleców.
- No to za godzinkę po ciebie przyjdę- szepnąłem oddalając ją od siebie.
- Będę czekać- wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek.
Okej.. teraz mam nadzieję, że na takich czułościach się skończy..przecież nie mogłem jej odepchnąć, ona myśli, że mi się podoba, a ja muszę się tak zachowywać. Egoista.
Wyszedłem ze sklepu, jeszcze łapiąc całuska Ariany, który posłała mi zza blatu sklepowego. Ciągle myślałem o Emily, czy to na prawdę się tak skończy? Miałem tyle rzeczy na sumieniu..chociażby ten żałosny pocałunek z Caillin, niby nic nie znaczył, ale dopuściłem do tego, że taka sytuacja miała miejsce. Tak na prawdę w przeciągu kilku miesięcy moje życie zrobił fikołka, ale za nic w świecie nie chciało się wyprostować.

*Emily*
I jak zwykle się zawiodłam..biegłam ile sił w nogach, żeby go tu zastać. Chciałam mu wybaczyć, ale jego tu nie ma. Podeszłam bliżej ławki i chwyciłam za jej oparcie lekko pocierając drewno. Łapałam oddech tyle ile na to pozwalały mi moje płuca. Znowu się na nim zawiodłam.. Byłam gotowa mu wybaczyć i zapomnieć,o wszystkim, ale coś ciągle stało na przeszkodzie..pomyślałam sobie wtedy właśnie, że może on wcale nie był mi nigdzie zapisany.
- Oj Justin- szepnęłam do siebie siadając na ławce- Znowu się zawiodłam.
Popatrzyłam w niebo i zaczęłam się zastanawiać, jeszcze nie wiedziałam nad czym, ale nad czymś musiałam. Przykro mi było z tego powodu, że jednak za wysoko mierzyłam. Wcale tu nie musiał na mnie czekać, a to dało mi wyraźny znak..to nie on. Ktoś inny jest moja jedyną miłością.
Wstałam z ławki i wróciłam tą samą drogą jaką tu przyszłam. Było mi cholernie przykro, no bo komu by nie było?
   Siedziałam przed telewizorem z ciastkami i nutellą, co z tego, że będę gruba, już nie mam dla kogo się odchudzać.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale wcale nie miała zamiaru wstać i otworzyć, ale za to chwyciłam pilota i zmieniłam kanał.
- Nie słyszysz, że ktoś dzwoni?- spytał ojciec wychodząc z kuchni.
- Oj.. tak.oj nie słyszałam- kłamałam, ale tak żeby ojciec zobaczył, że tak na prawdę słyszałam dzwonek.
Wywrócił oczami i chwycił za klamkę, a ja usłyszawszy głos Meggi od razu się podniosłam.
- Ktoś do ciebie- powiedział odwracając się w moją stronę- Wejdź proszę- zwrócił się do Meggi i zamknął za nią drzwi. Wstałam nerwowo i nie wiedziałam jak się zachować, tato zostawił nas same, a ja dałam jej znać, żeby weszła za mną na górę.
Chwyciłam za klamkę od mojego pokoju i otworzyłam drzwi, poczekałam aż Meggi wejdzie i zamknęłam za nią drzwi.
- Emily..- zaczęła- Zwariowałaś, czemu zniknęłaś?- spytała zestresowana.
- A co miałam zrobić?- spytałam rozkładając ręce.
- Rozumiem, że tak jakby nie masz domu, ale to nie był powód.
- Mylisz się, to był idealny powód do tego aby zniknąć.
- Emily.
- Meggi.
- Chcesz tak cały czas?- spytała.
- A ty?
- Przestań pogrywać ze mną.
- Nie pogrywam z tobą- odpowiedziałam pewna siebie zakładając ręce na piersi.
- Chyba lepiej będzie jak pójdę, bo się nie dogadamy- powiedziała w końcu.
- Też tak myślę- chyba spodziewała się,że powiem "nie nie odchodź" no way.
- Odezwij się do mnie, jak wszystko przemyślisz- powiedziała stojąc za drzwiami mojego pokoju.
- Okej- podeszłam do niej i przytuliłam ją lekko. Wiedziała, że to nie była jej wina, ani nic, ale jakoś nie umiałam rozmawiać z ludźmi ostatnimi czasy. Zamknęłam drzwi za przyjaciółką i sama walnęłam się na łóżko. Miałam ze sobą jakiś problem, najpierw na wszystkich krzyczałam i byłam wredna, a potem mi się chciało płakać. Typowe..
Poczułam wibrację w spodniach i wyjęłam z nich telefon. Odblokowałam go i weszłam w skrzynkę.
"Nie bój się mała"- numer zastrzeżony.
No super..znowu się zaczyna?
"Kim jesteś?"- wysłałam i czekałam na odpowiedź dalej trzymając telefon w rękach nad głową.
"Twoją najlepszą przyjaciółką"
Uff..
"Meggi przestań się ze mną bawić :D"
" O jakiej Meggi mówisz złotko?"
O kurwa..
Postanowiłam nie odpisywać, ale bałam się, że to zagrozi mi jeszcze bardziej.
"Odczep się, ok?"
"Dzisiaj to nastąpi"
"Już się nie mogę doczekać <3"
"Ja tak samo <3"
Przecież mogłam anonimowo pisać z kimś do ustranej śmierci, a i tak bym się nic nie dowiedziała.
- Emily!- usłyszałam krzyknięcie taty Szybko zerwałam się z łóżka i odłożyłam telefon.
- Co!?- dalej byłam na niego zła za tą akcję z mamą.
- Jedziesz ze mną na zakupy?!
- Nie! Jedź se sam!
- Emily!
- Jedź se sam!
Nastała cisza, ale po jakiejś chwili przerwało ją trzaśnięcie drzwi. Wyszedł.
/Wziął zniknął/
Zeszłam na dół obadać teren i kiedy zorientowałam się, że serio go nie ma to chwyciłam klucze i ubrałam buty. Dzisiaj było fajnie na dworze..chciałam jeszcze z tego skorzystać.

*Justin*
Stałem pod sklepem, w którym pracowała Ariana. Czekałem, aż z niego wyjdzie. Wiedziałem, że nie należy do dziewczyn, które nie wiadomo ile się stroją na godzinny spacer. Ona była naturalnie ładna.
- Hejka!- rzuciła nagle wychodząc ze sklepu i rzuciła mi się na szyję.
- Cześć- uniosłem ją i zakręciłem.
- Gdzie idziemy?- spytała pogodnie.
- Kawa?- spytałem.
- Jasne mi pasuję.
Nie mogło by jej nie pasować..
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- O wszystkim i o niczym..takie spotkanie- wzruszyłem ramionami.
- Rozumiem- uśmiechnęła się lekko, po czym złapała mnie za rękę. Nie mogłem jej zabrać.
Szliśmy w uścisku dłoni.
- Jak tam u ciebie?- spytałem w końcu.
- Justin..nie rozmawiajmy jak koledzy ze szkoły.
Kim niby jesteśmy? Kolegami, co nie?
- Przepraszam..- musiałem coś wymyślić by dodać coś jeszcze..dziewczyny to lubią- Ale jesteś taka piękna, że nie mogę.
Ale zabłysnąłem..
Ariana zaśmiała się i popatrzyła na mnie- Dziękuję.
To nie mogła być ona..
Była za urocza..
Ale pozory mylą..
- Ty też jesteś przystojny wiesz?- zarumieniła się i nagle nas zatrzymała, dosłownie przed kawiarnią- Jesteś wspaniały, widziałem, że chciała mnie pocałować bo pochyliła się i zamknęła oczy.
- O mój boże- odchyliłem się i udawanie kichnąłem- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi- zachichotała, ale widziałem, że była zakłopotana- Idziemy?- pokazała palcem na kawiarnię.
- Tak- pociągnąłem ją.
Do moich nozdrzy doszedł zapach kawy.,uwielbiałem go.
- Co chcesz?- spytałem się jej.
- Małe latte- mruknęła- Idę zająć miejsce- podskoczyła i zniknęła mi z oczu.
Stałem w kasie i płaciłem za zamówienie i momentalnie odwróciłem głowę do tyłu i miałem wrażenie, że za szybą idzie Emily, ale było tak dużo ludzi, że nie wiadomo jakbym stanął na palcach nie zobaczył bym jej znowu.
  Odebrałem zamówienie i trzymając dwa kubki w ręku szukałem wzrokiem Ari, w końcu dostrzegłem małą rączkę machającą do mnie w kocie kawiarni.
- Szybko- powiedziała cicho.
- Bo ja taki szybko..wiesz- mruknąłem do niej.
Zaśmiała się, a ja po niej. Czułem, że na prawdę moglibyśmy się dogadać. Ariana jest urocza i wiem, że podoba  jej się. Tylko nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji. Ona myśli, że jesteśmy parą..a ja jakby mam dziewczynę.
Ariana uniosła kubek i upiła trochę kawy, ja zrobiłem to samo a potem już tylko ubywało kawy, a razem z kawą ubywał mój spokój, bo wtedy zaczęły się PRAWDZIWE problemy.
-------------------------------
Hejka ! mam wiadomość!
Zaczęłam pisać to opowiadanie na Wattpadzie.
Będę dodawać If you didn't believe tutaj i tam
Tam na razie jest tylko 1-5 rozdziałów. Zachęcam do zaglądnięcia.
Oliwia94Henrique- znajdziecie mnie pod tą nazwą.
A co do rozdziału, przepraszam, że tak późno, ale
teraz miałam dużo na głowie.
Mam nadzieję, że się wam podoba. piszcie mi w komentarzach.
Pamiętajcie.
Komentujecie- Motywujecie <3
Wasza Oliwia

wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział 26

*Emily*
Przyznaję, że na początku byłam bardzo zdenerwowana, ale kiedy wiatr w końcu zaczął ze mną współpracować to zrobiło się nawet przyjemnie. Nie chciałam wracać do żadnego domu, czułam to gdzieś głęboko w sobie, że wolałam zostać na dworze, nie ważne jaka by byłą piździawa. Bałam się, że mogło chodzić o jakąś metamorfozę, może ja miałam się zaraz stać jakimś wilkołakiem, czy kto tam wie, a ja raczej średnio je lubię, od zawsze przerażały mnie bajki o nich. Wstrząsnęło mnie na samo wspomnienie, a co dopiero na widok wilkołaka w lustrze codziennie.
  Ulice wypełniały się pustką i głuchotą, od czasu do czasu ktoś mnie mijał patrząc ze zdziwieniem, nie dziwiło mnie to, bo pewnie też bym tak zrobiła. W pierwszym momencie chciałam poprosić kogoś o pieniądze i kupić sobie jakiś alkohol, ale on przynosi mi tylko nieszczęścia, bo to przez niego urżnęłam się potem spadł na mnie kredens, leżałam w śpiączce, aż w końcu straciłam chłopaka. Czuję, że już w życiu nie tknę tego świństwa, a przynajmniej taki mam zamiar.
  Zaczęłam się trząść z zimna, ale do domu mojego taty było daleko, a tak jak już mówiłam, nie chciałam wracać, typowa kobieca logika.. . Jadąc do taty zapamiętałam jakiś mały całodobowy sklepik i pomyślałam, że mogłabym ta wejść na chwileczkę się ogrzać, bo kupować bez pieniędzy to słabo, no cóż w takim razie postawiłam sobie nowy cel- sklep-.
Cały czas zastanawiałam się nad sytuacją jaka miała miejsce w domu taty, chyba najbardziej przejęłam się ty listem bo ona na prawdę wjechał nie proszony na moja psychikę "Nie jesteś mi już w niczym potrzebna, rozumiesz?" - te słowa przeraziły mnie tak bardzo, że zawsze mam ciarki jak o tym pomyślę. Mimo to, że dochodziły mnie słuchy, że Justin zostawił mnie wyjeżdżając tak o po prostu "bo już mnie nie kocha", "bo on mnie zostawia" to i tak po przeczytaniu tych słów byłam już święcie przekonana, że to nie on. On by mi tego nie zrobił, on jest moją jedyną miłością i przede wszystkim, on by nigdy w życiu nie chciał mojej krzywdy, wiem to bo dalej jestem z nim związana, racja.. nie widzę go codziennie, nie widzę go w ogóle, nie słyszę jego pięknego głosu, który mówi "dobranoc, kochanie", każdego wieczoru, nie czuję jego rąk na moim ciele, ale dalej czuję jego obecność i chcę byś wiedział Justin, że zawsze będę ją czuła, mimo wszystko. Będziesz częścią mnie nawet jak już będziesz miał żonę, a nie będę nią ja.., nawet jak już będziesz miał dzieci, a one nie będą nasze..zawsze będę cię kochać.

*Justin*
Emily usiała być na prawdę daleko, bo w zasięgu mojego wzroku w każdej części miasta jej nie było. Zaczęło mnie to męczyć, nasze drogi rozeszły się w różne strony świata, a ja nie mogłem znaleźć tego kierunku, w pewny momencie ta wiercąca się dziura w sercu osiągnęła swoje sedno, jej po prostu nigdzie nie ma, życie mi ją zabrało z mojej jebanej winy..już ją straciłem.
  Powstrzymywałem łzy, które cisnęły mi się do oczu już od ponad 30 minut, siedziałem na ławce i skubałem coś w paznokciach, było już późno, a ja nie miałem zamiaru wracać do mojego zasranego domu. Życie w nim to było pasmo niepowodzeń, wtedy musiałem odetchnąć tylko tyle. Wtedy moje nogi przybrały nowy kierunek- mieszkanie Joe i jego dziewczyny.
  Ta noc była wyjątkowo piękna, idealny moment, żeby się pociąć. Zawsze byłem typem mieszanki wybuchowej, najpierw się użalałem, a potem byłem silny i na odwrót, ale nigdy nie zauważyłem, że od tej mieszanki w końcu zachce mi się rzygać. Dla mnie życie zawsze było czymś banalnie oczywistym, co z czasem zaczęło tracić sens..tłumaczyłem sobie tylko tym, że dzieci postrzegając świat inaczej, a kiedy się dorasta to zmieniamy się razem z otoczeniem.. dzisiaj już nie wierzę w od żadne słowa na ten temat..ja po prostu od zawsze taki byłem..kimś kto w przyszłości stanie się kompletnym nieudacznikiem, baa! to się właśnie dzieje.
Doszedłem do naszego mieszkania i stanąłem przed jego drzwiami. Zawahałem się, zapukać czy nie. A może Emi mieszka z nimi? Może ona teraz tam siedzi i ma mnie już totalnie w dupie?
Justin nie dowiesz się jak nie zapukasz- coś bardzo mądrze mi podpowiedziało.
Uniosłem rękę i ścisnąłem bardzo mocno po czym zapukałem do drzwi. Minęła chwilka, a nawet bym powiedział BARDZO długa chwilka.
- Justin- powiedział szeptem Joe- Co ty tu robisz?- spytał ku mojemu zdziwieniu wcale nie był zbyt szczęśliwy.
- No jak to co?- spytałem, patrząc jak Joe poprawia swój szlafrok..no tak i nagle wszystko się przejaśniło.
- Stajesz sobie pod moimi drzwiami i tak o po prostu pukasz?- spytał z pretensjami.
- A co miałem stanąć pod oknem i tak o po prostu pukać?- byłem już poddenerwowany.
Joe popatrzył na mnie z żałosnym wzrokiem- Wiesz ja my wszyscy się o ciebie martwiliśmy, stary my nawet zgłosiliśmy twoje zaginięcie na policji- tłumaczył i myślał, że dzięki temu im podziękuje? Okej jak najbardziej doceniam to, ale nie rozumiem kompletnie zdenerwowania Joe.
- Joe to na prawdę działo się szybko i wbrew mojej woli- postanowiłem spuścić z tonu i na spokojnie z nim porozmawiać- Wpuścisz mnie?- spytałem pokazując na pomieszczenie za nim.
- Nie za bardzo- pochylił lekko drzwi.
- A to czemu niby? Z tego co wiem, to jest tez moje mieszkanie- zauważyłem.
- Tak wiem wiem- Joe balansował ręką- Ale chodzi o to, że..- podrapał się nerwowo za głową.
- Dobra, nie kończ- spojrzałem na przyjaciele, któremu lekko rozwiązywał się szlafrok- Idź już do niej, odezwę się kiedy indziej.
- Justin.- powiedział nagle Joe- Czemu cię nie było?
- To nie jest rozmowa na teraz- powiedziałem cicho schodząc schodek niżej- idź już do niej, pewnie się niecierpliwi.
- Cześć- uśmiechnął się lekko, a ja to odwzajemniłem. Okej nie spodziewałem się nie wiadomo jakich fajerwerków na mój przyjazd bo:
A nikt o nim nie wiedział.
B zniknąłem tak o nagle, nikomu o tym nie mówiąc i mieli prawo być źli.
Ale nie spodziewałem się takiej złości ze strony Joego, jest moim przyjacielem, owszem, ale nie sądziłem, że aż tak to nim wstrząśnie.
Wyszedłem z budynku i skręciłem w prawo. Czyli w moim mieszkaniu też dziś nie będę spał..fajnie.
Nie liczyłem już na nic tylko na jakąś wolną ławkę w parku, do którego teraz zmierzałem.
Dotarłem na miejsce i rozglądnąłem się, w parku było mnóstwo ławek, dlatego z tym nie miałem żadnego problemu. Podszedłem bliżej do jednej z nich i ułożyłem się wygodnie, jakkolwiek by to wyglądało, nie chciałem w swoim domu spędzić chwili dłużej.

*Emily*
Nie wiem ile ja już tak przeszłam? Nawet nie wiedziałam, szczerze to nawet nie zwróciłam na to uwagi, dobrze mi się szło. Podjechałam kilka przystanków do mojego starego miasta, zdałam sobie sprawę z tego, że jednak siedzenie w sklepie nie jest takie fajnie, jak mi się wydawało, więc po prostu chciałam wrócić do mojej mamy, gdziekolwiek ona była.
- Hej mała- usłyszałam pisk opon, a po chwili zobaczyłam, także jakiegoś szczyla w okularkach. Wychylał się przez okno pasażera- Podwieźć cię gdzieś?
- Nie dam sobie radę- rzuciłam i ruszyłam do przodu, a oni wolno jechali obok mnie.
- A może jednak?
- Mama uczyła mnie, że nie wsiada się do auta z obcymi- uśmiechnęłam się do niego banalnie.
- Wcale nie musimy być sobie obcy, prawda?- poruszył brwiami.
- Nie chcę zagłębiać tej relacji- pokiwałam głową i przyśpieszyłam, jednak oni ciągle jechali obok.
- A może jednak?- spytał ponownie.
- Jednak nie- teraz już nawet na nich nie popatrzyłam, szłam przed siebie z założonymi rękami.
- No dawaj- kiwnął głową.
- Spadaj- stanęłam, a oni gwałtownie zahamowali. Jedyny dobry plan jaki wtedy miałam to wrócić się i pójść na około co oznaczało by, że będę musiała iść przez las, niebezpieczne, ale ostateczne.
- Będziesz żałować dupeczko!- krzyczał z oddali kiedy znikałam za drzewami.
- Na pewno- szepnęłam do siebie ironicznie i dalej szłam z założonymi rękami gdzieś w głębinie lasu.
Było tutaj ciemno i chłodno mimo to nawet przyjemnie, pamiętam, że w centrum lasu znajdowało się ognisko, a w okół były jakieś pieńki i ławki. Uśmiechnęłam się do siebie na to wspomnienie i pomyślałam, że w sumie nic mi nie szkodzi sobie tam posiedzieć. Przybrałam nowy kierunek, wiedziałam, że pośród drzew gdzieś ujrzę kamienie i ławeczki.
  Stanęłam za jednym z drzew, bo właśnie doszłam na miejsce, westchnęłam i z lekkim uśmieszkiem poszłam w kierunku siedzenia, jednak szybko byłam w stanie zauważyć, że nie jestem tu sama, ktoś leżał na ławce, która stała tyłem do mnie, bałam się tam podejść, ale z drugiej strony cholernie bałam się, że ten człowiek nie żyję i gdybym teraz usciekła miała bym go na sumieniu. Podeszłam bliżej ławki i obeszłąm ją tak by zobaczyć czy ma puls. To co zobaczyłam osłupiło mnie kompletnie, nie wiedziałąm co mam zrobić, czy mam krzyczeć, czy uciekać?
- Justin- szepnęłam, a z mojego policzka zleciała łza, po tak długim czasie zobaczyłam go, widzę go jest prze mną i leży na ławce. Śpi, ale to nie jest zwykły sen on jest smutny, ale przy tym bardzo uroczy. Chciałam ująć jego twarz i pocałować go, ale nie mogłam, stałam tam w bezruchu jak idiotka. Wiedziałam, że mnie zranił, ale widok jego przemarzniętego na tej ławce rozpołowił moje serce na dwie części, zaczęłam krwawić w środku i czułam ze ta krew wyjdzie mi w postaci łzy. Zaczęłam się trząść i szczypać by na pewno sprawdzić czy mi się to nie śni..nie.. to na prawdę on..to Justin.
Pochyliłam się nad nim, żeby przyjrzeć się jego twarzy, a on momentalnie otworzył oczy, a ja odskoczyłam ze strachu.
- Emily- powiedział, a w jego głosie mogłam dostrzec pełnię energii. Pośpiesznie wstał z ławki i stanął na przeciwko mnie, nie wiedziałam jak się zachować dlatego odwróciłam głowę w prawo- Kochanie- odębiałam na te słowa.
- Kochanie?!- wrzasnęłam- A teraz kochanie- parsknęłam, zakładając ręce, a on wyraźnie się zdziwił.
- Tyle cię szukałem- pogłaskał mnie po policzku, poparzyłam na niego tępo- Widzę, że ty mnie też.
- Znalazłam cię przypadkiem i pewnie gdybym wiedziała, że to ty to bym nie podeszła- powiedziałam pewnie.

*Justin*
Zabolały mnie jej słowa, bolały tak bardzo, że miałem ochotę ścisnąć sobie twarz.
- Emily, czemu jesteś taka zła?- spytałem zdezorientowany.
Popatrzyła na mnie żałośnie- Myślałam, że ty się zgubiłeś w życiu, a ty po prostu jesteś głupi.
Nie wiedziałem co jej powiedzieć, ale coś musiałem, przecież od tego wszystko zależało.
- Emily, to nie tak, ja wiem o co ci chodzi.
- Nie wiesz- rzuciła obojętnie, bolała mnie ta obojętność w jej oczach była ostra i stanowcza.
- Emily ja chcę ci to wyjaśnić..- próbowałem się bronić.
- Justin, zostawiłeś mnie tutaj nie ma co wyjaśniać- powiedziała spokojniej.
- Nie Emi, ja cię nie zostawiłem.
- To jak wytłumaczysz twoją nieobecność i słowa tego lekarza?!- wymachiwała rękami ze złości, byłem w szoku, jak szybko zmieniały jej się nastroje.
- Emily, mój tato nie uprowadził- zacząłem jej wszystko tłumaczyć, ale widziałem, że na marne bo ona nie wierzyła w żadne moje słowo.
- Skończ- wyminęła mnie, ale ja szybko chwyciłem ją za rękę i obróciłem w moją stronę.
- Wysłuchaj mnie!
- Puść mnie! Pomocy!- zaczęła krzyczeć.
- Emily- chciałem ją uspokoić, ale mimo wszystko trzymałem ją w kurczowym uścisku.
- Pomocy!- nachyliła się i ugryzła mnie w ręce.
- Emily! ja chcę ci to wyjaśnić- ciągle trzymałem swoje.
- Najlepiej mnie puść!- wyrwała się z mojego uścisku i zniknęła pośród drzew. Nic nie mogłem poradzić, na siłę nic jej nie wytłumaczę, tak bardzo chciałem ją zobaczyć, ale kompletnie inaczej wyobrażałem sobie to spotkanie, ale z drugiej strony, na co ja liczyłem, na fajerwerki? Chyba się przeliczyłem i to bardzo.
Mimo wszystko pobiegłem za nią.
- Emily, poczekaj!- krzyczałem za nią, ale ona dalej szła marszem przed siebie- Kochanie!- rozpędziłem się tak by ją dogonić, ale kiedy ona usłyszała, że biegnę to też zaczęła.
Dogoniłem ją i pociągnąłem za ramię- Posłuchaj mnie- nakazałem.
- Wiesz co jest najgorsze?- zaczęła- Że nie było cie jak się wybudziłam. Rozumiesz, że oni powiedzieli mi, że się wyprowadziłeś, że już mnie nie kochasz, co ja miałam w cholerę sobie o tobie pomyśleć..miałam może czekać na ciebie..może miałam wydzwaniać? No kurwa, na co ty liczysz?- wiedziałem, że miała pieprzoną rację, krzyczała na mnie, była zła i najgorsze było to, że taka była prawda, byłem skurwysynem.
- Emily, musisz zrozumieć, że ja ciebie nie zostawiłem.
- Gdzie byłeś ten cały czas?- zadawała mi pytania, jakie jej tylko przyszły na myśl.
- W Ohio.
Popatrzyła na mnie banalnie- Żałosny jesteś- mówiąc to odwróciła się i dalej szła przed siebie.
- Poczekaj, to nie tak- znowu ją zatrzymałem za ramię, chciałem do cholery by mnie wysłuchała.
- A jak?! Byłeś sobie w Ohio i co, ile tak wybzykałeś?- pytała wyraźnie zdenerwowana.
- Możesz mnie posłuchać?!- wrzasnąłem na nią, bo wiedziałem, że ze spokojem nic nie zadziała, przecież to była moja Emi.
- Masz 5 minut- rzuciła i popatrzyła na mnie.
- Emily, byłem tutaj z tobą cały czas, kiedy byłaś w szpitalu, byłem u ciebie codziennie, rozumiesz to? Nie odstępowałem cię na krok, bałem się o ciebie każdego dnia i nie chcę byś myślała, że jak leżałaś w śpiączce to ja cię zdradziłem, bo tak nie było, nigdy bym ci tego nie zrobił, rozumiesz?- ująłem jej twarz w dłonie i kontynuowałem- Mój tato narobił nam dużo problemów, powstały znikąd..nagle ktoś mnie zaczął prześladować i na dodatek z nikim nie miałem wsparcia- widziałem, że jej mina się zmieniła.
- Czekaj chwilę- powiedziała ze zmarszczonym czołem i zabrała twarz- Czy ty powiedziałeś, że ktoś cię prześladował?
- Pisał sms-y, siedział na drzewie, szpiegował mnie, a co?
- A nie nic- otrząsnęła się z czegoś bo mówiła nie pewnie, a ja nie wiedziałem co się dzieje- Mów dalej- powiedziała nie patrząc na mnie.
- Na pewno?- spytałem dla upewnienia.
- Tak.
- No więc tato narobił takich problemów, że zaczęła nas ścigać policja i musiał wyjechać, ja protestowałem ile sił, ale on po prostu mnie uderzył czymś w głowę i obudziłem się dopiero w prywatnym odrzutowcu, który leciał do Ohio. Ojciec odciął mi wszystko i ciągle za mną łaził, a bym przypadkiem nie zrobił nic głupiego- powiedziałem i popatrzyłem na nią, widziałem, że chciała powiedzieć coś kilka razy, ale tego nie zrobiła- Ale znalazłem sposób..chciałem się do ciebie dostać, wrócić tu..nie było dnia, w którym bym o tobie nie myślał..o tym czy mój aniołek się wybudził..- popatrzyłem na nią widziałem, że miała szklanki w oczach- Dostać się tu pomogła mi dziewczyna, która zadzowniła po gliny ze swojego telefonu, gdyby nie ona, mój ojciec byłby na wolności, a ja bym tam siedział i tęsknił za tobą.
- Nie zostawiłeś mnie?- spytała zachrypniętym głosikiem.
- Skarbie- pogłaskałem ją- Kto ci naopowiadał takich bzdur?
- Ponoć, twój ojciec powiedział tak lekarzowi- powiedziała cicho. Widziałem, że w jakimś stopniu mi uwierzyła bo była spokojniejsza.
- Mój ojciec? Emily, MÓJ OJCIEC?- ponowiłem- Ten sam ojciec, który cię nienawidził, sypiał z kim się da i porwał własnego syna do Ohio i ten który podpalił dom sąsiadów? Czy dalej mówimy o tym samym?- spytałem banalnie, mimo to, że to na prawdę mogło zabrzmieć głupio, ale przecież mój ojciec to kanciarz..
Emily zaśmiała się lekko.
- Justin, ja muszę pomyśleć- powiedziała nagle.
- Rozumiem- powiedziałem spokojnym głosem- Skontaktuj się ze mną jakoś.
- Zadzwonię- powiedziała.
- Nie mam telefonu ojciec mi go zdeptał.
Emi popatrzyła na mnie wystraszona, ale mnie to trochę bawiło.
- Będę, każdego dnia o 15:00 tutaj w parku, przyjdź jak już odetchniesz.
Pokiwała głową ze smutkiem, widziałem go w jej oczach.
- Emily przepraszam jeszcze raz- popatrzyłem na nią ze współczuciem i lekko pochyliłem się nad nią. Chciałem poczuć jej usta i pocałowałem ją delikatnie, jednak ona nie odwzajemniła mojego pocałunku, więc postanowiłem, że go przerwę. To była niezręczna chwila.
- Cześć, Justin- machnęła mi ręką i odeszła, a ja stałem tam jak głupi i patrzyłem jak odchodzi. Jedyne co mnie w tej całej historii pocieszało to to, że była zdrowa i, że znowu mogłem zobaczyć jej oczy, były jeszcze piękniejsze niż zawsze..

*Emily*
Musiała się z nim pożegnać i odejść, czułam, że jeśli będę tam stała jeszcze chwilę to nie będę wstanie powstrzymać łez, które cisnęły mi się do oczu. Chciałam powiedzieć mu wszystko co czuję, ale nie mogłam moja złość przejęła stery i krzyk wypłynął ze mnie jak puste słowa..Chciałam mu wybaczyć i o ty zapomnieć, ale z drugiej strony chciałam go uderzyć i kazać, że nie zbliżał się do mnie, byłam w jednej, wielkiej, pierdolonej kropce, która z każdym dniem rosła i rosła. Musiałam dostać trochę czasu bo ciężko mi się pozbierać i tak o po prostu zapomnieć o tym, że wyjechał..fakt, że o NIM jako osobie jest ciężej zapomnieć, ale tego chciałam..chciałam osiągnąć przewagę nad sobą, chciałam pokazać sobie, że umiem ze sobą walczyć, ale każdy wiedział jak jest..tylko ja łudziłam się, że jest inaczej, powinnam przestać się starać być kimś kim nie jestem, ale po prostu..nie umiałam..Zawsze byłam jedną i tą samą Emily i muszę przyznać zaczęło mi się to nudzić..nie umiałam powiedzieć chłopakowi "nie", ale nie umiałam tez powiedzieć "tak" i to chyba zabolało go najbardziej.
  Rozpętała się straszna ulewa i wszędzie było morko, ale ja nie przejmowałam się tym czy pomoczę sobie butki czy może, że popsuję sobie fryzurę..bałam się o Justina, że został w parku, nie chciałam by zmoknął, albo żeby się rozchorował. Całą drogę o nim myślałam i nie mogłam przestać on był jak drzazga..wlezie i wychodzi z trudem, w tym przypadku skóra to moje życie? Chyba na to wychodzi..

Oto kolejny!
Wiem, wiem, że trochę krótki, ale mam dla was niespodziankę!!!
Emily i Justin się spotkali. OMOMOM
Piszcie jak wam się podoba i czekajcie na następny.
Powinien się ukazać niebawem <3

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 25


NOTKA POD ROZDZIAŁEM
*Justin*

Przeżyłem już trzecie piętro. Za żadne skarby nie mogłem patrzeć w dół, ponieważ automatycznie bym spadł i roztrzaskał się.
-Oddychaj Justin- mocno ścisnąłem oczy i pewnie podniosłem nogę ku górze.
Za pewne gdyby ktokolwiek inny miał wykonać taką "dziwką" akcję, to wszedł by do hotelu, wjechał windą na ostatnie piętro i tamtędy przedostał się na dach budynku. Jednak widziałem, że przed hotelem stał wysoki mężczyzna z jakąś barierką i sprawdzał karty, a ja takiej karty nie posiadałem.
  Moje ręce zaczęły się pocić coraz bardziej i na prawdę w pewnych momentach myślałem, że lecę i nikt nie będzie mnie w stanie złapać, bo na dole czeka na mnie beton. Jednak to był tylko skutek lęku wysokości. Śmieszne..wchodzę na drabinę z lękiem wysokości. Debil..
- Spokojnie Justin- pocieszałem się- Jeszcze tylko 10 pięter.
Byłem w tym kiepski.. tak bardzo kiepski, że zaczęło mi się robić słabo. Przystanąłem na chwilę dalej mocno trzymając się drabiny. Była stara, bo pewnie była jedynym elementem budynku o który się nikt nie troszczy. Obiecuję, że jak kiedyś będę miał własny hotel to o drabinę będę dbał najbardziej, żeby potem debile wspinający się po niej najzwyczajniej w świecie się nie zabili.
Z każdym szczebelkiem skręcało mnie w brzuchu i poczułem, że serio zwymiotuje.
  Powoli wchodziłem na siódme piętro. Czułem, że robi mi się coraz zimniej. Na górze ogólnie było zimno. Wiatr uderzał w moją twarz co przymusiło mnie to mrużenia oczy, co na prawdę było niewygodne przy wchodzeniu po drabinie. Modliłem się by gwoździe nie odkręciły się od ściany i żeby drabina nie oderwała się.
*
Doszedłem na sam koniec, stawiając już jedną nogę na dachu poczułem ulgę, jakby cały strach ze mnie spłynął.
Wychyliłem się leciutko zza progu, żeby zobaczyć jak tu jest wysoko.
Było BARDZO wysoko.
- I co lęku wysokości?!- darłem się z odchyloną głową w górę i odchylonymi ramionami na boki- Możesz mi tylko nasrać!- zacząłem się śmiać. To było coś..pokonać tyle pięter. Co prawda nigdy w życiu się tak nie spociłem, ale warto było.
  Było tu straszliwie zimno, po jakiś trzydziestu minutach cały się trząsłem. Chciałem pokazać sam sobie jaki jestem bohaterki i wszedłem po drabinie, która mierzyła trzynaście pięter, tym czasem zmarzłem jak cholera i to był mój największy problem.
Spacerowałem po dachu, żeby zapomnieć o zimnie. Siedziałem już na nim z godzinę. Cholera, nigdy w życiu więcej takich akcji, wolałbym już cackać się z tymi lotniskami.
- Emily- szepnąłem lekko odchylając głowę ku górze- Robię to dla ciebie. Za jakiś czas do ciebie wrócę i będziemy razem- uśmiechnąłem się lekko- Obiecuję.
Pocierałem dłonią o drugą dłoń by trochę się ogrzać. Było serio zimno, jak nigdy.
- No gdzie on jest?- maszerowałem w miejscu.
Co jakiś czas spoglądałem w niebo by zobaczyć czy już nadlatuje, ale jego nie było ani nade mną, ani w oddali.

*Emily*
Zjadłam swoją kolację i strasznie zachciało mi się spać. Cały ten dzień był taki zaspany.
- Dobranoc- powiedziałam cicho wstając z kanapy.
- Czekaj, czekaj- tato wstał za mną- Tutaj są leki- podał mi mały talerzyk, na której leżały dwie pigułki.
Wywróciłam oczami- Nic mi nie jest.
- Weź je- nakazał lekko przymykając oczy.
Stęknęłam i wzięłam od ojca tabletkę, którą lekko gniotłam w ręce.
- Czekaj podam ci wodę- powiedział i poszedł do kuchni po czym szybko wrócił.- Masz.
Wzięłam od niego kubek i mocno go ścisnęłam. Włożyłam tabletkę do ust i popiłam zawartością szklanki.
- Mogę już iść?- spytałam.
- Teraz tak- uśmiechnął się zadowolony z tego, że zmusił córkę do wzięcia tabletek. Szacunek.
- Dobranoc- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Dobranoc- odpowiedział mi siadając na kanapę.
Weszłam po schodach i otworzyłam drzwi od swojego pokoju. Od razu zapachniało mi czymś bardzo intensywnym. Zapaliłam światło i rozglądnęłam się po pokoju. Na pierwszy rzut oka nic nie było widać. Może mam podrażnione nozdrza, albo po prostu coś zaśmierdziało z dworu.
Zgasiłam światło i odchyliłam kołdrę pod którą po chwili zgrabnie się wślizgnęłam. Chciałam zasnąć, ale coś mi nie dawało. Poczułam, że mam mokro pod plecami i nogami. Spanikowałam, co to mogło do cholery być?!
Wstałam szybko i podbiegłam do włącznika zapalając światło.
-Cholera!- krzyknęłam dostatecznie cicho. Zaczęłam panikować, to było tak silne, że poczułam, że zaraz zemdleje.
To była benzyna.
Podeszłam bliżej i lekko przejechałam palcami po plamie, następnie przytykając je do nosa.
Ewidentnie benzyna.
Ale co benzyna robi na mojej pościeli?
Rozglądnęłam się po całym pokoju..krople prowadziły do okna, zaczęłam iść za nimi, chciałam wiedzieć o co chodzi. Byłam strasznie ciekawska.
Ostatnia kropla była umiejscowiona jakoś metr od okna, nachyliłam się nad nią i pod parapetem była naklejona różowa karteczka, która z pozycji stojącej nie była widoczna.
Chwyciłam ją i odkleiłam lekko. Nabrałam oddech i zatrzymałam go w płucach.
"Jeśli nie on to ty będziesz następna"
Nie wiedziałam czy w tamtym momencie mam wyć czy się śmiać. Dlatego postanowiłam zachować zimną krew. Ścisnęłam mocno kartkę i wyrzuciłam ją do śmieci.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej koc, z którym zawędrowałam pod drzwi, które otworzyłam lekko.
- Czemu nie śpisz?- spytał ojciec, który dostrzegł mnie na schodach.
- A bo jakoś nie lubię spać z benzyną- rzuciłam wymijając go.
- Słucham?- zaśmiał się- Czy leki zaczęły działać w przeciwną stronę.
- Nie-powiedziałam dość poważnie- Mówię serio idź zobacz- pokazałam palcem na drzwi znajdujące się na piętrze.
Położyłam koc na kanapie i usiadłam na nim.
- Okej?- zawahał się, ale mimo wszystko wszedł na górę.
Pewnie bardzo się zdziwi, ponieważ jeszcze nigdy nie spotkał się z taką sytuacją..tak mi się przynajmniej wydaję.
- Kurwa!- usłyszałam jego krzyw i szybko się zerwałam.
- Tato w porządku?!- spytałam podbiegając pod schody łapiąc się barierki.
Tato wybiegł z pokoju niczym oparzony.
- Co się stało? Tak się wystraszyłeś benzyny?- spytałam lekko rozbawiona.
- O jakiej ty mówisz benzynie.?!-zszedł po schodach i próbował się uspokoić.
- No o tej co jest na pościeli.
- A widziałaś tą dziewczynę na parapecie?!- zaczął sapać.
Moje oczy wyłupiły się, a ja stałam jak wryta. Czy to jest jakiś jebany koszmar.
- Jakiej dziewczynie?
- Wszedłem do pokoju, a na parapecie siedziała jakaś dziewczyna, a po chwili wyskoczyła z okna.
Jaką dziewczyna? O co chodzi.
- Spokojnie tato- powiedziałam głaskając go po ramieniu.
Może faktycznie ta benzyna i liścik to nie żaden durny żart, może faktycznie to ma jakiś poważniejszy sens, która ja po prostu lekceważę, a wymaga on dużej uwagi.
- Idź spać, a ja wezmę tabletki uspokajające- ruszył w stronę kuchni, a ja zbliżyłam się do kanapy kładąc się na niej. Przykryłam się kołdrą po uszy. Bałam się tej nocy. Zapowiadała się długa i bezsenna.

*Justin*
- No w końcu jesteś- powiedziałem do niego wchodząc do odrzutowca.
- Nie narzekaj i tak jestem wcześniej niż miałem być- rzucił do mnie- Gdzie ojciec?
Ups..to się zdziwi.
- W areszcie- postanowiłem zgrywać wyluzowanego.
- Na prawdę?- spytał patrząc na mnie, a w jego oczach mogłem dostrzec..szczęście?
- No tak- powiedziałem, a on siedział cicho.
Niewiarygodne, niby taki posłuszny ojcu, a jak przyjdzie co do czego to cieszy się z jego nieszczęścia..myślę, że moglibyśmy się dogadać.
Poszedłem na tyły samolotu i usiadłem na jakimś siedzeniu. Pochwili poczułem jak wbija mnie w fotel.
- Trzymaj się!- krzyknął do mnie.
Złapałem się mocno za umarcie fotela i zamknąłem oczy.
Już tylko kilka godzin i zobaczę moją Emily. Nic nie opisałoby mojego szczęścia.
  Zobaczę moje słoneczko, pewnie już za mną tęskni. Wiem, wiem, że pewnie dalej śpi, ale obiecuje, że jak wpadnę do tego szpitala to zostanę z nią cały dzień. Chcę już dotknąć jej delikatnych włosów, wciągnąć ich zapach. Pocałować jej pełne usta i trzymać jej rękę. Oddalenie mnie od niej to było najgorsze co do tej pory mnie spotkało i obiecuje, że jak tym razem ktoś będzie próbował mnie od niej zabrać to dostanie w mordę.
- Justin?- spytał pilot, a ja podszedłem do niego.
- No co tam?- kiwnąłem głową podpierając się łokciem o jego oparcie.
- Za co aresztowali twojego ojca?- spytał ciągle patrząc przed siebie.
Westchnąłem- Długo by mówić.
On nic nie podpowiedział. Pewnie nie wiedział co.
- Za ile będziemy w NY?- spytałem po chwili.
- Spokojnie- złagodził mnie ręką- Jak będziemy to ci powiem.
Nie mogłem znieść tego czekania. Wymierałem bez niej, chciałem już być tak, stanąć na Nowojorskiej ziemi i pobiec do szpitala, złapać ją i zasnąć obok.
*
Troszkę się zdrzemnąłem, potrzebowałem snu.
- Wstawaj- poczułem jak czyjaś dłoń potrząsa mnie za ramię- Wstawaj.
Otworzyłem zaspane oczy i kilka razy nimi zamrugałem.
- Co się dzieje- spytałem przymrużając je.
- Już jesteśmy- powiedział z lekkim uśmiechem.
Te słowa natychmiast mnie przebudziły i postawiły do pionu.
Tak na prawdę nie wiedziałem jak się zachować, czy wybiec z tego samolotu i pobiec ile sił w nogach, czy na spokojnie wszystko zrobić..
Popatrzyłem na niego i odpowiedź była jasna. Złapałem go za rękę i podziękowałem uprzejmie i wybiegłem z samolotu.
- W końcu!- krzyknąłem- W końcu!
Nie wiedziałem gdzie mam biec i na jakim lotnisku jesteśmy, ale wiedziałem, że w końcu znajdę się w NY.
  Rozglądałem się po ulicy i szedłem przed siebie z uśmiechem na twarzy, Wszyscy ludzie wydawali mi się smutni, jednak wtedy dla mnie to było dziwne, bardzo dziwne, bo ja byłem szczęśliwy. Zawsze tak było, kiedy ja byłem smutny każdy taki powinien być, ale kiedy ja się cieszyłem każdy inny też powinien.
Bez sensu..
- Uważaj jak łazisz!- warknęła do mnie jakaś ciężarna kobieta. Nie wiele potrzebowałem by ją rozpoznać.
- Maria?- spytałem lekko się odwracając, a dziewczyna gwałtownie się zatrzymała.
- Skąd mnie znasz?- spytała zdziwiona co oznaczało, że mnie nie pamiętała.
- No jak to skąd? Spotkałem cię w lesie- tłumaczyłem.
Ona lekko się skrzywiła- Wiesz ile osób tam spotkałam?- spytała banalnie, jakby to było, a przynajmniej powinno być oczywiste.
- Ale ja różniłem się od innych- szepnąłem, żeby mnie poznała.
Popatrzyła na mnie chwilę ze złością w oczach trzymając się za brzuch, popatrzyłem na niego i szybko coś trafiło do mojej głowy. Może to faktycznie jest dziecko mojego ojca, mimo wszystko, że mówił, że dziewczyna na pewno nie miała na imię Maria, już mu nie ufałem.
- Skończyłeś?- spytała ironicznie. Ile złości mieści się  w tak niewinnej dziewczynie?
- Nie skończyłem- wysyczałem i złapałem ją za rękę.
- Czego ode mnie chcesz do cholery?!- uniosła się, jednak na tyle cicho by ludzie nie musieli urządzać sobie widowiska.
- Z kim masz dziecko?- spytałem, jednak wiedziałem, że pytanie jest nie na miejscu.
- Co cię to obchodzi?- wyszarpnęła się z mojego silnego, spoconego uścisku- Odpierdol się okej?- rzuciła i zniknęła w tłumie ludzi. Dalej nie wiedziałem, czy to dziecko mojego ojca i pewnie się nie dowiem, ale przecież ja bym mógł jej pomóc, dawać jakieś pieniądze za niego, tak wiem..,wiem pieniądze nie zastąpią mu ojca, ale co mam zrobić, że on taki jest?
Spokojnie Justin.. uspokoiłem się w myślach. Nawet nie wiesz czy to jego dziecko.
Nie obchodzi mnie ta dziewczyna..nie chce mojej pomocy to nie jest już mój problem.
Szedłem przed siebie oglądając te wszystkie sklepy poboczne, Emi uwielbiała do nich chodzić, mimo wszystko ja zawsze się zastanawiałem co w tym takiego fajnego. Zawsze robiłem to co chciała, umiała mnie zaczarować, a ja tańczyłem tak jak mi zagrała, ale to było wspaniałe..najwspanialsze na całym świecie.
*
Stanąłem pod głównym wejściem do szpitala, poczułem jak w tamtym momencie moja krew przyśpieszyła, a moje ciało oblało się zimnym potem.
Nie wiedziałem czy mam wejść, czy odejść..jednak to moje serce zadecydowało.
Chwyciłem za klamkę i gwałtownie wszedłem do budynku.
- Dzień dobry- przywitałem się z dobrze znaną mi pielęgniarką.
- Dzień dobry- odpowiedziała lekko zdziwiona.
Na końcu korytarza głównego szybko dostrzegłem lekarza prowadzącego Emily, chciałem zapytać się o stan jej zdrowia zanim ją zobaczę.
- Przepraszam- powiedziałem podbiegając do niego.
- Justin, co ty tu robisz?- spytał poważnie tak jakby był na mnie zły- Czy nie wyprowadziłeś się.
- Słucham?- spytałem- Pierwsze słyszę.
- Pański ojciec udzielił mi tych wiadomości- stwierdził szybko wpisując coś w jego kalendarzyk.
Jeśli cokolwiek mówił mu mój ojciec to na pewno było kłamstwo.
- Skomplikowana sytuacja- machnąłem ręką.
- Po co przyszedłeś?- spytał lekko podnosząc na mnie wzrok.
- Przyszedłem odwiedzić Emi- powiedziałem z lekkim uśmiechem, poczułem ucisk w brzuchu..w końcu ją zobaczę.
- To chyba nie będzie możliwe- powiedział spokojnie.
- Przepraszam?- spytałem kiwając głową- Czemu?
- Ponieważ Emi nie ma w szpitalu.
Te słowa były jak cichy dzwon, który miał mnie wybudzić. Jak to jej cholera nie ma w szpitalu.
- Gdzie ona jest?- spytałem poważnie.
- Skąd mam wiedzieć? Może w domu- powiedział banalnie.
- Ale czemu? Przecież była poważnie chora- unosiłem się coraz bardziej.
- Ale nie jest, ponieważ już kilka tygodni temu została wypisana ze szpitala- stwierdził.
Kurwa.
Nie zwracałem już na niego uwagi po prostu wybiegłem ze szpitala.
Jak to jej nie ma?!
To gdzie jest? No gdzie jesteś Emi?
To mnie tak bolało...bolało mnie te, że nie było mnie przy tym jak w końcu otworzyła swoje oczka i powiedziała pierwsze słowo. Byłem głupi. Myślałem, że ona tu dalej leży bezradnie, przecież sam jej kazałem walczyć, to walczyła i z tego wyszła. Byłem taki szczęśliwy, że jest zdrowa i nic jej nie grozi, przecież jest dla mnie najważniejsza nie mógłbym pozwolić na to by ciągle cierpiała, ale teraz nie wiem gdzie jest. Musiałem jej poszukać i to w tej chwili. Mimo wszystko, że był już wieczór i gdybym miał nawet szukać ją całą noc zrobię to.

*Emily*
21:34
Nie mogę zasnąć, nawet nie umiem zamknąć oczu, coś nie daje mi spać, coś silniejszego ode mnie. Strach zżera mnie od środka..i od zewnątrz w sumie też. Zdjęłam z siebie kołdrę i wstałam z kanapy, mój tato ewidentnie coś robił w swoim pokoju bo słyszałam jakieś kroki i szelesty co oznaczało, że laptop jest wolny. Skierowałam się w kierunku mini biura mojego taty i usiadłam za biurkiem.
Lekko otworzyłam klapę laptopa i przycisnęłam guzik. Usłyszałam jak się uruchamia i pomyślałam, że to trochę potrwa dlatego na chwilę wstałam od biurka i poszłam do kuchni po jakiś serek.
Zajrzałam do lodówki, ale w niej nie było żadnego serka.
- No tak- powiedziałam sama do siebie- Nie ma.
Wyszłam zawiedziona z kuchni, jednak na mojej drodze napotkałam coś niepokojącego. List. W pewnym momencie na prawdę zawahałam się, żeby go podnieść, najpierw ta benzyna, a teraz jakiś list, cos jest chyba do cholery nie tak. Czy mój tato ma jakiś wrogów? Czy te problemy to tylko odbitka na nie za kogoś innego? Na karteczce było napisane, że był on, a ja będę następna..czy coś w tym stylu..nie ważne. Jednak mimo wszystko coś kazało mi otworzyć ten list.
Podeszłam bliżej miejsca, w którym leżał i schyliłam się po niego delikatnie, chwyciłam go, a następnie wróciłam do pozycji pionowej.
Zaczęłam się trząść i pocić. Niby jakiś kawałek papieru, a wywołuje tyle emocji, kto by pomyślał.
Oderwałam kawałek koperty i wyjęłam list ze środka, był zgięty na pół napisany na żółtym papierze, co nie wiadomo czemu przerażało mnie jeszcze bardziej. Położyłam podarta kopertę na półkę i rozwinęłam list.
"Jesteś gotowa?"- przeczytałam pierwsze słowa w nagłówku i aż usiadłam.
"Chcę abyś pamiętała, że robię to dla ciebie, troszczę się o ciebie i nie chcę by ci się coś stało"- przeczytałam kolejne słowa..czy to Justin?
"Mam nadzieję, że nie zrozumiesz mnie źle, ale ..po prostu muszę z tobą skończyć"- przyłożyłam drżącą dłoń do ust.
"Nie jesteś mi już w niczym potrzebna, rozumiesz? Chcę, żebyś zniknęła bo tylko komplikujesz mi sytuację. On cię znajdzie wszędzie, a mi zależy na tym by cie nie znalazł. Nikomu nie jesteś potrzebna, już dawno powinnaś zdechnąć, szkoda, że tak się nie stało..wielka szkoda"- załkałam z bezradności, nie wiedziałam co się dzieje.
"Chciałaś napisać coś na swoim starym blogu, tak? Wiem, że tak. Po to wstałaś z łóżka..zawdzięczaj to sobie, bo jakbyś tu dalej leżała to najprawdopodobniej była byś martwa. Miłej nocy"
List się skończył, a ja poczułam, że nie jestem sobą, że jestem teraz kimś innym. To się nie dzieje na prawdę, nie jestem w jakimś zasranym horrorze. Powiedzcie, że to tylko koszmar! Nikt nie mógł mi tego powiedzieć, bo o było by kłamstwo.
Skąd do cholery adresat wiedział, że chciałam wejść na starego bloga?! To mnie teraz zastanawiało. Czy on znał mój każdy krok? Czy on wszystko widział? Rzuciłam listem i po prostu wybiegłam z domu. Mogło mnie coś przejechać, mogło mnie coś zgwałcić..cokolwiek niż to.
Miałam w dupie to, że miałam na sobie piżamę i każdy mógł na to patrzeć. Chciałam odetchnąć, z normalnego życia spokojnej dziewczyny, zmieniłam się w jakąś siedzibę problemów. Kiedy to się stało? Kiedy?
Nagle mnie olśniło..to się stało wtedy kiedy poznałam Justina. To on był tym problemem od samego początku, w mojej głowie on był wszystkim..miłością mojego życia, przygodą, problemem, chłopakiem który nauczył mnie kochać, chujem, facetem z którym straciłam dziewictwo, debilem który mnie zostawił, był..wszystkim i niczym.
Szłam szeroką ulica, średnio znałam tą dzielnice..tak na prawdę to w ogóle jej nie znałam, tak rzadko miałam okazje widzieć się z ojcem tutaj, a nawet w ogóle..
Wiedziałam tylko jedno..nie chcę już siedzieć dłużej w tym domu bo zwariuje. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mój tato będzie się o mnie martwił, ale w tym momencie to ja martwiłam się sama o siebie. Byłam na tyle zestresowana i wystraszona, że miałam ochotę wrócić do mamy i mojej siostry, ale skąd miałam wiedzieć gdzie są?
Mogłaś zostać z nimi, a nie było by tego problemu.
Głos w mojej głowie, był mi przeciwny, nigdy mnie nie rozumiał.

*Justin*
Stanąłem pod drzwiami domu mojego słoneczka, no bo gdzie mogła być jak nie w domu?
Uniosłem mimowolnie rękę ku górze i zapukałem głośno trzy razy. Przez jakiś czas nikt mi nie otwierał, ale to tylko motywowało mnie do pukania coraz mocniej i nagle o moje uszy obił się dźwięk schodzenia po schodach, poczułem jak wszystko podeszło mi pod serce..bałem się tego spotkania.
- Kto do cholery tak wali?!- otworzyła mi drzwi, jednak ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu to nie była Emi. Znalazła nową koleżankę?
- Przepraszam. Jest Emi?- spytałem lekko uśmiechnięty jednak jej nie było do śmiechu.
- Kto kurwa?- zmarszczyła żałośnie czoło. Niby taka niewinna, a umiała być wredna, to było widać, słychać i czuć.
- No Emily- powtórzyłem.
- Jaka Emily?- spytała już spokojniej.
- Kto to?!- usłyszałem krzyk jakiejś kobiety z oddali domu, ale to ani nie była Chels, ani jej mama, a co najgorsze to nie była Emily..
- Jakiś facet się o jakąś Emily pyta- już w ogóle nie zwracała na mnie uwagi tylko gadała z kimś na odległość.
- Dzień dobry- po chwili do drzwi podeszła pełna energii kobieta na oko miała 40 lat.
- Dzień dobry- odpowiedziałem.
- Czego pan szuka?- spytała przesłodzonym głosem.
- Swojej dziewczyny- powiedziałem pewny z grozą w głosie.
- Jeśli moja córka nie jest twoją dziewczyną to innej tu nie ma- rozglądnęła się ironicznie po holu, który był mi bardzo dobrze znany.
- Od kiedy przeszliśmy na TY?- spytałem podirytowany.
- Od kiedy zakłócił nam PAN życie- podkreśliła słowo PAN.
- Ojeju- zaśmiałem się- Zakłóciłem wam życie bo zapukałem w drzwi i powiedziałem kilka słów?- znowu się zaśmiałem- To co wy wampirami jesteście?
- To nie jest śmieszne!- warknęła, jakbym na prawdę zrobił coś zakazanego.
- Jasne..- przeciągnąłem i westchnąłem.
- Czego szukasz mów bo nie mam zamiaru się z tobą użerać- wysyczała.
- Emily Kelly. Znasz?- spytałem.
- Nie nie znam, ale ten dom odkupiłam od rodziny o takim nazwisku- powiedziała nieco spokojniej. Stałem wryty jak debil. To już nie jest ich dom? Jak to?
- Oni już tu nie mieszkają?- spytałem dla upewnienia.
- A widzisz ich tu?
- Okej, dzięki- rzuciłem.
- Idź stąd i nie wracaj- zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Była jakaś chora, nie wiedziałem, że już gnoi się ludzi za pukanie w drzwi, mogła jeszcze zadzwonić na policję i złożyć pozew o nękanie.
  Gdzie może być moja Emi? Wie ktoś? Zaraz na prawdę zacznę wywieszać jakieś ulotki. Nie ma jaj w domu, bo jakby to już nie jest jej dom, ale gdzie jest w takim razie? Jakiś musi mieć. Chciałem ją znaleźć i przytulić bardzo mocno, powąchać jej włosy i już nigdy nie wypuścić z ramion..już nigdy przenigdy w życiu. Jak mogłem ją zostawić i tak o po prostu stracić? Czemu ją zostawiłem? Czemu na to pozwoliłem? Gdybym mógł to zmienić, ona była by teraz przy mnie. Emi gdziekolwiek jesteś proszę poczekaj na mnie bo przyjdę po ciebie..obiecuję.
-----------------------------------------------------------
Na sam początek strasznie chciałam przeprosić za długą nieobecność.
Miałam teraz bardzo dużo w szkole i nie miałam czasu tego pogodzić,
ale dzisiaj przychodzę do was z rozdziałem..tak wiem, jest trochę krótki, ale
jak najszybciej postaram się dodać kolejny.
Piszcie mi w komentarzach jak wam się podoba, najbardziej zależy mi
na tym byście wyrażali swoją opinię <3
Miłego czytania.
Komentujecie-Motywujecie